To smutne, że głupcy są tacy pewni siebie, a ludzie rozsądni tacy pełni wątpliwości

Maria Michałowna Sacharowa

Gdy jesteśmy młodzi, droga sprawia wrażenie pewnej i solidnej. Mówimy sobie, że mamy jutro – po czym marnujemy swoje dzisiaj ze strachu przed tym, co mogłoby się stać i żałujemy tego, co się nie stało. Nie dostrzegamy, że nasza droga wcale nie jest pewna i że nie ma żadnej gwarancji następnego dnia – nigdy nie było i nigdy nie będzie. - Richard Paul Evans

PowiązaniaWięcej
Soul
Easy come
Easy go
Jako najmłodsza z rodzeństwa, zawsze w oczach rodziców pozostawała niezwykle delikatna, jednak jako jedyna z czwórki rodzeństwa w niepozornym ciele skrywała największą odwagę, aby wyjść naprzeciw problemom i rezygnując z własnych marzeń oraz ambicji ochronić rodziców. Stała się ich tarczą, która bezpiecznie odgradza ich od rychłej kary za popełnione błędy, równocześnie tłamsząc sama siebie w świecie, do którego nigdy nie chciała należeć. Zbyt mocno spętana przez rodzinne więzy nie jest w stanie ruszyć się o krok dalej, by wyjść poza strefę małżeństwa, które jest jedynie zapłatą za milczenie.
15 LUTY 2000 / IRKUCK / ABSOLWENTKA DURMSTRANGU / STAŻYSTKA ZAKLĘĆ I UROKÓW / CÓRKA AMNEZJATORÓW NA USŁUGACH MINISTERSTWA / SYLWESTER / 11 CALI, SZTYWNA, PIÓRO PEGAZA, CEDR
Every man
has his faults
Hogwarckie mury podarowały jej namiastkę swobody i spokoju. Pozwoliły również w niewielkim stopniu uczynić krok do przodu, by wreszcie zadecydować o sobie nie tylko poprzez pryzmat chorego układu, zawartego z winy z rodziców, których przecież tak uparcie chciała bronić. Miłość do gry na instrumentach klawiszowych, dopełnia poezją autorstwa Władimira Majakowskiego, najczęściej przesiadując w kącie najbardziej oddalonym od wszystkich w bibliotece ze starym tomikiem poezji w dłoni oraz ulubioną butelką soku dyniowego. Nigdy nie wychodzi poza szeregi, często w podejmowaniu decyzji zachowując neutralność.


Cześć, to znowu ja! Bez zbędnego gadania bardzo serdecznie zapraszam na wszelakiej maści wątki oraz powiązania :) Bawmy się! 
 Fc: Vika Bronova
Źródło kodu

12 komentarzy:

  1. [Z opóźnieniem, ale przychodzę się przywitać, zwłaszcza, że tutaj coś tak pusto. Maria wydaje się być ciekawą postacią (ma też przepiękneyo kota!). Masz też u mnie wielkiego plusa za stworzenie kogoś z Durmstrangu, sama nawet się nad tym zastanawiałam.
    Jeśli tylko masz ochotę zapraszam do Setha, a coś wymyślimy. :]

    Seth

    OdpowiedzUsuń
  2. [Sethowi jak najbardziej przyda się taka osoba, przy której mógłby poczuć się sobą. ^^ Tylko zastanawiam się nad tym jak się poznali. Może w czasie jakiegoś wyjścia do Hogsmeade przez tłum w Trzech Miotłach musieliby usiąść przy jednym stoliku? Albo - skoro Maria gra na instrumencie, ktoregoś wieczoru Seth siedziałby pod jej gabinetem i słuchałby jej gry jednocześnie rysując. Z tym, że Maria mogłaby wyjść później na korytarz, strasząc tym samym chłopaka, który uciekając zostawiłby szkicownik. Maria chciałaby mu go oddać, dodatkowo zainteresowałaby się samymi rysunkami, bo są one jednak dość niepokojące. Albo następnego dnia Seth sam przyszedłby pod jej drzwi by odzyskać zgubę.
    A może masz jeszcze jakiś inny pomysł?]

    Seth

    OdpowiedzUsuń
  3. [Świetna karta bardzo ciekawej pani :) Cieszę się, że zdecydowałaś się na przejęcie tego powiązania i naprawdę ciekawie wykreowałaś postać od podszewki :)
    Odpis postaram się przesłać do niedzieli, a póki co, życzę udanej zabawy na Kronikach, weny i ciekawych wątków xD]

    Edmund | Dominique

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyjmując pracę stażysty w Hogwarcie, Edmund spodziewał się wielu rzeczy; przedwczesnych, siwych włosów, nieprzespanych nocy, kąśliwych nastolatków, jak również tych pozytywnych; pogłębiania swojej wiedzy w Alchemii, dzielenia się wiedzą z uczniami; swego rodzaju rutyny, lecz przy tym zaskakującego dnia codziennego. W zamku pełnym nastolatków, którzy nie do końca panowali jeszcze nad swoją magią, można było się bowiem spodziewać niemal wszystkiego. Nie sądził jednak, że to tutaj ponownie ujrzy Marię; swoją pierwszą i jedyną dziewczynę, której nie widział od ponad czterech lat, a z którą rozstanie nie należało bynajmniej do przyjemnych przeżyć. Nawet jeśli nie dał wtedy tego po sobie poznać, komentując monolog dziewczyny jedynie krótkim ‘W porządku, jak uważasz’; zabolała ją jego decyzja. Zależało mu na brunetce jak na niewielu osobach w życiu; otwierał się na nią, stopniowo, wyraźnie za wolno, ale otwierał i sądził, że może ta jest go w stanie zrozumieć, lecz mylił się. Gdy zmarła jego mama, a zachowanie Neda stało się jeszcze dziwniejsze niż zwykle, Mashenka długo nie wytrzymała. Na jedno, nie dziwił się jej; nawet on sam zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest najłatwiejszym człowiekiem; że zwykła rozmowa na temat jego osoby, bywała czasami istną katuszą. Z drugiej jednak, wtedy jak rzadko kiedy, potrzebował jej obecności i wsparcia. Z pogubionymi siostrami i zrozpaczonym po stracie żony ojcem, czuł, że musi pozostać silny; że nie może sobie pozwolić na żałobę, gdy rodzina była w potrzebie. W głębi jednak, cierpiał równie mocno jak oni; może nawet bardziej; Kinga Grindelwald była w końcu jedyną osobą, która w pełni go rozumiała, akceptowała, kochała… Wraz ze śmiercią mamy, stracił swoją bratnią duszę; a przynajmniej takie miał wrażenie.
    Tym bardziej irytowało go zachowanie Marii. Odkąd tylko spojrzeli na siebie w Wielkiej Sali przy uczcie rozpoczynającej nowy rok szkolny; Rosjanka omijała go jak mugolski diabeł święconej wody. Za każdym razem, gdy próbował z nią porozmawiać, ta ulatniała się niczym demimoz; niezależnie od tego czy była w towarzystwie, czy całkiem sama. Doprawdy, czy aż tak bardzo ciążył jej widok byłego chłopaka? Jeśli dobrze zrozumiał i nie mylił go słuch, była obecnie mężatką; nie powinna mieć do niego większych pretensji, skoro wyraźnie ułożyła sobie życie. Z tymże, coś tutaj Edmundowi nie pasowało. Znał Mashenkę, bez względu na to, jak skończyła się ich relacja; bez względu na przeszło dwuletnią różnicę wieku; znali się jak przysłowiowe, łyse konie. Małżeństwo w tak młodym wieku, w dodatku małżeństwo dla dobrobytu; nie pasowało zupełnie do dziewczyny, którą znał z Durmstrangu. Do pełnej życia, oddanej rodzinie Rosjanki, w której niegdyś się zakochał i odważył się na wiele pierwszych razy. Miał nieodparte wrażenie, że brakowało mu sporego kawałku układanki; i pomijając już wszystko inne, chciał się upewnić, czy ta, aby na pewno jest szczęśliwa. Nawet jeśli nie z nim.
    - Máté, chodź tutaj – zawołał za futrzakiem, którego otrzymał na ostatnie urodziny z mamą. Kot ten zdawał się obrać sobie za misję powiedzenie, że chodzi własnymi ścieżkami. Niemal za każdym razem, gdy Ned wybierał się na nocne spacery, ten się gdzieś ulatniał; jak teraz, gdy obrał kierunek odwrotny do tego, w którym szedł czarodziej. – Uparte stworzenie – mruknął cicho do siebie, mimowolnie się jego uśmiechając na widok żwawego truchtu kota, podążając za nim w stronę – jak się wkrótce okazało – Wieży Astronomicznej. Już miał zbesztać żartobliwie Máté, gdy niemal wpadł niechcący na osobę, siedzącą na schodach, prowadzących do Wieży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Przepraszam najmocniej, nie… - urwał wpół zdania, dostrzegając przed sobą nikogo innego, jak osobę zaprzątającą mu od paru dni myśli. – Mashenka… - padło z jego ust, nim zdążył się powtrzymać, widząc jednak ruch dziewczyny, gotowej po raz kolejny do ucieczki, odruchowo zabarkował jej drogę. Chociaż nie należała do najniższych, przy Edmundzie zdawała się być teraz jeszcze drobniejsza niż zwykle. – Naprawdę będziesz kontynuować takie zachowanie? Już chyba lepiej wyszłoby ci udawanie, że mnie nie znasz – mruknął nieco kąśliwie, nie spuszczając z brunetki swojego zielono-morskiego spojrzenia.

      Ned

      Usuń
  5. [Dziękuję pięknie za miłe słowa powitania :) Mimo całej enigmatyczności karty Marii, mówi ona a dziewczynie dużo, a zarazem mało; w sumie karta Elio też jest napisana w ten sposób, także myślę że trochę się nie doceniasz :> My po prostu pozostawiamy trochę cech do odkrycia w rozgrywce ;) Myślę, że nawet Elio i Maria mogliby w jakiś sposób się zaprzyjaźnić; oboje są kociarzami, mocno cenią sobie wartości rodzinne i są raczej introwertykami. Jakbyś kiedyś miała niedobór wątków to pisz!]

    elio

    OdpowiedzUsuń
  6. Widząc dziwne zachowanie Marii, zawahał się, będąc przez moment gotowy ją przepuścić. Nie rozumiał jej postępowania; nie był w końcu wrogiem brunetki, ani kimś jej całkiem obcym, kogo mogłaby się obawiać. Czy doprawdy aż tak niemiło wspominała ich wspólne chwile? Bez względu na to, jak zakończył się ich związek, mieli przecież masę dobrych wspomnień. Wspólnej nauki, odkrywania zakamarków zamku Durmstrang; przygód poza szkołą, wizyt w domu rodzinnym Edmunda, nawet planów na przyszłość, które w większości nigdy nie zostały przez nich zrealizowane; lecz wciąż pozostawiały po sobie sentyment.
    Nie, tutaj musiało chodzić o coś innego; coś wyraźnie trapiącego brunetkę, która nie potrafiła mu nawet spojrzeć w oczy. Upewnił się co do tego w chwili, gdy ta niemal upadła z powrotem na schody, zajmując sobie ręce głaskaniem Máté, bez wątpienia zadowolonego z obrotu sprawy i mruczącego w niemal uspokajający sposób.
    - Mashenka… - zaczął cicho, kucając przed dziewczyną i próbując uchwycić jej spojrzenie wzorkiem. Zmieniła się, odkąd ostatni raz ją widział; wyraźnie wydoroślała i schudła, a urodziwa twarz nabrała nieco ostrzejszych rys, jedynie dodających Marii uroku. Przy tym jednak, dawnie uniesioną wysoko głowę i ciepłe spojrzenie, zastąpił niepewny wyraz twarzy i niemal nieświadome kurczenie się sobie ze strony młodej kobiety. – Nie wiem o czym mówisz, ale nie ma to najmniejszego sensu. To ja z naszej dwójki noszę nazwisko, przyprawiające niejednego o dreszcze – dodał, słysząc jej ostatnie zdanie i mimowolnie marszcząc na to w dezorientowaniu brwi. Gdy widzieli się po raz ostatni, dziewczyna nie szczędziła słów na temat tego, jak trudno było się z nim związku, malując zupełnie inny obraz sytuacji od tego, co teraz sugerowały jej zachowanie i padające z wydatnych ust zdania. – Hej, spójrz na mnie – szepnął spokojnie, czekając cierpliwie na ruch ze strony ciemnowłosej, a gdy ta, po dłuższej chwili w końcu uniosła wzrok, zastał go widok, jakiego się nie spodziewał; smutek, poddanie się i piękne oczy, pełne łez. – Spokojnie, to tylko ja, nie ma powodu do płaczu – dodał żartobliwie, próbując rozluźnić nieco sytuację, która zdawała się stawać jedynie bardziej napięta z każdą, upływającą chwilą. Choć wiedział, z czym się to zwiążę, sięgnął po dłonie kobiety, ujmując je w czułym geście w swoje własne, a spojrzenie zielonomorskich oczu stało się na dłuższym moment zupełnie nieobecne.

    Ciemne pomieszczenie, kłócąca się para; Maria i sporo starszy mężczyzna, wyraźnie czymś podminowany; padające raz po raz słowa, których sens umykał pogrążonemu w transie wizji Edmundowi.

    - Zakładam, że ten starszy mężczyzna, to twój mąż? – spytał, gdy wrócił do siebie, kilkukrotnie mrugając szybko powiekami i spoglądając na patrzącą na niego brunetkę. – Mashenka… sądziłem, że masz lepszy gust – po raz kolejny próbował zażartować, jego spojrzenie zostało jednak poważne, ani na moment nie opuszczając twarzy Marii. – Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi? Wyraźnie nie jesteś sobą – spróbował łagodnie po raz kolejny zachęcić ją do otworzenia się; do zdjęcia wyraźnie ciążącego jej balastu.

    Ned

    OdpowiedzUsuń
  7. W milczeniu wsłuchiwał się w słowa brunetki, starając się nie przerywać, mimo narastających w jego głowie z każdą chwilą pytań. Nie znał dobrze rodziców Marii; delikatnie to ujmując, nie przepadali za nim, będąc zdania, że zadawanie się z kimś o jego nazwisku, nie przystoi dziewczynie klasy Mashenki; i za nic w świecie nie chcąc go widywać w ich domu. Zapewne się nie mylili, szczególnie patrząc na ogół ich związku; o jego końcu nie wspominając. Trudno było mu jednak zrozumieć, jak jakikolwiek rodzic był w stanie całkowicie świadomie skazać własne dziecko na podobny związek i katusze, w których wyraźnie tkwiła obecnie Maria; tkwiła od nie wiadomo jak dawna, wyraźnie zatracając przy tym samą siebie. Nawet jego ojciec, w swoim obecnym stanie, miałby zapewne więcej hamulców i zdrowego rozsądku. Edmund nie mógł być pewien, co wydarzyło się ze zmarłymi mugolami, lecz sama sytuacja wydawała się mocno podejrzana; wypadki przy usuwaniu pamięci nie-magom, zdarzały się niezwykle rzadko, przynajmniej w rękach wykwalikowanego czarodzieja, a w tym nie mógł rodzicom kobiety wiele odmówić; na kontynencie europejskim, byli bowiem znani w swoim fachu. Wszystko inne w tej historii, przechodziło jednak całkowicie jego pojęcie.
    - Mam rozumieć, że twoi rodzice sprzedali cię obcemu wam wszystkim człowiekowi, w zamian za co? Milczenie i wolność? – skomentował bezpardonowo, a jego głos niebezpiecznie się zniżył, zdradzając zdenerwowanie bruneta. Chociaż uchodził za bardzo opanowanego, nawet zimnego w mniemaniu słabo znających go osób; potrafił, jak i jego niesłynny przodek, mieć niemały temperament i cięty język. – Mario… - dodał po chwili, starając się zachować spokój i wyciągnąwszy z kieszeni spodni mało istotny papier, przetrasmutował go w chusteczkę, delikatnymi ruchami wycierając łzy brunetki. Nigdy nie wiedział, jak zachować się, gdy ktoś płakał; szczególnie ktoś mu bliski, a Mashenka bez wątpienia wciąż była bliska jego sercu, nawet jeśli nie umiałby dziś określić, co właściwie do niej czuł.
    - Musisz przerwać tę bezsensowną maskaradę – próbował, widząc jednak jak dziewczyna kręci ochoczo głową na nie, zrozumiał, że tkwiła obecnie zapewne zbyt mocno w piekle, które zgotowali jej właśni rodzice. – Musisz – dodał stanowczo, po paru nieudanych próbach, ponownie spoglądając w jej przeszklone, jasne oczy. Potrafił zrozumieć potrzebę chronienia rodziny; sam stał mocno murem za swoją, lecz wiedział, że są pewne granice. Wybory, których skutki ostatecznie jedynie wszystkich jeszcze bardziej zranią. Ta sytuacja bez wątpienia do nich należała. – Jaką masz pewność, że ten człowiek nie podniesie na ciebie pewnego dnia ręki? Jaką, że nie zdradzi tajemnicy, którą zapewne zdradzili mu twoi rodzice, gdy zrobisz coś, co mu się nie spodoba; albo gdy w końcu się tobą znudzi? – zdawał sobie sprawę z tego, że jego słowa mogły brzmieć być ostro; że może nie tego teraz potrzebowała. Chciał jednak, by zrozumiała, że w obecnej sytuacji musi spojrzeć na całość zdarzenia i pomyśleć również o sobie.

    Ned

    OdpowiedzUsuń
  8. Widząc po raz kolejny zdesperowane, by nie powiedzieć, histeryczne zachowanie Marii, próbował postawić się w jej sytuacji. Czy gdyby jego rodzice dopuścili się podobnego czynu, nie byłby gotowy do podobnego poświęcenia? Zapewne, bez względu na koszta. Wątpił jednak, by któregokolwiek z jego rodziców stać było na to, by przystać na podobną propozycję w zamian za – jakkolwiek by nie spojrzeć – wolność własnego dziecka.
    - Spokojnie – powiedział, widząc panikę Mashenki na widok dwójki uczniów, którzy najwyraźniej za nic mieli sobie cieszę nocną. Nie żeby ich szczególnie winił; przebywanie poza dormitorium o tej porze, było ciekawym doświadczeniem; wiedział to aż za dobrze dzięki swoim własnym przygodą. – Jestem tu od niedawna, ale nawet ja zauważyłem, że tutejsza poczta pantoflowa dotyczy z reguły rzekomych romansów profesorów – dodał, wywracając przy tym oczyma na brak wyobraźni większości uczniów. – Najgorsze, co może nas jutro zastać przy śniadaniu, to wiadomość, że urządzamy sobie nocne schadzki po kryjomu – zapewnił brunetkę. Nie sądził, by mogło to stanowić jakikolwiek problem; nic w końcu na poważnie nie sugerowało ich nieistniejącego romansu. – Reszta twoich słów zapewne nawet do nich nie doleciała – dodał, przystając na propozycję wspólnej herbarty; czy też raczej – jeśli nie myliło go dawne doświadczenie – paru kieliszków tego czy innego alkoholu, jak za ich szkolnych lat. Edmund rzadko pił, musiał jednak przyznać, że miał słabość do brytyjskiego rumu porzeczkowego, mimo tego, że samym owocem nieszczególnie przepadał.
    - Usiądź, proszę – powiedział, gdy dotarli do jego niewielkiej kwatery w Hogwarcie, wskazując gestem głowy na jeden ze znajdujących się tam foteli; samemu z kolei, szykując dla nich drinki i stawiając na początek na kieliszek ognistej whisky. Gdy kobieta tylko zajęła wskazane przez niego miejsce, na jej smukłe nogi wskoczył nie kto inny, jak Máté. – Na zdrowie – dodał, podając Marii jeden z kieliszków i czym prędzej wypijając jego zawartość, nieznacznie się przy tym krzywiąc. Nadal przyzwyczajał się do smaku whisky, choć i tak smakowała mu ona o niebo lepiej niż wódka, przy której piciu, niezależnie od ilości, z reguły lądował bardzo szybko w toalecie. Cóż poradzić, najwyraźniej picie tego typu alkoholu, nie należało do jego mocnych stron.
    - Zdajesz sobie sprawę, że ta sytuacja w każdej chwili może wyjść na jaw, Mashenko – po dłuższej chwili milczenia i rozkoszowaniu się kolejnym kieliszkiem whisky, wrócił delikatnie do poprzedniego tematu. – Odpowiedzialność, której się tak obawiasz, wówczas i tak spadnie na winnych, a ty nadal będziesz tkwić w chorym związku – spróbował raz jeszcze uświadomić jej bezsens tego wszystkiego. – Nie rozumiem, jak możesz tego nie dostrzegać – przyznał szczerze, robiąc przy tym ruch ręką, jak gdyby odganiał od siebie wyjątkowo upierdliwą muchę.
    - Masz jutro rano zajęcia? – zmienił niespodziewanie temat, widząc, że na chwilę obecną jego słowa nie przynoszoną zamierzonego skutku; że cała ta rozmowa była niczym grochem o ścianę. – Myślę, że nocny wypad stąd dobrze ci zrobi – dodał dość tajemniczo, myślami krążąc wokół domu swojej cioci, której nie było obecnie w kraju.

    Ned

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdał sobie sprawę z tego, że dalsza rozmowa na temat sytuacji, w samej środku której znajdywała się obecnie Maria; nie przyniesie dzisiejszego wieczoru oczekiwanego skutku. Zapewne nie zdawała sobie z tego nawet sprawy, sama jednak zachowywała się, jak gdyby ktoś poddał ją zaklęciu usuwania pamięci. Bowiem, czy człowiek aż tak bardzo mógł się w zmienić w przeciągu niepełnych, pięciu lat? Tym bardziej, że samo małżeństwo brunetki nie trwało chyba aż tak długo; w przeciwnym razie, usłyszałby o nim zapewne o wiele wcześniej, niż krótko po przyjęciu posady stażysty w Hogwarcie. Cała ta maskarada, w którą wpakowali ją jej właśnie rodzice, przyprawiała go o migrenę; jednak nawet wiedząc o tym wszystkim tak niewiele; sam dostrzegał już niejedną lukę w owym chorym planie. Czy Maria naprawdę tego wszystkiego nie widziała? A może była zbyt bardzo zastraszona? Skrzywił się, nie lubiąc w ten sposób o niej myśleć. Dziewczyna, w której się niegdyś zakochał, z pewnością nie należała do osób, które dawały dmuchać sobie bez protestu w kaszę. Może w tym tkwił jego problem. Żadne z nich nie było już w końcu tamtą parą nastolatków, niewiele wiedzących o życiu; mimo niełatwych doświadczeń.
    - Dobrze – zgodził się, słysząc prośbę Mashenki; i tak nie mając zamiaru dłużej ciągnąć tematu. Musiał sprawić, by brunetka poczuła się najpierw na bardziej pewnym gruncie; by była skora usłyszeć opinię zupełnie przeciwną od tej, przy której z pasją się upierała. To z kolei, wymagało czasu. Ned potrafił być jednak bardzo cierpliwy; i nawet jeśli z reguły dotyczyło to Alchemii, gdy było to konieczne, nie brakowało mu opanowania i planowania na przód również w życiu. Nie bez powodu został w końcu przydzielony w Hogwarcie do Slytherinu.
    Czując na sobie niespodziewany dotyk Marii, mimowolnie drgnął, próbując zachować spokój. Nie spodziewał się z jej strony takiej śmiałości; nie po wszystkim, co mu tego wieczoru zdradziła. Jak i dawniej jednak, tak i teraz poddał się jej czułością, w milczeniu wpatrując się w jej urodziwą twarz i słuchając padających z wydatnych ust słów; jakże wręcz niewinnych, z porównaniem do ich poprzedniego tematu.
    - Gdybym ci zdradził, co chodzi mi po głowie; nie byłoby w tym żadnej zabawy – powiedział w końcu, gdy kobieta z powrotem usiadła na krześle, po raz kolejny obdarowując uradowanego futrzaka Edmunda, czułościami. – Z reguły, nigdy nie narzekałaś na moje pomysły – dodał, uśmiechając się zawadiacko, po czym nalewając im po kolejnym kieliszku. – Sam mam zajęcia w Klubie Pojedynków dopiero we wtorek wieczorem – przyznał, w głowie formułując plan tego, jak mogli spędzić następne dwa dni. Sam nie wiedział, na co się tak naprawdę porywał; zdawał sobie sprawę z tego, że stąpają po kruchym gruncie, który w każdej chwili może się pod nimi zawalić. Przypomniawszy sobie jednak wyraz smutku i spływające po policzkach Mashenki łzy; bez większego trudu stwierdził, że ta będzie warta świeczki, bez względu na dokładny przebieg; na przekór konsekwencjom.
    - Chodź – powiedział, zrywając się z biurka, na którym ukosem siedział; szybkimi ruchami prawej dłoni czyszcząc ich kieliszki, przywołując dla Máté wystarczając ilość jedzenia na kolejne dwa dni; wolną ręką z kolei, pisząc krótką wiadomość dla nauczyciela Alchemii i dyrektora Hogwartu. – Przygoda czeka – dodał, sięgając po miotłę i wyciągając w stronę Marii jedną z dłoni. – Chyba nie tchórzysz?

    Ned

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak na kogoś, kto sam wprost nie cierpiał wszelkiego rodzaju niespodzianek, Edmund był mistrzem sprawiania ich innym, także tych nieszczególnie pozytywnych; nigdy zawczasu nie zdradzając swoich pomysłów, bez względu na to, jak silną siłą perswazji odznaczała się druga strona. Bawiło to zawsze jego mamę, wprowadzało w niepokój ojca i niejednokrotnie irytowało siostry. Pewne rzeczy jednak, najwyraźniej nigdy się nie zmieniały, gdyż mając blisko dwadzieścia lat, wciąż potrafił się czasami zachowywać jak tamten niemal nastolatek. Tak, mimo wielu nieprzyjemności, które w czasach szkolnych niosło ze sobą jego nazwisko; mimo niełatwego daru, z którym przyszło mu od najmłodszych lat żyć; do śmierci matki znał beztroskę. Tamta chwila zmieniła w nim jednak wiele, a zachowanie ojca zmusiło do kolejnych przeróbek w życiu; do przedwczesnego porzucenia dzieciństwa, do zapomnienia znaczenia beztroski. Nie dziwił się, że Maria z nim zerwała; z porównaniem do ich dobrych dni, tych złych było aż nad wyraz wiele.
    - Obiecuję, że nie będziesz tego żałować – zapewnił dziewczynę, gdy oboje siedzieli już na miotle, z łatwością wzbijając się w powietrze. Pierwotnie planował przetransportować ich do Hogsmeade, a stamtąd teleportować się do domu cioci, widząc jednak piękną, gwieździstą noc, postanowił wykorzystać tę scenerię. Miał przeczucie, że Marii przyda się dłuższa podróż i możliwość zapomnienia o wszystkich troskach. Chciał wierzyć, że nadal znał ją tak dobrze, jak brunetka najwyraźniej zakładała; a chociaż racjonalizm podpowiadał mu, by wycofał się z obecnej sytuacji zawczasu; postanowił jak rzadko zignorować ów cichy głos w głowie. Może to przez niemałą – jak na standardy pijącego rzadko człowieka – ilość alkoholu w krwiobiegu; a może przez niezrozumiałe do końca uczucia, które wywołał w nim widok Mashenki w Hogwarcie – nie wiedział. I w tej chwili, tej konkretnej nocy, naprawdę nie chciał wiedzieć.
    - Jesteśmy – poinformował po około dwugodzinnym locie, umilonym niewerbalnym zaklęciem, które sprawiło, że nie czuli podczas lotu zbytniego chłodu. Zszedłszy z miotły, pomógł brunetce stanąć na nogi, rozglądając się wokół. Chociaż to szkockie góry należały do tych najbardziej znanych w Wielkiej Brytanii; Edmund musiał przyznać, że te walijskie – choć z reguły wyraźnie niższe – oznaczały się nieprzeciętnym urokiem. Tutejsza mgła i przyroda, przyciągały człowieka niczym syreni śpiew. – Chodź – powiedział, biorąc w dłoń rękę Marii, uprzednio cichym zaklęciem transportując miotłę do budynku, w kierunku którego właśnie zmierzali. Mimo że jedynym światłem, które można było dostrzec w najbliższej okolicy, był blask księżyca; Grindelwald zdawał się doskonale wiedzieć, dokąd zmierza.
    - Uznałem, że odskocznia od Hogwartu dobrze nam obojgu zrobi – wyjaśnił, widząc pytające spojrzenie Marii, gdy po około pięciu minutach spaceru, dotarli do celu. – To tutaj zamieszkałem z siostrami po… po wszystkim – kontynuował, starając się teraz nie myśleć o śmierci matki. – Moja ciocia jest poza krajem; miała do załatwienia jakieś ministerskie sprawy. Przez kolejne parę dni, nie powinno tutaj nikogo być.

    Ned

    OdpowiedzUsuń