Finn Halvorsen. 30 lat. Norweg. Pół-wila. Czarodziej półkrwi. Aktualnie nauczyciel zielarstwa w Hogwarcie. Kiedyś wychowanek i prowadzący zajęcia w Durmstrangu. Główny bohater skandalu, przed którym musiał uciec aż do Szkocji. Wielbiciel przyrody, który sam będąc istotą magiczną, czasem czuje bliskość z naturą większą, niż z ludźmi. Uwielbiany choć surowo traktowany przez matkę syn, który łączy próżność wili z przyziemnością ojca.
Zbyt wiele nieszczęść w pamięci, by móc kochać się za genetykę. Zbyt duże ego, by móc się nienawidzić. Jest wszystkim tym, czego doświadcza i jednocześnie tym, czego unika. Bogata historia związków. Szerokie spektrum zainteresowań. Słabość do piękna. Wielkie nadzieje ojca. Wielkie ambicje matki. Wielkie rozczarowania sobą. Życie bez półśrodków. Powiązania
Nogi. Z taką łatwością zadeptujące moralność i mądrość. W poszukiwaniu wściekłej porcji miłosnego haszu, nie patrzyły w przyszłość. W jednym kroku zabijały cały swój potencjał. W jednej chwili zamykały sobie drogę do powrotu. Zamykały krąg. A w nim...
Oczy. Histeryczne, pełne szaleństwa, zniszczone wizją miłości i naiwnym pragnieniem uwagi. Pragnieniem, które nigdy nieskonsumowane, mogło tylko rosnąć. Pęczniało w sercu, jak kruchy lód ściśnięty w zbyt małym pudełku. Kiedyś każde z nich musiało pęknąć, wypuścić z siebie odłamki kłamstw i pustych obietnic.
Widziałem to wszystko. Byłem świadkiem dziesiątek tragedii.
Obserwowałem, jak najpiękniejsze umysły wielu pokoleń, ras i obu płci – wyniszczone, nagie i obdarte z rozsądku – otwierają się na zgubę.
Widziałem to wszystko. Młodych chłopców, wstępujących w krąg z imponującą pewnością siebie, którzy zatracali siebie. Zagubionych, oślepionych pięknem. Wynędzniałych przez taniec, stojących nad przepaścią. Bliskich śmierci. Wreszcie martwych.
Widziałem to wszystko. Niczego się nie nauczyłem.
Nie widziałem w kręgu Ciebie.
Przepraszam.
Wracam z Finnem po przerwie – chętny na ukochanie w każdym wątku, damsko-męskim i męsko-męskim.
Więcej o nim odkryję w opowiadaniach. Za grzechy i przewinienia Finna z góry przepraszam. Za moje również.
Wątki: -
[Cześć! Wyszedł ci bardzo intrygujący pan — do tego stopnia, że nie satysfakcjonuje mnie czekanie na rozwinięcie w opowiadaniach. Najbardziej ciekawi mnie całokształt skandalu, który zmusił go do ucieczki w siną dal. Trudno ocenić, czy nasi panowie się zgrają i czy będą między nimi zgrzyty, ale skoro prowadzę teraz Malcolma, to żal byłoby nie przyjść po wątek. PS czy to jest właśnie ten segment, w którym dostanę wiktoriański opierdol?]
OdpowiedzUsuńLetherhaze
[ Cześć i czołem, jak miło widzieć na blogu nową postać a zarazem znajomego autora ;) Wydaje mi się, że ostatnio spotkałyśmy się na SoW? Choć to już było jakiś czas temu, więc moja pamięć może mnie zawodzić :D Ależ tajemniczy ten nauczyciel ONMS! Jestem super ciekawa, jaki to skandal sprawił, że Twój Finn spakował manatki i opuścił mury Durmstrangu na rzecz Hogwartu… ale skoro planujesz pisać opowiadania, to chyba uzbroję się w cierpliwość i grzecznie poczekam na wyjaśnienie ;) Z przyjemnością pomyślałabym o jakimś wspólnym wątku, ale nie wiem, czy obecnie ma to jakiś sens, ponieważ moja postać kończy już przygodę z Hogwartem :) Planuję pojawić się z kimś nowym, więc może wtedy udałoby się nam coś wymyślić ;) Na razie życzę Ci udanej zabawy na blogu i mnóstwa wciągających wątków :) ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[Uwielbiam kulturę skandynawską, kocham urodę mężczyzn z tamtego regionu, wzdycham do niebieskookich blondynów...ah, nie mogłam więc przejść obok Twojego Pana obojętnie i dalej nie mogę wyjść z podziwu nie tylko dla jego urody, ale i całokształtu urzekającej i owianej lekką tajemnicą kreacji postaci <3 Podobnie jak moje poprzedniczki, czekam na rozwinięcie tematu ucieczki w opowiadaniu, które z pewnością pochłonę równie szybko, co treść karty. Baw się tutaj dobrze, życzę mnóstwo weny i ciekawych wątków, a w razie chęci zapraszam do Eliasa, myślę, że uda nam się coś wspólnie dla nich wymyślić :)]
OdpowiedzUsuńElias Collins
[Cześć, hej! Przyznam, że Finn jest niezwykle intrygującą postacią, wszystko mi się w nim podoba, od wizerunku (i tego spojrzenia od którego miękną kolana) do tego jak go przedstawiłaś. Widzę, że nie tylko ja jestem ciekawa jaki skandal wywołał, niemniej chętnie to z Cherry odkryjemy. Albo inne tajemnice! Jeśli tylko masz ochotę, to serdecznie Cię zapraszam, razem na pewno uda nam się wymyślić coś ciekawego i fascynującego.
OdpowiedzUsuńTymczasem życzę Ci wspaniałej zabawy i dużo weny!]
Cherry Greyback
[Pomysł jak najbardziej mi odpowiada i możemy przejść do pisania. Będę bardzo okropna, jeśli zrzucę na Ciebie rozpoczęcie? <3]
OdpowiedzUsuńElias
[O, dziękuję bardzo. Ostatnio przedstawiam swoje postacie właśnie w narracji innych osób, cieszę się, że komuś się to spodobało. Cherry jest trochę skrzywiona, jest trochę wariatką i ma obsesje na punkcie wilkołaków, ale generalnie część magicznych zwierząt jest dla niej fascynująca, więc myślę, że na tej płaszczyźnie powinna się dogadać z Finnem. Generalnie nie mam jeszcze jakiegoś konkretnego pomysłu, ale widzę to raczej tak, że Finn byłby kimś w stylu jej mentora? - albo kimś więcej?
OdpowiedzUsuńNa pewno mógłby ją wiele nauczyć i próbować bardziej uwrażliwić? Albo mógłby dowiedzieć się o jej fanatyzmie?]
Cherry
[Generalnie jeśli jest pomiędzy aż taka różnica między poglądem na wilkołactwo i jeśli to wyjdzie w jakiejś rozmowie, to mogą polecieć iskry, bo w światopoglądzie Cherry jest tak, że wilkołaki są lepsze niż czarodzieje i ona nie dość, że szczerze w to wierzy, to jeszcze podchodzi do tematu bardzo emocjonalnie. Więc może być ciekawie. Ja jednak lubię jak w wątku są emocje, nawet te złe, więc mi to jak najbardziej pasuje.]
OdpowiedzUsuńCherry
[prisoner, jesteś bezczelna z tym stalkowaniem jednego z moich ulubionych wątków, haha. Odpowiadając na twoje pytanie zadane między wierszami — Letherhaze jest homoseksualny, zatem miłej zabawy przy zaczynaniu.]
OdpowiedzUsuńLetherhaze
[❤️ long time no see]
OdpowiedzUsuńkeith
[oczywiście i koniecznie. czekam na listy z propozycjami, ale poszłabym w konotacje pozaszkolne może, rodzinne? w każdym razie coś, co wydarzyło się w przeszłości. wanna?]
OdpowiedzUsuńkeith
[Keith pochodzi z rodziny Karkaroff, jest to ród dość rozpoznawalny w Norwegii. Halvorsen mógł przyjaźnić się z matką Keitha bądź być partnerem kogoś z młodszego kuzynostwa Karkaroff a zarazem jego wykładowcą. W tym też czasie mogli pozostać w relacji dobry „wujek” i zadowolony dzieciak (wspólne posiadówy a’la rodzinne, kawki i obiadki, jak rodzice nie patrzą to i alkohol). W szkole nieco bardziej poważnie, ale wciąż z ironicznymi uśmieszkami pod nosem. Keith mógł być zapatrzony w Finna przez pewien czas. Pytanie, czy mężczyzna wcześniej wyjechał z Norwegii, przed samym Keithem czy już po? Możemy odegrać scenę nagłego i niezapowiedzianego zaczęcia pracy Finna w Hogwarcie, którego Keith się nie spodziewa. I wtedy wlecielibyśmy z miłą przeszłością, ale szarawą teraźniejszością (twoją propozycją). Chłopiec rzeczywiście ma blizny na twarzy, jest w pewien sposób oszpecony, ale może oczekiwać podobnej relacji jak ta w Norwegii. Zderzenie się ze ścianą będzie ciekawe do rozegrania (szczególnie, że ten wątek ucieczki Finna, o który zapewne spyta matkę, będzie tematem tabu. Wtedy sięgnie po listy do kolegów i koleżanek z Durmstrungu, by zdobyć szczątki informacji).]
OdpowiedzUsuńKeith
[Cześć! Dziękuję za powitanie i takie miłe słowa. <3 Jestem bardzo ciekawa Finna, tego co w sobie skrywa, bo treść karty brzmi bardzo intrygująco. Gdyby była to inna postać i inne czasy to powiedziałabym, że niektóre zwroty idealnie pasują do śmierciożerców – choć może nawet nie tylko do nich, a do obu stron konfliktu i dzieciaków błądzących w ideologiach. Chociaż może to być też opis tych owianych pięknem wil. ;) Nie mogę się doczekać aż uchylisz rąbka tajemnicy i dowiemy się więcej o Finnie!
OdpowiedzUsuńChęć na wątek oczywiście jest, przez upały z pomysłami trochę gorzej, ale i tak przyszło mi coś do głowy. Oczywiście możemy zacząć od zwykłego szlabanu, który Finn dałby Iris – ostatnimi czasy ta dostaje ich mnóstwo. Ale jako, że kocham bardziej skomplikowane powiązania podrążyłabym głębiej. Rodzina Mulciber wielokrotnie się przeprowadzała, może ostatecznie zamieszkali akurat w Szkocji w sąsiedztwie Finna? Może był świadkiem nalotów aurorów na dom Mulciberów (mógłby potem też widzieć płaczącą Iris itp.) albo nawet pojmania jej ojca?]
Iris
[Dzień dobry <3 Przyszłam się przywitać i powiedzieć, że jestem pod absolutnym wrażeniem tej postaci, tej karty i sposobu, w jaki została napisana... No naprawdę, aż zbieram szczękę z podłogi, a że jestem już stara, to tego typu ekscesy są dość ryzykowne. Sam koncept oparcia każdego paragrafu o poszczególną część ciała... No naprawdę, cudo! Karta zostawia mnie wygłodniałą dopowiedzeń i dalszych informacji, tak bardzo bym chciała poznać historię tego pana, że nie mogę się doczekać tych opowiadań, o których wspominasz <3 życzę miłej zabawy i w razie chęci zapraszam do Effy, coś wymyślimy <3]
OdpowiedzUsuńEffy i jej autorka, która nadal jeszcze nie umieściła swojej szczęki na właściwym miejscu
[Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać, ale miałam krótki wyjazd. Niemniej już jestem i podrzucam początek. <3]
OdpowiedzUsuńCherry Greyback sama do końca nie wiedziała, kiedy zaczęła się jej fascynacja wilkołakami. Czy może to stało się kiedy była jeszcze dzieckiem i poznała ich wizerunek w książkach, na rozmaitych obrazkach? Czy może już jako nastolatka, kiedy zaczęła się kształtować jej tożsamość, kiedy zaczynała odkrywać swoje zainteresowania i coraz bardziej obsesyjne marzenia? A może miała to we krwi? Może przejęła to wraz z genami Fenrira Greybacka? Oczywistym było, że bardziej była podobna do ojca niż do matki, bowiem Lydia Brougham, która była szefem Brygady Ścigania Wilkołaków, nienawidziła ich całą sobą, twierdziła, że zasługują na śmierć i potępienie, że reprezentują sobą prawdziwą paskudę i są bestiami bez uczuć. Wielu się z nią zgadzało i prowadziła swoją krucjatę wbrew postawie córki, której największym marzeniem była przemiana w wilkołaka. Obsesyjnie szukała o nich informacji, a także pragnęła poznać jakiegoś wilkołaka, jego przeżycia, jego doświadczenia a fakt, że żaden nie stawał na jej drodze doprowadzał ją do prawdziwej frustracji. Wciąż nie traciła energii na poszukiwania, choć jednocześnie czuła wewnętrzny żal, że pomimo licznych prób, wciąż jej się to nie udało. W końcu, jak miała zarazić się likantropią, kiedy nie miała od kogo? Dotychczas próbowała wydobyć jakiekolwiek informacje od matki licznymi podstępami, jednak nawet jeśli udało jej się czegoś dowiedzieć, to nie mogła do niczego wykorzystać tej wiedzy. Kiedy w Hogwarcie pojawił się nowy nauczyciel ONMS, to Cherry właśnie w nim upatrzyła swoją szansę. Osobiście uważała, że Finn Halvorsen był niesamowicie przystojny i przyciągający, obstawiała, że zawdzięczał to urokowi pół willi, jednak nie wyrobiła sobie jeszcze konkretnego zdania na jego temat. Ciekawił ją jego umysł, a także dlaczego zdecydował się akurat na Hogwart; jednak prócz zajęć nie miała zbyt wiele sposobności do rozmowy z nim. Postanowiła to zmienić, kierowana nieco dziecięcą ciekawością a także posiadając przeświadczenie, że profesor Halvorsen mógł być skarbnicą wiedzy o wszelkich magicznych stworzeniach. Po piątkowych zajęciach, kiedy Hogwart świecił pustkami, Cherry zapukała głośno i zdecydowanie do sali w której nauczyciel przed chwilą skończył lekcje. Złapała za klamkę i pewnym krokiem przekroczyła próg, posyłając Finnowi delikatny lecz pełen słodyczy uśmiech.
— Dzień dobry, czy znalazłby Pan dla mnie dłuższą chwilkę? — zapytała uprzejmie, stając blisko niego, tuż na przeciw niego i opierając się pośladkami o jedną z ławek. — Chciałabym dowiedzieć się kilku rzeczy o magicznych stworzeniach, które mnie ciekawią. Budzą wręcz palącą ciekawość. — uśmiechnęła się nieco szerzej. — Mam wrażenie, że wciąż wiem za mało, kiedy pragnę wiedzieć wszystko. — wyznała całkowicie szczerze, choć wiedziała że musiała uważać na swoje słowa, coby przypadkiem nie zdradzić swojej fascynacji, czy wręcz obsesji. Była jednak wzorową uczennicą, więc jej zainteresowanie czy zapał mogły mu się wydawać całkowicie naturalne.
Cherry Greyback
[jutro zacznę, bo sama już nie pamiętam a mam ciut czasu.
OdpowiedzUsuńBuzi. kontur]
Plotki o nowej sylwetce wdzięczącej się w korytarzach Hogwartu były jedynie przyczynkiem do lawiny podejrzeń i domniemanych historii, ale po kolei. Pojawienie się młodego nauczyciela od zwierzaków, w młodszych rocznikach nazywanych futrzakami bądź pasterzami, ogłoszone zostało w mało wytworny sposób, na jednej z dłuższych kolacji. Zapowiedź świeżej krwi, tak przecież potrzebnej do rozwijania się instytucji, stała się najpopularniejszą plotką tamtego miesiąca. Wraz z nagłym odejściem pani Tugg, która zdecydowała się wypasać odmianę włochatych smoków w Europie (jak było mówione, pastereczka), zapowiedziano posadę niejakiego Finna Halvorsena, norweskiego czarodzieja o, jak plotkowano, ciekawej osobowości. Pomiędzy płonącymi wypiekami co to dociekliwszych uczniów, a zblazowanymi twarzami starszych roczników rozgorzała dyskusja na tematy mniej i bardziej realne. Po dokładniejszych poszukiwaniach, szczególnie Krukonów, którzy swymi ciekawskimi oczami śledzili stronnice Proroka Codziennego, wyszło na to, że Halvorsen jest nikim innym jak człowiekiem z wilią krwią.
OdpowiedzUsuńWsród nich siedział i siedzi Ketih Karkaroff, uczeń najstarszego rocznika domu Ślizgonów. Pochylony nad księgą, a ta niemal łamiąca się pod jego dotykiem, zszarzała na obwolucie, pożółkła na rogach. Pachnie równie nieprzyjemnie. Przy bardziej zamaszystych ruchach powoduje zmarszczenie się twarzy chłopaka, który, gdyby tylko mógł, przeglądałby znalezisko w białych rękawiczkach. Ale nie może, bo je zgubił, gdzieś pomiędzy jednymi a drugimi zajęciami z ONMS-u. I tak, to głównie one zaprzątają mu teraz głowę, choć sam nie zdaje sobie z tego sprawy, bo jakżeby, gdy przed oczyma akapity o prawdziwym pochodzeniu wilkorów.
I byłoby łatwiej, gdyby nie rozemocjonowana Krukonka z sąsiedniego stolika, nucąca pod nosem nieświadomą, radosną pioseneczkę. Na zajęcia z nowym nauczycielem wybierają się razem. Podobnie jak i razem jedzą obiady czy chodzą na spotkania Klubu Pojedynków. Można by powiedzieć przyjaźń, ale relacja rozmywa się gdzieś przy wzajemnym przekazywaniu emocji a dziennymi błahostkami. Przykład. On wyraźnie zestresowany, z nogą drgającą przy ziemi, ona uśmiechnięta nad podobną księgą, tyle że na stronie o chochlikach. A dialog krótki i szybki:
— To jak, idziemy? — pyta ona.
— Mhm — szepce on.
I idą. Książki odłożone na odpowiednie regały, dłonie skrzętnie wytarte szybkim zaklęciem (on), ponaglające spojrzenia i nadgorliwe tuptanie (ona). Idą na te zajęcia z Finnem, którego przecież zna, choć sam nie nie wie, czy gdyby dano mu wybór, to chciałby tę znajomość utrzymać. Zna, bo matka od zawsze podkochująca się w mglistym, wilim uśmiechu mężczyzny. Po zostawieniu ojca rozchełstała się z emocjami, rzucała je to tu, to tam, gdzieś zakiełkowały, innym razem zgniły wraz z pierwszym dotykiem.
Keith sam nie wie, czy go zachowanie kobiety zwyczajnie wkurwia czy żenuje. W tej niewiedzy więc wyrwał pierwszy, zmiętolony akapit z jej najnowszego listu. Plotki pięły się szybko, toteż równie prędko dotarły do pani Karkaroff, której pióro nie było w stanie powstrzymać zachwytu nad sylwetką nowego nauczyciela, ale i posuwało się ona do spiskujących teorii; tych opierających się na idiotycznych i nic nie wnoszących pytaniach retorycznych: ale jak to i dlaczego? To już nie Norwegia? Hogwart to tak świadomie?
Na Błonia docierają w kwadrans, spóźnieni niecałe dwie minuty, z grupką uczniów tuptających z podniecenia. Dociera i Karkaroff, ale drepcze w irytacji i zażenowaniu sytuacją, choć i z uczuciem wyższości nad tymi, którzy łakną łagodnych spojrzeń samego Finna Halvorsena. Dłonie splecione na klatce piersiowej, oczy nisko, choć podbródek ku górze. I widzi samego sprawcę miesięcznego zamieszania, blondyna o jasnych oczach, delikatnym zaroście i pełnych, aż zbyt idealnych ustach.
Keith parska pod nosem, palce zaciska na przedramionach i ucieka wzrokiem na granicę Błoni z Zakazanym Lasem.
Keith
[Hej! W sumie możemy założyć, że Cherry odwiedziła Finna krótko przed przemianą, albo zaraz po swojej pierwszej pełni? Mi jest to raczej obojętne, mogę się dostosować do Twojej wizji. (;]
OdpowiedzUsuńCherry
[Ah, rozumiem, jakoś zamieszałam się w tych miejscach zamieszkania, wybacz!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się za to Twój pomysł, bardzo chętnie bym w to poszła. Nie precyzowałam też na jakie zajęcia uczęszcza Iris, dlatego możemy założyć, że ONMS to jeden z przedmiotów, który wybrała, stąd też Finn mógłby kojarzyć ją z lekcji. Inna kwestia czy byłyby to skojarzenia pozytywne czy negatywne. Wolisz ustalić coś jeszcze, czy stawiamy na improwizację?]
Iris Mulciber
Jemu wcale nie w zielska, nie w zwierzątka, może tylko czasami, jak szczeniaczka zobaczy (bo on i szczeniaczki szczególną więź mają, podobną do tej, jaka łączy matki rozczulające się nad różanymi główkami noworodków). Z początku więc banda nastolatków kołysze się z prawa na lewo, a potem z lewa na prawo, jakby imitując radosny skok nauczyciela, tak przecież inny od cichego tuptania pani Tugg. A on, Keith oczywiście, bardziej zażenowany być nie mógł, bo na chwilę po wyślizgnięciu się z uścisku mężczyzny, czuje wzrok wszystkich, nawet pobliskiego drzewa, które wydaje się chylić ku tej sytuacji, podsłuchiwać, dźgać korzeniami sąsiednie rośliny, mówiąc: „Patrzcie, oni się znają”.
OdpowiedzUsuńI plotka idzie po korze tego starego, na liście pozostałych, skacze z ust Krukonów na usta pozostałych Ślizgonów, a on tylko, jak główny bohater powieści young adult, przewraca oczyma. Chciałby gdzieś w kąt, ale zaraz go jedna z drugim łapią pod ramię i zaczynają maszerować tuż obok, spoconymi dłońmi sięgając jego skóry, a to przecież, drugie ludzkie ciało jest obrzydliwe i śliskie. I Keith przysięga sobie, że jeśli ktokolwiek go jeszcze dzisiaj dotknie, to wypali cały swój naskórek i pozostanie zamknięty w ślizgońskiej pieczarze na wiele dni. Jak gad, a gadów też nie lubi.
— Znacie się? Nie mówiłeś, że się znacie! — Przy drugim uchu dźwięczy kresowy, zabawny dla Karkaroffa akcent.
— Ta, z Durmstrangu — odpowiada, gdy inna uczennica staje koło nauczyciela, którego plecy to prostują się, to uginają do Mallvory Tone, ichniejszej zdolniachy, wielbicielki przyrody wszelakiej. — Głównie znała go moja matka, albo nie, chciała go poznać.
I tak jeszcze przez moment odpowiada na ciche choć podekscytowane pytania. Większość z nich retorycznych, powtarzanych po innych, już naprostowanych. Więc przybliża Keith wszystkim tę sylwetkę. Na tyle na ile może, że wila krew, co większość wie, że profesor, co również nie jest obce. Łapie się na braku wiedzy w kwestii jego przeprowadzki, jakby zapominając, że nie kontaktują się ze sobą codziennie, bo jakżeby. Obaj po ucieczce z rodzinnych stron, najprawdopodobniej, ale to też nie jest pewne, więc, wraz z milknącymi pytaniami rówieśników, zatraca się w pędzących myślach.
W końcu dogania nauczyciela, gdy ten zatrzymuje się na kilka metrów przed całą grupą. Tamci w obserwacji lokalnych terenów, ale Keithowi to gdzieś umyka, bo nie po to przyspieszył kroku, w dłoni zaciskając pasek od podręcznej torby, by teraz pochylać się nad źdźbłami trawy (to kurwa źdźbła trawy!).
— Profesorze Halvorsen — zaczyna gdzieś w biegu, gdy ten na niego nie patrzy, po kieszeniach czegoś szuka, zaaferowany cały. — Co pan tu robi?
Pytania te rzucone są w eter, mimo to ciche, niknące w rozmowach pozostałych aktorów tej sceny. Keith uspokaja się, jedną z dłoni wpija w, i tak rozmiętolony już skórzany pasek, drugą w kieszeń czarnych, luźniejszych spodni. Zatrzymuje się nagle, sylwetka po raz pierwszy od dłuższej chwili nieruchomieje, podobnie jak oczy spoglądające spod zmarszczonych brwi.
[na spokojnie. mój pierwszy post był czymś kuriozalnym, także rozumiem.]
Keith
Malcolm Letherhaze niemalże od samego początku nie rozumiał decyzji o współdzieleniu przestrzeni gabinetu, która jego skromnym zdaniem była zdecydowanie zbyt mała, by pomieścić dwie osoby podczas efektywnej pracy. Profesor zaklęć i uroków nie pojmował również co kierowało dyrekcją tego przybytku, by tak sprzeczne dziedziny, które wykładali, musiały oddychać tym samym powietrzem. Szansa na dzielenie się pomysłami dotyczącymi prowadzenia zajęć czy opiniami nie wchodziła w szczególną rachubę. Obca obecność zwyczajnie grała mu na nerwach, dlatego ignorowanie intruza w przestrzeni, w której nie chciał go widzieć zdawała się naturalną koleją rzeczy. Nie żeby nie miało w tym swojego udziału to, że Letherhaze obdarzył ów przystojnego mężczyznę, temu zaprzeczyć akurat nie mógł, szczerą antypatią od pierwszego wejrzenia, w której część składową wchodziło zapewne to, że był on skandalistą i kimś, kogo mógłby zapewne zobaczyć z uśmiechem przyklejonym do twarzy na podobieństwo Golderoya Lockharta w godnej pożałowania Czarownicy. Już na samą myśl o Halvorsenie na wierzch wyciągało się u niego odruchowe wzdrygnięcie, które wstrzymywał jedynie poprzez uniesienie ramion w odpowiednim ku temu momencie.
OdpowiedzUsuńStan, w którym traktował Finna Halvorsena w hierarchii niżej niż powietrze, po prostu mu odpowiadał i w żadnym razie nie wydawał się męczący. Nie wchodził mu w drogę poza tym cholernym, pieprzonym gabinetem, który Letherhaze najchętniej wysadziłby w drobny mak, zabierając swoje dokumenty do każdej dowolnej klasy, która mieściła się najbliżej i jedyne co go powstrzymywało, przed rozładowywaniem swojej złości na martwej naturze to samokontrola, a konkretniej to jej topniejące resztki. Łamacz klątw skupił się na sprawdzaniu wypracowań, które zadał niektórym za karę, a natknąwszy się na dzieło jednego ze swoich najbardziej problematycznych uczniów zainteresował się nim o wiele bardziej. Znał ten rodzaj pisma zbyt dobrze, co gorsza — lubił je, czego w życiu nie powiedziałby na głos, chyba że zanim procesy myślowe zaskoczyłyby na swoje miejsce, a on zachodziłby w głowę, jak z tego wybrnąć. Tylko [odpis z imieniem i nazwiskiem się nie zgadzał.
Letherhaze pochłonięty własnymi przemyśleniami nie spodziewał się, że przez cisza przeszywana jedynie przyjemnym, niemalże kojącym szelestem pergaminu, ocierającego o pergamin, czy sunięcia pióra po nim z należytymi uwagami, zostanie zmącona niczym wzburzenie na gładkiej tafli jeziora. To prawie imponujące... z jaką naturalnością potrafisz pochylić się nad papierami..., Malcolm wbrew głosowi intruza psującego spokój gabinetu i podskórnej, naglącej chęci walnięcia go jakimś zaklęciem dla opanowania fali rozdrażnienia wymieszanej z irytacją, kontynuował wycenę pracy pisemnej na trolla z uprzejmą prośbą o napisanie takowej ponownie od podstaw na zupełnie nowy temat, lecz tym razem bez wykorzystywania w tym celu wiedzy oraz czasu wolnego innego ucznia. Letherhaze przeczytał ponownie to, co w niej zawarł, choć rzeczywiście mógł łagodniej skonfrontować kartę pergaminu z ostrą końcówką pióra.
...gdyby nie to, że odnosi się wrażenie, jakbyś nie miał podobnych doświadczeń z ludźmi, łamacz klątw wyrównał karty pergaminu zbyt gorliwie, w głowie odliczając zamiast liczb zaklęcia, którymi mógł pozbawić Halvorsena oddechu i pomóc mu się w końcu zamknąć. Tyle że nie raz i nie dwa ktokolwiek z dziennikarzy w ten nędzny sposób próbował wyłudzić od niego informacje na temat łączących do relacji z danym mężczyzną, lecz wszelkie takowe próby płonęły na panewce, pozbawione komentarza czy jakiegokolwiek sprostowania, pozostawiając miejsce plotkom, gdyż sam Malcolm nigdy nie uważał, by był komukolwiek coś winien w tej sprawie. Problemem Finna okazywała się tutaj wprawa, którą uzyskał na przestrzeni minionych lat, a co za tym idzie, było to trochę za mało, by go sprowokować, aczkolwiek mężczyzna znajdował się na odpowiedniej ścieżce ku temu. Wkrótce przeszedł do kolejnej pracy — tym razem osoby chętnej zrobić takową z własnych nieprzymuszonej woli i takich uczniów Letherhaze lubił zdecydowanie najbardziej. Doceniał bądź co bądź wszystkich, którzy się starali i przynajmniej próbowali, mimo niepowodzeń, jednak najbardziej cenił sobie pilnych i zainteresowanych, co mogło być w jakimś stopniu skutkiem wychowania z herbem Slytherina na piersi i Letherhaze nie zamierzał nawet z tą ewentualnością polemizować.
Usuń— Halvorsen, czy z łaski swojej mógłbyś w końcu zamknąć swój dziób i zająć się którymś ze swoich rozpieszczonych zwierzaków gdzieś poza obrębem tego gabinetu, skoro nie masz tu nic ciekawego do roboty? — W pozornie opanowanym głosie Letherhaze’a przeważał jednak chłód i wyższość, która w pewnym momencie wyrwała mu się, niemal przodując. Łamacz klątw nie obdarzył go jednak nawet namiastką spojrzenia, które z kolei zboczyło na lewo w kierunku różdżki ułożonej na liście od brytyjskiego oddziału Banku Gringotta, uznając, że to wymowne zaproszenie do wypierdalania w podskokach okaże się wystarczajaco skuteczne.
[Chyba jedyną osobą, której się wypadło z wprawy jestem ja. Na dniach, o ile życie mnie niczym w międzyczasie nie zaskoczy, powinnam w końcu pojawić się u ciebie jeszcze z pewnym dramą queen naigrywającym się z rozlanego likieru.]
Letherhaze
[Bardzo dziękuję za komplement :D Jak najbardziej jestem chętna na wątek i podoba mi się Twój pomysł. Postaram się jakoś na dniach zacząć, ale mi też pisanie wychodzi różnie, w zależności od stopnia ogarniania życia :P Ale nie przejmuj się czasem odpisania, jest jak jest, dorosłość jest trudna :P Buziaki i powodzenia <3]
OdpowiedzUsuńEffy
[Dziękuję ślicznie za wszystkie pochwały, bardzo mi miło. <3 Mi za to bardzo spodobała się karta Finna, jakoś tak wyjątkowo pasuje mi do pół-wili. Kombinując nad pomysłem, z moimi matematycznymi zdolnościami niechcący postarzyłam w głowie Finna, myśląc, że będzie pamiętał II wojnę z Voldemortem, ale potem doliczyłam się, że miał wtedy około 5 lat, także jedną koncepcją odrzuciłam. :P Ale możemy zahaczyć o miłość Finna do natury i wszelkich istot oraz miłość Xandra do koni i wszelkich koniopodobnych stworzeń. Może akurat Halvorsen miałby pod opieką jednorożca bądź skrzydlatego konia i Xander często plątałby się wokół stajni aż wywiązałaby się pomiędzy nimi rozmowa dłuższa niż te przy nauczycielskim stole bądź korytarzu? Mogli też spotkać się w Hogsmeade, może Xander, który przesadziłby z ognistą whisky wpadłby na Finna, który chcąc – nie chcąc pomógłby wrócić młodemu Crouchowi do Hogwartu? Zobaczenie Croucha w takim stanie też byłoby niecodziennością, biorąc pod uwagę jego codzienny styl bycia. ;)
OdpowiedzUsuńXander Crouch i Wildness wielbiąca za dobór piosenki <3
[Dobrze wiesz, jak miło mi Cię tutaj widzieć! <3 Za komplementy i inne dziękuję mocno, a dodatkowo muszę przyznać, że Finn jest naprawdę ekscytującą układanką – a raczej jej wersją przed ułożeniem, gdzie szuka się odpowiednich elementów, które stworzą całość. Pięknie Ci to wyszło, jak zwykle zresztą!
OdpowiedzUsuńNo i, czekamy za rozpoczęciem!]
ARACHNE YAXLEY
Ciemny pokój ozdobiony był herbami Slytherinu; mrok spływał ciemną kurtyną wokół, tworząc barierę dla czujnych, srebrnoszarych tęczówek. Gdy zbyt długo obserwowało się ciemność, monstrum w niej skryte przechylało łeb i uśmiechało się szyderczo, zadowolone z tego, że ktoś je zauważył – Arachne Yaxley sapnęła cicho, wyciągając zimne dłonie i przykładając drżące, szczupłe palce do rozgrzanych policzków, potarła je mocno, chcąc się upewnić, że wciąż istnieje.
OdpowiedzUsuńCzasem wydawało jej się, że brnęła gdzieś we mgle i rozglądała się za czymś znanym, ciepłym, mającym kształt, ale w tej bezkresnej dolinie nie było niczego – wszystko obracało się wokół nieznanego aż w końcu zupełnie znikało, składając przy jej czole trujący pocałunek.
Wierzgnęła nogami, żeby wydostać się spod kołdry i przyjęła pozycję embrionalną. Zacisnęła mocno powieki, czując nasilający się ból głowy – ból wcale jej nie przeszkadzał. Ból był czymś, co sprawiało, że pragnęła przeżywać bardziej. Pragnęła mocniej – pragnęła przestać tkać złotą nić swojego przeznaczenia, porwać ją i spopielić rosnącym w jej młodej duszy ogniem. Pragnęła… b y ć; pragnęła być Arachne. Bez żadnych tytułów, bez nazwiska, bez ojca, który szczycił się stanowiskiem szefa departamentu przestrzegania prawa czarodziejów. I pragnęłaby przestać brzydzić się biernością matki, szydząc z jej kruchych ramion, przestraszonego spojrzenia i udawanej dumy.
Każdy poranek zaczyna się wcześnie rano. Wstaje jeszcze przed koleżankami z dormitorium, żeby wziąć gorący prysznic, wetrzeć w skórę waniliowy olejek i rozczesać długie, białe włosy. Szczupłe place mechanicznie suną po starych bliznach, pieszcząc je czule – Arachne nie umie wstydzić się tej brzydoty. I choć nie ma w niej nic szpetnego, to blizny przyjmują rolę kilku pęknięć przy nieskazitelnej skórze. Nawet porcelanowe lalki mają swoje sekrety – najpiękniejsza porcelana skrywa historię; z najpiękniejszej porcelany pragnie się sączyć, smakować i przełykać.
Skrupulatnie zapina białą koszulę i wygładza paznokciami długie rękawy. Ubiera szarą kamizelkę, a później spódnicę do kolan, podciągając czarne pończochy – materiał kontrastuje z mlecznobiałą skórą i ostro do niej przylega. Zielony krawat z oznaką Domu Węża związuje mocno, poprawiając go i zerkając w lustro. Przechyla głowę w bok, lustrując wzrokiem sylwetkę młodej dziewczyny. Błyszczące srebrnoszare oczy i ten mrok, który czaił się gdzieś dalej. Malinowe usta, lekko uniesiona górna warga, odsłaniająca białe, proste zęby – idealny kontur różowych warg podkreślony bezbarwnym błyszczkiem. Naturalnie zarumienione policzki, przyprószona kilkoma piegami skóra i lekko zadarty nos, który jest jej małym kompleksem. P o r c e la n o w a l a l e c z k a – głos ojca rozsadza jej czaszkę, a później białe światło pojawia się przy machnięciu ręką i ból obmywa jej głowę, a krew bulgocze w ustach.
Spojrzenie staje się mniej ostre, a głowa ucieka w dół – Arachne bierze oddech, jakby dopiero teraz potrafiła wciągnąć tlen do płuc i przygryza dolną wargę, odganiając szum w uszach. Zawija kosmyk włosów za ucho i ożywia się momentalnie, kiedy w toalecie pojawia się grubsza dziewczyna o pyzatych policzkach – Yaxley nie odwzajemnia jej przywitania, a jedynie posyła chłodne spojrzenie, po czym wymija uczennicę i rusza korytarzem.
Nie interesuje jej to, co się dzieje; nie przejmuje się podekscytowanymi szeptami i z charakterystycznym dla siebie uniesieniem podbródka zajmuje miejsce. Roztacza wokół siebie pewną aurę zimna, przeciętą zapachem jaśminu, bzu i lawendy – prostuje się, zakłada nogę na nogę, a spódniczka odkrywa część jasnego uda, tę mlecznobiałą skórę opiętą w czarny pasek pończoch. Zawija kosmyk włosów za ucho i opiera palec o brodę, obserwując tegoroczny obiekt plotek: nowy nauczyciel ONMS.
Arachne przesuwa spojrzeniem po męskiej sylwetce, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak twarde były mięśnie mężczyzny; jak pachniał i jak miękko układały się jego usta, gdy muskał nimi jej malinowe wargi, spragnione tego, co zakazane. Nie przypuszczała jednak, że był nauczycielem, choć mogłaby o tym pomyśleć – Finn Halvorsen był od niej starszy. Był jak powiew tego, co nieznane; tego, co pragnęła mieć w danym momencie tylko dla siebie.
UsuńNie ma zamiaru odwracać się od jego spojrzenia – chwyta się więc jego niebieskich tęczówek, mierząc się z nim swoim srebrnoszarym, chłodnym spojrzeniem, przyciągającym i pasującym do małej twarzy. Nie uśmiecha się i nie daje po sobie poznać, że doskonale wie, jak zmieniają się jego tęczówki pod wpływem świateł; że wie, co kryło się w nieskazitelnym kolorze, kiedy zimnymi palcami dotykała męskiego karku.
— Zobaczymy w tym roku jednorożce? — ktoś zadaje pytanie, zdradzając, że drży mu głos; Arachne doskonale wie, kto się odezwał: Alexander Cooper.
Zawija kosmyk włosów za ucho, a później z gracją odwraca się do ucznia i uśmiecha się delikatnie, z wyższością i ostrym spojrzeniem.
— Jednorożce zazwyczaj unikają spotkań z ludźmi — odzywa się. — Poza tym do jednorożca prędzej zbliży się czarownica niż czarodziej — dodaje mądrze, a potem mierzy się z chłopakiem spojrzeniami aż ten pozwala się sobie zarumienić i odwraca głowę, mamrocząc coś pod nosem.
Nie przejmuje się tym, że wtrąciła się w tę rozmowę; że zabrała głos, bo daleko jej było do wszelkich wyrzutów sumienia, dlatego kiedy zrobiło się cicho, zawinęła kosmyk włosów za ucho i posłała Finnowi spojrzenie, jakby spodziewała się usłyszeć z jego strony gorzką reprymendę.
ARACHNE YAXLEY
[Hej, dzięki! Mam nadzieję, że chociaż karta Jima nie jest pigułą informacji przydatnych w wątku, to coś może zdradzić o rodzaju wrażliwości mojej postaci. :D
OdpowiedzUsuńJeśli kiedyś zechce Ci się wątku, to zapraszam serdecznie! Jeśli nie, to losy Finna pozostanie mi śledzić w opowiadaniach, które zapowiadasz w dopisku pod kartą. ;>]
Jim Ryer
[Jasne, w takim razie zacznijmy od sytuacji z ognistą, gdzie mój stażysta zrzuci z siebie trochę chłodu. :P Myślę, że będzie łatwiej jak nam zacznę, zwłaszcza, że jeszcze dorysowuję sobie w głowie wizję pijanego Croucha. Jutro-pojutrze postaram się podrzucić początek pod kartę Finna. :]
OdpowiedzUsuńXander Crouch
Arachne wcale nie chodziło o zwycięstwo; nie chodziło też o to, żeby się pokazać. Nie musiała tego robić – nie miała w końcu kompleksów i nie próbowała też wzbudzać zainteresowania w nowym nauczycielu ONMS. Nie obchodziło jej to, co myślał i pierwszy szok całkowicie od niej odszedł – nie liczyło się nawet to, że doskonale wiedziała, jak smakowały jego usta.
OdpowiedzUsuńTo nie było miejsce do tego, żeby skupiać się przy przystojnej twarzy – i mimo że był tutaj najbardziej interesującym okazem, to Arachne wcale nie chciała złapać go w sieć. Miała świadomość tego, jakie emocje wywoływał Finn. Niemalże słyszała te wszystkie przyśpieszone oddechy i czuła zarumienione policzki, a Halvorsen nie wydawał się tym speszony – wyglądał jakby przyzwyczaił się do tego; do tego, żeby być w centrum, bo świat ukłonił się przed nim, czyniąc go takim. Być może traktował to jak błogosławieństwo, a może jednak jak przekleństwo?
Przemilczał jej wtrącenie; odpuścił sobie reprymendę i pokazał, że jest ponad to, co wywołało w niej delikatny uśmiech, który ukrył się pod małym nosem. Mogła się tego spodziewać – tego, że nie zabierze głosu, choć wątpiła w to, żeby czegokolwiek się obawiał. Nie sądziła, żeby był człowiekiem tchórzliwym, małym i wybitnie strachliwym – widziała go jako kogoś, kto doskonale ukrywał swój mrok i nie chciało jej się wierzyć w to, że był tak idealny; że uśmiechał się miło, był grzeczny i ułożony. Dużo bardziej do twarzy było mu w namiętnościach i szybkich oddechach.
Arachne zapomina o tym wszystkim, odrzuca myśl za myślą i skupia uwagę, gdy nauczyciel zaczyna czarować. Przygląda się przez moment liście z magicznymi stworzeniami, lustrując spojrzeniem każdą propozycję. Ojciec nigdy nie uczył jej jak postępować z tym, co magiczne; wszystko według niego musiało być podległe, znać swoje miejsce i jak najlepiej przysłużyć się jego potrzebom. Być może tak właśnie traktował jej matkę – może uczynił z niej upolowane zwierzę.
Dla niej nie istnieje nic innego, oprócz oceny Wybitnej. Była idealną uczennicą – zawsze przygotowaną i wykraczającą swoją wiedzą ponad prezentowany przez nauczyciela program. Dla jednych była zwykłą kujonką i wcale jej to nie przeszkadzało. Łączyła śliczną buźkę z chłodnym uosobieniem, wiedzą i pewną wyższością zamkniętą w srebrnoszarych tęczówkach.
Druzgotek był wodnym demonem, który zamieszkiwał jeziora i rzeki; chował się na dnie, przykryty mułem i łapał ryby. Czasem jednak zdarzało mu się polować na ludzi – dodatkowo był do nich bardzo agresywnie nastawiony. Demon chwytał ofiarę swoimi długimi palcami, a wydostanie się z jego szponów było niemalże niemożliwe...
UsuńArachne wybrała tę istotę ze względu na jej paskudny i agresywny charakter. W jakiś dziwaczny sposób czuła się równie paskudna i agresywna jak druzgotek; uwięziona we własnym jeziorze, skrępowana przez łańcuchy rodzinnych układów, zaszczuta, ale wciąż groźna, zła i obnażająca kły.
Przed ruszeniem nad jezioro dobrze się przygotowała – zdobyła skrzeloziele i przećwiczyła zaklęcie relashio. Magiczna roślina miała za zadanie pozwolić jej oddychać pod wodą przez 60 minut, a zaklęcie odrzucić od niej stworzenie, gdyby druzgotek był zbyt agresywny.
Zostawiła swoją torbę przy brzegu i rozejrzała się wokół, związując jasne włosy w kitkę. Odetchnęła cicho, gdy jej oczom nikt się nie pokazał – przestrzeń opustoszała i słychać było tylko wiatr, lecące ponad chmurami ptactwo i obijające się o siebie gałęzie drzew.
Ściągnęła z siebie jeansy i sweter, zostając w czarnym stroju kąpielowym, który kontrastował z mlecznobiałą skórą. Zerknęła po swojej sylwetce krytycznym spojrzeniem, jakby nie podobało jej się to, co widziała, a potem złapała za skrzeloziele i wzięła kęs, nie krzywiąc się przy tym. Przemiana była bolesna; coś rozrywało jej skórę, zmieniało się i tworzyło warstwy – w konsekwencji urosły jej skrzela, a między palcami rąk i stóp pokazały się błony. Mlecznobiała skóra zyskała lekko zielony kolor. Wygląda jak wyciągnięty z wody trup – siny i bez życia, z widocznymi żyłami i napuchniętymi ustami.
Woda była zimna, ale Arachne nie cofnęła się przed zanurzeniem; schowała się pod taflą i jeszcze zerknęła przez ramię, patrząc jak ostatnie promienie słońca znikają gdzieś za drzewami. Potrząsnęła głową, płynąc w dół; pokonując glony i ryby. Rozglądała się wokół, słysząc jedynie pustkę – tę nieprzerwaną ciszę, w której czuła się… dobrze. Przymknęła powieki, rozkoszując się tym, że po raz pierwszy ukryła się głęboko przed wścibskimi oczami i że nikt nie mógł jej dosięgnąć.
Coś się poruszyło; szybko, zwinnie i sprawiło, że Arachne otworzyła oczy. Odsunęła się gwałtownie, widząc zainteresowanego nią druzgotka, który jej się przyglądał – stworzenie miało zielonkawą i błyszczącą skórę. W paszczy mieścił się ponad tuzin ostrych zębów; charakterystyczne rogi wydawały się twarde i chyba łatwo mogły przebić skórę. Długie palce demona poruszały się z gracją w wodzie, a trupie oczy wpatrywały się w intruza, jakby oceniały ryzyko.
Arachne wyciągnęła rękę, chcąc poczuć pod palcami rybią skórę i przekonać się, czy jest śliska, ale wtedy druzgotek zaczął wrzeszczeć, wystrzelił swoje długie palce w jej stronę i złapał za ramię – nie zdążyła zareagować, a stworzenie z impetem wbiło zęby w jej ramię. Krzyknęła, zachłysnęła się i próbowała się uwolnić. Kolejne rozoranie skóry przez demona, poskromiony strach i nagłe oprzytomnienie, kiedy krew zaczęła zabarwiać wodę wokół. Jeśli nie uda jej się uciec, skończy w paszczach głodnych druzgotków.
Relashio – zaklęcie odrzuciło od niej stworzenie, a ona zaczęła się wynurzać; pieczenie w mięśniach sprawiało, że chciała się poddać i oddać ciało w odmęty jeziora, ale zdrowy rozsądek nie odpuszczał i kiedy udało jej się podnieść głowę ponad taflę jeziora, wzięła gwałtowny oddech, kaszląc.
ARACHNE YAXLEY
Rozluźnij się... trzymam Cię.
OdpowiedzUsuńMęski głos jest spokojny i uspokajający. Przy jej uchu odznacza się ciepłem, dziwną energią i obietnicą tego, że nie kłamie – że naprawdę ją trzymał, nie chcąc pozwolić, żeby utonęła, a mimo to pragnie uratować się bez jego pomocy. Determinacja i niezależność – dwie cechy zamknięte w białym ciele lalki, którą nie podejrzewa się o gorycz w żyłach. Nie podejrzewa się jej o nic – nie podejrzewa się, że ma serce; że się boi i że przez jeden moment naprawdę pragnęła umrzeć.
Oczy uginają się pod ciężarem mokrych, długich rzęs, a srebrnoszare tęczówki próbują dostrzec coś więcej od wody i krwi; czuje zapach wody i lawendy. Wszystko miesza się ze sobą i tworzy coś uzależniającego, ale do tych zapachów dołącza coś męskiego; ten ekscytujący pierwiastek męskości, który da się wyczuć, a który wprowadza powietrze w drżenie. Arachne w końcu dostrzega, kto wyciąga ją z wody – Finn.
Co tutaj robił Finn Halvorsen? Dlaczego wskoczył do tej cholernie zimnej wody? Dlaczego…? Zdrowy rozsądek wgryza się w czaszkę, sugerując, że Finn Halvorsen wskoczył do wody tylko po to, żeby uratować uczennicę. Nie powinno jej to dziwić; robił to, co do niego należało. Był pieprzonym pedagogiem, a więc dlaczego czuła się tym wszystkim zawstydzona? Zawstydzona tym, że potrzebowała jego pomocy?
Opada plecami po trawie i łapie łapczywie oddech; czuje przy skórze wodę oraz krew. Przez moment ma wrażenie, że wcale nie udało jej się wydostać z jeziora; że jego macki wżarły się w jej żyły i zaczęły wysysać czerwoną posokę, jednak kiedy jej oddech miesza się z szybkim oddechem tego, który ją uratował, wszystko zaczyna nabierać odpowiednich kształtów. Czuje pieszczenie przy policzkach, łapie wargami tlen i wpatruje się w męską twarz, mając świadomość tego, że jest niesamowicie blisko. Coś sprawia, że zaciąga się bardziej powietrzem, chcąc lepiej poczuć mokry zapach mężczyzny. Dostrzega jak jego wilgotne włosy kleją się do czoła; jak kilka kropelek spływa po nosie i sunie po policzku, czule gładząc linię żuchwy.
Jego śmiech sprawia, że czuje się mimowolnie urażona, ale nie zachowuje tego dla siebie zbyt długo, bo zaraz potem uśmiecha się delikatnie, jakby w całej tej sytuacji najzabawniejsze było to, że był zmuszony ją ratować.
Wbija w niego zamglone, ale czujne spojrzenie, kiedy czuje jego dłoń przy swoim zaróżowionym od zmęczenia policzku i mimo że chce się powstrzymać, twarz łagodnie opada w silne palce. Wciąż jednak łapczywie bierze oddech, chcąc pozwolić płucom najeść się tlenem, a wtedy męskie opuszki dotykają jej warg – przez moment pragnie złapać jego palce w zęby i pociągnąć mocno, jakby tym razem to ona zapolowała; jakby jej ofiarą miał być mężczyzna, pół-wila, który sprawia, że miało się ochotę zgarnąć jego spojrzenie tylko dla siebie.
— Mówiłeś, że nie powinniśmy próbować ugłaskać ciebie — odzywa się zachrypniętym głosem, trochę słabym i drżącym. — Więc wybrałam druzgotka — dodaje, marszcząc przy tym nos, a potem cichy śmiech sprawia, że w przestrzeń wypełnia się wibracjami.
Obserwuje go uważnie, a kiedy pomaga jej się podnieść do pozycji siedzącej i słyszy od niego, że powinni pójść do skrzydła szpitalnego, uśmiecha się z pobłażaniem. Nie ma zamiaru tłumaczyć się ze swoich wygłupów. Arachne nie jest kimś, kto mógłby być tak lekkomyślny i wskoczyć do jeziora, ale… najwyraźniej coś się w niej zmieniło; coś sprawiło, że pragnęła zobaczyć dno, przebić się przez muł i ugłaskać istotę o paskudnym i wrogim charakterze.
— Nie lubię, kiedy twoje oczy się zmieniają — odzywa się szeptem, a zaraz potem sięga z trudem po różdżkę: różdżka Arachne jest bardzo sztywna, ma 16 cali, wykonana z cisu i włosa z głowy wili. Idealna do pojedynków i wszelkich przekleństw; idealna do tego, żeby wypowiedzieć zaklęcie leczące.
Usuń— Wkurza mnie twoja wyuczona uprzejmość — kontynuuje bez trzymania się sztywnych ram narzuconych przez relację uczennica-nauczyciel; zapomina o tym i nie chce się przystosować. — Zupełnie jakbyś się do tego zmuszał… — Szepcze pod nosem vulnera sanentur i mimo że to zaawansowane zaklęcie, udaje się jej perfekcyjnie, bo zaraz potem ślady po zębach druzgotka znikają. Zostaje tylko krew i kilka pojedynczych glonów.
Uśmiecha się do niego, kiedy milczy i zbliża się do niego, pochyla w stronę męskiej twarzy i zahacza kciukiem po jego brodzie, zostawiając przy skórze swoją krew – wygląda perfekcyjnie w coraz gęstszym mroku, mokry i ozdobiony w czerwień. Koszula z jedwabiu obłapia jego męską sylwetkę i Arachne wcale nie udaje, że tego nie dostrzega; obserwuje go jednak, mierzy spojrzeniem srebrnym jak księżyc, tajemniczym jak pełnia i pięknym jak tuzin gwiazd.
— Poza tym powinieneś znać chyba jakieś zaklęcie leczące? — Spojrzenie krzyżuje się z męskimi, niebieskimi tęczówkami. — Następnym razem mogę potrzebować szybkiej pomocy… chyba że mówimy tutaj jednak o dobrym seksie — dodaje cichym głosem, nawiązując do tego, co powiedział wcześniej; głosem cichym i delikatnym, miękkim i przyjemnym jak jej mlecznobiała skóra, przyozdobiona w blizny i krew, mająca przy sobie ostatnie kropelki wody i kilka otarć.
ARACHNE YAXLEY
[ No witam... ;) Wygląd karty miał cieszyć oczy zarówno moje, jak i cudze, tak więc im więcej pozytywnych reakcji, tym cieplej na sercu. <3 Jeśli zaś chodzi o treść, miała budzić ciekawość i chęć - jeśli nie odkrycia tajemnic - to chociaż poznania nowej Mo osobiście. Z tego co widzę, Finn też ma własnych sekretów pod dostatkiem, choć jego genetyka i zawód sprawiają, że ciężej mu uniknąć ludzkiej uwagi. Nie da się też nie zauważyć, że wątków masz już całkiem sporo, ale jeśli zwolni Ci się miejsce i najdzie Cię ochota na powiązanie z kolejną uczennicą, koniecznie daj mi znać. Zarys jakiegoś pomysłu już mam, tak na wszelki wypadek, więc możemy nawet obgadać potencjalny wątek na przyszłość.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i mnóstwa ciekawych pomysłów. Czekam też niecierpliwie na wszystkie te posty. <3 ]
Mo Stern
— To tylko krew.
OdpowiedzUsuńNie jest jej żal; ból minął i wcale nie ma zamiaru tego żałować. Nie leżało to w jej naturze, żeby czegokolwiek w ogóle żałować. Nie brała do siebie niczego i nie trzymała się zbyt kurczowo brzytwy. Ból był w końcu czymś, co pozwalało… czuć; życie bez negatywnych emocji i ognia było jałowe. Było smutne, marne i nijakie, a Arachne nie chciała być smutna, marna i nijaka.
Godziła się z tym, że jest paskudna i wredna; że niczym tak naprawdę nie różniła się od agresywnego druzgotka, który krył się w mule, jednakże ona potrzebowała więcej. Ciągle więcej i mocniej; ciągle próbowała coś sobie udowadniać i ciągle wyciągała ręce po coś, co nigdy nie należało do niej. I mogłaby po prostu się odwrócić, zapomnieć i coś obiecać, ale kosz obietnic od dawna był dziurawy.
— „Okowy dobrego zachowania” — powtórzyła i potrząsnęła głową. — Właśnie dlatego ludzie bywają… ograniczeni. Ograniczeni przez „okowy dobrego zachowania”, bo ojciec nauczył mnie, że nie powinienem tego robić, a matka powtarzała, że… — Westchnęła cicho, posyłając mężczyźnie znaczące spojrzenie; spojrzenie kogoś dorosłego, kto doskonale wiedział, co mówił.
Finn jednak miał prawo mówić to, co chciał; mógł wychodzić jej naprzeciw i głosić doktryny. Mógł po prostu się nie zgadzać, wyśmiać ją i uznać, że wciąż była jedynie dzieciakiem.
— Niczego nie uznaję za prawdziwe — stwierdza miękkim, aksamitnym głosem i uśmiecha się do niego dość blado. — Nie wzbudzasz zaufania i raczej nie masz z tym problemu. Wydajesz się być naprawdę piękny — zaczęła, opierając koniec różdżki o brodę — ale jeśli przyjrzysz się bliżej… cóż, dostrzegasz kilka pęknięć. Czasem wystarczy po prostu spojrzeć komuś w oczy.
Wzrusza bezradnie ramionami, pokazując mu swoją inną stronę; stronę kogoś, kto wiele rozumiał i kto rozmyślał, zastanawiając się nad tym, co bywało pomijane. Stronę kogoś, kto nie pasował do tego, co zazwyczaj dostrzegało się u Ślizgonów. Ciężko było zrozumieć Arachne – tę dwojakość natury i łuny namiętności pokrytej mrozem.
Uśmiecha się pod nosem, kiedy Finn stwierdza, że nie potrzebuje go do dobrego seksu. Ani do dobrego zaklęcia leczącego. Tak właściwie nie potrzebowała… nikogo. To, co działo się w jej głowie należało tylko do niej; i być może czasem bywała trochę naiwna, może wciąż przemawiała przez nią burzliwa młodość, jednak Arachne zawsze głośno mówiła to, co myślała – mówiła wyraźnie, podnosząc wysoko podbródek. Nie cofała się i nic nie mogło sprawić, żeby zrobiła krok w tył. Doskonale znała ból; wiedziała jak wygląda pustka i jak ciężko było odnaleźć się w szarościach.
Jej śmiech zamienia powietrze w wibracje, a wiatr posyła ten dźwięk dalej. Mokre włosy kleją się do czoła i policzków; śliczna buźka wykrzywia się w rozleniwionym grymasie, słysząc jego komentarz. Lustruje spojrzeniem męską twarz, a zaraz potem wstaje i przez moment to ona góruje nad nim; patrzy w jego stronę spod długich, czarnych rzęs, chłonąc wzrokiem ostre rysy.
Mrok gęstnieje, las wydaje się szeptać swoje własne, stare zaklęcia, a gwiazdy wiszą nisko, zakrywane co jakiś czas przez chmury; w powietrzu czuć zapach wody i trawy – zapach jaśminu, bzu i lawendy.
Usuń— Nie liczyłam, że ktoś tutaj będzie, więc nie możesz mnie winić za to, że akurat pojawiłeś się w nieodpowiednim momencie — zaczęła wolno, a potem odetchnęła głęboko wieczornym powietrzem i delikatnie rozłożyła ręce, jakby pragnęła jak najdłużej zatrzymać tlen w swoich płucach. — Poradziłabym sobie bez twojej pomocy.
Rzuca mu spojrzenie, a chwilę później chwyta za różdżkę i skrzeloziele – i posyłając nauczycielowi błysk swoich srebrnoszarych tęczówek, rusza w stronę jeziora.
— Nie mam zamiaru rezygnować z druzgotka. — Jej głos zaczyna być coraz cichszy; jasne ciało zanurza się w zimnej wodzie i przez moment wygląda jak nimfa wodna. Blask gwiazd dosięga zaróżowionych policzków, a usta łapią oddech, gdy zęby zanurzają się w magicznej roślinie. — Jeśli masz zamiar sprawdzić, czy uda mi się go dotknąć, to raczej też powinieneś wskoczyć do wody…
I ponownie jej ciało znika pod taflą jeziora; oczy wędrują w górę, obserwując linię pomiędzy tym, co ziemskie, a tym, co skrywało się w wodzie. Arachne staje się ciężka; glony obłapiają jej ramiona, ryby uciekają i znikają. Odwraca się, obserwując wszystko wokół i szuka – druzgotek gdzieś tutaj powinien być; stworzenie nie mogło sobie odpuścić. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo akurat w tej kwestii byli do siebie podobni.
[<3]
ARACHNE YAXLEY
[Kotek, tak podejrzewałam, że twoje niepokojące skłonności stalkerskie wezmą tu górę. Nie mam już dzisiaj siły na bardziej rozwinięte odpowiedzi dla ciebie, więc nie pisz mi o trudnych nazwiskach — nawet nie umiesz sobie wyobrazić, ile razy wyjebałam się z rowerka, pisząc nazwisko twojego Finna, haha. Upominaj się o odpisy od niedzieli, dopiero wtedy poluzuje mi się grafik, a do tego czasu jestem out of life i nie mam wolnej chwili na to, aby przysiąść do któregokolwiek odpisu — na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że nie wyrobiłam się ze wszystkim i w konsekwencji tego musisz dłużej poczekać, buziaki.]
OdpowiedzUsuńwasz Bez
[Hehe, i nie myślę już o tej porze po tylu godzinach pracy, aczkolwiek — wrócę po jeszcze jeden wątek, tak jakby został mi obiecany pod nową KP, a ja lubię przywłaszczać sobie rozgrywki od osób, których styl znam.]
UsuńOch, no i nie było takiej osoby w Hogwarcie, jeśliby nie powiedzieć, że i w całej Szkocji, która doprowadzała go do tak szybkiej, choć niemal rodzicielskiej irytacji. Stoi więc przed nim wryty jak matka po coming oucie syna. Brwi uniesione i dech zawieszony w cichej irytacji, której sekundy nadają coraz to barwniejsze kolory. Zastanawiając się nad tym, co takiego mężczyzna ten miał w sobie, że wystarczył moment na wzbudzenie w nim zniecierpliwienia. Zaciska więc szczękę i już dalej nie komentuje, bo przecież nie trzeba.
OdpowiedzUsuńI wie, że cienie Durmstrungu będą się za nim ciągnąć przez cały ostatni rok w Hogwarcie. Cholerni Norwegowie, wszyscy uszyci na jedną miarę. W razie problemu spierdolić, ale wciąż utrzymywać fason i swe głupkowate podejście do życia. Wycofuje się więc z tej krótkiej rozmowy, krok w tył, by dołączyć do pierwszego z rzędów, którzy uczniowie zdążyli wykreować.
Pytanie nauczyciela zawiesza się nad ich głowami, by chwilę później, niczym chłostający bat spowodować uniesienie ku górze lasu rąk.
Pod nosami uczniów padają odpowiedzi, są ciche i będące próbami przed finalnym wygłoszeniem danych mądrości. I sam Keith, poniesiony pytaniem w rejony wcześniej przeczytanych ksiąg, kotłuje się by nie rzucić odpowiedzi. Ale za chuja, niesiony sztuczną dumą i wcześniej otrzymaną, durną odpowiedzią, nie weźmie udziału w lawinie podnieconych odpowiedzi. A kwestia jest przecież prosta, krąg jak krąg.
Nim Finn wybierze osobę do odpowiedzi, dwa kroki do przodu robi nieznana chłopcu Krukonka o krwiście czerwonych włosach, różowych policzkach i mocnym zapachu pomarańczy, który ciągnie się za jej sylwetką. Nabiera powietrza w policzki, widać, że ćwiczyła wcześniej, bo słowa, które wypowiada, są złożone w logiczną, wolną i poważną wypowiedź:
— Kręgi nazywane są również kręgami wróżek. Mogą powstawać nie tylko w postaci kamieni, ale także przez wyrastające w ciągu nocy grzyby. Mówi się, że nie można wchodzić do kręgu, ponieważ przeszkadza się ucztującym tam istotom. Mam rację, profesorze?
Jej głos jest przyjemny, niski i ujmujący. Unosi podbródek do wyższego od niej mężczyzny. Jej włosy zaokrąglone na końcówkach gładko kładą się na czole. Lubi ją. Nie wie dlaczego, ale pociąga go swoim obyciem, posturą i spokojnie układaną w powietrzu sylwetką. Keith przenosi spojrzenie z dziewczęcia na Finna i przypomina sobie o liście matki, który ciąży jak kamień w jego podręcznej torbie. Wydaje mu się, że gdyby go wyciągnął z otchłani skrzętnie poukładanych książek, przeszkodziłby relacji, która w niemal literacki sposób zarysowuje się pomiędzy Halvorsenem a…
— Miya Trovski, nazywam się Miya Trovski — mówi ona sucho i przysiągłby, że przyjmuje ton należący do niego samego.
Keith wymyka się z grupy, wraz z uczniami rozchodzącymi się wszędzie wokół, powoli i z uwagą podąża za wcześniejszym spojrzeniem Finna. Krąg jest mało pokaźny, kamienie ciosane jakby od niechcenia. Podchodzi do najwidoczniej głównego tematu dzisiejszych zajęć. Kuca przy jednym z głazów, spojrzeniem gładząc surową, chropowatą powierzchnię jednego z nich. Chwilę później wyciąga ku niemu dłonie, bo nie mógłby inaczej. Od zawsze wiedziony chęcią czucia rzeczy i osób, nie tylko badania ich wzrokiem, sięga otaczającej trawy wokół. Jest sucha, gnąca się ku dołowi.
— Kamień jest wilgotny, chociaż nie padało — komentuje głośniej, zwęża brwi.
I nie jest to uwaga ku konkretnej osobie, bardziej podsumowująca myśli sentencja. Prostuje się, przekrzywia głowę i wraca spojrzeniem ku nauczycielowi.
K
Było to jedno z pierwszych wyjść do Hogsmead, jego w ogóle, dzieciaków w tym roku szkolnym. Wydelegowany w pośpiechu, na korytarzu. Złapany w sieć obcych palców, które zakleszczyły się na przedramionach, by usta nauczycielki wróżbiarstwa przekazały mu informację: „Zostałeś wybrany”. Mówiąc to półszeptem, z szeroko wytrzeszczonymi oczami i zapachem okropnych, ciężkich jak cholera perfum, okręciła go wokół własnej osi i zaśmiała szaleńczo. Chociaż może, może wcale tak nie było. Zwyczajnie cholery nie lubił, więc i jej wyobrażenie bywało rozmazane, przygniecione niechęcią i zakusami na cichy mord.
OdpowiedzUsuńWspomina jej luźną twarz, gdy sunie przez główne wrota Hogwartu. A wraz z nim wylewa się gwardia uczniów i pojedynczych, przygarbionych ciężarem wyjścia nauczycieli. Jest jesienny poranek, pierwsze miesiące nowego roku szkolnego. On, świeży nauczyciel z mordą mało zadowoloną, choć jakby na mus uśmiechniętą. Chrzęszczą jego kości jak starego dziada, płaszcz ciąży, jakby trzymał w niej całą nieprzespaną noc. Naturalnie do Hogwartu przybył w ostatniej chwili, na moment przed ceremonią przyjęcia, przepustu, zwał jak zwał, zapomniał całej terminologii od swoich lat szkolnych.
Na twarzy głupi uśmieszek, na ciele rozchełstane ciuchy i płaszcz, który lata świetności ma zdecydowanie za sobą. Pomiędzy dzieciakami pływa jak duch, na niektórych, tych najmłodszych główkach kładąc dłoń z miłym przywitaniem wirującym gdzieś pomiędzy dziecięcymi uszami. Kolory szat od lat te same, zawsze z początkiem szkoły pachnące rodzinnymi domami, z gracją jeszcze powiewające.
I naturalnie wiedział, że wśród nich spotka Finna Halvorsena, czego dowiedział się od Alberto, choleryka z wybujałym ego. I widzi go pierwszego, kiedy swym wolnym, choć i tanecznym krokiem skacze to w tę, to w tamtą stronę. Chciałby poczuć coś konkretnego, ale rodzi się jedynie sympatia i może, za sprawą jesiennej nostalgii, całkiem niepotrzebne poczucie wspólnotowości.
— Dobra, dzieciaki, zawińcie mocniej szaliki i idziemy, ale na Merlina, parami a nie jak wypuszczone z klatki chochliki — mówi wpół żartem, wpół niemal kopiąc ich po łydkach.
Sprawę przejmuje wróżbitka o tym razem jeszcze gorszym zapachu, zielsk lokalnych zmieszanych z tymi samymi, drażniącymi nozdrza perfumami. Poprawiając czarny golf, który ciasno przylega do męskiej szyi, ucieka z pola jej widzenia jak nastolatek przed byłą dziewczyną i przyczepia się ramieniem do wcześniej zauważonego znajomego.
— Finn, mój drogi — zaczyna konspiracyjnie, przejmując wile spojrzenie jak maść na poparzenia. — Weź mnie proszę w ramiona i pokaż, gdzie Hogwart ma swoje najcichsze i najnudniejsze zakamarki.
Wywraca oczami błądząc spojrzeniem za przemykającą kobietą w rudych, prostych jak struna włosach. Za nią osypują się piegi i odór butwiejących korytarzy jednej z wież zamku.
— Jak jej w ogóle na imię? — pyta szeptem, dłonią popychając jednego z zastanych w miejscu uczniów. — Jest jak nocna mara, która udusiłaby cię samym zapachem.
I sam nie wiedział, czemu to właśnie ten zmysł miał najbardziej wyostrzony, co przy dawkach wypitego w życiu alkoholu powinno być całkiem ujarzmione. Kilka uderzeń serca dalej, ale wciąż będąc czujnym jak dzika zwierzyna, po raz pierwszy spogląda na Finna dłużej. Wie, że zwraca się do kumpla, jakby rzeczywiście kumplami byli, ale gdzie tam, jedynie paręnaście spotkań w przeszłości, jedno złamane serce, na Merlina, nie jego, a Alberto. Dwa, jeśli wliczać te francuskie, drobne jak ptasie, ale niewzruszone jak Halvorsena. Podobieństwo to widział od dawna, od dawna też mu ulega, jakby Chloe i Finn byli niespowinaconym rodzeństwem. Nie szuka w nich lustrzanych odbić a podobnych spojrzeń, równie bezpośrednich słów i czegoś, co go jednocześnie denerwuje, ale i bywa pewnym rodzajem afrodyzjaka. I raz nawet o tym wspomniał, na jednej z tych posiadówkowych imprez. Dobre to były czasy, ale i dobra była ich śmierć.
— Z plotek, czy to nie prawda, że trafił tu ten twój, były już chyba, Black? — Łapiąc zdziwione spojrzenie Finna, dodaje zaczepnie: — Wiedza od jeszcze innego byłego.
Elio
[Hej, cześć. Przepraszam za swoje zniknięcie. Jeśli nie masz mi za złe i chciałabyś kontynuować wątek, to daj mi znać. ♥]
OdpowiedzUsuńCherry
[Przepraszam Cię najmocniej za milczenie; pochłonęło mnie parę spraw, o których Ci wspominałam -.- Ale już z chłopcami jesteśmy i na dniach planujemy na dobre obudzić się do życia xD
OdpowiedzUsuńJeśli masz jakiś opracowany pomysł i nadal miałabyś chwilę, śmiało nam zacznij, proszę :) Gdyby jednak nie, odezwę się do Ciebie do paru godzin lub jutro; chodzi mi coś po głowie, ale nie wiem, czy by Ci odpowiadało, i możemy wtedy zdecydujemy, komu łatwiej byłoby zacząć?
Do napisania! ♥]
Owen Black
[A, i dziękuję za piękne powitanie ♥ ♥ ♥
UsuńBardzo, bardzo się cieszę, że kreacja Owena przypadła Ci do gustu i mogę mieć tylko nadzieję, że nie zawiedziemy Cię w praktyce, już w czynnym pisaniu xD
I racja, wydaje się mieć słabość do krwi wili. Może to swego rodzaju karma za grzechy przodków? xD Nie no, nie ma co w sumie przez to narzekać, acz zobaczymy, co z tego tym razem im z Finnem z ich związku wyniknie :) W końcu są dość udani pod tym względem, ci nasi chłopcy.]
[Twój pomysł jak najbardziej mi odpowiada. A wyprawa do Zakazanego Lasu mogłaby się zakończyć nie do końca tak, jakby planował to Finn. Mogliby natknąć się na wilki, albo jakieś inne stworzenia?]
OdpowiedzUsuńCherry