When the wolves come out to play




Phoenix Fernhart

OSTATNI ROK   —   SLYTHERIN   —   W PRZYSZŁOŚCI AUROR   ——   ANIMAG

                                                                                                                                                       
Jest coś bezzasadnie pociągającego w sposobie, w jaki Cię od siebie odpycha. Coś niemożliwie irytującego w tym, jak testuje na sobie Twoją cierpliwość, modelując granice przyzwoitości. Coś szalenie intrygującego w jej oczach, kiedy długim spojrzeniem rzuconym na korytarzu zwraca na siebie Twoją uwagę. Coś dogłębnie przejmującego w zachrypniętym tonie jej głosu, kiedy szepcząc Ci do ucha zakrawa o bezczelność. Coś niewymownie intensywnego w starannie zafałszowanej subtelności jej dotyku, coś zwierzęcego w uśmiechu, kiedy paznokcie zahaczają o Twoją skórę oraz coś odrobinę niepokojącego w jej ruchach, gdy nie wiesz, czego od Ciebie chce, ani czego możesz się po niej spodziewać.
                                                                                                                                                       
Blizny nosisz z dumą, bowiem każda z nich stanowi zapisek historii — Twojej historii — wyryty doświadczeniem na papirusie skóry. Tylko Ty wiesz, jakie kryją za sobą przesłanki i nie wspominasz nikomu, skąd się właściwie biorą. Natrętne spojrzenia znosisz cierpliwie, z milczeniem. Nigdy nie chylisz głowy, nie gniesz też karku ani nie błądzisz wzrokiem, zdarza się za to nagminnie, że usta wykrzywia Ci drobny grymas niezadowolenia. Srebrne oczy zioną chłodem zdecydowanie zbyt często, akurat wtedy, kiedy nie zasnuwa ich mgła obojętności. Do ludzi podchodzisz z dystansem, ale każdemu dokładasz sprawiedliwie i wedle zasług. Na Twoją zawiść trzeba zapracować, a kompromis bywa ulotny i kruchy jak kreda, kiedy masz podstawy, by wątpić w szczerość intencji.
                                                                                                                                                       
Dostrzegasz ją ponad głowami kolegów i koleżanek, siedzi przy stole naprzeciwko, patrzy na Ciebie i podciąga kraniec ust. Nie lubisz, kiedy się uśmiecha, bo nie jest to uśmiech ładny, świecący. To utajnione ostrzeżenie. Znak, że właśnie w tej chwili w jej umyśle zrodziła się pewna wizja, która najprawdopodobniej dotyczy Ciebie, bezpośrednio lub pośrednio. Podskórnie czujesz, że nie jest to przyjemny obraz. Najprawdopodobniej przyszło jej do głowy, jak odpłaci Ci się za te zdechłe pająki na talerzu.
                                                                                                                                                       
Siedem lat temu zmarła Twoja matka, siedem lat temu straciłaś również ojca. Chcesz to zmienić, ale nie masz pojęcia, co mogłabyś zrobić, by znów zobaczyć w nim osobę bliską Twojemu sercu, on natomiast nie ma na to czasu — tak się zarzeka, a Ty starasz się przeforsować tę wersję przez ciasne ramy zdrowego rozsądku, nawet jeśli wiesz, że tak mu po prostu wygodnie. Może nigdy nie znaczyłaś dla niego tak wiele, jak Ci się wydawało. Może zostałaś sama już dawno temu i jakaś część Ciebie po prostu nie może się z tym pogodzić. Może wciąż łakniesz jego uwagi, takiej, jaką poświęcał Ci przed pogrzebem, a nie takiej, jaką poświęca Ci teraz: ograniczoną do słów rzucanych na wiatr i złamanych obietnic.
                                                                                                                                                       
Temperatura w Zakazanym Lesie jest zawsze o kilka stopni niższa, a przynajmniej takie odnosi wrażenie. Unosi wzrok na małe stadko testrali spokojnie przebierających we własnych grzywach zaledwie kilkanaście metrów od jej ulubionego korzenia, na którym zwykle przesiaduje, gdy potrzebuje chwili dla siebie. Wiedzą o jej obecności, odwiedza je często, zawsze z jeszcze ciepłym truchłem upolowanego przez nią zająca. Jedno ze skrzydlatych zwierząt podchodzi bliżej i wyciąga długą szyję. Zdobycz ląduje prosto w jego paszczy i kończy rozpłatana paroma chapnięciami potężnych szczęk. Nie potrafi nie uśmiechnąć się na ten widok, a kiedy jej towarzysz skraca dystans o parę następnych kroków, schyla przed nim głowę, wyciągając dłonie przed siebie. Gładki pysk starym zwyczajem wsuwa się między nie, więc czule obejmuje go palcami, pieszcząc w ulubionych miejscach. Dopiero po chwili podnosi oczy do czarnych jak smoła, błyszczących inteligencją ślepi i w końcu ze zmęczeniem opiera czoło o łeb stworzenia, które lata temu oszpeciło jej twarz. Wciąż zdaje się nie wierzyć, że teraz użycza jej własnych skrzydeł, by tak jak ono mogła dosięgnąć nieba.
                                                                                                                                                       
read more       links

PRZEWODNICZĄCA KLUBU POJEDYNKÓW    CZYSTA KREW  —  KOŁO ONMS


CZEŚĆ!  SZUKAMY WZAJEMNYCH FASCYNACJI NA RÓŻNYCH PŁASZCZYZNACH, CHOĆ O MIŁOSTKI Z PHEONIX BĘDZIE TRUDNO. DAMSKO-DAMSKIE I DAMSKO-MĘSKIE Z TAKĄ SAMĄ PRZYJEMNOŚCIĄ. KOCHAMY POGRYWAĆ, KOMPLIKOWAĆ I ZWODZIĆ. RZUĆCIE NAM WYZWANIE! NOTHINGETSFORGIVEN@GMAIL.COM

WĄTKI: Amasai, Flemeth, Darren

35 komentarzy:

  1. [A dzień dobry! ❤❤❤]

    NIK I ARIEL

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Kolejna wizualnie piękna karta. Jak Wy to robicie?! Phoenix jest intrygująca, choć chyba lepiej nie zachodzić jej za skórę. Mam przeczucie, że za te pająki na talerzu równie dobrze mógł odpowiadać mój chłopaczyna. Ale on się nigdy do tego nie przyzna!
    Baw się z nią dobrze!]

    Andromeda & Simon

    OdpowiedzUsuń
  3. Witamy serdecznie i życzymy dobrej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  4. [Niespełnione miłości to moja specjalność, przecież wiesz. :D I oczywiście, że nie mam Cię dość, wciąż czekam na te odpisy u Wichury i Marlenki. <3
    To sytuacja wygląda tak: jeszcze w młodości Nik lubił zakradać się do Zakazanego Lasu, bo wtedy to było takie cool i odważne, i można było zabłysnąć przed kolegami. Teraz też zdarza mu się tam zajrzeć, zwłaszcza jak ma bardzo zły dzień i na gwałt potrzebuje inspiracji. I teraz plan jest taki: Nik idzie sobie przez błonia (może już robić się ciemno) i widzi Fern, która wchodzi między drzewa (jeszcze nie wie, że to Fern). Jako że rzadko kiedy ktokolwiek jest na tyle odważny i zdeterminowany, by złamać regulamin i tam pójść, Nikola postanawia śledzić Fern. I tutaj są dwie opcje:
    1) idzie za Fern i widzi ją z testralami: czy też widzi Fern głaskającą powietrze. A że testrale to inteligentne stworzenia, to uciekną/ostrzegą Fern, kiedy wyczują jego obecność. I tutaj ten wątek można pociągnąć w różnym kierunku: albo konfrontacja/kłótnia, albo po prostu rozmowa w stylu: Czy ty jesteś wariatką?. Ogółem poszłabym raczej w kierunku nie lubimy się/udajemy, że się nie lubimy, niż czegoś stricte pozytywnego.
    2) Fern wie, że Nik ją śledzi, więc postanawia zrobić mu niespodziankę. Przemienia się w wilka i postanawia zajść go od tyłu (bo co to za głupiec w ogóle postanowił ją śledzić!). I tutaj raczej wynikłaby z tego kłótnia (mogliby narobić tyle hałasu, że coś postanowiłoby ich zaatakować i zjeść na obiad :D).
    I bez względu na to, czy któryś pomysł Ci się podoba, czy nie, jednego jestem pewna: on będzie ją prosił, by mu opisała testrale, bo to przecież tak niesamowite zwierzątka, a on biedny ich nie widzi. :c]

    NIKOLA

    OdpowiedzUsuń
  5. [KAYA *___* A KP namiętnie podglądałam, więc...wątek animaga z animagiem musi być :P ]

    Anguis

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć! Przychodzę z Victorią cała podekscytowana na wątek! <3 niesamowita postać, zakochałam się <3]
    Victoria

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć, podglądałam i zachwycałam się kartą zarówno pod względem wizualnym, jak i treścią. Mam nadzieję, że mi wybaczysz! <3
    Fajnie, że znów się spotykamy i tym razem w hogwarckich klimatach, mam nadzieję, że uda nam się w końcu coś napisać. Może nawet z powiązankiem? :> Piszesz się? :D]

    Amasai Langdon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Dopiero widzę, że mi skomentowałaś szybciej hahaha

      Usuń
  8. [Przytyki i trzymanie tajemnic? W sensie Anguis nie chwali się tym, że czasem jest uroczym maniakiem kocimiętki :p Ale Phoenix może o tym wiedzieć, bo mogli np. razem się rejestrować, o ile się rejestrowała. I trochę przytyków może być też :3]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Można coś kombinować, choć jeśli o te pająki chodzi, to musiały to być mocno odległe czasy - jakaś pierwsza, druga klasa, kiedy w głowie były mu jeszcze idiotyczne kawały. Jak chcesz to napisz do mnie na maila ( itawaputtytat0@gmail.com ) to może uda się coś ustalić]

    Simon

    OdpowiedzUsuń
  10. [Dobry szantaż nie jest zły :p Tylko pytanie co ona chciałaby od niego w zamian, w sensie jak on miałby zapracować za jej milczenie...jakieś rzeczy z mugolskiego świata?]

    OdpowiedzUsuń
  11. [o taaak... <3 Budowanie seksualnego napięcia jest najlepsze, bardzo mi się to podoba, zwłaszcza że Victoria będzie miała milion zahamować, ale będzie ją bardzo ciągnęło do Fern, bo z tego się zrobi taka silna, uzależniająca relacja *_* W Skrzydle Szpitalnym to ciężko trochę o nastrój, ale mogłyby się na przykład spotkać w Zakazanym Lesie, gdzie Victoria ją znajdzie w niezbyt dobrym stanie i zabierze do siebie do swojej kwatery... Czy coś w tym rodzaju. I potem ona może do niej wrócić i tak dalej i tak dalej... Mogę zacząć, chyba że masz jeszcze jakieś sugestie. Nawet nie wiesz jak się cieszę na taki intensywny damsko - damski wątek :D]
    Victoria
    Victoria

    OdpowiedzUsuń
  12. [No pewnie, że wybaczę! :D
    Słuchaj, musimy wymyślić coś ekstra! Chodź na maila, zrobimy burzę mózgów. :)]

    Amasai Langdon

    OdpowiedzUsuń
  13. [W końcu kto się czubi, ten się lubi! :D Tak, niech mówi na niego Nicole, to będzie takie piękne, że biedny Nik chyba się załamie. xD
    W takim razie niech go zajdzie od tyłu, biedakowi za dobrze się powodzi w życiu, niech chociaż chwilowego zawału dostanie.
    Będę wiernie czekać. <3 I żeby ci się nie nudziło, u Scotta pojawiła się niespodzianka. :D]

    jedyna i niepowtarzalna NICOLE

    OdpowiedzUsuń
  14. [A cóż to za pomysł?]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  15. ( Ręce w górze, proszę nie strzelać, poddajemy się bez walki!
    A tak serio, to nie mam nic przeciwko jakiemuś wątkowi. Nie będę kolejną osobą rozczulającą się nad świetnością karty pod względem wizualnym i merytorycznym tylko przejdę od razu do sedna - masz jakiś pomysł w jaki sposób możemy połączyć na chwilę dłuższą lub krótszą ich drogi? Chciałabym, żeby trochę się pogryźli, bo czemu nie ;) )

    Rabastan Granville

    OdpowiedzUsuń
  16. Amasai Langdon nie uchodził za człowieka, który prędko ulegał prowokacji i brał udział w kłótniach czy sprzeczkach. Nawet w momentach, gdy miał niecodzienną ochotę, by agresywnie odpowiedzieć na czyjeś ataki czy po prostu głupotę, nie czynił tego. Starannie unikał sytuacji, które mogły wystawić go na próbę, ale przede wszystkim zepsuć mu opinię, którą budował przez długi czas. Przecież pozwolenie sobie na sprzeczki byłoby niczym innym, jak zaprzeczeniem jego zasadom i wartościom. Do celu bez trupów. Złamanie tej zasady bez konkretnego powodu lub tylko dlaczego, bo w danej chwili odczuł taką potrzebę, stałoby się oznaką słabości. Amasai Langdon nie był słaby, nigdy. Choć lubił spełniać swoje zachcianki i kaprysy, nie czynił tego w sposób poniżający. Głęboko wierząc w swoją wyższość, górowanie umysłem i zasadami nad innymi czy swoją wspaniałość godną wszelkiej chwały, ciągle powtarzał sobie, że i na nienawiść trzeba zasłużyć. Każda minuta była dla niego cenna, stąd marnotrawienie czasu na kłótnie czy choćby małe sprzeczki z kimkolwiek, a szczególnie z osobami niegodnymi jego uwagi, nie było w żaden sposób zachęcającą wizją. Bawił go widok zawzięcie kłócących się par czy też agresywne sprzeczki budzących postrach chłopaków, gdyż każda z tych sytuacji była niczym echo odbijające się w ich, cóż, pustych głowach. Amasai nie był taki. Był inny i dobrze wiedział, że szczególnie wyróżniał się wśród otaczających go ludzi. Tylko imponująco głupie, bezczelne i irytujące osoby byłyby w stanie obudzić w nim złość, sprowokować go, wzbudzić w nim agresję czy rozpocząć płomienną kłótnie. A jednak, nikt nie był na tyle umiejętny i na tyle odważny, by wszystkie te przejawy negatywnych emocji w nim wzbudzić. Nikt prócz niej - Clary Draganovej, jego słabości, a zarazem przekleństwa.
    Gdy kłócił się ze swoją dziewczyną, starał się to czynić w sposób, który nie postawiłby go w niekorzystnym świetle. Choć w takich chwilach emocje idą w górę, on nawet wtedy chciał mieć nad tym władzę. Rzadko pozwalał, by doszło do punktu kulminacyjnego, który przypominałby wybuch bomby w ich sercach i umysłach. Niestety, choć wierzył głęboko, iż był bliżej doskonałości niż inni, to wciąż nie na tyle, by zawsze móc nad tym zapanować. Tak też stało się tamtego dnia, gdy oboje pozwolili, aby emocje zaczęły kierować nimi jak marionetkami. Wyrzucali sobie wszystkie brudy, rzucali w siebie przesyconymi jadem słowami, a jedyne, czego brakowało w tej chwili, to wyciągniętych różdżek, gotowych do pojedynku. Czego móc się spodziewać po osobach, które pożądają równie namiętnie, co siebie nienawidzą?

    — Kim ty jesteś, by mówić mi czy moje zachowanie jest słuszne? Kim? — wyrzucił w jej stronę, gdy usłyszał jak zapatrzonym w siebie jest draniem. Oczywiście, był jak najbardziej świadom swojego narcyzmu, swojej pewności siebie i wyższości, żadne jednak ze swoich zachowań nie uznawał za niesłuszne. Był człowiekiem, którego może i trudno było pojąć, w końcu czyż nie był wyjątkowy? Nikt jednak nie miał prawa oceniać jego zachowań, jeśli nie potrafił ich zrozumieć.
    — Nie oczekuj, że przeproszę cię za to, iż posiadasz prymitywne wymagania i pragnienia. Sprostaj swoje zachowanie i zachowuj się jak przystało na moją partnerkę, wtedy możesz co najmniej kręcić oczami na to, co ci się we mnie nie podoba — wysyczał, odwracając się i idąc w przeciwną stronę korytarza. Nie dbał o to, czy ktokolwiek to widział - nie w tamtej chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszał jej słowa, które w sekundę rozbijały się w jego umyśle. Nie wiedział co mówiła, zresztą nie odczuwał takiej potrzeby. Złość zalewała jego ciało, paraliżując każdy ruch. Był zły na nią, jak i na siebie. Nie powinien wściekać się za to, że znów duma Clary została urażona przez jakieś jego zachowanie. Nie była to pierwsza sytuacja zreszta. Wciąż nie potrafi zrozumieć dlaczego ciągle dopuszczał do takich sytuacji, a czasem nawet i pozwalał się poniżyć kobiecie, która w każdej chwili mogła zniknąć z jego życia. Może w żaden sposób na to nie pozwalał, tylko to ona odznaczała się niezwykłą odwagą i pewnością siebie? Przecież to właśnie te cechy popchnęły go ku niej - jej zawziętość, szanowanie siebie, duma. Dlaczego zatem był na nią zły? W głębi duszy cieszył się, że pewnie nie poszła za nim tylko w inną stronę i ta prymitywna sytuacja została opanowana, nawet jeśli w zły sposób.

      Z myśli i towarzyszących uczuć oderwał go widok znajomej sylwetki, opierającej się plecami o ścianę. W tym momencie zatrzymał się, czując jak poczucie upokorzenia uderza niczym fala gorąca w jego i tak już osłabione ciało. Przełknął ślinę, zaciskając wargi, po czym pewnym krokiem ruszył w jej stronę. Ciemnowłosa nie miała zamiaru ukryć swojego rozbawienia, a zarazem zdziwienia, zaś cyniczny grymas na jej twarzy był niczym wymierzony w jego stronę siarczysty policzek. Serce zabiło mu mocniej, a on czuł się, jak gdyby stał w ogniu. Poczuł się poniżony, a przecież Amasai Langdon nigdy nie powinien być poniżany.

      — A więc tak szanujesz swojego przyjaciela, Nyx? — rzucił w jej stronę, unosząc brwi do góry. Nie był na nią zły, bowiem był szczególnie przejęty zaistniałą sytuacją. Chwycił ją za rękę, być może zbyt mocno, ciągnąc ją za sobą w stronę schodów. Musiał stąd wyjść, gdziekolwiek byle z dala od tego miejsca i z dala od jakichkolwiek ludzi. Był teraz odpowiedzialny za posprzątanie syfu, który uczynił i uratowanie opinii, którą zszargał. Chociaż Pheonix znała go od dawna i była doskonałą przyjaciółką, poczuł dziwny lęk, że naprawdę po tej sytuacji zmieni o nim zdanie. Dlatego też musiał opuścić to miejsce, by to powstrzymać. Musiał stąd wyjść, uspokoić się i zaczerpnąć świeżego powietrza, perfekcyjnie wybrnąć z sytuacji i stworzyć iluzję, jak gdyby nigdy do niej nie doszło. Ale nie mógł być sam, musiał być z nią - i tylko z nią.

      Amasai Langdon

      Usuń
  17. [no to chyba mamy to w z grubsza ustalone, dalsze relacje wyjdzie w praniu ;)]

    OdpowiedzUsuń
  18. Jakże mam Cię szanować, kiedy Ty sam siebie nie szanujesz? Bolesne słowa przyjaciółki odbijały się echem w jego głowie, a on sam poczuł się, jak gdyby stał w samym środku pożaru, którego płomienie pochłaniały to, co zdążył zbudować w ostatnim czasie - swoje własne imperium, którym przecież władał bezbłędnie. Czy człowiek, który w niedoskonałości osiąga perfekcję jest w stanie popełniać błędy? Czy jest w stanie uczynić fałszywy krok, kierujący ku zagładzie? W tej chwili wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Jego umysł ogarnęła mgła, która zaczęła go dusić. Chciał zapanować nad sytuacją, jedyne jednak co mu pozostało, to marna iluzja, iż czyni to choć w małym stopniu. Nie zwrócił nawet uwagi, że Pheonix wyrwała się z jego mocnego uścisku. Ze wzrokiem wbitym ślepo przed siebie, zacisnął pięści i wziął głęboki oddech.
    ...Ty sam siebie nie szanujesz… Otaczający go świat przybrał nagle niewyraźny kształt. Zamknął oczy, próbując znaleźć sposób na to, by wydostać się z tej katastrofy, nim będzie stał na gruzach swoich wartości i dążeń. Spojrzał na przyjaciółkę, której stanowczy wzrok był niczym pocisk skierowany w jego stronę. Choć w tym momencie nie był w stanie powiedzieć Pheonix, że była w błędzie, był świadom, że tak było - chociażby sam w to wierzył. Przecież nikt nie miał prawa kwestionować jego podejścia do innych, a przede wszystkim do siebie samego. Nawet gdyby przestał siebie szanować, nikt nie miał prawa mu to zarzucać. Nikt, nawet Pheonix Fernhart. A jednak, nie mógł być na nią zły. Nie był hipokrytą, a jedną z wielu cech, które były godne naśladowania, była jego wrodzona szczerość. Dlatego też nie był w stanie siebie wybronić, brnąć w temat, by udowodnić swoją rację, bo to on doprowadził do tej sytuacji. Odczucia Fernhart były słuszne, w tym momencie postradał zmysły. Prawdopodobnie przesadzał, ale cóż miał czuć? Jego autorytet zaraz miał zostać popiołem, jeśli nie wykona odpowiedniego ruchu, nie podejmie mądrej decyzji. Co jednak miał uczynić, gdy jedyne co wiedział, to że był rozjuszony i upokorzony? Czy było możliwe uczynienie tego, co słuszne w momencie, gdy stracił panowanie nad sytuacją? Amasai Langdon, nawet wtedy, gdy był w środku katastrofy, nie osiągał porażki. Był sprytny, inteligentny i nieomylny, nic więc dziwnego, że i w tamtej chwili odezwał się szept rozsądku i zrozumiał jakie kroki musi podjąć.
    Wyraźnie słysząc kolejne słowa przyjaciółki i zapamiętując je, pozwolił, by chwyciła go za dłoń i wyszła z nim tak, jak przystało na ich dwójkę - z gracją, nie patrząc na to, co ich otacza, bo byli zbyt wielcy, by cokolwiek niegodnego uwagi obdarzyć nawet sekundowym zainteresowaniem. Poczuł, jak wraca do sterowania tym, co przed chwilą utracił. Choć wydawało się to wiecznością, znów uświadomił sobie, że nic nie jest w stanie go zniszczyć ani zabić - chociażby nie teraz ani nie w najbliższej przyszłości. Mimowolnie pozwolił, by kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze, układając się w wyraźny uśmiech pełen zadowolenia i satysfakcji. Wiedział jednak, że to nie była tylko jego zasługa, a przede wszystkim zasługa Pheonix. Choć z bólem i trudnością przychodziła mu taka postawa, odchrząknął i spojrzał na swoją przyjaciółkę z wdzięcznością, gdy zatrzymali się w głębi korytarzu. Ktoś wielki przyznaje się do błędu, pomyślał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wybacz, chwilowo pozwoliłem sobie na… słabość — powiedział ze wzrokiem wbitym w jej twarz. W jego błękitnych oczach zabłysnęła iskra. Amasai Langdon wrócił do gry, chociażby takie sprawiał pozory. Uśmiechnął się z nutą ironii, wciąż patrząc na swoją przyjaciółkę. Tylko ci, którzy znali go bardzo dobrze, wręcz doskonale, mogli rozpoznać, że w tamtej chwili coś siedziało mu w głowie. Coś, co niekoniecznie musiało zrodzić się w coś złego, ale też nie dobrego. Choć w tym momencie sprawiał wrażenie, jak gdyby przed paroma minutami nie wydarzyło się nic szczególnego, co prawie doprowadziło wręcz do jego zagłady, to wciąż o tym pamiętał. Był świadom, że doprowadził się do żenującego stanu, pozwalając sobie na słabość, którą przecież gardził. Musiał z tym coś zrobić, dla swojej własnej satysfakcji i uspokojenia urażonej dumy.

      — Wiesz, że cię podziwiam, Nyx. Jesteś jedyna w swoim rodzaju i wiele osób w Hogwarcie i poza nim nie dorasta ci do pięt — powiedział słowa, które miały jak najbardziej zabrzmieć jak komplement — Mimo wszystko, oboje jesteśmy na równi. Oboje jesteśmy wspaniali, dobrze o tym wiesz. Dlatego nie mów mi kolejnym razem, że siebie nie szanuje, nawet wtedy, gdy jestem w ogniu — ciągnął temat, uśmiechając się i nie odrywając wzroku od oczu dziewczyny — Ty również się zapomniałaś, jestem Amasai Langdon. Nawet w kryzysie nie osiągam porażki, nie wiesz? — uniósł brwi do góry, jak gdyby pytając o tak oczywistą rzecz, że aż prymitywną — Aczkolwiek, dziękuję. Zachowałaś się tak, jak przystało na dobrą przyjaciółkę. Doceniam to — dodał na koniec, mówiąc zgodnie z prawdą. W końcu oderwał wzrok od przyjaciółki, tym razem patrząc ślepo przed siebie. Westchnął głęboko, jak gdyby znudzony ich chwilową bezczynnością. Ruszył kilka kroków do przodu, jakby jawnie ignorując całą sytuację. W końcu zamknął ten rozdział - tak to sobie tłumaczył i tak uważał. Ale taki już był Amasai Langdon, skupiał się tylko na swoim punkcie widzenia, nie mając potrzeby, by poznać dobrze inne, jeśli w ogóle. Nic zatem dziwnego, że odwrócił się w stronę przyjaciółki i jak gdyby nigdy nic, zapytał:

      — Chcesz wyjść na dziedziniec? Trochę tu duszno.


      Amasai Langdon

      Usuń
  19. [Victoria kiedy nie może spać się szwęda nocą po zamku i po okolicznych terenach, czasem zmienia się w wilczycę i sobie biega po lesie, bo mimo wszystko bezpieczniej w zwierzęcej formie niż w ludzkiej. Mogłaby uratować przed czymś Fern, a potem zabrać do siebie... Czy miałabyś może ochotę zacząć? :)]
    Victoria

    OdpowiedzUsuń
  20. Jego dłonie spoczywały na gładkiej powierzchni balustrady z piaskowca, gdy stał na balkonie, obserwując zbliżających się do posiadłości gości. Delikatny, walijski wiatr, rozwiewał kosmyki jego ciemnych, odpowiednio zaczesanych włosów – zanosiło się na deszcz, słońce nawet nie wyglądało zza burych chmur, gęsto okupujących sklepienie. Ale brzydka pogoda nie była żadną przeszkodą dla przyjęcia, które Hestia zorganizowała tego popołudnia na swoich włościach bez jakiejś większej okazji. Zaprosiła kilka rodzin, ale w tylko jednej Cassius miał rówieśnika, a raczej rówieśniczkę, nader wszystko zaproszoną nie bez kozery, bo ku konkretnym planom trącającym, być może, wcale nie tak daleka przyszłość. Oczywiście, matka nic nie mówiła na głos, ale wystarczyło tylko przeanalizować jej poczynania, by wyciągnąć stosowne wnioski, które na pierwszym miejscu klarowały swatkę. Chodziło jej bowiem o utrzymanie pozycji, czystości krwi i poważania, a ślub Cassiusa z córką Phillipiusa sprawiłby się w tej kwestii idealnie. Zresztą Hestia, gdyby tylko mogła, sama chętnie przykleiłaby się kurczowo do ojca Pheonix, jednak charakter pani Carrow pozostawiał wiele do życzenia, a chłodne usposobienie niekoniecznie było u płci przeciwnej pożądane. Chyba prościej było połączyć dzieci, choć już na samą myśl Cassius znacząco się krzywił, i nie dlatego, że z Pheonix jest coś nie tak – to on nie potrzebował w tej chwili nikogo do życia, natomiast ślub był dla niego tak niewyobrażalny, jak patronus w danym momencie.
    — Cassius, zejdź do holu, proszę. — Głos matki wyrwał go z krótkiego zamyślenia. — Pierwsi goście już przybyli.
    Spoglądnąwszy krótko w jej stronę, skinął głową i za moment schodził tuż za nią po szerokich schodach. Hestia miała na sobie dopasowaną, czarną sukienkę sięgającą kolan, którą udekorowała srebrną broszką z zielonym listkiem, przypiętą tuż nad piersią, natomiast Cassius nosił białą koszulę i wizytowe spodnie w kant.
    Stukot matczynych obcasów o marmurową posadzkę niósł się echem po przestrzennym holu, gdy ta zmierzała w kierunku wiekowych drzwi z kołatką, żeby uchylić je z uśmiechem przylepionym do jasnej twarzy. Stół w salonie był już przygotowany, goszcząc na swoim blacie różne przekąski, w tym krajankę z melasy, która Hestia sama przygotowała, a także dwie butelki białego, burgundzkiego chardonnay i stosowna do liczby gości ilość wysokich kieliszków.
    — Witajcie, moi drodzy, zapraszam. — Hestia wyciągnęła dłonie w zapraszającym geście i zaraz przesunęła się w progu, pozwalając państwu Fernhart wejść do środka. — Rozgośćcie się, bardzo proszę — powiedziała entuzjastycznie, a jej spojrzenie powędrowało na moment w kierunku Cassiusa, który stał na środku z dłońmi splecionymi za wyprostowanymi plecami.
    — Dzień dobry, panie Fernhart – rzekł, kiwnąwszy głową w ramach powitania, gdy goście weszli do środka, a zaraz przesunął złote tęczówki na oblicze ciemnowłosej dziewczyny. — Cześć, Pheonix — dodał, unosząc kącik ust w symbolicznym geście.
    Teraz wystarczyło przetrwać tylko część formalną przy stole i cieszyć się chwilą wolności, gdy etap ten się skończyć.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  21. [Ależ to estetyczna karta! Jestem pod wrażeniem i jeszcze to piękne zdjęcie. Przepraszam, że tak zwracam na to uwagę, ale jakoś to dla mnie ważne części karty. Baw się tu dobrze, a po postaci mam wrażenie, że właśnie tak będzie z kimkolwiek będziesz pisać! Powodzenia!]

    Vincent // Priscilla

    OdpowiedzUsuń
  22. [Cześć! Po zapoznaniu się z treścią karty, muszę stwierdzić otwarcie, że na tym etapie nie bardzo wiem, jak powiązać te postacie. Aktualnie odpowiedziałam na wszystkie powitania i wyszłam z propozycjami, które miałam do oddania. Mogliby się pewnie znać z dzielonego domu albo za pośrednictwem wysoko postawionych rodziców, lecz nie widzę jakiejś dodatkowej płaszczyzny, by ich połączyć. Być może, ty dysponujesz jakimś pomysłem na to, chętnie się z nim wówczas zapoznam i zweryfikuję z konceptem bohatera. Odnoszę niestety wrażenie, że twoja analiza tekstu w karcie Nevella jest zbyt daleko idąca, o ile nie wykracza poza jego ramy w znacznym stopniu. Milsent nie jest osobą otwartą ani tym bardziej uzewnętrzniającą się, bliżej mu do człowieka otoczonego wianuszkiem znajomych, którzy jednak niezbyt dobrze go znają. W związku z tym — poza najbliższym, wybitnie wąskim gronem paru osób — nikt nie ma najpewniej pojęcia o tym, że zmarła mu matka i mało prawdopodobne, aby to było jakimś tematem do rozmów. Zastanawia mnie od samego początku: skąd wziął się wniosek dotyczący tego, że ta postać ma czystą krew? Nie posiadam takiej rezerwacji i upewniłam się, że omyłkowo Milsenta w limitach tego typu nie umieszczono. Jego ojciec jest zwolennikiem, ciut fanatycznym tej doktryny filozoficznej, aczkolwiek istnieje zupełnie inny aspekt wobec, którego Nevell nigdy się nią nie opowie, ale tego celowo nie ujawniłam w KP.]

    Nevell Milsent

    OdpowiedzUsuń
  23. [Po researchu i ogarnięciu, co na blogu się pojawiło podczas mojego niebycia i nieżycia, odnalazłam w końcu twoją kartę. Ars na poprzedniej odsłonie bloga nie był związany z Quidditchem bezpośrednio, tylko pośrednio ze względu na swojego staruszka, ale cieszył się wtedy animagią. Przychodzę niestety bez pomysłu, bo sesja wyssała ze mnie całą kreatywność, ale przynajmniej podziękuję za przywitanie. Życzę miłej zabawy na blogu i całej masy wątków, a także pełnych emocji historii! c:]

    Arsellus

    OdpowiedzUsuń
  24. [Cześć, przybywam zatem. Co prawda z opóźnieniem, ale miałam trochę spraw na głowie. W sumie ani ja, ani Eliza (sama nie wiem, która bardziej) nie umiemy robić czegokolwiek z kimś, bo mamy kłopot z podjęciem najprostszych decyzji, ale na wątek wpadniemy, czemu nie. :D]

    Eliza Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  25. [Dziękuję bardzo za zaoferowanie Phoenix w roli pojedynkowej przyjaciółki - czytając to naszła mnie już nawet wizja tej specyficznej relacji, podczas której Flem przykładowo nie złościłaby się z powodu jakiegoś przegranego starcia z Fernhart, a raczej żyłaby jego nieprzewidywalnym przebiegiem przez kilka ostatnich dni, na ustach ze słowami pokroju "Kurde, Fernhart, dalej boli mnie głowa, ale muszę ci przyznać, że zaklęcie którego użyłaś pod koniec było zaskakującym wyborem". Traktowałaby starszą Ślizgonkę jako swoje pojedynkowe nemezis, pozwalające jej na rozwój własnych umiejętności. Kto wie, może i ona zaskakiwałaby, wtrącając do starć jakieś prymitywne, acz skuteczne, amerykańskie zaklęcia, których sława jeszcze nie dotarła zza oceanu? :D]

    Flemeth

    OdpowiedzUsuń
  26. [Myślałam, że już po dwóch spotkaniach Klubu Pojedynków, dosłownie na tydzień-dwa przed rozpoczęciem wakacji w zeszłej klasie. Nie martw się, mam już konkretny pomysł, niedługo podeślę zaczęcie :D]

    Flem

    OdpowiedzUsuń
  27. - Co za gówno!
    Dziewczyna, która zajęła miejsce obok niej w bibliotece podniosła głowę znad książki i obrzuciła blondynkę trochę zdziwionym, trochę wzgardliwym spojrzeniem. Nie tylko ze względu na jej słownictwo, nie tylko ze względu na ton głosu zbyt głośny w stosunku do charakteru obecnego miejsca, nie tylko ze względu na to, co biedna Ślizgonka od dobrej godziny starała się zrobić.
    Czemu myślała, że książka od mugoloznawstwa oraz podręcznik poświęcony zaklęciom połączą swoje siły i w magiczny, dosłownie i w przenośni, sposób powiedzą jej, jak uruchomić głupią empetrójkę?
    Ta szkoła była beznadziejna. Gdzie miała chować się zabawa, skoro uczniom odmawiany był chociażby dostęp do internetu, który w obecnych czasach powinien być traktowany jak święty punkt należący do listy praw człowieka? I dlaczego dormitorium domu, do którego została przydzielona znajduje się w najszczerszych podziemiach? Na kilometr śmierdziało jej to jawną dyskryminacją - nie było przecież opcji, by bez żadnego wypadku wspiąć się po tych cholernych schodach każdego poranka, jeszcze przed poranną kawą - a dokładniej, w drodze PO poranną kawę, bo Wielka Sala była przecież u góry.
    Nabrała powietrza, zatrzymując je w wydętych teraz policzkach i z naburmuszoną miną skrzyżowała ręce na piersi. Zsunęła się lekko na krześle tak, że blat masywnego stołu był mniej więcej na wysokości jej brody.
    Biblioteka opustoszała, kiedy zegary wybiły głośnym chórem porę obiadową. Flemeth postanowiła, że odpuści sobie dzisiejszy posiłek - zeszłego wieczoru podczas kolacji ktoś wcisnął jej do spróbowania haggis, racząc informacją z czego się składa dopiero po tym, jak wpakowała sobie widelec do ust. Aż do ciszy nocnej siedziała w łazience, szorując zęby tak mocno, że matka okrzyczałaby ją o zdzieranie sobie szkliwa z premedytacją.
    Nie musiała się uczyć - z tego co słyszała, wszyscy uczniowie Hogwartu w tym momencie czerwca mieli już wystawione wszystkie oceny, a ona sama trafiając do zamku przyszła do niego z kopią swojego wypisu z ilvermońskiego dziennika. Brak zajęcia, choć w poprzedniej szkole cieszyłby ją i wyzwalał same głupie pomysły, teraz bardziej ją wkurzał. Na debilne plany miał jeszcze przyjść czas, ale do tego potrzebowała nie znajomych, a sprawdzonych ludzi, których jej - bardzo kreatywna, jeśli chodzi o obchodzenie wszelakich przepisów - głowa uznałaby za wartych własnego geniuszu.
    Dlatego, choć myśl ta zdziwiła ją samą... Postanowiła, że zostanie w bibliotece i się pouczy.
    Naukowy zapał, choć na moment zaistniał, niestety nie wyłączył głęboko zakorzenionego w charakterze lenistwa, więc panienka Lawson ani myślała pofatygowanie się by wstać, podejść do regału i samodzielnie wybrać książkę do uskutecznienia, tak rzadkiego w swoim przypadku, rytuału. Sięgnęła po tomiszcze, które znajdowało się najbliżej niej w jej polu widzenia, ograniczonym obecnie o połowę przez położenie blatu przesłaniające jej większość widoku przez zmienienie pozycji siedzącej na tą z rodzaju bardzo obniżonych. Początkowo wzdrygnęła się, widząc tytuł Historia Hogwartu. Szybko jednak wzruszyła ramionami, postanawiając, że może przypadkiem nauczy się o tym miejscu czegoś, co pozwoli jej lepiej się w nim odnaleźć.
    Nigdy nie czytała czegoś bardziej porąbanego.
    I to nie dlatego, że mało czytała w ogóle.


    - Przepraszam, przepraszam - burczała pod nosem, przez swój w żadnym wypadku imponujący wzrost o dumnej wartości metra sześćdziesiąt mając problem z przeciśnięciem się przez grupę wysokich, Krukońskich chłopców, którzy z wielką zażyłością dyskutowali o tym, w jakim kraju w środkowej Europie znajdowała się kraina geograficzna znana pod nazwą Kujaw, czy czegoś takiego. Akurat wychodzili z Wielkiej Sali - PRZEPRASZAM!
    - Ej, to moja siostrzenica! - usłyszała za swoimi plecami, ale była zbyt zdeterminowana dotarciem do stołu Ślizgonów, by zarejestrować te słowa jak i kolejne, które po nich nastąpiły - Ale masz pojebaną rodzinę, Greed. Chyba popieprzyło się wam, w jakim wieku ludzie powinni się prokreować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Phoenix, cześć - zgrabnym susem zasiadła na ławie dokładnie po drugiej stronie blatu, przy którym rok starsza Ślizgonka spożywała swój posiłek. Dobrze, że na powierzchni blatu, przy której Flemeth postanowiła wylądować, nie było nic, bo zostałoby brutalnie zmiażdżone przez rzucenie nań ciężkiego tomiska. Przewodnicząca klubu pojedynków, która miała dobry potencjał na zostanie jej osobistym, zaklęciowym nemezis - minęły ledwo dwa tygodnie, a już kilkukrotnie zdarzyło im się prowadzić kilkugodzinne dyskusje na temat swoich taktyk i tego, jakich zaklęć użyły przeciw sobie - była pierwszą osobą, która wpadła jej do głowy w momencie, gdy potrzebowała potwierdzenia kilku informacji.
      - To prawda, że w damskiej łazience kiedyś grasował troll? Dlaczego go już tam nie ma? To byłaby świetna opcja na sprawdzenie umiejętności? A jeden męski kibel naprawdę jest nawiedzony przez niejaką Martynę? Damn it, skąd wy wytrzasnęliście takie rzeczy! I skoro to wszystko opisane jest W PODRĘCZNIKU - uderzyła wyprostowanym paluchem w twardą okładkę książki, chcąc podkreślić jej obecność (co z tego, że wystarczająco już chyba zrobił to huk, który towarzyszył jej "położeniu" na stole), ale jedynie tylko złapała się za biednego wskazującego bezgłośnie krzycząc "KURWAAA". Wzięła głęboki wdech, starając się zignorować ból. Dokończyła zdanie - Skoro to wszystko jest w podręczniku, to czemu ta rudera - w końcu nie mogła się przyznać, że przytłaczały ją rozmiary budowli - dalej jest tak wysoko w rankingach edukacyjnych?

      Lawson

      Usuń
  28. [A wiesz, że chętnie, na przekór tego, co powinnam, wpakowałabym Darrena w spotkanie z Pheonix? Mam nawet pewien pomysł, żeby kiedyś weszła do Zakazanego lasu i zobaczyła, jak Darren głaszcze Zephyra. Jestem ciekawa, czy bardziej by ją to rozzłościło, czy zastanowiło. W każdym razie marzy mi się ten wątek. Pomimo, że nie mam totalnie czasu i miejsca na kolejne. Ale jeśli będziemy bardzo, baaaaardzo wolno pisać, to może mi się uda coś skleić.

    Póki co dziękuję Ci za to przemiłe powitanie <3. I tak totalnie szczerze Ci powiem, że realia Harry'ego Pottera bardzo dobrze Ci służą, bo obie karty mają w sobie coś intrygującego. Obie napisane są też pięknie. Szczególnie urzekła mnie właśnie Phoenix, te wstawki kursywą są takie klimatyczne i skłaniające do refleksji, że zapragnęłam odkryć tę postać w wątkach.

    Z kolei z Aurorą Darren ma więcej wspólnego i nie wątpię, że złapaliby ze sobą jakąś nić porozumienia, ale tak jak mówię, robię to wszystko trochę na przekór. Chcę go sprawdzić. Czy da sobie rade z tak twardą postacią jak Twoja Ślizgonka. Jestem też ciekawa, jak ona będzie reagowała na niego.

    Ech, ja nie umiem odmawiać sobie wątków ;c Jestem nieodwołalnie i do szaleństwa uzależniona od gier. Tak, zdecydowanie. Inaczej nie miałabym 30 wątków, haha.]

    Darren Craft

    OdpowiedzUsuń
  29. [No przecież ja na nic innego nie czekam, haha! :D]

    wspólnik

    OdpowiedzUsuń
  30. [Cześć! Sądzę, że jedyne co może być pomiędzy naszymi panienkami to wzajemna nienawiść, sabotowanie drugiej (przynajmniej ze strony Iss) i rywalizacja. Jako że jestem fanką wszelkich dram i widzę tu dość duże pole do popisu, to chętnie bym coś napisała, ale wiadomo, nie będę się pchać na siłę. :D Tak czy inaczej dziękuję za powitanie!]

    Bella Lestrange

    OdpowiedzUsuń