Szatańska Pożoga

FRED WEASLEY II
17 kwietnia | Gryffindor | rok V | Ścigający
Klub Pojedynków | Koło Transmutacji
Duch czekający na niego w domu

łatwo wymyka się spod kontroli


Oh, you're a Queen but I'm crowned.

Codziennie przemierza korytarze Hogwartu, rozdając szczery uśmiech na lewo i prawo. Zupełnie jakby znał wszystkich i wszystko o nich wiedział. I chociaż znasz go, wiesz, że w jego postawie nie ma nawet grama fałszu, zauważasz, że mimo iż stoi tuż obok ciebie, tak naprawdę myślami błądzi zupełnie gdzie indziej. Błysk w jego oczach zdradza go. Dopiero wstał, dopiero co zagadał do którejś z dziewczyn ze starszego rocznika, a już coś kombinuje. W jednej chwili widzisz go obok Wielkiej Sali, a pięć minut później znika niepostrzeżenie, prawdopodobnie za pomocą jakiegoś tajnego przejścia, o którym nikt poza nim i grupką wtajemniczonych przez niego osób nie ma pojęcia. Wdraża w życie plan, który uknuł w swojej głowie dosłownie przed sekundą.
Regulamin szkoły ma w małym palcu, co sprytnie wykorzystuje, dyplomatycznie wychodząc z najcięższych nawet kłopotów i jakimś dziwnym sposobem prawie zawsze unikając kary za nocne szwędanie się po zamku czy nieprawdopodobne wybryki i skandale, których się dopuszcza. Pragniesz dowiedzieć się, czego poszukuje, nocą zagłębiając się w mrok korytarzy, błądząc po lochach i najwyższych wieżach Hogwartu, stosunkowo często wracając do dormitorium wraz ze wschodem słońca. Chcesz wybrać się z nim w taką eskapadę. Może nawet go śledzisz, nie mając pojęcia, że twoje próby na nic się zdadzą. Jest mistrzem kamuflażu, który do perfekcji opanował sztukę znikania.
Na boisku Quidditcha również ciężko go dostrzec. Mknie na miotle jak burza, z zawrotną prędkością przechwytując kafla. Z gracją mija przeciwników, by na końcu zdobyć zwycięski punkt dla drużyny. Masz wrażenie, że urodził się już na miotle, co w sumie nie do końca jest kłamstwem, w końcu swojego pierwszego Nimbusa dostał już w wieku czterech lat. 
Dzieciństwo pachnie mu ciasteczkami babci Molly, świeżo skoszoną trawą i zapleczem Magicznych Dowcipów Weasley’ów. Chociaż prowadzenia rodzinnego biznesu wyrzekł się w dniu dwunastych urodzin, zupełnie nie przeszkadza mu rozprowadzanie po Hogwarcie różnego rodzaju gadżetów czy nielegalnych substancji. W tych drugich zdecydowanie jest mistrzem. W znoszonej skórzanej torbie pod jego łóżkiem zawsze można znaleźć różnorodne skarby w szklanych butelkach. Od Ognistej Whisky po eliksir wielosokowy.
Gdy zjawia się na potajemnie zorganizowanej imprezie, na moment wzrok wszystkich skupia się na nim. Może nawet nie być zaproszony i tak zostanie królem parkietu. Jest duszą towarzystwa. Zdaje się być przyjacielem wszystkich, choć doskonale wiesz, jak wielką część siebie chowa tylko dla najbliższych.
To chodząca zagadka. Nigdy nie wiesz, czego się po nim spodziewać. Może zaraz zagada cię w typowy dla siebie sposób albo obrzuci tylko jednym spojrzeniem, zamknięty na moment w swoim własnym świecie. Ale jeżeli nawet widzisz go na oczy po raz pierwszy w życiu, to jednego od samego początku zawsze jesteś pewien. Mimo że jeszcze nie zamieniłeś z nim nawet jednego słowa. Mimo że wcale nie jest rudy i nie nosi szaty po starszym rodzeństwie. 
To na pewno Weasley.


SPŁONĘLI W OGNIU | POPIÓŁ

_____
Wątki: Zabini, Addie, Roxanne, Claire, Gail

Freddie is back!
Nadal nie umiemy w karty postaci, wprowadzamy limity i kolejkę, których się nie trzymamy,
ale oferujemy wątki pełne dramatyzmu, emocji i zwrotów akcji, więc piszcie śmiało!
Wolimy wymyślać, nie lubimy zaczynać! Kochamy skomplikowane powiązania.
GG: 46650538
mail: abyss.of.imagination@gmail.com
Kartę sponsoruje If walls could talk 5sos i Cameron Dallas
Psst, zdjęcia w karcie się zmieniają.

Chodź, upijmy się razem whisky.

40 komentarzy:

  1. [Ej, Fredzio, nie znamy się, ale chodź, nie odpuszczę!]

    Scorpius

    OdpowiedzUsuń
  2. [Tytuł karty idealnie wpasował się w temperament tego Weasleya. Witaj z powrotem na [i]Kronikach[/i]. :D]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  3. [oj, zdecydowanie Anguis powinien upić się z tym panem :P O ile chcesz ^^ Plus na pewno kocia forma mojego Ślizgona przyda się przy nocnych eskapadach :D]

    OdpowiedzUsuń
  4. [I tym sposobem prawie cała Gryfońska drużyna Quidditcha się objawiła i można ruszać na Ślizgonów. XD A tak poważnie, to cześć i czołem, trzymaj się ciepło!]

    Dybuck Sheeridan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Czy ja dobrze widzę, że planujecie jakiś zamach na Ślizgonów? Dobrze, że za marzenia nie idzie się do Azkabanu. Poza tym: OMG, FREDZIAK!
      Dawaj na picie i jakiś dramat.]

      Usuń
  5. Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  6. [A czemu nie jest rudy!?
    Cześć, Fredziakowa!]

    Michael Potts

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć, sympatyczny ten Fred. Noah może skopać mu tyłek podczas Klubu Pojedynków, gdybyś miała ochotę xd]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć i czołem! Właśnie ogarnęłam, że Alfie i Fred sa razem w dormitorium i pomyślałam, że no nie ma bata, muszą się znać :) Obaj maja duszę rozrabiaków, wiec myślę że dokuczanie młodszym uczniom i wycinanie żartów nauczycielom bo byłby ich chleb powszedni ;) Co Ty i Fredek na to?]

    Alfred Larose

    OdpowiedzUsuń
  9. [Tyle znajomych twarzy, ojeju! <3 Witam Freda, miło widzieć, że wróciliście na Kroniki. Życzę Ci wspaniałej zabawy i zostań z nami jak najdłużej! :)]

    ARIEL I NIKOLA

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Hej! Miło Cię znowu widzieć ;) Może tym razem uda nam się dojść do jakiegoś wątku. W razie chęci wpadaj śmiało! ]

    Olivia | Julia

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ach, bardzo dziękuję za tak miły komentarz i powitanie!
    Ja tam lubię dzieciaki, każdy z nas już miał trzynaście lat, więc nie wiem, co w tym trudnego, stworzyć taką smarkulę, za to mocno podziwiam tworzących postacie trzydzieści plus. :D
    Pewnie tak, w końcu zdrajcy krwi, a tatuś i dziadek skutecznie zaszczepili w Nebrasce własne przekonania. :D Mam ochotę coś naskrobać, a najłatwiej chyba tutaj o wspólny, pełen nienawiści szlaban, jak sądzisz?]

    Nebraska Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  12. [Cześć, dziękuję za komplement! Vincas właśnie miał być takim depresyjnym dzieckiem, które próbuje, ale nie wychodzi, więc obawiam się, że z tak silną osobowością jak Fred bałby się w ogóle przebywać w jednym pokoju - ale od tego tu jestem, żeby mu jeszcze bardziej utrudniać życie, więc coś by się na pewno wymyśliło. Nie wiem tylko, czy nie wolałabyś wątku z kuzynem, bo w wersjach roboczych dłubię jeszcze przy karcie Jamesa.]

    Vincas

    OdpowiedzUsuń
  13. [Justin też potrzebuje miłości :( może miałabyś pomysł na wątek /powiązanie, cokoły co Ci chodzi po głowie? Ja biorę wszystko :p]
    Justin

    OdpowiedzUsuń
  14. [Cześć! Na wstępie chciałabym ci podziękować za tak entuzjastyczne powitanie, od razu cieplej mi się na serduchu zrobiło, zwłaszcza że miałam swoje wątpliwości odnośnie Bree, dlatego tym bardziej dziękuję ci za miły komentarz <3 Niestety muszę jednak odmówić. To nie tak, że pomysł mi się nie podoba, jednak Bree po prostu nie jest typem osoby, która wpasowałaby się w ten schemat, choć może nie wynika to z karty i to moja wina, bo wtedy wciąż klarowała się w mojej głowie. Mianowicie jest ona bardzo nieufna i zamknięta w sobie, te wszystkie szalone rzeczy robi jedynie wtedy, gdy czuje się przy kimś naprawdę swobodnie, jak przy swojej siostrze Bailey. Na co dzień raczej otacza się murem i potrzeba naprawdę dużo cierpliwości, a także wyczucia, żeby się przebić i poznać tę szaloną, beztroską, radosną część osobowości Bree. Gdyby Fred próbował ją sobie zjednać tymi dziecinnymi zagrywkami, jakimiś zaczepkami, Bree do pewnego momentu by to znosiła bez reakcji, potem dobitnie powiedziałaby mu, co o nim sądzi, ale raczej nie można spodziewać się po niej tego, że zaczęłaby za nim biegać po szkolnych korytarzach. Gdyby mu się odpłacała, pewnie robiłaby to brutalnie i na pewno nie w ramach zabawy, a raczej nauczki, traktując Freda jako właśnie takiego irytującego cwaniaczka, z którym raczej nie ma ochoty przebywać w jednym pokoju. Z czasem być może przestałaby mieć na niego aż taką alergię, uznając to w końcu za jedynie wygłupy i kwitowałaby je wywracaniem oczami oraz pełnym politowania uśmiechem, jednak nie widzę sposobu, w jaki miałoby to się przerodzić w głęboką, prawdziwą przyjaźń z jej perspektywy. Odpada także jeżdżenie do niego na wakacje, bowiem Bree jest bardzo mocno związana ze swoją bliźniaczką, a lato to jedyny okres, kiedy może spędzać z nią tyle czasu, ile tylko chce, no i w większości czuje się bardziej mugolką niż czarownicą, dlatego nie czułaby się swobodnie w domu pełnym magii.
    Trochę mi głupio, że tak odrzucam twój pomysł i nie mogę niczego zaoferować w zamian, bo Fred wydaje się być intrygującą postacią :< Jeśli tylko na coś wpadnę, na pewno dam ci znać! Jeszcze raz dziękuję!]

    Bree Prescott

    OdpowiedzUsuń
  15. Czubek różdżki rzucał nieco światła na wyżłobione w fantazyjne wzory kafelki, które z pewnością od wieków nie widziały się z mopem. Nie pamiętał już, jak pierwszy raz tu trafił. Prawie zapomniany korytarz-zaułek ukryty za rzeźbą zrywającego się do galopu centaura, który zdawał się obserwować uważnie każdego przechodzącego, stał się najlepszym miejscem na testowanie kolejnych wynalazków. W niebieskawej poświacie jego dłonie poruszały się z zaskakującą wprawą, kiedy dokręcał śrubki skomplikowanego mechanizmu. Kto by pomyślał, że ten Zabini może z czystej przyjemności nocami przesiadywać na podłodze otoczony drobnymi częściami, których przeznaczenia nie zgadnie żaden laik? Sprawnie dokręcał kolejne śrubki, kiedy nagle mechanizm wydał z siebie głośny jęk. Zaskoczony Zabini zaklął pod nosem, kiedy gadżet z metalicznym stukotem potoczył się przez korytarz. Podniósł się powoli, cicho stękając i rozcierając zastane mięśnie. Nie miał pojęcia, która może być godzina, ani ile czasu już poświęcił na testowanie i udoskonalanie swoich dzieł. Odruchowo zgarnął różdżkę, po czym przeciągnął się i niespiesznie ruszył w stronę metalowego mechanizmu drgającego niespokojnie jakby w jakimś niekontrolowanym tańcu. Zmarszczył brwi, kiedy, schylając się po gadżet, dostrzegł odległe światło z drugiej strony korytarza. Nie pamiętał, by ktokolwiek zapuszczał się w te rejony, nawet ci najbardziej drobiazgowi.
    Evanesco – burknął w kierunku rozłożonych na podłodze części, nie chcąc, by ktoś odkrył nad czym pracuje. Nie lubił się tym chwalić, nie chciał psuć sobie wizerunku zimnego dupka, czymś… takim. Rzucił jeszcze raz szybko okiem na pusty już korytarzyk, po czym na palcach przeszedł tuż za posąg centaura. – Nox.
    Chwilę nasłuchiwał, wstrzymując oddech. Kiedy, ku jego niezadowoleniu, upewnił się, że kroki się zbliżają, bez większego wahania z gracja godną dostojnego dzikiego kota, puścił się biegiem znanym już korytarzem, chcąc jak najszybciej oddalić się od prawdopodobnie jakiegoś upartego prefekta czy nauczyciela patrolującego budynek. Po chwili cichego biegu, odwrócił się, nieprzerwanie przebierając nogami, by sprawdzić, czy nikt go dotąd nie zauważył, kiedy…
    Miał wrażenie, jakby ktoś trafił go w bark tłuczkiem, a kilka poprzednich sekund wymazano mu z pamięci. Skrzywił się, cicho stękając; prąd przebiegał całą jego rękę wzdłuż i wszerz. W ciemności błyszczały wpatrzone w niego bursztynowe tęczówki. Kto by pomyślał…


    no my byśmy w życiu nie pomyślały, co?
    kanciasty Tygrysek

    OdpowiedzUsuń
  16. [Po pierwsze, bardzo ładne zdjęcia. Po drugie świetny Fred. Po trzecie - co on taki nierudy? A po czwarte - Isleen może go zrzucić z miotły? :D
    Cześć, baw się dobrze! :D ]

    Isleen Dunne

    OdpowiedzUsuń
  17. [Dej ten zarezerwowany wątek. Niech zgadnę... pewnie chcesz wymyślić nam coś, prawda? XD]

    Arsellus/Deucent

    OdpowiedzUsuń
  18. [Czy mi się zdaje, czy ja cię jeszcze z dawien dawna kojarzę z h22? Popraw mnie, jeśli się mylę, bo dałabym sobie rękę uciąć, że tak, a potem pewnie biegałabym bez ręki.
    Tak czy inaczej, skoro obiecujesz wątki pełne dramatu i zwrotów akcji to ja się na to piszę, bo podobno jestem drama queen, a między gryfiakiem i ślizgonką na jednym roku, w dodatku takim gryfiakiem i taką ślizgonką można by coś fajnego podziałać. Problem w tym, że nie wiem co, ale marzy mi się jakaś drama, bo coś za spokojnie u tej mojej Eklery, więc jeśli reflektujesz na burzę mózgów (i w ogóle na wątek), to serdecznie zapraszam.]

    Claire

    OdpowiedzUsuń
  19. [Podoba mi się ostatnie zdanie. To z dopisku autorskiego, ale ciii, ja tego nie pisałam.]

    Vincent // Priscilla

    OdpowiedzUsuń
  20. [Och, super, czyli z moją pamięcią jednak nie jest jeszcze tak źle, fajnie wiedzieć, że trochę mi zostało do demencji :D Zawsze fajnie widzieć starych autorów, których grupowce wciąż trzymają w swoich szponach ♥

    To teraz konkrety. Ogólnie rzecz biorąc z Claire miałam zrobić świętszą od zakonnicy w sensie wszelkich kontaktów z facetami, ale te pomysły tak bardzo mi się podobają, że chyba trochę tę moją pannę zmodyfikuję.
    Ogólnie mam ochotę wszystko zmieszać. Zrobiłabym z nich pierwszą, jakże dojrzałą miłość dwóch dwunastolatków, którzy na przekór wszystkim i wszystkiemu chodzili razem za rączki, a rozstać by się mogli właśnie przez pociąg Claire do denerwowania wszystkich i wszystkiego, w tym siostry Freda, a skoro z niego obrońca uciśnionych, związek mógłby sam się rozpaść i od tamtego czasu mogą drzeć ze sobą koty z tymi małymi wyjątkami, kiedy są pod wpływem procentów i ich ku sobie ciągnie, a następnego dnia znowu na siebie syczą z wielkim moralniakiem.
    Pomysł z wykradaniem kartoteki też jest super, zwłaszcza, że Claire ma do ukrycia dotyczącą jej przepowiednię i woli, żeby jej treść nie dostała się w niepowołane... w ogóle w niczyje ręce, dlatego ja bym tu wplotła jeszcze mały szantażyk z jego strony typu 'Summers, jeśli nie zrobisz dla mnie tego i tego, to cała szkoła się dowie', a że naprawdę zależy jej na dyskrecji, to byłaby na każde jego skinienie, nie szczędząc przy tym niewybrednych wyzwisk i ciskając w niego spojrzeniami pełnymi nienawiści. Która, jak już wspomniałam, ginie przy odpowiedniej ilości alkoholu, toteż fajnie by było umieścić tu nocne wycieczki do jego dormitorium pod wpływem ognistej, żeby próbować do przekonać nieco inaczej, wiadomo jak XD
    Daj tylko znać, czy ci to pasuje, a chętnie podejmę się rozpoczęcia, ale nie obiecuję, że przebiję długością chociażby twój poprzedni komentarz :D]

    Eklerka

    OdpowiedzUsuń
  21. Stała się rzecz cholernie zła i niedopuszczalna, a Claire pierwszy raz wpadła wtedy, gdy naprawdę się starała. Zazwyczaj naprawdę miała gdzieś, że dostanie ten cholerny szlaban, że ktoś przyłapie ją na robieniu czegoś, czego robić nie powinna i mimo że zawsze stwarzała pozory, iż chce się wykaraskać z kłopotów, odwracając kota ogonem i przywołując wszelkie punkty regulaminu, które byłyby na jej korzyść, tak naprawdę odrabianie kolejnego szlabanu w tę czy w tę nie robiło jej zbytniej różnicy.
    Ale nie tym razem. Tym razem wszystko przemyślała, plan zakładał różne wersje, a sama Claire starała się skorzystać ze swojej mocy jak najlepiej, przybierając postać dyrektora i wynosząc z gabinetu swoją kartotekę, ale nie przewidziała tego, że widok Filcha tak ją zestresuje, iż w momencie straci całe swoje skupienie, przybierając pierwotną postać. Filch kartotekę zabrał, a ona dorobiła się kolejnego wrednego szlabanu i kilku mikrozawałów spowodowanych tym, że stary harłak mógł przeczytać to, co zawierała teczka z jej nazwiskiem. Hogwart nie potrzebował paniki, a Summers postanowiła zrobić wszystko, by odzyskać akta, choćby miała przy tym zostać pozbawiona statutu ucznia tego zamku.
    Upewniła się, że Filch znajduje się po przeciwnej stronie zamku i ruszyła z lochów w stronę kanciapy wrednego durnia, rozglądając się przy tym nerwowo. Nie mogła sobie pozwolić na przyłapanie. Może później, gdy już odzyska swoją własność, ale nie teraz. Dlatego trzymała w pogotowiu różdżkę, by w razie szybko zmienić kolor szaty na taki pasujący do ściany, kolor skóry również, a ramię cały czas przyciskała do płaskiej powierzchni, szybko przesuwając się do przodu, ale nie na tyle szybko, by nie kontrolować głośności kolejnych stąpnięć. Przez moment rozważała nawet, czy nie zmienić się w kota i przemknąć niepostrzeżenie, ale doszła do wniosku, że gardzi tymi zwierzętami zbyt mocno, by jeszcze przybierać ich postać.
    Nadzieja majaczyła w oddali, a odpowiednie drzwi dostrzegła w chwili, gdy znalazła się stosunkowo niedaleko. Już miała przyspieszyć, już miała dopaść do klamki, już miała zacząć poszukiwania, kiedy do jej uszu dotarł dźwięk kroków zbliżających się ze znikającego za zakrętem korytarza. Claire zamarła z dłonią w połowie drogi do drzwi i machnęła krótko różdżką, w sekundę zlewając się z otoczeniem.
    Jednakże nie mogła pozostać w ukryciu widząc przed sobą znajomą twarz. Jej serce i oddech momentalnie przyspieszyły, a po plecach przeszły dreszcze i dziewczyna nie umiała określić, czym jest spowodowana jej reakcja – strachem przed groźbą przyłapania, czy może tym, że musiał się napatoczyć akurat ten gryfon. Gryfon, którego Summers miała ochotę zabić za każdym razem, gdy go widziała, a tym bardziej siebie, gdy mu się poddawała.
    - Nie za późno na nocne przechadzki, Weasley? – spytała i dopiero wtedy zorientowała się, że przecież Fred nijak nie może jej zobaczyć, więc wróciła do swojej postaci, krzyżując ręce na klatce piersiowej i robiąc kilka kroków w jego stronę. – Czegoś szukasz, czy nie możesz beze mnie żyć i postanowiłeś mnie śledzić, hm? – rzuciła, uśmiechając się ironicznie i przechylając lekko głowę w bok w udawanym zaciekawieniu. No okej, zaciekawienie może nie było wcale takie udawane, naprawdę chciała wiedzieć, dlaczego Weasley szlaja się po zamku, chociaż… To znowu nie była taka niespodzianka, biorąc pod uwagę, ile razy wpadła na niego w ciągu tych kilku lat. Ale musiał być jakiś powód, żeby zapędzić go w rejony kanciapy Filcha, nikt nie zapuszczał się tutaj z własnej woli z obawy przed ulubioną karą woźnego, jaką było czyszczenie posadzki szczoteczką do zębów, a Claire chciała ten powód poznać.

    Eklerka

    [Okej, wyszło coś takiego. Mam nadzieję, że może być. Z góry przepraszam, rozpoczęcia nie są moją mocną stroną. Gdyby coś to krzycz, poprawię]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Bardzo mi miło, dziękuje! <3 Nie sądziłam, że ktoś może mnie kojarzyć, aż się speszyłam! Ale miłe to uczucie, muszę przyznać. :)
    Na wątek się skuszę, a szczególnie kiedy to Weasley. :D Lecę posłać maila! <3]

    Daphne Chatham

    OdpowiedzUsuń
  23. Na kilka chwil dosłownie zatonął w ciepłym bursztynie tęczówek chłopaka. Czuł się tak, jakby to tylko one istniały, jedyny prawdziwy punkt tego pokręconego, zakłamanego świata. Stał jak słup soli, niezdolny do najmniejszego ruchu. Nie potrafił nic na to poradzić. Był zbyt zaskoczony, by jakkolwiek sensownie zareagować, jakby nagle wszelkie umiejętności wyssane z mlekiem matki się ulotniły. Bum, oto i sytuacja, w której ten Zabini czuł się niepewnie. A może to wcale nie Weasley, a zwykły szok tak na niego zadziałał? Nagły skok adrenaliny, jej znaczący nadmiar napierający na żyły?
    Nie protestował. Dał się pociągnąć, chociaż nie miał zielonego pojęcia, gdzie Gryfon może go ciągnąć. Zaufanie czy nadal szok? A może i jedno, i drugie… A może po prostu chciał uciec przed konsekwencjami nocnych wędrówek lub przynajmniej nie zostać przyłapany sam? Zawsze to nie tylko Ślizgoni zarobiliby ujemne punkty…
    Zmarszczył brwi, czując, jak i tak walące mu w piersi serce jeszcze przyspiesza, gdy Fred spojrzał na niego z zawadiackim błyskiem w oku. Nie potrafił nad tym zapanować. Nie rozumiał tego. Było mu to zupełnie obce. Nie chciał się tak czuć.
    Szarpnął ręką, wyrywając rękaw z uścisku Weasleya. Nie mógł pozwolić, by to dziwne coś, te nieznane uczucie zupełnie go opanowało. Był przecież zimnym dupkiem, arystokratą z krwi i kości, nie mógł pozwolić sobie na bezczynną zgodę.
    – Gdzie niby chcesz mnie zaciągnąć, Weasley? – Uniósł brew, zaciskając wargi w zawziętym grymasie. Nie da przecież sobą pomiatać. – Skąd mam wiedzieć, że nie zaprowadzisz mnie wprost w ręce waszego prefekta? – burknął, mierząc go wzrokiem.
    Zaraz jednak cała jego pewna swego postawa wzięła w łeb, kiedy do jego uszu dotarł wyraźnie zbliżający się tupot kroków. Bez wahania chwycił Freda za nadgarstek i pociągnął za najbliższą rzeźbę. Może nie była to najlepsza możliwa kryjówka, ale pozostało im już tylko mieć nadzieję, że zostaną niezauważeni. Odruchowo zasłonił Gryfonowi usta, widząc wyraźnie, że ten jest gotów protestować i przycisnął go do ściany za posągiem, by jak najbardziej zminimalizować prawdopodobieństwo, że ktoś ich zauważy.
    – Ani słowa – syknął, mrużąc oczy i dopiero po chwili powoli zdejmując dłoń z ust Freda. Nie żeby nie poczuł tej iskry. Poczuł aż zanadto.

    Dzikusek

    OdpowiedzUsuń
  24. [Cześć! Mam wrażenie, że z Elis mogliby drzeć koty lub z Noahem prowadzić mocną rywalizację na szkolnym boisku. Jakbyś miała ochotę na wątek to zapraszam :D]

    Elis&Noah

    OdpowiedzUsuń
  25. [Na pewno możemy tego rozkochiwania spróbować. :D Może być nawet ciekawie, biorąc pod uwagę charakter Gail. Taki trochę love-hate relationship by mi do nich pasował - działają sobie na nerwy, ale w sumie to bardzo się lubią i to działanie na nerwy też lubią. Możemy tej znajomości dorobić nawet nieco historii - Freddie jest dwie klasy niżej, więc kiedy był śmiesznym pierwszakiem, Gail była już poważną trzynastolatką. Mogła mu w czymś pomóc, albo po prostu była dla niego miłą, bo ona lubi słodkich pierwszaków, a jedenastoletni wtedy Freddie postanowił, że zostanie jego żoną. Rzecz jasne, oboje trochę dorośli i pewnie Freddie nie chce zaciągać jej już przed ołtarz, ale relacja pozostała przyjacielska, choć z podtekstem, pełna sentymentu, ale i przekomarzań. O, nie wiem, czy za bardzo nie zamotałam. :D]

    Gail Ollivander

    OdpowiedzUsuń
  26. [Jak najbardziej!
    A więc to Freda znokautowała w trzeciej klasie tłuczkiem. Jak podejrzewam, rozwaloną głową miłostka się skończyła, ale do dzisiaj mogą pozostawać w jak najbardziej przyjacielskich, psotnych stosunkach, a tamtą sytuację, zwłaszcza jeśli Freddiemu pozostała po niej jakaś blizna, wspominają ze śmiechem. Głównie śmieje się Effie.
    A teraz mogą być partners in crime.]

    Effie

    OdpowiedzUsuń
  27. [Cały pomysł ze wszystkim bardzo nam się podoba i będziemy wdzięczne za zaczęcie. <3]

    Gail Ollivander

    OdpowiedzUsuń
  28. Addison uciekała. Chociaż wydawała się niezwykle optymistyczną, temperamentną osobą, której nic nie było w stanie zniechęcić, a już tym bardziej przestraszyć, prawda była nieco mniej kolorowa. Kiedy napotykała problem, którego nie mogła rozwiązać jedynie swoim uporem i rzeczywistość zaczynała ją przerastać lub kiedy spotykało ją coś naprawdę szczęśliwego, brała nogi za pas i znikała. Nie była nawet do końca pewna, przed czym ucieka. Przed odpowiedzialnością za swoje czyny i uczucia? Przed zaangażowaniem i prawdziwym zobowiązaniem? Wiedziała za to, że nigdy nie uciekała przed Fredem. Znali się lepiej, niż ktokolwiek inny. Potrafili odczytywać swoje emocje i myśli bezbłędnie, jeszcze zanim to drugie wypowiedziało je na głos. Nie mieli przed sobą tajemnic. Aż do tej pory.
    To był pierwszy raz, kiedy musiała utrzymać coś w sekrecie przed chłopakiem. Pierwszy raz, kiedy musiała od niego uciec. Dlatego milczała, bo w ten sposób było jej łatwiej. Nie przewidziała jedynie, że Freddie, zmartwiony ciszą z jej strony, postanowi złożyć jej wizytę w trakcie kolejnego z nudnych, niekończących się bankietów organizowanych w posiadłości Hallawayów, która po ślubie została im podarowana przez ród Travers od strony jej matki. Miała szczęście (lub pecha), że wcześniej wykpiła się bólem głowy i uciekła w połowie nużącej pogawędki z panią Bigott, która miała chyba z dwieście lat i próbowała przekonać Addison do tego, by zaczęła szkolić się w sztuce zarządzania domem i jak najszybciej dobrze wyszła za mąż, jeśli chciała przedstawiać sobą jakąkolwiek wartość dla rodziny. W pierwszej chwili, widząc tajemniczy cień w ramie okiennej, Addie sięgnęła po różdżkę, nie myśląc nawet o zakazie używania magii poza szkołą; wciąż była przeczulona po tym, co spotkało ją pod koniec roku szkolnego i nie rozstawała się z różdżką, która jako jedyna mogła zapewnić jej samoobronę. Kiedy jednak usłyszała znajomy głos, na jej twarzy wykwitł szeroki, autentycznie radosny uśmiech. Nie uśmiechała się tak, odkąd... Ta myśl szybko ostudziła jej entuzjazm i sprawiła, że dziewczyna zadrżała.
    Addie ostrożnie wyjrzała na korytarz, upewniając się, że żaden nieproszony gość nie będzie ich podsłuchiwał, po czym z głośno bijącym sercem przymknęła drzwi, opierając się czołem o chłodne, wypolerowane na błysk drewno, jakby dawała sobie chwilę na zebranie myśli. Kiedy odwróciła się z powrotem w stronę Freda, na jej twarzy nie było śladu po zmieszaniu, poczuciu winy, niepokoju i frustracji, jakie odczuwała; wręcz przeciwnie, jej usta rozciągnęły się w lekkim, odrobinę kpiącym uśmiechu, a zmarszczka między jasnymi brwiami wygładziła się.
    – To mój pokój, więc chyba mam prawo tutaj przebywać – zauważyła Addison, podchodząc do białej, wykwintnie zdobionej toaletki ze złotymi wykończeniami, która idealnie nadawała się do pokoju młodej arystokratki z czystokrwistej, bogatej rodziny, ale w najmniejszym stopniu nie pasowała do charakteru dziewczyny. Co roku po powrocie do domu na wakacje Addie zastawali swój pokój w podobnym stanie, wszędzie walały się niepotrzebne jej do szczęścia bibeloty, meble wyglądały, jakby pochodziły z czasów wiktoriańskich i miały za chwilę się rozsypać, a wszystkie plakaty z ulubionymi zespołami Addie, produkty z Magicznych Dowcipów Weasleyów, każdy przedmiot wskazujący na jej przynależność do Hufflepuffu znikały w magicznych okolicznościach, nieważne, jakich zaklęć użyła, by zabezpieczyć ich obecność. Pewnie inni na jej miejscu już dawno by się poddali i pozwolili rodzicom w ten sposób zarządzać swoją przestrzenią, w końcu prawie w ogóle nie przebywała w tym pokoju, spędzając cały rok szkolny w Hogwarcie, a wakacje w domu Freda, jednak nie Addie. Z uporem maniaka po powrocie zawsze na nowo zmieniała wyposażenie pomieszczenia, czerpiąc złośliwą satysfakcję z tego przejawu buntu, lecz w tym roku coś się zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby Fred się przyjrzał, mimo półmroku zauważyłby, iż jej pokój wygląda dokładnie tak, jak życzyła sobie jej matka, nigdzie nie było widać żółto-czarnych barw, a przecież dziewczyna była tak dumna z bycia Puchonką; brakowało nawet najdrobniejszych przejawów indywidualności Addison. Ta sukienka też do niej nie pasowała: w kolorze kości słoniowej, z licznymi koralikami, perełkami, kryształkami i Merlin wie jeszcze czym, nadawała jej dziewczęcy, niewinny i zwiewny wygląd, a choć liczne wsuwki boleśnie wbijały jej się w skórę głowy, nie zająknęła się na ten temat ani słowem, pozwalając stworzyć misterne arcydzieło ze swoich blond kosmków.
      Jakby już na niczym jej nie zależało.
      Jakby straciła wolę walki.
      Uważnie obserwując w lustrze na odbicie Freda, zaczęła odpinać spinki.
      – Wytłumaczysz mi w końcu, co tutaj robisz czy masz może zamiar wyskoczyć przez okno? – spytała na pozór obojętnie, choć jej palce nieznacznie się trzęsły, gdy pozbywała się kolejnych wsuwek, pod nosem przeklinając matkę za tak skomplikowane sploty. – Tylko uważaj, żeby przy okazji się nie zabić.
      W innych okolicznościach entuzjastycznie rzuciłaby mu się na szyję, ciesząc się z jego obecności. W innych okolicznościach posłałaby mu szeroki uśmiech, który rozjaśniłby ten pokój. W innych okolicznościach... Ale Freddie musiał trzymać się z daleka od niej, jeśli miał być bezpieczny. To było ważniejsze od jej własnego samopoczucia oraz potrzeb. Nie chciała nawet myśleć, co chłopak by zrobił, gdyby się dowiedział, co dla niego poświęciła i jaką karę musiała ponieść, lecz choć Quidditch był dla niej całym życiem, Freddie był jej bratnią duszą. Była gotowa poświęcić dla niego wszystko, co miała, jeśli tylko dzięki temu mogła sprawić, że będzie szczęśliwy i bezpieczny. Niestety, działało to także w drugą stronę, dlatego bała się pomyśleć, do czego byłby zdolny, gdyby poznał prawdziwy powód jej zawieszenia w drużynie. Dlatego na razie lepiej było go od siebie odsunąć, nawet jeśli w każdej sekundzie chciała do niego pobiec i wpaść w jego kojące objęcia; lepiej było udawać nieczułą, nawet jeśli łamało jej to serce.
      Nagle jednak jej uwagę przykuła torba przewieszona przez ramię Freda i dziewczyna nieznacznie zmrużyła swoje zielone oczy, a przez jej głowę przebiegały najczarniejsze scenariusze. Zamarła, a trzymana przez nią wsuwka upadła na podłogę. Gwałtownie podniosła się z krzesła, które pod wpływem ruchu przewróciło się na podłogę, ale Addison jakby tego nie zarejestrowała, szybko pokonując dzielącą ich odległość. Pociągnęła za rękaw koszulki Gryfona, zmuszając go do zejścia z parapetu i chwyciła go pewnie za ramiona, gorączkowo oglądając jego ciało w poszukiwaniu ran. Kiedy niczego nie znalazła, uniosła spojrzenie na jego twarz, odnajdując jego oczy, a jej twarz wyrażała dogłębne zmartwienie zmieszane z przerażeniem. Fred nie pojawiłby się w jej domu bez ważnego powodu, nie kiedy wiedział, jak bardzo przeciwni ich przyjaźni byli jej rodzice i nie chciał ryzykować tego, że w końcu jawnie wyrażą swoją dezaprobatę, zabraniając Addie spędzania reszty wakacji w domu Weasleyów.
      – Jesteś ranny? Potrzebujesz opatrunku? Zaraz poszukam apteczki. Coś się stało? – wyrzucała z siebie kolejne pytania, a jej serce głucho dudniło w piersi. – Pokłóciłeś się z rodzicami? Jeśli chcesz, możesz tutaj zostać, przecież wiesz, że nigdy cię nie wyrzucę, ale ucieczka to żadne rozwiązanie i jest wyjątkowo głupia nawet jak na ciebie, może jednak powinieneś wrócić do domu i porozmawiać z George'em i Angeliną, na pewno zrozumieją... – Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wszystkie te słowa wypowiedziała bez zaczerpnięcia oddechu. To tyle, jeśli chodzi o bycie obojętną w stosunku do Freda Weasleya.

      twoja jedyna i niepowtarzalna soulmate, którą strasznie boli to, że musi tak nieładnie udawać i odsuwać od siebie Fredziaka

      Usuń
  29. Stary dom znajdował się obok posiadłości Weasleyów, odkąd tylko Roxanne sięgała pamięcią. Jako małe dziecko była tam zaciągana przed Freda, który wystraszył ją na tyle, iż nie weszła do budynku aż do zeszłego lata, kiedy to w końcu przełamała swój strach przed duchami (mimo że przecież w Hogwarcie się od nich roiło i jakoś jej to nie przeszkadzało). Pałacyk stał, nienaruszony, obdzierany jedynie ze swego początkowego uroku przez czas i zaniedbanie. Farba odchodziła od ścian, dwa okna zostały wybite przez miejscowe dzieciaki, a i ogród nie prezentował się najlepiej, z za długą trawą i uschniętymi kwiatami bijącymi po oczach wszystkie starsze panie zajmujące się ogrodnictwem, bo w ostatnich latach stało się to okropnie modne wśród pokolenia babci Roxanne.
    Leżała w pieleszach, delektując się słodkim nicnierobieniem, na które mogła sobie pozwolić ze względu na sam środek lata i brak jakiejkolwiek pracy domowej. Trzymała w ręku książkę, a właściwie to komiks — świat czarodziejów zaczął nieco nadganiać mugoli w sprawach popkultury, i teraz młodzi uczniowie Hogwartu również mieli własnych superbohaterów. Ilustracje czarodziejów biegających w obcisłych kostiumach były całkiem zabawne, musiała przyznać. Nietrudno było rozproszyć Roxanne, jako że jej skupienie sięgało zenitu jedynie w stuprocentowej ciszy. Dlatego też odłożyła tomik na bok i poderwała się z miejsca, gdy usłyszała odgłosy furgonetki dochodzące zza jej okna.
    Oparła dłonie o parapet, spoglądając na pojazd z ogromnym logo. Już wcześniej zauważyła, że znak przy opuszczonym sąsiedzkim domu zmienił się z NA SPRZEDAŻ! na SPRZEDANY. Nie sądziła jednak, że nowi nabywcy tak szybko postanowią się wprowadzić, szczególnie że posiadłość wymagała wiele pracy, jeśli chcieli przywrócić ją do stanu dawnej świetności.
    Krzyk Angeliny rozległ się na korytarzu, a zaraz za nim dobiegł ją tupot stóp na kręconych schodach. Wiedziała, kto właśnie stanął za jej drzwiami, i nawet domyślała się dlaczego. Wiedziała, że Fred pewnie coś przeskrobał na starcie z sąsiadami i teraz pewnie potrzebował jej pomocy. Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc otwierające się drzwi do jej pokoju.
    — Mógłbyś zacząć pukać, kto wie, co czternastolatka może robić w swoim pokoju — powiedziała na starcie, nie odwracając wzroku od ludzi na zewnątrz.
    Miłość, usłyszała i prychnęła cicho, kręcąc głową. Nastolatek nawigujący furgonetkę był dobrze zbudowanym ciemnym blondynem. Pewnie grał w jeden z mugolskich sportów, o których Roxanne nie miała zbyt dużego pojęcia. Wiedziała jedynie o koszykówce, bo to jedyna gra, której jej koleżanka, mugolaczka, próbowała jej nauczyć. Weasleyówna była jednak zbyt niecierpliwa, kozłowanie przyprawiało ją o zawrót głowy, a cała zasada trzech kroków przed rzutem niesamowicie ją denerwowała.
    Nowy sąsiad nie wzbudził w niej zbytniego zainteresowania, a jednak zarumieniła się delikatnie, gdy Fred wspomniał o Amortensji. Ostatnio przyrządzała ją w domu dla gnomów w ogrodzie, jako że wymyśliła sposób na pokojowe wywabienie ich z niewielkiej działki Weasleyów właśnie poprzez eliksir. Była ciekawa, czy inne istoty również będą czuły coś przyjemnego, podobnie jak ludzie. Niestety cały plan zakończył się fiaskiem, gdy wylała fiolkę eliksiru na dywan w przedpokoju. Angelina nabrała się na sok z agrestu, jako że to właśnie zapach tego owocu przybierała dla niej Amortensja, jednak Fred doskonale wiedział, czym była tajemnicza substancja, i nie dał siostrze spokoju nawet po gorliwych tłumaczeniach.
    Już miała zapytać, czego tak właściwie Fred od niej chciał, gdy z samochodu wysiadło kolejne dziecko nowych sąsiadów. Na oko piętnastoletnia blondynka rozejrzała się po okolicy, żywotnie trajkocząc o Bóg wie czym. Była niska i całkiem przysadzista. Miała owalną twarz i ogromne oczy, a na nosie okulary z oprawkami w kolorze różowego złota. Widziałaś, jaki ma tyłek?, spytał Fred, sprawiając, że Roxanne odwróciła wzrok od dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziała. Nowa sąsiadka była dość krągła, w dobrym tego słowa znaczeniu, i trudno było to przegapić. Gryfonka nie dawała jednak nic po sobie poznać.
      — Kiedy stałeś się tak zdesperowany, hm? — spytała, uśmiechając się lekko.
      Spojrzała jeszcze raz w stronę rodziny rozpakowującej wszystkie rzeczy z samochodu, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła szybkim krokiem z pokoju, pospieszana przez brata. Zbiegła po krętych schodach, a w kuchni naprędce założyła stare, rozlatujące się już trampki.
      — Nie możesz kupić sobie nowych butów? Dam ci pieniądze, tylko pozbądź się tych wycieruchów — jęknęła Angelina, która właśnie przyniosła z dworu Nimbusa Freda i pacnęła syna otwartą dłonią w tył głowy. — A ty jeszcze raz zostawisz miotłę byle gdzie, to na kolejną sam sobie zarobisz!
      Dziewczyna prychnęła z rozbawieniem, po czym wybiegła na dwór. Spojrzała na brata podejrzliwie, gdy ten zrównał się z nią.
      — Okej, czemu tak bardzo chcesz się z nimi przywitać? — mruknęła. — Gdybyś chciał wyrwać sąsiadkę, miałbyś przy sobie alkohol — stwierdziła, dokładnie oglądając spodnie i bluzę Freda, jednak jego kieszenie były puste.

      Najukochańsza siostrzyczka

      Usuń
  30. [Hej, hej! Pamietam Freda z wczesniejszej odslony Kronik, ale nie przypominam sobie, zebysmy kiedykolwiek ze soba watkowaly... A to blad i zamierzam go naprawic! Jesli masz ochote i miejsce w limicie, ja z przyjemnoscia zaczne, ale musisz mi pomoc obmyslic, jak by nasze postacie polaczyc. Czy Fred znalby Antoinette od zyczliwej i cieplej strony, czy bardziej od tej prawdziwej, troszke niepoprawnej? Chcialabym wrzucic ich w cos szalonego, komediowego, wywinac jakis zart, wpakowac ich w klopoty, ogolnie zepsuc to, co zepsuc mozna, a przy okazji zrobic raban. Co Ty na to? :D]

    Antoinette d'Artois-Gore

    OdpowiedzUsuń
  31. [No witam! Dziękuję za miłe słowa, a w zamian - z chęcią napiszę coś z Fredem. Niech się Ally męczy, w końcu jest tym prefektem, musi zapracować na tę upragnioną odznakę Prefekta Naczelnego! Masz zatem jakiś pomysł?]

    Altair

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Cześć, dziękuję za tak miłe powitanie! <3 Caireann przydałby się jakiś diler Ognistej, z którym dodatkowo mogłaby się napić. Wyjdzie przecież taniej, no nie?
    Jestem chętna na wątek, ale niestety wymyślanie nie jest moją mocną stroną. :( Masz może jakiś pomysł? ]

    Caireann

    OdpowiedzUsuń
  33. Radość, tęsknota, ufność, miłość. Strach, poczucie winy, tajemnice, żal. Dlaczego to nie mogło być prostsze? Dlaczego cały wszechświat zdawał się sprzysięgać przeciwko nim? Dlaczego nie mogli być po prostu Freddiem i Addie, dwójką najlepszych przyjaciół dobranych lepiej niż masło orzechowe i dżem? Tak bardzo chciała mu opowiedzieć o wszystkim, co sprawiało, że bała się w nocy zamknąć oczy, wyznać, że straszliwie za nim tęskniła i czuła, jakby traciła zmysły, nie mając przy sobie drugiej połówki swojego jestestwa, przeprosić za to, że trzymała go na dystans i wytłumaczyć, że kierowało nią jedynie pragnienie jego dobra, ale słowa nie chciały opuścić jej delikatnie rozchylonych warg. Mogła tylko pozwolić mu się przytulić i udawać, że wszystko było w porządku, podczas gdy tak naprawdę świat zdawał się walić jej na głowę.
    — Kogo nazywasz małpą?! Dostanie ci się za to później — zagroziła, choć nie brzmiało to specjalnie przekonywująco, zwłaszcza gdy wczepiła się palcami w materiał jego koszulki, jakby się bała, że zaraz rozmyje się niczym napis na piasku zatopiony przez chłodne fale. Pociągnęła cicho nosem, wsłuchując się w gwałtowne bicie serca Freda, które niosło jej ukojenie. To był dla niej najpiękniejszy dźwięk na świecie. Wcale nie płakała. Ani trochę. Nazywała się w końcu Addison Hallaway i przecież nie będzie ryczała, bo jej najlepszy przyjaciel, powiernik, opoka i siła pojawił się w jej domu, najwyraźniej telepatycznie wyczuwając, jak bardzo go teraz potrzebowała, gdy każdym dniem stawała się coraz mniej sobą, a jej rzeczywistość rozsypywała się niczym domek z kart. Z kolei wilgoć zbierająca się pod jej powiekami była wywołana zbyt silną wodą kolońską Freda, która drażniła jej nozdrza, na pewno nie tym, że Gryfon trzymał ją w ramionach tak, jakby właśnie miał w rękach cały swój świat.
    No dobra, może nie do końca, ale od czasu do czasu lubiła podbudować w ten sposób swoje ego.
    — Dusisz mnie, idioto — zarzuciła mu Addison, lecz zamiast się od niego odsunąć, oplotła go ramionami w talii, teraz już kompletnie niwelując dystans między nimi i wtulając twarz w jego klatkę piersiową. — Jak mogłeś wymknąć się z domu?! Dobrze wiesz, jak bardzo będą się o ciebie martwić rodzice! Jeśli dalek będziesz się tak zachowywał, stracę przez ciebie posadę ukochanej, wymarzonej synowej! — syknęła dziewczyna, wymierzając Fredowi kuksańca pod żebra. Wszystko w nim było takie znajome i ciepłe, zupełnie inne od nieczułego, wyrafinowanego wnętrza jej pokoju. Tylko cholera, kiedy on tak urósł? Pamiętała, że podczas pierwszego roku przerastała go o głowę, skrzętnie wykorzystywała tę różnicę wzrostu na swoją korzyść, wpychając irytującego Gryfona do jeziora, kiedy pociągnął ją zbyt mocno za warkocze, w zaspę śnieżną po tym, kiedy oberwała od niego śnieżką w twarz na tyle mocno, że zrobiły jej się strupy od lodu, a gdy wyjątkowo ją wkurzył – także w trujące pokrzywy, przez co niespodziewanie musiał spędzić trzy noce w Skrzydle Szpitalnym. Miała wtedy takie wyrzuty sumienia, że w nocy wymykała się ze swojego dormitorium i kładła obok Weasley'a na wąskim, szpitalnym łóżku. Teraz to Freddie ją przewyższał i jej oczy znajdowały się na wysokości jego brody. Nie widziała go trochę ponad miesiąc, ale była pewna, że od czasu ich ostatniego spotkania urósł co najmniej kilka centymetrów. Wciąż w jego ramionach, odsunęła się nieznacznie, by móc spojrzeć mu w twarz, a w jej oczach zalśniły złośliwe ogniki, gdy dała mu pstryczek w nos. — Piłeś Eliksir Wzrostu? Ja wiem, pewnie myślałeś, że wydłuży ci się coś innego, ale to nie jest dobry sposób, by wynagradzać sobie pewne braki, Weasley. — Na szczęście dalsze rozważania na temat możliwych niedoborów chłopaka zostały przerwane przez nagłą ciszę, która zapanowała w rezydencji. Addison uświadomiła sobie, że od dłuższego czasu nie słyszała gwaru rozmów, stuknięć kieliszków przy wnoszeniu kolejnych toastów i muzyki klasycznej granej przez profesjonalny kwartet smyczkowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Towarzystwo musiało już opuścić ich dom i teleportować się do siebie, prawdopodobnie skrzaty domowe sprzątały resztki po uroczystym wieczorze, a jej rodzina...
      — Nie jestem bezradną księżniczką, ale ty za to zaraz możesz zostać martwym rycerzykiem! Co ci strzeliło do głowy, żeby nagle zgrywać mojego obrońcę! Nie mam żadnej wymówki, bo nie spodziewałam się, że będziesz na tyle głupi, żeby uciec z domu, przejechać pół kraju i bez zapowiedzi wleźć do mnie przez okno! — Addison była kreatywną kłamczuchą i potrafiła bez mrugnięcia okiem opowiadać najbardziej niestworzone historie, gdy wymagała tego od niej sytuacja. Niewiele osób było w stanie odróżnić u niej fałsz od prawdy, co okazywało się wyjątkowo pomocne w utrzymywaniu w miarę poprawnych, choć mocno napiętych stosunków z panią Hallaway, ale nawet Addie nie była w stanie w tak krótkim czasie wymyślić wiarygodnego, stosunkowo nieszkodliwego wytłumaczenia dla niezapowiedzianej obecności Freda Weasley'a w jej pokoju.
      — Nienawidzę cię — zawyrokowała dziewczyna, po czym schyliła się i wyciągnęła spod łóżka torbę podróżną. Nie miała wiele czasu, jeśli chciała stąd zniknąć niezauważona; jakoś będzie musiała potem odzyskać swoje szkolne podręczniki i przybory, chociaż była pewna, że matka, pragnąc uniknąć skandalu, z własnej inicjatywy wyśle je do Hogwartu. Teraz Addie miała tylko chwilę, żeby złapać szczoteczkę do zębów i pastę, bieliznę, spodnie i za dużą bluzę z ryczącym lwem, którą ukradła Fredowi, w które przebierze się potem z tej wyjątkowo niepraktycznej sukienki. Zrzuciła ze stóp białe szpilki i na bosaka przebiegła przez pokój, łapiąc jeszcze w dłoń cytrynowe tenisówki. — Spadajmy stąd. Migiem.

      nie wiem, co to jest, ale kompletnie mi się nie podoba
      przynajmniej wiem, że i tak będziesz mnie kochać, bo nie masz innego wyjścia ❤️

      Usuń