Czekam na wiatr co rozgoni, ciemne, skłębione zasłony...



MATHIEU TARDIEU
01 UR. 21.06.2006 r. w Étretat na północy Francji
02 Czarodziej czystej krwi
03 Brat bliźniak
04 Patronus: Wilk, Bogin: postać dziadka
05 Slytherin, Rok IV, choć gdyby nie zniknięcie, powinien być VII. Członek Klubu Ślimaka
06 Różdżka: Dwunastocalowa z hebanu i pióra feniksa
Biografía

Drogi Mathieu,

Zawsze dostawałeś od życia wszystko, co najlepsze. Cała twoja rodzina była na każde twoje skinienie, a moment twoich narodzin był jedną z najbardziej uroczystych chwil w rodzinie Tardieu. Zdolny, przystojny, piekielnie ambitny, inteligentny, los obdarował cię wszystkim, o czym tylko mogłeś pomarzyć. Wszystko przychodziło ci z ogromną łatwością, nie było dla ciebie rzeczy niemożliwych, miałeś cały świat u swych stóp. Nigdy drugi, za każdym razem najważniejszy i na pierwszym miejscu, tuż nad pozostającą w twoim cieniu siostrą. Sława, wysoka pozycja społeczna, a także niebywałe umiejętności, które jeszcze bardziej miały rozsławić Twój ród. Wystarczył jeden wieczór, a wszystko to prysło niczym mydlana bańka. Zniknąłeś na trzy lata, wróciłeś zupełnie odmieniony, przygotowany na najgorsze, a każdy twój krok i tak nieuchronnie pcha cię ku temu, co czeka na ciebie od chwili, kiedy tylko pojawiłeś się na tym świecie.

Pozdrawiam,

Twoje Przeznaczenie.
Odautorsko
Dziękuję Małamorderczyni za możliwość przejęcia brata bliźniaka. Matt pojawia się w Hogwarcie po tym, jak zaginął bez słowa na trzy lata, potrzebuje więc dobrych duszyczek, które na nowo pomogą mu odnaleźć się w murach szkoły. Zapraszamy do wspólnych watków! Szukam nowych wyzwań, więc Matt to moja pierwsza postać, która jest homoseksualna, szukamy więc dla niego jakiegoś pana, dla którego straci głowę lub uwikła się z nim w jakieś dramaty :) Buźki użycza Jeremy Dufour, mail do kontaktu: szwedzkafanka@gmail.com
K a y

27 komentarzy:

  1. [ Hej, cześć!
    Po pierwsze dziękuję za powitanie Nicholasa i ciepłe słowa pod jego kartą. Mamy nadzieję rozsiać troszkę dobrej energii wokół :D Co do Eliasa to rzeczywiście panowie są jak ogień i woda i pewnie to połączenie skończyło, by się rzucaniem paskudnych uroków xD
    Natomiast Matt bardzo nas zaciekawił, dlaczego i w jakich okolicznościach zniknął? Dlaczego wrócił właśnie teraz? Co się wydarzyło przez te wszystkie lata, gdy go nie było? Bardzo chętnie wpakujemy się w każdą relację, a w szczególności w te dramaty ;> Niki to bardzo chętnie złapie go pod ramię i nie pozwoli by czuł się wyobcowany po tej długiej nieobecności...
    Tak więc bawcie się jak najlepiej i w razie chęci zapraszam w nasze skromne progi lub na maila: izana.ami00@gmail.com ]

    Nicholas

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć!
    Motyw tego zniknięcia bardzo mnie ciekawi. Mam nadzieję, że będzie on rozwijany w wątkach, bo ma niewątpliwy potencjał ;>
    Wyzwania przy tworzeniu nowych postaci potrafią dawać spory fun, więc mam nadzieję, że odnajdziesz się w prowadzaniu Mathieu.]

    Percival

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć. Jeśli dobrze kojarzę, miałyśmy parę przymiarek do wspólnego pisania, ale nie pamiętam, na ile nam to wychodziło w praktyce. Wyjątkowo lubię postacie, które wykorzystują fabularnie swoją aparycję i urok osobisty, ponieważ daje to duże pole do realistycznego odgrywania charyzmatycznego zachowania czy ciekawych dialogów. Czy możesz mi podpowiedzieć, co właściwie stało za jego zniknięciem (raczej w ramach metawiedzy gracza niż dysponowania nią przez moją postać, gdyż Arlo nie był wówczas zatrudniony nawet w Hogwarcie i nie rysuje mi się na zainteresowanego przeszłością edukacyjną szkoły)? I tu kolejne pytanie, a raczej luźna propozycja gry, której do tej pory nie zauważyłam, mianowicie: możliwości z przydzieleniem mu opiekuna, aby Mathieu mógł się dzięki temu ponownie wdrożyć? Akurat Arlo pasowałby mi do tej roli, aczkolwiek nie mam pewności, czy coś takiego odpowiadałoby tobie.]

    Arlo Wareham

    OdpowiedzUsuń
  4. Najdroższy Mathieu,
    Tęskniłam za Tobą setki dni i setki nocy wierząc, że kiedy powrócisz, to uczucie w końcu przeminie. Jednak wciąż tęsknię tak samo, bo mimo, iż jesteś obok, mam wrażenie, jakby Twoje serce zostało setki mil stąd. Kiedy wrócisz, mój drogi?


    Twoja Aurora

    OdpowiedzUsuń
  5. [Zgadzam się z komentarzami wyżej, wpleciona w kartę tajemnica bardzo intryguje i nie ja jedna chciałabym ją dokładniej zbadać :D Mathieu chyba doskonale wie, jak to jest być obciążony oczekiwaniami rodziny, nawet jeśli nie całkiem zdaje sobie z tego sprawę. Podejrzewam też, że Matt, ze względu na swoje zniknięcie oraz Rowan przez los własnej rodziny obaj czują się w pewien sposób wyobcowani w szkolnej społeczności. Nie mam jednak póki co pomysłu, w jaki sposób głębiej można by ich połączyć, także ze względu na różnicę wieku, ale jeśli mnie natchnie, z pewnością tu wrócę. Gdyby tobie coś przyszło do głowy, śmiało wbijaj pod kartę albo na maila :D Dziękuję bardzo za powitanie, życzę natchnienia i wielu ciekawych wątków ♥]

    Rowan Greyback

    OdpowiedzUsuń
  6. [Muszę przyznać, niesamowicie intryguje mnie motyw zniknięcia Mathieu. Do czego właściwie doszło tego wieczora, gdzie podziewał się przez ostatnie trzy lata i przez jak wiele właściwie przeszedł, że powrócił do Hogwartu jako zupełnie odmieniony człowiek? Jednocześnie historia młodego Tardieu ukazuje, jak niewiele trzeba, by czyjeś życie obróciło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Zdolny, uwielbiany przez wszystkich chłopak z dobrej rodziny, który w chwilę wydawał się wszystko stracić. Niezwykle nas cała historia Mathieu zaciekawiła, dlatego na pewno będziemy dokładnie śledzić kolejne jego przygody oraz zajścia po powrocie do Hogwartu. Nie jestem w stanie zaproponować niczego sensownego ze strony Aureliana, ale myślę, że mogłoby nam udać się coś razem napisać z panną Negrescu, nauczycielką, z którą planuję niebawem się pojawić. Z Yuleczki kochana kobitka, więc na pewno zechciałaby pomóc Mathieu ponownie wdrożyć się w szkolne życie. Tymczasem życzę Wam dużo dobrej zabawy na blogu, wielu wciągających historii i nieskończonych pokładów weny!]

    ASHER S. HANDRAHAN

    OdpowiedzUsuń
  7. [Dziękuję Ci pięknie za to przemiłe powitanie, aż mi teraz głupio i nie wiem co odpisać, więc zakończę chwilowo na nieśmiałych rumieńcach. Bardzo się cieszę, że postać budzi pozytywne odczucia i że karta jest zjadliwa. Sama miałam zawitać do Ciebie, bo uwielbiam buźkę Jeremy'ego Dufoura, dodatkowo Matthieu wydaje się postacią z krwi i kości - pewnie wszystkich ciekawi powód jego zniknięcia - ja stoję na czele tych ciekawskich :P.
    Przyznam szczerze, że nie zrobiłam tego tylko dlatego, że obie prowadzimy Panów i akurat nie miałam pomysłu, jak to ugrać, żeby nie wyszedł z tego wątek bez polotu.

    Arran jest hetero i straszny mruk, Finn (którego ściągnęłam z bloga) był z kolei wprawdzie flirtujący ze wszystkimi, ale z uczniami to wiadomo jak się zwykle wątki kończą - jakimś szlabanem, czy pouczaniem, a pewnie obie liczymy na coś więcej niż pójście po linii najmniejszego oporu.

    Tak sobie jednak myślę, że jeśli nie przeszkadzałoby Ci to, że mój Arran jest heteroseksualny, to mogłybyśmy tutaj trochę im "podramić". Już tłumaczę jaki jest mój pomysł: wpadło mi do głowy, że Mathieu może być zauroczony urodą Arrana/być w nim w jakimś stopniu zainteresowany, poznali się pewnie w Klubie Ślimaka. Arran jest raczej spostrzegawczym młodzieńcem, więc może czuć niewiadomego źródła napięcie między nimi, prawdopodobnie uzna jednak, że Ślizgon po prostu nie lubi Krukonów, albo czuje się od niego lepszy (jak to Ślizgoni). Nie wiem na ile odważna jest Twoja postać, ale żeby zacząć od czegoś z werwą, pomyślałam sobie, że możemy zostawić ich po zajęciach Klubu Ślimaka razem i Mathieu odważy się mu powiedzieć wprost "Podobasz mi się". Czy to nie wchodzi w grę? Potem możemy to rozwiązać w dowolnym kierunku, Mathieu nawet może udać, że to tylko głupi żart i że wcale nie miał tego na myśli. Wydaje mi się jednak, że da nam to wątek bardziej emocjonalny, niż jakieś szlabany, czy przypadkowe spotkania.]

    Arran Greengrass

    OdpowiedzUsuń
  8. Noc przestała przynosić Aurorze ukojenie. Swego czasu wyczekiwała jej z utęsknieniem, bo wiedziała, że wraz z nią nadejdzie sen. Upragniony, który pozwalał jej na krótką chwilę wytchnienia od kłębiących się w jej wnętrzu uczuć, od bezlitośnie kotłujących się w głowie myśli. Gdy zanurzała się we śnie przestawała czuć ból i uciekała od rozpaczy, które tylko czekały, aby na nowo wyciągnąć ku niej swoje macki, kiedy tylko nastanie ranek. Sen był jej ostatnią ostoją, której coraz częściej nie potrafiła odnaleźć.
    Bezsenność pojawiła się już pierwszej nocy, kiedy wróciła do rezydencji w Etretat po zakończeniu roku szkolnego w Hogwarcie. Powitały ją te same puste pokoje i lodowate marmury, które żegnały ją we wrześniu, jednak tym razem przerażały ją jeszcze bardziej, niż wcześniej.
    Aurora przewracała się z boku na bok, tonąc w chłodnej pościeli, a jej całe ciało drżało z zimna, mimo iż przez otwarte okno wpadały ciepłe podmuchy wiatru znad klifów. Naprzemiennie to zapadała w półsen, błądząc w zawieszeniu po cienkiej granicy snu i jawy, to zaś budziła się nagle, zrywając gwałtownie.
    Zbliżała się rocznica zaginięcia Mathieu. Mimo, iż ani Aurora, ani państwo Tardieu nie wymienili na ten temat choćby słowa, wszystko dało się wywnioskować z napięcia, które unosiło się w powietrzu. Gęste i elektryzujące, które dusiło każdego z nich kolejno, tworząc w gardłach niemożliwe do przełknięcia gule.
    Aurora drgnęła nieznacznie, jednak jej powieki się nie otworzyły. Widziała jednak wyraźnie korytarz na parterze, wyłożony lśniącym czernią marmurem, prowadzący do głównego holu. Widziała delikatny blask księżyca, który leniwie sączył się przez ogromne okna wychodzące na zachodnią część klifów, oraz zasłony muskane lekkimi podmuchami ciepłej bryzy. Widziała swoje bose stopy, przeraźliwie blade w półmroku, które krok za krokiem zmierzały w stronę drzwi wejściowych. Dochodziło zza nich subtelne, aczkolwiek zdecydowane pukanie. Raz. A zaraz potem kolejny.
    Aurora zerwała się z łóżka, siadając gwałtownie, już po raz kolejny tej nocy. Drżącymi dłońmi odgarnęła ciemne kosmyki włosów z twarzy, po czym sięgnęła po szklankę wody stojącą na nocnej szafce. Nim jednak zdążyła ją dotknąć, rozległo się pukanie. Subtelne, aczkolwiek zdecydowane.
    Odrzuciła kołdrę, po czym zsunęła bose stopy na zimną podłogę. Zarzuciła na ramiona aksamitny szlafrok, niedbale związując go w talii, a następnie ruszyła krętymi schodami w dół. I wtedy ogarnęło ją przejmujące poczucie deja vu. Szła korytarzem na parterze, który prowadził do głównego holu, przyglądała się czarnym marmurom lśniącym od blasku księzyca i muskała materiał ciężkich zasłon, a kiedy dotarła do drzwi wejściowych, pukanie powtórzyło się po raz kolejny.
    Podobne sytuacje zdarzały się już wcześniej. Lasy okalające klify bywały zwodnicze, więc już nie raz bywało, że jakiś zbłąkany wędrowiec zapukał do drzwi rezydencji. Kładąc dłoń na klamce, Aurora spodziewała się podobnej sytuacji, jednak kiedy jej oczom ukazała się twarz niespodziewanego gościa, ledwo utrzymała się na nogach.
    Brunetka miała wrażenie, że jej serce zatrzymało się na chwilę, zdecydowanie zbyt długą, po czym eksplodowało dudnieniem tak mocnym, że aż sprawiało jej ból w piersi. Zabrakło jej tchu, a w głowie zawirowało, gdy lśniącymi od łez oczami wpatrywała się w twarz po drugiej stronie progu. Twarz brata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpoznałaby go wszedzie. Złocista czupryna lśniła w świetle księżyca, a szmaragdowe oczy patrzyły spod długich rzęs. Rysy jego twarzy wyostrzyły się zdecydowanie sprawiając, że wydawał się starszy. Przewyższał ją również o głowę, mimo że w dniu zniknięcia mierzyli tyle samo. Ale to nie miało znaczenia. Żadnego. Liczyło się tylko to, że był. Był.
      — Matheiu… — ledwie słyszalny szept wyrwał się spomiędzy drżących warg Aurory, kiedy bezwiednie wyciągnęła dłoń, aby dotknąć policzka chłopaka. Zupełnie tak, jakby chciała się przekonać, że jest prawdziwy. Że stoi przed nią, rzeczywisty i namacalny, a nie jest jedynie wytworem jej wyobraźni. A kiedy poczuła pod opuszkami palców ciepło jego skóry, utwierdzając się w przekonaniu, że jednak wcale nie postradała zmysłów, rzuciła mu się na szyję.

      siostra

      Usuń
  9. Przemykał krętymi korytarzami Hogwartu jak kot. Wspinał się po schodach, piętro po piętrze. Ostrożnie stawiał kroki, uważając, by przypadkowo nie postawić stopy na nieodpowiednim stopniu. W środku nocy odgłos poluzowanej klepki lub co gorsza upadku z pewnością nie uszedłby niczyjej uwadze. Każdy najdrobniejszy szmer zdawał się odbijać od pustych ścian, powodując u rudzielca mocniejsze bicie serca. Posyłał poirytowane spojrzenia czarodziejom poruszającym się na portretach, którzy go dekoncentrowali.
    Skradał się do biblioteki, konkretnie do Działu Ksiąg Zakazanych, ponieważ tylko tam mógł zdobyć wyjątkowo stary egzemplarz, którego normalnie nie wypożyczano uczniom. Przez kilka ostatnich dni opracowywał swój plan, doskonaląc go o różne szczegóły, aż wreszcie nadarzyła się idealna okazja. Wieczorem nikt nie pilnował księgozbiorów, nauczyciele nie dyżurowali, śpiąc w najlepsze.
    Wszystko zdawało się iść po jego myśli, gdy nie jeden upierdliwy Ślizgon, który przyczepił się do niego jak rzep do psiego ogona. Cillian usiłował zgubić Mathieu, dwukrotnie wybierając okrężną drogę, by zmylić trop, ale najwyraźniej Tardieu nic sobie z tego nie zrobił, skoro dalej podążał jego śladem. W pewnym momencie Mulciber zatrzymał się, przez kilka sekund nasłuchiwał otoczenie. Na ustach rudzielca zagościł uśmiech. Wydawało mu się, że zaprowadził Mathieu na manowce. Wystarczyło jednak, że wyjrzał za zakręt i znowu zobaczył blondyna. Jasne brwi Mulcibera zmarszczyły się w rozzłoszczonym wyrazie. Podszedł do chłopaka, zaciskając dłonie w pięści.
    — Co ty tu robisz?! — zapytał retorycznie, nie kryjąc zdenerwowania. — Przestań za mną wreszcie łazić — syknął cicho, próbując wyminąć Mathieu. Miał czelność zniknąć na trzy lata, nawet słowem nie wspominając o swoich zamiarach, choć rzekomo się przyjaźnili, a teraz na dodatek nie chciał zostawić go w spokoju. Cokolwiek miał rudzielcowi do powiedzenia, ten najwyraźniej nie chciał słuchać, zbyt skupiony na misji wykradnięcia cennego białego kruka ze szkolnej biblioteki.

    Cillian Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  10. Miał ochotę uderzyć Mathieu, coraz bardziej świerzbiły go palce, ale powstrzymywał się, żeby nie narobić hałasu. Zwykle nie dawał się tak łatwo ponosić nerwom, ale tym razem emocje w nim wrzały jak eliksir w kociołku. Zwykle to on manipulował ludźmi, ale tym razem odniósł wrażenie, że to blondyn zagrał mu na nosie. Najpierw wyznał mu miłość, a niedługo później rozpłynął się w powietrzu jak fatamorgana. Naigrywał się z niego? Jeśli tak, to Mulciberowi nie było do śmiechu.
    Nie podobało mu się to, że Tardieu wymknął się za nim i próbował popsuć mu szyki. Podobnie jak nie podobało mu się to, że przez te trzy lata chłopak urósł i teraz rudzielec musiał zadzierać głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Wziął kilka głębokich wdechów by nieco się uspokoić.
    — To ty posłuchaj — powiedział powoli, jakby mówił do dziecka. — Oczywiście, że to co robię nie jest bezpieczne, dlatego tym bardziej powinno cię tu nie być — stwierdził, trącając go ramieniem, żeby przecisnąć się obok.
    Przeszedł kilka kroków, zatrzymając się pod wpływem groźby postawienia na nogi całego Hogwartu krzykami. Powoli sięgnął za pasek szaty, żeby wyjąć różdżkę. Wymierzył nią w stronę stronę blondyna, lekko dźgając ostrym czubkiem pierś chłopaka. Chciał mu w ten sposób pokazać, że nie żartuje.
    — Nie zmuszaj mnie, żebym zaszył ci usta — ostrzegł cicho. — Ja idę do Działu Ksiąg Zakazanych, a ty... Ty rób co uważasz za słuszne! — odparł, uznając to za wystarczający kompromis. Z dwojga złego wolał, żeby Mathieu poszedł z nim, zamiast prosto do nauczycieli lub jednego z prefektów, żeby nakablować.
    — To idziesz czy nie? — zapytał chłodno, zerkając przez ramię. Szedł przodem, uparcie milcząc. Wyraźnie nie miał ochotę na rozmowę.
    — Gdybyś tęsknił, wysłałbyś mi chociaż głupią sowę, palancie — mruknął ledwo słyszalnie pod nosem, nie zdając sobie sprawy sprawy z tego, że Mathieu jest tuż za nim i może dosłyszeć te słowa.

    Cillian Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  11. [Cześć! Bardzo dziękuję za przywitanie i miłe słowa dotyczące karty! Karta Mathieu jest stosunkowo krótka, ale myślę, że dla zachowania pewnego rodzaju tajemnicy choćby powodów zniknięcia Tardieu z hogwarckich murów. W końcu jeśli ktoś poczuje się zainteresowany, to powinien odkryć to samodzielnie! Razem z Atlasem jesteśmy na to jak najbardziej chętni.
    Zależy na ile Mathieu jest odważny, bo może nie wybrzmiewa to tak wyraźnie z karty, ale Atley to lekki gbur. Bez inwektyw, bez przemocy; lubi swoją pracę, ale taki ma wyraz twarzy i styl bycia, że ciężko mu czasami okazywać wprost swoją sympatię. Tutaj też widzę, że zapewne zwracałby uwagę na Tardieu, który dopiero wrócił do szkoły i ma zaległości, należałoby mu pomóc wdrożyć się na nowo w ten ekosystem. Gdyby zwrócił się do mojego Rosiera z kwestią dotyczącą jego orientacją, nie odprawiłby go raczej z kwitem. Sam jest czystokrwistym, który musiał zbuntować się trochę swojej rodzinie i postawić na swoim w tej kwestii. Byłoby to zatem całkiem ciekawe!]

    Atlas

    OdpowiedzUsuń
  12. [Mathieu, Mathieu, gdzież byłeś przez trzy lata, kiedy Twoja przyjaciółka Cię potrzebowała? Pasuje mi takie powiązanie, bo daje fajną podstawę na start, Annika mogła być do niego przywiązana jak do starszego brata i silnie przeżywać jego zniknięcie, które zbiegło się w czasie z jej niezbyt przyjemną sytuacją rodzinną - rozstaniem jej rodziców, zmianą miejsca zamieszkania, nowym partnerem jej matki, a że jest czasami trochę głupia i naiwna to pewnie, kiedy na nowo spotkała Mathieu na terenie Hogwartu, myślała że wszystko wróci na stare tory, jak gdyby te trzy lata rozłąki nie istniały :)]

    Annika

    OdpowiedzUsuń
  13. [Cześć! Wiem, że nie powiem nic nowego... ale niesamowicie ciekawi mnie motyw zniknięcia Mathieu. Myślę, myślę i myślę. Co się wydarzyło przez te trzy lata, kiedy go nie było? Czy ma to związek z jego boginem – taka moja pierwsza myśl, a może z patronusem? Co Tardieu musiał przeżyć, czego doświadczyć, skoro wrócił taki odmieniony? I jak odnajduje się w tej nowej rzeczywistości po powrocie? Tak dużo pytań. Mam nadzieję, że wraz z gronem pozostałych autorów, których nurtują te same kwestie, w końcu doczekamy się na nie odpowiedzi. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak życzyć Ci wielu wątków, które pozwolą Ci na rozwinięcie Mathieu zgodnie z Twoim planem i dużo, duuużo weny, bo tej przecież nigdy za dużo.

    A gdybyście mieli ochotę coś wspólnie zmajstrować, zapraszam pod kartę Liliana. Niestety na chwilę obecną nie potrafię wymyślić nic konkretnego, co mogłabym Ci od razu zaproponować – lecz gdybyś Ty na coś wpadła lub miała jakieś wątkowe marzenie, do którego mój Willis mógłby się nadać, to jestem jak najbardziej otwarta. :)]

    lilian willis

    OdpowiedzUsuń
  14. Informacja, że to dziadek zabronił Mathieu kontaktu nieco ułaskawił rudzielca. Nadal miał mu za złe, że zniknął ot tak bez uprzedzenia, ale przynajmniej teraz wiedział, że chłopak nie zerwał ich znajomości z własnej woli. Te trzy lata temu obaj mieli niewiele do powiedzenia w zderzeniu z dorosłymi, którzy stanowili nad nimi pieczę. Teraz, kiedy za rok lub dwa mieli opuścić Hogwart, na pewno znaleźliby jakiś sposób na obejście tego niedorzecznego zakazu. Zwłaszcza po Cillianie można się było tego spodziewać. On od dziecka lubił się buntować i stawiać na swoim. Rodzice nie mieli z nim łatwo. Z roku na rok ich relacja słabła. Chłopak niechętnie wracał do rodzinnego domu nawet na okres wakacji czy świąt Bożego Narodzenia. Wolał pozostawać tutaj, w murach Hogwartu, gdzie miał więcej swobody i dostęp do całej masy książek, a czytać uwielbiał. Pochłaniał jeden tom za drugim, ciągle łaknąc więcej. Właśnie dlatego tej nocy zakradał się do biblioteki.
    — Co za wspaniałomyślny łaskawca z tego twojego dziadka — mruknął ironicznie.
    Przez większość czasu wzrok miał utkwiony w podłodze, bo na większości korytarzy panował mrok, a blask różdżki bez wątpienia przyciągnąłby czyjąś uwagę. Nie pozostało więc nic lepszego, niż tylko wytężyć spojrzenie i uważnie stawiać kroki.
    Zwolnił nieco kroku, gdy Mathieu teatralnie się przed nim pokłonił. Rudzielec wywrócił oczami i machnął ręką, jakby chciał powiedzieć "daj spokój". Korytarz w pewnym momencie zrobił się wąski na tyle, że kiedy szli jeden obok drugiego, Cillian niekiedy trącał kompana łokciem. Przez dłuższą chwilę milczał, zastanawiając się jak wiele może mu zdradzić ze swojego planu i o co go wypytać.
    — Więc przez ten cały czas byłeś u dziadka — podsumował. — Co u niego robiłeś? I co na to wszystko dyrekcja? Wiedzieli o wszystkim? Pozwolili na twoją przerwę w nauce? — dopytał z ciekawości. Rzadko zdarzało się, żeby opiekunowie zabierali swoje pociechy z Hogwartu, zwłaszcza w środku roku, nie dając im się pożegnać z rówieśnikami. Jedyne przypadki kiedy uczniowie opuszczali Hogwart, o jakich wiedział Cillian, to byli ci, którzy przeprowadzali się w związku ze zmianą pracy rodziców lub nagle poważnie zachorowali, co wiązało się z przerwą w nauce.
    Gwałtownie skręcił i pociągnął Mathieu za rękę, by ten nie poszedł w przeciwnym kierunku. Popatrzył na niego kątem oka. Wahał się czy zadać kolejne pytania, ale właśnie wtedy dotarli do celu.
    — Jeśli chcesz się przydać, stój na czatach — stwierdził.
    Włamanie się do Działu Ksiąg Zakazanych było całkiem poważnym naruszeniem regulaminu. Oczywiście, Mulciber mógłby poprosić jednego z nauczycieli o pozwolenie na dostęp do tej części biblioteki, jednak z pewnością musiałby się wytłumaczyć z tego, co chce tam znaleźć. Większość kadry była nie w ciemię bita, więc spodziewał się, że sprawdzą czy jego wymówka ma jakikolwiek sens, a wtedy tak czy siak czekałaby go kara.
    Na bladej twarzy Ślizgona pojawił się zwycięski uśmiech, gdy udało mu się otworzyć przejście do Działu Ksiąg Zakazanych. W nozdrza uderzył go zapach starych ksiąg i kurzu. Woluminy piętrzyły się niemalże od podłogi do samego sufitu. Cillian musiał zadrzeć głowę, by dostrzec pozycję stojące na najwyższych półkach.
    — Szukam "Najczarniejszych zakamarków magii" — zdradził, rozglądając się wokół. Podszedł bliżej regałów, dopiero teraz cicho wypowiadając zaklęcie, które pozwalało mu widzieć tytuły książek.

    Cillian Mulciber 🦊

    OdpowiedzUsuń
  15. Lekcja przebiega mozolnie, a Rowan Greyback ma dość. Są takie zajęcia, które wzbudzają w nim stan ekscentrycznej euforii. Kipi wtedy energią, rodząc w sobie krukoński wręcz perfekcjonizm. Eliksiry. Alchemia. Czasem Zielarstwo czy Obrona przed czarną magią (którą traktuje z dystansem, ale i szacunkiem), jednak Historia magii jest zbyt teoretyczna i zwykle zwyczajnie go nuży. Bazgrze piórem po pergaminie, rysując drobne nuty obok listy różnych dziwacznych specyfików sąsiadujących z kompozycją niedokończonej piosenki. Podpiera brodę na ręce i obserwuje uczniów, po części równie sennych co on, po części tych zainteresowanych i jego wzrok przykuwa Tardieu. Pamiętał go sprzed trzech czy czterech lat, był wtedy irytująco naiwnym, a jednocześnie łatwo dostępnym wyrostkiem. Rowan, wtedy o rok młodszy, bez trudu wykorzystywał dobroć swojego ślizgońskiego kolegi raz po raz testując na nich działania swoich niewinnych, patrząc z aktualnej perspektywy, eliksirów. Znajdował się wtedy na początku swojej drogi eksperymentów, a jego brak doświadczenia był niebezpieczny dla każdego, kto ich smakował na własnej skórze. Dobre czasy. Łatwiejsze. Kiedy lekcja się kończy, a nauczyciel opuszcza salę w pośpiechu z powodu, o który zapewne wspomniał i który Rowan zignorował, powoli wsuwa rzeczy do swojej torby. Celowo nie spieszy się z pakowaniem, a kiedy Mathieu chce przejść, zagradza mu drogę z leniwym uśmiechem.
    — Tardieu. Doszły mnie słuchy, że twoje zniknięcie to już przeszłość. Znakomicie, nie skończyliśmy próby z czternastego listopada…— Rzuca sarkastycznie przypadkową datą i unosi brwi, kiedy chłopak odpyskowuje. Słyszał plotki o zmianie nastawienia Mathieu, ale jakoś wcześniej nie zastanawiał się, czy są prawdziwe. — Ou, co się stało z twoją pewną pomocną dłonią? — Obserwuje go uważnie, gdy przymyka drzwi, szykując się prawdę mówiąc na mały konflikt, może odrobinę na niego licząc w ramach rozrywki po nudnych wykładach. Krzyżuje ręce na torsie i prycha, odchylając głowę w tył, kiedy dociera do niego pytanie. — Słodki jesteś. — Stwierdza z kpiną i staje naprzeciwko niego, celowo omiatając go spojrzeniem w góry. — Niby czemu chcesz to wiedzieć? Myślisz, że to tajemnicze zniknięcie i równie szemrany powrót robi na mnie wrażenie? Dlaczego miałbym opowiadać ci o mojej rodzinie? — Przekrzywia głowę, a jego wzrok się zaostrza przy ostatnim pytaniu.

    Rowan Greyback

    OdpowiedzUsuń
  16. [Lilian poznał się z Asherem już podczas pierwszego roku w Hogwarcie – na początku byli kolegami, później najlepszymi przyjaciółmi, aż w końcu obydwoje zrozumieli, że czują do siebie jeszcze coś więcej i chłopakami są w zasadzie stosunkowo od niedawna. Mimo to od samego początku, przez wiele lat nie do końca świadomie, był niemalże ślepo wpatrzony w Aureliana. Z tego powodu dziecięcą miłostkę bym wykluczyła, nie byłoby to in character. Ale! Wpadło mi nawet do głowy, że mogłybyśmy trochę zmodyfikować Twój pomysł – jeśli to oczywiście by Ci pasowało. Co byś powiedziała, gdyby zostać przy tym, że Mathieu i Lilian znali oraz przyjaźnili się od dzieciaka i jakieś uczucie faktycznie się pojawiło, ale nieodwzajemnione ze strony Willisa? Wyobrażam sobie, że byłoby również nieświadome i takie bardzo niewinne, w końcu byli jeszcze młodziutcy (jakby teraz nie byli, hahaha) i raczej nie patrzyli na żadne relacje pod takim kątem, jak to dzieciaki. A później w życiu Liliana pojawiłby się Asher i Mathieu z czasem mógłby zrozumieć, że Lilian traktuje Ashera w taki sam sposób, jak Mathieu Liliana? Byłoby dużo zazdrości, dużo niedomówień – w końcu nawet i rozłam znajomości, o którym wspominałaś. Nie ukrywam, że w przypadku Liliana to bardzo możliwe, żeby zaniedbał trochę taką starą przyjaźń w tej początkowej fazie entuzjazmu nową znajomością i gdyby dodatkowo wyczuwał między sobą a Mathieu jakieś spięcie. Niecelowo, oczywiście – i później by to sobie uświadomił. Oczywiście trochę za późno, po Mathieu by już „nie było”.


    Gdyby coś takiego by Ci się spodobało, to mam nawet pomysł, jak mogłybyśmy zacząć wątek. Jako, że Lilian jest prefektem, po powrocie Mathieu mógłby dostać misję pomocy mu w ponownym wdrożeniu w życie szkoły, z którego swoim nagłym zniknięciem wypadł. Na początku mogłoby być między nimi na maksa niezręcznie, ale po dłuższym czasie spędzonym razem może w końcu znaleźliby jakąś okazję, żeby przegadać to wszystko, co ich poróżniło?]

    lilian willis

    OdpowiedzUsuń
  17. [Hej, dziękuję ślicznie za powitanie. <3 Zdecydowałam się na odpowiedź pod kartą Mathieu, ponieważ bardzo podoba mi się pomysł na tę relację — dla Caireann mogłaby się okazać wyjątkowo trudna, bo skojarzyłaby się jej z bratem. Nie uzupełniłam jeszcze powiązań, ale Carrie nie dogaduje się ze swoją rodziną, a z rodzeństwem to już wcale.
    Odezwę się jeszcze dzisiaj na maila. <3]

    Caireann

    OdpowiedzUsuń
  18. Chłód. Pierwsze, co poczuła, kiedy Mathieu przekroczył próg rezydencji. Zimno, które od niego biło, było wszechogarniające. W ułamku sekundy wkradło się pomiędzy ściany, lodowatym jęzorem muskając marmury i tynki, wypełniając szczelnie każdy zakamarek, każdą szczelinę. Przejmujące. Paraliżujące.
    Aurora zamarła. Znieruchomiała, mając wrażenie, jakby iskra nadziei, która zrodziła się w jej sercu po otwarciu drzwi, została zgaszona. Brutalnie i gwałtownie, a jej wnętrze na powrót spowił mrok. Gęstszy i cięższy, niż kiedykolwiek wcześniej. Krew płynąca w żyłach zamieniła się w smołę, lepką i cierpką, nie pozwalając na wykonanie nawet najdrobniejszego ruchu, a umysł na powrót pogrążył się w chaosie. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że po raz kolejny spadała w pustkę, jeszcze głębszą, jeszcze bardziej przerażającą, niż kiedykolwiek wcześniej. W nicość.
    Ani drgnęła, kiedy Mathieu minął ją obojętnie. Ani drgnęła, kiedy usłyszała subtelne szuranie drewnianych nóg krzesła o marmurową podłogę w kuchni i brzęk sztućców. Ani drgnęła, kiedy jej oczy zasnuły łzy, rozmazując całkowicie obrazy dokoła. Ani drgnęła, kiedy poczuła ból w klatce piersiowej. Ukłucie w sercu tak niespodziewane, gwałtowne i bolesne, że zaparło jej dech. Zupełnie tak, jakby roztrzaskało się na dobre.
    Niemalże bezgłośnie zamknęła frontowe drzwi i odwróciła się w stronę korytarza, gdzie przed momentem zniknął blondyn. Nie ruszyła się jednak z miejsca, z całej siły dociskając bose stopy do posadzki, jakby w nadziei, że znajdzie w tym dotyku uziemienie, którego pragnęła teraz ponad wszystko. Nie znalazła – wręcz przeciwnie, nagle poczuła się jeszcze gorzej, bo zdała sobie sprawę, że zmiana, która nastąpiła w jej bracie, była tym bardziej realna.
    Nie rozpoznała Mathieu. Fizycznie niewiele się zmienił, mimo iż wyraźnie wydoroślał, a jego sylwetka stała się bardziej męska. Jednak energia, która go otaczała była inna. Gęsta i lepka, przesycona mrokiem, z jakim Aurora nie spotkała się nigdy wcześniej. Wyczuła ją od razu, kiedy tylko się zbliżył. Od dnia narodzin łączyła ich wyjątkowa więź, która niekoniecznie była zrozumiała dla innych ludzi, jednak ich dwójka czuła siebie nawzajem bez słów. Nienamacalna nić porozumienia, wykraczająca poza słowa czy dotyk, spleciona przeznaczeniem w ich umysłach. Teraz jednak brunetka miała wrażenie, że nie pozostało po niej nawet wspomnienie.
    — Co się stało? — drżący głos Aurory niespodziewanie przerwał ciszę panująca w kuchni, kiedy przystanęła w progu. Nie miała pojęcia, w jaki sposób pokonała korytarz. Nie pamiętała, by ruszyła się chociaż na krok od drzwi wejściowych, ale najwyraźniej stopy poprowadziły ją same. — Co się z tobą działo przez ostatnie lata? — zapytała, przełykając gulę, która uparcie tkwiła w gardle.
    Przyglądała się bratu, uważnie analizując każdą, nawet najdrobniejszą, zmianę w jego wyglądzie i z całego serca pragnęła rzucić mu się na szyję. Opleść ramionami jego szyję i przytknąć głowę do klatki piersiowej, jak robiła to w dzieciństwie, żeby usłyszeć równe bicie jego serca. Rozczochrać palcami złociste włosy i poczuć zapach szamponu z paczulą i miętą pieprzową. Ogrzać się jego bliskością, tak jak robiła to setki razy wcześniej.
    Nie ruszyła się jednak. Nawet nie drgnęła, wciąż stojąc w progu, napięta niczym struna. Bo to nie był Mathieu. Nie jej Mathieu. Nie ten ciepły i troskliwy, na którego zawsze mogła liczyć, nie ważne co by się działo. Czuła to pod powierzchnią skóry. Tak samo jak przerażenie na myśl, kim się stał.

    siostra

    OdpowiedzUsuń
  19. Wąski snop bladego światła wydobywający się z czubka różdżki Cilliana rozjaśniał tytuły książek. Niestety, na niższych regałach rudzielec nie znalazł tej pozycji, której akurat poszukiwał. Uczeń wymamrotał pod nosem mugolskie przekleństwo, sfrustrowany tym, że musiał szukać dalej. Im dłużej przebywali w Dziale Ksiąg Zakazanych, tym była większa szansa, że ktoś ich nakryje na gorącym uczynku. Ta myśl ani trochę mu się nie podobała.
    Ślizgon machnął różdżką i wypowiedział zaklęcie, by przyciągnąć w swoją stronę drabinę. Przedmiot wzniósł się kilka centymetrów nad podłogę po czym powoli i zadziwiająco cicho wylądował w miejscu, które wskazał Mulciber. Na twarzy rudowłosego pojawił się dumny uśmiech. Ostatnie godziny spędzone na pilnym studiowaniu zaklęć nie poszły w las!
    Ostrożnie wdrapał się wyżej, by sprawdzić górne półki. Całe szczęście, że znajdował się wyżej. Miał nadzieję, że dzięki temu Mathieu nie zauważył grymasu, który pojawił się na jego twarzy na wspomnienie o uznaniu za zmarłego. Przez te trzy lata chyba nigdy nie dopuścił do siebie takiego scenariusza. Uczniowie Hogwartu rzadko umierali w trakcie nauki. Wyjątkiem była rzecz jasna wojna, ale od lat panował przecież pokój i szkołę uznawano za bezpieczne miejsce. Oczywiście, zdarzały się nieszczęśliwe wypadki, ale zwykle wszystko kończyło się dobrze. Mieli świetnych uzdrowicieli i większość kadry naprawdę czuwała nad tym, żeby nie stała się im krzywda. Wszelkie przejawy dyskryminacji czy bójki były surowo karane obniżaniem punktów, jak i szlabanami, tak, by nikomu nie wpadły już do głowy podobne zachowania.
    — Do bani, że przez dziadka jesteś trzy lata w plecy i wylądowałeś w grupie z jakimiś dzieciakami — stwierdził markotnie. Patrząc na to, jak niedojrzała była większość czternastolatków, szczerze współczuł Mathieu przebywania z nimi podczas zajęć. Nie potrafiłby się przy nich skupić, nie wspominając już o nawiązaniu jakichś przyjaźni. W tym wieku trzy lata to spora przepaść, ale skoro Tardieu nie podchodził do testów i egzaminów, to nie pozostało mu chyba nic innego, jak tylko nadrobić różnice programowe. Cillian miał cichą nadzieję, że uda mu się nadgonić zaległości i mimo wszystko szybciej skończy naukę w Hogwarcie.
    Mulciber prychnął pod nosem, spoglądając na dawnego przyjaciela.
    — Jak wpadniemy, to obaj będziemy mieli problemy, ale niby kto miałby tu przyjść o tej porze? — rzucił, chyba wywołując w ten sposób wilka z lasu. Albo raczej Irytka z jego kryjówki, bowiem kiedy rudzielec już sięgnął po upragnione "Najczarniejsze zakamarki magii", nagle zza zakrętu wyleciał złośliwie uśmiechający się poltergeist. Zanim Cillian zdołał rzucić jakiekolwiek zaklęcie, Irytek popchnął regał, o który oparta była drabina. Mulciber zeskoczył z niej, przeklinając pod nosem, bo chyba skręcił sobie przy tym kostkę. Regał powoli przechylił się i upadł, potrącając drugi, co stworzyło efekt domina.
    — W nogi! — zakomenderował. Nie było już szansy na zdobycie książki, po którą przyszedł, ale liczył na to, że uda im się uciec z miejsca, nim zbiegną się nauczyciele. Pociągnął za sobą Mathieu, prawdopodobnie ocalając go w ten sposób przed oberwaniem jedną z książek, które Irytek zaczął rzucać w ich stronę, śmiejąc się przy tym w głos.

    [PS. Wybacz za taki długi okres oczekiwania na odpis :<]

    Cillian Mulciber 🦊

    OdpowiedzUsuń
  20. [Dziękujemy za powitanie ;> Jak na coś konkretnego wpadnę w temacie wątku, to na pewno się odezwę.]

    ~Egon Valter

    OdpowiedzUsuń
  21. Caireann starała się nie zarzucać swoich uczniów pracami pisemnymi. Zielarstwo było przedmiotem mocno praktycznym, polegającym na obcowaniu z mniej lub bardziej przyjaznymi roślinami – takich doświadczeń nie dało się zastąpić napisaniem eseju czy przeczytaniem rozdziału w podręczniku. Na ćwiczeniach Carrie kładła duży nacisk na to, by wszyscy pracowali po równo, brudzili się ziemią po same łokcie, a w zamian za to, kiedy po całym dniu nauki wracali do swoich dormitoriów, nie musieli zamartwiać się pracą domową z zielarstwa.
    Czasem jednak praca pisemna okazywała się koniecznością. W tym semestrze Caireann poprosiła o oddanie dwóch esejów – jednego na temat etycznej hodowli kłaposkrzeczków, drugi zaś miał mówić o leczniczych właściwościach wybranej rośliny. Mathieu Tardieu nie oddał żadnego z zadań i, biorąc pod uwagę inne przykłady lekceważącego zachowania w stosunku do jej przedmiotu, było to powodem to zmartwień. Carrie na dzisiaj wyznaczyła termin oddania drugiej z prac, ale zamiast pergaminu otrzymała tylko dziwnie pogardliwe spojrzenie.
    - Dobrze, na dzisiaj już wystarczy! – zawołała i machnęła lekko różdżką, a rozłożone na ziemi wzdłuż rzędu trzepotek sekatory oraz nożyce posłusznie schowały się do kufrów. Caireann uśmiechnęła się do powoli podnoszących się z klęczek Krukonów i Ślizgonów, którzy przez ostatnie półtorej godziny uczyli się, jak odpowiednio przycinać delikatne gałązki krzaków, a potem zdjęła z rąk gumowe rękawice. Powoli przeszła się środkiem ścieżki i zatrzymała tuż obok Mathieu. – Za tydzień będziemy zajmować się czyrakobulwami, a na razie dziękuję za wasze eseje i życzę miłej reszty dnia. Do zobaczenia. – Odwróciła się w stronę chłopaka. – Ciebie proszę o to, żebyś został. Chcę z tobą porozmawiać.
    Mathieu jeszcze jakiś czas temu był jej najlepszym i ulubionym uczniem. Na każdych zajęciach się zgłaszał, zazwyczaj z poprawnymi odpowiedziami. Odznaczał się swoim zaangażowaniem oraz pilnością, a także widoczną inteligencją. Jednakże po powrocie… Cóż. Trudno byłoby o większą przemianę. Stał się zimny i momentami zwyczajnie podły, jak gdyby zupełnie stracił do niej szacunek. Caireann miała dużo cierpliwości, ale ta w końcu się skończyła i złączyła z ogromną troską w stosunku do chłopaka.
    - Nie oddałeś mi już drugiej pracy, Mathieu – odezwała się spokojnie, kiedy ostatni uczeń opuścił tereny szklarni. – Czy dzieje się coś, o czym powinnam wiedzieć? Jeśli potrzebujesz więcej czasu na napisanie eseju albo pomocy, możesz się przecież do mnie zgłosić.

    Caireann

    OdpowiedzUsuń
  22. Mimo bólu kostki zacisnął zęby i pobiegł za Mathieu. Wpadł zaraz za nim do piwnicy i zamknął za nimi drzwi, używając do tego czaru. Chwilę później oparł się o ścianę i zsunął się po niej plecami, siadając zaraz obok drugiego Ślizgona. Z ust rudzielca wyrwało się ciche przekleństwo, gdy ściągnął nieco skarpetkę, ukazując tym samym obrzękniętą kostkę. Miał nadzieję, że to tylko niegroźny uraz i nie będzie musiał fatygować się z nim do uzdrowicieli.
    — Jak widać, bywało lepiej — stwierdził, nie chcąc wyjść na słabeusza. Potarł obolałe miejsce, choć to chyba nie było zbyt dobrym pomysłem, bo tylko wzmogło ból. Skrzyżował więc ręce na klatce piersiowej, zaciskając palce na różdżce, by chociaż w ten sposób rozładować buzujące w nim emocje.
    — Na razie — powtórzył po nim. Spodziewał się, że kiedy nauczyciele dotrą do biblioteki i zobaczą pobojowisko, do którego przyczynił się Irytek, zaczną szukać winnych całego zamieszania. Mieli sporo dormitoriów do obejścia. Chłopak liczył się z tym, że jeśli nie dotrą do swoich łóżek jako pierwsi, zostaną wytypowani jako winowajcy i z pewnością szlaban ich wtedy nie ominie. Przez chwilę zastanawiał się co mógłby zrobić, żeby plan się powiódł, ale z rozczarowaniem zauważył, że przepędzenie złośliwego poltergeista udawało się chyba tylko nauczycielom i to tym surowym, których się obawiał. Pytanie Mathieu wyrwało chłopaka z zamyślenia.
    — Oczywiście. Próbowałem go wysłać trzema różnymi sowami i zawsze bezskutecznie. Nadal mam go w dormitorium — stwierdził. Zostawiał i przechowywał niemal każdy list. Niszczył tylko te, które mogły narobić mu problemów, na przykład być dowodem na to, że zrobił coś, czego robić nie powinien. — Cóż, pytanie czy chcesz się napić piwa kremowego nadal jest aktualne. No, chyba że przez te trzy lata nieobecności zostałeś fanem ognistej whisky, to możemy wybrać się na coś mocniejszego — dodał z błyskiem w oku.
    Nie zdradził reszty swojej odpowiedzi. Z perspektywy czasu wydawała mu się trochę zbyt śmiała. Uznał jednak, że jeśli Mathieu zechce się z nią zapoznać, to po prostu udostępni mu list. W zasadzie wciąż to, co było w nim zawarte pozostawało aktualne.
    — Powinniśmy wrócić do łóżek, zanim ktoś zauważy, że włóczyliśmy się w nocy po zamku — mruknął. Myśl o chodzeniu z obolałą kostką średnio mu się podobała, ale chyba nie pozostał mu żaden wybór.

    Cillian Mulciber 🦊

    OdpowiedzUsuń
  23. Lilian miał kiedyś przyjaciela. A później ten przyjaciel zniknął. Och, to nie tak, że zniknął tylko z jego życia – choć z pewnych przyczyn to i tak było nieuniknione. On po prostu zniknął. Zaginął, a wraz z nim wszelki słuch o jego osobie. I nie było go. Przez długi, długi czas.
    Aż w końcu wrócił. Po tylu latach, tak po prostu wrócił. Nie był to powrót spektakularny, powrót Odyseusza z Itaki (ten mit, jak i mnóstwo innych poznał dzięki Asherowi) ani wzruszająca ucieczka ofiary z rąk okrutnego oprawcy. Ot, zwykły powrót. Jak gdyby nigdy nic się nie stało, a wszystkie te lata ciszy miały jakieś oczywiste wytłumaczenie, które nigdy i dla nikogo nie było tajemnicą.
    Ale przecież to była tajemnica. Zaginięcie Mathieu Tardieu było jedną, wielką tajemnicą.
    Lilian nie mógł znieść widoku pustego łóżka, które po nim zostało. Przez pierwszy rok przyglądał mu się codziennie – co noc przed spaniem i co rano po obudzeniu, z tą samą, niegasnącą nadzieją, że będzie to już ostatnia noc i ostatni ranek, kiedy jego tam nie było. Z dnia na dzień rozczarowanie stawało się coraz to bardziej nie do zniesienia. Rezygnacja zaczęła wkradać się niepostrzeżenie, niczym intruz; i nikt nie mógł jej zapobiec.
    Pewnego razu wszystkie rzeczy Mathieu zniknęły. Slytherin oszalał, w Pokoju Wspólnym panował nieustanny chaos i poruszenie. Wielu uczniów dzieliło się swoimi własnymi podejrzeniami – jednym z nich i jednocześnie tym, które zasiało w głowie Lilianie największe wątpliwości, było przypuszczenie, że skoro dyrektor powziął tak nieoczekiwane kroki, to tylko dlatego, że wie coś, o czym niekoniecznie chce podzielić się z uczniami. I nie tylko w jego głowie, zresztą. Ślizgoni byli oburzeni myślą, że być może ukrywa się przed nimi prawdę. Ślizgoni w końcu byli także wściekli, że za nic w świecie ta prawda nie jest dla nich dostępna.
    A później, wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego, wrzawa jakby ucichła. Zagadka, w rozwikłaniu której nie pomogło węszenie dziesiątek, ba!, setek spisków, stała się zwykłą zagadką z kategorii tych, których rozwiązać się nie da – nurtują, bo nurtują, ale nie można z nimi zrobić nic więcej, niż zaakceptować i żyć dalej. Wtedy łóżko doczekało się nowego właściciela. I tak wszelka nadzieja na powrót Mathieu Tardieu zaczęła powoli wygasać.
    Zupełnie niesłusznie. Bo przecież on wrócił.
    Lilian nie mógł powiedzieć, że nie spodziewał się ujrzeć jego twarzy podczas tegorocznego rozpoczęcia roku szkolnego – musiałby skłamać. Prawda była taka, że niedługo przed zakończeniem wakacji jego ojciec zdradził mu, że to może się wydarzyć. I faktycznie, wydarzyło się; choć jeszcze te kilka dni wcześniej nie rozumiał, co kierowało tatą, że postanowił podzielić się z nim tą wiadomością. Anthony Willis nie miał w zwyczaju wtajemniczać członków rodziny w informacje pozyskiwane z takich źródeł jak Wizengamot czy Ministerstwo Magii i nic zresztą dziwnego, bo zazwyczaj były one ściśle tajne – a skąd niby indziej mógłby je wziąć, jeśli nie stamtąd? Nie pozwoliłby sobie na powtórzenie krążącej już gdzieś w okolicy plotki, jeśli ta nie byłaby prawdą. Nie on.
    Pozostawało pytanie: dlaczego to zrobił? Młody Willis był pewien, że nie bez powodu. Z początku obawiał się, że w ten sposób chciał przygotować go na coś strasznego. Że znajoma sylwetka, którą ujrzy we wrześniu, nie będzie należała już do tej samej osoby, do jego przyjaciela z dzieciństwa – że będzie należała do kogoś, kto tylko pozornie jest tym samym Mathieu, lecz rzeczywistości już dawno przestał nim być. Że te kilka lat zmieniło go do nie poznania. Albo, że znajoma twarz już wcale nie będzie znajoma – że naznaczą ją blizny, szramy i niedoskonałości.
    A później z ulgą przekonał się, że żadne z tych podejrzeń nie było słuszne. Mathieu Tardieu wrócił w pełni sił i zdrowia. Więc wpadła mu do głowy myśl, że tata uprzedził go tylko i wyłącznie ze względu na jego, Liliana, niegdyś wręcz nierozerwalną przyjaźń z Mathieu. I w to chciał wierzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszył się. Och, Merlinie – tak bardzo się cieszył, że Mathieu nie stało się nic złego. I że po tylu latach w końcu może wejść do Pokoju Wspólnego ze świadomością, że prędzej czy później w tłumie zobaczy tam jego sylwetkę. A nawet jeśli nie w Pokoju Wspólnym, to już z pewnością w Wielkiej Sali podczas posiłku. Chciał mu to powiedzieć. Tylko jak? Po tym wszystkim, co przeszedł? Choć przecież tak naprawdę nikt nie wiedział, co przeszedł… Ale po tym wszystkim, co poróżniło ich, zanim jeszcze zniknął? Tak po prostu podejść i powiedzieć: “cieszę się, że tu jesteś”? To wydawało mu się wyjątkowo nie na miejscu. I domyślał, że sam Mathieu takich “cieszę się” w ostatnim czasie musiał nasłuchać się całkiem sporo – a on nie chciał być którymś z kolei, tym nie pierwszym, bo pierwszy podejść nie miał odwagi i tym z pewnością nie ostatnim, bo tych znajdzie się jeszcze wielu. A więc co powinien zrobić? Co powiedzieć, żeby Mathieu wiedział, że Lilian nigdy o nim nie zapomniał i że mimo wszystkiego, co między nimi zaszło, tak okropnie za nim tęsknił? Nie mógł, nie był w stanie tak po prostu udawać, że nic się nie stało.
      Czuł, że musi się przygotować. I dopiero wtedy, jak już będzie gotowy, poprosić Mathieu o rozmowę na uboczu – licząc, że ten w ogóle zechce i zgodzi się na to. Porozmawiać o wszystkim, co leżało mu na sercu; zaczynając od tego, jak wieli z tego serca spadł kamień, kiedy ujrzał go całego i zdrowego. To był dobry pomysł – tak niepodobny do Liliana, który zawsze kierował się impulsem, i właśnie dlatego dobry. Potrzebował tylko trochę czasu, żeby zebrać myśli.
      I tu pojawił się pewien szkopuł. Bo czasu nie było. Było za to polecenie od wychowawczyni Slytherinu, które w wielkim skrócie brzmiało następująco: pomóc Mathieu ponownie wdrożyć się w życie szkoły. Zadanie dla Liliana, w głównej mierze. Rzecz jasna. No bo dla kogo innego? Nie było tajemnicą, że znali się od dzieciństwa. I że większość tego dzieciństwa spędzili razem. I że dobre kontakty utrzymywali ze sobą również ich rodzice. Lilian Willis był kandydatem idealnym i oczywistym; aż szok, że nie domyślił się sam. Szkoda, wielka szkoda, że czuł się do tego zadania całkowicie i kompletnie nieprzygotowany. Zupełnie, jakby podczas tej krótkiej rozmowy z profesor Snyde jakiś wredny chochlik kryjący się za zasłoną wyssał z niego roczne doświadczenie prefekta i uciekł z nim, daleko hen – a on został goły i wesoły.
      Świadomość, że rozmowa zbliża się nieubłaganie wielkimi krokami tak się tliła w jego głowie, tak kotłowała i nie dawała mu spokoju, że nie potrafił skupić się na niczym i nie wiedział, do czego wkładać ręce. A najlepsze było to, że nawet jeszcze nie zaczęli. Jak więc miał zamiar pogodzić oprowadzanie i opowiadanie ze swobodną konwersacją, kiedy już dojdzie co do czego? Nie miał pojęcia. Trochę kombinował. Trochę zwlekał, próbując wymyślić jakąś strategię na szybko. Ale kiedyś zacząć musiał – najlepiej jeszcze zanim dopadnie go gniew wychowawczyni.

      Usuń
    2. ***

      Wieczór przechodził w noc. Pokój Wspólny Slytherinu pustoszał, zostali sami najstarsi uczniowie – ci młodsi i najmłodsi powoli wypełniali łóżka w dormitoriach, najedzeni po kolacji i zmęczeni długim, pełnym nauki dniem. Lilian należał do grona tych, którzy zostali. Mathieu również, oczywiście. Bo gdyby nie zaginięcie, byłby teraz w VII, a nie w IV klasie i opuściłby Hogwart jeszcze przed nim. Tyle lat straconych. Trochę mu tego współczuł. Choć, o dziwo, sam Mathieu nie zdawał się z tego powodu nad sobą użalać.
      Weź się w garść, Lilian zganił w myślach samego siebie. Wszyscy wokół byli zaangażowani w planowanie wypadem na kremowe piwo do Hogsmeade. Zajęcia dodatkowe już dawno się skończyły, a spotkanie koła astronomicznego nie było przewidziane na tę noc. Idealne warunki na krótki spacer po Hogwarcie, tak na dobry początek. Więc kiedy, jak nie teraz?
      Tak, teraz. Właśnie teraz. Zawsze wychodziło mniej lub bardziej spontanicznie. Tego Lilian zmienić nie potrafił.
      Niepostrzeżenie opuścił grono rówieśników, nadal dyskutujących o tym samym, i podszedł do Mathieu – ten jako jeden z nielicznych nie brał udziału w rozmowie, siedział w fotelu obok kominka z nosem w lekturze i widać było, jak jego oczy suną po kartce pergaminu z lewej do prawej, od słowa do słowa. W głowie Willisa pojawiło się pytanie, czy faktycznie skupiał się na jej treści i czy świadomie wybrał książkę nad towarzystwo. Czy nie chciał tego towarzystwa? Może go nie potrzebował? A może, choć z pozoru zachowywał się zwyczajnie, ciężko było mu się w nim teraz odnaleźć?
      — Co tam czytasz? Po prędkości szelestu kartek wydaje się być bardzo ciekawe — zagadał z uśmiechem na twarzy. Robił dobrą minę do złej gry. To zawsze była jego strategia, kiedy nie wiedział, co innego robić. Nie zawsze w pełni skuteczna. Ale zawsze jakaś. — Wiesz, przez twoją nieobecność Hogwart doczekał się kilku nowych ulepszeń i bajerów. Jestem pewien, że część z nich już zauważyłeś, ale profesor Snyde prosiła mnie, żebym pokazał ci je wszystkie. Życzyła sobie również, żebym pomógł nadrobić ci kilka zaległości z eliksirów, ale do tego potrzebowalibyśmy jeszcze konsultacji z profesorem Burke. No i tak pomyślałem sobie, że może… to znaczy, jeśli oczywiście nie jesteś jeszcze zmęczony! — na opalony policzek wstąpił delikatny rumieniec, Lilian widocznie się zawahał — może moglibyśmy dziś zacząć od tej pierwszej, przyjemniejszej części?

      Usuń
  24. Kim był, by opierać się prośbom profesora Longbottoma? Próbował sobie przypomnieć czy słyszał za czasów swojej edukacji o przypadkach, gdzie uczniowie znikali z Hogwartu i zmuszeni byli do chodzenia na zajęcia z dziećmi kilka lat od nich młodszymi po powrocie, ale żadna taka osoba nie przychodziła mu na myśl. Mógł się jedynie domyślać jak wdrożenie się na nowo do szkolnego ekosystemu przyprawia młodego czarodzieja o ból głowy, a problemy z transmutacją zdołał zaobserwować na własnych zajęciach, chociaż jak zazwyczaj – nawet jeśli kąsliwa uwaga układała się z łatwością na jego języku, to rezygnował z jej wypowiedzenia na głos. Byłoby to zbędne, byłoby to nieodpowiednie i niegrzeczne. 
    Kolejną lekcją cierpliwości miały być zatem dodatkowe godziny w trakcie których miał pomóc Tardieu w doszlifowaniu rzeczy, które tego wymagały. Materiału do przećwiczenia nie brakowało, a jeżeli tylko dzięki temu mieli wspólnie wypracować pewne istotne elementy, warto było spróbować. Dlatego tłumaczył mu po raz drugi teorię, sprawdzając czy jest ona zrozumiała dla młodego ślizgona, a przede wszystkim spędzali ten czas na ćwiczeniach. Tych najbardziej podstawowych, później sięgając dalej. Mało w trakcie rozmawiali o czymkolwiek innym. Rosier z zasady ograniczał się do oschłych pytań jak się miewa i na tym kończyło się jego zaangażowanie w życie Mathieu. W pewnych sytuacjach wypadało postawić granicę i ta zgodnie z tą maksymą ta została nakreślona dość wyraźnie, by nie pozostawiać żadnych złudzień.
    Ale czy aby na pewno?
    Pytania padały jeden z drugim, gdy Atlas siedział za katedrą, łypiąc wzrokiem na ucznia i zastanawiając się jak powinien zareagować. Gdyby miał do czynienia z osobą w swoim wieku lub nieco starszą, bez wahania warknąłby, że powinien zdecydowanie zważać na to komu zadaje takie pytanie, z iście rosierowską butą panicza wychowanego na salonach. Jeżeli stałby przed nim wiele starszy człowiek, zainteresowany tym jak to jest zdradzić własną krew, wyprosiłby go uprzejmie i poprosił o nieporuszanie tego tematu już nigdy więcej w jego obecności. W tym przypadku czuł się nieswojo i odnalezienie odpowiedniej odpowiedzi na te kwestie nie była prosta.
    — Nie uważasz, że mamy inne zajęcia niż pogawędki, panie Tardieu? — zapytał najpierw, odchylając głowę w tył, by spojrzeć wprost na Mathieu. Co w tego dzieciaka wstąpiło? Czy Atlas naprawdę wyglądał na osobę, która była odpowiednia do doradzania innym? Prychnął bezgłośnie i pokręcił głową. Czy przypadkiem nie takich sytuacji potencjalnie obawiał się nim przyjął tę ofertę na dobre, niemal rok temu? Pytań o istotę świata i pierwszeństwo jajka nad kurą, jakie nigdy nie leżały w jego obszarze zainteresowań. Być może te konkretnie nie należały do tej kategorii, prawdopodobnie budziły nawet większy wewnętrzny sprzeciw. To wręcz pogarszało sytuację. — Grad pytań i to na tyle osobistych chyba nie jest najgrzeczniejszą metodą na zjednanie sobie kogoś.
    Takim samym tonem mógłby go zrugać Thane Rosier, gdyby znów miał jakąkolwiek władzę nad swoim synem i gdyby ten miał ponownie szesnaście lat. Ostatni moment, ostatni gwizdek, by wpłynąć na swoje dziecko, chociaż już wtedy było wiadomo, że jest na to wszystko za późno. Atlas Rosier bezpowrotnie był zepsuty, a wzbudzenie w nim wstydu było trudne. Mógł jedynie uciec się do dżentelmeńskich policzków.
    — Posłuchaj mnie uważnie. Nie jestem twoim kolegą ani nie chcę mieć problemów za poruszanie takich tematów w obecności ucznia — mruknął, wstając zza biurka. Ciemna szata zatrzepotała na wietrze spowodowanym nagłym ruchem mężczyzny, a Atlas skrzyżował ramiona na piersi. Nie interesowało go, że dawniej ta etyka zawodowa była pogwałcana tak samo chętnie jak stosowanie wobec dzieci przemocy psychicznej. — Zwłaszcza ze strony twoich rodziców.
    Tych samych, którzy upewniali się, że będzie tutaj z nim ćwiczyć zamienianie kubków w filiżanki.

    Rosier

    OdpowiedzUsuń