Castor Blackthorne
Castor Dorian Blackthorne — urodzony 06/06/2006 w rezydencji Blackthorne'ów położonej pod Oksfordem — VI rok — OPCM — Zaklęcia i uroki — Eliksiry — Alchemia — koło astrologiczne — klub pojedynków — na pozycji szukającego od czwartego roku — dumnie kroczy w szatach Slytherinu — 12 ½ cala, cedr, sierść warga, w miarę giętka — bezkształtny patronus, kelpia boginem — awersja do większych zbiorników wodnych — zodiakalny bliźniak — Cas tylko dla przyjaciół — syn Bernarda Blackthorne zastępcy szefa Departamentu Tajemnic oraz Arabelli Blackthorne właścicielki salonu sukien dla czarownic — czysta krew — sygnet z rodzinnym herbem zawsze obecny na palcu wskazującym na prawej dłoni — Willow — relationshits — How many secrets can you keep
Po zamku porusza się pewnym, szybkim krokiem. Spędzone tutaj sześć lat pozwoliło mu poznać różne zakątki szkoły, jedne ciekawsze drugie znacznie mniej. Góruje nad większością studentów wzrostem, co jest śmiesznym paradoksem, jako pierwszoroczniak był najmniejszy, niemal niezauważalny. Sceptycznie podchodzi do zawierania nowych przyjaźni, wcale nie dlatego, że uważa się za kogoś lepszego, a najzwyczajniej ceni sobie to, jacy ludzie go otaczają. Dla najbliższych mu osób jest w stanie zrobić i poświęcić wszystko, nie będzie patrzeć na konsekwencje swoich czynów. Od pokoleń członkowie rodziny Blackthorne'ów trafiali do Slytherinu. W jego przypadku nie było inaczej, a mimo to podczas ceremonii Tiara zastanawiała się nad odpowiednim domem i długo wahała się czy obecny dom będzie dla niego odpowiedni.
Uczenie się nigdy nie było dla niego problemem. Całkiem dobrze odnajduje się w eliksirach, ale znacznie bardziej upodobał sobie zaklęcia i uroki. W bibliotece ma swój stały kąt, który oddalony jest od pozostałych i zapewnia mu cisze i spokój od otaczających go studentów, którzy w jego mniemaniu zawsze zachowują się w bibliotece zbyt głośno. Wraz z końcem zeszłego roku zrezygnował z członkostwa w Klubie Ślimaka, mimo licznych sprzeciwów ojca. Niemal każdego dnia czuje na sobie mroźne spojrzenie ojca, nawet jeśli ten fizycznie nie jest obecny w Hogwarcie. Wymaga od siebie więcej, chcąc zadowolić swojego ojca, któremu wiecznie nie pasują podejmowane przez Castora decyzje.
Bywa ponury i nieprzyjemny, ale gdy tylko nadarzy się odpowiednia okazja - śmieje się najgłośniej ze wszystkich i podobno jego śmiech zaraża innych. Przy dawce dobrego humoru lubi straszyć pierwszoroczniaków krwawymi opowieściami i upijać się ich przerażonymi wrzaskami, gdy od niego uciekają prosto do swoich domitoriów. Lubi nocne spacery, nie straszny jest mu przechadzanie się po Zakazanym Lesie, a ujemne punkty nie brzmią tak źle, jakby się mogło wydawać. Szkolne wypady do Hogsmeade traktuje z przymrużeniem oka, o wiele bardziej lubi odwiedzać miasteczko sam bez kontrolujących każdy krok nauczycieli.
Now it's three in the morningAnd I'm trying to change your mindLeft you multiple missed callsAnd to my message you reply,Why'd you only call me when you're high?High, Why'd you only call me when you're high?
Od autorki: Dobry! Ja tu nie po raz pierwszy, ale mam nadzieję, że tym razem już po raz ostatni. Castor jakiś czas tutaj już był, a ja się za nim stęskniłam i stwierdziłam, że nie zaszkodzi spróbować raz jeszcze. :) Wchodzę we wszystko; byłe partnerki/partnerzy, przelotne miłostki, przyjaźnie, wrogowie, bierzcie co chcecie!♥️
Kartę sponsorują: The Neighbourhood, Arctic Monkeys, Danny Griffin oraz ja. W razie kontaktu zapraszam tutaj: GG: 50700814 lub bysiaa44@gmail.com
[A dzień dobry wieczór! To cudowne, że Hogwart stale przyciąga doświadczonych już autorów, jak i świeżaków, a tych pierwszych witam zawsze z szerokim uśmiechem. Miło Cię tu widzieć wraz z Castorem ^^
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy z niego jegomość, a karta napisana w taki sposób, że przeczytałam jednym tchem! Oby jak najdłużej tu gościł, żeby moja Melinda mogła mu ucierać nosa podczas meczy ;p
Baw się dobrze i w razie nadmiaru weny - wpadnij pod moją kartę ;)]
Melinda Wood
[ Ja już się przyznawałam dawno, że podglądałam kartę, niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie podgląda! Co prawda poprzednich wersji nie pamiętam, albo nie było dane mi poznać, ale już z Val całkiem Castora polubiłyśmy i czekamy na uzupełnione powiązania! ]
OdpowiedzUsuńValentine
[Witam serdecznie na blogu! :)
OdpowiedzUsuńNie miałam wcześniej okazji spotkać się z tą postacią na Hogwarcie, być może przez moją dłuższą przerwę od pisania, więc tym chętniej przeczytałam powyższą kartę.
Nie wiem czemu, ale po jej skończeniu i zapoznaniu się także z relacjami, odniosłam wrażenie, że Castor jest jednym z tych ludzi, którzy mniej lub bardziej świadomie, czasami onieśmielają innych; może nawet budzą w niektórych z nich swego rodzaju niepokój. Może to złudzenie przez jego wspomniany przez Ciebie wzrost, a może kwestia bólu, który w sobie głęboko nosi...?
Nie wiem, choć mam nadzieję, że kiedyś uda mi się historię i samą osobę Castora, poznać nieco lepiej; czy to przez możliwe posty z Twojej strony, czy też wątki, gdybyś kiedyś chciała nad czymś wspólnie pomyśleć :) Punkty zaczepienia mamy już przez same przedmioty, na które Twój pan uczęszcza, acz oczywiście zawsze można pójść w mniej oczywistym kierunku xD
Póki co, życzę Ci udanej zabawy na blogu, życząc dużo weny i wolnego czasu! Mam nadzieję, że tym razem zostaniesz z nami na dobre :)]
Regulus Black | Owen Black
[ No proszę, kolejna znajoma buźka powróciła do Hogwartu… Bardzo mnie cieszą takie powroty, zwłaszcza, że tym razem – dla odmiany – mamy panów po jednej stronie barykady. Castora już się w przeszłości nachwaliłam, więc nie przeklejam moich ochów i achów, bo wciąż wiszą pod starą wersją karty :) Jeżeli miałabyś chęć, zapraszam do siebie. Stawiam na to, że naszą dwójkę mogłaby łączyć prawdziwa męska przyjaźń albo mogliby się szczerze nie znosić, za dużo punktów wspólnych by potrafili przejść obok siebie obojętnie. A po ustaleniu punktu wyjścia, dalej będzie znając życie jak z górki :) ]
OdpowiedzUsuńJasper Rosier
[ Hej, wpadam tak szybciutko w przelocie, ale chciałam ponownie powitać Castora na blogu ;) Fajnie, że znów jesteście, im nas więcej tym weselej :) Nasz poprzedni wątek nie zdążył się porządnie rozwinąć, ale i tak miło go wspominam – pewnie ze względu na ciekawe powiązanie, które wtedy ustaliłyśmy. Jakbyś teraz miała czas i ochotę pokombinować nad czymś nowym, to zajrzyj do koleżanki z domu i z roku :) Życzę Ci udanej zabawy i mnóstwa weny! ]
OdpowiedzUsuńPenelope Parkinson
Już jakiś czas temu zdążyła doskonale zdać sobie sprawę z własnych mechanizmów. Jednym z nich była ucieczka. Ucieczka w pracę, a wręcz pracoholizm. Wszystkie zajęcia dodatkowe i godziny spędzone na nauce, nie tylko skutecznie zabijały czas i zagłuszały drylujące w jej głowie pytania bez odpowiedzi, ale także każda wybitna ocena zaklejała maleńką łatkę na roztrzaskanym obrazie ideału w głowie panny Morisot. Rozmyślanie nad problemami przynosiło coraz więcej szkód i żadnego pożytku, to też najlogiczniejeszym rozwiązaniem wydawało się nadać sobie tyle pracy, by na myślenie nie mieć już najzwyczajniej w świecie czasu. Weekendy były jednak pod tym względem nieco bardziej skomplikowane, zwłaszcza przy skróconych przez jesienną pogodę treningach Quiddicha.
OdpowiedzUsuńIdealnym wręcz sposobem na zabicie czasu okazywało się jej nie tak dawno odkryte hobby, a dzięki uprzejmości pani Blackthorne mogła tego wieczoru skorzystać z pracowni na tyłach jej sklepu, znacznie wygodniejszego miejsca do obróbki materiałów niż słabo oświetlone dormitorium Ślizgonek. Praca szła jej na tyle sprawnie, że dopiero charakterystyczny dźwięk dzwoneczka przy drzwiach wejściowych, zmusił ją do podniesienia wzroku na okno, za którym panowała już głównie ciemność.
— Już prawie kończę, pani Blackthorne. — Zaświadczyła szybko nader uprzejmym głosikiem, który z nieznanych nawet dla właścicielki przyczyn, często przybierał nieco na akcencie ilekroć zwracała się do kogoś z poza grona rówieśników. W pośpiechu nawet zaczęła układać przybory na stole krawieckim, a skrawki materiału szybko wylądowały w koszu, choć przecież powinny znaleźć się tam już dawno temu. W krzątaninie ruchów złapać musiała szybko osuwające się cieniutkie ramiączko białej sukienki. Sukienki, która choć długa do łydek, nijak nie pasowała do obecnej pogody, bez ciepłego swetra i jesiennego płaszcza, które na ten moment służyły za dodatek do legowiska dla śpiącego na fotelu Oriona. Jednak temperatura panująca w pomieszczeniu musiała pozwalać chociażby potencjalnym klientkom na przymiarkę kreacji bez przyprawiania ich o gęsią skórkę, a dla Valentine była to wytęskniona odskocznia od ciężkich szkolnych mundurków. Wciąż jeszcze pamiętająca pocałunki wakacyjnego słońca skóra, stojąca w delikatnym kontraście z jasną satyną, domagała się choćby odrobiny oddechu, a wcięcie na plecach odkrywało rąbek skrywanej przed światem niewielkiej, czerwonej ćmy u dołu żeber, która jeszcze w zeszłym roku narodziła się pod igłą niejakiej Wood'ówny. Mimo z pozoru tak odkrywającej kreacji, przy całej otoczce nienagannej postawy i pełnych świadomości ruchów Vivian, nie sposób było się w niej doszukać śladów wulgarności. W całej pannie Morisot zdawało się nie być niemożliwym odnaleźć ani krzty wulgarności. No cóż, prawie.
Brak odpowiedzi od właścicielki sklepu zmusił ją w końcu jednak do spojrzenia przez ramię. Urwany w poł oddech gdy postać w progu pomieszczenia okazała się znacznie wyższa niż oczekiwała. Szybko jednak jej wzrok powrócił na stanowisko pracy, zanim raczyła nawet powitać przyjaciela jakimikolwiek słowami.
— Cześć, Cas... —Rzuciła w jego stronę, w międzyczasie chwytając ciemnoniebieską koszulę, by wsunąć ją ukradkiem pod sterty leżącego na stole materiału. — Twoja matka cię przysłała? Zapewniałam ją, że wszystko dokładnie posprzątam i zamknę, jak tylko skończę. — Szczerze nie spodziewała się, by przyszedł tu z własnej woli, biorąc pod uwagę ostatni stan ich relacji. Nawet w na korytarzach Hogwartu jedyne co im towarzyszyło od początku semestru to uciekające od siebie spojrzenia i niezręczne konwersacje, które kończyły się nim tak naprawdę miały szansę się zacząć. Wszystko przez jeden niewielki błąd, którym nie potrafiła się zająć w obecnym stanie umysłu.
Valentine
[Cześć, czołem! Przybywamy się przywitać, mając nadzieję, że darujesz nam spóźnienie. Czytam o Castorze i myślę, że też zastanawiałabym się, do którego domu go wsadzić. Myślę, że Pops bardzo żałuje, że nie są razem w domu. Oczami wyobraźni widzę, jak pewnego pięknego września po wakacjach zorientowała się, że już nie jest od niej niższy. Wszak ona sama zatrzymała się na niezbyt powalającym wzroście i pewnie na pierwszym roku był jedyną niższą od niej osobą.
OdpowiedzUsuńMam do oddania w dobre ręce przyjaciela od początku szkoły, niemalże brata, który byłby... a właściwie który po prostu nie byłby Nicholasem, bo Nottowie mają dość skomplikowaną relację, również z ojcem w tle. Masz ochotę na coś prostego, w lekkim klimacie nielegalnych wycieczek do Wrzeszczącej Chaty? Jeśli tak, to z przyjemnością puszczę sówkę, jak tylko przestanę tak smarkać (: Oczywiście, jeśli po drodze wpadniemy na pomysł jak skomplikować im dodatkowo życie to ja na to jak na lato! A na chwilę obecną myślę, że obie postacie could use a little support.]
Poppy Nott
[Cześć, witam Cię ponownie! Fajnie widzieć tu znowu Castora, gdybyś miała ochotę coś powącić, to ja przyjmę Cię z otwartymi ramionami <3
OdpowiedzUsuńPóki co życzę Ci przedniej zabawy i kociołka pełnego weny!]
Cherry
[Wciąż czekamy, aż namieszacie nam w życiu... :> Budzimy się, budzimy!]
OdpowiedzUsuńpora się rozruszać
Panna Potter z reguły była przykładną uczennicą, przestrzegającą zasad panujących w Hogwarcie. Starała się osiągnąć jak najwięcej i bez potrzeby nie popadać w tarapaty i nie narażać się na srogie kary. Nie uśmiechało jej się sprzątanie poł szkoły, albo spędzanie dodatkowych godzin w klasie z nauczycielem, gdy własnych zajęć miała wystarczająco dużo. Starała się pracować nad swoją reputacją, zwłaszcza że musiała przeskoczyć sławę swojego nazwiska i całkiem popularnych rodziców. Zwłaszcza ojca, który był Tym Potterm, wyjątkowym dzieckiem, pogromcą Czarnego Pana i tak dalej. Nigdy nie umniejszała jego zasługom, ale Lily była sobą, inną osobą i chciała być zauważana za to kim ona sama była i kim starała się być.
OdpowiedzUsuńGdy już przychodziło do łamania reguł rządzących Hogwartem, starała się robić to tak, by nie zostać przyłapaną. Uważała, że na tyle ją stać i do tej pory jej się to udawało. Z reguły była spokojna osóbką, lecz miewała swoje za uszami. Jak na przykład nocne wypady poza mury szkoły. Niekiedy decydowała się na spokojny spacer, by nieco przewietrzyć głowę, a niekiedy decydowała się na zwiedzanie Zakazanego Lasu. Sama nazwa mogła już wskazywać, by lepiej się tam nie zapuszczać i niemal każda ciotka, a zwłaszcza wujek Ron opowiadali by lepiej tam nie chodzić. Nigdy nie zapomni opowieści o wielkich pająkach i bladej twarzy wujka. Wszyscy w tedy nieźle się uśmiali, gdy głowa rodziny Wasley’ów prawie zemdlała. Cóż, młoda Potter nic sobie z tego nie robiła i z wielką chęcią przemierzała samotnie las. Nie wiedziała czemu, ale jego ponura aura i wszędobylska cisza, uspokajały ją. Poza tym była bardzo ciekawa istot, które mogła tam napotkać. Zwierzęta od zawsze ją fascynowały i starała się zrobić wszystko by spotkać je nie tylko w książkach, ale również na żywo.
Do tej pory do Zakazanego Lasu zapuszczała się raz na jakiś czas. Nie chciała kusić losu, że ktoś ją przyłapie. Jednak odkąd napotkała zranionego jednorożca, jej wyjścia stały się regularne. Pożyczyła nawet od braci pelerynę niewidkę i co noc wymykała się z dormitoriów. Pożyczyła to było całkiem duże słowo, bo James wciąż był przekonany, że spoczywa ona na dnie jednego z jego kufrów.
Tej nocy również wymknęła się z pokoju. Na ramieniu miała przewieszoną dużą torbę, w której przygotowane miała maści przyśpieszające gojenie. Czary magiczne wciąż nie wychodziły jej najlepiej, dlatego wolała nie ryzykować pogorszenia sytuacji i stosowała inne metody. Eliksiry i maści wychodziły jej całkiem w porządku. I nie raz przetestowała ich skuteczność.
Zrzuciła pelerynę niewidkę z ramion, gdy znalazła się poza murami zamku. Przystanęła przed ścianą ciemnego lasu. W dłoni dzierżyła różdżkę, tak na wszelki wypadek. Rozejrzała się jeszcze wokół, czy aby na pewno nikt jej nie śledzi i po chwili zniknęła między zaroślami.
Soon favorite "Gryffindor"
[Dobry wieczór! Dziękuję za komentarz i miłe słowa. <3
OdpowiedzUsuńKartę Castora wręcz połknęłam, świetnie się ją czyta. Castor zdaje się być typ typem Ślizgona, którego da się lubić, dom Węża powinien być dumny i mieć więcej takich wychowanków. <3 Choć bardzo smutna jest jego relacja z ojcem. Bardzo intrygują mnie te rodzinne sekrety, chociaż nie wiem czy dałoby się to jakoś poruszyć w naszym wątku. Z pewnością Victor i Castor są podobni w swoim podejściu do zawierania przyjaźni – ten sam sceptycyzm i ostrożność. Victor pewnie w głębi zazdrościłby też wielu rzeczy Castorowi – wzrostu, sprawności, tej dumy i Quidditcha. Są też na tym samym roku, oboje lubią eliksiry i alchemię – to też może być jakiś punkt zaczepienia. Wspólny projekt? A może Castor nakryłby Victora jak ten wykrada składniki potrzebne do eliksiru uspakajającego?
Wszystko zależy od tego na jaki typ relacji chciałybyśmy postawić, pozytywny czy negatywny? Czy może coś po środku?]
Victor Averne