- I shall write it in my diary tonight.
- What?
- That a burnt child loves the fire
The Picture of Dorian Gray, O. Wilde
Babka niegdyś powtarzała jej, że najpiękniejsze co posiada to dłonie, ewidentnie odziedziczone po matce. Wspominała, że są to dłonie pianistki - o długich, smukłych palcach, stworzone do precyzyjności i piękna - przestała jednak je wychwalać, kiedy okazało się, że w ruchach brak było jej gracji, a los poskąpił jej talentu muzycznego. Przypatrywała się wnuczce uważnie przez lata, ściągając brwi, starając się ignorować fakt, że z każdym rokiem coraz mniej przypomina swoją matkę, a coraz bardziej jego.
Miała przecież jego
oczy - szaro-granatowe jak letnie, pochmurne niebo, które zwiastuje
nadchodzącą burzę; uparte, milczące i przejmująco smutne spojrzenie,
które tworzyło barierę między rozmówcą a jego właścicielką, wwiercające
się w umysł i zapalające w nim czerwoną lampkę.
Miała jego uśmiech, a raczej półuśmiech - odważny, nieco bezczelny, uśmiech którego babka w niej nienawidziła, który przyprawiał ją wręcz o mdłości, uśmiech którego nie umiała wnuczki oduczyć i którego nie umiała zaakceptować.
Przede wszystkim zaś miała jego
podejście do życia - lekkie, niezobowiązujące i lekceważące; zbyt
często przyłapywała się na tym, że zapomina o uczuciach innych, za
często też łamała - często wręcz nieświadomie - zasady, bo przecież
zasady bywały po to, aby je łamać, a w najlepszym przypadku po to, aby
je omijać. Na wszystko był zawsze czas, na wszystko było również rozwiązanie, łatwiej było funkcjonować, wychodząc z założenia, że nie ma co się denerwować rzeczami, na które nie ma się wpływu.
Babka
patrzyła na nią i widziała w niej osobę, którą najbardziej kochała i
tę, której nienawidziła. Jakkolwiek więc by nie próbowała, dystans
między nimi rósł i w końcu przepaść między nimi stała się nie do
przeskoczenia, stały się dla siebie całkowicie nieznanymi osobami, dwoma
obcymi duszami mieszkającymi w okresie letnim pod tym samym dachem,
niezdolnymi do podjęcia ze sobą rozmowy, wykraczającej poza podstawowe
komendy, niezbędne do codziennego egzystowania.
Ale... Ale przecież jednak sobą się jest, nim się tylko bywa...
[ Cześć, dzień dobry :) Jakie piękne zdjęcie i jak pięknie napisana karta <3 Nigdy nie zgadłabym, że miałaś tak długą przerwę w pisaniu kart :) Maeve wydaje mi się niezwykle tajemniczą osóbką… Czarującą, ale tajemniczą. Tak zgrabnie przedstawiłaś historię jej rodziny, że aż chciałabym poczytać o niej trochę więcej :) Dowiedzieć się co takiego zaszło, że podobieństwo Maeve do ojca przyprawia jej biedną babcię o palpitację serca… Może jeszcze uchylisz kiedyś rąbka tajemnicy ;) Chętnie zaproszę Cię do wspólnego wątku, ale to dopiero niebawem, ponieważ moja Mer żegna się już z Hogwartem a ja planuję pojawić się z nową postacią :) Tymczasem życzę Ci ogromu dobrej zabawy i mnóstwa weny! ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[Jejku jak pięknie napisana karta *_* a sama postać owiana jest tajemnicą, którą tak bardzo chciałoby się poznać <3 No i jak się cieszę, że mam tu Krukonkę z tego samego roku co Effy, może by dało radę wymyślić z tego jakąś ciekawą relację :D już mi nawet świta jakiś pomysł :p w każdym razie bawcie się dobrze, tak jak moja poprzedniczka zupełnie bym nie powiedziała, że były jakieś przerwy w pisaniu... <3 w razie chęci zapraszam do Effy <3]
OdpowiedzUsuńEffy
[ Jeżeli tak udane karty powstają po dłuższej przerwie, to jestem naprawdę ciekawa jakie cuda tworzysz w rytmie pisania :) Zgadzam się z komentarzem powyżej – aż jest się ciekawym co takiego przeskrobał ojciec Maeve, że aż tak podpadł babce. Mam nadzieję dowiedzieć się może nieco więcej w wątkach, ale to zgłoszę się jak już zmienię postać, bo Alex już opuszcza grono uczniów Hogwartu, więc nie byłoby sensu z nim czegokolwiek ustalać. Dodam jeszcze na marginesie, że bardzo się cieszę powiększającym gronem Krukonów (zwłaszcza, że sama lada moment dezerteruję i miałam poczucie osłabiania ich). Mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić z Maeve i życzę wielu udanych wątków :) ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
[Cześć! Ona jest piękna i wygląda na artystyczną duszę, ale to chyba urok pół willi. ♥ Cherry ma podobnie, bo też jest bardziej podobna do ojca niż do matki i w sumie może to mogłoby je zbliżyć? Jeśli masz ochotę na wątek, to ja przyjmę Was z otwartymi ramionami!
OdpowiedzUsuńTymczasem życzę samych wspaniałych wątków i dużo weny. <3]
Cherry Greyback
[Generalnie to widzę u Cherry każdy rodzaj relacji, tylko nie neutralny. Dużo też zależy od tego czy Maeve jest czystej krwi, chyba nie znalazłam tej informacji w karcie?, albo po prostu jestem ślepa, o! Bo generalnie Cherry (póki co, bo możliwe że kiedyś zmieni swoje podejście) gardzi mugolakami i nie przepuści okazji by ich dręczyć i męczyć. :D
OdpowiedzUsuńJa piszę się w sumie na wszystko, ale patrząc na charakter Maeve mam wrażenie, że Cherry mogłaby ją polubić.]
Cherry
[Ależ jestem ciekawa, jaka historia kryje się za jej ojcem i dlaczego babcia aż tak bardzo nienawidzi podobieństwa wnuczki do jego osoby - mam nadzieję, że dasz się porwać na wątek i pozwolisz mi nieco bliżej poznać przeszłość rodziny Maeve. Bardzo ładnie napisana karta, szybciutko pochłonęłam jej treść, a samo zdjęcie idealnie dobrane i już na wstępie zdradza co nieco o charakterze postaci. Życzę duuużo weny i wciągających wąteczków :)]
OdpowiedzUsuńElias Collins
[Rany, jak ty przepięknie piszesz! <3 Karta jest cudowna, Maeve też. Coś czuję, że stary Nate sprzed wypadku mógłby się w niej zakochać. :D Jestem zafascynowany historią dziewczyny i relacjami w jej rodzinie. Jeżeli znajdzie się u Ciebie ochota to zapraszam do siebie i Nathana, a może coś razem wymyślimy.
OdpowiedzUsuńNiech wena Ci dopisuje! <3]
Nathan
[dziękuję za komplement, to wiele znaczy z ust tak uzdolnionej autorki :D moje pomysły nie są jakoś bardzo doprecyzowane, raczej chodzi mi po głowie coś takiego, że na początku swojej nauki w Hogwarcie się mocno przyjaźniły i były nierozłączne, ale tak jakoś na czwartym roku zaczęły się od siebie oddalać, Maeve pewnie wzbudzałaby spore zainteresowanie wśród osób płci przeciwnej, Effy... No Effy wzbudza różny rodzaj zainteresowania :p No ale zaczęłyby się oddalać, a głównie miałoby to związek z tym, że Effy odkryłaby powody swojej gorzkiej zazdrości o przyjaciółkę... No i teraz Effy trochę z Maeve bywa, trochę jej unika, boi się, że Maeve się czegokolwiek dowie i zacznie być jeszcze dziwniej... Tego typu kryzysy. A mogłyby się spotkać w ten sposób, że Effy wpadłaby na Maeve w jakiejś chwili jej kryzysu (nie wiem czy Maeve ma kryzysy) i mimo wszystko nie potrafiłaby jej zostawić. Maeve może być jedyną osobą, przy której Effy traciłaby swoją wyćwiczoną pewność siebie i zaczęłaby być niezręczna. Nie wiem, może Ty masz jakiś inny pomysł/wizję? :D ja się zawsze dostosowuję :D]
OdpowiedzUsuńEffy
[Super, nie mogę się doczekać <3 I dziękuję za zaczęcie :*]
OdpowiedzUsuńEffy
[Pewnie Cherry źle by zniosła jakąkolwiek krytykę z jej strony. Więc może załóżmy, że dziewczyny by się zaprzyjaźniły, a kryzys pojawiłby się dopiero wtedy, kiedy Maeve by zobaczyła, jaki Cherry ma stosunek do szlam? I mogłaby moralizować, że czystość krwi nie ma znaczenia, a Cherry próbowała by ją przekonać, że jednak jest inaczej? Co prawda nie wiem, czy doszłyby do jakiegoś porozumienia, czy wyszłaby z tego jakaś drama. XD]
OdpowiedzUsuńCherry
[Przy okazji odpisu dla Effy podglądnęłam nieco wasz wątek i wpadł mi do głowy pewien pomysł. Czy wspomniany przez 'kruczoczarną Ślizgonkę' ON to ktoś konkretny, już obsadzony w tej roli, czy np. mogłybyśmy wkręcić w to mojego Eliasa? Miałybyśmy takie mini powiązanie na start :) To oczywiście luźna propozycja, możemy zrobić też burzę mózgów, jeśli coś przychodzi Ci do głowy :)]
OdpowiedzUsuńElias
[ Dziękuję za miłe słowa, bo wyjątkowo nie lubię (a może też po prostu nie umiem?) tworzyć typowo stereotypowo zUych Ślizgonów, którzy są strasznie mroczni i przesiąknięci ideą czystej krwi. Zawsze wychodziłam z założenia, że całkiem przyzwoite osobniki z tego domu też wychodziły i warto akcentować ich obecność.
OdpowiedzUsuńO wątku pamiętam i nadal mam nadzieję na napisanie go. Wstępnie spytam czy coś Ci świta, nim sama zacznę kombinować :) ]
Jasper Rosier
[O, świetnie, czyli punkt zaczepienia już mamy :) Odezwiesz się do mnie na maila albo HG i dogramy szczegóły? - szwedzkafanka@gmail.com :)]
OdpowiedzUsuńElias
[przepraszam, że dopiero po czasie... Jakie piękne zaczęcie <3]
OdpowiedzUsuńDobrze pamiętała dzień, w którym poznała Maeve Marquand. Był to pierwszy dzień września, jeszcze ciepły, jeszcze słoneczny, jeszcze przyjemny. Effy stała wtedy dumnie wyprostowana i z zadartą głową okalaną dwoma grubymi, wściekle czerwonymi warkoczami, rozglądała się po Peronie 9 i 3/4 chłonąc jego każdy absolutnie szczegół. Odgłosy rozmów i pośpiesznie stawianych kroków, pohukiwania sów i trzepot skrzydeł, wydobywające się z pociągu obłoki pary i ludzi, ludzi, ludzi... Starała się wyglądać tak, jakby niczym dziwnym był fakt, że drobna jedenastoletnia dziewczynka stoi na peronie zupełnie sama, że nikt jej nie żegna i nie ściska. Że niczym dziwnym był fakt, że właśnie tego dnia, 1 września 2016 roku, miała oficjalnie rozpocząć nowe życie. Wtedy też ją dostrzegła.
Pierwsze co pomyślała to to, że nigdy nie widziała kogoś tak pięknego. Czegoś tak pięknego. Ta dziewczynka wyglądała jak spokojne, letnie niebo, takie, w które można się wpatrywać godzinami i nie myśleć o niczym innym jak o tym, że cudownie byłoby być jedną z przesuwających się po nim chmur.
Pamiętała, że wzięła głęboki oddech i podeszła do niej z szerokim uśmiechem i z absolutnym przekonaniem, jakby nigdy niczego nie była bardziej pewna, powiedziała:
- Cześć. Jestem Effy. Będziemy przyjaciółkami.
I faktycznie nimi były. Przez długi czas. Nierozłączne, choć różne jak ogień i woda. Effy uwielbiała Maeve. Kochała ją, tego była pewna zawsze.
Pamiętała też słowa, które jedna z niezbyt przyjemnych Ślizgonek skierowała do niej jakoś na trzecim roku:
- Nie przeszkadza Ci, Fitzgerald, że jesteś tą "brzydszą koleżanką"?
I choć to pytanie miało na celu jedynie dokuczenie jej, Effy zastanawiała się trochę nad odpowiedzią. W końcu jednak doszła do wniosku, że nie, nie przeszkadzało jej to wcale. Chłonęła z blasku Maeve, jej obecność napełniała ją szczęściem.
Ale potem Effy zaczęła jednak rozumieć trochę więcej.
Wszyscy mówili, że Effy zrobiła się zazdrosna. Że jednak jej przeszkadzało . Krążyły plotki, że Maeve odbiła jej chłopaka. Że się bardzo pokłóciły. Nic z tego nie było prawdą, przynajmniej nie tak, jak to przedstawiano. Ich kiedyś tak silna przyjaźń nie zerwała się z dnia na dzień. Effy się po prostu zaczęła odsuwać, stopniowo i powoli, a łącząca je więź równie stopniowo i powoli wycierała się, stając się ostatecznie ledwie wątłą nicią, wspomnieniem czegoś niezwykłego.
Nie oznaczało to jednak, że nie istniała w ogóle.
Effy nigdy nie przestała zwracać uwagi na Maeve. Nigdy nie przestała jej obserwować. Nigdy nie przestała robić ukradkowych zdjęć, które potem wklejała do swojego skrzętnie ukrywanego albumu. Nigdy nie przestała rozszyfrowywać każdego, choćby najmniejszego gestu, znajdywać prawdę w tym, co Maeve chciała ukryć.
Nic więc dziwnego, że widziała, jak dziewczynę ogarnia panika, smutek, złość... Jak uciekała przed ludźmi, może nawet też przed samą sobą. Effy nie potrafiła za nią nie pójść.
Odnalazła Maeve siedzącą samotnie na astronomicznej wieży, z dala od wszystkich szeptów i spojrzeń. Effy stanęła u progu wejścia nie wiedząc za bardzo co robić dalej.
Usuń- Maeve? - Zaczęła niepewnie. - Ja... Przepraszam. Pewnie przyszłaś tu by być sama więc ja mogę sobie zaraz iść. W sumie mogę też zostać, nie ma żadnego problemu, w końcu pomyślałam sobie, że może chciałabyś porozmawiać, ale możesz też wcale nie chcieć rozmawiać, ja po prostu zobaczyłam, że... że chyba spotkało Cię coś nieprzyjemnego ze strony Harriet i... Nie wiem do końca co ona takiego powiedziała, cokolwiek powiedziała to nie powinnaś się tym przejmować, bo wiesz, to jest Harriet Blishwick i ona lubi być nieprzyjemna z zasady... Ale oczywiście masz też prawo się przejąć tym co powiedziała, bo masz prawo do wszystkich swoich emocji i tak dalej, ja po prostu... Ja po prostu może przestanę mówić.
Ugryzła się w końcu w język i wbiła wzrok w końcówki swoich srebrnych, brokatowych trampek.
- Pomyślałam sobie, że może potrzebujesz kogoś kto... Może potrzebujesz mnie - podsumowała nadal nie podnosząc wzroku. - Więc przyszłam.
Effy