Candice Sallow
VII ROK RAVENCLAW ★ PÓŁWILA★ KLUB POJEDYNKÓW ★ KOŁO ZIELARSKIE
RÓŻDŻKA Z WŁOSEM JEDNOROŻCA WYKONANA Z DRZEWA WIŚNI ★ NIE PRZYZNAJE SIĘ DO BOGINA ★ BRAK KSZTAŁTNEGO PATRONUSA
Nie każdy ma dar do zielarstwa. Czasem pielęgnując rośliny trzeba poświęcić cząstkę siebie, aby te rosły zdrowe, silne i w pełni ukazujące swoje piękno. Pielęgnowanie roślin to coś więcej niż podlewanie ich, dbanie o przesadzanie w odpowiednim czasie czy przycinanie do formy, która pozwoli na jeszcze większy rozrost. Candice zawsze to wydawało się dziwne. Konieczność straty dużej części rozwiniętej rośliny. Zauważalny gołym okiem przyrost nie raz pomagał jej w życiu - w kryzysowych sytuacjach powtarzała sobie, że ukochaną walerianę również musi przyciąć i stracić, aby zyskać jeszcze lepszą jej wersję.
Pielęgnowanie żalu jest znacznie łatwiejsze. Nie ma konieczności pamiętania o podlewaniu, pieleniu, przycinaniu. Życie byłoby łatwiejsze, gdyby potrafiła tak po prostu wyrwać z siebie tę sadzonkę. Zamiast tego robi z nią dokładnie to samo co z roślinami, które tak bardzo kocha. Dba o nią. Dba o to, aby nigdy nie zapomnieć. Troszczy się o ten żal i nienawiść. Wścieka się, bo magia nie działa na wszystko. Boi się, że któregoś dnia obudzi się i zorientuje, że zaczęło się. Ma żal do ojca, bo on wiedział. Wiedział, a mimo wszystko nie potrafił powstrzymać swojego instynktu związanego z przedłużeniem gatunku. Boi się, że kiedyś ona też nie będzie umiała się powstrzymać, chociaż już teraz broni się od jakichkolwiek uczuć, tłumacząc sobie, że tak jest łatwiej, lepiej, bezpieczniej...
Odpowiada jej etykietka kujonki z nosem w książkach, bo tak jest prościej. Krew matki, która płynie w jej żyłach niczego nie ułatwia, bo wolałaby na zawsze pozostać po prostu niezauważalna.
[ Hej, hej, skądś kojarzę tę śliczną buźkę! Bardzo często wyskakuje mi na pintereście, gdy przeglądam sobie przeróżne wizerunki do zachomikowania na później. Widzisz, nawet nie wiedziałam, jak ma naprawdę na imię… W każdym razie, przyznaję że pasuje jak ulał do postaci pół-wili :) Śliczna dziewuszka. Szkoda, że po przeczytaniu karty czuję lekką gorycz tego samego żalu, jaki skrywa tak głęboko w sobie. Mam wrażenie, że planujesz mocno pogmatwać jej przyszłość, choć niestety nie znam żadnych szczegółów… Oby ostatecznie udało jej się wyjść na prostą ;) Życzę Ci udanej zabawy oraz mnóstwa natchnienia, no i standardowo, w razie chęci, zapraszam w skromne progi Pen ;) ]
OdpowiedzUsuńPenelope Parkinson
[To ja tak jeszcze ładnie i oficjalnie – witam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPostaram się przybyć do Ciebie jutro bądź w sobotę z gotowym wąteczkiem (jak mi siły starczy, to może i dziś, ale nie jestem w stanie obiecać) <3]
[Krukoni górą!
OdpowiedzUsuńGus na pewno miał problem z zielarstwem. Ciężko utrzymać roślinkę przy życiu, jak notorycznie zapomina się ją podlać :P
Jeśli masz ochotę na wątek, to zapraszamy w swoje skromne progi, pomyślimy nad jakimś ciekawym powiązaniem!]
Mingus
[Dzięki za cynk, już poprawiłam! Nie wiem jak pominęłam tę literówkę, skoro czytałam KP przynajmniej trzy razy, ale wyszło zabawnie :P
OdpowiedzUsuńPomysł z poznaniem bogina Candice bardzo mi się podoba. Masz jakąś wymarzoną koncepcję, gdzie twoja bohaterka trafi na zjawę?]
Mingus
[ Cześć! Przyznam szczerze, że jeszcze jestem troszeczkę zagubiona, ale powolutku zaznajamiam się z blogspotem!
OdpowiedzUsuńNasze postacie na pewno muszą przynajmniej wiedzieć o swoim istnieniu. Candice jest dobra w roślinki i z opisu wnioskuję, że są one w nienagannej kondycji, i pewnie bardzo okazałymi egzemplarzami. Może Mei podglądałaby sobie jej cudeńka i byłaby nimi bardzo zafascynowana, a Candice by ją na tym przyłapała (niekoniecznie musiałoby się jej to podobać, takie troszeczkę naruszenie prywatności)?
To taki luźny pomysł, możemy oczywiście pomyśleć o czymś innym, jeśli to nie przypadnie Ci do gustu :) ]
Mei Hirata
[Jak najbardziej jesteśmy chętni na wspólny wątek!
OdpowiedzUsuńCo ty na to, żeby Candice - swoją drogą urocze imię, kojarzy mi się ze słodyczami - została przez przypadek świadkiem przepowiedni Salema? Może odwiedził go, żeby zinterpretował dla niej wróżbę z fusów, a przez uchylone drzwi zobaczy go pogrążonego w transie i usłyszy jakąś mroczną przepowiednię?]
Salem
Patric Grimson upatrzył sobie Nate'a od kiedy tylko pierwszy raz go zobaczył w Hogwarcie – jeszcze stojąc w kolejce do Tiary Przydziału w Wielkiej Sali uszczypnął chłopaka tak mocno w rękę, że ten aż zakwiczał głośno z bólu. Od szczypania do gnębienia wystarczyło jedynie pięć wspólnych lekcji, a po kilku latach spokojnie można było uznać, że widok cierpienia w oczach Nathanaela stał się dla Patrica swego rodzaju przyjemnością. Na palcach jednej ręki można by doliczyć się sytuacji, kiedy odpuścił sobie możliwość sprawienia mu przykrości, a wszystkie powodowane były raczej czynnikami zewnętrznymi, aniżeli jego świadomą decyzją.
OdpowiedzUsuńTeraz nie zapowiadało się na to, by coś stanęło mu na przeszkodzie.
– Kogo my tu mamy! – zawołał rudowłosy chłopak do swej kliki, zachodząc Nate'owi drogę na korytarzu. Był wtorek, późne popołudnie, idealny dzień, by zrelaksować się na błoniach przy miłej lekturze, co też Nate właśnie zamierzał uczynić. Książkę, którą trzymał w ręce, momentalnie ze strachu z hukiem upuścił na posadzkę, co wywołało oczywiście wśród bandy salwę śmiechu. – Sporo mnie kosztowały twoje ostatnie wyskoki, Fortescue.
Jakiś czas temu faktycznie wywiązała się pomiędzy chłopakami drobna konfrontacja. Co prawda, ze strony Nathanaela skończyło się jedynie na paru siniakach i urażonej dumie, ale jego przeciwnik wylądował przez to na kozetce u opiekunki Slytherinu, a nawet i późniejszym szlabanie.
– Odpuść sobie – mruknął chłopak, instynktownie sięgając przy tym po różdżkę. Jego problem polegał na tym, że nawet nie domyślał, że przypuszczona przez Patrica akcja była już całkiem nieźle zaplanowana. I pewnie gdyby o tym wiedział, zdawałby sobie sprawę, że za nim stała już dwójka innych chłopaków, którzy z łatwością wyszarpali z rąk jego różdżkę.
– Odpuścić sobie? Nathanaelu! Ja to wszystko robię dla twojego dobra! Jak taka fajtłapa jak ty przejdzie przez życie, jeśli się go nie nauczy paru lekcji? To jakie zaklęcia sobie dzisiaj poćwiczymy... A tak... – przeciągał Patric, ewidentnie napawając się strachem, który był coraz bardziej widoczny na twarzy chłopaka stojącego przed nim.
Nate nie lubił, jak go bolało. I choć zdarzyło się to już tyle razy, dalej nie mógł przywyknąć do tego uczucia.
– Diffindo!
Zaklęcie rozcinające. Patric z pewnością nie zdawał sobie sprawy, jak potwornie to zaklęcie podziała, gdy skieruje się je w stronę żywej osoby, nie przedmiotu – nie był przecież zimnokrwistym psychopatą i choć okrucieństwa wobec innych stały się przez lata dla niego codziennością, nie miał w planach zabicia innego ucznia na środku hogwarckiego korytarza. Prawdopodobnie spodziewał się ujrzeć kilka małych ranek, zadrapań. A smuga krwi, która momentalnie pojawiła się na wskroś białej koszuli chłopaka najpewniej niczym drobnym nie była.
– Cholera – wymamrotał Patric, niepewnie rozglądając się po twarzach swoich kumpli. Wszystkim zawadiackie miny trochę zrzedły.
[Wiem, że Candice miała go ocalić w odpowiednim momencie, ale trochę mnie poniosło po klawiaturze... Chociaż dalej przecież tej pomocy potrzebuje – chociażby, by się nie wykrwawić! :D]
[Myślę, że możemy wykorzystać to, że Candice należy do Klubu Pojedynków. Co ty na to, żeby zaproponował jej starcie z nim, gdyby zabrakło dla niej pary? Propozycja nie do odrzucenia, pewnie jedna z niewielu okazji do stanięcia twarzą w twarz z takim przeciwnikiem. Bez wątpienia młoda dama by zaplusowała, gdyby zabłysnęła jakimś rzadko używanym zaklęciem!]
OdpowiedzUsuńLennox M.
[Jak najbardziej rola ofiary pojedynku z Malfoyem jest możliwa do zaklepania! :D
OdpowiedzUsuńGeneralnie wyobrażałam sobie to wydarzenie mniej więcej w ten sposób, że Scropius użył zaklęcia, które sam wymyślił i przez to dobranie odpowiedniego, skutecznego leczenia było bardziej skomplikowane.
W KP napisałam, że to miało miejsce rok temu, więc nie wiem, czy chcesz się nieco cofnąć czasie, używając retrospekcji, czy tylko jakoś przemycimy tamtą sytuację w obecnych realiach?
PS. Nie jesteśmy potworami! Na pewno Scorpius by jej przyniósł coś słodkiego na przeprosiny :<]
Scropius Hyperion Malfoy
Nate braku sympatii w głosie dziewczyny nawet się nie doszukiwał. Po prawdzie, stres zawładnął całym jego ciałem do tego stopnia, że zdawał się w ogóle niczego nie czuć — jego zdolności poznawcze były w tym momencie tak upośledzone, że nawet gdyby Candice kazała stanąć mu teraz na jednej nodze, posłuchałby się jej bez najmniejszych wątpliwości. Posłusznie więc uniósł materiał koszuli, niemniej to, co tam zobaczył, sprawiło, że zwaliło go z nóg. Dosłownie. Spod bandaży wyczarowanych przez jego wybawczynię dalej wypływała krew, gdzieniegdzie materiał tak przemókł, że ukazywał głęboką ranę, żywe mięso. Nathanaelowi zakręciło się w głowie. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się tępo w swoją klatkę piersiową, a potem, tracąc przytomność, runął na posadzkę.
OdpowiedzUsuń— O cholera — powtórzył głupio Patric, po czym nie czekając na niczyją reakcję, odwrócił się i zaczął uciekać korytarzem. Jeden z jego kumpli, ten, który właśnie próbował wysmarkać sobie mózg, pobiegł za nim. Reszta w ciągu kilku minut również się rozpierzchła. Jedyny chłopak, który zachował jakieś resztki człowieczeństwa, przykucnął obok Nate'a tuż przy Candice. Wyciągnął różdżkę zza pazuchy, tę, którą wcześniej skradł, i powoli położył na ziemi obok.
— Chyba trzeba go zanieść do skrzydła szpitalnego — mruknął cicho, nie patrząc na nią. Bał się tego, co mógłby zobaczyć na jej twarzy. Był jednym z tych chłopców o dobrym sercu, którzy wpadli w złe towarzystwo.
***
Nate zbudził się i było mu jakoś tak wyjątkowo... Swobodnie. Otworzył powoli oczy i zobaczył jakąś dziwną drogę. Sama się przesuwała. Taka jasna, z kolumienkami u dołu. Nie poznawał tej drogi, nigdy wcześniej z całą pewnością nią nie chodził. Ale zaraz — on wcale nigdzie nie szedł. On nad nią lewitował! I to wcale nie była żadna droga. To był sufit!
— Ej, przestańcie. Dość! — krzyknął, unosząc głowę. Dalej miał wrażenie, że został napadnięty, omdlenie pozbawiło go odrobiny pamięci. Gdy rozejrzał się jednak wokół, zobaczył obok siebie jedynie Candice, która z trochę zaskoczoną jego wybuchem miną celowała w niego różdżką. Transportowała go do szpitala.
Chłopak odetchnął z ulgą.
— Czy mogłabyś mnie opuścić? Proszę. Nie chcę iść do szpitala. Pielęgniarki są naprawdę miłe, ale bardzo wścibskie, będą zadawać mnóstwo pytań. Jak wsypię Patrica, następnym razem poderżnie mi gardło. — Spojrzał na nią błagalnie. — Proszę, nie zabieraj mnie tam.
[A może zemścimy się na tych złoczyńcach razem? :D]