Slytherin - VI rok
* Czysta krew * Klub Ślimaka i Klub Pojedynków * Metamorfomag * Patronus - gepard * Bogin - biały kruk * Wiąz, 13 cali, włókno ze smoczego serca, sztywna *
Czasami, kiedy znajdujesz się w sytuacji zagrożenia, najlepsze wyjście to okazać równie wielką agresję, jak przeciwnik, a potem pójść o krok dalej - podnieść stawkę i osiągając psychologiczną dominację, udowodnić, że tak naprawdę ty jesteś tutaj szefem. Ludzki umysł jest tak słaby, że z łatwością można nim manipulować, osiągając zamierzone korzyści. Już w czasach Freuda udowodniono, że wszelkie mroczne zakamarki psychiki znajdują się głęboko w nieświadomości i wystarczy zniszczyć tylko jeden z mechanizmów obronnych, aby uwolnić na zewnątrz wszystkie demony. Nie potrzebujesz nadprzyrodzonej mocy, rodziców z chorymi ambicjami, uwielbienia tłumu czy ponadprzeciętnej siły, aby rządzić światem. Każdą istotę najłatwiej zniszczyć jest jej własną bronią, głęboko ukrywanym „ja”, które dzięki odpowiedniej wiedzy jesteś w stanie dostrzec nawet u osoby, którą mijasz jedynie na korytarzu i o istnieniu której nigdy wcześniej nie miałeś pojęcia. Jeśli chcesz być naprawdę wielki, musisz posiadać władzę nie tylko nad umysłem innych, ale także nad swoją własną wyobraźnią. To właśnie ona najmocniej odpowiada za ludzki strach. Twój mózg działa w trybie przewijania do przodu, pokazując ci wszystkie możliwe nieszczęścia, jakie mogą z tego wyniknąć - chociaż nigdy tak naprawdę nie wynikną. Cała sztuka polega na tym, żeby kiedy tylko to możliwe powstrzymać mózg od wybiegania do przodu. Rób tak, a prędzej czy później odwaga stanie się przyzwyczajeniem. Odwaga, za która pokochają cię tłumy i która sprawi, że nigdy w życiu nie będziesz się niczego bać. Będziesz sprytny, przebiegły i zaradny, a twoja wysoka ambicja sprawi, że z dumą reprezentować będziesz barwy wielkiego Slytherinu. Ludzie będą uciekać na twój widok, dostrzegając unoszący się za tobą cień i mrok. Zawsze tam, gdzie pojawisz się ty, pojawiać się będzie także i śmierć. Przychodząc na świat, pozbawiłeś życia swoją matkę i nikt nie jest w stanie przewidzieć, kto będzie następny na twojej liście. Chcesz tego czy nie, jesteś przeklęty i już na zawsze będziesz nosił w sobie piętno, jakim świat ukarał rodzinę Collins za jej okrutne grzechy...
My już tutaj z tym panem byliśmy, ale ostatnio mocno zatęskniliśmy i zdecydowaliśmy się na wielki powrót :) Mam nadzieję, że Elias nikogo nie przestraszył i znajdą się chętni, aby przebić mur, który wokół siebie zbudował, nie bójcie się klątwy! :) Buźki użycza Maxence Danet Fauvel.
[Och, po przeczytaniu karty miałam ochotę zawinąć się w kocyk, żeby przypadkiem mnie nie zobaczył, bo aż strach wejść mu w drogę. Cześć! Przynajmniej w jednym nasze postacie się łączą, bo matka Aurory odeszła w podobny sposób, przy porodzie niestety, a tak to trochę strach dawać Ci moje promyczki :D Nie no, żartuję! Pomysłu co prawda nie mam, ale gdyby Tobie coś wpadło, to zapraszam! Baw się dobrze!]
OdpowiedzUsuńAurora // Noelle
[ Cześć i czołem! Wydaje mi się, że kojarzę Twojego pana… te ostatnie parę zdań pod koniec karty mocno zapadły mi w pamięć! I pewnie właśnie o to chodziło, prawda? ;) Dzięki ponownemu przeczytaniu Twojej karty tylko mocniej utwierdziłam się w przekonaniu, że Emerson mądrze postępuje unikając bliższych kontaktów ze Ślizgonami – po co strzępić sobie nerwy, szukać niepotrzebnych kłopotów… ;D Mam jednak nadzieję, że Elias i jego mhrok ostatecznie trochę się od siebie odkleją, a my będziemy mieli okazję poznać skrywaną naturę Twojego pana ;) Życzę Ci wspaniałej zabawy oraz mnóstwo weny! ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[Już go uwielbiam! Bardzo ciekawa kreacja i coś mi się wydaje, że z moją ślizgonką (która jeszcze wisi w roboczych) mógłby nam wyjść ciekawy wątek! Jak tylko się z nią opublikuję to wrócę tutaj na pewno, a tymczasem jeśli chcesz to podejrzyj sobie ją w roboczych (Martine Mahoney). Tymczasem życzę dużo weny i dobrej zabawy!]
OdpowiedzUsuńRiley & Martine
[Panie Collins, chyba chcielibyśmy się z panem zaprzyjaźnić taką przyjaźnią, za którą można pójść za kimś w ogień lub w ciemno i poznać pana bliżej. ;D]
OdpowiedzUsuńVane Pollock
[ Ach ci Ślizgoni! Jaką ja mam do nich słabość! Chyba właśnie ze względu na postaci, które w pewien sposób potwierdzają moje wyobrażenia o przedstawicielach tego domu i tak też się dzieje w tym przypadku. Moje serduszko zabiło dla niego mocniej! Choć moja Grace raczej schodziłaby mu z drogi, o ile to w ogóle możliwe, bo jej chęci kończą się na tym, że potyka się o własne stopy i ląduje nosem przy ziemi przed tym kogo próbowała uniknąć.
OdpowiedzUsuńBawcie się dobrze!]
Grace McCoy
[Dziękuję bardzo za komentarz i miłe słowa, i cieszę się mocno, że Sylva się podoba. 🖤
OdpowiedzUsuńCo do wątku: im gorzej — tym lepiej. :D widzę, że Sylva i Elias dzielą ten sam rok, więc co Ty na to, żeby zrobić z nich przyjaciół od pierwszego roku? Oczywiście dałabym tutaj bardzo zawiłą relację, w której być może działoby się zbyt wiele — mogą ze sobą rywalizować, chcąc się ścigać o to, kto jest w czymś lepszy. Elias mógłby być też kimś, kto mógłby próbować dotrzeć do Syl, kiedy ta za bardzo by przesadzała w czasie gry, kończąc ze złamanym nosem czy ręką.
A w razie potrzeby, możemy dogadać szczegóły mailowo. :D]
SYLVANAS YAXLEY
[To ja bym może nawet miała ciekawą propozycję w takim razie! Szukam jej przyjaciela, na którym w życiu nie użyła swojego uroku, nie chcąc zrujnować ich znajomości. Tu zakładałabym, że on nie wiedziałby o tym i często zarzucał jej, że jednak to robi co rusz. On po pewnym czasie zacząłby się w niej zakochiwać, myśląc że to tylko urok wili, który w końcu minie. Oczywiście tak by się nigdy nie stało i w końcu by skonfrontował swoje uczucia z Martine na zasadzie 'Męczy mnie to już, możesz zdjąć ten urok?' i właśnie wtedy ona zdałaby sobie sprawę, że nawet silna wola nie uchroni jej przed zniszczeniem niektórych relacji, bo nie odwzajemniałaby jego uczuć (może by próbowała, ale jakby się to potoczyło to jeszcze nie wiem). I tak sobie myślę, że może po jego wyznaniu kontakt by im się trochę zerwał - jedno omijałoby drugiego jak ognia a sam wątek mógłby się opierać na ich pierwszym zetknięciu razem na dłużej... Nie wiem czy nie opisałam tego zbyt chaotycznie, ale mam nadzieję, że koncept rozumiesz haha Daj mi znać czy coś takiego by ci pasowało!]
OdpowiedzUsuńMartine
[O tak, jestem jak najbardziej za! Widzę, jak on tam właśnie do niej z tymi pretensjami, chwyta ją za ramię i ciągnie za sobą, żeby jej do łba nie przyszło, żeby zacząć trening 🖤.
OdpowiedzUsuńHm, z racji tego, że lubię skomplikowane relacje, to możemy ich wplątać w coś takiego. Elias mógłby się hm, kolokwialne wkurwiać o to, że ona o siebie nie dba i nie szanuje swojego ciała właśnie pod tym względem, a ona może warczeć, że dobrze wie, jakie są jej ograniczenia... co oczywiście byłoby gówno warte, bo Syl się nie oszczędza.
Zapewne przy Eliasie jej wyzucie emocjonalne pójdzie w diabły (i bardzo dobrze, niech jej policzki nabiorą kolorów przez złość! I zapewne nie tylko przez nią) — ale ja lubię męczyć swoje postacie, więc jeśli to Ty masz jakiś pomysł, to ja przyjmę wszystko, co chowacie w rękawie. :D]
SYLVIE
[No proszę, nie spodziewałabym się po Eliasie takiego zaangażowania w dręczeniu panny Bones! I to z powodu paru dodatkowych lekcji… ;) Ale okej, podoba mi się ta myśl… Z jakiego przedmiotu Elias potrzebowałby korków? Emerson najlepiej czuła się w Transmutacji oraz Eliksirach, choć właściwie z każdego przedmiotu wyrabiała oceny grubo powyżej normy, jak na rasowego kujona przystało ;D W każdym razie, wyobrażam sobie, że Elias strasznie by ją irytował… No, ale mówią że wytrwałość popłaca, więc gdybyś miała ochotę coś tu dalej rozwinąć, to ja chętnie ;) ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[Tak, myślę że możemy zacząć właśnie od tego momentu :) Ja mogłabym zacząć - na dniach postaram się coś naskrobać, ale ostrzegam, że mogłam wyjść z formy po przerwie blogowej! :)]
OdpowiedzUsuńMartine
[Jasna sprawa – Vane doskonale odnajdzie się w roli głosu rozsądku i pewnie jeszcze tego świerszcza odwołującego się do eliasowego sumienia, co by to miał na uwadze wszelkie konsekwencje swoich działań, zanim oczywiście młody Pollock powstrzymałby go przed najgorszymi występkami albo ratowałby mu tyłek z opresji! :’) Mam takie przeczucie, że w tej przyjaźni nasi panowie będą się uzupełniać i na sto procent Elias musi znać sekrety Vane’a odnośnie poruszania się tajemnymi przejściami. I tu twój pan może oczekiwać tego swobodnego ściągania niby to w ramach podtrzymania sekretu, ale tak naprawdę byłoby do przewidzenia, że Vane nie ma nic przeciwko spisywaniu. Przyszedł mi do głowy pomysł z nocnym myszkowaniem, odbywaniem wspólnie szlabanu lub wykorzystaniu do wątku Hogsmeade (pakiet: śnieżki, Miodowe Królestwo, coby to mój chłopiec mógł obkupić się w słodycze dla swojej wybranki i kremowe piwo w ich męskim gronie). Daj znać, czy coś z tego byś widziała, czy musimy jednak urządzić sobie burzę mózgów i pokombinować nad czymś innym. ;D]
OdpowiedzUsuńVane Pollock
[Dziękuję za takie miłe powitanie i tyle pochwał. <3 Elias jest intrygujący - nie da się tego ukryć, zwłaszcza interesuje mnie motyw przekleństwa i grzechów jego rodziny…
OdpowiedzUsuńWstępnie zaproponowałam motyw prześladowania Vincentowi, ale jeszcze nie wiem jak autorka się na to zapatruje. Jeśli z Vincentem taka relacja nie dojdzie do skutku to wtedy z pewnością do Was zgłoszę, bo jestem pewna, że z Eliasem Octavian nie będzie miał lekko. :]
OCTAVIAN PRICE
[Cześć! Dziękuję pięknie za przesympatyczne powitanie i przyjęcie Callie w progach tutejszego Hogwartu. :) Elias wydaje się być intrygujący i dośc... przeciwstawny w porównaniu do Davies, ale może spróbujemy coś nimi rozpisać? Chętnie widziałaby ich w roli niezbyt miło nastawionych do siebie osób, które po pewnym zdarzeniu (kwestia jego obmyślenia) polubiliby się na tyle, żeby spędzać ze sobą czas, ale raczej nie byliby skłonni okazywać tego całemu światu. Znajdzie się u Eliasa miejsce dla Cal? :)]
OdpowiedzUsuńCallie Davies
Quidditch był dla niej czymś, co pozwalało jej zostawić cały syf, brud i wyzucie gdzieś za plecami; wiatr uderzał w skórę, plątał się we włosach i zmuszał oczy do tego, żeby się mrużyły — a ona trzymała się swojej miotły i wyciągała ręce, wciąż dalej i dalej; nie liczyło się nic, oprócz tego, żeby wygrać; zwycięstwo smakowało słodko, obmywało jej głowę i wprawiało kruche ciało w drżenie, a złamany nos, wybity bark i wypadek, który zdarzył się rok temu — to wszystko niknęło i traciło kolory w momencie, gdy Ślizgonom udawało się wygrać mecz.
OdpowiedzUsuńSylvanas nie przejęła kapitańskiej fuchy tylko po to, żeby urozmaicić sobie szkolne życie — Quidditch dawał jej władzę; władzę, w której nie było ojcowskich rąk ani krytycznych matczynych spojrzeń. W grze nie mówiono jej o tym, jak powinna wyglądać, jak się zachowywać, jak wychodzić naprzeciw oczekiwaniom. Quidditch był jej wolnością.
A mimo to: zawsze wyglądała nienagannie; a ten nienaganny wygląd zawsze towarzyszył temu, co kryło się w tym, jak się poruszała: cicho, niemalże bezszelestnie, z niezwykłą gracją — drobne ciało uginało się pod jej bezwzględną kontrolą i Sylvanas nie umiałaby sobie wyobrazić, że mogłoby się to zmienić. Miała świadomość tego, jak poruszał się każdy jej mięsień, jak szkielet układał się w pozycję, dając jej stabilność — miała władzę.
Być może właśnie dlatego zaczęła grać; być może był to powód do tego, żeby rozbić się o ziemię, połamać się, a potem kompletnie oddać się temu, co nieuniknione. W jej grze nie było niczego, co delikatne i dziewczęce, choć przyciągała spojrzenia, skupiając przy sobie uwagę, której nigdy nie pragnęła zatrzymać zbyt długo.
Kilka zawieruszonych kosmyków włosów kleiło się do jej czoła i zaczerwienionych przez wiatr policzków; rozchylone, malinowe usta łapały oddech, a mały nosek marszczył się delikatnie, obserwując boisko — potem wszystko działo się tak szybko; lot, przebicie się, obrót, a zaraz potem brutalne szarpnięcie i zaciśnięcie powiek.
Suchość w gardle sprawia, że ogarnia ją mocny i duszący kaszel, który powoduje nieprzyjemny ból w płucach — Sylvanas przekręciła się i dysząc ciężko, odchyliła, opuszczając głowę poza szpitalne łóżko. Przez moment łapała tlen, a drżącymi, małymi palcami próbowała uwolnić szyję od gryzących szat. Przełknęła gorączkowo ślinę, a z kolejnym oddechem zaczęła się uspokajać, pozwalając zmysłom odetchnąć — szum w głowie ustał, a metaliczny smak przy języku nie ciągnął tak bardzo jej nerwów.
Rozejrzała się wokół — skrzydło szpitalne. Zmarszczyła się delikatnie, rozumiejąc, co musiało się stać, ale od razu odrzuciła od siebie tę myśl. Nie umiałaby sobie współczuć; współczucie było czymś, co ludzkie, a Sylvanas wciąż pragnęła się od tego odciąć, uczynić swoje życie zupełnie beznamiętnym.
Wciąż ubrana była w strój do gry — materiał ocierał się irytująco o skórę; była spocona, zmęczona, a gdzieś poza tym wszystkim unosił się zapach pomarańczy. Wyzuty umysł zerwał się i zawarczał, sugerując, że powinna wziąć kąpiel; że powinna zmyć z siebie pot i brud, dlatego zwlekła się z łóżka, nie przejmując się tym, że ktokolwiek mógł ją tutaj zatrzymać.
Przemknęła przez salę, a później lekko kuśtykając ruszyła przed siebie ciemnym korytarzem; czarne włosy rozbiegły się falami po jej plecach, najwyraźniej zielona tasiemka musiała pęknąć, dlatego kosmyki bezczelnie sięgały łopatek i dalej w dół aż do bioder.
Zerknęła po cichych ścianach, czując, że powinna się pośpieszyć; że pragnęła już być w dormitorium. Zaczesała włosy w tył, wzdychając cicho, a potem zacisnęła usta w wąską linię, mając świadomość tego, że nie wie, co się działo — czy Dom Węża wygrał? Czy może powinna przełknął gorycz przegranej?
UsuńZatrzymała się niemalże momentalnie, widząc czyjąś sylwetkę w ciemnych zakamarkach i mimowolnie się wyprostowała, a choć ból wstrząsnął jej kruchym ciałem, nie skrzywiła się; nie pokazała niczego, co mogłoby ją zdradzić.
— Ellie… — Zrobienie jego imienia uciekło z jej ust szybciej niż mogłaby to zarejestrować; twarz delikatnie złagodniała, oczy zrobiły się przyjaźniejsze, a dziewczęca twarz pogrążyła się w grymasie, który rzadko gościł w rysach Yaxley. — Nie możemy przełożyć tej rozmowy? — spytała, dobrze wiedząc, co takiego tutaj robił i co zaraz nadejdzie; to był prawie jak ich cotygodniowy rytuał. — Albo chociaż daj mi się umyć i przebrać. Śmierdzę potem i ziemią…
SYLVIE
Callie mimo dość przyjemnej powierzchowności miała problem ze znalezieniem szerszego kręgu przyjaciół. Miała paczkę znajomych – Krukonów, z którymi siłą rzeczy spędzała sporo czasu, zarówno w trakcie zajęć, jak i po nich. Jednak sporą część czasu poświęcała nauce. Brakowało jej większej ilości przyjaciół od serca. Gabriella, należąca do domu Gryfa, była już na siódmym roku i intensywnie przygotowywała się do egzaminów, przez co miała mniej czasu dla Davies. Krukonka nie potrafiła się narzucać ludziom, o wiele łatwiej wychodziło jej zarażanie ich do siebie. Do tego nie musiała się przykładać, sam fakt, że była prefektem i mogła zabierać i dodawać punkty, które miały znaczenie w Pucharze Domów, nie czynił jej obiektem sympatii, tym bardziej, że krążyły po Hogwarcie pogłoski, jakoby była nawet bardziej wymagająca od naczelnych… Callie lubiła, kiedy panował porządek, kiedy z otoczenia bił ład i spokój, kiedy harmonia rządziła rzeczywistością. W chaosie czuła się totalnie zagubiona, a jedyny chaos, na jaki mogła sobie pozwolić, był quidditch, z którego musiała zrezygnować.
OdpowiedzUsuńDziewczę mimo wszystko szybko i nawinie przywiązywało się do ludzi. Podobnie sytuacja miała się z Eliasem, który w żaden sposób początkowo nie odpowiadał wizji przyjaciela, jaką miała w głowie. Przepychanki słowne, czasami nawet drobne fizyczne utarczki były na porządku dziennym niemal od pierwszego dnia w szkole. Co do zasady chyba pozostałe domy nie przepadały za Slytherinem, który w historii owiany był złą sławą. Niemniej jednak Callie jako szlama nie mogła liczyć na uznanie większości uczniów domu węża. Nie przeszkadzało jej to. I tak była wdzięczna, od momentu otrzymania listu, że może wkroczyć w ten piękny, nieznany świat i być jego częścią.
Mimo pewnej nieprzyjemnej przygody, która niespodziewanie splotła ich losy, Callie w dalszym nieufnie podchodziła do osoby Ślizgona. Jednak zaczęła zauważać, że z dnia na dzień coraz bardziej potrzebuje jego towarzystwa, że za każdym razem coraz przyjemniej mija jej czas w jego towarzystwie. I chociaż zwykle spędzali ten czas po kryjomu – albo w Pokoju Życzeń, albo w Zakazanym Lesie, mając już swoje ulubione miejsca. Znikali wtedy z horyzontu, a być może ich bliżsi znajomi zastanawiali się, gdzie przebywają, jednak nikt nie spytał o to Callie, albowiem dziewczę miało tendencję do znikania tylko po to, żeby w spokoju przeczytać jakąś książkę.
Nastał weekend. Piękny, zimowy weekend. Biały puch już od tygodnia zalegał na zamkowych błoniach i dziedzińcach, a dla wygody uczniów i pracowników wytyczone zostały dość szerokie ścieżki. Krajobraz przedstawiał się niezwykle urokliwie i mimo panującego na zewnątrz mrozu spora część uczniów zdecydowała się spędzać czas wolny na zewnątrz. Hogwart był teraz przyozdobiony dziesiątkami bałwanów przeróżnej wielkości i przyozdobionych różnymi częściami garderoby, na głowach niektórych z nich pojawiały się nawet kociołki. Spora część młodzieży szkolnej w wolne weekendy wybierała się do Hogsmead. Callie nie potrzebowała już na to przyzwolenia rodziców, a zawsze dobrze widzianym w wiosce było towarzystwo prefekta, który w tym czasie mógł odciążyć nauczycieli.
Cal, gawędząc z dwiema bliźniaczkami z roku niżej, próbowała namówić je na wypad na kufel kremowego piwa, jednak dziewczyny wymawiały się, tłumacząc, że należą raczej do ciepłolubnych stworzeń i wracają czym prędzej przed kominek, w nadziei, że wiosna przybędzie czym prędzej. Davies machnęła na nie ręką i okręciła się wokół własnej osi. Z nieba zaczęły spadać kolejne płatki śniegu. Każda śnieżynka była wyjątkowa, a Callie pozwalała na to, aby topniały na zarumienionych od mrozu policzkach.
Stała na dziedzińcu ubrana wyjątkowo ciepło. Na głowie miała wełnianą niebieską czapkę, szyję owinęła szalikiem w tym samym kolorze i już postanowiła, że skorzysta z okazji i wybierze się do Hogsmead samotnie, być może spotykając na miejscu kogoś, kto ucieszy się z jej towarzystwa. Przerzuciła niewielką torebkę przez ramię, aby nie musieć pilnować jej w czasie marszu, ale wtedy po przeciwnej stronie dziedzińca dostrzegła Collinsa. Uśmiechnęła się. I naprawdę nie wiedziała skąd w niej tyle odwagi, aby podejść do Ślizgona otoczonego innymi Ślizgonami, tym samym łamiąc ich niepisany, niemy pakt. Porozumienie, które zawarli zupełnie nieświadomie. I obydwoje zgadzali się na jego postanowienia.
UsuńCallie dopadła grupkę uczniów ze Slytherinu akurat w momencie, kiedy zebrali się i ruszyli w przeciwną stronę. Postąpiła prawdopodobnie głupio, a właściwie głupio-odważnie, chwytając Eliasa za przedramię. Jej palce zacisnęły się na materiale jego zimowego płaszcza.
— Idziesz do Hogsmead? — spytała, chociaż pytanie miało brzmieć inaczej. Miało być zaproszeniem, ofertą nie do odrzucenia. Uśmiechała się, bo dlaczego miałaby tego nie robić? Zimowa aura wpływała na nią wyjątkowo korzystnie i jak widać – dodawała skrzydeł, jednak Callie nie spodziewała się, że przyjaciel podatnie je nie tyle szybko, co i boleśnie.
Callie
[Pozwoliłam sobie zacząć, żeby nie przedłużać. A więcej szczegółów rozwoju ich przyjaźni możemy przedstawiać na bieżąco w wątkach albo zapraszam na e-mail lisfarbowany@gmail.com, gdzie możemy poustalać na spokojnie, jednocześnie prowadząc już wątek.
Mam nadzieję, że jest znośnie! ;)]
P.S. - Widzę, że dziwnym trafem pouciekało mi "e" ze słowa Hogsmeade. Jejku, jak znajdziesz więcej literówek to proszę o wybaczenie. ♥
UsuńMiała ochotę westchnąć, kiedy Elias zaczął warczeć. Nie myślała, że będzie tak bardzo stanowczy i wejdzie jej w drogę, żeby nie udało jej się ruszyć dalej. Musiał być tym razem naprawdę wzburzony tym, co się stało, a ona nie umiałaby go takiego zostawić. Był zły — pokazywał emocje, mierzył ją spojrzeniem i chciał wyrazić swój niepokój.
OdpowiedzUsuńEllie zawsze pojawiał się gdzieś obok, był jej przyjacielem, niby-bratem — i w jakiś sposób mogłaby poczuć się temu winna, bo to ona gnała przed siebie, wciąż dalej i dalej. To ona podjęła ryzyko i przyjęła odpowiedzialność, nie umiejąc sobie odpuścić, a może powinna? Może powinna czasem przystopować?, szczególnie że Elias zawsze wydawał się być zaangażowany w mecz tak bardzo, że niemal czuła przy sobie jego spojrzenie wśród rozwrzeszczanych tłumów.
— Elias… — wymamrotała jego imię, gdy wspomniał o samobójstwie. Wiele razy o tym myślała; o tym, żeby skończyć z tym wszystkim, tu i teraz, przestać się męczyć z tym, co jej dotyczyło, bo o wiele łatwiej byłoby jej w momencie, gdyby nikt nie próbował wmawiać jej ideologii, wymuszać posłuszeństwa i bycia córką idealną. Ale nigdy nie odważyła się zrobić niczego więcej. Być może obawiała się tego, co stałoby się po tym, jak straciłaby przytomność, a może bała się zostawić Elliego samego; a może, tylko może, to ona obawiała się, że mogłaby zostać bez niego.
— Wiem, że się martwisz — szepnęła, a jej spojrzenie znacznie złagodniało; było w nim coś czułego, co mogło pojawić się tylko przy Eliasie. — I przepraszam. Po prostu… jestem taka samolubna, kiedy gram, że nie umiem pomyśleć, jak ty możesz się czuć, gdy obrywam. Zdaję sobie sprawę z tego, że się troszczysz i jestem za to wdzięczna; wdzięczna za wszystko, co dla mnie robisz — dodała szczerze, bo chyba nie umiałaby skłamać ani puścić w obieg podkoloryzowanej skruchy.
Przygryzła dolną wargę w momencie, kiedy wspomniał o klątwie; biedny Ellie wmawiał sobie, że zabił swoją matkę i trwał w tym wszystkim, jakby nie widział niczego innego. Tak bardzo próbował się do tego przekonać, że w końcu uwierzył w przekleństwo, a Sylvanas nie zdążyła odpowiednio zareagować.
— Nie, Ellie, to nie jest dla mnie niebezpieczne — odparła niemalże od razu, a widząc, że wbił wzrok w czubek swoich butów, zbliżyła się i stanęła tak blisko, żeby mógł poczuć jej obecność, a wtedy wyciągnęła dłoń i przyłożyła małe palce do jego policzka, gładząc czule skórę. — Nie wierzę w tę klątwę, ale wierzę w to, że wszystko, co może mnie złego spotkać, nie może cię dotyczyć. To zupełnie niemożliwe.
Miała ochotę westchnąć, ale powstrzymała się od tego. Czasem obawiała się, że Elias za bardzo odda się temu i kompletnie się w sobie zamknie; był jej przyjacielem, a ona chciała dla niego jak najlepiej. Chciała, żeby był szczęśliwy i nie musiał się niczym przejmować, szczególnie jakąś klątwą.
— Poczekaj tutaj — szepnęła. — Zmyję z siebie błoto, przebiorę się i do ciebie wrócę. — Uśmiechnęła się do niego delikatnie, a jej twarz zdecydowanie pojaśniała.
Osuszyła się zaklęciem, wciągnęła jeansy i zielony sweterek z przydługawymi rękawami, w których ukryła swoje dłonie. Włosy zostawiła luźno, nie związując ich, więc przypominały smolny wodospad, który docierał aż do bioder. Pociągnęła cicho nosem, przemknęła przez korytarz i rozejrzała się, sprawdzając, czy nie ma tutaj nikogo więcej.
— Możemy usiąść w Pokoju wspólnym — zaczęła, zawijając kosmyk włosów za ucho — albo w wieży astronomicznej… może będziemy mogli podpatrzeć kilka gwiazd? — zasugerowała, posyłając Eliasowi wyczekujące spojrzenie.
SYLV i jej przeprosiny
[Jaka psychologiczna karta ;) Wy może z tym panem tu byliście, ale nas nie było, więc teraz nadrabiamy i się witamy. Klątwy się nie boimy, a w mury lubimy walić głową, więc zastukaj do nas, ewentualnie daj sówkę, pomyślimy i poszukamy wspólnych tematów, bo chociaż jeszcze ich nie mam, to może zaraz się znajdą]
OdpowiedzUsuńNira Sorel
[To co? Teraz zostało nam tak prozaicznie określić, która z nas przejmuje pałeczkę w zaczynaniu, bo ustalenia mamy dopięte na ostatni guzik. ;D]
OdpowiedzUsuńVane Pollock
Ja przyszłam się tylko przywitać i powiedzieć, że bardzo lubię ten wizerunek i kiedyś nałogowo oglądałam fotki tego pana!:D Udanej zabawy i samych fajnych wątków!
OdpowiedzUsuńCastor Blackthorne
[Cześć! A my z Milliesant to byśmy bardzo chętnie tę jego klątwę zweryfikowały i sprawdziły, czy może jednak da się ją odczynić! Brzmi to jak wspaniała przygoda... chociaż pewnie zanim Elias dopuściłby do siebie Lloyd na tyle, żeby zdążyłaby się przekonać o jakimś tam rzuconym n niego uroku, pewnie machnęłaby ręką i dała sobie spokój, bo co się ona będzie męczyć i przebijać przez te jego dymne zasłony. ^^' Dym w oczy, nic więcej, jak sobie chce chłopak próbować być takim mroczny i przerażający, to niech próbuje, ona sobie tę energię spożytkuje gdzie indziej. Co ona się będzie wysilać, jak on nie chce.
OdpowiedzUsuńŻyczę udanej zabawy na blogu, nieskończonych pokładów weny i przede wszystkim czasu na pisanie. :)]
Milliesant Lloyd
[Bardzo dziękuję za powitanie! ;) oczywiście, że jestem chętna na wątek, w końcu mam przed sobą drugiego metamorfomaha :D chciałabym jeszcze powiedzieć, że masz cudownie napisaną kartę, nie jest za długa, ale bardzo mocna, aż mnie przeszedł dreszcz... Fascynuje mnie też jego bogin, biały kruk jest bardzo nieoczywistym boginem, nie wiem czy ktoś jeszcze zwrócił na to uwagę, ale jestem bardzo ciekawa historii, która się za tym kryje :D. Effy się pana Collinsa nie boi, chyba jej nie ugryzie (chociaż gdyby to zrobił TO by było dopiero coś, to mi się jeszcze chyba w wątkach nie zdarzyło XD). Szukam jakiegoś punktu zaczepienia i tak rzucam pomysłami...Elias jest taki ciemny i mroczny, ciekawie by wyglądał obok różowej, brokatowej i błyszczącej Effy (jestem sobie w stanie to wyobrazić i wydaje mi się to całkiem zabawne XD). Wymyśliłam, że Elias mógłby coś od Effy chcieć, jakiejś przysługi czy zachowania tajemnicy, albo przegrać jakiś zakład (najlepiej z nią, na jakimś wspólnym szlabanie czy czymś takim) i w ramach ceny/wygranej Effy kazałaby mu by ją wziął jako osobę towarzyszącą na przyjęcie do Klubu Ślimaka, bo zawsze chciała zobaczyć co tam się dzieje i jak tam jest, a jako mugolaczka nie ma tam wstępu. Oczywiście Elias nie byłby zbytnio tym pomysłem zachwycony, ale nie mógłby się wykręcić, a jeszcze potem na tym przyjęciu to Effy wymyśliłaby coś żeby tylko jeszcze bardziej przynosić mu wstyd... Takie coś mi się zrodziło w głowie, jeśli byś miała jakiś inny pomysł to ja też chętnie przyjmę :D]
OdpowiedzUsuńEffy
[Uwielbiam, kiedy karty skonstruowane są w taki sposób, żeby zostawić odbiorcy pewien niedosyt. Tak, aby po przeczytaniu czuli pragnienie poznania postaci bardziej wnikliwie, odkryć wszystkie jej tajemnice i sekrety. I Tobie się to udało, dlatego chylę czoła i oddaję serce, bo kupiłaś je w stu procentach! :)
OdpowiedzUsuńNie myślałam o tym, by próbować Dominique wysadzić, ale hej! Mieszanka wybuchowa brzmi całkiem intrygująco :D Może miałabyś ochotę coś dla naszej dwójki wykombinować?
Poza tym, dziękuję za miłe słowa i cieplutkie przyjęcie :)]
Dominique W.
[Dzień dobry, dziękuję za miłe powitanie, aż cieplutko się robi na sercu. ♥ Czytając kartę Eliasa, aż przeszedł mnie dreszcz, ale Cherry już nie. :D Chętnie połączę tą dwójkę w wątku, myślę, że może wyjść nam coś naprawdę ciekawego. Tylko sama nie wiem, czy iść bardziej w kierunku przyjaźni czy nienawiści... Może przyjaźń, zaczynająca się od nienawiści?]
OdpowiedzUsuńCherry Greyback
Nie wiedziała, czego się spodziewała. Chyba jednak nie tego, że potraktuje ją jak gówno. Bo właśnie tak poczuła się w momencie, kiedy Elias się do niej odwrócił. Wystarczyło samo jego spojrzenie, aby zrozumiała, że popełniła błąd, a słowa chłopaka tylko utwierdziły ją w tym przekonaniu.
OdpowiedzUsuńNiemal zaparło jej dech, na krótki moment zapomniała jak oddychać, chociaż mówiono, że to odruch bezwarunkowy. Po ułamku sekundy jednak jej serducho ruszyło ze zdwojoną mocą, a ona sama nabrała powietrza w płuca, patrząc na Ślizgona tak, jakby był na chwilę obecną jej największym wrogiem.
Myśli w głowie szybowały z zadziwiającą szybkością, było jej przykro, a jednocześnie była wściekła. Fakt, przyjaźniąc się z Collinsem zawarła pewnego rodzaju fakt, zobowiązała się do utrzymywania tej znajomości w tajemnicy, ale nie sądziła, że to wszystko będzie tak wyglądać. Bo miała nadzieję, że wraz z upływem czasu Elias zmieni nieco nastawienie, jakby łudziła się tym, że swoją osobą może zmienić dumnego z pochodzenia, czystokrwistego czarodzieja z Domu Węża.
— O borze szumiący… — mruknęła, krzywiąc się przy tym, jakby przed chwilą dotknęła czegoś obrzydliwego. Spojrzała na swoją dłoń i trzepnęła nią, jakby próbowała pozbyć się brudu. — Fuj. Jesteś obślizgły jak ten wąż… — Zmrużyła oczy, ignorując dzielnie śmiechy osoby, które otaczały Collinsa niemalże w wianuszku uwielbienia. — Pewnie też śmierdzisz, ale nie bój się. Nie podejdę bliżej. Pomyliłam cię z kimś lepszym. — Wysyczała i cofnęła się o krok.
Zareagowała tak, jak uważała za słuszne, chociaż każde słowo ją bolało, to jednak nie dała tego po sobie poznać. W myślach natomiast życzyła mu jeszcze gorzej. Jej buzia teraz mogła wydawać się jeszcze bledsza, a na jej skórze odznaczały się rumieńce, które wywołało zimno, a już na pewno spotęgowały emocje. Zacisnęła dłonie w pięść i odwróciła się na pięcie.
— Obyś szczezł w Azkabanie — mruknęła jeszcze pod nosem, nawet nie mając pewności, czy dotarło to do jego uszu. Dopiero jak się odwróciła, jej oczy momentalnie zwilgotniały, a ona zamiast skierować kroki do bramy, która prowadziła do Hogsmeade, ruszyła w stronę Lasu, ignorując fakt, że dni są coraz krótsze iż pewnością zastanie ją tam zmrok.
Callie Davies
[Kurdeczka, nie wiedziałam jak to ugryźć, ale mam nadzieję, że się jeszcze spotkają! :D I to szybko...]
[Jej! Ale się cieszę, że żyjesz i że uda nam się pociągnąć ten wątek, bo przyznam się szczerze, że wizja Effy i Eliasa mi się bardzo spodobała :D baaardzo ładnie dziękuję za zaczęcie, postaram się jak najszybciej odpisać, aczkolwiek raczej staram się odpisywać po kolei żeby się nikt nie czuł pominięty także nie wiem ile mi to zajmie :) jeśli byś miała chwilę i chciała coś jeszcze ustalić to napisz do mnie maila lub na hangoucie noideasononame@gmail.com <3]
OdpowiedzUsuńEffy
[Cieszę się, że ta koncepcja Ci się spodobała i ja w sumie zaczęłabym wątek na etapie, kiedy już byliby przyjaciółmi.
OdpowiedzUsuńDziękuję też za przywitanie Annie! Jeśli masz ochotę, to chętnie trzasnę dwa wątki, bo zarówno kusi mnie wersja rozbicia Annie, jak i to, że Elias mógłby otoczyć ją swoją opieką. Więc jeśli nie masz nic przeciwko wątkowaniu zarówno z Cherry i Annie, to ja będę zadowolona. :D]
Cherry & Annie.
[Bardzo pięknie dziękuję za zaczęcie <3 nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że żyjesz! :* początek super, mam nadzieję, że to ja nie zawiodę <3]
OdpowiedzUsuńSzlabany nie były dla Effy Fitzgerald czymś nowym. Odbywała je pewnie częściej niż statystystyczny uczeń Hogwartu. Nie były jej też obcy wyniośli, czystokrwiści Ślizgoni, gardzący nią na każdym kroku, patrzący z góry i plujący jadem. Obydwie te rzeczy stosunkowo szybko przestały robić na niej wrażenie, zwłaszcza że i szlabany i zaczepki Ślizgonów cechowała niesłychana powtarzalność. W Hogwarcie były jednak rzeczy według niej bardzo intrygujące. Taki Klub Ślimaka na przykład. Niesamowicie elitarny, z tymi swoimi imprezami, na które trzeba było mieć dosłownie specjalne zaproszenie, na które trzeba było być kimś lub być spokrewnionym z kimś to jest kimś . Effy Fitzgerald nie była. Przynajmniej nie w tym świecie. Nic więc dziwnego, że ów Klub Ślimaka wzbudzał w niej ciekawość. Bardzo chciała zobaczyć, co też takiego robią na tych przyjęciach ci wszyscy ważni ludzie i choć intuicja podpowiadała jej, że tak naprawdę to samo co zwykle nastolatkowie robią na imprezach, mimo wszystko chciała tego wszystkiego doświadczyć.
Kolejną pozycję na liście intrygujących obiektów według Effy Fitzgerald zajmował Elias Colins.
Zanim dostała swój list była przekonana, że jej umiejętności są unikatowe. Kiedy dowiedziała się o świecie czarodziejów myślała, że takie zdolności jak ona posiadają wszyscy. Prawda jak zwykle okazała się leżeć pomiędzy i Effy już na pierwszym roku dowiedziała się, że jej metamorfomagia , jakkolwiek niespecjalnie nadzwyczajna, jest raczej rzadkim zjawiskiem. W trakcie swoich siedmiu lat nauki w Hogwarcie spotkała tylko jednego metamorfomaga prócz niej samej. Był nim Elias Colins.
Było wiele pytań, które chciała mu zadać. Do jakiego stopnia opanował swoje umiejętności? Czy wie jak wygląda nie dokonując absolutnie żadnych zmian? Czy blokowanie mocy też go wykańcza, czyni słabym, wręcz chorym?
Mimo to wiedziała, że jednak raczej z nim ot tak po prostu nie porozmawia. Chłopak należał do tego gatunku osób, które raczej nie chciały mieć nic wspólnego z czarodziejami jej pochodzenia. Z pewnością jej metamorfomagia była dla nich jak policzek, w końcu jak szlama mogła zostać obdarzona takimi zdolnościami, skoro tak naprawdę była tylko wybrykiem natury i nie powinna w ogóle być częścią tego świata?
Los jednak chciał, że Elias i Effy wylądowali na jednym szlabanie, Elias przegrał zakład polegający na skutecznym pozbyciu się nauczyciela nadzorującego szlaban w związku z czym musiał dziewczynę zabrać na jeden z tych słynnych przyjęć w Klubie Ślimaka. Effy była zachwycona. Nawet jeśli Elias przez cały wieczór ma chodzić ze zbolałą miną, to przynajmniej mu się będzie mogła przyjrzeć. No i do tego jeszcze dochodziła kwestia całkiem niezłej zabawy.
Kąciki ust drgnęły jej nieco gdy zobaczyła chłopaka ubranego w czarny garnitur. Dobrze przewidziała, że postawi na klasykę i elegancję. Przewróciła oczami słysząc jego niezbyt przychylny komentarz i deklarację, by wszystkich poinformować o zakładzie.
- Oczywiście, że tam nie pasuję - odparła niewzruszona. - Dlatego właśnie chcę tam iść. Nawet pomimo tego, że kontakty z czystokrwistymi podburzają moją reputację.
UsuńZerknęła na idealnie ułożone włosy chłopaka i uśmiechnęła się z triumfem. Z pewnością spodziewał się, że pojawi się w czymś dziwacznym, jakichś pstrokatych trampkach, kolorowych leginsach czy w jakiejś jaskrawej sukience. I jakkolwiek byłoby to według Effy całkiem zabawne, stojąc przed lustrem uznała, że jeszcze zabawniejsze będzie zaskoczenie Collinsa jak i zebranych na przyjęciu osób.
- A czy jako człowiek honoru, odwrócisz się do swojej partnerki by ją odpowiednio eskortować na przyjęcie? - spytała wyciągając rękę w jego stronę i dodała z udawanym oburzeniem. - Nie pozwolisz chyba, by szlama uczyła Cię manier...!
Uśmiechnęła się z satysfakcją gdy chłopak wreszcie się odwrócił i na nią spojrzał. Stała przed nim ze schludnie ułożonymi, skróconymi do linii szyi białymi włosami o granatowych końcówkach. Ubrana była w krótką i obcisłą granatową satynową sukienkę z delikatnym rozcięciem na udzie, a na nogach zamiast jednej ze swoich fantazyjnych kolorowych par trampek miała srebrne szpilki. Udało jej się również przed lustrem przyciemnić nieco koloryt skóry oraz wydłużyć i zagęścić rzęsy. Ogółem, nawet z tymi granatowymi końcówkami i granatową, brokatową szminką Effy Fitzgerald wyglądała raczej elegancko... Przynajmniej biorąc pod uwagę jej standardy.
Ze srebrnej kopertówki (nikt nigdy nie posądzałby Effy o posiadanie takich rzeczy... Wszyscy raczej obstawialiby, że pojawi się ze swoją olbrzymią skórzaną torbą) zgrabnym ruchem Wyciągnęła aparat, dziękując Bogu za zaklęcie zmniejszająco - zwiększające.
- Powiedz: "seeex"! - Zawołała radośnie i przyciągnęła chłopaka do siebie zupełnie ignorując jego grymas. Po chwili dźwięk kliszy poświadczył o udokumentowaniu zarówno ów zbolałego grymasu jak i szerokiego uśmiechu Krukonki, która z zadowoleniem schowała aparat z powrotem do kopertówki.
- Mów sobie co chcesz - powiedziała beztroskim tonem, chwytając chłopaka pod ramię. - Faktem jest, że dziś jestem Twoją partnerką, która przyprowadziłeś na bal ślimaków. Może skoro tak bardzo lubisz zakłady chciałbyś wytypować komu przypadnie zaszczyt bycia królem i królową ślimaków?
Nie przestawała się uśmiechać i nie puściła jego ramienia przez całą drogę. Dotarłszy na przyjęcie zachowywała się tak, jakby zupełnie nie dostrzegała pełnych konsternację lub dezaprobaty spojrzeń. Machała przyjaźnie do mijanych ludzi, posyłała uprzejme skinienia głową.
- Kochanie, bądź tak dobry i przynieś mi coś do picia - powiedziała do Eliasa na tyle głośno, by usłyszeli ją otaczający uczniowie.
Posłała swojemu partnerowi promienny i absolutnie niewinny uśmiech, po czym w końcu puściła jego ramię i skierowała się w stronę grupki niezbyt przychylnie wyglądających dziewczyn.
- Och Amando, jak dobrze Cię widzieć! - Zawołała entuzjastycznie i cmoknęła dziewczynę w policzek.
Effy, która dopiero co się rozkręca
[może byś chciała ustalić co ma się na tym balu wydarzyć? ;) napisz do mnie maila lub na hangoucie noideasononame@gmail.com ;)]
Pomimo, że nie lubiła zmian wcale nie potrzebowała dużo czasu, żeby zaaklimatyzować się w Hogsmeade. Czarodziejska wioska zdawała jej się być miejscem wyjątkowo przytulnym, choć miejsce w którym podjęła pracę było wyjątkowo obskurne, a kręcące się tam typki zdecydowane były spod ciemnej gwiazdy, zaś interesy przez nich prowadzone z pewnością nielegalne. Dużo czarownic i czarodziei przychodzących do Gospody Pod Świńskim Łbem dbało o swoją prywatność i było zwyczajnie incognito. Często można było tu dostrzec zakapturzone postacie, ze zdeformowaną twarzą, czasami owiniętych bandażami, kiedy indziej wielki kapeluszami, zasłaniającymi połowę twarzy. W skrócie klientela była dość podejrzana i tajemnicza, chcąc zachować swoją tożsamość dla siebie, a kobieta pokroju Annie powinna była się bać tych istot, szczególnie że była charłaczką więc w razie potencjalnego ataku nie miała szansy się obronić. Niemniej praca jako kelnerka była jej pierwszą pracą w życiu i chyba nawet ją polubiła, mimo że często spotykała się z dziwnymi komentarzami, które zazwyczaj ignorowała bądź zbywała krótkim śmiechem, próbując zapanować nad niezręcznym uczuciem. Myślała, że pewnie jeszcze lepiej by jej było w Pubie Pod Trzema Miotłami, które było znacznie przyjemniejszą miejscówką, zarówno pod względem wyglądu i klimatu, jaki tam panował, jak i tego, że często czas spędzali tam uczniowie Hogwartu. Annie pojawiała się tam czasami, jako klientka, jakby w nadziei że spotka tam którąś ze swoich sióstr. Póki co jednak nigdy do takiego spotkania nie doszło, a Annie zawsze wychodziła z grymasem rozczarowania, wymalowanym na jej twarzy. Pragnęła bowiem poprawić relację z każdą z trzech sióstr uczęszczających do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, szkoły w której murach Annie nigdy nie była, a której zawsze pragnęła być częścią. Niestety pozostawało to tylko mrzonką, bo ona już jako nastolatka przestała wierzyć, że kiedykolwiek zdoła wykrzesać z siebie choć odrobinę magicznej mocy; musiała pogodzić się ze smutną prawdą, że nie ma żadnych umiejętności i że nigdy się u niej nie pojawią. Dlatego coraz intensywniej zaczęła myśleć o ucieczce do świata mugoli, może wśród zwykłych, szarych ludzi w końcu poczułaby się normalnie; z dala od jarzma nazwiska Travers.
OdpowiedzUsuńBiegając z tacą wypełnioną alkoholami i obsługując gości dość obskurnej gospody, Annie poczuła na sobie czyjś wzrok, albo po prostu tak jej się zdawało? Może to była jedynie jakaś dziwna fantazja wytworzona przez jej umysł? Zmarszczyła w zamyśleniu brwi, podając porzeczkowy rum dwóm kobietom siedzącym w mrocznym kącie, tuż obok kominka. Zaraz szybkim krokiem przekroczyła salę, stając za barem i rozejrzała się wokół, aż napotkała spojrzenie pewnego czarodzieja, który wyglądał zaskakująco młodo i nie wpasowywał się w to miejsce, być może dlatego że po pierwsze był za młody by spożywać alkoholowe trunki, a po drugie zbyt przystojny, tu zazwyczaj pojawiali się czarodzieje z dużym bagażem doświadczeń i bliznami. Nie wiedziała czym jest spowodowane to, że obrzucał ją tak lodowatym i zdawałoby się pogardliwym spojrzeniem; może zapomniała podać mu piwa?, zauważyła jednak że jego kufel jest pełen, więc tym bardziej nie rozumiała. W pewnym momencie dopadł ją popłoch, zdając sobie sprawę, że nieznajomy czarodziej mógł wyczuwać jej charłactwo, gdyż niektórzy mieli tą umiejętność, jednak nigdy nie mieli też stuprocentowej pewności. Myśl, że Annie mogłaby zostać zdemaskowana, dodatkowo w miejscu swojej pracy, gdzie roiło się od niebezpieczeństw, ale także gdzie zdobywała najwięcej informacji dla Traversów, napełniała ją prawdziwym przerażeniem. Odwróciła wzrok od czarodzieja, próbując skupić się na swojej pracy i nie nakręcając się niepotrzebnie, nie nabijając sobie głowy jakimiś swoimi lękami, czy fałszywymi przypuszczeniami. Wzięła głęboki wdech i postanowiła skupić się na swoich obowiązkach.
Już chciała chwycić za tacę, kiedy ta niespodziewanie przeleciała przez całą gospodę i trafiła w głowę jednej z czarownic, która spojrzała na kelnerkę morderczym wzrokiem. Annie Travers przeraziła się nie na żarty i zastanawiała się, czy latające przedmioty były dziełem obserwującego ją młodzieńca, czy też ktoś inny robił sobie z niej żarty. Nie miała jednak teraz czasu by o tym myśleć, podbiegła za to do wściekłej czarownicy i zaczęła ją żarliwie przepraszać, a także obiecałam porzeczkowy rum, a właściwie to kilka porzeczkowych rumów na jej koszt, co miało wynagrodzić czarownicy straty moralne.
Usuń— To Twoja sprawka? — mocno trzasnęła tacką o stół przy którym siedział Elias, tą samą która przed chwilą przeleciała przez gospodę, alkohol młodego czarodzieja się rozlał, oblewając zarówno jego jak i ją. Głos Annie drżał ze strachu; chyba pierwszy raz w życiu zrobiła coś tak odważnego i niespodziewanego, nie mogła jednak pozwolić na takie zachowanie, a przynajmniej próbowała. Bo zaraz po swoim ataku na czarodzieja, resztki odwagi ją opuściły i wróciła poczciwa, zlękniona Annie.
Annie Travers
Cherry Greyback często poruszała się nocą po Hogwarcie, lubiła wieczorne spacery, która kierowały ją czy to na błonia wokół jeziora, czy do Zakazanego Lasu, który z roku na rok fascynował ją coraz bardziej, mimo że innych czarodziejów często przerażał. Dziś jednak niebo zdawało się by tak piękne i rozświetlone milionem gwiazd w pięknych konstelacjach, że miała ochotę obejrzeć je z najwyższego punktu Hogwartu. Oczywiście wcześniej upewniła się, że nikt nie przebywa na Wieży, że nie są prowadzone tam zajęcia z astronomii, ani że obecnie nie przebywają tam członkowie koła; w końcu nie chciała się natchnąć na zdziwionych uczniów, ani tym bardziej na nauczyciela. Potrzebowała samotności i sądziła że właśnie tam ją znajdzie. Powoli i cicho kroczyła hogwarckimi korytarzami, aż doszła do schodów prowadzących na Wieżę. Bezgłośnie choć szybko pięła się po nich w górę, zgrabnymi krokami pokonując stopień za stopniem; kiedy weszła na Wieżę Astronomiczną i dostrzegła na niej ciemną postać, westchnęła bezgłośnie z rozczarowaniem, że jednak nie czeka jej samotna noc. Już chciała zawrócić, nie mając ochoty na towarzystwo nieznajomego ucznia, kiedy jednak w jego postawie dostrzegła coś znajomego, zawahała się, a kiedy dostrzegła, że był to Elias Collins, który był na tym samym roku co ona, dodatkowo także w Slytherinie a jej relacja z nim była całkiem dobra, Cherry pomyślała, że być może nic straconego, a ten wieczór może być jeszcze udany. Podeszła bliżej do chłopaka, a widząc jego smutną twarz, łzę na policzku?, a może jej się zwyczajnie przywidziało? Najpewniej tak, bo w końcu był pewnym siebie, typowym Ślizgonem, który nigdy nie okazywał żadnej słabości, a jednak był tu teraz, jak dawało się panience Greyback w nie najlepszym stanie psychicznym. Ułożyła dłoń na jego ramieniu, w nieco pokrzepiającym jak się jej zdawało geście i usiadła blisko niego niewzruszona tym, że przed chwilą dość dosadnie ją stąd wygonił, choć nie miał ku temu prawa. W końcu Wieża Astronomiczna nie należała do niego.
OdpowiedzUsuń— Głupio liczyć na prywatność w murach tego zamku. Zawsze ktoś patrzy, słucha, albo po prostu jest. — westchnęła i uśmiechnęła się do niego wyjątkowo słodko. — Nie zamierzam się nigdzie stąd ruszyć, Collins. — odparła, palcem ścierając łzę z jego policzka. Nie skomentowała tego ani słowem, choć pewnie gdyby nie był jej dobrym kolegą, nie zawahałaby się przed szyderczym komentarzem. Niemniej, Cherry lubiła Eliasa, choć marna była z niej pocieszycielka, a daru empatii nie posiadała w ogóle. Więc nie próbowała ani go wyśmiać, ani też go pocieszyć, po prostu postanowiła się z nim napić.
— Chyba się podzielisz z przyjaciółką? — uniosła brew ku górze, zaraz zabierając mu flaszkę i wypijając prosto z gwinta. Podała mu butelkę, wpatrując się w niebo i łapiąc jego dłoń, splotła swoje palce wraz z jego, ściskając jego rękę. — Niebo jest dziś piękne, dlatego tu przyszłam. Bo uwielbiam oglądać konstelacje. — mruknęła.
Cherry
- Ależ nie przejmuj się, Eliasie. Nie zamierzam nigdzie publikować naszych zdjęć - zapewniła go. - Trafią do mojej prywatnej kolekcji i będę je przeglądać wspominając dzisiejszą noc i słuchając Jamesa Blunta albo jakiegoś "Let her go" Passengersa... Rozumiesz, czegoś co się ładnie akompaniuje z rzewnymi łzami i wzdychaniem za tym, co utracone... Może jakiś Coldplay? Albo Shawn Mendes? Nie zdecydowałam. Dam znać.
OdpowiedzUsuńZdawała sobie sprawę, że z każdą kolejnym nazwiskiem mugolskich wykonawców czy nazwą zespołu, czystokrwiste uszy chłopaka musiały cierpieć niesamowite katusze. Zerknęła w bok i kąciki ust drgnęły jej w rozbawieniu. Chłopak, choć prezentujący się z niesamowitą klasą i elegancja, wyglądał jakby już go bolała głowa. I jakby perspektywa spędzenia wieczoru w towarzystwie Effy wydawała mu się gorsza z każdym krokiem.
- Co z Tobą jest nie tak?
Musiała się powstrzymać żeby się nie roześmiać. Gdyby dostawała galeona za każdym razem kiedy ktoś zadawał jej to pytanie byłaby pewnie tak obrzydliwie bogatą czarownicą, że sama by mogła zostać dopisana do tego słynnego Klubu Ślimaka.
Bardzo wiele, Eliasie Collins, nawet nie wiesz jak wiele... - pomyślała, jednak postanowiła nie odpowiadać mu na to pytanie. Zamiast tego zwróciła się do grupki dziewczyn, które mierzyły ją niezbyt przychylnym spojrzeniem.
- Nie jestem pewna, czy powinnaś tu być, Fitzgerald... - powiedziała chłodnym głosem Amanda. - Musisz być kimś żeby dostać zaproszenie, a Ty jesteś...
- Szlamą - dokończyła beztrosko Effy i machnęła niedbale ręką, zupełnie jakby cały ten fakt nie miał najmniejszego znaczenia, jakby nawet nie był drobną niedogodnością. - Tak, wiem.
Kilko osób skrzywiło się na sam dźwięk słowa szlama . Jedno z najbardziej obraźliwych wyzwisk, okropniejsze niż przekleństwo. Zbyte jednym machnięciem ręki.
- Jestem tu z Eliasem.
Oczy zgromadzonych dziewczyn niemalże wyskoczyły z orbit, a na ich twarzach malował się prawdziwy szok. Szok i niedowierzanie.
- Z Eliasem? - Wykrztusiła w końcu z siebie Dorothy. - Z Eliasem Collinsem?!
Chłopak pojawił się za nią jak na zawołanie, trzymając w rękach kieliszki z ponczem. Effy wzięła jeden z nich i ku jeszcze większemu zdumieniu zebranych, którzy, należy dodać, mieli szczęki gdzieś w okolicach podłogi, posłała mu pełen wdzięczności i zachwytu spojrzenie. Taki wyraz twarzy widywała już setki, jeśli nie tysiące razy wśród dziewczyn wzdychających do Collinsa więc nie trudno było go odtworzyć. Wiele dziewczyn uwielbiało, jaki był Mroczny.
Niedostępny.
Tajemniczy.
Zły.
Każda z nich łudziła się, że dla niej się zmieni i będzie inny... Spoiler Alert: nie zmienił się i nie był.
A one kończyły potem roniąc rzewne łzy i udając, że nie czerpią żadnej chorej satysfakcji z bycia częścią tej całej dramy i z atencji przyjaciółek, które chętnie przytulały, gładziły po włosach i wygadywał różne najgorsze rzeczy na temat Collinsa mając nadzieję na zniszczenie jego statusu i popularności. Spoiler alert numer dwa: żadnej się to nie udało, a wianuszek wielbicielek Ślizgona się nie zmniejszał.
Effy zastanawiała się czy Eliasowi kiedykolwiek zależało na jakiejś dziewczynie. Lub chłopaku. Jak przez mgłę pamiętała plotki dotyczące jednej z jego poprzednich dziewczyn. Nie do końca wiedziała co się wydarzyło, ale była w to zamieszana jakaś zdrada.
Upiła łyk ponczu i skrzywiła się. Ktoś najwidoczniej zamierzał go podrasować, ale nie starczyło mu czasu, odwagi lub alkoholu. W każdym razie smakował jak nieco zepsuty sok. Effy zaczęła rozważać jego naprawę korzystając z asortymentu ukrytego we wnętrzu kopertówki, ku chwale ojczyzny, rzecz jasna, kiedy to usłyszała głos swojego partnera.
Usuń- Jestem z nią tylko dlatego...
No tak. Moment szczerości, zupełnie jak zapowiedział. Effy już otwierała usta żeby dokończyć tę wypowiedź słowami w stylu: "bo takie było przeznaczenie" , ale uniemożliwił jej to wyjątkowo nieprzyjemny głos wyjątkowo nieprzyjemnego Ślizgona
- Serio? Tylko na to cię stać? Od kiedy trzymasz się z takimi wybrykami natury?
Effy tylko Przewróciła oczami. Gdyby za tego typu teksty też dostawała galeona, mogłaby wykupić całą tę imprezę i wszystkie Ślimaki w Wielkiej Brytanii.
- Odbiłem ci poprzednią laskę, ale spokojnie, tej nawet bym nie tknął, pieprzysz się z mugolem?
Effy zobaczyła jak stojąca za Axelem śliczna, blondwłosa Ślizgonka nerwowo spuszcza wzrok. Nie mogła sobie przypomnieć jej imienia, ale z pewnością jakiś czas temu widywała ją z Collinsem. Wszystko powoli zaczynało się rozjaśniać.
Effy wyprostowała się dumnie. Nie pierwszy i nie ostatni raz odpowiadała na tego typu zaczepki, nie było w tym nic nowego. To, co jednak wydarzyło się potem sprawiło, że aż rozchyliła usta z zaskoczenia. Elias musiał naprawdę mocno nienawidzić Axela, skoro wbrew swoim pierwotnym założeniom o informowaniu wszystkich o zakładzie, postanowił nie tylko się do niej publicznie przyznać, ale też stanąć w jej obronie, a nawet pochwalić . Jak mogła spodziewać się czegoś takiego?
Szybko się opamiętała i zamknęła usta. Nie zamierzała pozostać dłużna. Skoro Collins nagiął swoją reputację szlachetnego, czystokrwistego czarodzieja, ona mogła porzucić na chwilę dumne reprezentowanie swojego pochodzenia.
- Czyż nie jestem szczęściarą? - zwróciła się do dziewczyn szeptem na tyle głośnym, by usłyszał go Axel i pobliskie osoby. - Tylko ktoś z naprawdę dobrym rodowodem był w stanie podbudować moją reputację... Wyobrażacie co by było, gdybym musiała się ratować Axelem? To dopiero desperacja... Dobrze jest mieć duże wymagania...
To mówiąc posłała dziewczynom szeroki uśmiech. Kilkoro z nich próbowało wyglądać na wzburzonych jej bezwstydnym zachowaniem, jednak w rzeczywistości Effy wiedziała, że próbują ukryć rumieniec na policzkach i odprowadziły Collinsa prawdziwie tęsknym spojrzeniem. Nikt jednak nie był bardziej zaczerwieniony od Axela, to na pewno.
Mary i Anthony Fitzgerald byliby dumni widząc, że lekcje etykiety i społecznych konwenansów nie poszły na marne ( dumni to może zbyt słowo... Bardziej: odetchnęliby z ulgą ). Effy pozwoliła się prowadzić z gracją po parkiecie. Nie było to trudne, Collins tańczył naprawdę dobrze.
- Nie musiałeś tego robić - odezwała się w końcu nie odwracając wzroku od oczu swojego partnera ( "Nie patrz na swoje stopy, Josephine, jak to wygląda?!"). W jej głosie pobrzmiewała nuta szczerości. Tym razem się nie nabijała.
Pozwoliła się odchylić, wdzięcznie wyginając plecy w łuk i odwracając głowę pod odpowiednim kątem ( "To taniec, Josephine, nie walka o przetrwanie! Masz być czarująca, nie drętwa! ").
- Dziękuję, Eliasie - powiedziała gdy z powrotem znalazła się z nim twarzą w twarz, po czym nachyliła się chłopaków do ucha i wyszeptała. - Ktoś tu bardzo chce z Tobą porozmawiać...
Cmoknęła go delikatnie w policzek i odsunęła się. Za Eliasem stała jego była dziewczyna, której twarz wyrażała ciekawą kombinację skrępowania i wrogości, jeśli by wziąć pod uwagę spojrzenie jakim obdarowywała Krukonkę. Effy skinęła chłopakowi uprzejmie głową sygnalizując koniec tańca, odwróciła się i poszła w kierunku stolika z ponczem. Może jeszcze uda się zrobić z niego coś porządnego.
UsuńŚlizgonka doskoczyła zwinnie do Eliasa.
- Popełniłam błąd... - powiedziała posyłając mu spojrzenie spod długich rzęs. - Ale Ty popełniasz większy... Fitzgerald, naprawdę? Fatalne posunięcie...
Dziewczyna skrzywiła się zerkając z obrzydzeniem na Effy, która właśnie zgrabnym ruchem wlewała zawartość srebrnej piersiówki do misy z ponczem.
- Wróć do mnie... - szepnęła blondynka i ujęła policzek Collinsa w swoją dłoń. - Wróć do mnie i zapomnijmy o wszystkim...
Effy i jej wysokoprocentowy poncz
Znacznie pobladła, słysząc jego słowa, nie spodziewała się bowiem takie ataku na swoją osobę i poczuła się naprawdę maleńka, zupełnie jakby znowu była dzieckiem w wielkiej posiadłości rodziny Travers, której marmurowe posadzki ją przerażały, w której nie było miłości, a dominował chłód, w którym czuła się jak w muzeum, a nie w domu, to miejsce nie było jej bezpieczną przystanią; już prędziej nią była podniszczona chatka w Hogsmeade, która mimo że maleńka i skromna, to była miejscem, w którym Annie czuła się lepiej niż w wielkich komnatach. Nie miało znaczenia, że czarodziej był od niej młodszy, miał taką przewagę, że był klientem pubu w którym pracowała a także miał różdżkę i potrafił czarować, w przeciwieństwie do niej. Wzięła głębszy oddech, na nowo próbując zebrać w sobie odwagę i już w głębi duszy wiedziała, że pieprznięcie tacką o jego stół było poważnym błędem i nie była pewna co tak właściwie nią kierowało by zareagować w ten, a nie inny sposób. Właśnie Annie nigdy nie reagowało w podobny sposób i wzburzenie, które jeszcze przed sekundą czuła, natychmiast uleciało, kiedy czuła na sobie ostre spojrzenie chłopaka.
OdpowiedzUsuń— Ja.. — zaczęła niepewnie, po stanowczym głosie kelnerki nie było ani śladu, za to zaczęła się jąkać, czując że jej język się plącze i że czegokolwiek by nie powiedziała, to i tak zostanie to negatywnie odebrane. — Bardzo przepraszam... — wyjąkała skruszona, szybko zabierając tacę i wycierając mu stolik. Mimo wszystko, czyścić jego szat nie miała zamiaru, w końcu mógł zrobić to sam, używając zaklęcia. Prawdę powiedziawszy ona w tym momencie bała się go chociażby dotknąć. — Ja... Myślałam, że zrobiłeś to specjalnie... — przegryzła mocno wargę, chyba zbyt mocno, bo poczuła metaliczny posmak krwi na ustach. Szybko ją zlizała i spojrzała na niego niepewnie, jakby zastanawiała się, czy zamierzał ją ukarać i przykładowo rzucić w nią Drętwotą, bądź innym zaklęciem. Bała się tego, że będzie chciał ją skrzywdzić, dlatego też cofnęła się kilka kroków, trzymając mocno tacę i patrząc na niego przez cały ten czas. Obserwowała go i jego ruchy, jakby się bała, że zaraz sięgnie po różdżkę.
Kiedy usłyszała sugestię, że jest czarną owcą rodziny Travers, zbladła jeszcze bardziej i zrobiło jej się najzwyczajniej w świecie przykro, spuściła smutne lazurowe oczy na swoje buty; choć nieświadomie to miał rację i to co powiedział bardzo mocno uderzyło w Annie, która miała wrażenie, że wszyscy z rodziny jej nienawidzili, tylko brat bliźniak okazywał jej jakieś wsparcie, troskę i miłość. Przynajmniej do czasu. Teraz kiedy zmarł, a raczej zniknął, bo Annie wciąż czuła jego obecność i była pewna tego, że wciąż gdzieś był, ale po prostu zaginął, a może uciekł? Niemniej miała żal, że teraz nie mogła być z nim, tylko została skazana na tą dojmującą samotność, z którą sobie najzwyczajniej w świecie nie radziła.
— Przyniosę Ci piwo na mój koszt... — wymamrotała, zupełnie tak jakby to miało mu wynagrodzić ten incydent. Nie wiedziała jednak co mogła i co powinna była zrobić, aby mu to zrekompensować.
skruszona Annie Travers
[Dzień dobry! Przychodzę się witać z opóźnieniem większym niż zostało to przewidziane, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz :D Elias chodzi mi po głowie od dłuższego czasu i mam naprawdę bardzo niezrozumiałą potrzebę, by zaprzyjaźnić go z moim Weasleyem. Ale taką przyjaźnią bezwarunkową, która rozpoczęła się jeszcze jak byli bardzo mali i nie mieli pojęcia, że w przyszłości będą się tak od siebie różnić. Chciałabym, by byli dla siebie jak bracia. Mogłoby też ich coś mocno poróżnić i teraz zachowują się jak wrogowie. Jeszcze nie ukształtował mi się do końca ten obrazek w głowie, ale chciałabym wiedzieć najpierw, czy bylibyście chętni z Eliasem dać się porwać mojemu Weasleyowi na wątek. Nie wiem czemu, ale czuję, że potrzebuję go w jego życiu :D Daj znać, co myślisz!]
OdpowiedzUsuńFreddie Weasley
Dudniło mu w uszach. Muzyka zdawała się przepływać przez jego układ krwionośny, wprawiając go w stan otępienia. Alkohol rozgrzewał każdą komórkę jego ciała, które drżało nieznacznie z powodu nienaturalnie przyspieszonego tętna. Jeszcze chwilę wcześniej obraz rozmywał mu się przed oczami, kolory mieszały się pod wpływem radosnego upojenia, lecz teraz… teraz widział wszystko aż nazbyt wyraźnie. Powoli wracał do stanu trzeźwości, a niezrozumiałe osłupienie zaczynało przeradzać się we wściekłość. Serce obijało się o jego klatkę piersiową, szybko wystukując imię, które od zawsze kryło się w zakamarkach jego pamięci i powracało do niego w najmniej oczekiwanych momentach. Elias.
OdpowiedzUsuńFred uwielbiał imprezy. Kochał znajdować się wśród ludzi, dzielić z nimi szczęśliwe momenty, oddawać się muzyce bez pamięci. Tańczenie było dla niego równie naturalne, co latanie na miotle, bliski dotyk innych osób dodawał mu energii, a używki, po które czasem aż nazbyt chętnie sięgał, pozwalały mu oderwać się od codzienności. Tak naprawdę w trakcie trwania każdej popijawy jedyną rzeczą, od której nie potrafił się odciąć, był nieustanny strach o młodszą siostrę. Na własnym przykładzie wiedział, jacy potrafili być ludzie w jego wieku, więc nawet kiedy obściskiwał się z uroczą blondynką z Ravenclawu za jedną z zardzewiałych zbroi lub wymykał się na Wieżę Astromiczną, by zrealizować dodatkowe zlecenie pod osłoną nocy, w głowie kłębiła mu się myśl, czy jest bezpieczna. Niezależnie od tego, jak bardzo potrafiła działać mu na nerwy, wiedział, że gdyby ktoś kiedykolwiek zrobił coś wbrew jej woli, nie byłby w stanie powstrzymać swojego gniewu. Dlatego teraz, słysząc jego imię uciekające z ust pijanej Roxanne, przeklinał fakt, że nie zabrał ze sobą różdżki.
Nie miał pojęcia, kto jako pierwszy poinformował go o całym zajściu. Zobaczył tylko, jak dziewczyna wraca do Pokoju Wspólnego Gryfonów, ledwo trzymając się na nogach z krzywo zapiętą koszulą i łzami w oczach. Upuścił drinka. Przepchał się przez tłum do wejścia. Jego siostra nie była w stanie wydusić z siebie niczego oprócz jego imienia. Nie dał sobie nawet chwili na przemyślenie sytuacji. Odsunął się od Roxanne, zostawiając ją z jedną z jej koleżanek i ruszył przed siebie, czując jak krew pulsuje mu w żyłach. Ludzie rozstępowali się na boki, kiedy rozpaczliwie przeciskał się między nimi, przeczesując pomieszczenie w poszukiwaniu tak doskonale znajomej czupryny.
Nie potrafił uwierzyć w to, że mógł mu to zrobić. Wiedział, jak bardzo się zmienił, dostrzegał pogardę, którą darzył świat na każdym kroku, jednak nigdy nie spodziewał się, że po tym co zaszło, będzie w stanie zranić go jeszcze bardziej. Pamiętał moment, w którym Collins się od niego odciął, pamiętał ból, a następnie złość, towarzyszące mu przez długi czas po zakończeniu znajomości. Elias był dla niego więcej niż przyjacielem, więcej niż powiernikiem, więcej niż złodziejem ognistej whisky, którą spijali razem, skryci między gałęziami wysokiego drzewa rosnącego nieopodal ich domów. Jego odrzucenie było jedną z niewielu rzeczy w życiu Weasleya, które ciążyły mu na psychice. Miał wspaniałą rodzinę, był kapitanem drużyny Quidditcha i nigdy nie doskwierała mu samotność. Nie potrafił jednak zrozumieć, dlaczego chłopak tak go potraktował. Pragnął dowiedzieć się skąd wzięła się jego zmiana, lecz za każdym razem spotykał się z murem, a nie potrafiąc sobie z tym poradzić, najzwyczajniej w świecie przekuł ból w złość. Złość, która w tym momencie rosła do rangi nienawiści.
Nie wiedział jak długo kręcił się po pomieszczeniu, kiedy w końcu dotarł do portretu i raz jeszcze rozejrzał się po Pokoju Wspólnym. Nigdzie nie dostrzegał Eliasa. Niewiele myśląc, pchnął płótno i wyszedł na korytarz, wprawiając Grubą Damę w oburzenie.
Zupełnie się tym nie przejął. Był zbyt zaślepiony złością, zbyt pochłonięty własnymi emocjami, by troszczyć się o to, czy ściągnie na siebie uwagę woźnego lub prefektów. Szedł przed siebie. Jedno piętro w dół, drugie, trzecie, kolejne… Zaczynał tracić nadzieję. I kiedy miał już zawrócić, skierować swoje kroki z powrotem do wieży Gryfonów, dostrzegł go.
UsuńSzedł powoli, jak zwykle zadowolony ze swojego spóźnienia, a może tylko usatysfakcjonowany po tym, co zrobił jego siostrze. Na jego widok Weasley przystanął, przez krótką chwilę tracąc panowanie nad swoim ciałem. Był wściekły… Ale nie przyglądał mu się od dawna. Musnął wzrokiem jego delikatnie uniesioną brew, przeczesał nim jego włosy i wstrzymał oddech, gdy ich spojrzenia się ze sobą spotkały. Poczuł, że krew ponownie zaczyna płynąć w jego żyłach, a ogień związany z poczuciem niesprawiedliwości i wściekłością w najczystszej postaci rozpala mu pierś. Nie zastanawiając się nad niczym więcej, wpatrując się w te oczy, ruszył przed siebie, uniósł rękę, po czym z całej siły uderzył go pięścią w twarz.
Dłoń zapulsowała mu bólem wraz z sercem, które po raz kolejny zdawało się rozpadać na milion kawałków.
— Zabiję Cię, Collins.
najlepszy przyjaciel na świecie
Nalała sobie do kieliszka "podreperowanego" ponczu i upiła kilka łyków by ocenić swoje dzieło. Nie wyszło najgorzej. Zerknęła w stronę tańczącego z piękną blondynką Eliasem i kąciki ust mimowolnie uniosły się jej ku górze. Ten wieczór już był ciekawszy niż sądziła. Palcem zaczęła wodzić po krawędzi kieliszka, przypominając sobie wypowiedziane przez Collinsa słowa.
OdpowiedzUsuńW przeciwieństwie do ciebie szanuję kobiety i potrafię zadowolić je czymś więcej, niż tylko przelotnym seksem.
Może tak naprawdę miał rację. Może poza byciem wyniosłym Ślizgonem, którego nie obchodziło nic i nikt, był też przede wszystkim gentlemanem. Cóż, z pewnością znalazłoby się wiele dziewczyn podburzających tę tezę, jednak też trzeba przyznać, że większość z tych dziewczyn sama miała problem z okazywaniem sobie należytego szacunku. No i ostatecznie... Ostatecznie stanął w jej obronie. Nawet jeśli nie było to do końca dla niej. Nawet jeśli to w ogóle nie było dla niej.
Zrobiłem to tylko i wyłącznie ze względu na siebie, o tobie dalej mam takie samo zdanie.
Effy aż przewróciła oczami wspominając te słowa. Oczywiście. Aż tak bardzo się bał, że dziewczyna coś sobie pomyśli i zacznie do niego wzdychać? Swoją drogą ciekawe ile innych dziewczyn przed nią usłyszał takie ostrzeżenie i postanowiło je zignorować, by potem płakać nad swoją naiwnością. A może to samemu sobie chciał przypomnieć, że absolutnie nie ma prawa jej ani trochę polubić? Tak bardzo nie chciał mieć z nią nic wspólnego, a jednak... Effy nie do końca rozumiała co się właśnie dzieje, kiedy zobaczyła zmierzającego w jej stronę Collinsa i jego zdezorientowaną partnerkę pozostawioną na parkiecie. Tak bardzo nie chciał mieć z nią nic wspólnego, a jednak wrócił do niej i zostawił tę piękną blondynkę. Effy uniosła brew w konsternacji, ale zanim zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, ręce Eliasa przyciągnęły ją do siebie, a on sam patrzył jej prosto w oczy głębokim wzrokiem, co zupełnie zbiło Effy z tropu...
- Collins, co Ty wypr... - chciała spytać: "co Ty wyprawiasz", ale nie zdążyła.
Chłopak zetknął ich usta ze sobą. No czegoś takiego zupełnie się nie spodziewała. Mimowolnie zamknęła oczy i odchyliła głowę w tył. W głowie galopowało jej tysiące myśli, ale szybko Otrząsnęła się na tyle, żeby w ciągu tych ułamków sekund rozważyć przeróżne scenariusze. Wiedziała, że nie może go tak po prostu odepchnąć, to by było zaprzeczeniem tego, co do tej pory prezentowali na wieczorze. Wywołałoby to też niezłą aferę, która pogrążyłaby ich obojga, choć z pewnością Collins miał dużo więcej do stracenia. Gdyby jednak go odepchnęła, tu i teraz, na oczach jego byłej dziewczyny i Axela, zerwała by tym samym ich nagły kruchy sojusz. Nie pozostawało więc jej jednak nic innego jak tylko nadać temu pocałunkowi jak najwięcej wiarygodności. Nie było to specjalnie trudne i Effy musiała też przyznać, że nie było to też nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie, usta Eliasa były miękkie , napierały na nią z odpowiednią dozą nacisku. Rozchyliła usta pod wpływem jego języka i pozwoliła mu na pogłębienie pocałunku. Effy umieściła rękę na karku Eliasa i przyciągnęła go bliżej. Smakował wypitym wcześniej ponczem, z tym że, jakkolwiek było to dość dziwne, musiała przyznać, że ten posmak ponczu w ustach Eliasa był wyjątkowo dobry, zdecydowanie dużo lepszy od samego napoju.
Całowała go z równą pasją i zaangażowaniem, udając, że nie słyszy jak na ich widok pozostali uczestnicy przyjęcia wstrzymują oddech. A kiedy w końcu się od siebie odsunęli, posłała mu pełne uwielbienia spojrzenie spod wyjątkowo długich tego wieczoru rzęs. Odgrywała różne role wystarczająco długo, by wyglądać przekonująco.
- Zwijamy się stąd, nie mam ochoty na dalszą zabawę w tym towarzystwie.
Tak, proszę.
Jakkolwiek czymś ciekawym było zobaczenie tej całej hogwarckiej elity w jednym miejscu, to jednak zdecydowanie wydarzyło się zbyt wiele, by nadal mogła się tu dobrze i swobodnie bawić. Objęła chłopaka w pasie i z dumnie podniesioną głową udała się wraz z nim do wyjścia, bo jakiś czas posyłając uśmiechy i uprzejme skinienia głową w stronę mniej lub bardziej oburzonych i zniesmaczonych uczestników przyjęcia.
UsuńKiedy tylko znaleźli się poza zasięgiem wzroku natychmiast się odsunęła i posłała Ślizgonowi karcące spojrzenie. Nie przypominała już wzdychającej wielbicielki.
- Doceniam dobry pocałunek, naprawdę - mruknęła. - Ale to była chyba przesada. Aż tak bardzo nienawidzisz Axela żeby odrzucić towarzystwo tej pięknej jak-jej-tam i spędzić wieczór ze mną?
Westchnęła i pokręciła głową z rezygnacją. Wyrwała Eliasowi butelkę Ognistej z ręki, zgrabnym ruchem odkręciła ją i upiła łyk, Skrzywiła się i podała butelkę chłopakowi. Oczywiści, że damy nie piją alkoholu prosto z butelki...Ale damy też nie całują się na środku parkietu z kimś, z kim rozmawiały ledwie kilka razy w życiu... Do diabła, damy to się chyba w ogóle nie całują, z tego co Effy wyniosła z tych wszystkich lekcji etykiety i dobrych manier. Effy zerknęła na butelkę i zmarszczyła brwi. Już jakiś czas temu odkryła, że, może dzięki swojemu irlandzkiemu pochodzeniu, może dzięki czemuś innemu, była w stanie wypić więcej niż większość znanych jej osób i nadal nie wykazywać większych oznak alkoholowego upojenia. To jest, nie zachowywać się inaczej niż zwykle. Jednak jeśli Elias chciał obalić na pół całą butelkę Ognistej, to mimo wszystko mogło to być dla niej wyzwaniem. Tego wieczoru zabrnęła jednak zbyt daleko żeby się wycofać, bez względu na konsekwencje.
- Co teraz? - spytała krzyżując ręce na piersi. - Bo wiesz, ja to raczej nie mam zwyczaju pieprzyć się z czarodziejami czystej krwi.
Effy, która postanowiła nie być pruderyjna
[Hej, opóźnieniami się nie przejmuj, bo jak widać ja sama nie jestem asem prędkości. ;D Narzeczony mimo woli niestety jest już zajęty, ale jak najbardziej możemy uznać, że rodziny Eliasa i Milliesant są w bliskiej komitywie, więc i nasza para zna się od dziecka. Wpadła mi do głowy taka myśl, że może Lloyd byłaby dla niego kimś w rodzaju głosu rozsądku? Collins wydaje się takim trochę mrocznym typem, ale ze względu na lata znajomości może jakoś Milliesant udałoby się do niego docierać choć odrobinę (chyba że coś źle interpretuję, to mnie popraw!). Ewentualnie przez te wspólne historie z metaforycznej piaskowni (bo pewnie jako czarodzieje to żadnej na oczy nie widzieli xD), mogłabyś dla niego jedną z bardziej zaufanych, bliższych osób, co niestety pewnie zrujnowała swoim zniknięciem bez słowa po zachorowaniu na likantropię. Ale to też można ciekawie wykorzystać i tę urażoną dumę połączyć z jakąś przymusową współpracą, która może w końcu zmusi ich do wyjaśnienia sobie pewnych rzeczy i popracowania nad odbudowaniem relacji – albo wręcz przeciwnie, tylko pogłębi istniejący konflikt. Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuńMilliesant Lloyd
[Hejka, przytuptałam dać znać, gdybyś dalej była zainteresowana, że zwolniła nam się posada narzeczonego mimo woli. ;)]
Usuń[Dziękuję bardzo, komentarz mile łechta moje ego, więc pławiąc się tą chwilą nic mądrego nie wymyślę, ale... jak nam znajdziesz powiązanie, albo zarzucisz scenariuszem spotkania, to mogę zacząć wątek.
OdpowiedzUsuńNa razie przyszło mi do głowy jedynie, że Finn, przemierzając korytarz szkoły, szukałby ochotnika, który poszedłby z nim do Zakazanego Lasu. Wszystko po to, by wyciągnąć z niego jednorożca w ramach przygotowań do zajęć. Wyhaczyłby z tłumu Eliasa, biorąc go za pewnego siebie. Czy taki układ Ci pasuje? Jeśli tak, to wymyślanie mamy już z głowy i przeszłabym wtedy do pisania.]
Finn Halvorsen
[Tak się składa, że nie, bo sama to zaoferowałam i fabuła wątku niejako wymusza, by inicjatorem wątku był Finn. Także zacznę nam dziś w nocy lub jutro wieczorem.]
OdpowiedzUsuńFinn Halvorsen
Pokonuje przestrzeń korytarza tętnem spokojnych kroków, pozwalając, by ciężka podeszwa buta, podbita gumą, wybrzmiała w przestrzeni swobodnym stąpnięciem.
OdpowiedzUsuńZ każdorazowo poczynionym dotknięciem obuwia o metraż posadzki, pozostawia za sobą nie tylko prąd powietrza i obraz ciała, ale także cudze reakcje. Piętrzą się za jego plecami śmiało, jak kondygnacje zamku – poczynają od monumentalnych spojrzeń, kończą na strzelistych podszeptach. Reakcje są nieodzowną częścią wilej egzystencji.
Wraz z każdorazowo poczynionym ruchem – swawolnym mignięciem sylwetki w przestrzeni – opada więc na jego barki fala zaciekawionych nim spojrzeń. Ciężka od niewypowiedzianych słów, brudna od nieczystych fantazji. Krępująca dla kogoś, kto miałby zanurzyć się w niej po raz pierwszy. Ale on jest inny, on się z tym urodził. Tkwiąc w centrum uwagi, nie tonie. Pływa i płynie z prądem ludzkiego zainteresowania. Pławi się każdą formą emocjonalnego zaangażowania, każdą namiastką obserwacji, skupionej na nim. Każdą zmarnowaną na niego minutą. Czasem pozwala sobie nawet na poruszenie kącików ust w diabolicznie eleganckim geście, za wyrafinowanym uśmiechem kryjąc paskudne oblicze narcyza.
Tymczasem spojrzenia trwają. Wylewają na niego soki rosnącej ciekawości.
Przesuwają się przy tym wachlarze rzęs, okrywając twarze uczniów cieniem nieśmiałości.
A on? Nie zwraca uwagi na żadne z nich (z tych pruderyjnych wstrząsów).
Po latach podobnych spojrzeń – rzucanych ukradkiem i dziewiczo spłoszonych, gdy tylko starał się odpowiedzieć na nie z podobną intensywnością – przestaje łudzić się, że może znaleźć w tłumie oczy, które przejmą inicjatywę i nie uciekną w bok zawstydzone.
Dlatego dziś także nie ma dużych wymagań. Nie szuka śmiałka, który przebije go włócznią spojrzenia i utrzyma go na grocie przyzwolenia. Szuka jedynie duszy, która wyjaskrawi się na tle innych. Rozjaśni cienie niepewności światłem charyzmy.
Taka osoba – dominująca, która z dumy lub z głupoty dba o szacunek otoczenia – ma szansę mieć w sobie na tyle motywacji, by nie odmówić mu wizyty w Zakazanym Lesie. Taka jednostka to modelowy uczeń, który w próbie pozostania nastoletnim guru, nie będzie chciał narażać swojej reputacji tchórzliwym zbiegnięciem z lasu. Dokładnie tego dziś szuka – brawury, pychy i niezdrowej dumy. Trzech czynników, które mogą sprawić, że uczeń stanie się przyzwoitym towarzyszem wyprawy.
Znajduje go.
Ucznia Slytherinu, który jako jeden z mniejszości, nie poświęca mu uwagi. Zamiast tego stoi wśród „swoich”.
Oparty luźno dłonią o zamkowy mur, wygląda na zrelaksowanego. Uśmiecha się do kolegów z nieukrywaną wyższością. Zajmuje przestrzeń terytorialnie, ale rozważnie, nikogo przy tym nie obrażając, choć nikogo też nie gloryfikując. Jego postawa mówi jasno o tym, że (przynajmniej w tym kręgu) pozostaje alfą.
Świetnie, nada się. Myśląc o tym, Finn rozbija towarzyski paciorek w kilku tylko krokach. Wchodzi między sylwetki uczniów, koncentrując się wyłącznie na jednym z nich.
— Wyglądasz na zadowolonego... to dobrze. Potrzebuję kogoś z pozytywnym nastawieniem — rzuca słowem wstępu, z ręką na ramieniu Ślizgona, aby jednoznacznie zaznaczyć, do kogo mówi. Nie dba przy tym o ewentualne naruszenie cudzej nietykalności. Nie oszukujmy się, rzadko kto ośmieliłby się zwrócić mu uwagę na łamanie przestrzeni osobistej. Zupełnie odprężony, prostuje się więc i obrzuca ucznia pełnym imperatywu spojrzeniem.
W głębinie granatu czai się niewypowiedziany rozkaz. Nakaz uległości. Nie może odmówić. To się po prostu nie zdarza. Dlatego też nie daje mu czasu na odpowiedź. Jednym delikatnym pchnięciem wysuwa go ze stadka i wciąż z ręką na cudzym ramieniu, pochyla się nieznacznie w jego stronę.
Bezpośredniość to jego drugie imię. Nie pozwala sobie na to, by o nim zapomniano.
Mówi o rzeczach wprost, choć nie ma czasu i chęci na dokładne tłumaczenia. Ogranicza się do absolutnego minimum.
— Chodź... przejdziemy się do Zakazanego Lasu. Małe poświęcenie na rzecz nauki.
Finn
[Hello darling <3 guess who's back <3]
OdpowiedzUsuń[Cześć, dziękuję za takie piękne powitanie i słowa. <3 Zdradzę, że mam kilka pomysłów na posty fabularne, także jeśli tylko starczy mi czasu to może takie się pojawią. :D Elias jest bardzo tajemniczy i intrygujący, chciałabym poznać go bliżej. I masz rację nasza dwójka ma wiele wspólnych punktów aż szkoda byłoby tego nie ruszyć. Kusi mnie by zrobić z nich przyjaciół na śmierć i życie, albo pójść w coś mniej oczywistego, gdzie oboje niby się lubią, niby nie, cały czas ze sobą rywalizując. A może ty masz jakieś pomysły na ich relację? <3]
OdpowiedzUsuńIris Mulciber
- Dlaczego aż tak bardzo cię to dziwi? Nie przypuszczałem, że możesz mieć niskie poczucie wartości Fitzgerald.
OdpowiedzUsuńTym razem to ona uniosła w górę brew. Dlaczego ją to zdziwiło? Była niemalże pewna, że odpowiedź na to pytanie zaraz padnie i to bynajmniej nie z jej strony.
- Nie mam kompleksów na punkcie swojego wyglądu, to chyba oczywiste - odparła zamiast tego i wzruszyła ramionami.
Nie przechwalała się, nie mówiła tego z przesadną dumą. Jej ton był obojętny, stwierdzający fakt. Spojrzała chłopakowi prosto w oczy i w jednej chwili jej włosy zmieniły się z krótkich biało-granatowych na długie blond, fryzurę idealnie imitująca włosy byłej dziewczyny Alexa. Była tak odmienna od tego, co prezentowała na co dzień, że paradoksalnie właśnie w tych długich i idealnie ułożonych włosach wydawała się wyglądać niesamowicie dziwacznie.
- Akurat Ty powinieneś być tego świadomym. I to rozumieć.
Elias był jedynym metamorfomagiem oprócz niej, którego kiedykolwiek spotkała. Z tego właśnie względu chciała go poznać bardziej niż była gotowa przyznać. Istniała możliwość, że wiedział, jak to jest być w stanie przybrać miliony twarzy i tożsamości, nigdy tak naprawdę nie pokazując prawdziwego, całego siebie. Wyglądać tak jak się tylko chciało i mieć złudne poczucie kontroli nad tym kim się było.
Do tego jeszcze dochodził fakt, że jego oznajmiana przy każdej możliwej okazji niechęć do jej osoby była co najmniej zabawna.
- Nijak mnie nie kręcisz i musiałbym udawać, że jakkolwiek mnie podniecasz.
Proszę Państwa - mamy to. Stały punkt programu i odpowiedź na poprzednio zadane przez chłopaka pytanie. Effy tylko przewróciła oczami.
- Och Collins, powiedziałeś już to tyle razy na tym wieczorze, że można się zastanowić kogo tak naprawdę próbujesz w tym utwierdzić - skomentowała, a kąciki ust drgnęły jej w rozbawieniu. - Bo to by dopiero było dla Ciebie straszne, prawda? Pragnąć kogoś nieczystej krwi... Oh, mógłbyś się już po czymś takim nie podnieść.
Potrząsneła głową i pozwoliła swoim włosom wrócić do bieli i granatu.
- Spać? - powtórzyła z niedowierzaniem i zrobiła urażoną minę. - Wykluczone. Przegrałeś zakład i miałeś zabrać mnie na bal ślimaków. A zamiast tego wpakowałeś mi język do gardła i wyprowadziłeś z niego po niecałej pół godzinie... Przyznaję, to pierwsze było nawet całkiem niezłe, dziesięć punktów dla Slytherinu, ale nie zmienia to faktu, że ja nie zamierzam jeszcze kończyć imprezy. Poza tym...
Jej wzrok powędrował w stronę trzymanej w ręce Eliasa butelki Ognistej.
- Połowa z tego należy się mi - powiedziała wskazując na butelkę palcem.
Jednym sprawnym ruchem wyrwała chłopakowi butelkę i pociągnęła spory łyk. Skrzywiła się, by zaraz uśmiechać rozkoszując się rozpływającym po ciele ciepłem. To mógł być naprawdę interesujący wieczór, w zależności od tego, jak rozegrają swoje karty.
- Musimy wspólnie wymyślić jakąś spójną wersję odnośnie tego pocałunku i jakoś to wszystko jutro odkręcić.
Oparła się o ścianę krzyżując na powrót ręce na piersi. Jedną ręką wciąż trzymała szyjkę butelki, którą po chwili zaczęła niedbale delikatnie kręcić.
- Czekaj czekaj... Musimy?! - powtórzyła kładąc nacisk na ostatnią sylabę. - My? A dlaczego niby mi miałoby na tym zależeć? Ja nie zniszczyłam sobie specjalnie żadnej reputacji. Takie są plusy nieposiadania jej.
UsuńUśmiechnęła się bezczelnie i z zadowoleniem.
- Jaki mam interes w tym by ratować Twoją zgrabną czystokrwistą dupę? - spytała udając, że poważnie się nad tym zastanowia.
- Jeśli moja rodzina się o tym dowie, będę miał przerąbane…
Chłopak wypowiedział je tak cicho, że ledwie je dosłyszała. Zamarła na moment i omal nie porzuciła swojej dumnej i wyzywającej postawy. Kto by pomyślał, że ten bezczelny i noszący się niesłychanie wysoko Ślizgon bał się reakcji swoich rodziców, którzy najwidoczniej mieli już plan na swojego synka, w który on musiał i próbował jakoś się wpasować. To było coś, co Effy rozumiała doskonale. Możliwe,że z Collinsem łączyło ją więcej niż tylko metamorfomagia.
- Musisz być bardzo blisko z rodzicami, skoro mają wgląd na to z kim sypiasz - mruknęła wzruszając ramionami. Może i nie chciała być okrutna i bezwzględna, ale też nie zamierzała odpuścić od razu i to z taką łatwością. - Jakieś jeszcze detale ich interesują? Pozycje? Jakie zboczenia są dopuszczalne wśród czarodziejów czystej krwi? Jakiś zaawansowany BDSM? A może w ogóle nie jest dopuszczalne nic poza szlachetną pozycją misjonarską? Rozmawiacie o antykoncepcji? To by akurat było bardzo rozsądne.
Hipokrytka.
Mary Fitzgerald z pewnością byłaby przerażona słowami, które wypowiedziała jej córka, nie wiadomo, którymi z nich bardziej. Effy miała jednak świadomość, że przeraża matkę już od dłuższego czasu. Twarz Effy pozostawała obojętna, ale myśl ta była niezbyt przyjemna, gorzka i cierpka, zostawiająca niemiły posmak na języku. Dziewczyna postanowiła ją jak najszybciej zmyć pociągając kolejny spory łyk z butelki.
Effy
[Hej! :D Aż twarz mi się sama śmieje, tak ciepło mnie wszyscy przyjęliście. <3 Serio, dziękuję za tyle miłych słów, od razu aż mam więcej motywacji i weny do pisania. :D
OdpowiedzUsuńElias jest niepokojący, chociaż myślę, że Nathan sprzed wypadku Ślizgona by się nie bał. Jego gryfońskość i przekorność by mu na to nie pozwalały. Ale mimo to Eliasowi z jego wyczuciem innych ludzi mogłoby się udać zasiać w nim jakieś wątpliwości dotyczące jego pochodzenia, bo Nate boi się trochę, że przez to, że jest mugolakiem będzie gorszy. Dlatego często przesadzał ze swoją brawurą. A po wypadku to już w ogóle będzie podatny na wszelkie niszczenie życia. Możemy stworzyć wrogą relację, Nate może się stać nawet ulubioną ofiarą Eliasa, takim ratunkiem przed nudą.]
Nathan
Słysząc jego słowa o demonach, uśmiechnęła się z prawdziwą słodyczą. Zdawała sobie sprawę, że chciał być sam, jednak nie miała zamiaru zrobić mu tej przyjemności. Tej nocy, a przynajmniej tego wieczoru był skazany na jej towarzystwo. Z drugiej zaś strony wydawało jej się, że choć tego nie przyznawał, to potrzebował jej tutaj, że był w nie najlepszej kondycji psychicznej, nawet jeśli próbował to ukryć za maską.
OdpowiedzUsuń— Przynajmniej trafił Ci się piękny demon, więc nie musisz udawać, że nie jesteś zadowolony. — puściła mu oczko z cichym śmiechem. W przeciwieństwie do niego, dobry humor dziś jej nie opuszczał i miała nadzieję, że jest to na tyle zaraźliwe, że porzuci on rolę smutnego chłopca i zabawi się wraz z nią.
— Każdej nocy. Uwielbiam noc i bynajmniej nie wychodzę na Wieżę, aby utopić moje smutki w ognistej. Więc masz szczęście, że tu jestem, może będziesz mniej smutny i samotny. — mimowolnie dała mu malutki przytyk, dość oczywiste było dla niej, że Elias był smutny, wydawał się również być pełen żalu i goryczy. Cherry nie potrafiła powstrzymać niezdrowej ciekawości, musiała odkryć dlaczego był w takim stanie. — Zabijesz mnie? — powtórzyła z prześmiewczą nutą, unosząc przy tym brew. — Możesz próbować, ale obawiam się, że nie masz ze mną żadnych szans. — bezradnie wzruszyła ramionami, posyłając mu kolejny, pełen słodyczy uśmiech, który zagościł na jej wiśniowych wargach. Nie przejęła się jego groźbą, raczej otwarcie z niego drwiła. Dużo mógł zobaczyć w jej oczach, jednak nigdy nie było szans dostrzec tam choćby cienia strachu.
— Mi się podobają. — wzruszyła obojętnie ramionami i kolejny raz przechwyciła butelkę, którą trzymał w dłoniach. Napiła się z niej kilkukrotnie i dopiero wtedy mu ją dała. — Więc zamierzasz tu siedzieć z ponurą miną i milionem rozterek, których whisky i tak nie rozwiążę, czy może... — urwała z dość zagadkowym uśmiechem. — Zabawisz się ze mną? — uniosła brew, a on za nim nie mógł odczytać jej intencji, ani co miała na myśli, mówiąc o zabawie. Cherry Greyback była bowiem nieprzewidywalna i szalona, a pomysły które wpadały jej do głowy większość uznałaby za wariackie i generalnie złe.
Cherry
[ Ja na wątek jestem zawsze chętna, więc koniecznie musimy coś stworzyć. Chociaż Elias jest na pewno ciężkim orzechem do zgryzienia, zderzenie naszych bohaterów będzie na pewno interesujące, bo Maeve nie zwykła się obawiać nikogo (poza sobą samą) a sam Elias przez swoje nastawienie może okazać się dla niej całkiem zajmujący :)]
OdpowiedzUsuńMarquand
[Właściwie to nie, nie miałam nikogo konkretnego na myśli, kiedy tworzyłam w głowie postać tego Ślizgona, bardziej skupiałam się na tym jak ta relacja wpłynęła na moją bohaterkę, więc jeżeli chcesz to Elias jak najbardziej może nim być. Myślałam luźno o tym, że spotykali się oni przez jakiś czas, ale nie było to nic zobowiązującego, żadnej tam wielkiej miłości, bardziej delikatne zauroczenie ze strony Maeve i kilka motyli w brzuchu, które jednak po jakimś czasie umarły - liczyłam na jakiś mały zawód, coś co pozwoliłoby jej myśleć "aha, spotyka się ze mną dlatego, że jestem wilą, nie dlatego że nie lubi". Może zdrada albo plotka o tym, że E. umawia się z nią tylko dlatego wygrać zakład (na ile taka plotka byłaby prawdą, to zależałoby od Ciebie, bo nie chcę w żaden sposób ingerować w zamysł Twojej postaci)? To takie luźne pomysły, co o tym myślisz?]
OdpowiedzUsuńMarquand
Prawda była taka, że Cherry wyjątkowo rzadko była tak rozpromieniona jak dzisiaj. Zazwyczaj była poważna i skupiona, albo złośliwa i podła. Jednakże w towarzystwie Eliasa czuła, że może wyluzować; to coś, czego nie czuła przy większości koleżanek i kolegów, czy może raczej swoich zwolenników i przeciwników, choć tych drugich było znacznie więcej.
OdpowiedzUsuń— Popularniejszy ode mnie? — prychnęła pogardliwie, jednocześnie wywracając teatralnie oczami. — Och, pozwolę Ci żyć tymi pragnieniami, bo jeśli Twoja bańka pęknie, to będziesz jeszcze bardziej zdołowany. — wzruszyła z pozorną obojętnością ramionami.
Kolejne jego słowa sprawiły, że krew zagotowała się w jej ciele, sama bardziej nie wiedziała czy z ekscytacji, czy ze złości. Dość gwałtownie wyciągnęła swoją wiśniową, długą na trzynaście cali różdżkę i przycisnęła ją mocno do jego szyi, stając tuż przed nim.
— Radziłabym przemyśleć wyzwanie, które mi rzuciłeś. Chyba, że jesteś masochistą. — uśmiechnęła się niewinnie, jednak za tym krył się prawdziwy mrok, który władał jej sercem. Czarnym sercem. Plotki mówiły, że tak zdolna czarownica i prymuska jak Cherry nie potrafi wyczarować patronusa z jednego prostego powodu, ma zbyt mroczną i zepsutą duszę. Ona sama nigdy nie poruszała tego tematu, jednak sztukę pojedynkowania się uwielbiała. Klub Pojedynków był jej ulubioną aktywnością, jeśli chodziło o zajęcia dodatkowe. — Myślę, że... — urwała, udając że się zamyśliła. — Możemy sobie darować pojedynek, bo i tak oczywistym jest, że Cię zmiażdżę. — uśmiechnęła się z nutą złośliwości. — Więc może od razu wymierzę Ci dotkliwą i bolesną karę? Pozwolę Ci ją wybrać... — uśmiechnęła się łaskawie.
Przesunęła różdżką wzdłuż jego krtani. Zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy wspomniał o swojej matce i jej urodzinach. Wiedziała o niej tylko tyle, że zmarła przy porodzie i nic więcej, nie wiedziała nic o domniemanej klątwie, którą Elias wymyślił, a może która naprawdę istniała?
— Możesz mieć dookoła siebie wiele ludzi, a nadal być samotny. — rudowłosa trochę spuściła z tonu i odsunęła się kawałek, tworząc pomiędzy nimi pewnego rodzaju dystans. Nie do końca wiedziała jak powinna potraktować Eliasa, z jednej strony był jej przyjacielem i byli do siebie podobni, więc może powinna być bardziej pobłażliwa?, wyrozumiała?; z drugiej zaś strony bycie taką, nie leżało w naturze Cherry Greyback.
Cherry
[Jak coś napisałam ;)]
OdpowiedzUsuńPo co na każdym kroku pokazujesz, że jesteś metamorfomagiem? To dla ciebie powód do dumy? Powinni wynaleźć na to jakieś cudowne, blokujące zaklęcie
OdpowiedzUsuńSłysząc to nawinęła na palec kosmyk srebrno – granatowych włosów by mu się lepiej przyjrzeć.
- Dumy… - powtórzyła jakby rozmyślając nad tym słowem smakując je i sprawdzając jak brzmi, po czym wzruszyła tylko ramionami. – Nie… Dumy chyba nie. Przez długi czas byłam przekonana, że każdy czarodziej to potrafi. Potem się dowiedziałam, że w całym zamku jest nas dwójka. Dla mnie metamorfomagia jest raczej czymś zabawnym i wygodnym. Inni mają makijaże, zaklęcia powiększające, pomniejszające, farbujące…Możliwe, że bez tego wszystkiego jestem koszmarnie brzydka…ale kto się o tym dowie?
Zakończyła swoją wypowiedź lekkim tonem, puściła kosmyk włosów i przeniosła wzrok na Eliasa.
- To by Ci pewnie odpowiadało, co? – powiedziała uśmiechając się drwiąco. – Gdyby się okazało, że nie dość, że nie mam czystej krwi, to jeszcze jestem paskudna…
Mimo woli pomyślała o Gabrielle. Pięknej Gabrielle z jej długimi ognistymi włosami i promiennym uśmiechem. Czasem się zastanawiała czy może będąc w domu wyglądałaby podobnie, gdyby potrafiła tam swobodnie oddychać. Wzdrygnęła się próbując odsunąć od siebie myśli o rezydencji Fitzgeraldów i zabrała butelkę z rąk chłopaka, by pociągnąć z niej spory łyk.
Aczkolwiek, jak już tyle razy zdążyłeś powtórzyć, już i tak jestem dla Ciebie wystarczająco odrażająca.
Oparła się o chłodną, kamienną ścianę i skrzyżowała ręce na piersi.
- Tobie natomiast bycie metamorfomagiem przeszkadza... Nigdy nie zmieniasz swojego wyglądu, mimo że przecież jestem pewna, że potrafisz.. - zmrużyła oczy uważnie przyglądając się Eliasowi, jakby próbując go rozpracować. - To przez quidditch? Chciałbyś grać w drużynie? Czy po prostu aż tak bardzo podoba Ci się to jak wyglądasz bez żadnego wysiłku?
Nie chcę, żebyś robiła sobie jakieś złudne nadzieje, to wszystko. Dziewczyny czasem głupieją po pocałunkach, a ja nie zamierzam użerać się z kolejną psychofanką.
Uniosła brew ku górze i posłała chłopakowi pełne niedowierzania spojrzenie.
- Ty chyba myślisz, że na dodatek tego wszystkiego jestem jeszcze głupia, co? - stwierdziła i pokręciła głową z rozbawieniem. - Na jakiej podstawie miałabym się w Tobie zakochać? Masz ładną buzię i umiesz całować, ale czar pryska kiedy te zdolne usta zaczynają mówić. A ja chyba nie jestem aż tak wielką masochistką.
Pociągnęła kolejny łyk z butelki i z uwagą wysłuchała wywodu chłopaka na temat miłości i małżeństwa. Jednak ostatnie słowa brzmiały tak absurdalnie, że nie była pewna czy się nie przesłyszała.
- Czekaj czekaj... Aranżowane małżeństwa?! - Zawołała nie mogąc się pozbyć szoku. - Teraz? W DWUDZIESTYM PIERWSZYM WIEKU?! W Wielkiej Brytanii?! Wiesz co... Wy, czystokrwiści, tyle zarzucacie mugolom, a wychodzi, że są dużo bardziej postępowi niż Wy...! Nawet mi rodzice nie...
Szybko ugryzła się w język i od razu zbeształa w myślach, zwalając jednak częściowo winę na alkohol. O mały włos, a powiedziałaby za dużo. Nawet z pozoru tak błaha informacja "Nawet mi rodzice nie wybierają męża" mogła zbyt wiele zdradzić o jej pochodzeniu, które tak skrzętnie w magicznym świecie ukrywała. Odchrząknęła i uciekła wzrokiem w bok. Z ulgą przyjęła fakt, że chłopak wrócił do swoich gróźb i przekonywania jej, że opracowywanie wspólnej wersji wydarzeń jakoby leżało w jej interesie.
- Tak? - spytała unosząc wyzywająco podbródek i spoglądając na Ślizgona z rozbawieniem. - A co im takiego powiesz? Że przegrałeś ze mną zakład i musiałeś mnie zabrać? Przecież to prawda.
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Wszyscy wiedzą, że jestem szlamą, a połowa szkoły ma mnie za puszczalską szmatę - poinformowała go pobłażliwym tonem. - W jaki sposób chcesz zagrozić mojemu braku reputacji? Obawiam się, że nie jesteś w stanie. Chcesz wszystkim powiedzieć, że się w Tobie zakochałam? Proszę uprzejmie, nie sądzę by kogokolwiek to obeszło, skoro miałbyś przecież mnie z zimną krwią odrzucić... Czyli wciąż, to Ty coś masz do stracenia, nie ja.
sam nie zamierzam skalać się seksem z mugolem. Wspominasz ciągle o seksie, bo nikt cię nie chce i jesteś niewyżyta? Znajdź sobie podobne sobie dziwadło i wypróbuj pozycje, które polubisz
Usuń- Mugolakiem , nie mugolem , istotna różnica, Skarbie - poprawiła go ze zniecierpliwieniem i przewróciła oczami, po czym westchnęła ciężko i Zmarszczyła brwi udając, że się zastanawia nad słowami chłopaka.
- Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał się z Tobą przespać. Więc specjalnie nie musiałabym szukać żadnych "dziwadeł". - Odparła w końcu. Jej dłoń mimowolnie sięgnęła do srebrnego krzyżyka na szyi, który zaraz zaczęła obracać w palcach. - Nie powiedziałabym więc, że nikt mnie nie chce. Ani że jestem niewyżyta. Choć moje dotychczasowe seksualne doświadczenia by Cię zaskoczyły.
Technicznie rzecz biorąc, nie skłamała. Nigdy nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła żadnej plotce na swój temat, wliczając w to historie o jej rozwiązłośći. Prawda mogłaby być zaskakująca dla społeczności Hogwartu.
Zsunęła ze stóp szpilki i wskoczyła na parapet, po czym poklepała miejsce obok siebie.
- Twój język był dziś w moim gardle, pijemy z jednej butelki. Myślę, że spokojnie możesz obok mnie usiąść.
Oparła się o ścianę i spojrzała przez okno na spowite ciemnością zamkowe błonia. Widać było, że się nad czymś zastanawia, rozważa różne opcje. Po chwili przeniosła wzrok z powrotem na chłopaka.
- W porządku - powiedziała. - Podtrzymam jakąkolwiek wersję przedstawisz, zrobię co będzie trzeba żebyś nie zszargał swojej nieskalanej reputacji... Ale!
Zawiesiła głos, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, zupełnie inny od tych poprzednich. Szczery, przyjazny i łagodny.
- Zawrzemy tymczasowy rozejm - oznajmiła i Wyciągnęła pojednawczo dłoń. - Spędzimy ze sobą miło wieczór, odsuwając na bok uprzedzenia. Będziemy po prostu dwójką nastolatków, którzy wymknęli się z niezbyt ciekawej imprezy by obalić po kryjomu butelkę Whisky... Jesteś w stanie to zrobić?
Spojrzała na Eliasa wyczekującym unosząc w górę jedną brew.
- Oczywiście nie masz żadnych podstaw by mi wierzyć, ale nikomu nie powiem o tym, że przez kilka godzin traktowałeś mnie jak normalnego człowieka - dodała. - Wygląda na to, że wolę być tematem plotek niż je rozsiewać... Sama też będę z Tobą szczera. Wtedy też będę mieć interes w tym, żeby nikt się o niczym nie dowiedział, prawda?
Effy
[Pisanie się na wszystko to moje ulubione wątki... ten kto mnie zna, ten wie, że jestem osobą, która lubi dramy i seksy. xD NIE KAŻDY JEST IDEALNY... oprócz Arachne, oczywiście. :D
OdpowiedzUsuńCo do wątku, to jasne, że damy się porwać – nienawiść i miłość to coś, co kotki lubią najbardziej, więc możemy w to iść jak najbardziej. Bo czemu nie? *w* Masz jakiś konkretny pomysł? A może wątkowe marzenie? (tak, tak, jeśli masz, to je spełnimy <3).
No i, dziękuję za przywitanie!!! <3]
ARACHNE YAXLEY
[ Cieszę się, że opis w karcie spodobał Ci się pomimo długości. Wiem też, że ta krótka treść, choć pełna tajemnic, może przedstawiać Mo jako postać ciut nudnawą, ale zapewniam, że w odpowiednich okolicznościach nabiera kolorów. ;) Elias zdaje się być z kolei osobą bardzo wyrazistą i chętnie przekonam się jak wypada w wątkach... Nie wiem tylko jak mogłybyśmy to ugryźć, gdzie ich na siebie natknąć żeby nie minęli się bez słowa. Jedynym, co przychodzi mi do głowy, jest motyw z wykorzystaniem jego umiejętności metamorfomagii. Być może nauczyciel transmutacji dobrałby ich w pary i w ramach zaliczenia kazałby zmieniać im nawzajem swój wygląd. O ile Elias nie miałby szczególnych problemów z przetransmutowaniem Maureen wedle swojego uznania (jakkolwiek postanowiłby ją zmienić), o tyle Mo zawaliłaby test po całości, chociaż wiedziałby o tym jedynie Twój Collins. Od czasu wypadku, Stern ma pewien problem z długotrwałym używaniem własnej różdżki i po całym dniu intensywnych zajęć, mogłaby być już u kresu swojej wytrzymałości, przez - choć rzuciłabym zaklęcie - to nie przyniosłoby żadnego skutku i jedynie zmusiło ją do łyknięcia kilku tabletek. Skoro pracowali w parach, ta wpadka i późniejsze zachowanie Maureen, na pewno nie uszły uwadze Ślizgona i może (w ramach litości albo ciekawości, wszystko jedno) użyłby swojej zdolności, zmieniając swój wygląd, co pozwoliłoby zaliczyć zajęcia im obojgu. Czy później drążyłby temat jej dolegliwości, czy po prostu przyszedł do niej nakazując jej zwrócić przysługę - to już zależałoby od Ciebie. ;) Daj znać co w ogóle myślisz o tym pomyśle i czy w ogóle taka sytuacja miałaby rację bytu. ]
OdpowiedzUsuńMo Stern
[Cześć! Chętnie dam się porwać na wspólną fabułę, ponieważ widzę potencjał w relacji pomiędzy Eliasem a Alainem, niezależnie czy miałaby być ona pozytywna, negatywna bądź wpadająca ze skrajności w skrajność. Musisz wybaczyć mi tę krótką i zdawkową odpowiedź, przynajmniej na razie, wrócę z paczką propozycji, kiedy tylko wyrwę się z tkwienia w wirującym niedoczasie, a jeśli ty masz jakieś pomysły niczym asy w rękawach, którymi chciałabyś się podzielić i nad nimi pogłówkować, to zapraszam serdecznie na maila — tam byłoby nam najwygodniej zgrywać wszystkie szczegóły.]
OdpowiedzUsuńAlain Auclair