TONYA VADUVA Antonia Mihaela O'Donoghue Vaduva — VI rok, Ravenclaw, były pałkarz, Klub Pojedynków,
Klub ONMS, Klub Eliksirów, rok w plecy, półkrwi, patronusem szop
pracz, bogina nie spotkała od śmierci matki, obecnie pod opieką
wujka, nauczyciela zielarstwa i opiekuna Hufflepuffu, urodzona na
południu Anglii córka rumuńskiej uzdrowicielki i irlandzkiego
ścigającego
Ojciec chciał mieć syna, więc Tonya chciała nim dla niego zostać; po jego odejściu nigdy nie odnalazła drogi z powrotem do dziewczęcości, a może też nigdy nie była jej ona pisana. Zbyt wysoka i zbyt niekształtna jak na kobietę,
spojrzenie złotych oczu ma nieskrępowane i wyzywające, włosy brązowe i wiecznie nieuczesane. Ubiera się
jak chłopak i brak jej gracji, nad czym ubolewała jej matka, nie
wie, jak zamaskować posiniaczone, nie najprostsze nogi, wystające kości i płaską pupę. Nie potrafi śpiewać, za
to szybko biega, może dlatego, że całe życie coś goni lub przed
czymś ucieka. Od zawsze dużo czyta, więcej mówi tylko w znanym sobie
towarzystwie i uśmiecha się niezręcznie, jakby jedynie śmiertelna
powaga była naturalnym wyrazem jej twarzy, co nigdy nie
przeszkadzało jej nieprzyzwoicie żartować. W piątej klasie
straciła matkę, zmagała się z napadami agresji, powtarzała rok i
od tamtej pory nie wsiadła na miotłę, choć dawniej chciała grać
w Quidditcha profesjonalnie, tak jak jej ojciec, który dla kariery
porzucił rodzinę. Współlokatorki nienawidzą jej za bałagan, a że mentalnie bliżej jej do chłopaka, plotkują, że lepiej trzymać się od niej z daleka, bo pewnie woli dziewczyny. W rzeczywistości Tonya większości przedstawicielek płci pięknej zwyczajnie nie rozumie, a jej jedyną dotychczasową miłością był chłopiec, którego w trzeciej klasie znokautowała tłuczkiem. Nigdy nie prosi o pomoc, o ojcu i jego dokonaniach czyta już tylko w sportowych magazynach, dużo szkicuje, co pomaga jej radzić sobie z gniewem i nadal próbuje odnaleźć swoje miejsce w świecie. Dotychczas z marnym skutkiem, ale podobno czują się tak wszystkie nastolatki.
W tytule Patrick Watson, na zdjęciu Brigette Lundy-Paine. Bierzemy wszystko, nie odmawiamy, szalejmy, nie ograniczajamy się. Poszukuję byłych kolegów z drużyny (relacje dowolne), znokautowanego chłopca, ofiary napadu agresji, relacji pozytywnych, negatywnych, wszystkiego.
[Hej ho! Bardzo podoba mi się twoja kreacja Tonyi, a przez imię dodatkowo nie mogę jakoś pozbyć się skojarzenia z Tonyą Harding. Jeśli szukasz byłych kolegów z drużyny, to polecam się z Deucentem. Zastanawia mnie jaką można, by im dać relację i tutaj jesteśmy otwarci na sugestie! Zapraszamy serdecznie, wymyślimy im coś fajnego :D]
OdpowiedzUsuńDeucent Faradyne/Aleister Sheehan/Charlotte Welsh
Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[Tonya jest cudowna i jej charakter cudownie wpasowuje się w kontrast między nią, a przymusowym wujkiem <3 Dobrze, że opóźniła edukację o jeden rok, bo będzie musiała znosić swojego nieogarniętego opiekuna jeszcze dłużej :D
OdpowiedzUsuńUważać mi na nią, autorzy, proszę, bo jak nie to będziecie mieć do czynienia z nadopiekuńczym Dorianem! No, przynajmniej kiedy nie będzie spać...]
wujcio Dorcia
[Bałagan w dormitorium ujął moje i Vinniego serduszko, a do tego są w jednym domu, więc jeśli szukasz obiektu agresji w postaci nadpobudliwego, upierdliwego muzyka trującego na korytarzach wszystkim życie przez swoje wycie to wpadaj! ♥]
OdpowiedzUsuńV.Greed i spółka zoo
Życie było ciężkie, jeśli było się Puchonem i profesor Contantinescu był opiekunem domu Borsuków.
OdpowiedzUsuńŻycie było jeszcze cięższe, gdy było się jego siostrzenicą, a zdziwaczały pół-Rumun dłuższy czas temu stał się jedynym, prawnym opiekunem.
Tonya - jeśli liczyła - to powinna przestać przypisywać kolejnym sytuacjom, podczas których Dorian wpadał do klasy akurat w czasie odbywanych przez nią zajęć i wyciągał ją z klasy pod pretekstem spraw wychowawczych. Miał pod swoją opieką całe siedem roczników Borsuków, ale to w żadnym wypadku nie znaczyło, że zapomniałby choć na chwilę o swojej siostrzenicy.
Był ledwie drugi tydzień nauki w kolejnym roku szkolnym, a nauczyciel zielarstwa znowu poczynił to nauczycielskie faux pas, wsuwając do sali w której odbywała się lekcja eliksirów swój nieogarnięty, acz roześmiany nos. Cierpliwie poczekał na korytarzu na to, aż Krukonka zbierze z ławek wszystkie swoje manatki i do niego dołączy.
Od razu objął ją ramieniem, choć jego lewa ręka prowadziła... wózek z praniem. Nie zamierzał nie wykorzystać okazji do przebywania w podziemiach i nie podrzucić skrzatom prania. Nie tylko swojego.
- Mamy ważne zadanie - odkąd stał się jej przymusowym zastępstwem rodzica często mówił o nich w liczbie mnogiej. Na nosie miał okulary, choć przez katorżnicze ich traktowanie ramka nie siedziała już na jego nosie w prosty sposób - Mówiłem ci, że w tym roku Bijąca Wierzba ma okrągłe, pięćdziesiąte urodziny? Na pewno mówiłem - skarcił sam siebie, rozpoczynając spacer w stronę pralni. Wózek, a konkretniej jego kółka, trzeszczały jakby zaraz miały odpaść pod ciężarem brudnych ubrań - I musisz mi w tym pomóc. Zaciągnąłem już kilka osób z kółka, ale to wciąż zbyt mało. Impreza musi być epicka - nie wiadomo, czy przez "impreza" rozumiał dziwną libację, o której jako nauczycielowi nie wypadało mu wspominać, czy uroczystą, nocną paradę prowadzącą aż z dziedzińca, przez łąki, by dotrzeć do solenizanckiego drzewa.
Docierając do odpowiednich drzwi zapukał i przekazał zapracowanej, dzierżącej naręcze ręczników skrzatce i podziękował serdecznie za całą fatygę, będącą jej obowiązkiem.
- Ah, i byłem w wieży Krukonów! Poprosiłem twoje koleżanki - najprawdopodobniej nie wiedział o tym, jaki znajome z dormitorium stosunek miały do Tonyi - ...i zrobiłem też twoje pranie. Masz na pewno dużo nauki, postanowiłem, że pomogę ci w taki sposób wygospodarować nieco więcej czasu na wkuwanie do testów - wyszczerzył się, pochylając w konspiracyjnym geście głowę, przez co jego pokrzywione okulary spadły na ziemię.
- Oj - wyrwało mu się, kiedy schylił się po nie i widząc kolejne zadrapanie na szklanej powierzchni wzruszył jedynie ramionami - To jak, pomożesz mi? Myślałem, żeby najpierw iść do Wierzby po zgodę, w końcu może nie chcieć wyprawiać własnych urodzin...
Dorian