Anilla „Nila” Sorcha Grindelwald
16 lat (jeszcze) | domem Gryffindor | sercem Nala | VI rok | szukająca | Klub Pojedynków | Koło Transmutacji
Klub Ślimaka, na spotkania którego często nie dociera
TEN Grinderwald rodziną, za którego sławę płaci do tej pory | nie przyznaje się ani do patronusa, ani do bogina
16 lat (jeszcze) | domem Gryffindor | sercem Nala | VI rok | szukająca | Klub Pojedynków | Koło Transmutacji
Klub Ślimaka, na spotkania którego często nie dociera
TEN Grinderwald rodziną, za którego sławę płaci do tej pory | nie przyznaje się ani do patronusa, ani do bogina
Kiedy była małą dziewczynką ojciec postanowił nauczyć ją pływać. Wszedł z nią do jeziora pełnego mułu, wodorostów i puścił, oczekując od niej umiejętnego utrzymania się na powierzchni. A ona zaczęła opadać na dno i od tamtej pory nie może wyzbyć się wrażenia, że wciąż spada i nie ma od czego się odbić, by w końcu przebić taflę wody i nabrać powietrza w płuca. Zbyt wiele rzeczy ją trzyma, kurczowo, jakby z każdym dniem coraz mocniej owijając się wokół jej kostek. Jedynym, niemym komentarzem na brak powietrza są mocno zaciśnięte usta i pięści, z paznokciami wbitymi aż do krwi, tworzącymi blizny dnia codziennego. Brak sensu, brak celu i brak chęci sprawił, że stała się być wybitnie niebezpieczna, pomimo szerokiego uśmiechu na twarzy z jednego, bardzo prostego powodu , bowiem ma wrażenie, że zawsze jakoś sobie poradzi.
Pierwszym z kamieni, które los uwiązał u szyi była śmierć matki. Niespodziewana, szybka, boląca bardziej niż poparzenie wrzątkiem, niosąca gorsze konsekwencje niż poparzenia. Będąc środkowym dzieckiem była zwolniona z obowiązku zachowania zimnej krwi i trzeźwego myślenia, ale nie chciała przegrać ze smutkiem przed młodszą siostrą. Przybrała maskę, tak samo jak dwójka starszych Grindelwaldów, tylko w przeciwieństwie do nich nie chciała być rozsądna i dzielna. Postanowiła być ciepła.
Drugim z kamieni był jej ojciec, a raczej człowiek, którym się stał. Kiedy był obok, myślami był bardzo odległy. Z każdym dniem jego ręce coraz częściej kierowały się w stronę kieliszka, z każdym tygodniem chętniej obejmowały cudze biodra, które prawie za każdym razem były inne. Jako środkowe dziecko nie musiała z nim rozmawiać, ale nie chciała być obojętną, więc kiedy zasypiał na kanapie, wyjmowała mu szklaneczkę po ognistej z dłoni i nakrywała kocem, życząc w myślach dobrej nocy. Postanowiła być opiekuńcza.
Trzecim z kamieni była ich przeprowadzka do Ciotki, której obcy był ich świat i która wydawała się być bardziej przerażona od nich samych. Walijskie góry zdawały się być zimne i obce, groźne i osowiałe, jakby widziały wiele nieszczęść. Jako środkowe dziecko, znów nic nie musiała. Nie musiała wybrać pokoju, bo przecież starsi mają pierwszeństwo, a i młodszym się ustępuje. Nie musiała za dużo pomagać Ciotce, nie musiała sprzątać po obiedzie, zasadniczo nic nie musiała, bo miała wrażenie, że i tak nikt nie zauważy jej nieobecności, jakby zlewała się z morelową ścianą salonu. Dlatego postanowiła być niegrzeczna.
Trzy kamienie zdefiniowały jej życie, a mimo to, wciąż usilnie stara się przegryźć linę która je trzyma. Może ktoś poda nóż?
| powiązania |
Odautorsko:
Nie umiem w kody, więc karta wygląda, jak wygląda.
Witam wszystkich serdecznie :) Jeśli ktoś chciałby kontakt: octopus.full.mouth@gmail.com
*T.Pratchett
[To witam się oficjalnie i zaczynam. W tytule KP nadal jest "do sprawdzenia" ;)]
OdpowiedzUsuńJuż nawet dobrze nie pamiętała od czego zaczął się pomysł na wspólne bieganie. Chyba po którejś walce w klubie pojedynków obie stwierdziły, że przydałoby się poprawić kondycję i tym oto sposobem padło na to. Elizabeth należała do śpiochów, jednak skoro Nila mogła podnieść się z łóżka przed śniadaniem, by dzień w dzień udać się ich zwyczajem na trening, to Liz nie da rady? O nie, jej wewnętrzna lwica tak łatwo nie zrezygnuje z postawionego sobie celu. Właśnie dlatego stała teraz w opustoszałym pokoju wspólnym w dresie i tarła zaspane oko. Rude loki były jeszcze bardziej nastroszone niż zazwyczaj i zapewne spokojnie mogłaby startować do roli stracha na wróble, na dyniowym polu koło chatki gajowego. Motywacja jednak była ogromna i mimo wyglądu, dziewczyna już była pełna energii.
Zasłoniła ręką buzię, by stłumić potężne ziewnięcie. Właśnie ten moment jej koleżanka wybrała, by wyjść z dormitorium.
— Trochę nie wierzę, że dalej to robimy — mruknęła nieco rozbawiona. Klasycznie jej głos z rana zabarwiała charakterystyczna chrypka. Z reguły mijała dopiero po wypiciu mocnej herbaty na rozbudzenie. — Też zauważyłaś, że jeden Krukon z piątego roku zawsze wstaje przed nami? Nie wiem jakim cudem, przecież jest tak wcześnie, a zawsze wracał do zamku, gdy my wychodziłyśmy. Wariat, mówię ci — rzuciła, pokonując kolejne schody po wyjściu z wieży.
Gdy stanęły w drzwiach zamku, czekało je ogromne rozczarowanie. Deszcz. Co prawda nie był jeszcze mocny, ale płynące po niebie chmury z żadnej strony nie zapowiadały polepszenia pogody. Wręcz przeciwnie, złowieszczo ciemne wręcz krzyczały, że szykuje się potężna burza. Ale, ale... Godłem Gryffindoru nie był przecież kurczak, jak wiele razy Slytherin starał się im wmówić. Nie mogły się poddać już na starcie. Co to by było za wyzwanie? A ich kondycja? Nie zaprzepaszczą tylu treningów. Chociaż zapewne odpuszczenie sobie jednego nie zrobiłoby aż tak wielkiej różnicy.
— Chyba nie wystraszymy się paru kropelek, co? — rzuciła do szatynki, podskakując w miejscu, w jakiejś niecodziennej imitacji rozgrzewki. Spinała przy tym włosy, które zdecydowanie nie chciały dać się zebrać w kucyk i co rusz kilka loków uciekało z wiązania.
Elizabeth
[Witam serdecznie na blogu ^^ Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na przejęcie jednej z sióstr Ödöna; mam nadzieję, że będziesz się nią na Kronikach świetnie bawić :]
OdpowiedzUsuńJak wspomniałam już prywatnie, naprawdę bardzo dobra karta; tekst czyta się łatwo i przyjemnie, mimo że same doświadczenia Nili do takich z pewnością nie należą. A kodami się nie przejmuj; zaprezentowałaś to, co najważniejsze w karcie - udaną kreację postaci.
Baw się dobrze i wiesz, gdzie mnie znaleźć xD]
Ödi/Ned
Elizabeth nie miała problemów ze snem, wręcz przeciwnie, uwielbiała uciekać w objęcia Morfeusza. Co prawda rzadko kiedy pamiętała coś więcej poza uczuciem błogości i czarną plamą, ale chociaż nie były to koszmary. Jedynie kłopotliwe było to, że czasem potrafiła zasnąć na lekcjach. I tak, jak historia magii nie stanowiła problemu, tak już znienawidzona przez nią transmutacja, nie była odpowiednim miejscem na zamknięcie powiek na dłuższą chwilę.
OdpowiedzUsuń— Dobrze, że żaden z nich nie wysadził jeszcze zamku w powietrze przez te swoje eksperymenty. Chociaż to samo mogłabym powiedzieć o Gryfonach. Bądźmy szczere, nasi koledzy nie zawsze patrzą na to, co akurat wrzucają do kociołka — tu z bólem musiała przyznać, że lwy niekoniecznie nadawały się do mikstur, oczywiście oprócz niektórych wyjątków. Sama nie była orłem z tego przedmiotu, ale zawsze starała się uważać. Szczególnie po drugim roku, kiedy przypaliła sobie włosy. Do tej pory pamiętała smród unoszący się po klasie. Okropieństwo.
— Pudding — uśmiechnęła się z rozmarzeniem po wspomnieniu słodyczy. O tak, to dawało pewną motywację do biegania. Co prawda na własny metabolizm nie mogła narzekać, ale była jeszcze młoda, kto wie, kiedy te wszystkie nadprogramowe ciastka postanowią odłożyć się to tu, to tam w jej ciele.
Pobiegła za dziewczyną, zakładając kaptur na głowę. Co prawda gorzej ją przez to słyszała, ale chociaż nie będzie wyglądać tragiczniej niż teraz. Nasilająca się ulewa miała jednak inne zdanie i po chwili kaptur został zwiany, a Liz cała przemoczona.
— Z jednej strony jest to ciekawe doświadczenie, ale trawa jest bardzo śliii... — nie zdążyła dokończyć słowa, bo przerodziło się ono w okrzyk zdziwienia, gdy jedna stopa pojechała jej do przodu i Vance zaczęła sunąć w dół. Że też akurat musiały znaleźć się na małym pagórku. Chyba tylko ona miała takiego pecha. Wstała, odgarniając włosy, które przesłoniły jej całe pole widzenia. — O cholera, prawie całe życie stanęło mi przed oczami — zaśmiała się. Całe spodnie miała zielone po tej cudownej przejażdżce. Idąc w stronę koleżanki, odczuła, że nabiła sobie porządnego siniaka na udzie. Nie było to nic, z czym nie poradziłyby sobie maści przeciwbólowe, lecz w tym momencie uczucie było dokuczliwe.
Kiedy błyskawica przecięła niebo, a zaraz potem odezwał się grzmot, wzdrygnęła się lekko.
— Chyba spadamy. Deszcz jak deszcz, ale w burzę nie zamierzam biegać.
Rozpuściła włosy, przez co mokre strąki smętnie zwisały po obu stronach jej głowy i ruszyła truchtem do zamku. Uważała bardziej, żeby się nie przewrócić, lecz droga powrotna okazała się trudniejsza i parę razy ledwo wyhamowała, ratując się przed upadkiem. — Jak dotrzemy to liczę na gorącą herbatę.
Po przybyciu do zamku szybko rzuciła na siebie i Nilę zaklęcie osuszające i ogrzewające, jednak odrętwiałe palce sprawiały trudność, przez co niechcący koleżanka dostała najpierw podmuchem powietrza, zanim została dobrze wysuszona. Przechodzący obok Ślizgon, widząc je, gdy były jeszcze całe mokre popukał się w głowę, szepcąc pod nosem wariatki. Dobrze, że Liz była zajęta czym innym, bo zapewne nie omieszkałaby odpowiedzieć.
Elizabeth
- Zdecydowanie mogło być lepiej - mruknął pod nosem z nadzieją, że Gryfonka tego nie usłyszy.
OdpowiedzUsuńNa jego nieszczęście cały czas musiał spędzać z czas z wychowankami Gryfindoru, jakby wszystko, co wyrządzili mu w poprzednich latach nie było wystarczające. Postanowił nie irytować się zbytnio całą sytuacją i stwierdził, że wcale nie musi zawierać przyjaźni z tą dziewczyną tylko dlatego, że jest jego parą w projekcie z zielarstwa. Jeśli miałby taką możliwość, zrobiłby ich pracę sam, ale wiedział, jak bardzo uparci bywają Gryfoni, a nie chciał wdawać się z nią w zbędne dyskusje. Anilla Grindelwald, znana głównie z powodu nazwiska, za którym zapewne nie przepadała, jednak dla Leo wydawało się one fascynujące. Jako, że historia magii była jego ulubionym przedmiotem, był dobrze obeznany w temacie Gellerta Grindelwalda i był praktycznie pewien, że wiedział o nim więcej niż ona. Wrócił myślami do projektu z zielarstwa. Zdecydowanie jego wiedza na tematy, które aktualnie były przerabiane, była znikoma. Kompletnie nie interesowały go rośliny, czy inne równie nudne rzeczy. Otworzył podręcznik na odpowiednim dziale i zaczął czytać urywki tekstu, starając się nie zwracać uwagi na swoją partnerkę. Wiedział, że w końcu będą musieli omówić szczegóły projektu i wolał mieć już to za sobą. Westchnął cicho i odwrócił się w jej stronę.
- Naprawdę nie mam ochoty robić tego projektu, ale najwyraźniej nie mamy wyjścia - powiedział i otworzył podręcznik na stronie opisującej poszczególne rośliny. - Najłatwiej będzie, jeśli po prostu opiszemy dokładniej którąś z nich. Spotkajmy się, najlepiej jeszcze dzisiaj i miejmy to za sobą.
Dziewczyna zamyśliła się na moment, po czym potaknęła pytając, gdzie dokładnie mają się spotkać. Nie chciał na pewno iść do dormitorium Gryfonów. Roiło się w nim od twarzy, których nie chciał widzieć. Nie chciał również, by to ona przyszła do niego. Zdecydował więc, że po prostu udadzą się gdzieś, gdzie można cicho przedyskutować cały plan.
- Może biblioteka? Wszystkie książki będą pod ręką. Dzisiaj o osiemnastej? - zapytał, ale zdawał sobie sprawę z tego, że brzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
Anilla zgodziła się na to, ale w jej oczach było widać niechęć z powodu tego, że została zmuszona do projektu właśnie z nim. Gdy zadzwonił dzwonek szybko wstał z krzesła i przystanął tylko na chwile przed pakującą się dziewczyną.
- Widzimy się o osiemnastej, nie każ mi czekać - mruknął i wyszedł nie oglądając się za siebie.
Lєσ
Dopóki James Potter nie zawitał do Hogwartu, nie miał pojęcia o tym, jak bardzo jego nazwisko będzie przeszkadzać mu w życiu. Zanim rozpoczął naukę, był w pewien sposób chroniony przed resztą świata. Jego rodzice zdawali sobie sprawę z tego, jak sława – i przede wszystkim świadomość tej sławy – może wpłynąć na dziecko, dlatego starali się, by życie ich dzieci było jak najbardziej normalne. James wiedział, kim jest jego ojciec i dlaczego wszyscy znają jego imię, ale nie wiedział, że mogłoby to mieć wpływ na niego samego. To Harry Potter był sławnym bohaterem, który uratował świat, nie James. James był tylko jego synem. Nikogo nie obchodzą dzieci Harry’ego Pottera, prawda? Obchodzi ich Harry Potter. Cóż, Jamesowi udało się żyć w tej bańce nieświadomości aż do pierwszego dnia w Hogwarcie. Wtedy pierwszy raz poczuł na sobie wzrok, który wręcz krzyczał: to jest syn Pottera. Wtedy pierwszy raz poczuł presję i zorientował się, że cały świat mu się przygląda. Owszem, ludzi interesował Harry Potter, ale interesowały ich również jego dzieci i to, jak podobne do niego miały się one okazać. Szczególnie jego najstarszy syn, z imieniem po jego odważnym ojcu, który poświęcił swoje życie w wojnie, i drugim imieniem po ojcu chrzestnym, który również dzielnie walczył, by ostatecznie stracić życie. James Syriusz Potter – syn bohatera. To na pewno nie on podłożył tą łajnobombę w sali od Eliksirów, przecież James to taki dobry chłopiec, zupełnie jak jego ojciec. James nie mógł tego zrobić, James na pewno by obronił tego chłopca, gdyby tam był, James, James, James…
OdpowiedzUsuńJames potrzebował niecałych dwóch miesięcy, by pokazać całemu Hogwartowi, że zdecydowanie nie jest taki, jak jego ojciec. Kiedy w noc halloweenową ktoś podłożył siedem łajnobomb w Wielkiej Sali, nikt nie kwestionował faktu, że James Potter prawdopodobnie był winny. Po pewnym czasie ludzie przestali oczekiwać od niego bohaterskiego zachowania, przestali patrzeć w jego stronę, by stawał w obronie słabszych. Zamiast tego zaczęli kręcić głowami z rozczarowaniem, bo przecież mógł być z niego taki dobry chłopiec, a zamiast z tego wyrósł z niego zwykły chuligan. No cóż. Co się stało, to się nie odstanie.
- Okej, nic nie zrobiłem temu dzieciakowi, więc dlaczego się na mnie wydzierasz? – uniósł brwi, opierając się o swoją miotłę. – Idź się wyżyj na Ślizgonach, które nie mają nic lepszego do roboty, niż znęcanie się nad pierwszoroczniakiem.
Rzucił Anilli zirytowane spojrzenie. Naprawdę nie spodziewał się, że będzie musiał się dzisiaj komuś tłumaczyć z czegoś, czego nie zrobił. Okej, możliwe, że powinien podejść i w jakiś sposób obronić dzieciaka, ale co by mu to dało? Przecież nie był w stanie obronić go wszędzie, gdzie poszedł.
- Kolejnym razem, kiedy będziesz na mnie zła bez powodu, po prostu mi to powiedz, zanim prawie zrzucisz mnie z miotły. – szturchnął dziewczynę końcówką swojej miotły żartobliwie, mając nadzieję odrobinę rozładować napięcie.
James
Nie wiedziała jak można lubić zajęcia z transmutacji, jednak zdawała sobie sprawę, że istnieli w Hogwarcie tacy szaleńcy. Jednym z nich była jej przyjaciółka, która także zasapała się po biegu, co nieco pocieszało Liz. Nie tylko ona męczyła się takim dystansem, a to było pokrzepiające. Wracając jednak do przedmiotów szkolnych, wiedziała, że niektórzy nie widzieli niczego pociągającego w zajęciach z ONMS i wielu rezygnowało z tych zajęć, gdy tylko mogło. A szkoda, niech żałują. Elizabeth uważała, że wszystkie stworzenia są wspaniałe i nie obchodziło jej, co na ten temat myślą inni uczniowie.
OdpowiedzUsuńJeśli chodziło o oceny, to były swoimi przeciwieństwami. Elizabeth zupełnie nie zależało na tym, co będzie widniało na góry pergaminu, jako jej ocena. Chciała mieć wiedzę, która jej się przyda. Oczywiście chciała także zaliczyć wszystkie przedmioty, na które uczęszczała i co zaskakujące, SUMy zdała bardzo dobrze. Nawet jej matka była zdziwiona, ponieważ patrząc na codzienne osiągnięcia panny Vance, nikt nie oczekiwał wybitnego z czegoś więcej niż Opieki. A jednak, wtedy dopiero pokazała na co ją stać i narobiła złudnych nadziei nauczycielom, że wreszcie weźmie się do pracy także w ciągu całego roku szkolnego.
— Nawet sobie nie żartuj, jesteś ładniejsza od brata — powiedziała rozbawiona. Liz jakoś nie zastanawiała się nad swoimi kształtami. Może powinna jakoś bardziej zwrócić na to uwagę? — Myślisz, że też powinno mi pójść gdzieniegdzie? — spojrzała dosyć wymownie na swój biust. Była dosyć drobna i niska, co prawda pewne krągłości zdążyły się już zarysować, jednak na pewno nie prezentowały się tak imponująco, jak jednej z jej koleżanek z dormitorium. Może i był to dosyć głupi temat do rozmowy, ale przecież były nastolatkami. Wiadomo, że w którymś momencie zaczyna się dostrzegać zmiany w sobie, a z kim o tym rozmawiać jak nie z przyjaciółką przeżywającą podobne rozterki? Mogły sobie na to pozwolić, kiedy wojna nie wisiała im nad głową.
— Koniecznie musimy coś zrobić! Mam jeszcze pyszne ciasteczka, które tylko czekają, żeby je zjeść — weszła do Wielkiej Sali, licząc na dobre śniadanie. Należało jej się.
Pod koniec lekcji nie czuła się najlepiej. Było jej zimno, bolała głowa, a i kichała raz za razem. Chyba poranne bieganie nie wpłynęło na nią za dobrze, choć może nie tyle bieganie, co ten deszcz. Na gacie Merlina, że też musiała przyjść burza. Z rezygnacją skierowała się do Skrzydła Szpitalnego, jednak humor jej się nieco poprawił, gdy zobaczyła Nilę już leżącą w jednym z łóżek.
— Kogo ja tu widzę — powiedziała, wybuchając śmiechem, który po chwili został przerwany kichnięciem i pojawieniem się pielęgniarki.
— Ty też wyszłaś na ten deszcz? Szybko, chodź do mnie! — i tym sposobem, nie minęło nawet dziesięć minut i już leżała na łóżku obok koleżanki.
— Czeka nas wesoły wieczór — we dwie chociaż nie będą się tak przeraźliwie nudzić w tym miejscu.
Elizabeth
[Witam się i dziękuję za przywitanie! Chciałam podkreślić, że zdjęcie jest piękne, a oczy Anilli jeszcze piękniejsze, a Twoja karta należy do tego typu kart, które uwielbiam. Kiedy te mają swoją formę i trzymają jej się od początku do końca.
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że nie mam ambitniejszego pomysłu, niż wątek z quidditchem w tle skoro obie są szukającymi. Widzę po prostu, jak Tilly wpada w zbyt wielką i niekontrolowaną złość z powodu przegranej.]
tilly
[Hej hej, dziękuje za ciepłe słowa powitania :)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na przedstawienie karty postaci, najpierw ta wstawka a pływaniu (swoją drogą ojciec roku xd), a potem kamienie u szyi... oryginalnie i pomysłowo, lubimy to. Kociak śliczny, podobnie jak wizerunek Anilli (Anilly? a właśnie, Elio się nie odmienia, więc zero problemów z pisownią :D)
Anilla ma trochę inną sytuację rodzinną niż Elio, ale oboje zdają się cenić sobie więzy krwi. Widzę, że Nila sporadycznie przychodzi do Klubu Ślimaka, także może któregoś razu wpadłaby tam i w ten sposób by się poznali. Chcemy iść na żywioł czy planować szczegółowo co będzie dalej?]
elio