Dear Diary: My teen angst bullshit now has a body count.





Jeśli to czytasz, to ostrzeżenie jest dla Ciebie. Każde słowo tego bezużytecznego druczku to kolejna sekunda Twojego życia. Nie masz innych rzeczy do roboty? Czy Twoje życie jest tak puste, że naprawdę nie możesz wymyślić lepszego sposobu na spędzenie tej chwili? Albo może jesteś pod takim wrażeniem autorytetu, że respektujesz i wierzysz komukolwiek, kto go zażąda? Czy czytasz wszystko, co powinieneś przeczytać? Czy myślisz w sposób, w jaki powinieneś myśleć? Kupujesz rzeczy, o których mówią, że powinieneś ich chcieć? Wyjdź z domu. Spotkaj się z kimś płci przeciwnej. Przestań obsesyjnie kupować i walić konia. Rzuć pracę. Rozpocznij walkę. Udowodnij, że żyjesz. Jeśli nie będziesz ubiegał się o swoje człowieczeństwo, zostaniesz tylko numerkiem w statystykach. To ostrzeżenie.

Antoinette d'Artois-Gore


— No, nie wiem, Rosie... Szczerze, to chyba nie chcę tam iść, a zresztą mamy napisać na poniedziałek dwa eseje, no i jeszcze...
— Cecily Grant — przerwała mi. — Przestań marudzić. Od pół roku uganiam się za Felice, żeby wkręciła nas na tę imprezę, a teraz mówisz mi, że nie masz ochoty iść? Tchórzysz.
— Wcale nie tchórzę!
— Tchórzysz, jak nic! — Zmrużyła oczy. Patrzyłyśmy się na siebie przez kilka sekund w milczeniu, ale wyglądała tak zabawnie, że kąciki moich ust mimowolnie uniosły się w górę. Ona także się uśmiechnęła. — Słuchaj, jutro zaraz po kolacji pójdziemy do dormitorium, wyszykujemy się, pomalujemy, a potem założymy szaty i wyjdziemy... Nie wiem, niby do biblioteki.
— Nie chodzisz do biblioteki. Poza tym, kto wychodzi do biblioteki tuż przed ciszą nocną?
— O jejku, to nie wiem, gdziekolwiek. I nie zapomnij, żeby w ciągu dnia powiedzieć kilku osobom, że musisz coś załatwić wieczorem. Po prostu marudź, jesteś w tym dobra. A potem zdaj się na mnie, wszystko już zaplanowałam. I na Merlina, nie bój się!

***

Rosalie miała całkowitą rację, tchórzyłam. Sama nie wiem dlaczego, bo odkąd tylko usłyszałam o Klubie Obliviate, pragnęłam dostać się na jedno ze spotkań, być jego członkinią. Tajemnica, którą był owiany, jeszcze bardziej umacniała jego pozycję, elitarność — potem już dowiedziałam się, że oprócz trzech osób z zarządu nikt nie potrafił powiedzieć o nim więcej niż jego nazwy. Nie wspominając o nazwiskach innych uczestników. Byłam pewna, że stoi za tym jakieś potężne zaklęcie ochronne. Klub Obliviate. Co za ironia.
Mój ojciec jest absolwentem Oksfordu. Choć nie należał nigdy do Klubu Bullingdona, najsłynniejszego klubu towarzyskiego studentów, słyszałam mnóstwo historii na temat tego, co działo się podczas ich posiedzeń. Klub Obliviate bez wątpienia był godną konkurencją dla swojego mugolskiego odpowiednika.
Zgodnie z planem Rose, po kolacji popędziłyśmy do dormitorium, przebrałyśmy się w normalne ubrania, pomalowałyśmy, narzuciłyśmy na siebie szaty i wymknęłyśmy się z Pokoju Wspólnego, by spotkać się ze wspomnianą Felice przy łazience prefektów na piątym piętrze. Rosalie musiała namawiać mnie dobre pół godziny, żebym pożyczyła od niej ubrania. Po latach noszenia mundurka dzień w dzień naprawdę trudno mi było pogodzić się z chodzeniem po szkole w krótkiej sukience, nawet jeśli ukryta była pod czarnymi szatami. Dlatego też widok Felice w przepięknym, obcisłym kostiumie, która nie dbała nawet o to, by specjalnie się kryć, wprawił mnie w osłupienie.
— Czekam na was od dziesięciu minut — mruknęła złośliwie. — Już dwa razy przechodził tędy woźny i prawie wpadłam. Przypomnijcie mi, po co to robię?
— Bo mnie u-wiel-biasz! — pisnęła Rosalie, zarzucając jej ręce na szyję. Potem całą drogę przegadały o jakimś Gryfonie z siódmej klasy.
By dostać się do miejsca spotkań klubu, trzeba było odsłonić trzecią kotarę po lewej stronie korytarza na szóstym piętrze, otworzyć okno i... Wyskoczyć z niego. Ogromny balkon znajdujący się kilkanaście metrów niżej chroniony był zaklęciem, które zapobiegało jakimkolwiek obrażeniom. Felice z całą przyjemnością wypchnęła mnie na zewnątrz, gdy siedziałam na parapecie i jęczałam, że nie dam rady zeskoczyć. Potem wystarczyło dotknąć ręką muru i jeżeli było się jednym z członków Obliviate, metalowe wrota pojawiały się tuż obok.
— Gotowe? — Felice zerknęła na nas przez ramię, uśmiechając się szelmowsko.
A potem otworzyła drzwi. I nic się nie stało.
Przez moment widziałam jakby za mgłą, a do moich uszu nie dobiegał żaden dźwięk. Dopiero gdy wrota zatrzasnęły się za nami z lekkim hukiem, odzyskałam zmysł wzroku i słuchu — kolejne zaklęcia ochronne. Kiedy już mogłam swobodnie rozejrzeć się po pomieszczeniu, moje usta rozszerzył szeroki uśmiech, który zaraz zamienił się w szalony chichot. Było wspaniale.
Miałam wrażenie, jakbyśmy teleportowały się w zupełnie inne miejsce — ze szkockiego, surowego Hogwartu wskoczyliśmy wprost do saloniku francuskiego pałacu w stylu rococo. Przepiękne kozetki, meble, kominek, boazeria, wszechobecne złoto i przepych sprawiły, że powoli zaczynało mi się kręcić w głowie. Pewnie tkwiłabym tam dalej, rozglądając się jak zaczarowana, gdyby nie krzyknęła do nas Antoinette d'Artois-Gore, Ślizgonka z siódmej klasy. Machała do nas ręką na powitanie.
— Felice! Przyprowadziłaś kogoś nowego!
Niemal jej nie poznałam. W niczym nie przypominała tej dziewczyny, którą kojarzyłam z kilku łączonych zajęć — zawsze roześmiana, pomocna, sprawiająca wrażenie przyjaciółki wszystkiego i wszystkich, teraz, w czarnej sukience i pełnym makijażu, wystrojona na modłę lat dziewięćdziesiątych, wyglądała jakby... Groźnie. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że mam do czynienia z założycielką Klubu Obliviate. I że naprawdę była niebezpieczna.
— Chodźcie, znajdę wam coś do picia! — Mimo że krzyczała, prawie w ogóle jej nie słyszałam, taki hałas panował w tym małym pomieszczeniu. Oprócz tego, że kawałki Fatalnych Jędz leciały ze starego gramofonu na cały regulator — a muszę wspomnieć, że z mugolskim gramofonem nie miał on wiele wspólnego — otaczały nas małe grupki osób, zdające się próbować przekrzyczeć siebie nawzajem. W sumie w sali znajdowało się nie więcej niż dwadzieścia osób.
Antoinette poprowadziła nas do dużej kanapy, po czym rozsiadła się na jej brzegu i kazała innym zrobić dla nas miejsce. Ktoś zaraz ściszył muzykę. Przedstawiła nas jako nowe członkinie klubu kilku osobom z towarzystwa — chyba jej najbliższym znajomym — a potem przysunęła się do mnie bliżej i otoczyła mnie ramieniem. Spojrzałam na nią zdziwiona, już otwierając usta, ale nie dała mi dojść do głosu.
— Cecily Grant — powiedziała głośno. Byłam głupia; oczywiście, że wiedziała już wcześniej, kogo Felice ze sobą przyprowadzi. — Jak ci się tu podoba?
— Hm, no, jest tu... Jest tu bardzo fajnie.
Parę osób zachichotało. Usta Antoinette tylko drgnęły delikatnie. Siedziała tak blisko mnie, że czułam zapach jej perfum, widziałam, jak rozszerzają się źrenice jej oczu, jak lekko rozchyla usta, jakby zaraz miała coś powiedzieć. Był w niej jakiś magnetyzm. Roztaczała wokół siebie aurę władzy i potęgi, której zwyczajnie nie mogłam się oprzeć.
— Pokażę ci, że może być jeszcze... Fajniej — mruknęła wprost do mojego ucha.
Nie miałam pojęcia, że całe towarzystwo nam się przyglądało. Że Rosalie patrzyła na mnie z przerażeniem, i że już sięgała ręką po moją dłoń, żeby mnie odciągnąć od d'Artois-Gore, ale ktoś ją powstrzymał. Pozwoliłam Antoinette, by przytuliła mnie do siebie — ułożyłam się na jej klatce piersiowej plecami, zupełnie jak małe dziecko. Czułam się komfortowo, wyjątkowo i bezpiecznie, i nawet gdy podawała mi fiolkę z jakąś gęstą, fioletową substancją, posłusznie ją wychyliłam. Zimna ciecz rozlała się po moim gardle, a ja w tej samej chwili odpłynęłam.
Ciężko opisać działanie tego eliksiru, a jeszcze trudniej byłoby go porównać do jakiegokolwiek innej mikstury. Efekt, jak inni opisywali, był bardzo zbliżony do niektórych mugolskich narkotyków, przy czym u każdego objawiał się dokładnie tak samo, bez żadnych odstępstw — absolutne szczęście. Ale nie takie, jakie oferowało Felix Felicis, czyli pewność siebie i pomyślność w działaniach. Ten eliksir, eliksir Antoinette, wysyłał w długą podróż pełną przyjemności, błogości, szczęścia niemal dziecięcego.

***

Następnego ranka Rosalie wydawała się zmartwiona. Gdy tylko dosiadłam się do niej na śniadaniu, obrzuciła mnie zatroskanym spojrzeniem.
— Gdzie się wczoraj podziałaś? Znowu uczyłaś się do późna w bibliotece? — zapytała, kręcąc głową z dezaprobatą.
— Jak to gdzie się podziałam? Przecież byłyśmy w-ach! — Krzyknęłam z bólu, łapiąc się za gardło, które zapiekło mnie żywym ogniem. Wypuściłam z ręki sztućce, a te potoczyły się po posadzce z głuchym brzękiem. Dopiero po kilku głębszych wdechach byłam w stanie spojrzeć na Rosie, która wydawała się już naprawdę przerażona.
— Na Merlina, martwię się, Cecily! Zacznij trochę dbać o swoje zdrowie, cały czas tylko siedzisz w tych książkach. Zjedz coś. Po śniadaniu pójdziemy do Skrzydła Szpitalnego, bo to już nie są żarty, a potem...
Pozwoliłam Rosalie na dalszy wywód, a sama odwróciłam głowę, by odnaleźć wzrokiem Antoinette siedzącą przy stole Slytherinu. Wyglądała uroczo i grzecznie, z prostymi włosami, w mundurku, trajkotała w najlepsze z jakimś drugoklasistą. Ostoja spokoju, kwintesencja serdeczności.
Gdy po chwili nasze oczy się spotkały, uśmiechnęła się szeroko.
No tak. Klub Obliviate.

Our love is God.
Let’s go get a slushie.


odautorsko
Witam się w końcu i kolejny raz pięknie z panną d'Artois-Gore — pamiętajcie, nie taki diabeł straszny, jak go malują! W karcie "ukryte" są trzy cytaty z dwóch moich ulubionych filmów, które pozwoliłam sobie bezczelnie zapożyczyć. Zdjęcia się zmieniają, paseczek wysuwa, ogólnie wspięłyśmy się z Nettie na szczyt moich wątpliwych zdolności htmlowania. I przepraszam za tę ścianę tekstu, ale niestety umiejętności pisania zwięzłych i treściwych kart postaci już chyba nigdy nie nabędę.
No, co tu więcej mogę powiedzieć... Nie daję sobie limitu, mogę i zaczynać, i spróbować coś wymyślić, czasem faworyzuję, ale nigdy nie zlewam kompletnie — jeśli mi się zdarzy, proszę krzyczeć, bo to tylko wina mojej nieuwagi. 
Dobra, chodźcie do nas na wątki <3

3 komentarze:

  1. [Witam bardzo serdecznie na blogu :) Ciekawa forma kary postaci, rzadko można spotkać się z takimi pisanymi w stylu opowiadań, w dodatku wciągających od samego początku.
    Świetny pomysł z Klubem Obliviate, tak samo jak z napisaniem karty z punktu widzenia osoby innej, niż sama prezentowana postać. Antoinette bez wątpienia świetnie pasuje do Slytherinu i jest to - oczywiście - komplement. Intrygująca osóbka, niebojąca się przekraczać granic, potrafiąca jednak przy tym zachować pozory.
    Nie przynudzam już; życzę Ci udanej zabawy na Kronikach i weny, a gdybyś miała kiedyś ochotę, zapraszam do siebie :)]

    Edmund i Leonard Grindelwald | Sy Moir (jeszcze w roboczych)

    OdpowiedzUsuń
  2. [Chodź, namącimy coś. Będzie fajnie :)]


    Victor/Gabriel/Maria/Artur(jeszcze w roboczych)

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej :) Interesująca postać, jak i genialny pomysł na Klub Obliviate. Kartę czytało się szybko i przyjemnie, wciągała jak dobra opowieść. Nasze panie są na jednym roku, więc jakbyś miała ochotę na wątek z ognistą Gryfonką, chociaż nie jestem pewna czy te dwie byłyby zainteresowane sobą w jakimkolwiek stopniu, to zapraszam ;)]

    Elizabeth

    OdpowiedzUsuń