It is the destiny of the weak to be devoured by the strong.

Nicholas Nott
22/11/2003 | powtarza siódmy rok | Ravenclaw | tarnina, czternaście i trzy czwarte cala, pióro feniksa, sztywna | znienawidzony syn Theodor'a | spragniony wiedzy | patronusem feniks; boginem jest on sam, martwy | animag; przybierający formę śnieżnej sowy | wybitny pianista; usidla swą grą na fortepianie niemalże każdą, zagubioną duszę | zwolennicy

Sometimes I can only groan, and suffer, and pour out my despair at the piano.

Kościste palce muskają każdy klawisz z należytym szacunkiem, oddając im cześć i godność, mając kompletnie inne podejście. Nadajesz im wyjątkowość, delikatnie głaszcząc i prosząc o wydanie najpiękniejszego, najczystszego dla Twojego serca dźwięku. Spoglądasz na nuty, z dokładnością odliczając rytm do kolejnej pauzy, nadającej podniosłość żałosnego utworu, który zagrałeś na pogrzebie własnej matki. Lakierowana czerń odbija najpiękniejszą twarz, parząc oczy promieniami zachodzącego słońca, niebezpiecznie przenikającego Twoje wnętrze i uczucia. Nabierasz powietrza, a Twoja sylwetka unosi się w akompaniamencie wzrastającego tempa wygrywanej muzyki. Czujesz błogi spokój, dotyk subtelnych, kobiecych palców, które z delikatnością gładzą Twój policzek. Wylewasz wszystkie swoje niespełnione pragnienia, ambicje, nienawiść. Po raz kolejny uświadamiasz własny umysł o jego wielkości, wyjątkowości i pięknie. Jesteś ideałem, poświęcającym własne emocje i słabości na fortepian, który matczynym głosem uspokaja Twoje demony. 

Most powerful is he who has himself in his own power.

Nie jesteś kolejnym, zwykłym uczniem Hogwartu. Doskonale znasz potęgę własnego umysłu, nadzwyczajnie władającego umiejętnościami, które stale poszerzasz, otaczając się tylko potrzebnymi ludźmi. Pragniesz rozwoju, szukasz nieoczywistych rozwiązań, kolejnych niepotwierdzonych teorii do obalenia, szansy do zdobycia rozgłosu, który i tak już posiadasz. Jesteś wielki, potężny we własnych oczach, udowadniając to innym w każdej dyskusji. Ludzie wokół Ciebie to kolejne przeszkody, nic nieznaczące postacie, robaki, które tak łatwo tłamsisz podeszwą skórzanego buta. Ze skupieniem oddajesz się następnym lekturom, wchłaniając tylko te informacje, które istotne są do podbicia ludzkości. Masz świadomość, doskonale wiesz o swojej boskości, o własnym kulcie, który w przyszłości pochłonie cały czarodziejski świat. Wiesz, że w każdym momencie możesz zostać bogiem, odrębną religią, kimś większym od "wspaniałego" Czarnego Pana, który we własnej słabości zniknął pod powierzchnią ziemi. Zastraszasz własną pewnością siebie, potężną aurą, przyciągającą każdą zagubioną duszę. Jesteś kimś więcej niż inni. 

Never apologize, mister, it’s a sign of weakness.

Dusisz własną obecnością, zawstydzasz wszystkich, gdy tylko zjawiasz się w sali lekcyjnej. Posyłasz przepełnione pogardą spojrzenie, skrywające w sobie nie więcej, niż obrzydzenie do ludzkiej słabości. Są niewarci Twojej obecności, mogą jedynie prosić o Twoje towarzystwo, w którym odważą się tylko na pochwalne wobec Ciebie słowa. Traktujesz wszystkich jak powietrze, słabe jednostki, pasożyty świata magii. Stoisz ponad zasadami społeczeństwa, jesteś szczególny, tak bardzo wyjątkowy. Szukasz kolejnej ofiary, tej najbliższej osoby, która pieszczotliwie gładzi Twój policzek, zachęcając do dalszych kroków, kolejnego spotkania z fortepianem. Jesteś wnikliwym obserwatorem, zauważasz wszystko, co w Twoich oczach istotne, przydatne dla Twojej osoby. Nawiązujesz znajomości tylko po to, by móc czerpać jak najwięcej z tych ludzi. Masz pragmatyczne podejście, nie podejmujesz żadnych kroków, gdy zauważasz tylko cień możliwości niepowodzenia. Jesteś egocentryczny, marginalizujesz opinie pochodzące od innych osób, stawiasz własne teorie na pierwszym miejscu. Pragniesz potęgi. 

Odautorsko

Powroty bywają ciężkie, ale liczę na to, że wszechświat okaże się dla mnie łaskawy, i tym razem zawitam tutaj na dłużej. Już na wstępie zaznaczam, że Nicholas jest kompletnym eksperymentem, z którym nie wiem jak sobie poradzę. Godzę się na niemalże każde wątki, powinnam się wyrabiać, więc nie nadaję żadnych ograniczeń odnośnie ich ilości. Jednakże zaznaczam, że nie naciągam charakteru tego oto Krukona i dla każdego jest identyczny, może poza jednym, malutkim wyjątkiem. :) Szukamy miłości, wrogów, zwolenników i takich samych zapaleńców, jakim jest ten pan, chociaż nie wiem, czy żyje w Hogwarcie drugi taki narcyz. :)  Gońce standardowo posyłać na: wczlowieka@gmail.com

Fc: Tom Holland, cytaty stworzył Fryderyk Chopin, Seneca the Younger, John Wayne

Emme

5 komentarzy:

  1. [Heeeey, brother <3 Chodź na rodzinną drakę! A tak zupełnie serio to cieszę się, że jesteście. Cień, udręka i siostrzana miłość w jednym pakiecie przybywa. I chociaż czytałam tę kartę już kilka razy to wciąż mam wrażenie, że za mało - poczytam jeszcze.
    Mamy nadzieję, że ten powrót trudny nie będzie - a przynajmniej postaramy się zrobić co w naszej Popsowej mocy, by był kapkę łatwiejszy. Ściskamy mocno!]

    Młodsza Nott

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jak miło widzieć Pana Narcyza! Także mam nadzieję, że tym razem na dłużej <3 A niedługo zjawię się również z moim Małym Rudzielcem.]

    Aurora V. i już niedługo Dominique Weasley

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć, mnie Twój Pan zawsze zachwycał. <3 Pamiętam, że ja kiedyś bardzo chciałam wątek z Nottem, ale jakoś zniknęłaś? i było mi smutno, że nic nie udało nam się stworzyć. Niemniej!, teraz mamy okazję to nadrobić i ja jestem bardzo chętna. Co prawda nie mam jeszcze żadnego konkretnego pomysłu, ale może, jakieś powiązanie rodzinne? Tym bardziej, że chyba szykuje mi się wątek z Poppy. (:]

    Cherry

    OdpowiedzUsuń
  4. Śnieżnobiałe pióro zawirowało delikatnie w powietrzu, oświetlone nikłym blaskiem padającym z wiszącej na ścianie latarni, po czym spoczęło delikatnie na ciemnej pokrywie fortepianu, tuż przed wzrokiem rudowłosej. Zupełnie tak, jakby chciało jej coś przekazać, bo każde zerknięcie w jego stronę sprawiało, że zaraz pod powierzchnią skóry przebiegały ją delikatne iskry. Przeczucie, znajome i nieznajome jednocześnie. Mrowienie pochodzące gdzieś głęboko z jej podświadomości, delikatne i uciążliwe jednocześnie, podpowiadało jej coś, czego nie potrafiła namierzyć, zdradzało rozwiązanie problemu, którego jeszcze nie sformułowała. Ten zaś tkwił tuż na skraju jej umysłu, tuż na krawędzi, czekając tylko na to, by się ujawnić. W najmniej spodziewanym momencie.
    Założyła za ucho kosmyk włosów, z delikatnym uśmiechem słuchając rad Nicholasa na temat sposobów radzenia sobie z bezsennością. Wypróbowała już każdy ze specyfików pod najróżniejszymi postaciami. Z lawendy wyrabiała olejek, zaparzała zioła jako wywar, który wdychała przed pójściem do łóżka i nawet dodawała do kąpieli, natomiast rumianek piła do kolacji i robiła gorące okłady na powieki. Z drzewem sandałowym również miała krótki epizod, jednak z zapachem zdecydowanie nie polubiły się jej współlokatorki, grożąc wystawieniem łóżka na dziedziniec, jeśli natychmiast nie przestanie stosowania tak nieprzyjemnie pachnącego specyfiku. A wszystko to i tak przynosiło znikome rezultaty. Myśli wciąż biegły zbyt szybko, kłębiły się, nie mogąc znaleźć spokoju. Może tak już miało być. Może jej przeznaczeniem było spędzać noce w towarzystwie skrzydlatego przyjaciela w Wieży Astronomicznej, zajadając daktylowe batony w świetle księżyca.
    — Dziękuję, że uprzedziłeś, jednakże nie miałam zamiaru grać Bacha — odparła Dominique siląc się na poważny ton, ale cień uśmiechu czający się w kąciku ust zdradzał jej rozbawienie. — Myślałam o czymś zdecydowanie poważniejszym, o swego rodzaju klasyce. Może zgadniesz? — zerknęła na Krukona, jednocześnie zakładając za ucho kosmyk włosów. Ułożyła palce na klawiszach, po czym w komnacie rozbrzmiała melodia jednej z mugolskich piosenek dla dzieci, którą pamiętała jeszcze z dzieciństwa, nuconą przez dziadka Arthura podczas wspólnych spacerów. — The itsy bitsy spider climbed up the waterspout. Down came the rain and washed the spider out… — zanuciła pierwsze zdania i roześmiała się, zdejmując palce z klawiszy. Zaraz jednak dodała z rozbawieniem: — Nie oceniaj mnie, proszę. Nie mogłam się powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nicholas zdecydowanie sprawiał wrażenie kogoś, kto robił to bezustannie. Oceniał. Przyglądał się, uważnie badał i analizował, rozkładał na czynniki pierwsze, po czym wydawał osąd, bezlitosny i nieodwołalny, który nawet u kipiących pewnością siebie potrafił pokopać jej podwaliny tak, że nieszczęśnik kurczył się do rozmiarów pyłku kurzu. Rzucał chłodne spojrzenie, w którym mieszanina kpiny i politowania zalewała odbiorcę jak kubeł zimnej wody, przypominając, gdzie jego miejsce. To zapewne był jeden z powodów, przez który chłopak uchodził za kogoś, komu lepiej w drogę nie wchodzić. A najlepiej omijać szerokim łukiem, jak najdalej. Podobno.
      Stażystka złamała wszystkie te zasady, całkowicie nieświadomie, już wtedy, podczas spotkania chłopaka na peronie w drodze do Hogwartu. Nie dość, że nie ominęła go z daleka, to dodatkowo weszła mu w drogę — dosłownie! Potrąciła go z impetem, którego zapewne nie spodziewał się po kimś tak drobnej budowy, stąd była pewna, że usłyszy pod swoim adresem jedną z jego kąśliwych uwag, o których plotki krążyły wśród uczniów. Nic takiego jednak się nie stało. Wręcz przeciwnie — coś w sposobie, w jaki na nią spojrzał sprawiło, że Dominique całkowicie straciła wiarę w plotki na jego temat. Bo za całym tym chłodem, fortecą zbudowaną z dystansu, kryło się coś więcej. Iskra, skryta tak głęboko, że zdecydowanie zbyt łatwo było ją przeoczyć. Zignorować. Ona jednak nie miała zamiaru tego robić. I kiedy teraz zerkała Nicholasowi w oczy, budziło się w niej nieodparte wrażenie, że dostrzeżona tamtego sierpniowego popołudnia iskra, błyszczy coraz jaśniej. Coraz cieplej.
      — Tak, masz rację — zgodziła się ze słowami Krukona, kiwając powoli głową. Przez krótką chwilę, zaledwie moment, pozwoliła porwać się myślom z nurtem, którym absolutnie w tym momencie nie chciała płynąć, a który wywołany został przez to jedno zdanie padające z ust bruneta. Zdusiła go jednak w zarodku, równie prędko, jak się pojawił. Uśmiechnęła się. — Dlatego moje życie ostatnio składa się z samych pomyłek, żebym mogła poszerzać horyzonty i zdobywać doświadczenie, oczywiście. — zażartowała, i pomimo, że był to żart z gatunku tych, co to mają w sobie ziarnko prawdy, roześmiała się po raz kolejny. Była mistrzynią popełniania błędów, mniejszych i większych, pojawiania się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze i pakowania się w kłopoty, podejmując złe decyzje. Zdarzało się, że jedne gorsze od innych.
      Zawiesiła wzrok na białym piórze, wciąż spoczywającym na fortepianie, a mrowienie pod jej skórą powróciło na nowo, będąc równie irytującym. Delikatnie złapała go w palce i obróciła kilka razy, jakby w ten sposób chciała lepiej mu się przyjrzeć. Ostatecznie lekko pokręciła głową i wetknęła je do tylnej kieszeni dżinsów, mimo iż wciąż nie dawało jej spokoju. Przeczucie.
      — Wyprosiłam u skrzatów porcję tarty szpinakowej na kolację. Mam nadzieję, że wciąż wygląda równie obrzydliwie, co ostatnim razem, przynajmniej więc zostanie dla mnie. A musisz mi wierzyć, że smakuje nieporównywalnie lepiej, niż mógłbyś stwierdzić na pierwszy rzut oka — rudowłosa uniosła wzrok na Nicholasa. — Domyślam się, że ty jednak planujesz zostać tutaj, czyż nie tak? — uśmiechnęła się do Krukona, unosząc lekko brwi ku górze.

      panna Weasley

      Usuń