Melpomena Rosenthal
heban i róg jednorożca, 13 cali | VI rok | 11 maja | krukonka, bo najlepiej jej w granacie | Lonia, ale tylko dla tych, którzy nie boją się przekroczyć granicy | Kółko wróżbiarskie
patronusem pantera, choć jeszcze nieśmiała i nikła | boginem trup jasnookiego chłopaka. Romantycznie, nie? Wolałaby nie
wierszokletka | sówka Makówka, największa jędza w całej sowiej wieży | zapach amortencji - stary, mugolski papier, Chanel no.5, werniks, świeża mięta i turecki tytoń
wierszokletka | sówka Makówka, największa jędza w całej sowiej wieży | zapach amortencji - stary, mugolski papier, Chanel no.5, werniks, świeża mięta i turecki tytoń
W łagodnych, ciemnych oczach dużo pragnienia i niespodziewanego chłodu. Niecierpliwe, zmęczone ruchy, jakby z niewyspania. Ale Lonia śpi dobrze i dużo; to nie niewyspanie, to tylko marazm i tęsknota. Bez obaw.
Zawyżone standardy i oczekiwania wobec świata, zawyżone mniemanie o sobie. Zbyt pewna siebie, co wcale nie wychodzi z jakiegoś poczucia niesamowitości i wyjątkowości, własnej wartości tere fere. Po prostu jest lepsza, nic skomplikowanego.
Daydream, I fell asleep amid the flowers, for a couple of hours, on a beautiful day.
Jedynaczka, córka Racheli Rosenthal. Tak, tak, tej projektantki szat. Prawdziwe magiczne haute couture. Kilka pokoleń czystej krwi wstecz.
Ojca nie zna. W sypialni matki wisi jego zdjęcie. Te same co u Melpomeny ciemne oczy, krzyczące coś, czego ich właściciel wcale nie chce ujawniać. Dziewczyna łapczywie zbiera każde słówko o tacie, jakie nieopatrznie rzuci matka. Na pytania córki kobieta kręci głową, odgania wspomnienia i obiecuje, że kiedyś, kiedyś porozmawiają. Melpomena dawno przestała wierzyć w kiedyś. Czuje żal do matki o przywłaszczenie sobie wiedzy, która w końcu należy się też Loni. Jak miał na imię? Kim był? Dlaczego go nie ma? Znał magię? Wie o córce? Dlaczego, dlaczego go nie ma?
Daydream, I dream of you amid the flowers, for a couple of hours, such a beautiful day.
Mówi mało, bo ludzie nie przepadają za jej krytykanctwem i dobrze o tym wie. Za dużo punktów stracił Ravenclaw przez jej niewyparzony jęzor. Za dużo razy była dla ludzi “niegrzeczna i niemiła” cyt cyt, przeproś i podajcie sobie ręce. Zdążyła się nauczyć, że większość myśli lepiej zachować dla siebie. Czasem o tym zapomina, nie wytrzymuje i kiedy się odzywa słodkim, gardłowym głosem, słyszy ją cała wieża, choć zwraca się wyłącznie do swojego elitarnego kółeczka wzajemnej adoracji, najbliższych przyjaciół. Dla obcych, dopóki zachowują odpowiedni dystans, pozostaje ciepła i ugodowa, zwykła konformistka.
Lichy kłamca, jeśli w grę wchodzą jej uczucia. Dla rozrywki wrobi każdego i sprzeda każdą bajkę. Nie ma żadnych oporów, wybitna aktorka. Łatwo wpada w rozdrażnienie. Boi się zbyt natarczywego kontaktu wzrokowego, żadne z nią tam namiętne walki na spojrzenia.
you're crawling on the bathroom floor,
you float around the room and you're naked,
then you're flying out the bedroom door.
Doskonałe maniery. Wielka dama, zawsze zadbana i elegancka, no cóż, po mamusi. Nie toleruje braku ogłady towarzyskiej i niechlujstwa, choć sama nagminnie łamie z premedytacją zasady savoir vivre'u. Opinia publiczna na jej temat mało ją zajmuje. Ma o sobie własną, bardzo gorzką opinię i tyle jej wystarcza
Mimo, że w cholerę inteligentna i wyrachowana - potrafi być dziecinnie naiwna i nieporadna. Często zbyt lekkomyślna, jak większość narcyzów. Życia nie zna, maleńka.
You're swingin from the chandalier
I'm climbing up the walls 'cos I want ya.
Zafascynowana mugolską poezją, literaturą i teatrem. Niespełniona wierszokletka, wiecznie głodna piękna słów. W dyskusji o sztuce rumieńce rozkwitają na bladych policzkach Melpomeny, apatia gdzieś znika. Okazuje się, że dziewczyna jest żywa.
Przy każdej okazji półpotajemnie wymyka się do księgarni i antykwariatów, do teatru, gromadzi w pokoju całe stosy starych tomików. Matka patrzy na to bardzo krzywo, ale przymyka oko.
Mugoloznawstwa jednak nie lubi, tak jakoś. Kółko wróżbiarskie z powodu przegranego zakładu, do dzisiaj nie rozumie dlaczego w tamtej chwili to było takie śmieszne. No niech będzie, przegrała to chodzi, siedzi i chociaż nigdy się nie przyzna, naprawdę ją to ciekawi. Jest w tych wizjach i przepowiedniach coś lirycznego.
Mugoloznawstwa jednak nie lubi, tak jakoś. Kółko wróżbiarskie z powodu przegranego zakładu, do dzisiaj nie rozumie dlaczego w tamtej chwili to było takie śmieszne. No niech będzie, przegrała to chodzi, siedzi i chociaż nigdy się nie przyzna, naprawdę ją to ciekawi. Jest w tych wizjach i przepowiedniach coś lirycznego.
but when I reach ya, you dissappear.
I jest jeszcze Pas, Pascal, blask jej życia. Pierwsza myśl Loni po obudzeniu i ostatnia przed snem. O nim nikomu ani słówka. Jasne, czujne, burzowe oczy i orli nos. Magii nie zna, ale ją wyczuwa. Nigdy nie pyta o sekrety Loni, choć dziewczyna widzi, że boli go, poczucie, że nie mu nie ufa. A ona ufa, najbardziej na świecie, nikomu więcej niż jemu. Nie potrafi wytłumaczyć mu, że jej szkoła z internatem to nie taka ot, sobie, dla burżujskich panienek. Że nie może do niego zadzwonić. I żeby nie drażnił Makówki, kiedy przyleci do jego okna z listem, bo wredna. Obiecuje Pascalowi i sobie, że kiedyś mu wytłumaczy, kiedyś, kiedyś.
Poznany na jednym z wakacyjnych spotkań autorskich, najpilniej strzeżony sekret Loni. Pod poduszką jego listy i wiersze. Zdążyła już nadać imiona ich przyszłym dzieciom i zaplanować kolor ścian w ich przyszłym mieszkanku. A na razie ani słówka.
Daydream, I fell asleep amid the flowers, for a couple of hours, on a beautiful day.
***
Poszukiwany przede wszystkim pan, który nieco zamąci w serduszku Loni (w końcu prosto być wierną, kiedy się kocha tylko jednego) i każdy chętny oczywiście
Jak tylko oświeci mnie jak tu po ludzku zwinąć tekst to to zrobię
mail gwiazdkiniebedzie@gmail.com piosenka w tekście
[Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńLonia zdecydowanie wyróżnia się spośród innych uczniów, ale czy na plus, czy na minus, to się dopiero okaże. Na ten moment jestem jedynie pewna, że chciałabym poznać ją nieco bliżej i porwać na jakiś ciekawy wątek!
Muszę przyznać, że mam dylemat, bo z jednej strony chętnie wepchnęłabym Ericę jako jej wroga, który zawzięcie próbuje wciągnąć Lonię w bitwę na spojrzenia (skoro tak nie lubi kontaktu wzrokowego), a z drugiej czuję, że bardzo chętnie pogadałaby z nią o mugolskim teatrze i literaturze (i wszystkim innym, co mugolskie, bo oka kocha świat mugoli!). Ech, co zrobić, co wybrać? :)
Baw się z nią dobrze!]
Erica B.&Teddy L. (oraz Zanna A. jeszcze w szkicach)
[Możemy połączyć, jestem za — rozmawianie o mugolskiej sztuce między jedną kłótnią a drugą brzmi jak przepis na ciekawy wątek. :D Dziewczyny przez ostatnie pięć lat były razem na roku, na pewno zdarzyły im się wspólne zajęcia, więc może Lonia kilka razy skrytykowała Ericę i jej brak talentu do zaklęć i od tamtego czasu są na wojennej ścieżce? Erica na pewno próbowałaby pokazać, że Lonia nie jest od nikogo lepsza. I teraz, gdy zaczął się kolejny rok, który Erica musi powtarzać, będzie próbowała udowodnić Loni, że wcale nie jest od niej lepsza jeszcze bardziej niż zwykle?
OdpowiedzUsuńEch, mam wrażenie, że o tej godzinie nie idzie mi w pisanie. :c
Wolisz spokojniejszy wątek, czy taki z większą ilością akcji? Bo chętnie nam coś wymyślę, o ile Tobie nie chodzi nic po głowie. ;)]
Erica B.
[Hej, cześć! Zgadzam się, całkiem fajnie mogą się Bertie z Lonią uzupełniać. On jej w w serduszku raczej nie zamąci, za to, jak się dowie o wielkiej miłości, to wymusi obietnicę, że zostanie ojcem chrzestnym jej pierwszego dziecka. Bo tak.
OdpowiedzUsuńTylko czy ona go polubi, skoro on taki niechluj okropny?]
Albert Hill
[Teatr, poezja, cięty język ♥ Brzmi jak osoba, z którą Vincent mógłby przez swoje niechlujstwo i rozrzucanie wszędzie skarpetek, a zarazem podzielanie wyliczonych przeze mnie cech mógłby drzeć koty.
OdpowiedzUsuń...albo wręcz przeciwnie? c:
W każdym razie, życzę dużo weny, historii, które zapiszą się na wieki w kartach szkoły i w razie chęci zapraszam do siebie!]
V.Greed/F.Lawson/S.Blackwall
[Cześć, chcemy się powkurzać.]
OdpowiedzUsuńAlphonse Krosicki
Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[Merlinie, dlaczego do dyrektora, od czego są opiekunowie domów? Przecież po coś ich zatrudniłem, tak? Nie? Nie radzą sobie? Okej, trzeba zrobić zebranie z nauczycielami, a tymczasem zapraszamy na pogawędkę panno Rosenthal. Co nawywijałaś?]
OdpowiedzUsuńDyrektor
[Cześć! Jak już wspominałam nie mam w zwyczaju odmawiać nikomu wątku, zwłaszcza, gdy ten jest zainteresowany wspólną rozgrywką, tak jak negować bądź odrzucać czyjeś pomysły (po prostu muszę je zobaczyć, żeby cokolwiek ocenić) i opcjonalnie odwrócić ich do stopnia, w których obie strony będą zadowolone. Niemniej, jak wiesz, w przypadku gry indywidualnej damsko-męskie nie znajdują się w kręgach moich zainteresowań, ponieważ trudno mnie w nie w ogóle wciągnąć, lecz sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdy dysponuję bohaterem na blogu grupowym, ponieważ w tym przypadku z reguły mam dużo więcej wątków i płeć nie odgrywa tu większej roli. Myślę, że tym dokładniejszym wyjaśnieniem rozwieję twoje obawy co do samej kwestii związanej stricte z rozgrywką jako taką.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie połączenie tych postaci nie należy do łatwych, nawet roczniki im nie sprzyjają, lecz po dłuższym zastanowieniu zasugerowałabym następujące rozwiązanie: Dashiell ma tendencję do tego, że nie ma najmniejszych oporów, aby podejść do osób niżej w latach edukacji i zapoznać się tak wstępnie. Chevalier bywa bardzo powierzchowny, więc żeby ona zorientowała się, że jest sprytnym manipulantem, który sobie z ludźmi zwyczajnie pogrywa, musiałaby być tego świadkiem lub domyśliłaby się, że pod tą powłoką przyjaznego usposobienia kryje się coś zupełnie innego. Załóżmy czysto teoretycznie, że manipulowanie Melpomeny zaczęłoby się od tego, że dogadałby się z nią o wypożyczenie jej mundurku, ponieważ Dash jako metamofomag czasem zmieniał płeć przeciwną (zarówno na poprzedniej osłonie, jak i nie zmieniło się to teraz), a że poszłoby z tym gładko. Później wykorzystywałby ją coraz bardziej i bardziej, idąc zasadą od palca do ręki, tak by miał ją w garści. Co, by z tego miał, to podlegałoby dalszym ustaleniom, gdyż jak na razie jest to taki wstępny zarys.]
Dashiell Chevalier
[W pierwotnym zamyśle flaming miał być formą animagiczną Wolfganga, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że to będzie zdecydowanie zbyt wielki roztrzepaniec na tak poważną umiejętność.
OdpowiedzUsuńOj tak, Wolfie zdecydowanie nie należy do ludzi subtelnych w swoim sposobie bycia, albo estetycznych w takim ogólnym rozumieniu, ale na pewno nie stanie to na przeszkodzie, aby doszedł z Melpomeną do jakiejś dziwnej formy porozumienia, zbudowanego na podwalinach wspólnych pasji.
Także opowiadam się za tym, aby Lonia i Wolfie mieli sposobność do wspólnego potrwania, i jeśli znajdziesz czas oraz ochotę, to zachęcam cię do dowolnego rozdysponowania miejscem pobytu Wolfganga na rzecz uraczenia go uszczypliwościami panny Rosenthal. :D]
Wolfie
[Żadnych pytań, daje wolną rękę i wypatruje Lonii. :D]
OdpowiedzUsuńWolfie
[Musiałabyś się naprawdę bardzo mocno postarać, abym wyrobiła sobie takie zdanie albo kiedyś wykonała taki gest, czytając wiadomość chociażby. Jeśli miałabym być zupełnie szczera: wywracam oczami tylko podczas dyskusji z antyszczepionkowcami, gdy brakuje podparcia dla wielu hipotez badaniami naukowymi i faktami z zakresu biologii, aczkolwiek to również jeden z niewielu przypadków, gdy można wyczerpać moją cierpliwość. Przyznam, że nie wiem na czym dokładnie wspierasz swoje wrażenie, gdyż na jego podstawie stworzyłaś sobie dość błędnie przeświadczenie, a w związku z tym czuję się zmuszona do sprostowania tego. Mianowicie mój entuzjazm na początku każdej współpracy z graczem, z którym nie miałam dotąd do czynienia, bywa bardzo neutralny: od ustaleń, przez doszlifowywanie szczegółów, a na rozpoczęciu rozgrywki skończywszy. Mój entuzjazm wzrasta z czasem i przede wszystkim — rozwojem fabuły (muszę widzieć styl i warsztat gracza, ale nie ma w tym większej filozofii), jakoby w charakterze odpowiednika do powiedzenia: apetyt rośnie w miarę jedzenia. U mnie wygląda to dokładnie w taki sposób i nie ma tu jakiejś ponadprzeciętnej uprzejmości. Mam nadzieję, że takim rzutem deiktycznym rozwieję twoje wątpliwości co do tej kwestii.
OdpowiedzUsuńZacznę, choć podkreślam w tym miejscu, że gdybym nie zmieściła się w podanych ramach czasowych na SB, to po prostu dotarłoby z opóźnieniem. Wszystko uzależnione jest w tym miejscu od tego, jak szybko odpowiem na odpisy w bieżącej kolejce, a przed Melpomeną mam jeszcze jedno zaczęcie Dashiellem do wykonania.]
Dashiell Chevalier
[To nic, to nic, ja sam teraz miałem dość intensywny tydzień, dlatego dopiero teraz udaje mi się coś odpisać.]
OdpowiedzUsuńMyśli Wolfganga od chwili przebudzenia maniakalnie wybrzmiewały głosem Rogera Watersa, a jego zawodzące Crazy, toys in the attic, I am crazy dekoncentrowało Puchona przez wszystkie dotychczasowe zajęcia, sprawiając, że trwał w zupełnym oderwaniu.
The Trial często do niego powracało, sprawiając, że Burke przez większość dnia przetwarzał w myślach utwór i produkował rysunki z jeszcze wiekszą maniakalnością, niż miało to miejsce zazwyczaj.
Teraz było podobnie – Wolfie zadręczał kartkę działaniami ołówka, od czasu do czasu popełniając przerwę na rzucenie czaru, wprawiającego powstałe kreski w ruch.
Dzisiejszego dnia motywem przewodnim jego prac był (naturalnie) wysoki mur, którym Puchon oddzielił dwie skrajne krainy; jedną pulsującą jaskrawymi barwami i abstrakcyjnymi motywami, drugą ponurą w swej do bólu statycznej normalności miejskiego krajobrazu. Jedyny łącznik pomiędzy światami stanowiło kolorowe pnącze, które wspinało się po ścianie muru i wijąc się powolnie przedzierało się na jego drugą stronę.
Praca nie była w pełni dopracowana, stanowiła raczej koncept, którym Wolfie postanowił utrwalić pomysł kiełkujący w umyśle.
W trakcie minionych wakacji zacieśnił więzy z komputerem (a w celu swobodnego korzystania z tego urządzeniem oczywiście musiał przesiadywać u Olivera dłużej, niż ustawa przewiduje; jego matka już kiedyś raczyła wyrazić zaklęciem opinię na temat takich urządzeń, gdy przyniósł do domu laptopa i nie uśmiechało mu się ponownie tracić danych wskutek sproszkowania dysku reducto), co skutkowało między innymi świeżym zapałem do tworzenia animacji. Ambitny plan Wolfganga zakładał stworzenie pełnowymiarowej, autorskiej animacji do The Trial, gdy tylko czas przestanie mu zajmować szkolna rzeczywistość i zdecydowanie nie chciał dopuścić do zaprzepaszczania jakichkolwiek pomysłów z tym związanych.
Proces twórczy jak zwykle pochłonął dziewięćdziesiąt procent uwagi Puchona, zatem w rzeczy samej – do ostatniej chwili pozostawał w nieświadomości, co do towarzystwa młodszej o rok Krukonki i dopiero jej głos raczył mu to uzmysłowić.
Zamrugał, jakby wyrwany z letargu i uniósł spojrzenie na dziewczynę. Kąciki ust Wolfiego uniosły się delikatnie.
— Och — wyrwało mu się, w zupełnym zaskoczeniu jej słowami. Nawykł do wywierania raczej ambiwalentnych odczuć w otoczeniu i raczej nie specjalizował się w wywieraniu na tyle dobrego wrażenia, aby ktokolwiek go zagajał w podobny sposób. — Nie przeszkadzasz, Wolfgang — odpowiedział zaraz, szybko przełamując początkowe zdumienie i ścisnął dłoń Melpomeny z delikatnym uśmiechem.
Kojarzył ją – oczywiście, że tak. Wolfie cieszył się dość sprawną pamięcią do ludzkich twarzy i w całym swym oderwaniu całkiem rzetelnie je rejestrował podczas przerw czy posiłków w Wielkiej Sali.
— Skoro tak, to zaryzykujmy rozmowę — stwierdził pogodnym głosem, opuszczając szkicownik na kolana; już i tak pobudził do życia lwią część pomysłu, równie dobrze mógł się od niego oderwać i za jakiś czas spojrzeć na pracę świeżym okiem.
Zlustrował Melpomenę śmiałym spojrzeniem. Prezentowała sobą staranną nienaganność i wydawała się przykładać dużą wagę do schludnej otoczki wokół własnej osoby. — Może na dobry początek zdradzisz, co sprawiło, że wydałem ci się wart takiego zachodu? Jeśli jakiś zakład to wcale się nie obrażę, jak mi zdradzisz jego temat i nawet pomogę ci go zrealizować; nie oburzają mnie takie zabawy.
Wolfie