
Bailey Rosier

Czy inni też spędzają godziny przesiadując w wannie zupełnie bez większego celu? Tylko po to, by rozważyć wszelkie za i przeciw, czy plan na następnych kilka dni, tygodni, miesięcy, a może lat?
Przelewam wodę przez palce, spoglądając na strumienie przepływające mi wzdłuż ręki, które usilnie dążą do powrotu w wielką toń. Tafli, która porusza się zgodnie z moimi ruchami, nigdy stałej, bo reagującej nawet na najpłytszy oddech.
Wzdycham, by zaraz odkręcić kurek z ciepłą wodą, której brak mi już od kilku dłuższych chwil, a potem czekam na kojące ocieplenie, powoli rozlewające się po mojej skórze.
Czy to dziwne tyle myśleć? Tyle wspominać, wypominać i wymyślać? Gdzieś zaciera mi się granica między wspomnieniami, a alternatywnymi zdarzeniami w mojej głowie, które nigdy nie miały miejsca.
Bo nie miały, prawda?
[O pani! Druga, piękna postać. Nie będę się witać, bo to już raz zrobiłam, ale mam teraz dylemat, między którymi paniami zdecydować sie na wątek. Jak wolisz?]/Anilla
OdpowiedzUsuń[Witam serdecznie kolejną z Twoich postaci; jak i karta Tilly, ta również przyciąga treścią i daje do myślenia. Bądź co bądź, natłok nieproszonych myśli niejednemu z nas nie jest obcy i bez wątpienia potrafi być przygnębiający; nie mówiąc już o frustracji, gdy człowiek dojdzie do etapu, gdzie coś dobrze wie, a i tak nie może tego zmienić.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci udanej zabawy kolejną postacią i ciekawych wątków, a w razie chęci, zapraszam do siebie.]
Dominique W. | Edmund G.
[Owww. Moja słabość do tego nazwiska właśnie się odezwała. Kolejna kp, która mnie urzekła. Mistrzu, nauczaj. ♥]
OdpowiedzUsuńL.
[Cześć! Skoro wiadomo, że nasze postacie odhaczą family reunion, to zgłoszę się po dogranie szczegółów na stronie w sprawie tego, co też Bailey mogłaby wypominać młodszemu Rosierowi, by okazało się to o dość burzliwe.]
OdpowiedzUsuń[Dziękuję pięknie za powitanie i z wielką chęcią porwę się na wątek między Bailey i Leonardem :) Masz już coś konkretnego na myśli, czy przed nami burza mózgów?
OdpowiedzUsuńI tak, mimo szczerych chęci, zmuszona byłam zrezygnować z Dominique. Pisanie paniami jednak nie jest dla mnie, cóż poradzić.]
Leonard Grindelwald
[Odezwałam się na mailu :)]
OdpowiedzUsuńNed | Leo
Ściskając w dłonie nieco już pomięty i naddarty pergamin, Gabriel wpatrywał się w rozpalony w kominku ogień. Na pierwszy rzut oka, myślami znajdował się gdzieś bardzo daleko i poniekąd tak było, gdyż nie zwrócił uwagi na swojego kocura, który zrzucił kilka rzeczy z jego biurka. Jego myśli krążyły wokół konkretnej persony, która ostatnimi czasy chyba najmocniej ze wszystkich osób w jego otoczeniu wzbudziła w nim nie tylko emocjonalny mętlik, ale i również prawdziwą burzę wspomnień; Bailey Rosier. Nie był w stanie zapomnieć wspólnych chwil, gdy z czułością przeczesywała jego ciemne kosmyki włosów, powierzając na jego barki niejedno swe zmartwienie, co miało zabarwiało szeroko rozwinięte zaufanie, działające oczywiście w obie strony. Nie umiał zapomnieć widoku jej uśmiechu, błyszczących oczu i miękkich kosmyków włosów. Wszystko, to wydawało się być niemalże magiczne, jednak teraz zupełne bezwartościowe. Był pewien, że w sercu oraz umyśle byłej przyjaciółki, nie było już dla niego miejsca, w czym chciał się upewnić dzisiejszego wieczoru. Powoli podniósł się z miejsca, odkładając pergamin na stoliczek i zbliżył do drzwi, gdy usłyszał ciche pukanie. Uśmiechnął się na widok kobiety.
OdpowiedzUsuń— Wejdź, proszę — rzekł, czyniąc krok w tył, aby mogła swobodnie przekroczyć próg pomieszczenia. Zamknął za nią ciężkie, drewniane drzwi, a następnie gestem dłoni wskazał jeden z foteli, również stojący blisko rozpalonego kominka, by mogła swobodnie usiąść. Nalał do filiżanki świeżo zaparzonej herbaty z dosłownie odrobiną rumu porzeczkowego i podał naczynie kobiecie. Zajął miejsce obok niej i z cichym westchnieniem wlepił wzrok w roztańczone iskierki ognia. Zastanawiał się jak ma rozpocząć rozmowę, aby nie spłoszyć Bailey, ani tym bardziej, by nie poczuła się, że stoi w ogniu oskarżeń. Wyciągnął dłoń w stronę niewielkiego kuferka, z którego wyciągnął dwie fotografie, przedstawiające ich roześmiane twarze w eleganckich strojach, podczas zimowego balu. Wyciągnął również kolejne dwa pergaminy, które skrywały w sobie treści barwnych opowieści z wakacji oraz pierwszych, niewinnych, miłosnych uniesień. Nie wiedział, co było powodem, dla którego jego sylwetka, dla panny Rosier stała się kompletnie obca, jednak mimo kamiennego wyrazu twarzy, czuł się zawiedziony, tym, z czym przyszło mu się zderzyć.
— Nie pamiętasz mnie, prawda, Bailey? — zapytał, dochodząc do wniosku, że żadne podchody i próby bycia delikatnym na nic się nie zdadzą. Podał jej pergaminy wraz z fotografią, by dać wiarygodność przeszłości, która niegdyś ich łączyła. Tak naprawdę w tym momencie nie oczekiwał od niej niczego, poza potwierdzeniem tego, że w jej oczach nie był już tym Gabrielem, z którym łączyła ją szkolna przyjaźń, że to, co kiedyś wspólnie tworzyli, przestało mieć znaczenie.
Gabriel
Dostrzegał zmieszanie malujące się w oczach Bailey, co było wystarczającą odpowiedzią na jego pytanie. Zacisnął usta w wąski paseczek i spokojnie wypuścił powietrze przez nos. Nie oczekiwał, że po pokazaniu jej listów, czy paru zdjęć, wspomnienia wrócą, a ona ponownie zobaczy w nim dawnego Gabriela. Tak naprawdę nie oczekiwał już niczego, po tym, gdy upewnił się, że jego obawy nie są jedynie jego wytworem wyobraźni i ma ku temu podstawy. Upił kilka łyków ze swojej filiżanki i spojrzał w stronę rozpalonego kominka, do którego sprawnym machnięciem różdżki dorzucił dwa drewienka.
OdpowiedzUsuń— To widać, Bailey — odpowiedział krótko, gdyż takie były realia. Denerwowała się w jego towarzystwie, początkowo uciekała wzrokiem, zupełnie jakby gdzieś z tyłu swej głowy szukała elementów, które mogłaby dopasować do jego osoby. Niestety wszystko było niczym chaotyczna, kompletnie niepasująca do siebie układanka. Przekręcił dwukrotnie obrączkę na swym palcu, która w gorszych momentach wielokrotnie przypominała mu o zdrowym rozsądku. — Bailey sprzed tylu lat, obiecała mi, że porządnie nakopie mi do dupy jeśli zamilknę, jeśli nie wyślę przynajmniej jednego listu na miesiąc. Bailey sprzed tylu lat, złośliwie targała moje kosmyki włosów za każdym razem, gdy tylko pojawiałem się u jej boku. Bailey sprzed tylu lat, zawsze przy każdej rozmowie spoglądała mi w oczy, momentami zapominając nawet o regularnym oddechu, czy zwykłym mruganiu — dodał, przywołując w swej głowie wiele barwnych wspomnień, pełnych młodzieńczej niewinności i energii. — Obecna Bailey nie znała mojego imienia, denerwuje się w mojej obecności i choć próbuje udawać, ze wszystko jest tak jak kiedyś, to zupełnie nie wie o czym tak naprawdę mówię — rzekł, po czym podniósł się ze swojego miejsca, aby uzupełnić powstałe braki w ich filiżankach. Niewielki dzbanek nadal pozostawał gorący, zaś filiżanki zaraz po napełnieniu przyjemnie grzały nieco zmarznięte dłonie. Z cichym westchnieniem powrócił na poprzednie miejsce i nie mówiąc nic więcej, pozwolił, aby kobieta poukładała sobie w głowie wszystkie jego słowa w kompletniej ciszy. Nie oczekiwał nawet wyjaśnień i choć spodziewał się, że panna Rosier podejmie próbę obalenia jego teorii, to nie było najmniejszych szans, aby uwierzył w coś innego poza tym, ze był jej kompletnie obcy. Jego Bailey, nawet teraz, przytuliłaby go mocno, złośliwie podkreślając stale uciekający czas w kontekście pojawiających się zmarszczek oraz za pewne wytknęłaby Hoferowi kilka siwych włosów, oczywiście wszystko w żartobliwym tonie. Nie chciał jej trzymać w swych czterech ścianach na siłę, dlatego też jeśli wszystko, to co powiedział, okazałoby się dla niej zbyt ciężkie, prawdopodobnie nie powstrzymywałby jej przed opuszczeniem jego lokum.
Gabriel
Sam Gabriel w pewnym momencie miał ochotę poprosić Bailey o to, aby zostawiła go samego z powodu zbyt dużego natłoku myśli. Jednak jeśli rzeczywiście postąpiłby w ten sposób, spodziewał się, że Bailey mogłaby nabrać w stosunku do niego znacznie większego dystansu. Musieli dojść do końca, nawet jeśli nic nie wniesie, to do ich życia. Milczał, gdy głos zabrała panna Rosier, cały czas popijając herbatę ze swojej filiżanki. W jego życiu poza siostrą, mężem, czy rodzicami dodatkowe miejsce i cień zaufania, odnalazła właśnie Bailey. Obecnie, to nie miało znaczenia. Westchnął cicho i odstawił filiżankę na oddzielający fotele stolik, na który wyłożył również karmelowe ciastka. Na pytane dotyczące listów płynących ze strony Gabriela, mężczyzna uniósł brew. Odczuwana przez niego gorycz, niemalże dwukrotnie przybrała na sile. Nadal milcząc, podniósł się z zajmowanego przez siebie miejsca i zbliżył w stronę starego biurka, z którego wyjął kolejną, starą skrzynkę tym razem nieco większą od poprzedniej i również ułożył ją na kolanach kobiety.
OdpowiedzUsuń— Ponad sto dwadzieścia listów z ostatnich pięciu lat. Wracających niczym bumerang i świadczących o tym, że to, co kiedyś nazywaliśmy przyjaźnią, obecnie nazywa się tylko przeszłością — rzekł, wątpiąc w to, że Bailey znajdzie w sobie ochotę na przeczytanie każdego listu z osobna, które i tak nie były w stanie nadrobić utraconego czasu i miażdżącej serce ciszy. Dolał sobie do swojej filiżanki nieco więcej porzeczkowego rumu i z cichym westchnieniem na ustach wrócił na fotel. Wyciągnął nogi przed siebie i nieznacznie się uśmiechnął, czując na swym ciele przyjemne ciepło bijące od rozpalonego kominka. Przesunął powoli dłonią po miękkim futerku swojego, starego kocura, który każdego wieczora odnajdował swe miejsce na kolanach ukochanego właściciela. Hofer ponownie zamilkł, dając Bailey możliwość nieco swobodniejszego rozprawienia się z uzyskaną odpowiedzią. Gabriel mógł sprawiać wrażenie niemalże suchego, przygaszonego, a nawet nieco wrogo nastawionego i choć wyraz jego twarzy nie wyrażał najmniejszych emocji, to jedyne, co w tym momencie mężczyzna odczuwał najsilniej, to zawód, gorycz i tęsknota za to co było kiedyś. Wymagał chyba po prostu zbyt wiele, a stale uciekający czas zweryfikował wszystkie jego pragnienia oraz oczekiwania, boleśnie sprowadzając go na ziemię.
— Nie sądzę, aby one miały teraz jakiekolwiek znaczenie — westchnął, po czym skradł z kremowego talerzyka jedno ciastko, zaś drugą dłonią nadal powoli przesuwał po futrze swojego kota. Nie widzieli się tak cholernie długi czas, że sam Gabriel przestał wierzyć w to, że jeszcze kiedyś będzie im dane odnaleźć wspólny język i choć przez chwilę cieszyć się własną obecnością.
Gabriel