Ach, muzyka. To magia większa od wszystkiego, co my tu robimy!



AERYS BARLOW

GRYFFINDOR | VII | SZLAMA| P:KAPUCYNKA | B:GŁÓD | 10 CALI, PIÓRO PEGAZA,CZERWONY DĄB | KLUB POJEDYNKÓW






Takie tam
„ Hokus pokus, czary mary, dziś na obiad są suchary!!!” rozbrzmiewał śpiew blond włosej siedmiolatki udającej grę na gitarze w niewielkim, mugolskim szeregowcu na obrzeżach Londynu. Tekst piosenki nie był rozbudowany, ale nie przeszkadzało to reszcie zespołu, do którego należał pan miś ekstrawagancki i króliczysław szalony. Czasami dołączał do nich tata grając na perkusji, a mama tylko uśmiechała się pod nosem i kręciła z rozbawieniem głową, kiedy dostawała darmowe aczkolwiek przymusowe wejściówki na ich koncert. Tak przez lata w małej główce Aerys kwitło marzenie o stworzenie własnego zespołu. Nic więc dziwnego, że kiedy do ich domu zapukał starszy pan w dziwnej szacie i oświadczył państwu Barlow, że ich córka jest czarownicą, pierwszym pytaniem, które wyrwało się jak formuła 1  z ust dziewczynki  było: "macie tam muzykę?". Kiedy odpowiedź była twierdząca, a mała poznała zespoły takie jak Fatalne Jędzę czy Hobogobliny, jej twarz rozpromienił  uśmiech i tak zostało po dziś dzień. Hokus pokus zamieniło się w alohomory i leviosy, zaś gotowanie w amortencje i te jeszcze mniej przyjemne eliksiry. ONMS nigdy nie była jej ulubionym przedmiotem, a historia magii była idealnym czasem na tworzeniem nowych tekstów piosenek. Zaklęcia uważa za najbardziej fascynujący przedmiot dostarczający niemalże tyle samo emocji co klub pojedynków. Choć przekonała się, że nie jest łatwo być szlamą w świecie czarodziejów to właśnie tutaj udało się jej zrealizować marzenie o stworzeniu zespołu o wdzięcznej nazwie Wyjce ( ang. Howlers). Początkowo miały być Gryzące Kociołki, ale członkowie coś się tam buntowali...
Nie umiem w karty. Miło jest wrócić. Lubię powiązania. Szukam chętnych do zespołu.Będzie fajnie. Ukocham wszystkich :)  twarz: Michelle Pfeiffer cytat: Albus Dumbledor J.K. Rowling 

19 komentarzy:

  1. [Jej patronus z pewnością jest prze-uroczy. Kochałam kiedyś kapucynki i chciałam mieć taką jedną swoją, prywatną. No niestety nie wyszło :D całkiem fajna ta Aerys, chociaż nie mam pojęcia czy kiedykolwiek uda mi się to napisać bez patrzenia w etykiety.
    No i Florian pewnie jest fanem Wyjców, ale się nie przyzna do tego na głos. Nie wiem czy uda nam się w jakikolwiek sposób powiązać nasze postacie, ale życzę miłej zabawy i pełno wątków.]

    FLORIAN KARKAROW

    OdpowiedzUsuń
  2. [O mój borze zielony. Podglądałem kartę, przyznaję się, bo ta pani od razu przyciągnęła moją uwagę. Od razu pomyślałem, że wygląda jak młoda Michelle Pfeiffer i nie pomyliłem się. <3
    Życzę miłej zabawy i wielu ciekawych wątków. Zapraszam też do siebie.]

    Michael Potts i Alastor Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  3. Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ależ ona jest fajna *.*]

    Holly A.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Nie sądzisz, iż byłoby zabawnie przekonać zakochanego w fortepianie muzyka do zabawy na keybordzie, o którym nigdy nie słyszał?]

    Vincent - ten muzyk // Priscilla

    OdpowiedzUsuń
  6. [Dziękuję bardzo! :)]

    Lily Potter II

    OdpowiedzUsuń
  7. [Dzięki za miłe powitanie :) wybacz, że z poślizgiem, ale wciągnęła mnie sesja]

    Crowley

    OdpowiedzUsuń
  8. [Bo Backstreet Boys są dobrzy na wszystko! Ale jeśli oni nie pomogli okiełznać współlokatorów, to co pomoże?]

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  9. Popularne szkockie powiedzenie mówi, że jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj minutę. I rzeczywiście – wystarczył zaledwie moment, gdy kilka gęstszych obłoków okryło złote słońce pod sklepieniem, zsyłając na ziemię troszkę wody w postaci delikatnej mżawki, która towarzyszyła Cassiusowi podczas spaceru zielonymi wciąż błoniami. Maleńkie kropelki dekorowały jego ciało, pozostawiając za sobą wilgotne ślady nie tylko na twarzy i skórze rąk, ale także na pukielkach ciemnych włosów, lekko targanych przyjemnym wiaterkiem. Nie przeszkadzał mu ten znikomy opad, bo był świadom, że za moment znów wyjdzie słońce, które zacznie przygrzewać, i osuszy zwilżoną połać ziemi. Ale dokąd on tak właściwie zmierzał? Dokąd szedł? Początkowo nie obrał celu, bo wbrew pozorom nie zawsze go sobie wyznaczał, mimo że z reguły musiał mieć konkretny plan, by czegokolwiek się podjąć – nierzadko bowiem przechadzał się w ramach wyciszenia, ale rzadko potrzebował do tego towarzystwa w postaci ludzkiej duszy. Został nauczony życia w samotności, chociaż nie dlatego, że rodzina nigdy nie sprawiła mu upierdliwego, młodszego brata, czy pakującej się w kłopoty, młodszej siostry. Jego poczucie wspólnoty zostało po prostu przygaszone, ale przy okazji dokładnie określone, bo jeśli nie chciał egzystować jak zestarzały pustelnik, musiał dobierać odpowiednich i godnych towarzyszy. To oczywiste. Przecież wiedział czym grozi złamanie punktu z dekretu matki.
    Na szczęście mówi się, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, a Hestia, choćby stanęła na rzęsach, nigdy nie będzie miała możliwości śledzenia jego poczynań w progach Hogwartu, dlatego Cassius podświadomie odczuwał ten skrawek swobody, który w sobie zachował, pomimo matczynych restrykcji, i bez wahania z niego korzystał ilekroć miał ku temu okazję. Zatem gdy jego uszy zarejestrowały nuconą melodię, skierował się ku szklarniom, w otoczeniu których wciąż rosły bujne hortensje. Ten czysty, łagodny, dziewczyński głos mieszał się z wonią pnących wiciokrzewów, które zdobiły wysokie, drewniane podpory, wyglądające zza cieplarni – a te za sprawą kropelek deszczu, błyszczały w przecinających je promieniach słońca, gdy to znów wyjrzało zza gęstych obłoków.
    Sylwetka jasnowłosej niewiasty mignęła mu gdzieś przed oczyma, tuż za rogiem trzeciej szklarni, gdy skupiał się na dochodzącym z tamtych stron głosie. Przysiadł na niewysokim murku, nieznacznie porośniętym mchem, a spojrzenie utkwił w dziewczynie, skąd zdecydowanie lepiej ją widział i słyszał. Zaraz skojarzył jej rysy twarzy z odpowiednim domem, nazwiskiem i tworem o wdzięcznej nazwie, który w progach zamku zdobywał już popularność. Matka byłaby pewnie zła – potępiłaby to okazanie zainteresowania Gryfonką, tym bardziej, że miała już przygotowane plany dla swej latorośli.
    Ale czy ona będzie zła? Czy Barlow potępi to zainteresowanie? Śpiewała na otwartej przestrzeni. Do tego pięknie.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  10. [Coooool rider! A coooool rider! A witam <3]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Dla mnie zawsze będziesz Rosie <3 chodź, namieszajmy im w życiu czymś szalonym :D]

    Artek

    OdpowiedzUsuń
  12. Podparł dłonie o wilgotny murek, nieco ciaśniej zaciskając je na szorstkim brzegu, żeby stabilnie wyprostować plecy. Kącik jego ust mimowolnie powędrował do góry, gdy ich spojrzenia napotkały się wzajemnie, a panna Barlow zniknęła zaraz tuż za rogiem jednej z cieplarni, otoczonej gęstwiną wiciokrzewu. Nie znał słów tej piosenki, ale jakoś samoistnie skojarzył je sobie z filmem animowanym – mugolskim rzecz jasna, choć te pamiętał zaledwie przez mgłę, bo jedyna osobą w rodzinie, która godziła się na krztę ludzkiego świata, był jego ojciec. Włączył mu bowiem kiedyś pewną bajkę, której tytułu za nic już nie pamiętał, mimo że akcja działa się w Rosji, i której towarzyszyły tego typu melodie. Kojarzył jedynie strzępki: sierotę Anyę i Dynastię Romanowów, ale nic poza tym. Po wyjeździe ojca nigdy już do niej nie wrócił, znał za to dobrze Baśnie Barda Beedle'a i Księgę czarów, a przymusu przeczytał również Szlamy i zagrożenie, jakim są dla pokojowego Społeczeństwa Czystej Krwi, bo jeden egzemplarz wciąż spoczywał w prywatnych zbiorach książkowych jego matki. Mógł więc pochwalić się dobrą znajomością praw Golpalott'a, ale niewiele był w stanie powiedzieć o swojej wiedzy na temat mugoli i ich życia, bo od tego tematu był skutecznie odsuwany przez chorobliwie zapobiegawczą matkę. Nierzadko wprawdzie próbował zasięgnąć odpowiedniej wiedzy u odpowiednich osób, ale pomysł ten za każdym razem spalił na panewce i kończył żywot w kasjuszowych myślach. Nie potrafił się za to wcale zabrać – bo tak naprawdę, jeśli życie mu miłe, to wcale nie powinien był brać mugolskiego istnienia pod lupę i dobrze o tym wiedział.
    Dlatego w pewnym momencie tknęła go ta ostra zadra, wbita głęboko w podświadomość, nakazując mu wstać i odejść, zapominając całkowicie o Aerys Barlow i jej głosie, niesionym przez delikatny wiatr prosto do jego uszu. Ale nie zdążył. Jasnowłosa pojawiła się bowiem szybciej, zza jego pleców, w sposób tak nagły, że na ułamek sekundy Cassius mimochodem wstrzymał oddech.
    Jego złote tęczówki zaraz spoczęły w twarzy Gryfonki, ta gdy przysiadła obok bez wahania. Usta złączył na moment w węższą linię i skinął głową w potwierdzeniu jej słów.
    — Lubię ją na równi z trzecią częścią sonaty fortepianowej b-moll Chopina — odrzekł, utrzymując spojrzenie w obliczu Aerys. Dotychczas nigdy nie rozmawiał z nikim na temat sonat fortepianowych i nie sądził, że kiedykolwiek porozmawia o tym akurat z Barlow, którą na co dzień mijał jedynie na wspólnych zajęciach. Czy to nie zadziwiające?
    — Myślę, że Twój głos jest wyjątkowy, zupełnie tak, jak te dwie sonaty — przyznał po chwili, podnosząc kącik ust w górę tylko symbolicznie. — Co śpiewałaś? — Dopytał, ściągnąwszy brwi, bo znajoma po części melodia wciąż nie dawała mu spokoju. Co to była za bajka...

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  13. Osobiście pogodził się z plotkami na temat swojego nazwiska. Wiedział wprawdzie, że niektóre z nich są przesycone nieprawdziwymi wydarzeniami, jednak nie ma się co oszukiwać – opinia na temat rodu nie wzięła się przecież znikąd, a na kartach historii zapisały się dzieje, które stawiały ich w bardzo rażącym, nieciekawym świetle. Carrowowie mają dłonie poplamione krwią niewinnych i jeśli nic się nie zmieni w ich poglądach, to minie jeszcze kilka dobrych pokoleń, nim całkiem się wybielą. Bo wszyscy doskonale wiedzą, czego niegdyś dopuściła się ta rodzina i po jak przerażające metody wychowawcze sięgała, a wiedza ta najlepiej roznosi się wśród czarodziei krwi brudnej, którym Carrowowie najbardziej dali się przed laty we znaki. A teraz, chociaż to wszystko dzieje się w zdecydowanie mniejszym stopniu, bo czasy nastały inne, to rodzina Cassiusa wciąż pozostaje przy żelaznych zasadach, mianując się jedną z elit czarodziejskiego świata, a ich nastawienie do zdrajców krwi nie zmieniło się niemalże wcale. Zresztą Cassius, tak jak uporczywie nakazywała mu matka, stale unikał kontaktu z rówieśnikami o krwi innej, niż czysta, a przynajmniej publicznie. Wiedział bowiem, czym to może grozić, jeśli chodzi o metody wychowawcze matki, które zdobiły skórę jego ciała i zdobić będą już do śmierci, i starał się nie prowokować sytuacji, w których Hestia mogłaby ponownie ich użyć. Bo wiedział też, jak naprawdę łatwo ją rozzłościć.
    Kiedy Aerys opowiedziała o bajce, zdał sobie sprawę, że ją pamięta, i że to właśnie Anastazja chodziła mu przed chwilą po głowie. Kojarzył urywki, jakieś pojedyncze sceny, które najbardziej utkwiły w jego pamięci, jednak to wspomnienie było połączone także ze wspomnieniami, dotyczącymi ojca i może dlatego tak dobrze zapamiętał tę bohaterkę. Choć w kwestii tego filmu animowanego, bardziej zaintrygowała go wzmianka o tym, że Aerys mogłaby zgrać z niego melodię na fortepianie. Mimowolnie uniósł nawet brew w pytającym wyrazie, jakby to pobieżne zdradzenie o umiejętności nie było dla niego zadowalające. Skoro znała tyle fortepianowych utworów i znalazła w nich nawet swoich ulubieńców, to oczywiste, że potrafiła na klawiszach coś zagrać – a z tych rzeczy nie spodziewał się kompletnie żadnej.
    — Jeśli zagrasz, ale do tego także zaśpiewasz, to mógłbym rozważyć tę propozycję — przyznał, a kącik jego ust drgnął ku górze, choć w myślach analizował tę sytuację także z drugiej strony. Aerys należała do mugolaków i świadomość ta nakazywała mu rozegrać to w sposób niejawny. Plotki mają moc szybkiego rozprzestrzeniania się, a jeśli Hestia kiedykolwiek usłyszałaby, że Cassius spotkał się ze szlamą, to prawdopodobnie zgotowałaby mu z życia jesień średniowiecza. Był w stanie znieść naprawdę wiele, ale nie wszystko.
    — To jak? — Dopytał, przesunąwszy po jej twarzy oczekującym spojrzeniem. Być może także musiała rozważyć wszelkie za i przeciw.



    Cassius Carrow <3

    OdpowiedzUsuń
  14. [Nie jesteś dużo stratna, nie znając oryginalnego Kurtza, bo tamten był świrem i szajbusem nie panującym nad gniewem... a Ten jest normalny (mam nadzieję) xD
    Chęci na wątek są, ale czy pomysły jakieś? ;p]

    Dante Kurtz

    OdpowiedzUsuń
  15. Cassius musiał być rozważny w swoich działaniach i dokładnie analizować sytuację, nim podjął ostateczną decyzję. Zdawał sobie sprawę, że samo rozmawianie z Aerys Barlow to złamanie jednego z pierwszych przykazań ustanowionych przez matkę, za które groziła najwyższa kara, jednak z drugiej strony dobrze wiedział, że jeśli nowina o ich spotkaniu nie wybiegnie zbyt daleko za mury Hogwartu, matka nawet nie pomyśli, że Cassius mógłby kiedykolwiek spędzać czas ze szlamą. Zatem szkolne plotki go nie przerażały, dopóki nie wyglądały poza jej granice, aczkolwiek wolał ich unikać dla świętego spokoju.
    Dlatego idąc w ślad za Aerys, oczy miał szeroko otwarte, bo choć w tej chwili większość uczniów wrzucała składniki do kociołków, albo uczyła się o poskramianiu dementorów, to zawsze mogły znaleźć się jednostki spędzające czas w inny sposób – chociażby tak, jak oni. Na szczęście droga do sali, w której zwykle odbywają się lekcje chóru, minęła im bezproblemowo i dopiero przy jej drzwiach natrafili na grupkę próbujących się śpiewaków, którzy kończyli właśnie swój trening. O dziwo cień zbroi, w połączeniu z panującą między członkami chóru dyskusją, był na tyle skuteczny, że żadne z rówieśników nie zwróciło na nich uwagi. Cassius stał się jednak spokojniejszy w duchu dopiero po przekroczeniu progu sali, w której poza nim i Aerys nie było już nikogo więcej. Jedynie piękny fortepian zdobił pomieszczenie wraz zresztą instrumentów, które należały do dyspozycji utalentowanych w kierunku muzycznym uczniów.
    Gdy podszedł do wielkiego pudła rezonansowego, przesunął dłonią po jego drewnie, od razu zdając sobie sprawę, że instrument został wykonany z mahoniu. Na znak Barlow przysiadł tuż obok niej i skupił się na tym, co zamierzała zagrać, nie wydobywając z siebie żadnego słowa, dopóki nie skończyła.
    Całkowicie wsłuchał się w melodię, która niosła się po pomieszczeniu za sprawą fortepianu, jak i strun głosowych dziewczyny. Raz przyglądał się jak jej palce wciskają biało-czarne klawisze, a innym razem podnosił spojrzenie na twarz, gdzie widoczne były skrawki różnych emocji, przebiegających przez jej delikatne rysy. Nawet on sam odczuł ten moment, gdy Aerys poczuła się pewnie podczas śpiewania piosenki, i kąciki jego ust samoistnie powędrowały wtedy chwilowo w górę. Głos dziewczyny tak dobrze współgrał z dźwiękami fortepianu, że jeszcze kilka sekund zajęło mu przyzwyczajenie się z powrotem do burej ciszy, która nastała, gdy Barlow zakończyła swój kameralny występ.
    — Nie było mowy o mnie — zauważył, gdy Aerys wspomniała, że teraz przyszła jego kolej. — Ale okej... — zerknął na jasnowłosą. — Niech będzie.
    Ułożył zaraz dłonie na klawiszach i odetchnął nieznacznie. Jego palce zaczęły wciskać kolejno odpowiednie klawisze, spod których zaczęła wybrzmiewać melodia. Z wyczuciem przesuwał dłońmi po klawiaturze, grając prawidłowe dźwięki do kompozycji Pachelbela i pewnym momencie podniósł wzrok na Aerys, a zaraz z nim także kącik ust. Osobiście przepadał za klawiszową wersja tego utworu i był ciekawy, czy Barlow zna Canon In D Major. Zresztą, nie istniało chyba nic, czego nie polubiłby w wykonaniu na klawiszowym instrumencie.
    Po kilku minutach gdy skończył, cofnął dłonie na kolana, a złote tęczówki zawiesił w oczach Barlow.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  16. Ilekroć grywał dla kogoś, jego talent rzeczywiście był jedynie odzwierciedleniem wizji kompozytorów – zgadzała się w nim każda nuta i każdy dźwięk, zupełnie tak, jakby dany utwór został wypuszczony z płyty, a nie zagrany na żywo. Z okazywaniem emocji Carrow miał duży problem i nie pozwalał sobie na nie w świetle dziennym, bo został nauczony, żeby zachowywać pokerową twarz w każdej sytuacji, bez względu na to czy jest to chwila radości, czy smutku. Jednak prawdę mówiąc, w muzyce i jego grze na klawiszach można było odnaleźć je najszybciej, bo kiedy grywał w pustej sali, poniekąd dla siebie, przekładał na biało-czarną klawiaturę instrumentu wszystko to, co w danym momencie czuł. Najczęściej były to emocje wypełnione pewnego rodzaju bólem, jako że to ich ilość przeważała w życiu Carrowa i to z nimi łatwiej było mu się utożsamić.
    Gdy poprosiła o zagranie tylko prawą ręką, pokiwał głową i ułożył dłoń z powrotem na klawiszach, zaczynając odgrywać odpowiednie dźwięki utworu. A za moment zagrał ton niżej, i jeszcze niżej, łącząc swoje dźwięki z tymi, które obok grała Aerys. W kąciku jego ust zastygł uśmiech, gdy oboje grali utwór, złożony z idealnie dobranych nut, chociaż ich spotkanie przed fortepianem było niezaplanowaną improwizacją.
    Powiódł spojrzeniem za Barlow, kiedy zerwała się na równe nogi i przystanęła z drugiej strony instrumentu, ale nie przestawał grać – przechwycił również te dźwięki, które dziewczyna grała przed chwilą, co zaowocowało spójną, ciekawą kompozycją, niosącą się po pomieszczeniu. Wrócił na moment spojrzeniem do klawiatury, ale gdy usłyszał śpiew, ponownie spoglądnął na Barlow, unosząc przy tym usta. Głos dziewczyny idealnie stroił z fortepianową melodią. Czyżby nowy numer na płytę Wyjców?
    Nie spodziewał się w prawdzie takiej reakcji ze strony Aerys, już nie wspominając o ucałowaniu w czoło z siłą godną olbrzyma, ale na jej słowa podniósł tylko niewinnie ramiona w górę.
    — To Twoja sprawka, ja tylko naciskałem klawisze — przyznał z uśmiechem, po czym wstał z miejsca i wyciągnął różdżkę, rozejrzawszy się w poszukiwaniu jakiegoś odpowiedniego przedmiotu, aż zatrzymał wzrok na pałeczkach do perkusji. — Scribblifors — machnął różdżką w kierunku jednej z pałeczek, a ta zamieniła się zaraz w pióro. Kałamarz musiał gdzieś tu być, skoro pomieszczenie było oficjalnym miejscem do tworzenia muzyki i prób.
    Powiódł wzrokiem po sali w poszukiwaniu pojemnika z atramentem, i zauważywszy go tuż obok notesu do nut, zamoczył przemienione pióro, wręczając po chwili w dłonie Aerys.
    — Czy ten tekst to do nowego utworu? — Podpytał, zawieszając spojrzenie na zapisanym pergaminie, z którego Aerys śpiewała przed momentem tekst.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten diabelnie prostolinijny komplement, dotyczący jego umiejętności, odbił się na ustach Cassiusa wyraźniejszym uśmiechem, który skrywał w sobie także wyraz rozbawienia. Cała wypowiedź Aerys na temat tego, w jaki sposób stworzyli linie melodyczną, wydała mu się odrobinę zabawna, choć nie zamierzał już zaprzeczać, bo nie sądził, że Barlow da się w tej kwestii przegadać – na pierwszy rzut oka wyglądała na osobę dość asertywną, której nie da się wcisnąć swego zdania, co oczywiście zaliczało się do plusów. Przynajmniej dla Carrowa.
    Przejąwszy pióro i pergamin, zaczął kreślić odpowiednią konfigurację, a choć momentami wspomagał się klawiszami instrumentu, to wciąż nie przestawał słuchać dziewczyny; a zawdzięczał taką możliwość swojej podzielnej uwadze. Nie miał jednak żadnej wiedzy na tematy poruszane w zespołach i nigdy nie doświadczył muzycznego wypalenia, bo nie tworzył dla nikogo więcej oprócz siebie, aczkolwiek po części potrafił zrozumieć ten stan, o którym wspomniała Barlow – to dziwne zawieszenie, jakby nagle ugrzęzło się w gęstym błocie po kolana. Oczywiście, problem wcale nie musiał tkwić w członkach zespołu, mimo że wypalenie zwykle było powiązane z konkretnymi muzykami, którzy jak ciężka kula, ciągnęli w dół cały zespół. Czynniki zewnętrzne szkodziły w takim samym stopniu.
    — Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale może któreś z Was nie czuje tego stylu, który gracie i przez to stoicie w miejscu? — Zastanowił się na głos podczas zapisywania jednego z akordów molowych. — Myślę, że na samym początku powinniście szczerze ze sobą porozmawiać, podzielić się uwagami, a później wspólnie usunąć problem, który Was blokuje — dopowiedział, zamoczywszy lekko pióro w atramencie, żeby końcówka jego zapisków była tak samo czytelna, jak ich początek.
    Ale kiedy Aerys zapytała o pasji do fortepianu, zatrzymał je w bezruchu nad pergaminem i obrócił kilkakrotnie w palcach, dając sobie kilka sekund na złożenie sensownej odpowiedzi. To był trudny temat, bo gra na fortepianie początkowo wcale nie była jego pasją. Został do niej zmuszony przez widzimisię matki i jej osobliwy fetysz do tego instrumentu. Nie był szczęściarzem urodzonym w czepku i nie miał wrodzonego talentu – musiał zatem od najmłodszych lat godzinami przesiadywać przed biało-czarną klawiaturą i stale ćwiczyć, pomimo narastającego bólu w kłykciach, żeby zadowolić Hestię i wszystkich wokół, dla których za jej sprawą dawał występy. Dopiero kiedy przestawił nieco myślenie, a w dźwiękach fortepianu nauczył się chować własne emocje, polubił się z tym instrumentem i przestał traktować je jak zwykłe narzędzie pokroju młotka do wbijania gwoździ.
    — W dźwiękach fortepianu można ukryć część swojej duszy — odpowiedział, kładąc na wierzch pudła rezonansowego, tuż przed Barlow swoje zapiski, i skrzyżował z nią spojrzenie. — Złość, radość, miłość, nienawiść. Cierpienie. — Jego głos przybrał na ułamek sekundy inną, ciemniejszą barwę. Zaraz ściągnął delikatnie brwi w konsternacji, nie zdejmując przy tym spojrzenia z jej tęczówek.
    — A jakie plotki masz na myśli?


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  18. [O ja, jaka ona fajna!:D Hej, cześć dziękuję za powitanie. Co prawda nie brałam pod uwagę tego, że Dean może mieć zapał do muzyki, ale może nadawałby się do Wyjców? :D Jako autor tekstów, albo do gitary? A pomysł z ratowaniem z dachu również bardzo mi się podoba. Książę na nimbusie? Mógłby trenować z resztą drużyny, albo trochę łamać zasady i tak dla przyjemności latać aż tu nagle koleżanka w potrzebie? Miejsca na miotle pewnie będzie dość dla obojga. :D]

    Dean Bethell

    OdpowiedzUsuń