Choć nie chcę budzić się, nie umiem spać. Świat dziwny jest jak sen, a sen jak świat.

Aurora Tardieu
"Zaczynam spadać w dół [...] Myślę sobie — zaraz obudzę się. Lecz im bardziej spadam, tym bardziej widzę, że to wszystko chyba nie jest sen."
Urodzona 21 czerwca 2005 w Étretat, na północy Francji. Czarownica czystej krwi z rodu Tardieu, który od pokoleń należy do francuskiej śmietanki towarzyskiej przez wzgląd na zdolności wróżbiarskie. Pierwsza kobieta w rodzinie z talentem jasnowidzenia, o czym jednak nie ma w zwyczaju rozpowiadać na prawo i lewo. Przedostatni rok dumnie nosi barwy Slytherinu i przewodniczy kołem astrologicznym, jednocześnie jak ognia unikając zajęć z wróżbiarstwa i uparcie ignorując zaproszenia do Klubu Ślimaka. Posługuje się dziesięcio calową różdżką z leszczyny i włosa z ogona jednorożca. Za patronusa ma wątłusza srebrzystego, a boginem jest mgła. Młodsza siostra bliźniaczka dawno zaginionego brata.

Mówiono, że wszystko zaczęło się od gwiazd, jednak nawet one nie wskazywały na to, że przyjdzie na świat. Przepowiednia przez pokolenia krążąca po rodzie Tardieu opowiadała o synu, złotowłosym chłopcu z oczami niczym szmaragdy, które będą widziały więcej, niż ktokolwiek śmiałby sobie wyobrazić. Ale nigdy nie wspomniano o córce z włosami w kolorze kruczej czerni i oczami lśniącymi srebrem niczym rozgwieżdżone niebo. Dlatego, kiedy wszyscy członkowie rodziny tłoczyli się przy chłopcu, niemowlęciu krzyczącym w niebogłosy i prężącym się na dłoniach położnika, ona przyszła na świat w ciszy i samotności, nie wyczekiwana przez nikogo.
Nie lubiła być w centrum uwagi, dlatego też nigdy nie skarżyła się na dorastanie w cieniu brata. Zawsze szła o krok za nim, pozwalając mu zgarnąć swoją osobą całą uwagę, a sama trzymała się na uboczu, by uważnym wzrokiem obserwować bieg wydarzeń dookoła. Słowa wypowiedziane w jej kierunku słuchała w skupieniu i chłonęła całym serce, nie odzywając się jednak za wiele, a kiedy już to robiła, zawsze wiedziała, co powiedzieć. Zamiast bawić się z rówieśnikami wolała schować się w szafie z nosem wetkniętym w książkę o astrologii, otulając się zapachem futer i starego drewna, a z tradycyjnych rodzinnych obiadów wymykała się niepostrzeżenie jeszcze przed deserem i studiowała wyblakłe mapy nieboskłonu na zakurzonej podłodze strychu. Zimą spacerowała długie godziny, pozwalając by mróz osiadał subtelnie na jej bladej skórze, a lato spędzała między chłodnymi murami rezydencji, byle dalej od słońca. Nocą, kiedy nie mogła zasnąć, wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo za oknem, a kiedy przypadkowo dostrzegła swoje własne spojrzenie odbijające się w szybie rozmyślała, czy będzie taka już zawsze.
Po wielu latach, za każdym razem, kiedy spogląda w lustro ma wrażenie, że nie zmieniło się w niej absolutnie nic. A czasami, że może jednak zmieniło się wszystko.
dodatkowe – powiązania

27 komentarzy:

  1. [Cześć! Wpadam do Was, bo udało mi się wyśledzić panią ze zdjęcia: klik. Niestety nie odnalazłam imienia i nazwiska, ale zawsze to parę fotek więcej. :) Bawcie się dobrze!]

    A. L. Lestrange z roboczych

    OdpowiedzUsuń
  2. [Francja <3 Uwielbiam ich język i kulturę, więc na dzień dobry musiałam się pozachwycać jej pochodzeniem. Zdjęcie idealnie pasuje do jej charakteru i całokształtu, po opisie właśnie tak bym ją sobie wyobrażała. Koniecznie chodź na wątek, ślizgoni muszą trzymać się razem! ❤]

    Elias Davies

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jestem niezmiernie ciekawa co takiego stało się z jej bratem i w jakich okolicznościach zaginął!
    Gdzie są kłopoty, tam jest i Malfoy, więc chętnie uwikłamy Aurorę w jakieś tarapaty.]

    Scorpius Hyperion Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  4. [Po wątek już zgłosiłam się do Dominique, a tutaj wpadłam tylko zostawić link do instagrama pani ze zdjęć: klik. :)]

    OdpowiedzUsuń
  5. Obserwował ją kątem oka, skupiając się przy okazji na rozmowie z siedzącymi z nim przy stole przyjaciółmi. Mijały kolejne lata, on wciąż pozostawał na tyle uparty i nieugięty, aby mimo całej swej sympatii do Aurory, unikać jej jak ognia i trzymać się od niej z daleka. Nie miał pewności, czy słowa, które wypowiedziała podczas ich ostatniej kłótni były prawdziwe, czy padły jedynie w nerwach, ale w jednym miała wtedy rację, przynosił pecha i nie powinien trzymać się blisko tych, na których naprawdę mu zależy. Życie niejednokrotnie pokazało mu, że jedynie krzywdzi tych, których lubi lub do których czuje coś więcej, niż zwykłą sympatię, a ostatnie, czego potrzebował, to śmierć siostry swojego niegdyś najlepszego przyjaciela. Miał wyrzuty sumienia, że mu wtedy nie pomógł, że go przy nim nie było, że jego myśli krążyły jedynie wokół pocałunku z Aurorą i naprawdę wiele by oddał, aby cofnąć czas i wszystko naprawić. Niejednokrotnie łapał się na tym, że wypytuje wspólnych znajomych o to, co aktualnie dzieje się w życiu Aurory, sam także często musiał się ugryźć w język i mocno ze sobą walczyć, aby do niej nie podejść, ale pozostawał w tym nieugięty, wiedząc, że zadawanie się z nim nie przyniesie jej nic dobrego. Widząc, że dziewczyna pojawiła się na sali, rzucił w stronę kumpli, że musi iść do toalety i szybko poderwał się z miejsca, kierując się w stronę wyjścia akurat wtedy, kiedy woda wylądowała na rękawie szaty Tardieu. Zatrzymał się zaraz za drzwiami, opierając czoło o chłodną ścianę i biorąc przy tym kilka głębszych oddechów. Każde spotkanie z nią budziło jednocześnie najpiękniejsze i najgorsze wspomnień i miał nadzieję, że wraz z biegiem roku szkolnego, uda mu się jej unikać na tyle, aby jak najrzadziej łapać z nią kontakt wzrokowy.
    - Ja pierdole…- mruknął pod nosem, słysząc za sobą jej głos i czując charakterystyczny zapach jej perfum. Wyszedł z pomieszczenia, aby zresetować myśli i zapomnieć o chwili kontaktu wzrokowego, który udało im się złapać, kiedy dziewczyna weszła do sali, ale niestety, jak na ironię, wpadł niczym zwierzyna w sidła i nie miał przed sobą żadnej drogi ucieczki. Nie rozumiał, czego dziewczyna od niego chce i po co znów próbuje z nim porozmawiać, zwłaszcza, że za każdym razem był dla niej równie wredny i opryskliwy, co zresztą nigdy nie było łatwe i co zawsze później musiał odreagować, znęcając się nad biednymi kumplami z roku.
    - Rozmawiać? Od kiedy ty chcesz ze mną rozmawiać? Nie, poprawka, ja nie chcę z tobą rozmawiać – rzucił oschle, nie odrywając przy okazji wzroku od ściany. Miał nadzieje, że choć ten rok będzie łatwiejszy, ale najwyraźniej nie udało mu się jednak pogodzić z utratą przyjaciela, a przy okazji ciągłą obecnością w szkole jego siostry – Czego chcesz Aurora? Zamierzasz popełnić samobójstwo i potrzebujesz kogoś, kto przerzuci na ciebie swoją klątwę? Dałaś mi jasno do zrozumienia, że właśnie tym dla ciebie jestem, chodzącym nieszczęściem – syknął, odwracając się w końcu w jej kierunku i wzruszając bezradnie ramionami. Od tamtej pory nie mieli okazji szczerze ze sobą porozmawiać, ale nie zamierzał robić tego dzisiaj, zwłaszcza, że nie był na to mentalnie przygotowany.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie pokazywał emocji, zawsze starał się zachować kamienną twarz i z dumnie uniesioną głową przemierzał korytarze szkoły, budząc przy tym postrach, ale i uznanie w oczach innych, zwłaszcza młodszych uczniów. Od dziecka uczono go, że tylko słabi mają uczucia, życie to gra interesów, należy się kierować tylko i wyłącznie własnym dobrem, nie zważając przy tym na innych. Przyjaźń z Aurorą i jej bratem pokazała mu zupełnie inny świat, ciepło i miłość, których nigdy nie doświadczył i które były dla niego tak obce i nowe, że często nie do końca wiedział, jak ma sobie z tym poradzić. Dzięki tej dwójce czuł, że naprawdę żyje, a zniknięcie przyjaciela sprawiło, że jakaś cząstka dobroci umarła w nim na zawsze, na nowo czyniąc z niego oschłego, oziębłego i niedostępnego dla innych chłopaka, którego lista wrogów zdecydowanie była o wiele dłuższa niż przyjaciół.
    - Skoro jest dla ciebie jasny, po co w ogóle próbujesz ze mną rozmawiać? Masz coś z głową, że sama sobie przeczysz? – uniósł pytająco brew, krzyżując przy okazji ramiona na wysokości klatki piersiowej. Walczył ze sobą, aby nie ulec i nie powiedzieć jej tego, co naprawdę myśli, ale z każdą kolejną minutą udawanie obojętności i oziębłości w stosunku do niej było coraz trudniejsze. Już dawno nie chował urazy za słowa, które wcześniej padły, nie mógł jednak pozwolić, aby klątwa, o której ona sama także wtedy wspomniała, zadziałała także i na nią. Zdecydowanie wystarczyło już jedno zniknięcie członka rodziny Tardieu.
    - Ty i te twoje głupie wizje, nawet nie wiem, czy kiedykolwiek w ogóle istniały i były prawdziwe – prychnął, choć doskonale wiedział, że dar, jaki posiadała Aurora był autentyczny i sam niejednokrotnie był świadkiem chwil, podczas których widziała wydarzenia z przyszłości. Najwyraźniej wystarczyła niewielka ilość wody, jaka wylądowała na jej rękawie, aby w jej głowie ukazały się obrazy, a konkretnie mecz, podczas którego miał według jej wizji doznać wypadku.
    - To twój sposób na ściągnięcie na siebie uwagi? Wszyscy wiedzą, że nie uratowałaś brata, że nie uprzedziłaś nikogo o tym, co wcześniej widziałaś, każdy szepcze o tobie po kątach, nie masz nikogo, kto chce się z tobą przyjaźnić i właśnie dlatego szukasz usilnie uwagi – warknął, wyrzucając z siebie potok słów, których cholernie żałował, a których niestety nie dało się już cofnąć – Źle trafiłaś, ty i ja już dawno nie istnieje, nie jesteś ani moją dziewczyną, ani nawet koleżanką, więc uszanuj to, o co prosiłem i zachowuj się tak, jakbyśmy nigdy w życiu się nie poznali – dodał, kontynuując swoją grę, która raniła jego serce równie mocno, co stojącej naprzeciwko niego Aurory. Odetchnął z ulgą, kiedy odeszła dalej i choć chciało mu się krzyczeć z rozpaczy, zachowywał kamienną twarz, co jakiś czas uciekając wzrokiem w podłogę, aby przypadkiem nie zauważyć jej łez, jeśli te w ogóle by się pojawiły.
    - A ja myślę, że nadal mimo wszystko nie chcę cię w ogóle znać – podsumował, przeczesując dłonią włosy. Wystarczyło, żeby się przed nią otworzył, powiedział co tak naprawdę myśli, co czuje, zwyczajnie ją przytulił i zapewnił, że zrobi wszystko, aby jej brat się odnalazł. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić, nie może ulec i zmięknąć, musi nadal dla jej dobra zrobić wszystko, aby trzymała się od niego z daleka i nie podzieliła losu brata.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuł, że jego nogi robią się coraz cięższe, a nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej dawał znać o silnych emocjach, jakie nim targały. Jej słowa niczym sztylet rozdzierały go od środka, a łamiący się głos sprawiał, że miał ochotę zamknąć ją w niedźwiedzim uścisku i długo nie wypuszczać z silnych i bezpiecznych ramion. Nie chciał jej ranić, ale nie miał innego wyjścia, skoro sprowadził nieszczęście na jej brata, równie dobrze i na nią mógł ściągnąć niepotrzebne niebezpieczeństwo, lub co gorsze śmierć. Zawsze była dla niego ważna, a słowa, jakie wypowiedziała na odchodnym świadczyły o tym, że i on nie pozostawał jej obojętny. Powinien być dla niej oparciem, wsparciem w trudnych chwilach po tym, jak jej brat zniknął, a zamiast tego jedynie pogłębiał jej cierpienie, wypowiadając w jej kierunku słowa, które nie chciały mu przejść przez gardło. Obserwował, jak odchodzi i nie zrobił z tym kompletnie nic. Nie ruszył za nią, nie powiedział jej prawdy na temat tego, dlaczego traktuje ją w ten sposób, po prostu stał jak kołek, zamiast podbiec do niej i delikatnie otrzeć lecące po rozgrzanych policzkach łzy. Otworzył usta, ale zamiast krzyku, wydobył się z nim niemalże niemy szept "mi też na tobie zależy", którego nie był w stanie dosłyszeć nikt, zwłaszcza będąca już w znacznej odległości Aurora. Wpatrywał się w jej znikające za zakrętem szaty i nie zrobił nic, stał bezruchu jeszcze przez dobre kilka minut, a później zaciskając dłonie w pięść, wrócił do dormitorium, przy okazji wyładowując złość na spotkanych po drodze przypadkowych uczniach.


    Od ich ostatniej rozmowy minęły ponad dwa tygodnie, zdążył już więc zapomnieć o jej przepowiedni, tym bardziej, że był to jeden z istotniejszych meczy w sezonie i nawet jeśli miałoby mu dziś grozić jakieś niebezpieczeństwo, nie zamierzał odpuścić. Od rana niebo było zachmurzone i padał rzęsisty deszcz, pogoda nie rozpieszczała więc graczy i wymagała od nich maksymalnego skupienia. Podczas każdych rozgrywek dawał z siebie wszystko, zwłaszcza, że jako kapitan drużyny, wymagał od innych pełnego profesjonalizmu i sumiennego podejścia do treningów. Trybuny robiły się coraz bardziej zatłoczone, a to oznaczało, że mecz ma rozpocząć się lada moment. Już od pierwszych minut grał pewnie i agresywnie, chcąc na początku zdobyć przewagę i ośmieszyć tym samym nieco przeciwnika. Wystarczyły ułamki sekund, aby zderzył się z obrońcą drużyny Krukonów i było to ostatnie, co pamiętał, kiedy ocknął się w szpitalnym skrzydle.
    - Jeśli wpatrywanie się w krople deszczu sprawia, że masz tak depresyjny nastrój, lepiej znajdź sobie inne zajęcie - usiadła obok niej jej przyjaciółka, wsuwając przy okazji kosmyk jej opadających na czoło włosów za ucho - Elias miał wypadek podczas meczu, nieźle się poturbował, zabrali go od razu do pielęgniarki...- spojrzała na nią niepewnie, wiedząc, że Aurora niegdyś przyjaźniła się z Davisem, a ostatnio jego nazwisko coraz częściej padło z jej ust podczas rozmów z bliskimi jej osobami - Na szczęście podobno szybko odzyskał przytomność, mam nadzieje, że skończy się na kilku zaklęciach i nic poważnego mu się nie stało - westchnęła, bo choć nie znała go osobiście, wypadek wyglądał na tyle paskudnie, że większość obecnych na trybunach osób była mocno przejęta dalszym losem kapitana Ślizgonów.

    Elias i koleżanka

    OdpowiedzUsuń
  8. Moment wypadku pamiętał, jak przez mgłę i wszystko zlewało mu się w jakieś niezrozumiałe obrazy. Nie wiedział, kiedy i kto przetransportował go do Szpitalnego Skrzydła, a kiedy odzyskał w nim w końcu przytomność, czuł jedynie okropne zawroty głowy i gorzki posmak fiolek, które jedną po drugiej wlewała mu do gardła pielęgniarka. Poruszył szybko palcami u rąk i stóp, aby upewnić się, że nie nabawił się żadnego poważnego urazu i odetchnął z ulgą, kiedy nie dostrzegł ani nie wyczuł żadnego złamania. Prawa ręka na temblaku nie zwiastowała co prawda niczego dobrego, ale miał nadzieję, że uda się to wszystko jakoś szybko i sprawnie naprawić za pomocą zaklęcia i nie będzie musiał robić sobie żadnej przerwy od gry. Obserwując rękę przekręcił głowę w kierunku drzwi i dostrzegł w oddali sylwetkę Aurory. Światło nadal mocno go oślepiało, nie był więc pewien, czy dziewczyna faktycznie tam stoi, czy jego poturbowany po upadku mózg płata mu właśnie jakieś figle. Podczas ich ostatniego spotkania nie potraktował jej zbyt dobrze i miał wyrzuty sumienia, że nie pobiegł za nią, kiedy wyznała, że jej na nim zależy. Dla jej dobra trzymał ją na dystans i chronił przed klątwą, która z pewnością spadła przez niego na jej brata, ale skoro dziewczyna nie miała pojęcia dlaczego jest dla niej taki oschły, jedynie jeszcze bardziej ją krzywdził i zamierzał z nią w końcu szczerze o tym porozmawiać. Obraz Aurory robił się coraz bardziej wyraźny, a kiedy doszedł do niego także dźwięk jej głosu, jasnym było, że nastolatka faktycznie tutaj jest i nie jest to wytwór jego wyobraźni. Ostrzegała go przed tym wypadkiem, a on jej nie posłuchał, wiedziała, że coś się stanie i naprawdę mogło dojść do tragedii, gdyby nie ostrzegła przed tym nie tylko jego, ale i personel medyczny. Z słów pielęgniarki jasno wynikało, że to dzięki niej o wiele szybciej stanie na nogi, a troska o jakiej wspominała, rozczuliła nawet kogoś o tak kamiennym sercu, jak on.
    - Czy może nas pani zostawić na moment samych? - wbił błagalne spojrzenie w pielęgniarkę, bo nie zamierzał rozmawiać z Aurorą w jej towarzystwie i być później przez to na ustach innych uczniów. Nie lubił plotek, a te łatwo mogły się zrodzić, zwłaszcza, gdyby kobieta zaczęła wszystkim rozpowiadać o tym, jak Tardieu się o niego troszczyła i co gorsze wrobiłaby ich jeszcze jakiś związek. Odetchnął z ulgą widząc, jak kobieta ze zrezygnowaniem się oddala, dając im nieco przestrzeni i prywatności o którą przed chwilą zabiegał. Ponarzekała sobie pod nosem, niby to od niechcenia, ale tak, żeby jej niezadowolenie było słyszalne dla ich uszu.
    - Znienawidzi mnie później za to, oby tylko mnie nie uśmierciła - uśmiechnął się delikatnie, podnosząc się powoli do do pozycji siedzącej i opierając głowę o ramę łóżka - Dlaczego to zrobiłaś Arr? - uniósł pytająco brew, przy okazji zdrabniając jej imię w sposób, jaki zawsze zwracał się do niej jeszcze przed zaginięciem jej przyjaciela - Dlaczego po tym, jak cię wtedy potraktowałem i co ci powiedziałem, dałaś znać innym o swojej wizji i mnie uratowałaś? - uzupełnił swoje pytanie, na wszelki wypadek wyjaśniając o co mu konkretnie chodzi. Miała go nienawidzić, a nie się o niego troszczyć i po tym, co wtedy usłyszała, nikt inny za pewne nie chciałby mieć z nim w ogóle do czynienia, co więcej, powinna się wtedy cieszyć, że spadł z miotły i mocno go poturbowało.
    - Nie możesz być dobra i miła dla ludzi, którzy cię krzywdzą. To trochę tak, jakbyś chciała popełnić samobójstwo. Działam na ciebie jak destrukcja, po co chcesz mieć ze mną cokolwiek wspólnego i tutaj przychodzisz? Jesteś niezrównoważona psychicznie? - zadał kolejne pytanie, wstrzymując się na razie z wyjaśnieniami swojego podłego zachowania. Musiał spróbować nadal trzymać ją na dystans i sprawić, żeby w końcu dała mu spokój. Było to dla niego cholernie bolesne, ale naprawdę robił to dla jej dobra. Pierwszy raz w życiu robił coś dla kogoś, nie dla siebie i bał się, że wkrótce jednak ulegnie i wyzna jej prawdę, zwłaszcza, że uchodził za rosowego drania i egoistę.

    Elias ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. To, że traktował ją w ten sposób nie do końca była jego decyzją. Robił to wszystko, aby trzymała się od niego z daleka i nie ściągnął więcej nieszczęść na jej rodzinę, ona jednak uparcie dążyła do tego, aby to siebie, a nie jego przedstawić w jak najgorszym świetle, co tylko jedynie jeszcze bardziej go podjudzało.
    - Przestań w końcu przypisywać całą winę sobie, nikt przecież ci tego nie zarzuca – westchnął, sycząc cicho pod nosem i podnosząc się powoli do pozycji siedzącej – To co się wtedy wydarzyło nie miało z tobą nic wspólnego, odpuść w końcu i przestań żyć przeszłością – dodał, podnosząc nieco ton głosu. Wystarczyło, że on musiał dźwigać brzemię rodzinnej klątwy i tak naprawdę to przez niego brat Aurory zaginął. Miał nadzieję, że dziewczyna w końcu odpuści i przestanie się tak przejmować, dawniej była bardziej radosna i spontaniczna, brakowało mu w jej spojrzeniu tej dawnej iskry i optymizmu, którym zarażała go na każdym kroku.
    - Nie da się tego jakoś wyłączyć? Nie ma możliwości, żebyś przestała widzieć przyszłość? – uniósł pytająco brew, a nawet jeśli wygłupił się tym pytaniem, wolał poznać odpowiedź i rozjaśnić sobie nieco sytuację. Nigdy nie uważał zbytnio na lekcjach, nie wnikał w tego typu sprawy, a kto wie, magia potrafiła być naprawdę potężna i być może istniało jednak zaklęcie, które ściągnęłoby to przekleństwo z Aurory. W jej przypadku dar przewidywania przyszłości nie przynosił niczego dobrego, nawet jeśli dzięki temu uratowała mu dzisiaj życie i być może nie był jedynym, którego przez to ocaliła.
    - Dlaczego? Co niby miałoby mnie przez ciebie spotkać? Zresztą, dlaczego w ogóle mnie tak traktujesz? To, co łączyło nas w przeszłości, nigdy już nie wróci, mówiłem ci przecież, że nie powinniśmy mieć ze sobą nic wspólnego. Daj mi w końcu żyć i przestań mnie prześladować, ciągle za mną łazisz, zajmij się swoim życiem – warknął stanowczo, uciekając przy tym wzrokiem, aby nie zdradzić swoim spojrzeniem swoich prawdziwych zamiarów. Podobnie jak ona, on także robił wszystko, aby ją chronić, a każde zbliżenie do jego osoby, dla wszystkich kończyło się tragicznie.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie rozmawiali ze sobą od czasu, kiedy odwiedziła go w skrzydle szpitalnym i choć czuł, że mają sobie sporo do wyjaśnienia, starał się za wszelką cenę jej unikać. Obserwował ją ukradkiem, wypytywał o nią ich wspólnych znajomych, nie miał jednak odwagi, aby spojrzeć jej w oczy i powiedzieć prawdę. Od dziecka żył w przekonaniu, że krzywdzi tych na których mu zależy, zniknięcie jej brata nie mogło być więc przypadkowe i na pewno i za nie to właśnie on odpowiadał. Od wypadku kiepsko sypiał, starał się po sobie pokazać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale budził się co chwilę, mając wrażenie, że spada w dół i jego ciało roztrzaskuje się na drobne kawałki, nawet jeśli wrócił do treningów i udawał, że wypadek nie zostawił żadnego śladu na jego psychice. Wiedział, co robić, aby nie dać się przyłapać na nocnym krążeniu bez celu po korytarzach, lata praktyki w tych murach sprawiły, że najstarsi uczniowie bez trudu byli w stanie obchodzić regulamin i bezkarnie łamać co najmniej kilka obowiązujących tutaj zasad. Zresztą, jego rodzina była na tyle wpływowa, że nawet jeśli zaliczył przez nieuwagę jakąś wpadkę, wszystko szybko zostało zamiatane pod dywan. Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo chłodny, a kłębiące się za oknami chmury wskazywały na nadchodzący deszcz. Pogoda ostatnio dawała się wszystkim we znaki i miał nadzieję, że w końcu nadejdą słoneczne dni, zwłaszcza, że przy przejrzystym niebie nieco mniej bał się trenować. Narzucił na siebie szaty i upewniając się, że pozostali smacznie śpią, wymknął się na korytarz, idąc na oślep przed siebie, bez żadnego konkretnego celu i kierunku. Słysząc dobiegający w pobliżu dźwięk wody zawahał się przez moment, zaryzykował jednak i udał się bliżej źródła, znajdując się tym samym w łaźniach.
    - Aurora? – uniósł pytająco brew, a na jego twarzy malowało się wyraźne zdziwienie. Była ostatnią osobą, jaką spodziewał się tutaj spotkać, zwłaszcza, że kojarzył ją jak dotąd z kimś, kto ulegle stosuje się do panujących reguł i zasad. Obstawiał, że to któryś z jego niesfornych kumpli lub jakiś duch, jeśli wiedziałby, że to ją tutaj spotka, za pewne poszedłby w przeciwnym kierunku.
    - Co ty tutaj robisz o tej porze? – dodał, choć to pytanie było właściwie retoryczne. Wiedział, że za wszelką cenę chciała przypomnieć sobie wydarzenia z czasów zniknięcia jej brata, teraz za pewne też próbowała przywołać jakieś wizje, miał jednak nadzieje, że jest na tyle rozważna i rozsądna, że nie zamierzała przepłacić tego własnym zdrowiem i życiem.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  11. Poczuł jedynie gwałtowne szarpnięcie i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, sam wylądował w wodzie. Nie podobało mu się to, co robiła, ryzykowała swoim życiem dla głupich wizji, które nikomu nie były w stanie przywrócić życia, a nawet jeśli, on i jemu podobni i tak nie potrafiliby tego docenić. Przeklął pod nosem i złapał ją pod ramionami tak, aby jej głowa znalazła się ponad powierzchnią wody, ratując ją tym samym przed dalszą walką z taflą i być może rychłym utonięciem.
    - Zwariowałaś! – krzyknął, obdarowując ją przy okazji wściekłym spojrzeniem. Ostrzegał ją wielokrotnie, że nie powinna tego robić, ale najwyraźniej była uparta jak osioł i za nic miała sobie uwagi innych. Pochylił się bliżej w jej kierunku, odgarniając z jej twarzy mokre kosmki włosów. Jej rodzinie wystarczyła już jedna tragedia, nie rozumiał dlaczego na siłę szukała problemów i nie przestała ignorować wizji. Ciągle miał w głowie to, co mu wtedy powiedziała, chciał nawet wybiec za nią ze skrzydła szpitalnego, ale ból uniemożliwił mu gwałtowne ruchy, przez co wiele spraw między nimi wciąż pozostawało niewyjaśnione.
    - Dlaczego nie odpuścisz? Chcesz zrobić sobie krzywdę? Nie odzyskasz w ten sposób brata – dodał już nieco spokojniej, choć wściekłość nadal rozdzierała go od środka – A co, jeśli by mnie tutaj nie było? Utopiłabyś się! – mruknął, żywo przy tym gestykulując i wychodząc przy okazji z wody. Miał nadzieję, że nikt ich tutaj nie nakryje, zwłaszcza, że najpierw ona krzyczała, a teraz on mówił mocno podniesionym głosem, nie robiąc sobie nic z ciszy nocnej i problemów, jakie mogłyby ich czekać. Dostał już w tej szkole niejeden szlaban, ale ostatnio miał na pieńku z ojcem i nie uśmiechało mu się zostawać po lekcjach, tylko dlatego, że Aurora miewa tak głupie pomysły jak ten.
    - Czy ja muszę cię od teraz pilnować na każdym kroku? Tego chcesz? Mam cię niańczyć jak uparte dziecko? – wyrzucił z siebie szereg pytań, sugerując jej tym samym, że nie zamierza tak łatwo odpuścić i zadba o to, aby wybić jej durne pomysły z głowy. Przed zaginięciem jej brata łączyła ich silna wieź i choć starał się robić wszystko, aby o nim zapomniała, los tak czy inaczej uparcie stawiał ich na swojej drodze, a on czuł tym samym, że nie ucieknie od klątwy i prędzej czy później i tak ściągnie kolejne nieszczęście na rodzinę Aurory. Zmierzwił dłonią włosy, strzepując z nich nadmiar wody i z wyraźnym grymasem na twarzy zrzucił z siebie wierzchnie szaty, które na skutek jego niespodziewanego wylądowania w wodzie, nie nadawały się do noszenia i wymagały użycia zaklęcia, które powinno błyskawicznie je wysuszyć.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć, zaintrygował mnie zaginiony brat Aurory. Jest postacią do przejęcia? Zostawiam mail:

    pozytywistyczny.romantyzm@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszył się, że udało mu się ją uratować i nie doszło tym samym do żadnej tragedii. Aurora miewała ostatnio głupie pomysły i obiecał sobie, że zacznie mieć na nią częściej oko, zwłaszcza, że przez ciążącą na nim klątwę była dodatkowo narażona na niebezpieczeństwo. Obserwował, jak wypluwa resztki wody z płuc i okrył jej ramiona leżącym w rogu ręcznikiem.
    - Od kilku lat nie ma żadnych wieści na jego temat, ślad po nim zaginął, czego więc można się spodziewać? – rzucił, choć nie chciał jej jeszcze bardziej dobijać. Stracił nadzieję, że jej brat jeszcze kiedykolwiek pojawi się w ich życiu, jakiś czas temu uznał go za zmarłego i nie wierzył już w to, że chłopak może być cały i zdrowy, nie po tak długim okresie bez żadnych wieści. Mathieu miewał różne głupie pomysły i kto wie, czy sam nie ściągnął na siebie jakiegoś śmiertelnego niebezpieczeństwa. Ewentualnie oberwało mu się za to, że się przyjaźnili, ale o tym starał się nie myśleć i wypierał fakt, że ciążąca na nim klątwa może mieć związek z tym tajemniczym i niespodziewanym zaginięciem.
    - To, że mnie straciłaś, przemawia akurat na twoją korzyść – westchnął, opierając głowę o chłodną ścianę i biorąc kilka głębokich oddechów. Nie było go przy niej, kiedy tego najbardziej potrzebowała, ale jeśli nie zerwałby tej znajomości, prawdopodobnie podzieliłaby los brata. Wiedział, że ukrywanie tego sprawi jej jeszcze większy ból, musiał więc w końcu się przełamać i wyznać jej całą prawdę. Powiedzieć o tym, że to nie ona, a on jest problem, że robi to wszystko dla jej dobra i gdyby mógł, jeszcze dzisiaj pojechałby do ich rezydencji, aby porozmawiać z jej rodzicami i wykrzyczeć im prosto w twarz, jak bardzo nie podoba mu się to, do jakiego stanu doprowadzili swoją córkę. Zawsze faworyzowali Mathieu, a nawet kiedy chłopak zniknął, kompletnie nic się w tym kierunku nie zmieniło.
    - Nie pokładaj nadziei w kimś mojego pokroju, przecież wiesz, że stanowimy dwa różne światy – dodał zrezygnowany, nawiązując tutaj nie do statutu społecznego czy czystości krwi, bo te były u nich akurat pokrewne, a podejścia do życia i ludzi. Elias traktował wszystkich z góry, był zwykłym chamem, kiedy Aurora wręcz przeciwnie, przynajmniej do czasu, kiedy Matt nie zniknął i nie zabrał tym samym wszystkiego, co świadczyło o dawnym życiu i promyczku, jakim była Aurora.
    - W tej szkole są tysiące uczniów, dlaczego akurat ja? Nie możesz znaleźć sobie kogoś innego? Kogoś, kto o ciebie zadba? Na pewno znajdzie się mnóstwo chętnych, którzy zabawią się w twojego super bohatera – podsumował, znów przybierając ten oschły i obojętny wyraz twarzy, nawet jeśli jego serce rozpadało się właśnie na miliony kawałów. Jeśli wyzna jej prawdę, ona zignoruje klątwę i wpakuje się w jeszcze większe bagno, niż to, w którym obecnie się znalazła, bliska relacja z nim by ją zabiła, a na to nie mógł pozwolić, nawet jeśli już pośrednio zabijał ją swoim zachowaniem i podejściem do niej.

    ON

    OdpowiedzUsuń


  14. Przyjemny, chłodny wiatr muskał jego policzki, kiedy niepewnym krokiem podążał w stronę mosiężnych drzwi ich rezydencji. Doskonale zapamiętał zapach kwitnących wokół domu krzewów, które o tej porze roku roiły się od kwiatów. Pełnia księżyca rozświetlała mu drogę, niejako dodatkowo potęgując dreszczyk emocji. Tęsknił za domem, za rodzicami, bał się jednak ich reakcji i tego, co zostanie po trzech latach nieobecności. Nie wiedział, czy nie zatracili całkowicie nadziei, czy go szukali, czy odprawili mu pogrzeb, zakładając że zmarł, a może wciąż łudzili się, że pojawi się w drzwiach, jak gdyby nigdy nic. Dziadek robił wszystko dla jego dobra, ukrył go przed złem, które czyhało nad ich rodziną i tylko dlatego Matt pozwolił mu dochować tajemnicy, zresztą, nawet jeśli na początku chciał, nie miał żadnej drogi ucieczki. Wracał kompletnie odmieniony, zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy już nie będzie tym samym chłopakiem, który wtedy pod przykrywką mgły, odszedł z dziadkiem w nieznane, naiwnie wierząc, że nie będzie trwało to dłużej, niż kilka miesięcy. Stał się silniejszy, bardziej bezwzględnym, a kosztem większej odporności na niebezpieczeństwo, zatracił większość cech, które pielęgnował jeszcze kilka lat temu i którymi wręcz się szczycił. Świat przestał być dla niego równy, a status krwi, który wiecznie pozostawał dla niego obojętny, nagle nabrał tak dużej rangi, że przyćmiewał mu wszystko, nawet relacje z mugolami, które bez problemu nawiązywał jeszcze trzy lata temu w szkole i poza jej murami. Wziął kilka głębokich oddechów i niepewnie zapukał do drzwi. Czekał przez kilka minut, a jego pukanie robiło się coraz bardziej wyraźne, przepełnione nutką irytacji. Nie wiedzieli, że się pojawi, nie spodziewał się komitetu powitalnego, przywykł jednak, że był dla nich najważniejszy i właśnie tego teraz od nich oczekiwał. Wcześniej złościł się, kiedy traktowali go lepiej od siostry, robił wszystko, aby docenili go równie mocno, co jego i zaczęli w końcu ją zauważać, teraz jednak wszystko się zmieniło i chełpił się tym, że będzie w centrum zainteresowania przez co najmniej kilka najbliższych dni.
    - Cześć – rzucił, jak gdyby nigdy nic, kompletnie obojętnym tonem. Dziadek nie pozwolił mu okazywać słabości, a zbyt duża wylewność w uczuciach mogła przynieść mu jedynie zgubę. Mógł ufać tylko jemu, Aurora przestała być drugą połówką jabłka, nie przeszkadzało mu, gdyby pozostała jego cieniem, pozwalając odebrać chwałę, jaką obiecał mu najstarszy senior rodu – Jestem głodny – dodał, mijając ją bez żadnego słowa wyjaśnienia w drzwiach i kierując swoje kroki w stronę kuchni. Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji, a chłodne spojrzenie pustych oczu, mogło wręcz przeszyć ją od środka, potęgując aurę obojętności, jaką wokół siebie otaczał. Jego siostra była słaba, stanowiła element, który mógł doprowadzić do zagłady jego rodziny i choć kilka lat temu zabiłby każdego, kto nazwałby ją choćby głupią, dziś w niczym nie przypominał tego chłopaka, który za Aurorą Tardieu skoczyłby w ogień.

    wredny i głupi brat

    OdpowiedzUsuń
  15. Dawno nie odczuwał aż tak dużej wewnętrznej walki jak dziś. Nie wiedział, jak ma to wszystko rozegrać, pozostając niejako między młotem na kowadłem. Wiele razy chciał wyznać jej prawdziwy powód swojego zachowania, ale wtedy nie dałaby mu spokoju, a tym samym naraziłby ją na niebezpieczeństwo. Z dwojga złego wolał już, kiedy była po prostu smutna albo wściekła, niż martwa.
    - Jestem Elias Davies, niczego się nie boję – westchnął, odsuwając się kilka kroków w tył, a tym samym strącając z ramienia jaj dłoń. Każdy, kto się do niego zbliżył, kończył tragicznie, nie dało się tego uniknąć, nie zamierzał więc pozwolić na to, aby cokolwiek jej się przez niego stało, musiał ją ignorować, przynajmniej do czasu, aż nie uda mu się uporać z klątwą i ściągnie z siebie brzemię, jakie nosi od czasu swoich narodzin i momentu śmierci jego matki.
    - Po prostu, patrząc na ciebie, widzę też Mathieu, a to niekoniecznie mi pasuje. Nie wiem, czy pamiętasz, ale był moim najlepszym przyjacielem, a zniknął w czasie, kiedy my lizaliśmy się w waszym ogrodzie – rzucił, choć nie to było powodem jego zachowania i nie był nigdy z Mattem na tyle blisko, aby przedkładać go na jego relację z Aurorą. Miał wyrzuty sumienia, że go wtedy zostawali, wiedział, że gdyby nie ich bliska relacja i potajemna schadzka, nie pozostawili go w tym czasie samego i do niczego by nie doszło. Rodzeństwo Tardieu było mu najbliższe w murach Hogwartu, jedno z nich przepłaciło to życiem, Aurora musiała pozostać bezpieczna i trzymać się od niego z daleka.
    - Nie wiedziałem, że ty jesteś dzisiaj w łaźni, inaczej nawet bym tutaj nie zaglądał, mówiłem ci, że masz się trzymać ode mnie z daleka – podsumował, zbierając swoje mokre szaty z chłodnych posadzek – Masz mnie za jakiegoś pieprzonego bohatera, a daleko mi do tego, przejrzyj na oczy i przestań patrzeć na mnie przez różowe okulary. Zakochałaś się czy co? – dodał, przyjmując najbardziej prześmiewczy ton, jaki udało mu się w tym momencie przybrać. Zawsze był silny, przetrwa więc utratę relacji z Aurorą, była jedyną osobą, dla której robił coś ze względu na nią, a nie dla siebie. Jego ojciec byłby załamany widząc jego altruizm, całe szczęście ostatnio coraz rzadziej pojawiał się w szkole i skupił na nowej partnerce, nie mógł więc posiadać informacji na temat jego specyficznej relacji z Aurorą. To jedyna osoba, którą kiedyś szczerze pokochał i choć wciąż tliły się w jego sercu specyficzne uczucia w kierunku tej kruchej istotki, los okrutnie go ukarał, zabierając za każdym razem każdego, kogo obdarzył bliższym uczuciem. Jego matka zmarła, Matt zniknął, przyrodnia siostra straciła wzrok i omal także nie zginęła, za dużo tego, aby uznać to za przypadki i sytuacje niemające związku z ciążącą na nim za grzechy rodziny klątwą.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  16. Z radością przyjął wieści o powrocie Mathieu i w życiu nie przypuszczał, że chłopak wróci aż tak odmieniony. Miał okazję zamienić z nim zaledwie kilka zdań, ale już po tym zdążył się zorientować, że słodki i uczynny blondyn, który tamtego dnia zniknął we mgle, nawet jeśli przeżył, to w niczym nie przypominał dawnego siebie. Jeszcze podczas wakacji dotarły do niego wieści, że Mathieu źle traktuje swoją siostrę i stosuje na niej niedozwolone zaklęcia, przyjmował to jednak jako plotki, zwłaszcza, że nie znał bardziej zgranego i kochającego się rodzeństwa niż oni. Podczas kolacji nie usiadła przy nim, a on, zamiast zając miejsce wśród swoich bliskich znajomych, wolał trzymać się z ludźmi o kiepskiej reputacji, mających bzika na punkcie czystej krwi jeszcze bardziej, niż jego ojciec. Kątem oka obserwował, jak Aurora wychodzi z pomieszczenia, a na jej twarzy malował się jeszcze większy smutek i rozczarowanie niż w okresie, kiedy jej brat pozostawał uznanym za zaginionego. Po jego powrocie wszystko miało się zmienić, ale najwyraźniej cholernie ją rozczarował, właściwie to nie tylko ją.
    - Nie wyglądasz na szczęśliwą i zadowoloną z powrotu Mathieu – zajął miejsce obok niej na schodkach, upewniając się przy okazji, że nikt nie kręci się po okolicy. Chciał z nią szczerze porozmawiać, zwłaszcza po tym, jak uciekła bez słowa po pocałunku, jakim obdarowała go wtedy w łazience. Miał pecha i został przyłapany przez nauczyciela, a gdyby nie to, że Aurora zniknęła niespodziewanie następnego dnia ze szkoły, na pewno wszystko by sobie wyjaśnili. Miał sporo czasu na przemyślenia podczas wakacji, a powrót Mathieu dodatkowo rozjaśnił mu w głowie wiele spraw.
    - Rori…- westchnął, widząc rany na jej odkrytej przez wiatr ręce – Dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego do mnie nie przyjechałaś? Nie miałem pojęcia, że Mathieu wrócił, a już na pewno nie…ja…słyszałem plotki, że cię krzywdzi…- wbił wzrok w posadzkę, nie mając odwagi spojrzeć jej w oczy. Podczas tej rozmowy w niczym nie przypominał siebie, pewny siebie i arogancki Elias nagle stał się maltuki niczym przestraszona mrówka, a dręczące go od kilku dni wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Powinien być taki, na jakiego wychował go ojciec, bezduszny, bezwzględny, pozbawiony skrupułów i jakichkolwiek słabości, ale w towarzystwie Aurory jego rodzina zaczynała tracić na znaczeniu, a uczucia tym razem w końcu wzięły górę.
    - Jestem ci winien wyjaśnienia, ale nie tutaj – rozejrzał się wokół, dostrzegając coraz większe grupki kręcących się wokół uczniów – Chodźmy na spacer, musimy pogadać – poderwał się z miejsca i wyciągnął w jej kierunku dłoń, aby pomóc jej wstać. Miał wrażenie, że jest jeszcze bardziej krucha niż zwykle i choć był przekonany, że nie da się jej bardziej złamać i gorzej z nią nie będzie, stanowiła jeszcze większy cień siebie, nie przypominając w żaden sposób dawnej siebie, nawet jeśli Mathieu odnalazł się cały i zdrowy i powinna być przez to cała w skowronkach.

    o matko co się dzieje, Elias potrafi być troskliwy

    OdpowiedzUsuń
  17. Widok Aurory w tym stanie kompletnie rozwalił go od środka. Nie było go przy niej, kiedy najbardziej tego potrzebowała, a to, że w pewnym sensie bała się mu zaufać, uświadamiało mu, że ostatnimi czasy zachowywał się wobec niej jak kretyn. Chciał za wszelką cenę jej pomóc, a tymczasem nieuchronnie i tak doprowadzał do realizacji klątwy, raniąc idącą obok dziewczynę i zadając jej psychiczne ciosy gorsze, niż śmierć.
    - Gdziekolwiek, byleby móc w spokoju porozmawiać, nawet w zakazanym lesie – rzucił, idąc dalej przed siebie i obserwując oddalający się budynek szkoły. Nie potrzebował kolejnych gapiów i plotek, musiał pokazać jej swoje prawdzie oblicze, takie, które zarezerwowane było tylko dla niej i które znała od dobrych kilku lat. Nigdy się przed nikim nie otworzył, tylko Aurora potrafiła rozburzyć mur, jaki wokół siebie wybudował, nawet jeśli uparcie dążył do tego, aby przestała go idealizować i patrzyła na niego przez pryzmat psychopatycznego dupka.
    - Dlaczego to wtedy zrobiłaś? – zgrabnym ruchem przyciągnął ją do siebie tak, aby oprzeć jej plecy na korze potężnego drzewa, przy okazji opierając swoje dłonie nad jej ramionami – Dlaczego mnie wtedy pocałowałaś? – uniósł pytająco brew, wpatrując się w jej pełne wargi. Często wracał myślami do tamtej nocy, chciałby to wszystko odkręcić i postąpić zupełnie inaczej, a już na pewno nie pozwoliłby się przyłapać nauczycielowi. Chciał ją odwiedzić w ich rodzinnej posiadłości, ale ojciec miał dla niego inne plany na wakacje, a on przywykł już do tego, że jego zdanie niewiele liczy się w ich rodzinie. Wiedział, że Mathieu wrócił odmieniony, Davies senior z dumą opowiadał, jak dziadek wzmocnił chłopaka i przygotował go na najgorsze, nawet jeśli było to równoznaczne ze stworzeniem potwora, jakim stał się młody Tardieu.
    - Nie pozwolę mu na to, aby cię krzywdził, ktoś musi cię ochronić – wyszeptał pod nosem, odsuwając się od niej nieznacznie tylko po to, aby podciąć wyżej rękawy jej szaty i opuszkami palców przejechać po pozostawionych przez jej brata siniakach – Pokażę mu, gdzie jest jego miejsce – dodał już znacznie bardziej stanowczo, opierając się plecami o drzewo zaraz obok dziewczyny – Nie zostawię cię z tym samej – zapewnił, kompletnie odsuwając na drugi plan klątwę i wszystko to, co blokowało go do tej pory przed okazywaniem wobec niej jakichkolwiek uczuć. Skoro nawet w sytuacji, kiedy trzymał się od niej z daleka, ona i tak cierpiała, wszystko już było mu jedno, najwyraźniej w tym wypadku to nie on był przyczyną destrukcji, a kto wie, być może nawet stanie się szansą, aby ocalić tą biedną dziewczynę i odmienić bieg przeznaczenia.

    kochany Elias

    OdpowiedzUsuń
  18. W lesie panowała zupełna cisza, przerywana jedynie odgłosem ich nierównych oddechów. Nie pamiętał, kiedy targały nim aż takie emocje, zazwyczaj wiedział co i kiedy powiedzieć, w dodatku ironicznie, tym razem jednak stał tak bez słowa, opierając się obok niej o drzewo i przymykając delikatnie oczy, jakby miło mu to choć trochę pomóc uporządkować galopujące myśli. Ojciec nauczył go, jak perfekcyjnie wyłączyć emocje, tym razem jednak kompletnie mu to nie wychodziło. Czuł się jakby był nagi, kompletnie odarty z mechanizmów obronnych, jakie wypracował, aby trzymać się z daleka od Aurory i jej rodziny. Zrzucił z siebie ciężar, który dźwigał od czasu zaginięcia Mathieu, pokazując jej w końcu swoje prawdziwe oblicze, takie, jakie znała tylko ona i takie, jakie miała okazję podziwiać podczas ich licznych wspólnych wakacji, jakie jeszcze jako kilkuletnie dzieci we trójkę spędzali w letniej rezydencji jego rodziny.
    - Nie wiem, też nic z tego nie rozumiem, ale jednego jestem pewien. Cokolwiek Mathieu przeszedł i kimkolwiek się teraz stał, nie pozwolę mu cię skrzywdzić. Obiecuję – zapewnił, ujmując jej dłoń tak, aby ich palce splotły się razem w jedność – Sam nie byłem wobec ciebie w porządku, ale nie chciałem cię zranić i sprawić, że poczujesz się jeszcze bardziej podle. Wszystko, co wtedy robiłem, robiłem z myślą o tobie i dla ciebie. Dla twojego dobra Rori… – wyszeptał pod nosem, ale na tyle głośno i wyraźnie, że bez trudu mogła to usłyszeć. Był jej winien przeprosiny i wyjaśnienia, to nie przez niego Mathieu zniknął, jego idiotyczna klątwa nie miała z tym nic wspólnego, a skoro wcześniej był przez cały czas blisko z Aurorą i nic jej nie zagrażało, dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Nie wiedział, czy dobrze robi, miał jednak nadzieję, że ryzyko było warte gry i że nie będzie później tego wszystkiego żałował. Wiedział, że jeśli na dziewczynę spadnie wkrótce jakieś nieszczęście, to będzie tylko i wyłącznie jego wina, a wtedy już na pewno będzie trzymał się od niej z daleka, najlepiej już na dobre.
    - Moja matka nie zginęła w pojedynku, tylko…tylko zginęła przeze mnie – odwrócił w końcu głowę w jej kierunku tak, aby ich spojrzenia się spotkały, a w kącikach jego oczu dostrzec można było maleńkie łzy. Temat jego rodzicielki zawsze był dla niego bardzo trudny, a prawdę na temat tego, co się tak naprawdę stało, znała tylko jego najbliższa rodzina – Moja mama zmarła podczas porodu, urodziłem się, a ona zmarła, zabiłem ją – westchnął ciężko, wbijając ponownie spojrzenie w ziemię i starając się przy niej nie rozkleić. Już i tak się przed nią dzisiaj otworzył, nie mógł wyjść na jakiegoś mazgaja i słabeusza, zresztą, ojciec by go zabił, gdyby się dowiedział, co wyprawiał dzisiaj z Aurą w lesie i jego wiadomości jej przekazał, Trudno było mu to wszystko wyznać, stał teraz obok niej, zupełnie szczery, pozbawiony maski i otoczki, jaką budował wokół siebie w szkole, tylko ona znała go z tej strony i wiedział, że tylko jej jedynej mógł we wszystkim zaufać.
    - Ściągam na ludzi cierpienie i śmierć i byłem pewien, że to przeze mnie Mathieu zaginął. Myślałem, że to ja…że jego też zabiłem – wyszeptał drżącym głosem, od razu przeczesując przy tym dłonią włosy, jakby uparcie chcąc zrzucić z siebie ten ciężar i wytrzepać z głowy myśli, które przez trzy ostatnie lata nie dawały mu spokoju – Odsuwałem cię od siebie, bo nie chciałem, żebyś zginęła. Wiedziałem, że jeśli będziesz mnie nienawidzić, będziesz bezpieczna Rori…- odsunął się od drzewa i podszedł do niej bliżej, gładząc ją po rozpalonym policzku – Przepraszam Rori, tak bardzo cię przepraszam…- emocje, które tłumił, wyrzucił z siebie niczym nagła erupcja wulkanu, a łzy, które tak usilnie powstrzymywał, zaczęły płynąc po jego twarzy, której wyraz dziś był tak zupełnie bezbronny i zagubiony – Wszystko zjebałem…- wyszeptał, opierając głowę na jej ramieniu i wybuchając już całkowicie płaczem niczym małe dziecko.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  19. Czuł, jak przyjemne ciepło rozpościera się od środka po jego organizmie. Bliskość i dotyk Aurory sprawiały, że wszystko wokół traciło na znaczeniu, był całkowicie skupiony na niej i na tym, co chce jej dzisiaj wyznać. Nie chciał już więcej ukrywać prawdy na swój temat, zupełnie się przed nią otworzył, ufając jej bezgranicznie i ryzykując gniew ojca w sytuacji, kiedy wyjawiłaby komuś ich rodzinny sekret.
    - Nie zrobiłaś nic, po prostu sam z góry tak założyłem, naprawdę przynoszę pecha i ściągam na ludzi cierpienie….- westchnął, podnosząc głowę z jej ramienia i wpatrując się jej głęboko w oczy – Obiecaj mi coś. Obiecaj, że jeśli cokolwiek zacznie się pierdolić, zostawisz mnie i o mnie zapomnisz. Nie mogę pozwolić na to, aby ta pieprzona klątwa odbiła się i na tobie…- mruknął, cały czas wpatrując się w nią niczym w obrazek i wyczekując odpowiedzi. Wiedział, że ciężko będzie mu ją do tego przekonać, nie zamierzał się jednak zbyt łatwo poddawać i chciał zrobić dzisiaj wszystko, aby koniec końców usłyszeć z jej ust wiążące przyrzeczenie. Ich relacja będzie mogła ruszyć do przodu tylko wtedy, gdy będzie spokojny o jej bezpieczeństwo i będzie miał pewność, że w sytuacji choć minimalnego zagrożenia, dziewczyna odpuści i całkowicie zerwie z nim kontakt, nie doszukując się w nim dobra za wszelką cenę.
    - Jesteś dla mnie cholernie ważna, nie chcę cię już więcej od siebie na siłę odpychać, ale muszę mieć pewność, że uciekniesz, kiedy coś zacznie się pieprzyć. Obiecaj mi Rori…- pogłaskał brzegiem dłoni jej rozpalony policzek, wsłuchując się w jej nierówne bicie serca. To był dla nich trudny wieczór, ale obydwoje tego potrzebowali, musiał oczyścić w końcu atmosferę pomiędzy nimi, zwłaszcza teraz, kiedy Mathieu wrócił i zachowywał się jak skończony dupek. Sam krzywdził Aurorę i doskonale o tym wiedział, robił to jednak w pośredni sposób i nigdy w życiu nie podniósłby na nią ręki. Ciosy zadawane przez brata bolały ją nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie, wiedział, że łączyła ich szczególna wieź i nie potrafił zrozumieć dlaczego Tardieu po powrocie stał się kompletnym przeciwieństwem samego siebie, potworem, wypranym z jakichkolwiek uczuć.
    - Nie musisz mnie nienawidzić, możesz mnie kochać, jeśli chcesz. Tylko obiecaj, że jeśli będę czuł, że ci szkodzę, zakończymy to i każdy pójdzie w twoją stronę. Zabiłbym się, gdyby cokolwiek ci się stało przez klątwę, jaka spadła na moją rodzinę – westchnął, a kiedy poczuł na policzku dotyk jej ciepłych warg, przesunął się bliżej w jej kierunku, tak, aby poczuć w końcu smak jej warg na dłużej. Jej pełne wargi smakowały niczym maliny i miód, a on nie zamierzał szybko się od nich odrywać, coraz bardziej łapczywie całując jej usta i trwając w kolejnych namiętnych pocałunkach.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  20. Odetchnął z ulgą, słysząc słowa obietnicy z jej ust. Wiedział, że wiele ją to kosztowało i wątpił, czy dotrzyma danego słowa, był jednak spokojniejszy ze świadomością, że nie będzie nalegała na ich dłuższą znajomość, kiedy cokolwiek jej będzie przez niego zagrażać.
    - Dziękuję…- wyszeptał między kolejnymi pocałunkami, jakie spijał z jej ust. Wcześniej nieśmiałe, teraz namiętne i pełne zaangażowania, wręcz wygłodniałe i świadczące o tym, jak długo czekał na ten moment. Nie tylko ona pragnęła, aby był przy niej, on sam także tęsknił za jej obecnością w jego życiu, zawsze byli ze sobą bardzo blisko i już jako dziesięciolatka naprawdę cholernie dużo dla niego znaczyła.
    - A nie kochasz? Nic dla ciebie nie znaczę Rori? – uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla niego sposób, ukazując dołeczki w policzkach. Nie myślał teraz o tym, co było czy co ich czeka, chciał żyć tu i teraz i skupić się tylko na niej. Dawno temu stracił dla niej głowę i chciał to w końcu wyznać jej prosto w oczy, nawet jeśli Mathieu miałby chcieć go za to zabić. Domyślał się, że chłopak nie będzie zadowolony ze związku przyjaciela z jego siostrą, ale skoro miał ich gdzieś, oni także powinni przestać w końcu przejmować się jego zdaniem i żyć w końcu swoim życiem.
    - Jestem w tobie zakochany odkąd skończyliśmy dziesięć lat dzieciaku. Myślałem, że też odwzajemniasz moje uczucie i przez to nie dajesz mi spokoju – pstryknął delikatnie jej nos, gładząc po tym jej rozpalony policzek. Roześmiał się, czując na twarzy chłodne krople deszczu. Najwyraźniej pogoda zamierzała zrobić wszystko, aby ostudzić gorącą atmosferę, jaka panowała w powietrzu. Miał wrażenie, że nigdy nie porozmawiali ze sobą aż tak szczerze, jak dzisiaj, bez zbędnych tajemnic, bez masek i unikania trudnych tematów. Był tylko on, Elias Davies, którego prawdziwego obliczał nie znał nikt inny, oprócz rodzeństwa Tardieu.
    - Wracajmy do szkoły, zanim całkiem się tu roztopimy od tej ulewy – zaśmiał się, roztrzepując dłonią mokre włosy. Ściągnął swoje szaty i ustawił je tak, aby zasłonić jej głowę, choć ulewa była tak duża, że ciężko było mu jakkolwiek ochronić ją przed deszczem. Tego wieczora coś się z nim zmieniło, pękło wszystko, co budował wokół siebie przez lata i choć w kontaktach z innymi za pewne znów przybierze charakterystyczną maskę chłodu i obojętności, wobec Rori zamierzał zachowywać się tak, aby mogła być z niego dumna i czuła się przy nim bezpiecznie.

    romantyk

    OdpowiedzUsuń
  21. Ucieszył się, widząc w końcu uśmiech wymalowany na jej twarzy. To, że zrzucił w końcu maskę sprawiło, że i Aurora choć przez moment mogła być w końcu sobą, dokładnie taką, jaką ją pamiętał jeszcze z czasów ich beztroskiego dzieciństwa. Sporo przeszła przez ostatnie lata, mrok zastąpił miejsce radości i swawoli, zamierzał jednak zrobić wszystko, aby była w końcu szczęśliwa i miała w nim ostoje bezpieczeństwa i spokoju.
    - Naucz się w końcu, że czekoladowy jest o niebo lepszy – szturchnął ją z uśmiechem, przeskakując kolejne kałuże. Szybko znaleźli się na dziedzińcu, jednak nie zamierzał wyswobodzić się z uścisku jej dłoni, nie przeszkadzało mu, czy inni uczniowie będą o nich plotkować. Ich znajomi od dawna wiedzieli, że mają się ku sobie, bez sensu byłoby więc to ukrywać przed społecznością szkolną, zwłaszcza, że teraz w końcu otwarcie mogli okazywać sobie uczucia i wymieniać czułe gesty.
    - Rori? – uniósł pytająco brew, obserwując, jak z minuty na minutę coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością. Mówił do niej, lekko potrząsnął jej ramiona, ale te ruchy na nic się nie zdawały, dziewczyna zachowywała się tak, jakby była w zupełnie innym świecie, walcząc przy okazji z czymś, czego on nie dostrzegał. Miał nadzieję, że to wszystko, co się z nią teraz działo nie miało z nim związku, nie chciał, aby klątwa tak szybko o sobie dała znać, zwłaszcza, że to oznaczałoby definitywny koniec ich znajomości.
    - Nie masz za co przepraszać – westchnął, odczuwając przypływ ulgi po tym, jak w miarę szybko odzyskała kontakt z rzeczywistością – Rozmawiałaś z kimś o tym? Rodzice, nauczyciele? No nie wiem, może to jest zupełnie normalne, a może jednak coś ci grozi? – przeczesał dłonią włosy tak, jak zawsze, kiedy był zakłopotany. Kontakt z kałużą obudził w niej wizje, wcześniej potrzebowała do tego zdecydowanie więcej wody, coś było więc ewidentnie nie tak, jak powinno, ale nie miał pojęcia, czy ma to związek z powrotem Mathieu czy tym, że Aurora i on nagle stali się ponownie sobie bardzo bliscy.
    - Wracajmy. Powinnaś się położyć i odpocząć. Mam nadzieję, że to wszystko nie ma związku ze mną – mruknął, wyraźnie zasmucony. Nie chciał się od niej odsuwać i trzymać jej na dystans, jeśli jednak coś miało się jej stać z jego powodu, gotów był znów usunąć się w cień, nawet jeśli sam miałby przez to cierpieć i znów zatracić się w swojej masce kompletnej obojętności i oziębłości.

    Elias

    OdpowiedzUsuń

  22. Wystarczyła krótka wymiana spojrzeń, aby zrozumieć, co przed chwilą miało miejsce. Mathieu przekraczał kolejne granice, znęcając się nad siostrą już nie tylko w ich rodzinnej rezydencji, ale i murach szkoły. Wiedział, że dziewczyna jest zbyt krucha i słaba, aby się mu przeciwstawić, wściekłość rozdzierała go od środka na myśl, że nie powiedziała o niczym swoim rodzicom. Zresztą, nawet jeśli by to zrobiła, prawdopodobnie i tak nikt by nie zareagował, jej brat był dla wszystkich niczym bóg, a teraz, kiedy się odnalazł, jej rodzice byli na każde jego skinienie, ponownie kompletnie zaniedbując potrzeby i problemy swojej córki. Zacisnął w pięść dłoń, wyrzucając pod nosem wianuszek przekleństw. Nie mógł rzucić się na niego teraz, nie potrzebował kolejnych problemów z ojcem, zamierzał rozwiązać tą sprawę później, kiedy tylko znajdą się na dziedzińcu szkoły i żaden nauczyciel nie będzie świadkiem ich przepychanek. Nie zamierzał mu już więcej pobłażać, to nie był ten sam facet za którym jeszcze kilka lat temu gotów był skoczyć w ogień. Mathieu stał się potworem, dokładnie takim, jakim był ich bezwzględny i okrutny dziadek. Po skończonych zajęciach ruszył za nim pewnym krokiem, modląc się w duchu, aby uczniowie skupili się na kolacji i nie kręcili się w niewielkim parku za szkołą. Wyrzucił z siebie wszystko, co myślał na jego temat, ten jednak wydawał się tym kompletnie niewzruszony, wręcz bawiło go to, jak gotuje się od środka, kompletnie nie panując nad emocjami. To nie było w jego stylu, zawsze to on miał przewagę nad przeciwnikiem, nie miał słabych punktów, potrafił w kilka sekund wyłączyć uczucia, wściekł się, że od jakiegoś czasu było inaczej. Nie potrafił udawać, że Aurora nie ma dla niego żadnego znaczenia, zależało mu na niej, co w tej sytuacji było dla niego zgubne. Pojedynek nie trwał długo, szybko został przerwany przez wścibskich uczniów, a wianuszek, jaki wokół nich stworzyli, przyciągnął uwagę nauczycieli i zakończył się dla nich szlabanem i ujemnymi punktami. Obydwaj nie wyszli z tego bez szwanku, Elias nawet oberwał bardziej, biorąc pod uwagę fakt, że był w to wszystko mocno zaangażowany emocjonalnie, a Mathieu zaliczył kolejny weekend na treningu pojedynków u dziadka. Po tym, jak skończył szorować korytarz, wrócił wściekły do swojego dormitorium, rzucając się kompletnie wycieńczony na łóżko. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie zdążył spotkać się tego wieczoru z Aurorą, cóż, może to i nawet lepiej, przynajmniej nie musiała oglądać go w takim stanie. Ślady pojedynku z Mathieu wciąż były widoczne na jego twarzy i posiniaczonym ciele, nie zamierzał jednak ponownie ładować się do Szpitalnego Skrzydła, już i tak bywał tam częstym gościem przez ostry styl gry, jaki preferował podczas turniejów. Przymknął delikatnie powieki, starając się uspokoić nierówny oddech i oddać się w ręce krainy Morfeusza. Czuł, że jest wykończony, doszedł jednak do takiego etapu, że mimo ogromnego zmęczenia, nie był w stanie zasnąć, a kotłująca się w nim złość i chęć zamordowania Mathieu sprawiały, że miał ochotę rozwalić pół sypialni, za pewne pakując się tym samym w kolejne już kłopoty. Chciał się poderwać z łóżka, ale poczuł na sobie dotyk czyiś dłoni, a jego nozdrza wypełnił znajomy zapach. Była tutaj, przyszła do jego łóżka, ryzykując jednocześnie utratę dobrej reputacji i liczne problemy, jakie wynikać miały z kręcenia się o tej porze po części należącej do męskiej populacji uczniów.
    - Rori? – wyszeptał, nie odwracając się w jej stronę i wsłuchując się w jej delikatne bicie serca – Nie powinno cię tutaj być…- mruknął, choć tak naprawdę niczego innego bardziej niż jej obecności i wsparcia teraz nie potrzebował.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  23. Pozostawał przez moment w bezruchu, pozwalając, aby przylgnęła do niego swoim ciałem. Czuł na ramionach ciepło jej nierównego oddechu, co sprawiło, że szybciej niż zwykle udało mu się uspokoić i przy okazji porzucić plan zdemolowania połowy sypialni. Wiedział, że nawet jeśli oberwał fizycznie i wylądował w Skrzydle Szpitalnym, cierpiał znacznie mniej, niż ona. To Aurora była w tym wszystkim najbardziej pokrzywdzona, a gdyby ktoś powiedział mu, że pobije się przez nią z Mathieu, nigdy w życiu by w to nie uwierzył. Na własnej skórze przekonał się, jakim pozbawionym skrupułów potworem stał się Tardieu i musiał zrobić wszystko, aby obronić przed nim tą kruchą istotkę. Nie zamierzał od tego uciekać ani bronić się przed tym uczuciem, nie teraz, kiedy tak bardzo go potrzebowała, zresztą, za pewne nie zniosłaby kolejnego odrzucenia i mogłoby się to dla nich wszystkich zakończyć tragicznie. Miał w życiu słabość, kogoś, kogo można wykorzystać przeciwko niemu w walce, na moment obecny miał to jednak gdzieś, porzucając tym samym nauki ojca i koniec końców z pewnością narażając się na jego srogi gniew w przyszłości.
    - Kłopoty to moje drugie imię – uśmiechnął się delikatnie pod nosem, czując, jak jego napięte mięśnie w końcu się rozluźniają, a ciało ponownie zaczyna go słuchać – I właśnie dlatego powinnaś trzymać się ode mnie z daleka – westchnął, odwracając się w końcu w jej stronę i delikatnie odgarniając z czoła kosmyk jej włosów. Wiedział, że to, co teraz robią jest nielegalne i po raz kolejny tego dnia może narazić się na jakieś nieprzyjemności związane z łamaniem regulaminu, miał to jednak gdzieś, nawet jeśli ojciec byłby na niego wściekły. Pierwszy raz od dawna postawił kogoś innego ponad niego i choć wiązało się to z nieznaczną obawą o przyszłość i los, dobrze było mu z myślą, że uwalnia się spod wpływów tyrana i przestaje powoli być jego psychopatyczną maszynką do wykonywania zadań i knucia w kręgach czarodziejów o niekoniecznie zbyt dobrej sławie.
    - To nic takiego, przejdzie, a szlaban i tak mnie nie ominie, przeżyję – wyjaśnił, nie wdając się zbytnio w szczegóły, których i tak łatwo mogła się domyślić. Rzucił się na niego po tym, co jej zrobił, stawiając tym samym na szali ich wieloletnią przyjaźń i na zawsze przekreślając to, co łączyło ich jeszcze trzy lata temu – Jest silny, nie sądziłem, że aż tak silny. Twój dziadek stworzył potwora, jest chyba jeszcze gorszy, niż mój ojciec – mruknął, wpatrując się w nią z troską wymalowaną na twarzy – Nie pozwolę jednak na to, aby cokolwiek przykrego cię z jego strony spotkało. Rozmawiałaś z rodzicami? Oni są w ogóle świadomi tego, co się z nim stało? – uniósł pytająco brew, bo rodzina Tardieu zawsze wydawała mu się niesamowicie zgrana i wspierająca, czego zresztą sam często im zazdrościł. Traktował Mathieu jak brata, zawsze go podziwiał, a teraz, gdyby tylko mógł i gdyby nauczyciel im nie przerwał, za pewne pobiliby się na śmierć i życie. Przez ostatnie lata marzył o powrocie młodego Tardieu, czuł bez niego cholerną pustkę, tak, jakby ktoś pozbawił go istotnego elementu w całej układance związanej z jego życiem. Obecnie jednak wszystko się zmieniło i choć nie chciał tego przed sobą przyznać, wolałby, żeby Mathieu nigdy się nie odnalazł, a tym samym nie musiałby się obawiać o życie i bezpieczeństwo Rori.

    ON

    OdpowiedzUsuń
  24. Wiedział, że nie do końca była z nim szczera i wymijająco odpowiedziała na temat związany z rodzicami, zamierzał jednak uszanować jej wolę i nie ciągnąć dłużej tego tematu. Mathieu zawsze był ich oczkiem w głowie i nie zdziwiłby się, gdyby nawet w tak pokręconej sytuacji stanęli po jego stronie. Szczerze jej współczuł, nie miała nikogo, a jedyną osobą, na którą mogła teraz liczyć był on sam. Nie chciał jej zawieść i zamierzał zrobić wszystko, aby poczuła się choć odrobinę bezpieczna.
    - Cokolwiek się wydarzyło, to w żaden sposób go nie usprawiedliwia. Nie miał prawa cię tak potraktować i jeśli jeszcze raz zachowa się jak kretyn, przysięgam, że go zabiję – złożył deklarację, wpatrując się prosto w jej intensywnie niebieskie tęczówki. Naprawdę był gotów to zrobić, a ona zdążyła poznać go na tyle, aby mieć pewność, że nigdy nie rzuca słów na wiatr. Jego rodzina przed wojną często stosowała zakazane zaklęcia i parała się czarną magią, był gotów złamać wszelkie regulaminy i wypowiedzieć słowa, które skończyłyby się śmiercią Mathieu.
    - Nie mogę, w weekend jest mecz i muszę wziąć udział w turnieju – westchnął ciężko, bawiąc się jej włosami i zaplątując jeden kosmyk wokół swojego palca - Później jednak, możemy uciec gdzieś na kilka dni, no nie wiem, może do domku na plaży? – uśmiechnął się, bo właśnie tam się poznali. Jego ojciec zakupił zaraz po śmierci żony rezydencję letnią nad Lazurem Wybrzeżem, często uciekał tam z synem w chwilach smutku i słabości, a że rodzina Aurory mieszkała niedaleko, spotkali się tam jako kilkuletnie dzieci na plaży i z czasem spędzali tam wspólnie niemalże każde wakacje, tworząc nierozerwalną przyjaźń pomiędzy ich rodzinami.
    - Nie przejmuj się bratem, zostaw to na mojej głowie. Właściwie to o nic się już nie martw, co? On na pewno więcej cię już nie skrzywdzi, przegadaliśmy temat i nie odważy się na to – dał jej delikatnego pstryczka w nos, aby zaraz po tym wbić się najpierw powoli i delikatnie, a z każdym kolejnym ruchem coraz bardziej namiętnie w jej usta. Czuł niedosyt po ich ostatnim krótkim pocałunku i pragnął więcej i więcej, nawet jeśli ktoś miałby ich tutaj na tym przyłapać – Zostajesz tutaj na noc? – uniósł pytająco brew – I zawsze mów mi, kiedy ktoś sprawia ci ból lub jakkolwiek ci dokucza. Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało – wyszeptał do jej włosów, całując ją przy okazji w skroń i wtulając się w nią tak, aby móc słuchać jej spokojnego oddechu i wdychać zapach jej perfum, które tej nocy działały na niego wyjątkowo kojąco.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  25. Jej bliskość sprawiła, że wszystko inne przestało się dla niego liczyć. Cieszył się, że jedna zaryzykował i zdecydował się przed nią otworzyć, miał dość udawania, że jest mu kompletnie obojętna i nic dla niego nie znaczy. Ostatnie lata żył i funkcjonował w totalnym mroku, ona stanowiła cień nadziei na lepsze jutro, nawet jeśli oznaczało to kłopoty z Mathieu i odsiadywanie przez bójki z nim dodatkowych szlabanów. Był na siebie wściekły, że nie zareagował wcześniej i pozwolił, aby przeszła przez tortury brata, nie spodziewał się jednak, że ten uroczy blondyn, który kilka lat temu był dla niego niczym brat, stanie się takim bezwzględnym potworem. Wiele by oddał, aby czasy ich beztroskiego dzieciństwa wrócili, wtedy liczyli się tylko oni, trójka najlepszych przyjaciół, gotowych skoczyć za sobą w ogień i wpakować w wspólne kłopoty.
    - Musisz wytatuować sobie moją miotłę, niczym prawdziwa groupies – zaśmiał się, muskając ustami jej dekolt i dając tym samym do zrozumienia, gdzie powinno znaleźć się wspomniane przez niego dzieło – Przyjdziesz na mecz? – uniósł pytająco brew, obserwując przy okazji, jak jej klatka piersiowa unosi się w nierównym oddechu. Cieszył się, że byli sami i miał nadzieję, że jego współlokator nie zdecyduje się na szybki powrót do łózka, zwłaszcza, że znany był z łamania regulaminu i włóczenia się bez celu po szkole w środku nocy. Sport stanowił ważną część jego życia i miał nadzieję, że Aurora będzie w pełni akceptować to, że musi się nim dzielić z quidditchem. Trenował od dziecka, a fakt, że jego ojciec pracował w ministerstwie związanym ze sportem sprawiał, że miał okazję przyglądać się najlepszym i uczestniczyć w treningach z drużynami z najwyższej półki.
    - Myślę, że nie ma innej opcji – wyszczerzył się na myśl, że spędzi u niego noc i nigdzie się nie wybiera. Wiedział, że nie powinni tego robić i pewnie mogli otrzymać za to surową karę, na moment obecny miał to jednak totalnie gdzieś i liczyła się dla niego tylko noc spędzona w objęciach Aurory – Zdecydowanie nie mówmy o twoim bracie – dodał, muskając ustami jej szyję i składając delikatne pocałunki na jej rozgrzanych ramionach – Mamy dużo ciekawsze rzeczy do roboty – złożył na jej ustach serię namiętnych pocałunków, przy okazji wsuwając dłoń w jej włosy. Były takie delikatne, zupełnie jak jej skóra, miękka niczym aksamit, od którego nie chciało się odrywać ust. Wsunął dłoń pod jej bluzkę, wędrując dłońmi w okolice bioder. Zamierzał zgrabnym ruchem zmienić pozycję tak, aby znalazła się pod nim, ale trzask, jaki dobiegł z korytarza, poderwał go na nogi, psując tym samym cały nastrój, jaki udało im się przez te kilka minut zbudować.
    - No to by było na tyle – mruknął zrezygnowany, rzucając się ponownie na łóżko i wsuwając się pod kołdrę – I nie wiem, jeśli będzie trzeba, będę się o ciebie bił, mogę też kogoś zabić, zobaczymy, oby nikt nie zamierzał cię więcej skrzywdzić. Każdy, kto zadrze z tobą, będzie miał do czynienia także ze mną – zapewnił, przykrywając ją kołdrą i wtulając się w nią tak, aby mogła objąć go swoim ramieniem i wsunąć się wygodnie pod jego bark tak, aby oprzeć głowę na jego klatce piersiowej.

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  26. Uśmiechnął się, obserwując jak Rori wchodzi do Wielkiej Sali. Uczniowie i nauczyciele wiedzieli o tym, co ich łączy, nie kryli się z tym, nawet jeśli wiązało się to z plotkami i szeptaniem pod nosem na ich temat. Mieli się ku sobie praktycznie od dziecka, nie zamierzali więc urządzać schadzek po kątach i ukrywać się przed światem, raczej wręcz przeciwnie, cieszyli się, że w końcu mogą być razem i nic nie stanęło na przeszkodzie ku temu, aby ich relacja w końcu rozkwitła.
    - Dlaczego twoje wizje zawsze skupiają się wokół mnie? Nie ma już innych uczniów, albo nie wiem, jakiś innych twoich bliskich? – mruknął, wyraźnie zawiedziony tematem, jaki poruszyła na dzień dobry. Miał dość dram, chciał po prostu żyć z dnia na dzień i cieszyć się z tego, że w końcu nie musi przejmować się klątwą, ale najwyraźniej los miał wobec niego inne plany. Zależało mu na Aurorze, jej wizje bywały jednak męczące i powoli zaczął je odbierać jak przekleństwo, a nie cudowny dar.
    - A może nie będzie żadnej kontuzji i żadnego wypadku, a ty jak zwykle przesadzasz? Miałem dzisiaj świetny humor, ale jak widać skutecznie mi go zepsułaś – westchnął, nie kryjąc swojego zażenowania całą tą sytuacją. Obydwoje byli cholernie depresyjni i kiedy w końcu istniał cień szansy na to, że przestaną zachowywać się niczym dwoje męczenników i zaczną cieszyć się życiem, zawsze nagle do gry wkraczały jakieś wizje, które skutecznie psuły nastrój.
    - Nie wiem, może ty po prostu chcesz, żebym przestał grać, co? Chcesz mnie mieć tylko dla siebie i jesteś zazdrosna o głupiego quidditcha? – uniósł pytająco brew, jak zwykle najpierw mówiąc, a potem myśląc. Nie zakładał, że chciałaby go odsunąć od największej pasji, zwłaszcza, że sama mu w niej kibicowała, był jednak wściekły i nie do końca myślał o tym, co w danym momencie mówi – Skoro wiesz, że i tak cię nie posłucham, to po co mi w ogóle o tym mówisz? – dodał, przewracając teatralnie oczami. Miała rację, nie zamierzał zrezygnować tylko dlatego, że w jej głowie przewinęły się jakieś obrazki. Dziewczyna miewała różne wizje, nie miał pewności, czy każda z nich się spełni i nie wszystko, przed czym go ostrzegała, brał sobie na poważnie.
    - Nie możemy żyć normalnie, jak każdy? Tak po prostu, z dnia na dzień? Wyłącz te wizje czy coś, robią się coraz bardziej wkurwiające – wypuścił zalegające w płucach powietrze i odsunął od siebie talerz, natychmiastowo tracąc apetyt i chęci na spożycie czekającego na niego posiłku. Nie lubił się z nią kłócić, ale zawsze był uparty i stawiał na swoim, przez co ciężko było mu stawiać na kompromisy, nawet w związku na którym cholernie mu zależało.

    drama

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie podobało mu się, że inni uczniowie się na nich gapią i zaczynał żałować, że poruszyli ten temat w miejscu publicznym. Zawsze przed meczem chodził zestresowany i wszystko irytowało go wtedy podwójnie, Aurora wybrała więc najgorszy z możliwych momentów na taką rozmowę.
    - Gdyby nie twoje wizje, za pewne przeżywałabyś jego zniknięcie dwa razy mniej. A tak, nie dość, że zadręczałaś się, że go nie ma, to na dodatek wszyscy cię o to bezsensownie obwiniali – mruknął, podtrzymując tym samym swoje stanowisko odnośnie jej wizji. Fakt, być może mogły wnieść wiele dobrego, ale obecnie przynosiły więcej szkody niż pożytku i zwyczajnie martwił się, że dziewczyna wkrótce znów zobaczy coś, co odbije się na niej tak samo, jak historia z zaginięciem brata. Z jego perspektywy dar jasnowidzenia był kompletnie zbędny, za dużo utrudniał, zmuszając do analizowania wielu spraw, które gdyby nie on, przeszłyby za pewne bez echa i nie dręczyły po nocach rodzeństwa Tardieu.
    - I tak nie byłabyś w stanie mnie do niczego zmusić, ale świetnie, że chociaż w tej kwestii się rozumiemy – rzucił, kątek oka obserwując jak dotyka jego ramienia. Z jednej strony była na niego wściekła, a jej wyraz twarzy sugerował, że przy okazji także mocno rozczarowana jego postawą i tym, jak ją potraktował, a z drugiej mimo to chciała mu dodać otuchy i nadal się o niego martwiła, czego kompletnie nie był w stanie zrozumieć. Powinna być na niego wściekła i już, to zdecydowanie ułatwiłoby sprawę i nie obudziło w nim z czasem wyrzutów sumienia.
    - Czyli teraz próbujesz wszystko zwalić na mnie, tak? Dlaczego zawsze to ja mam być tym złym? Kiedy powiedziałem ci, że cię nie akceptuję? Przestań obracać wszystko nie tak, jak to wygląda w rzeczywistości – uniósł pytająco brew, wbijając wzrok w jej plecy, kiedy kierowała się w stronę wyjścia z sali. Nie wiedział, czego oczekiwała, ale dobrze znała jego ojca i mogła się domyślić, że nie może zrezygnować z udziału w meczu, nawet, gdyby miał symulować jakąś kontuzję. Obawiał się, że znów może wylądować w Skrzydle Szpitalnym i źle skończyć, ale do seniora Davisa takie argumenty w życiu by nie docierały, zwłaszcza, że mimo jego sympatii do Aurory, nigdy nie chciał, aby jego syn związał się z kimś na stałe i przez głupie uczucia był podatny na wpływy kogokolwiek.
    - Nic się nie stanie, zajmij się sobą i swoim życiem, ja wygram ten mecz i poprowadzę swoją drużynę po dodatkowe punkty – mruknął już bardziej do siebie pod nosem, chcąc tym samym utwierdzić się w przekonaniu, że słowa, które wcześniej padły są prawdziwe, a nie związane z licznymi obawami, jakie pojawiły się w jego głowie po tym, jak Aurora przyszła go ostrzec o kolejnym wypadku.

    Elias

    OdpowiedzUsuń