Niezdarność ma we krwi, co często kończy się dosyć boleśnie, a jeszcze częściej w Skrzydle Szpitalnym. Jest tam stałą bywalczynią od pierwszego dnia, kiedy najzwyczajniej potknęła się o dywan i skręciła sobie kostkę. Próbowała być bardziej uważna, ale to kończyło się jeszcze gorzej. Mimo częstych wizyt u szkolnej pielęgniarki, dalej pakuje się w tarapaty i sytuacje z których rzadko kiedy wychodzi w jednym kawałku. Poprzez lata znoszenia bólu łamanych kości, jej próg bólu jest na wysokim poziomie, za co właśnie została przyjęta do drużyny Quidditcha. Spada z miotły, tłuczki łamią jej palce, ale ona nigdy nie daje za wygraną i walczy do ostatniej sekundy.
Znana jest nie tylko przez ilość tłuczków, które prawie ją zabiły, ale też ze swoich słynnych i niezbyt legalnych eliksirów, których dystrybucję prowadzi na terenie Hogwartu. W ofercie znajdzie się amortencja, eliksir słodkiego snu, veritaserum ale też niezwykle pożądany przez połowę Hogwartu eliksir błogości, który najzwyczajniej w świecie pomaga w odstresowaniu i uwolnieniu negatywnych emocji (Uwaga! Jednym ze skutków ubocznych są halucynacje!). Wielokrotnie była już podejrzewana przez nauczycieli, jednak zawsze jakimś cudem udało jej się wybronić z postawionych zarzutów.
Wydaje się dosyć otwartą osobą, dla której nie ma czegoś takiego jak temat tabu. Mimo to, wciąż niektóre szczegóły swojego życia pozostawia tylko dla siebie, swojego dziennika snów, które skrupulatnie analizuje każdego dnia oraz tajemniczego nadawcę listów, z którym zaczęła niedawno korespondentować. Prowadzi w tej kwestii własne prywatne dochodzenie, bo jedyne czego obecnie chce, to poznać powiernika jej największych sekretów.
odautorsko:
Praca licencjacka sama się nie skończy, więc jestem głównie wieczorami i weekendami do początku maja. Chodźcie na wątki i bawmy się!
PS. Wybaczcie za błędy przy pisaniu, ale styczności z językiem polskim mam coraz mniej :( W zdjęciu w kółeczku link do kolejnego zdjęcia!
stalowa.bajka@gmail.com
Wątki: Emerson, Wynn, Alexander, Olaf, Addie, Freddie, Francis, Gabriel, Roxanne / Stella, Lydia, Galen
fc: romy schonberger | Michael Kiwanuka - Cold Litle Heart
[ Mamy tu prawdziwy wysyp Puchonów <3 Cześć, dzień dobry, jak miło widzieć nową koleżankę. Przede wszystkim współczuję Riley tylu wypadków, skręceń i złamań. Nie brzmi to przyjemnie, nawet jeśli panna Harlow ma wysoki próg bólu. Natomiast warzenie własnych eliksirów wydaje się całkiem interesującym zajęciem pozalekcyjnym… Czyżby miejscem tych nielegalnych praktyk była Łazienka Jęczącej Marty? :) Gdybyś miała ochotę pokombinować nad jakimś powiązaniem lub wątkiem, to zapraszam serdecznie pod kartę mojej Mer – obie nasze dziewczyny są na tym samym roku i jeszcze grają wspólnie w drużynie, więc wydaje mi się, że można by było coś spokojnie wymyślić ;) Mam nadzieję, że Ty i Riley będzie się tu dobrze bawić! ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[Oficjalnie mówię, że Wynn chętnie by pomogła w tej dystrybucji nielegalnych eliksirów, ona ma wprawę. xD
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, Riley wydaje się naprawdę przyjemną osóbką i nie da się jej nie lubić po prostu, i świetnie to współgra z wizerunkiem, naprawdę. :D
PS. Mamy nadzieję, że się nie zabije się przez tę swoją niezdarność!]
WYNN
[ Ależ ta puchońska drużyna quidditcha obfituje w zacięte zawodniczki! Jestem absolutnie zachwycona Riley, jej zawziętością na boisku, jak i zmysłem do interesów :) Poza tym zdjęcie jest przecudne, bardzo pozytywne, więc same ochy i achy z mojej strony. No i kartę czytało się świetnie, więc nie masz się co martwić o błędy. Owocnego pisania życzę, a ze swojej strony mogę zaproponować czy to wątek z quidditchem (aż się prosi o to by Alexander posłał tłuczka w jej stronę, który narobił nieco więcej szkód niż zwykle i teraz go trochę zjadały wyrzuty sumienia, że tak nieładnie dziewczynę potraktował), czy to z nielegalnym rozprowadzeniem eliksirów, bo coś na pewno znajdzie się do kupienia, przy tak szerokim asortymencie jaki oferuje Riley :) ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
[Witam! Przyznaję się, podejrzałam sobie kartę, ale pani z karty jest taka urocza... Dobrze, że przyciągnęła moją uwagę, bo dzięki temu po samej lekturze karty mogę stwierdzić, że sama Riley jest równie słodka. Myślę, że razem z Layem mogliby sobie przybić piąteczkę, jeśli chodzi o niezdarność.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie napisałabym ciekawy wątek, gdzie mogłabym połączyć tę dwójkę. Wydaje mi się, że na kumpla, który jej wypomina niezgrabność raczej się mój Lay nie nada. W końcu byłoby to nader ironiczne. Aczkolwiek myślę, że do roli drugiej niezdary do pary mógłby się przydać! Także w razie chęci zapraszam serdecznie do stworzenia jakiegoś przyjemnego wątka!
Nawet jeśli nie skleimy czegoś wspólnie, to życzę dobrej zabawy i ciekawej fabuły!]
Lay
[Ależ ona cudna! I uśmiech pani ze zdjęcia ma taki, że aż chciałoby się ją przytulić!
OdpowiedzUsuńJestem fanką Riley. Jej niezdarność, nielegalna działalność, granie w quidditcha, wszystko składa się w taką piękną, interesującą całość. Zdecydowanie widzę Lilkę regularnie nabywającą eliksir błogości, żeby w końcu dostać tych słynnych halucynacji!
Baw się z nią dobrze!]
Nikola K. i El Potter jeszcze z roboczych
[ Hej, witamy na blogu :)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim zacznę, że najbardziej urzekają mnie takie naturalne postanie, twoja Riley to idealna koleżanka dla Olafa. Na pewno chciałby spróbować od niej tego eliksiru błogości.
Ale napisałam w innej sprawie, w sprawie tajemniczych listów. Jeśli ogłoszenie do wspólnej korespondencji opublikowała w Tygodniku Czarownica, to Olaf, jak regularny czytelnik, na pewno je wychwycił i pod anonimową przykrywką mógł jej odpisywać jakieś głupoty, to do niego podobne :) ]
Olaf Wood
[ Powiem tak: na burzę mózgów zawsze jestem chętna! I dziękuję za to stalkowanie, bardzo mi miło, naprawdę ;) Uwielbiam schludnie poukładane karty postaci, chociaż do korzystania z kodów niestety w ogóle nie mam talentu… Za to może z wymyślaniem idzie mi nieco lepiej :) Zaraz się przekonamy. Otóż pojawiła mi się w głowie nieco pokrętna wizja… Obie dziewczyny grają i obie to kochają. Zakładam, że obie są też czułe na punkcie swojej drużyny… A tu pewnego dnia ich kolega, może kapitan, ląduje w Skrzydle Szpitalnym (z małym wstrząśnieniem mózgu), bo podczas treningu miotła odmówiła mu posłuszeństwa. Po szkole rozeszła się plotka, że właśnie w ten sposób Ślizgoni odbili sobie przegraną w poprzednim meczu… I nawet nie próbowali specjalnie zaprzeczać (na zasadzie: a udowodnisz nam to? Nie? No to spadaj!). No więc powiedzmy, że Riley się wkurzyła… i taka wkurzona zerknęła na swoją kolekcję eliksirów… I pomyślała, że a może się zrewanżować? Jakieś miłe zatrucie pokarmowe… dla całej drużyny. No i Emerson by ją na tym przyłapała – nie wiem, czy jak dopiero warzyła swoją małą truciznę, czy jak już kombinowała gdzie ją dolać… w każdym razie podwinęłaby rękawy i stwierdziłaby, że chętnie pomoże. Zemsta najlepiej smakuje na zimno… :D Okej, uff. Co Ty na to? Może masz inny zamysł? :) ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[ Chyba mamy w głowie inny poziom drastyczności tego wydarzenia xD Gdyby chodziło o takie zwykłe poobijanie, to pewnie nawet by nie zauważył. Początkowo chciałam ją wpakować nieprzytomną do Skrzydła Szpitalnego na kilka dni, by go sumienie nieco ruszyło :) Jeżeli chcesz zaraz przy okazji gry, to widziałabym to tak, że np. Puchoni i Krukoni dogadali się, że robią sobie sparing. Mecz ze sobą już jakiś czas temu rozegrali, taki oficjalny, w ramach rozgrywek, a Puchonom zbliżał się mecz z Ślizgonami, przykładowo gdzie za dwa tygodnie. Wiadomo kogo cała szkoła nie lubi i kogo chce wyeliminować? No oczywiście… Więc miało to być takie dobre sprawdzenie formy, trochę krótszy sparingowy mecz, bez zbytniej agresji, by złapać dobry rytm i dopiec zielonym. Pech jednak chciał, że Alexander posłał tłuczka, a to są wyjątkowo zdradzieckie i wredne stworzenia. No i Riley oberwała… Na tyle mocno, że spieprzyła się z miotły i mogła dość boleśnie walnąć o ziemię, choć tyle, że nie z pełnej wysokości, tylko była gdzieś niżej. I tak na parę dobrych minut odpłynęła im, gra oczywiście przerwana. Ona się budzi, docucona przez nich i właśnie wtedy z jej strony upieranie się, że wszystko w porządku. Mam tylko wątpliwości, czy raczej właśnie jej znajomi z drużyny by jej w takich okolicznościach nie odprowadzili, no bo jednak bliższe relacje… Ewentualnie, można uznać, że wyjdzie w praniu :) ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
[Riley czaruje cudownym uśmiechem oraz bardzo interesującą osobowością, która aż sama się prosi, aby pannę Harlow porwać na wąteczek, kto wie może jakieś powiązanko :D Mam nadzieję, że będziesz sie z nami świetnie bawić, a wątków nigdy nie zabraknie :) Zostań z nami jak najdłużej <3]
OdpowiedzUsuńVictor/Gabriel
[ Hah, to możemy ją uśpić na tydzień, żaden problem xD Ja tu starałam się być miła i nie zawalać Puchonom meczu, ale to Ty się okazałaś tą okrutną! I bardzo, ale to bardzo proszę o wkurzoną Riley, która go złapała po wyjściu z Skrzydła Szpitalnego, podczas gdy on właśnie szedł przeprosić. Mam tylko nadzieję, że po tym mój chłopiec nie będzie musiał uważać na to, co je i pije :) ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
[Cześć! O rany, nie wierzę, że ktoś jeszcze pamięta, że Addie sięga właśnie tak daleko jak pierwsza odsłona Kronik :D Zastanawiałam się, czy z nią wracać, bo bałam się, czy znajdę na nią jeszcze pomysły, ale właściwie nie dano mi wyboru, a ja staram się myśleć tak, jakby wszystkie przeszłe wątki zostały zresetowane i zaczynam z czystą kartą (choć ogromny sentyment drzemie w środku). Akurat w główkowaniem chyba nie powinno być trudno, bo są do siebie tak podobne pod wieloma względami – obie nie dają za wygraną i walczą do ostatniej sekundy, dla siebie zatrzymują swoje problemy. Co prawda Addie nie miała problemu z agresywnym ojcem, ale jej rodzice są bardzo zdystansowani emocjonalnie i wychowywała się w dość dużym chłodzie, próbując spełnić nierealne oczekiwania, dopiero w Hogwarcie zrozumiała, że nie musi nikomu udowadniać własnej wartości. Do tego dochodzi wspólne dormitorium, zainteresowanie eliksirami i gra w drużynie (nawet nie wiesz, jak się cieszę z tej naszej babskiej drużyny)! Także ja tutaj widzę niezniszczalną babską przyjaźń łącznie z wdrapywaniem się Addie na łóżko Riley w nocy, kiedy ma koszmary i wspólne spanie i spróbuj ją zranić, a porachuję ci kości <333 A na koniec swojego wywodu muszę wspomnieć o zdjęciu, bo zakochałam się w tym uśmiechu!]
OdpowiedzUsuńAddison
[Oj tak, jeszcze niech jedna na drugą zgania, że to ona sprzedała ten eliksir i tak dalej, to już w ogóle to kupuję. xD Wynn się pewnie nie przyzna i znając ją będzie się śmiać jak jakiś dzieciak przyjdzie z wielką, napuchniętą głową.
OdpowiedzUsuńAle tak, możemy w to iść jak najbardziej!]
WYNN
[Ja jak zwykle z opóźnieniem, ale witam piękną i promienną panią w hogwarckich progach! <3 Uwielbiamy takie Puchonki, zwłaszcza te, które mają coś za uszami. Wątek z listami przypomniał mi jedno powiązanie, które miałam w dawnych czasach na blogu i aż mi się zatęskniło. Robię się sentymentalna!
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dobrej zabawy, wiele weny i pomysłów!
W razie chęci na małą dramę albo też dramę wielką na cały Hogwart zapraszamy do Fredzia. Lubimy robić wokół siebie szum.]
Freddie Weasley
[Och, nawet nie wiedziałam, że to zdjęcie jest popularne. :o Cóż, najwyraźniej są i tego plusy, skoro Cię przyciągnęło!
OdpowiedzUsuńUrzekł mnie ustęp w karcie Riley na temat eliksiru błogości, więc o ile i Tobie to pasuje, chętnie pokombinowałabym wątkowo coś w tą stronę.]
Francis Wyatt
[ O, no to super! Czy w takim razie mogę liczyć na handel wymienny… czyli rozpoczęcie? :D ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[Skoro Riley jest stałą bywalczynią, Octavia zapewne musiałaby mieć dla niej jakiś specjalny order, skoro tak często u niej ląduje. Jestem pewna, że nawet nie musiałaby podnosić wzroku, żeby wiedzieć, że to Puchonka z VI roku.
OdpowiedzUsuńChętnie zajmiemy się każdym stłuczeniem i zranieniem, i porozmawiamy o tym, że trzeba dbać o zdrowie. :)]
Octavia Hofer
[ No Olaf raczej sam z siebie nie wysłałby tych listów, musiałby go ktoś podpuścić. A jakiego rodzaju są to listy?
OdpowiedzUsuńMożemy zacząć jakiś wątek na neutralnym gruncie gdzieś w wielkiej sali po obiedzie i jakoś to się dalej potoczy z tym wróżeniem :) ]
[ No dobra, z tymi obawami to strzał w 10! Tylko mała zmiana: Olaf nie umie w tarota, on ma te swoje magiczne karty więc może spotkają się w wielkiej sali przypadkiem, on jej może odbębnić swoje czary (silnie potrzebuję w końcu z kimś zrobić taki wątek :D) a potem Riley może się zrewanżować i wywołać ten fatum tarotem czy czym tam chcesz :). Dobrze byłoby też założyć, że się lepiej znają, skoro mają się razem bronić przed mrocznym losem :)]
OdpowiedzUsuń[ Okej! Ja się zgadzam na wszystko, lubię jak wątek też sam się jakoś rozwija :) Jeśli chcesz, to mogę jakoś zacząć ten moment, gdy się spotkali ]
OdpowiedzUsuńTo był dla niego ciężki poranek. W ogóle bardzo intensywny i pełen niepowodzeń tydzień. Jako, że niezdarnie spóźnił się po raz kolejny na znienawidzone przez niego zajęcia ze Starożytnych run, sfrustrowany jego postawą profesor Stanley wlepił mu, tym razem potężną karę, za te wybryki. Zmuszony do regularnych korepetycji, miał coraz mniej czasu na siebie i zwykłe, codzienne przyjemności. Zaczął bardziej szanować każdy wolny moment i postanowił spędzać go w gronie znajomych. W związku z tym na dzisiejsze popołudnie umówił się z kolegą, by wypróbować swoją najnowszą technikę wróżenia z kart. Wiąże się z nią jedna zabawna historia.
OdpowiedzUsuńTę specyficzną talię dostał od przyjaciółki Wynn, która dała mu ją w prezencie na ostatnie urodziny. Nie do końca wiedział, do czego służą, aż do momenty, gdy pewnego razu próbował grać w kolegami w magicznego pokera. Talia jednak była kompletnie różna i nie nadawała się do rozgrywki. Serwowała dziwne, niezrozumiałe dla nikogo obelgi. Przechwalał się czasem sztuczkami, latającymi z dłoni do dłoni kartami, lecz prawdziwe ich zastosowanie odkrył zupełnym przypadkiem. Było to bowiem na jednej z lekcji Wróżbiarstwa, kiedy znudzony trenował jeden ze specjalnych sposobów magicznego tasowania i został na tym folgowaniu nakryty przez nauczycielkę. Cwany jednak Gryfon wybronił się z tej sytuacji, bo jak się wtedy okazało, te karty to taki magiczny tarot, który odnajduje cechy personalne i zestawia z totemami zwierzęcymi. Mimo, że jego wróżba oznajmiła, że profesor ma tyłek jak struś, to kolejnym razem obijanie się wyszło mu na sucho.
Zaraz po obiedzie, gdy wszystkie skrzaty uprzątnęły ze stołu, zasiadł w wolnym miejscu i zaczął swe karty rozkładać kolejno jedna za drugą. Towarzysz jednak okazał się być kompletnym ignorantem i nie uwierzył Olafowi w takie zabobony. Nikt inny z jego paczki niestety nie zgodził się mu towarzyszyć tego popołudnia i skazany został na męczarnie i perswadowanie Gryfonowi, że to wszystko jest jak największą prawdą i, że powinien w końcu pogodzić się ze swoim losem.
Zażarta dyskusja kosztowała go wiele nerwów i czasu, nim znudzony kolega zwyczajnie zrezygnował z jego towarzystwa.
Rozżalony pan Wood podparł swoją głowę o rękę i tak ślęczał kilka minut, co jakiś czas przekładając karty. Na ich powierzchniach pokazywały się przeróżne zwierzątka. Niektóre wykazywały odrobinę atencji w jego stronę, część z nich zupełnie w swoim świecie gdzieś sobie dreptała. Karty były jak małe telewizorki z programem o życiu dzikiej natury. Nawet przyjemnie mu się na nie spoglądało.
[ To tak na rozgrzewkę :) ]
[Ach, rozumiem. :D
OdpowiedzUsuńPomysł bardzo mi się podoba! Wolałabym tylko nie zakładać, że ich relacja jest jakoś bliska, bo sednem Francisa jest to, że te relacje ma takie sobie, ale oczywiście znać i kolegować się mogą, szczególnie jeśli założymy, że jest stałym klientem. :D Po prostu bez zakładania, że się sobie wcześniej zwierzali czy coś. ;) Mam nadzieję, że Ci to odpowiada?
I, czy w takim razie mogłabym prosić Cię o zaczęcie? Ja również mogę to zrobić, ale nie mam pojęcia jak wyobrażasz sobie to nielegalne rozprowadzanie eliksirów, więc wolałabym (i chciałabym z czystej egoistycznej ciekawości :D) przeczytać to u Ciebie.]
Francis
{ Hej, kiepsko się dziś czuje i nie wiem czy dam rade coś naklikać. Najwyżej odpiszę Ci jutro rano, jak nic się nie poprawi. ]
OdpowiedzUsuń[Gabriel z ogromną chęcią przyjmie, taka uroczą panienkę pod swoje skrzydła :) Jestem otwarta dosłownie na wszystko, a tym bardziej nie pogardzę takim wesołym promyczkiem, który zna mojego Hofera od tej bardziej łagodnej strony :D]
OdpowiedzUsuńGabriel
[Najpiękniejsza karta na świecie, słodka Morgano ile ja bym dala, żeby tak ładnie czarować z kodami. Riley to cudowna istota no i nie odpuszczę, potrzebuję jej w swoim życiu, haha. Na obecną chwilę poza peanami nad jej cudownością nic nie wymyślę, ale chodź do nas, zmajstrujmy coś razem. Myślę, że bardziej tu będzie pasować moją Lydia, jest nieco łagodniejsza i bardziej przystępna niż Beatrix. Chodź do Lydii, wymyślmy coś SUPER!]
OdpowiedzUsuńBeatrix Macnair & Lydia Fortescue
Drużyna bez swojego kapitana to niemal jak hipogryf pozbawiony jednego skrzydła. Niestety, Puchoni mieli pecha i musieli przekonać się o tym na własnej skórze. A wszystko to przez paru oślizgłych typków gnieżdżących się w lochach i nie potrafiących przegrywać. Zaledwie tydzień temu Hufflepuff pokonał Slytherin w meczu quidditcha. Nie przyszło im to łatwo, jednak ostatecznie zatriumfowali. Od tego czasu Ślizgoni byli wyjątkowo cięci na Puchonów, i to nie tylko tych z drużyny. Emerson nie spodziewała się jednak, że ich niezadowolenie wyjdzie daleko poza durne zaczepki i nieśmieszne kawały. Na minionym treningu ich kapitan niemal całkiem się połamał, gdy nagle jego miotła dostała czegoś porównywalnego do kociukwiku. Nie ważne jak bardzo próbował nad nią zapanować, i tak go nie słuchała i ostatecznie zrzuciła go przy sporej prędkości na murawę boiska. Nie udało im się go pochwycić, choć na szczęście nie spadł ze zbyt wysoka… Tak czy inaczej, sytuacja wydawała się bardzo groźna. Natychmiast trafił do Skrzydła Szpitalnego, a tam dowiedzieli się, że doznał paskudnego wstrząsu mózgu. Pani pielęgniarka uznała, że uda mu się z tego wylizać… ale o jakichkolwiek meczach, przynajmniej przez najbliższy miesiąc, może zapomnieć. Postawiło to ich drużynę w bardzo nieciekawym położeniu… Wszyscy byli mocno podłamani tą sytuacją. Emerson także, bo tak jak pozostali zadawała sobie sprawę, że to nie był zwykły wypadek, tylko sprawka Ślizgonów, którym dołożyli w poprzednim meczu. Niestety nie złapali ich na gorącym uczynku, dlatego nie mogli donieść na nich do Dyrekcji, a to frustrowało ich jeszcze mocniej…
OdpowiedzUsuńEmerson nie sądziła jednak, że jedna z jej koleżanek wpadnie na inny pomysł odpłacenia się Ślizgonom. Co prawda wiedziała, że Riley od dawien dawna zajmowała się wytwarzaniem nie do końca legalnych i nie do końca bezpiecznych eliksirów (chyba każdy z Puchonów zdawał sobie z tego sprawę), jednak nie przyszło jej do głowy, że swobodnie rzucony żarcik panny Harlow w skrzydle szpitalny miał drugie dno… Do czasu kolacji, gdy uświadomiła sobie, że nie widziała jej odkąd wyszli z odwiedzin, a teraz nie było jej nawet na posiłku. Emerson nie była z natury podejrzliwa, jednak instynkt podpowiadał jej, że to chyba nie mógł być przypadek. Oczywiście brała poprawkę na to, że mogła się mylić. Ale tak czy inaczej postanowiła to jeszcze sprawdzić. Po powrocie do Pokoju wspólnego zajęła się odrabianiem lekcji. Gdy skończyła nadal nie spotkała nigdzie Riley. Zapadła się jak kamień w wodę… a to mogło oznaczać tylko jedno. Nie mówiąc nic nikomu wymknęła się z Pokoju wspólnego kierując się ku lochom. Już samo to nie bardzo jej się podobało, jednak domyślała się, że właśnie tam podziała się Riley. Zajrzała do paru klas, aż w końcu odnalazła tą, do której prawie nikt nigdy nie zaglądał… No i już wreszcie znała odpowiedź na pytanie, co Riley porabiała przez cały dzień.
— Czyi to nie był żart. Naprawdę to robisz — oznajmiła spokojnie, nie zwracając większej uwagi ani na zdenerwowanie Riley, ani na jej różdżkę, którą skierowała ku niej w pierwszym odruchu. Zignorowała trochę jej pytanie, splatając ze sobą ramiona i posyłając jej uważne spojrzenie — Riley, wiem że masz tam kociołek…
[ Śliczna karta <3 ]
Emerson Bones
[Mogę nam zacząć, nie ma problemu. Na dniach coś nabazgram. :D]
OdpowiedzUsuńWYNN
[Riley z pewnością przywróciłaby Gabrielowi wiarę w uczniów, jestem tego w stu procentach pewna :) W sumie zawsze, gdy prowadzę nauczycieli, to mam w swoich wątkowych szeregach ucznia, którego relacja z profesorem wykracza poza sztywny schemat szkoły, nauki i po prostu znają się nie tylko na poziomie uczeń - nauczyciel :) Taka bliższa relacja, którą niekoniecznie dzielą się w towarzystwie innych :D]
OdpowiedzUsuńHofer
[Mi to się też marzy, by Lydia kupowała od niej zapasy eliksiru wigoru I energii, bo ona praktycznie nie sypia i jest na dobrej drodze do przedawkowania tegoż specyfiku. Chętnie Lydia wzięłaby ją do pomocy, myślę że mogłyby się całkiem nieźle dogadywać. W trakcie prac plotkować czy też dzielić się jakimiś spostrzeżeniami. I bardzo podoba mi się pomysł zarywania nocki nad naprawą, bo pewnie można by machnąć różdżką, ale magia to nie wszystko i lepiej zrobić własnymi rękoma, hahha. Kurcze, eliksir błogości brzmi fajnie, jej. Podoba mi się to! Nic tylko zaczynać, chętnie nam zacznę powiedz tylko, jak ci się widzi czarna rozpacz w postaci wieszające się na niej Lydii, krzyczącej że wszystko skończone? Mogłaby najpierw zobaczyć zrujnowane dekoracje, a potem rzucić się na poszukiwanie Riley, żeby zobaczyła co tu się stało. Jak ci się to widzi?]
OdpowiedzUsuńLydia Fortescue
Siedział tak jeszcze kilka minut i przyglądał się obrazkom. Planował niebawem ruszyć się z miejsca i znaleźć jakieś ciekawsze zajęcie. Chwilę też kontemplował nad słowami przyjaciela i zmąciło mu tu głowie, że może faktycznie nie miało to większego sensu. Jeśli więc wróżba nie stanowiła potwierdzonego proroctwa, to być może warto było się tym zajmować chociażby dla zabawy? Przecież nie wszystko wokoło trzeba było traktować zupełnie poważnie.
OdpowiedzUsuńZ miejsca naprzeciwko dobiegł przyjemny, dziewczęcy głos. Niepewnie podniósł swe spojrzenie znad kart. Dłoń, która podtrzymywała głowę, lekko przysłoniła cieniem twarz Gryfona. Zaa przyciemnionej buzi szybko jednak rozbłysł szeroki uśmiech, którym powitał dobrze znaną mu Krukonkę.
- Kolejna osoba, która za nic chce ci uwierzyć? – zapytała, podnosząc swe kąciki ust.
- Z nieba mi spadłaś - odparł niemalże natychmiast ożywiony. Właśnie w tym momencie, gdy popadał w wątpliwości, oto przed nim wręcz zmaterializowała się najbliższa mu w tej poplątanej sprawie Krukonka.
Wyprostował się, rozciągnął swoje łokcie nad głową a łączenia stawów pstryknęły krótko.
- To moje nowe karty - przeszedł do sedna, zaczynając tasowanie swojej talii. - Dostałem je na urodziny od Wynn i do niedawna nie wiedziałem w ogóle jak ich używać. - Swoją historię opowiadał wielce przejęty. Puścił mimo uszu nawet jej słowa, bo oczywistym dla niego było, że Riley to Riley, bardzo dobra koleżanka, na której w tych sprawach mógł polegać.
- To będzie tak - teraz przełożył talię i spojrzał Krukonce prosto w oczy. - Rozłożę sześć kart, a ty uważnie patrz na mnie. Teraz ta magia zależy jedynie ode mnie, nie od Ciebie, ty musisz mi oddać wszystko, o czym w tej chwili myślisz.
Wpatrywał się w skupieniu w błyszczące tęczówki panny Harlow. Wilgotna powłoka jej oczu przysłonięta była wachlarzem delikatnych jak piórka rzęs, zostawiały one tajemniczy cień na samym środku jej źrenicy. Ta osobista sytuacja wprowadziła go w lekki dyskomfort i mimowolnie jeszcze szerzej się do niej uśmiechnął.
- Znam twój głos Riley… - wyłożył pierwszą kartę. Zatrzymując swój głos, wciąż nie oderwał od niej oczu. W zasadzie, to nawet nie mrugnął. Na stole zaczęły lądować kolejne, wypełnione na czarno karty. - Widzę twoją twarz… widzę twoje nogi… widzę twoją szyję i widzę… eee - tutaj zaciął się na chwilę, bo ta karta mówiła o tym, jak wyglądał jej pupa. Teraz to się nawet zarumienił, bo pierwszy raz tą wróżbę przepowiadał jakiejś dziewczynie (profesorka się nie liczy). Jakoś kolegom było mu łatwiej opowiadać o ich pośladkach. - To się dowiesz później. Na końcu widzę, jak się poruszasz.
Wszystkie karty wylądowały już na stole. Nagle jak pstryknięcie palców, zamrugał oczami i spojrzał na blat. To dziwne uczucie uwolnienie od jej wzroku rozniosło po jego ciele falujący dreszcz. Nigdy wcześniej mu się to nie przytrafiło. Może ta magia kart naprawdę działała, tylko potrzebował do tego przekonania i odpowiedniej osoby.
Leżące na stole twarzą do niej karty wciąż spowite były czernią i dopiero po kilku minutach Olaf mógł ujawnić jej, co w nich zobaczył. Z pozoru ta zagrywka wyglądała dość naiwnie, bo dziewczyna nie uzyskała od razu żadnego rezultatu i wręcz można by go posądzić o podpuchę, którą urządził by móc przez kilka minut świecić do niej maślymi oczami.
Po pierwsze, poczuła się lekko niezadowolona – im dłużej wpatrywała się w Riley i celującą w nią różdżkę, tym głębsza, pionowa zmarszczka pojawiała się między jej brwiami. Że niby chciałaby ją zaatakować za to, że właściwie bez większego problemu odnalazła jej mysią kryjówkę? Skoro bała się towarzystwa, trzeba było znaleźć bezpieczniejsze miejsce. Po drugie, poczuła się również lekko urażona – skąd ta sugestia, że panna Bones miałaby od razu pobiec do Dyrektora i donieść na Riley? Teraz na jej twarzy pojawił się kolejny grymas. Na razie jeszcze uparcie milczała, wpatrując się w koleżankę przeszywającym spojrzeniem… bo wiedziała, że musiało ją to równie denerwować, jak ją zdenerwowało jej zachowanie. Ale gdy Riley w końcu się odwróciła, rzucając w stronę podejrzanie głośno bulgoczącego kociołka, Emerson policzyła powoli w myślach do pięciu i nakazała sobie spokój. Wszczynanie kłótni to nie był dobry pomysł, i nie po to tu przecież przyszła. Gdy Riley była zajęta swoim eliksirem, panna Bones westchnęła cicho pod nosem i wyciągnęła własną różdżkę. Mrucząc jedno z podstawowych zaklęć, sprawiła że drzwi do klasy zamknęły się za nią – nikt niepowołany nie powinien móc już wejść. Emerson ponownie schowała swoją różdżkę i podeszła powoli do Riley oraz jej zagraconego stanowiska pracy. Nie wiedziała co tam pichciła, ale sam zapach sprawiał, że miała średnie skojarzenia.
OdpowiedzUsuń— Tak, już lecę mu mówić… — odpowiedziała uprzejmie na bardzo błyskotliwe pytanie koleżanki, mrużąc przy tym lekko jasne oczy. — Nie bądź niemądra, Riley. Nie jestem donosicielką. A poza tym, kto powiedział że sama nie miałabym ochoty odpłacić się Ślizgonom za to co zrobili… — dodała już nieco spokojniej, spoglądając na zawartość kociołka. Nie przypominało ono nic, co kojarzyłoby się jej z lekcji eliksirów… — w sumie zaraz miała pytać, co tak właściwie planowała zrobić z tym eliksirem, ale Riley była na tyle uprzejma, że sama jej powiedziała. Gdy Emerson usłyszała o eksplodującej biegunce poczuła lekkie dreszcze. Nawet nie próbowała sobie tego wyobrażać… — Ciekawa koncepcja… i całkiem mściwa — skwitowała, opierając się jednym biodrem o stolik. Myślała chwilę w ciszy, przysłuchując się bulgotaniu wywaru, aż w końcu podrapała się po nosie (ten zapach naprawdę był okropny) i zapytała... — Jak miałabym ci pomóc…?
Emerson Bones
Zdecydowanie Wynn lubiła robić mu dowcipy, lecz te karty już testował na sobie i wiedział, że działają. Co zabawne, żeby przeprowadzić ten rytuał sam ze sobą, do sypialni chłopców przytachał lustro z łazienki i zbudował sobie wtedy specjalne miejsce do pracy. Siedział i gapił się w swoje odbicie, aż współlokatorzy zaczęli polemizować, czy oby z głupoty nie pomylił czekoladek z eliksirem miłosnym, które miał komuś podarować.
OdpowiedzUsuńWzdrygnął się widocznie, kiedy swoimi chłodnymi dłońmi dotknęła jego palców. Ta sytuacja była dla niego bardzo niekomfortowa, bo nie przypominał sobie żadnej w życiu okazji, kiedy mógł przebywać w takim bliskim kontakcie fizycznym z płcią przeciwną. Mimo wszystko, obecność Riley podnosiła go mocno na duchu i uwielbiał czasem na nią “wpadać”. Była jedną z niewielu osób, która traktowała go poważnie. Zwracała uwagę na to, czym się interesował i czuł w jej obecności, że jest w czymś dobry. Jednym słowem jej zainteresowanie budowało jego poczucie własnej wartości.
Kiedy karty zaczęły migotać, od razu wyrwał się z objęcia jej dłoni (nie tyle co przestraszony, lecz przejęty wróżbą). Oparł teraz ręce o blat i z ciekawością obserwował, jakie zwierzęta po kolei ukazują się na obrazkach.
Na każdej z sześciu kart widniał inny wizerunek. Zwierzątka poruszały się zwinnie, jedno z nich spojrzało przychylnie w stronę Riley. Był to uroczy, szarawy osiołek machający ogonem niczym pies.
- Widzisz? One są niesamowite - rzekł, po chwili doglądania. Gdy ostatnia karta została odsłonięta, zakasał rękawy i swoim długiem palcem zaczął wskazywać każdą z kolejna. - Głos masz jak Mrówkolew. Twarz jak Myszołów białobrzuchy. Nogi ma jak Osioł - tu zachichotał. - Szyję masz jak Perlica sepia, a… tyłek masz jak Titi czerwony - puścił do niej oczko, ponieważ na tej karcie znajdowała się mała, figlarna małpka pokroju kapucynki, z ogonem długim jak trzonek od miotły. - No i na koniec, poruszasz się jak Topi. Mi wyszedł Trogon maskowy. Z kolei tyłek mam jak Topi - zaśmiał się, wskazując teraz tym samym palcem pod stół.
Westchnął teraz głęboko, żeby zebrać myśli. Sama wróżba niewiele mówiła o niej samej, dopiero głębsza analiza mogła wnieść więcej szczegółów.
- - Jest specjalna księga w bibliotece. Nazywa się totemiczność stworzeń i odnosi się też do partonusów, animagów. Na tej samej zasadzie możesz przeanalizować każdy szczegół swojej osobowości. Głos to twoja ekspresja, Twarz to wizerunek, Nogi to droga, którą podążasz, szyja to twoje dzieciństwo albo rzeczy dla Ciebie najważniejsze, które Cię budują. To, jak się poruszasz to głównie sposób, w jaki osiągasz swoje cele. Uważam, że to prywatne i sama powinnaś o tym poczytać. - skończył swój monolog i uśmiechnął się do niej szeroko. Był bardzo zadowolony z powodzenia wróżby. A dziewczynę skierował do biblioteki, bo jak powszechnie wiadomo, był totalnym obibokiem i ciężko było mu wbić więcej wiedzy do głowy. Ba, nawet uważam, że to i tak sukces z jego strony, że tyle funkcji kart na raz zapamiętał.
[O kurde, ten pomysł jest naprawdę świetny, jednak Gabriel ma żonę i jest dość mocno ułożony w tym kierunku, więc myślę, że pisanie anonimowych listów do uczennicy, byłoby dla niego lekko niewygodne i sprzeczne z jego wartościami, którymi się kieruje w życiu :) Ale nie chcę Cię zostawiać z niczym, więc myślę, że również miałabym coś do zaproponowania, dlatego zapraszam na hangouts: lifenotfair2@gmail.com ]
OdpowiedzUsuńHofer
To, że pomagała Riley w jej dystrybucji eliksirów było jednym, ale że ktoś właśnie niemal wypluwał jad w jej stronę i krzyczał jak opętany — to drugie, i wcale jej się to nie podobało. Młodszy o rok chłopak wrzeszczał, wymachując rękami i mówiąc, że to przez nią właśnie nabawił się wysypki, a do tego spuchły mu stopy i nie czuje w ogóle języka.
OdpowiedzUsuń— Uspokój się! — krzyknęła Burkes, po czym poklepała mocno jego gruby policzek i przewróciła oczami. — Najlepiej zapytać u źródła, więc zamknij twarz i chodź ze mną.
Burkes nie miała zamiaru brać za to odpowiedzialności, ba, nawet ją to wszystko śmieszyło. Zazwyczaj lubiła podmieniać eliksiry i patrzeć jak ktoś się kurczy albo zielenieje, ale raczej w taki sposób, żeby nikt ją z tym nie powiązał, więc kiedy ktoś darł się na nią w biały dzień, miała ochotę wepchnąć mu do gardła różdżkę.
Kiedy chłopak nadal mruczał pod nosem, Wynn naprawdę wyciągnęła różdżkę i mruknęła: Silencio, a młodszy uczeń ucichł w końcu, patrząc z niemałym przerażeniem po rudym skrzacie, który pociągnął go za rękaw szat i poprowadził za sobą.
Wynn wiedziała jakie ryzyko wiązało się z tym wszystkim, ale i tak nie potrafiła sobie odpuścić. Handel miała we krwi, choć zazwyczaj sprzedawała przedmioty związane z czarną magią i nikt nie pytał o żaden zwrot, więc kiedy przyszedł do niej klient z jakimś ale, co do eliksiru, który kupił, cóż, najpierw zaczęła się śmiać.
Wepchnęła chłopaka do łazienki dla dziewczyn, gdzie powinna być Riley i westchnęła pod nosem, szukając wzrokiem Puchonki. Uśmiechnęła się pod nosem i pokiwała w jej stronę.
— Harlow, mamy problem. W sensie Ty masz problem — powiedziała, wzruszając ramieniem i wskazując po chłopaku, którego głowa nagle zaczęła puchnąć, co sprawiło, że Wynn wciągnęła gwałtownie powietrze przez nos, chcąc powstrzymać się od śmiechu.
potion dealer
Co mogło pójść nie tak przy przyjacielskim sparingu pomiędzy Krukonami a Puchonami? Oba domy (na ogół) żyły ze sobą nadzwyczaj dobrze, a w dodatku przyświecał im wspólny cel – skopać oślizgłe tyłki zawodnikom Slytherinu. Więc kiedy pojawił się pomysł zaprawienia w bojach drużyny Hufflepuffu, by przed meczem byli w świetnej formie, większość bez wahania przyklasnęła. Skombinowanie terminu na potyczkę okazało się dziecinnie proste i już wkrótce odbijali się od murawy stadionu, lecąc wysoko w górę. Alexander, jak zresztą wszyscy, otrzymał wyraźne polecenie by nie dawać sobie wzajemnie forów, bo przecież nie taki był tego cel. A że akurat był nabuzowany emocjami z pewnych powodów, o których nie mówił na forum szkoły, to podobne wytyczne zostały przyjęte nader entuzjastycznie. Problem w tym, że nikt nie przypuszczał, że przy tak ostrej i zaciętej grze, może dojść do czyjegoś urazu, zupełnie jak w prawdziwym meczu o stawkę.
OdpowiedzUsuńWidok spadającej ku ziemi Riley na ułamek sekundy sprawił, że zamarł, przerażony zniszczeniami posłanego przez niego tłuczka. Wystarczyło jednak uderzenie serca, a już pikował ku ziemi, mając nadzieję pochwycić ją przed upadkiem. Co najmniej trzy inne osoby wpadły na ten pomysł i jeden z ścigających Krukonów był nawet blisko, ale ostatecznie nikomu się nie powiodło. Puchonka zaraz wylądowała w Skrzydle Szpitalnym, gdzie pielęgniarka zajęła się nią jak tylko mogła. I tylko to zatrwożenie w oczach uzdrowicielki podpowiedziało im, że jest cholernie źle, a wbrew temu co im się wydawało jeszcze niedawno, pomysł ze sparingiem nie był wcale tak genialny.
Mijały dni, a Harlow wciąż tkwiła w Skrzydle Szpitalnym, nieprzytomna. Z tego co udało mu się dowiedzieć, była trzymana pod zaklęciami, by poważne urazy wewnętrzne zdążyły się zagoić przed tym jak się wybudzi. Kto jak kto, ale pielęgniarka znała towarzystwo od quidditcha. Wszyscy regularnie lądowali u niej na kozetce, przez co doskonale wiedziała, że gdyby wybudzić z leczniczej śpiączki dziewczynę za wcześnie, chęć do wstania z łóżka może tylko zaszkodzić. I nie żeby pierwsze słowa Riley po wybudzeniu tylko potwierdziły te przypuszczenia… Zresztą, Alexander pewnie na jej miejscu postąpiłby dokładnie tak samo. I cóż, pewnie byłby równie wkurzony usłyszawszy wieści o konieczności odpuszczenia sobie tak ważnych rozgrywek. Czy szukałby odwetu za osobie, która (choćby i niechcący) spowodowała wykluczenie go z gry i osłabienie drużyny? Ależ oczywiście. Nie tylko z uwagi na potencjalną zemstę martwił się o dziewczynę. Czuł się cholernie winny tego, co się stało, nawet jeżeli jego zamiarem nie było jej skrzywdzić, a jedynie zmusić do odrobiny wysiłku. Nabuzowany emocjami najwyraźniej nie pomyślał – bo w sumie w trakcie gry zazwyczaj robił, a nie się zastanawiał – że zmęczenie mogłoby jej doskwierać zbyt mocno, co uniemożliwiło unik. Stało się co się stało, przez co po skończonych zajęciach maszerował w kierunku Skrzydła Szpitalnego, spytać pielęgniarkę czy coś wiadomo o stanie Riley. Jakież było jego zdziwienie, gdy dostrzegł ją, maszerującą dziarsko mimo raczej opłakanego stanu. Ruszył w jej kierunku, chcąc przeprosić gdy…
— Auć! — syknął, uskakując nieco w bok. Cóż, nieprzyjemne było, ale chyba bardziej zabolało ją niż jego. — Wiem, że zasłużyłem, ale nie nie rób przy okazji krzywdy sobie! — mruknął, na wszelki wypadek stając w na tyle racjonalnym odstępie, by jej nie kusiło rzucić się na niego z pięściami i jeszcze bardziej pogorszyć sytuację. Ale na tym kończyły się jego zdroworozsądkowe odruchy. Bo wyszczerzył zęby i rzucił w jej kierunku: — Spodziewałem się, że będziesz go chciała raczej szybko zapomnieć.
Urquhart
No tak, w to że Riley kompletnie tego nie zaplanowała, akurat potrafiła uwierzyć. Sądząc po tym, jak nagle zniknęła i jak zupełnie straciła poczucie czasu siedząc przy bulgoczącym kociołku w nieuczęszczanej części szkolnych lochów, Emerson podejrzewała, że ten pomysł zrodził jej się w głowie nagle… zapewne wtedy, gdy poszli odwiedzić swojego kapitana w Skrzydle Szpitalnym. Zaczęło się od niewinnego żartu, a teraz obie stały tu gdzie stały. Panna Bones przypuszczała, że gdyby ich kapitan się o tym dowiedział, pewnie i jedną i drugą postawiłby zaraz do pionu… ale czekała go jeszcze długa rekonwalescencja i lepiej, żeby się tym nie denerwował. Niewątpliwie Ślizgoni zasłużyli sobie na jakąś formę odpłaty… Co prawda Emerson nie podejrzewała, że spotka ich to pod postacią eksplodującej biegunki, ale cóż poradzić… Na pewno nie będzie jej przykro, gdy dostaną za swoje. Ich głupia zawiść naraziła zdrowie i życie niewinnego nastolatka.
OdpowiedzUsuń— Ta maź będzie słodka…? Nigdy bym nie przypuszczała… — mruknęła, unosząc z powątpiewaniem jasne brwi. Wcześniej machnęła lekko ręką, gdy Riley przepraszała ją za swoje zachowanie. Emerson zbyła tę sytuację bez słowa, bo i nic się przecież nie stało. Na szczęście nie cisnęła w nią zaklęciem zaraz po wejściu do sali. Bo wtedy pewnie miałyby o czym gadać… — Ale skoro ma to stać przez całą noc, to może i zrobi się słodkie. W każdym razie mam szczerą nadzieję, że ten eliksir zadziała — dodała, drapiąc się ponownie po nosie, tym razem w geście lekkiego zamyślenia. — Hmm… dolanie im go do soku z dyni nie jest złym pomysłem, ale nie wiem czy realnym, biorąc pod uwagę liczbę świadków w Wielkiej sali… Zastanawiam się, czy nie ma lepszego miejsca, aby im to podać… — bo Wielka Sala była zdaniem Emerson zbyt ryzykowna. Ale, nie było tego złego… właśnie sobie o czymś przypomniała. — Jutro Ślizgoni mają zarezerwowane po południu boisko na trening. Na pewno mają wtedy w szatni jakieś butelki z wodą albo sokiem… W końcu każdemu chce się pić po wysiłku fizycznym… — zauważyła, zerkając porozumiewawczo w stronę Riley. Dziewczyna w tym czasie zdążyła się już rozgościć. Emerson zerknęła na to, co powyciągała na stół i zmarszczyła lekko brwi w zdumieniu. — Chcesz tu nocować i pilnować wywaru?
Emerson Bones
[ Poszło w zajebistą stronę :D Biorę się za odpis :) ]
OdpowiedzUsuńWszystko potoczyło się zgodnie z planem. Nie przeszkadzało mu to wcale, że Riley pobiegła do biblioteki, przynajmniej nie zdradzało to jego niewiedzy dalszej w tym temacie. Widząc, jak energicznie wybiera z sali, uśmiech gościł mu na ustach z radości, że taką frajdę mógł komuś swoimi wróżbami zapewnić.
OdpowiedzUsuńCzas minął mu szybko, bo nim dziewczyna pojawiła się z powrotem w jego towarzystwie, chwilę gawędził z kolegami. Zdążył też zaparzyć sobie i zarówno dla niej kubek pysznej, ziołowej herbaty i nim wróciła, czekał już z lekko ciepłym, ciekawym w smaku naparem. W “Czarownicy” doczytał, że rokitnik zmieszany z korzeniem mandragory przynosi szczęście.
Jego zarzyłą rozmowę, na temat nie inny niż quidditch, rozemocjonowana Krukonka przerwała mu szturchając go mocno w ramię.
- Olaf, co oznacza tyłek? - zapytała z wyraźnym przejęciem w głowie. Zapomniała jednak być na tyle dyskretna w swojej wypowiedzi, by zachować konwersację między nimi i siedzący obok Gryfoni wymienili spojrzenia i ciche śmieszki. Jednemu z nich Olaf pogroził palcem, a później znów zwrócił się w stronę siedzącej w zasięgu dziewczyny.
- Tyłek to, ekhm, życie seksualne, Riley - odparł jej nieco zniżonym glosem, zaś swe usta kierował mniej więcej nad jej ramię, żeby tym razem nie wywołać sensacji. - Ale też w większym znaczeniu można nad tym polemizować, bo symbolika jako takiego seksu, wiąże się z przetrwaniem, narodzinami i śmiercią, wiesz, takie tam różne - mruknął, lecz nim wrócił do rozmowy z kolegami, zawiesił jeszcze wzrok na książce, którą przyniosła.
Pagina leżąca przed nimi otworem, prezentował kilka charakterystycznych znaków, które jako jedne z niewielu zapamiętał z zajęć ze starożytnych run. Powodem utkwienia w pamięci było ich intrygujące znaczenie. Jeden z nich oznaczał śmierć, drugi zaś noc, trzeci był bardzo prosty w odgadnięciu, bo był przechylonym symbolem nieskończoności, tłumaczonym często jako los.
Wszystkie te teorie wymruczał pod nosem tak, że Riley stykająca się z nim ramieniem na pewno usłyszała.
W tym samym niemal momencie ich przesiane przerażeniem spojrzenia spotkały się.
- Czy ty myślisz o tym co jaa? - spytał niepewnym, drżącym jęknięciem.
W głowie mu kompletnie zaszumiało i cały ten zgiełk myśli tak bardzo zaburzył mu koncentracie, że sam nie wiedział, jak zaradzić na tą sytuację. Przejęcie dziewczyny wydawało się być autentyczne i to jeszcze bardziej nakręcało jego skłonności do przesądów.
— Nigdy nie zawalam zamówień... prawie nigdy — odparła. — To po prostu dodatek ode mnie, żeby uczniowie mieli jakąś rozrywkę. Czasem ktoś trafia lepiej… a czasem gorzej. Ważne, że mówią o Twoim małym interesie i chcą spróbować Twoich wynalazków.
OdpowiedzUsuńNie skomentowała nic o słabej pamięci, bo tę akurat miała dobrą. Poza tym nie obchodziło jej za bardzo, co wymyśliła sobie Riley. Prawda była taka, że Wynn czasem coś tam mieszała, ale robiła to raczej dla zabawy niż z czystej złośliwości. No i, nigdy nie pomieszałaby czegoś bez swojej własnej świadomości, a młodszy o rok chłopak nie był jej dziełem.
— Akurat ten przypadek w ogóle mnie nie dotyczy — oświadczyła, szczerząc zęby do dziewczyny. — Chociaż trochę tego żałuję — dodała, zaciskając usta, nie chcąc się śmiać, bo ewidentnie Riley była dzisiaj jakaś wkurzona.
Nie zamierzała jednak o to pytać, bo obie miały ze swojej znajomości jakieś korzyści, ale nic poza tym. Interesy bywały brutalne, ale gdyby coś się stało, Wynn wstawiłaby się za Harlow bez większego zastanowienia.
— I to nie ja sprzedałam mu jakieś gówno — mruknęła. — Więc niech się doprowadzi do porządku i powie, co się stało. Poza tym… mam dla Ciebie mały prezent, Riley.
Wyciągnęła z głębokiej kieszeni w szacie dwa małe, lniane woreczki, po czym rzuciła je w stronę dziewczyny. W środku były rzadsze składniki, które nadawałby się do bardziej skomplikowanych eliksirów, ukradzione z magazynu w lochach.
— Potraktuj to jako małe przeprosiny. Wiem, że współpraca ze mną nie jest łatwa, ale mam nadzieję, że przymkniesz trochę oko, kiedy zajrzysz do środka.
Wzruszyła ramieniem i popatrzyła po chłopaku, który dochodził już do siebie, a który oparł plecy o ścianę i zaczął wolno oddychać, najwyraźniej zmęczony tym wszystkim.
a nice potion dealer
Nie mógłby mieć pretensji o to, że tak na niego na skoczyła. Gdyby sytuacja była odwrotna… No nie, jednak by jej nie walnął, zważywszy na fakt, że była dziewczyną. Co innego w trakcie gdy na boisku, ale tu zdawał sobie sprawę z znacznej dysproporcji siły i masy. Więc w sumie nie miałby jakoś specjalnie przeciwko temu by sobie go pookładała pięściami, jeżeli miałoby jej to w jakiś sposób pomóc. Skoro jednak sama by sobie tym sprawiła ból (a doskonale widział ten grymas na jej buźce, więc się nie wyprze), to nie bardzo mogła szukać ujścia skumulowanych emocji w ten sposób. Był z nim jednak ten problem, że choć się troszczył i martwił, to nie potrafił tak zupełnie stłumić swojej zadziornej natury. A Riley sama nieświadomie podsuwała mu doskonałe punkty zaczepienia. Tak jak chociażby teraz… Ślepia mu błysnęły wymownie i podejrzanie grzecznym tonem odparł:
OdpowiedzUsuń— Masz zatem doskonały pretekst by prosić o pomoc swojego faceta. — Uśmiechnął się wymownie, insynuując raczej oczywiste wykorzystanie tej niedogodności, która ją spotkała. Zaraz jednak zreflektował się, słysząc dalszą część wypowiedzi dziewczyny. Niespecjalnie, ale zawalił, posyłając tego cholernego tłuczka. Byłoby mu przykro nawet gdyby ten wypadek zdarzył się w trakcie meczu, ale w tych okolicznościach… Westchnął cicho, przeczesując dłonią jasne, przydługie włosy. — Naprawdę mi przykro, nie spodziewałem się, że doznasz kontuzji. Podrzucę ci moje notatki z przedmiotów, które mamy razem. Pomoże ci to trochę nadgonić zaległości. I możemy też… — zaczął, ale urwał w trakcie zdania, wahając się wyraźnie. To zdecydowanie nie był dobry pomysł. A poprzednie takie genialne zapędy sprawiły, że znajdowali się w tej sytuacji. Czy chcieli ryzykować jeszcze bardziej, tylko po to by nieco obejść zalecenia pielęgniarki? Zadumany i nagle poważniejszy zmarszczył brwi, wciąż uparcie milcząc. Jeden rzut oka na chłopaka i wiadomym było, że właśnie coś rozważa. Cisza przedłużała się coraz bardziej, aż wreszcie…
— Wydaje mi się, że bylibyśmy w stanie cię postawić na nogi przed meczem. Nie byłoby to łatwe… Wymagałoby to twoich legendarnych umiejętności warzenia eliksirów, pożyczenia paru składników z zaplecza profesora, no i wyciągnięcia przepisu z Działu Ksiąg Zakazanych. A to i tak o ile dobrze kojarzę, że mikstura, o której myślę, nie przyśniła mi się — powiedział powoli… Cóż, przez ostatnich kilka miesięcy magiczne wywary zainteresowały go bardzo z uwagi na własną przypadłość. Oczywiście wiedział, że poza wywarem tojadowym nic mu nie mogło pomóc, ale szukał też czegoś co mogłoby złagodzić inne objawy. — No i raczej nie zapowiada się to na przyjemne doświadczenie… — dodał ostrzegawczo.
Urquhart
[Po pierwsze bardzo dziękuję za powitanie i miłe słowa. Po drugie niesamowicie podoba mi się pomysł z tymi nielegalnymi eliksirami, tajemniczymi listami, a Riley ze swoją zawziętością jest naprawdę super postacią. Nie mam specjalnie niczego konkretnego do zaoferowania w kwestii wątku, poza tym że są na tym samym roku i jak przypuszczam razem chodzą na zajęcia z Eliksirów. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to sytuacja, w której Riley przyniosłaby na zajęcia jeden ze swoich eliksirów, bo ten wymagałby dopracowania a np. liczyłby się też czas i nie chciałaby żeby cała jej praca poszła na marne, a potem mieliby wykonywać jakieś zadanie w parach. I w związku z tym, że musiałaby działać ukradkiem, przypadkiem zadanie z zajęć i eliksir Riley jakoś by się pomieszały (albo np. do jednego trafiłby składnik, który powinien znaleźć się w drugim) — co zawsze można zrzucić na Galena i jego nieuwagę. Ostatecznie eliksir zadziałałby nie tak jak powinien (przy czym niekoniecznie komuś zaszkodził), trzeba by było jakoś to odczynić i tutaj wkracza do akcji alchemia, a to już ulubiona dziedzina Ollivandera, więc teoretycznie mógłby pomóc, nawet jeśli to on by namieszał. Ale tak jak mówię to taki bardzo luźny zamysł i nawet nie jestem pewna na ile pasowałoby to do Twojej postaci, więc jeszcze pomyślę i jak wpadnę na coś lepszego to się odezwę. ]
OdpowiedzUsuńGalen Ollivander
To było… coś zupełnie innego. Zwykle musiał się natrudzić, upatrując sobie nowy obiekt westchnień, choć to określenie zawsze wydawało mu się nieco na wyrost. Nie należał do chłopaków, którzy wodzili tęsknym wzrokiem za dziewczynami, nocami nie przewracał się z boku na bok, usilnie próbując wyrzucić obraz ukochanej z głowy, by wreszcie móc zasnąć. Owszem, tęsknił, potrafił być niezwykle czuły i uroczy, ale jednocześnie nigdy nie rozumiał całej tej idei poświęcania się dla miłości. Uwielbiał gonić. Kochał moment, w którym emocje przejmowały nad nim górę i za każdym razem miał nadzieję, że to w końcu będzie to. To jednak zawsze wyglądało tak samo. Potrafił rozkochać w sobie dziewczyny, które przy pierwszym spotkaniu mówiły mu, że go nienawidzą. Uśmiechem dobijał się do tych najgłębszych zakamarków ich serc i wkradał się tam powoli, stopniowo je rozgrzewając, sprawiając, że lód zaczynał topnieć, a ode przepadały na dobre. Potajemne schadzki, pierwsze skradzione pocałunki przy szklance ognistej i towarzyszące temu przejmujące uczucie ekscytacji. W którymś jednak momencie całe to podniecenie znikało, pojawiała się monotonia i pierwsze sprzeczki. Z Riley od samego początku było inaczej.
OdpowiedzUsuńNie próbował zakraść się do jej serca. Zawsze miał ją tylko za dobrą kumpelę i naprawdę lubił spędzać z nią czas. Jednak była jeszcze jedna kwestia. Była przyjaciółką Addie, która znała go dosłownie od podszewki i która w życiu, znając jego wszystkie miłosne podboje, nie pozwoliłaby mu się zbliżyć do tej kruchej istoty, jaką okazała się być Harlow. Wszystko zaczęło się od jednej imprezy, jednej szklanki ognistej za dużo i zdecydowanie szkodliwej dawki eliksiru błogości. Wpadł. I, cholera, musiał to przyznać, podobało mu się. Na początku. To było coś zupełnie nowego, niewymagający większych starań związek, piękna dziewczyna, która wpadła mu w ramiona i otaczające ich ze wszystkich stron szczęście. Wszystko było takie… nowe. Mógł się śmiać, mówić, co mu ślina na język przyniesie, a ona wydawała się to akceptować na wszystkie możliwe sposoby. Rozumiała, kiedy zakradał się nocami pod pokój wspólny Puchonów, potrzebując przytulenia, w końcu był też przecież istotą czującą, nie tylko maszyną do rozdawania uśmiechów. Pozwalała opatrywać sobie kolejne ranki na dłoniach po ciężkich meczach Quidditcha i nieudolnie, choć uroczo, wmawiała mu, że jest w tym lepszy niż hogwarcka pielęgniarka. Głaskała jego wiecznie nieułożone włosy, całowała spierzchnięte od wiatru wargi i trzymała za rękę, dumnie krocząc przez korytarze zamku i z niezwykłą wprawą ignorując rzucane jej na każdym kroku zazdrosne spojrzenia. Po pewnym czasie najzwyczajniej w świecie trudno było im ze sobą zerwać. Ich związek nie był nadzwyczajnie długi, ale Riley zdawała się wymagać od niego więcej i więcej, mimo że on sam nie rozumiał i więcej nie potrafił już dać. Treningi sprawiały mu większą radość niż przyglądanie się jak waży eliksiry, zajęcia transmutacji zdawały się bardziej pochłaniające niż opowiadane przez nią historie. On sam potrzebował więcej. Brakowało mu dreszczu emocji, brakowało mu wolności, brakowało mu ekscytacji. Nie chciał jej ranić, oczywiście, że nie. Nie miał tego w zwyczaju. Planował rozstać się na spokojnie, kiedy dostrzegł, że i ją to męczy, ciągłe proszenie, żeby został, żeby poczekał, żeby porozmawiał, żeby się spotkał. Poświęcił więcej uwagi. On nie widział w tym nic złego. Potrzebował swojego życia, a ona potrzebowała jego.
Wszystko się zmieniło, kiedy pewnego słonecznego popołudnia znalazł w jej rzeczach ten pieprzony list. Nikt go nigdy nie zdradził, on sam też tego nie robił. ale domyślał się, że tak właśnie czuje się osoba zdradzona. Wykorzystana. Niepotrzebna. Riley nie wiedziała jednego. Freda Weasleya się nie zdradza. Emocje, które go ogarnęły nie były porównywalne do niczego innego, co do tej pory czuł. Nie miał pojęcia czy kochał Harlow, nie wiedział nawet czy był kiedykolwiek zdolny do głębszego uczucia, ale to przerosło wszystkie jego najśmielsze oczekiwania. Był zły. Nie, nie. Był wściekły. Wściekły na to, że pozwolił sobie na tak długie okłamywanie, wściekły na to, że nie zauważył wcześniej, że coś jest na rzeczy. Czy nie męczyła go ostatnio trochę mniej? Nie chodziła dziwnie zamyślona? Nie zwracał na to najmniejszej uwagi. W końcu i tak zdążyli już oddalić się od siebie, ale ten list utwierdził go w przekonaniu, że był najzwyczajniej w świecie ślepy. Ślepy i taki głupi.
UsuńPierwsza awantura skończyła się dość szybko. Addie wpadła do dormitorium jakby przywołał ją jego głos, jakby nawet z końca zamku potrafiła wyczuć, że coś mu jest. Znali się przecież już tak długo, spędzała u niego każde wakacje, umiała rozpoznać nawet najmniejsze drżenie w jego głosie. Gdyby nie ona, zapewne spaliłby ten i wszystkie kolejne listy, które udało mu się znaleźć później. Trwał jednak w tym całym oszustwie zapewniany, że będzie lepiej, że to się już skończyło, że nie ma się czym przejmować. Próbował zapomnieć, zrozumieć, wybaczyć. Jednak nadal nosił w sercu kolec, który nieustannie go drażnił, przypominając o tym jak bardzo cały świat i jedna z osób, która powinna być mu najbliższa, okrutnie z niego zadrwiły.
- Postaram się, choć nie obiecuję, że się uda. Wiesz, że jak Stansell wpadnie w treningowy szał, to nic nie jest w stanie go powstrzymać. Dursley, ślepy jesteś?! Tłuczka masz przed nosem! Jazda wszyscy 10 okrążeń dookoła boiska! - zaśmiał się, szturchając ją lekko ramieniem, jakby to miało rozrzedzić gęstniejącą wokół nich, przytłaczającą atmosferę. – Ale jak wrócę – szepnął, zbliżając się do niej i delikatnym gestem zakładając jej kosmyk włosa za ucho. Zębami lekko zahaczył jego płatek, sprawiając tym samym, że na jej twarzy wykwitł delikatny rumieniec – od razu do ciebie zajrzę.
Ostatnie słowa zagłuszył trzepot skrzydeł. Sowy latały we wszystkich kierunkach, listy i inne przesyłki wirowały w powietrzu by z cichym lub donośnym hukiem uderzyć o któryś ze stołów. Zerknął na paczkę, która wylądowała na talerzu jego dziewczyny. Uniósł brew z zaciekawieniem, uśmiechając lekko, chociaż jego serce momentalnie przyspieszyło. Odsunął się, pozwalając Riley na rozwinięcie listu i uważnie lustrował jej twarz, czując jak narasta w nim to okropnie przytłaczające uczucie. Oszukany. Z jej spojrzenia mógł wyczytać niemalże wszystko. Wszystko w nim zabuzowało. Wyciągnął rękę do przodu i wyszarpnął list z jej dłoni, prędko lustrując go wzrokiem. Nie docierał do niego żaden dźwięk. Nie słyszał, co mówiła do niego Harlow, choć jej usta wyraźnie się poruszały. Nie miał pojęcia co nim kierowało, ale w tamtej chwili już wiedział, wiedział, że ma dość wszystkiego, wiedział, że nie pozwoli się dłużej okłamywać, po prostu wiedział.
W jednej sekundzie machnął ręką, pozwalając, by wszystkie stojące na stole naczynia z donośnym hukiem roztrzaskały się o posadzkę. Nie obchodziło go czy w tym momencie wszystkie oczy w Wielkiej Sali skierowały się w jego stronę. Patrzył na Riley z najprawdziwszą nienawiścią w oczach. Freda Weasleya się nie zdradza.
- Jak mogłaś?
UsuńTylko te dwa słowa. Nic więcej. Dla niego byli sami. Tylko on i ona otoczeni ciężkim, dusznym powietrzem. Tym razem nie zamierzał ustąpić. Jakby ze stoickim spokojem wysunął dłoń przed siebie i uniósł list, trzymając go centralnie nad płomieniem świecy. Pozwolił by delikatny papier w kilka sekund zajął się ogniem. I cały czas patrzył jej prosto w oczy. Rzucił płonący skrawek na podłogę, nie przejmując się czy ktoś pokwapi się by go ugasić. Sięgnął ponad jej ramieniem po dziennik, który otrzymała, otworzył na środkowej stronie i bezceremonialnie wyrwał kilka kartek, które następnie ponownie skierował nad świecę. Cisza w Sali zdawała się gęstnieć.
- Zdążyłaś się z nim już spotkać? Dobrze się pieprzy czy przed nim też zgrywasz taką cnotkę?
Freddie, który w rzeczywistości jest kochany
[Ok, nie wiem czy to nie za mocne, ale zraniony Fred to zły Fred. Rozpisałam się za mocno, ale kocham <3]
[Ach, dziękuję bardzo i jeszcze raz dziękuję za kody! <3
OdpowiedzUsuńNasze dziewczęta spędzają razem mnóstwo czasu w szatni, na boisku i zapewne w dormitorium, więc kto wie, może Stella przyjmie rolę swojego brata i będzie łapała Riley, kiedy ta będzie spadała z drzew. Wydaje mi się, że są podobne na tyle, żeby się lubić, ale wystarczająco różne, żeby się nie nudzić, więc chyba poszłabym w jak najbardziej pozytywną relację. Co myślisz?]
Stella
— Jak się nie wygadasz, to mogę Ci powiedzieć — stwierdziła. — Bo widzisz, Riley… jestem zajebiście dobra w dostawaniu się do magazynu ze składkami w lochach.
OdpowiedzUsuńPoruszyła zabawnie brwiami, jakby była geniuszem zła, po czym uśmiechnęła się szeroko do dziewczyny.
Nie chciała, żeby interes Riley upadł. Za bardzo dobrze się bawiła, tym bardziej kiedy musiała coś przemycić pod okiem profesorów. I chyba to tak naprawdę lubiła w tej robocie najbardziej.
— Jak to nie możesz powiedzieć, kto Ci sprzedał ten eliksir? — spytała, próbując zrozumieć, co właśnie się tutaj wydarzyło.
Chłopak właśnie sugerował, że ktoś inny sprzedaje po szkole eliksiry. Ktoś zabierał Riley klientów i ktoś ewidentnie czuł się bezkarny. Wynn uniosła brew, krzyżując ramiona w geście pełnym irytacji, ale irytacja nie potrafiła długo, gdy ktoś bezczelnie chciał wejść do łazienki, a wtedy Wynn wypchnęła biedną dziewczynę za próg i trzasnęła drzwiami.
Przeczesała krótko swoje włosy i przegryzła w wielkim niezadowoleniu wargę. Żeby dowiedzieć się o tym, kto sprzedawał eliksiry uczniom, istniał jedynie jeden sposób. Wynn wlepiła spojrzenie w chłopaka, uśmiechnęła się miło i przechyliła głowę w bok.
Była pieprzoną pół-wilą i miała zamiar to wykorzystać, żeby ten idiota powiedział jej wszystko, czego chciała. Spojrzała chłopakowi w oczy i przesunęła palcami po jego ramieniu, delikatnie, z dziwnym uczuciem, lustrując wzrokiem jego reakcję; uśmiechał się w rozmarzeniu, otwierał niemo usta, zachwycony tym, co się właśnie teraz działo.
— Kto sprzedał Ci ten eliksir? — spytała szeptem, wodząc dalej po szatach chłopaka.
— To… nie wiem… on… było ciemno — wymamrotał, wgapiając się w Burkes jak w obraz. — Kazał mi się nie odwracać, powiedział…
— Dobra, dobra. — Wynn machnęła ręką i odsunęła się od niego, wzdychając ciężko. Podeszła do zaskoczonej Riley.
Czyżby nie wspomniała o tym, że była tym kim była? Cóż, trudno, teraz Riley o tym wiedziała.
— Przynajmniej wiemy że ten ktoś to facet — stwierdziła uważnie i westchnęła ciężko. — Teraz musimy go dorwać. Nie odpuszczę gnojkowi.
potion dealer
[Świetny pomysł! Bardzo mi się podoba. Niech dziewczyny się pobawią w detektywów i złapią gnojka, który im podbiera klientów! :D]
Dość zaborcza i wymagająca natura Gabriela nie wzięła się znikąd. Od najmłodszych lat towarzyszyła mu niezwykła upartość wraz z konsekwencją czynów, co wraz z biegiem lat wzbogaciły dość szerokie wymagania względem samego siebie oraz otaczającego go świata. Dorastał w przekonaniu, że jedynie ciężka praca doprowadzi go na szczyt szerokich ambicji. Niestety rzeczywistość okazała się być bardzo bolesna i w dość gwałtowny sposób ściągnęła Hofera na ziemie, rzucając sztywną sylwetkę Austriaka prosto w chłodne mury Hogwartu. Ciepła posada Doradcy Ministra Magii stała się odległym marzeniem, które zaprzepaścił dość mocny temperament mężczyzny, który w złym momencie uległ emocjom, dając się sprowokować swemu konkurentowi. Odnalezienie się w zupełnie nowej rzeczywistości, nie było niczym łatwym, jednak dzięki wsparciu małżonki, Gabriel oswoił się z posadą nauczyciela. Hogwart był dość monotonnym i przygnębiającym miejscem, jednak sam Hofer niemalże każdego dnia, odnajdywał w ponurych murach nowe przygody, plotki, czy drobne występki. Głównym źródłem emocji nie były wcale codzienne uczniowskie potyczki, czy same lekcje. Riley Harlow, drobna, niezwykle ambitna i sprytna szesnastolatka potrafiła niemalże rozłożyć mężczyznę na łopatki i spędzić z jego powiek sen. Nie miał własnych dzieci, jednak mimo tego czuł się odpowiedzialny za małą Riley, która straciła matkę, zaś sam ojciec okazał się być stanowczo złym materiałem na samotnego rodziciela. Gabriel uchylił pannie Harlow niemały rąbek opowieści na temat jej cudownej matki, która była niezwykle piękną i mądrą kobietą, zupełnie jak jej córka. Wiedział znacznie więcej niż powinien na temat Riley, a za tym szła również wiedza na temat jej małego, nielegalnego biznesiku, który zakrawał o sowitą karę, jednak Hofer przymykał, a wręcz zamykał oczy, udając, że nic nie widzi. Był świadom pogwałcenia regulaminu Hogwartu, jednak wierzył w roztropność swej przyszywanej siostrzenicy. Nie mógł jednak ochronić jej przed wszystkim, ani tym bardziej nie mógł wykazywać się względem nią jakąkolwiek faworyzacją., Utrzymanie ich więzów rodzinnych w ścisłej tajemnicy, było bardzo dobrym posunięciem, które gwarantowało im oboju stateczną opinię.
OdpowiedzUsuńMimo ogromnych pokładów wiary w Riley, wiedział, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym on sam będzie miał związane ręce, a występek Harlow nie przejdzie od tak niezauważony. Wielokrotnie tłumaczył siostrzenicy możliwe konsekwencje wynikające z handlu eliksirami, jednak nie miało, to na nią żadnego wpływu. Potrzebował chwili na wzięcie głębokiego wdechu, gdy stanął przed obszernymi drzwiami, prowadzącymi do gabinetu dyrekcji. Sprawa była poważna, zaś sam Hofer musiał spróbować swoich możliwości i jeśli się uda, osobiście zadba o wyciągniecie konsekwencji z przyłapania Riley na gorącym uczynku. Uprzednio zapukawszy, otworzył gwałtownie drzwi gabinetu, wchodząc do środka. Zmierzył uważnym spojrzeniem wicedyrektora, nauczyciela latania oraz opiekuna Hufflepuffu. Milczał, przysłuchując się wymianie zdań, która jasno wskazywała na to, iż przyszłość Riley w Hogwarcie została przesądzona.
— Pozwólcie, że się wtrącę, ale muszę nadmienić panie Carrow, że delikatną hipokryzją jest oskarżanie Riley o nielegalną dystrybucję eliksirów w czasie, gdy sam regularnie podkradałeś ze schowka eliksir wieloskokowy, których dokładna ilość fiolek jest mi bardzo dobrze znana, a obecnie brakuje dokładnie trzech sztuk… — powiedział Hofer, mierząc wysokiego blondyna uważnym spojrzeniem.
— Jak śmiesz mnie oskarżać o takie brednie, Hofer?! — niemalże ryknął mężczyzna, czerwieniejąc na całej twarzy.
— Słowo przeciwko słowu, Carrow. Z tego, co mi wiadomo Riley w pierwszej klasie nieźle zalazła ci za skórę. Nic nie stoi ci w takim razie na przeszkodzie, aby wraz z pomocą eliksiru wieloskokowego wplątać pannę Harlow w coś, co sprawi, iż opuści mury zamku przed finalnym końcem nauki — odparł, spokojnym tonem głosu Gabriel, wiedząc, że może i jego zagrywka nie była w pełni czysta, ale prawdą było, iż był świadkiem kradzieży eliksiru wielosokowego przez profesora latania.
Gabriel
[CZEEEEEEŚĆ! Oooo, mamy tu dwie dziewuchy prowadzące halucynogenną kontrabandę, na pewno coś fajnego by z tego wynikło. I oczywiście, że nie mogłam się powstrzymać od zrobienia postaci z krwi i kości pochodzącej z Kornwalii, po prawie czterech latach mieszkania tutaj jednak mi się serducho zakorzeniło <3
OdpowiedzUsuńChodź, wymyślimy coś i znowu będziemy miały super przygody!]
Elowen
Przypuszczenia wystraszonej Riley zasiały ziarno wątpliwości w jego umyśle. Dopiero teraz, jakby wybudzony z pięknego snu, zaczął wnikliwiej analizować pochodzenie swoich kart. Dosięgła go odpowiedzialność za lekkomyślność. Z pewnością otrzymana talia pochodziła z tego podejrzanego sklepu Borgin&Burkes, w którym co drugi wystawiony na sprzedaż przedmiot miał silne powiązania z czarnomagicznym działaniem. Swoją wersję analizy tych wróżb i pojawiających się stworów poniekąd odkrył przez przypadek i temu właśnie przypadkowi pozostawił bez głębszej refleksji. Jego słowa zostały potwierdzone na prędce przez nauczycielkę i nic więcej tak naprawdę z tych wróżb nie wynikało, oprócz sporej dawki zabawy, jakim było przyrównywanie części ciała do najrozmaitszych zwierząc. Zdecydowanie wzbudziłoby to podejrzenia każdego, bardziej roztropnego czarodzieja. Co jeśli jednak uzyskane podczas rytuału rezultaty bezpośrednio wpływały na rzeczywistość, a nie tak, jak mu się wydawało?. To ziarenko niepokoju zaczęło bardzo szybko kiełkować i rozrastać w głowie Olafa, trącając partie odpowiadające za strach i rodziło nieznane mu dotąd poczucie odpowiedzialności za swoje czyny. Księga, którą przyniosła Riley opowiedziała się jasno i wyraźnie, że karty wskazały na niezbyt przychylny im los.
OdpowiedzUsuń- Riley, ja… ja nie wiem - jęknął, przesuwając książkę bliżej siebie, by móc wyczytać trochę więcej rzeczowych informacji. - Muszę Ci się przyznać, że aż tak bardzo nie wnikałem w… szczegóły - tu uśmiechnął się nerwowo, jeszcze raz powróciwszy do porozumiewawczego spojrzenia z Puchonką. - Dostałem te karty od Wynn, ona na pewno ma je ze swojego sklepu… Ja nie wiem do końca, czy to ma jakiś związek… - przerwał na chwilę swe głośne przemyślenia, bo jej wyraźnie rysujący się lęk w oczach mocniej zachwiał jego pewnością siebie. Przełknął głośno ślinę, czytając kolejne wersy. - Nie strasz mnie, okej?
Lecz na zastraszanie było już za późno, bo ciało Olafa samo nakręcało się z każdą sekundą na tę przedziwną teorię. Prowadzona wcześniej z Gryfonami rozmowa straciła na jakimkolwiek znaczeniu. Znajdując wzrokiem informację o bardzo ścisłym znaczeniu omenów, porywczo i z hukiem przycisnął okładkę, zamykając gwałtownie księgę. Starał się nie uzewnętrzniać swoich emocji na twarzy, lecz zęby w niekontrolowanym odruchu nadgryzły dolną wargę.
- Riley, może chcesz ze mną pójść do północnej wieży - spytał, przywołując miejsce, gdzie regularnie odbywały się zajęcia z Wróżbiarstwa. Było to jedyne miejsce w Hogwarcie gromadzące kryształowe kule, które według profesor stanowiły najlepszy obraz przyszłości. - Myślę, że tam będzie nam się lepiej rozmawiało - dodał, siląc się na uśmiech i porozumiewawczo mrugnął jednym okiem. Poza ta miała na celu nie dopuścić, by absolutnie żaden z towarzyszących Gryfonów zauważył, że Olaf właśnie speniał z powodu jakiejś tam karty z galopującym zwierzątkiem.
Być może faktycznie od tego powinien zacząć. Co prawda, rzucając mu się na szyję prawdopodobnie też by mogła się poobijać, ale przynajmniej on by w tym procesie nie oberwał. Emocje u Riley najwyraźniej zmieniały się w okamgnieniu, upewniając go w przekonaniu, że nigdy nie zrozumie dziewcząt. Cała sytuacja była wręcz kuriozalna, zważywszy na fakt, że przecież to on był powodem całego zamieszania. Pokręcił głową, słuchając zdumiony jej wywodu. I faktycznie, jedyne co uczynił, to ruszył korytarzem, chcąc uniknąć takiego wystawania na widoku innych uczniów. Sądząc po zaciekawionych spojrzeniach trzecioklasistów, usłyszeli słowo łajnobomby i już próbowali nadstawić uszu.
OdpowiedzUsuń— Uspokój się, Harlow. Idę sam, ty jesteś kontuzjowana i odpoczywasz — odparł, posyłając jej rozbawiony uśmiech. Była to jedynie półprawda, co zaraz też jej na spokojnie wyjaśnił. — Gdy wchodzisz z pozwoleniem, bibliotekarka jest czujna i cię nadzoruje, często też podchodzi sprawdzać, gdzie jesteś. Wtedy nie ma szans tego wyciągnąć, bo ona cały czas się tam kręci i łatwo o bycie nakrytym. Pamiętam gdzie była ta książka, więc postaram się ją w nocy wyciągnąć i skopiować stronę z recepturą. No i wolę nie ryzykować, bo będziesz mi potrzebna do następnego kroku. Jeżeli po przejrzeniu przepisu dojdziesz do wniosku, że dasz radę uwarzyć eliksir, trzeba będzie się włamać do spiżarni Mistrza Eliksirów… A tam już będziesz potrzebna by namierzyć wszystkie składniki — zakończył, spoglądając na idącą obok dziewczynę na tyle stanowczym wzrokiem, by jasne było, że nie zamierza w ogóle dyskutować na ten temat. Kolejnym argumentem, którego nie podał (doskonale wiedząc, że spotkałby się on z bardzo gwałtownym sprzeciwem), był fakt, że jeżeli zostanie przyłapany, szlaban był więcej niż pewny. Nie zamierzał narażać Riley bardziej niż było to potrzebne. Dopóki nie potwierdzi swoich podejrzeń, że taki eliksir mogli przyrządzić, nie było sensu odciągać jej od rekonwalescencji, której przecież bardzo potrzebowała. — Znajdę cię jutro i dam znać co udało się ustalić — zapewnił. Zerknął na zegarek na swoim nadgarstku i wymruczał ciche na Merlina. — Spotkanie koła mi się zaczyna. — Pożegnał się szybko, raz jeszcze obiecując odezwać się jak najszybciej czego się dowiedział.
Następnego dnia wparował do Wielkiej Sali spóźniony, ale wyraźnie podekscytowany. Nockę miał pracowitą, i to bardzo, czym nie zamierzał się nikomu zbytnio chwalić, bo i nielegalne wybryki nie były czymś, co należało rozgłaszać publicznie. Niewielu uczniów siedziało jeszcze przy stołach, dokańczając swoje śniadania. Alexander, choć głodny jak wilk – nic nowego w jego przypadku o tej porze – skierował swoje kroki nie ku stołowi Krukonów, a wprost do Puchonów. Riley siedziała na niemal samym końcu, zaczytana w jakieś czasopismo czy gazetę. Niespecjalnie zainteresował się tym, w czym akurat jej przeszkadza. Zamiast tego bezceremonialnie wpakował się na wolne miejsce tuż obok i podsunął jej pod nos kartkę zapisaną jego pismem. Oczywiście, że nie wyrwał stronicy z książki, bo przecież nie był wandalem, nawet jeżeli różne zasady zdarzało mu się łamać.
— Mam go. Zobacz czy dasz radę — stwierdził, sięgając niemalże od razu po apetycznie pachnącą bułeczkę maślaną i plasterek wędliny. Gdy przeglądał w nocy recepturę, wydawała mu się stosunkowo łatwa i zapewne również on mógłby sobie poradzić z przyrządzeniem tego eliksiru, a co dopiero szkolna mistrzyni eliksirów. Jedyne, co stanowiło problem to składniki. Cholernie rzadkie i nie do dostania w sporej mierze, głównie ze względu na częste wykorzystanie przy niebezpiecznych miksturach.
[ Wybacz, że to tak zbyłam, ale wątek z Działem Ksiąg Zakazanych mi się szykuje i nie chciałam powielać, a pomyszkować w lochach już tak często okazja się nie przytrafia :) ]
Urquhart
― Prawda? Ale cóż, rodziny się nie wybiera ― stwierdziła krótko, przewracając oczami.
OdpowiedzUsuńJeszcze jakiś czas temu nie użyłaby tych swoich sztuczek, stwierdzając, że jest to cholernie głupie. Przez całe swoje życie walczyła z tym, że była pół-wilą. Obawiała się tego, że ktoś polubi ją jedynie za to, że była właśnie nią a nie za to, jaka była naprawdę. Ale kiedy wybrała się z Olafem po kwiat, który był ostatnim składnikiem do sporządzenia eliksiru, mającym uśpić tę naturę, zrezygnowała z tego wszystkiego, uświadamiając sobie, że to tchórzostwo, a przecież Wynn nie była tchórzem.
― W sumie to nie, niczego nie zauważyłam ― odpowiedziała, gdy Riley zaczęła snuć teorię. ― A może skoro jego eliksiry są tak cholernie złe, to on może nie robi zbyt wielkiego zamówienia? Zastanów się. Przecież to wygląda tak jakby koleś robił z jednego porządnego eliksiru… no nie wiem, jego dziesięć kopi, dlatego nie mają takiego samego efektu.
Wynn nie wiedziała, czy to nie jest kolejny ślepy trop, ale jeśli ktoś naprawdę tak robił, musiał być skończonym debilem. Nie podejrzewała też nikogo młodszego od nich, bo to byłoby dość naciągane. Gagatek musiał dobrze wiedzieć o interesie z eliksirami, może nawet przyglądał się pracy Wynn i Riley. Dlatego działał w ukryciu i zabezpieczał się stosownie.
― Nie mamy innego wyboru ― stwierdziła i uśmiechnęła się do dziewczyny. ― Albo go dorwiemy albo stracimy klientów, więc lepiej dla nas, żeby załatwić konkurencję ― dodała, wzruszając delikatnie ramieniem. ― Możemy go nawet trochę nastraszyć. No, to pokaż swoją złą minę, Harlow!
Parsknęła śmiechem, mruknęła cicho: żartowałam, po czym zerknęła po chłopaku, który nadal patrzył w jej stronę. No tak, trudno było się już powstrzymać, gdy ktoś wpadał w ten cholerny urok, dlatego Wynn pociągnęła go za szaty i wypchnęła z łazienki.
― Pomyślałam, że powinniśmy dotrzeć do tych, którzy jakoś ucierpieli.
potion dealer
[Niech sobie zrobią takiego koszulki! xD Wiesz, jako reklama ich przyszłego super sklepu!]
Zdaniem Emerson im prostszy był plan, tym większa szansa na powodzenie. Po co utrudniać sobie życie niepotrzebnym komplikowaniem? Miała jedynie nadzieję, że podczas jutrzejszego treningu wszystko będzie wyglądało tak jak zwykle. Ileż to razy sama przebierała się w namiocie, w którym była szatnia zawodników… zostawiała tam wszystkie swoje rzeczy i znikała na jakąś godzinę lub półtorej. W międzyczasie nikt tam nie zaglądał, szatnia stała pusta. To stwarzało idealną okazję do małego włamania i zrobienia tego, co planowały. Nie powinno im to zająć dłużej niż kilkunastu minut… Musiały zlokalizować napoje zawodników, może ich przekąski, które pozostawiali w swoich torbach… i reszta zależała już od eliksiru Riley. Sądząc po jego intensywnym (na razie) zapachu, nie będzie z nim najmniejszego problemu.
OdpowiedzUsuń— Najlepiej będzie, jeśli zrobimy to po drugiej lekcji… to chyba Zaklęcia i uroki — Emerson, dla pewności, postanowiła doprecyzować jeszcze parę niezbędnych rzeczy. — Później jest lunch. Ślizgoni wyjdą wtedy na trening. My możemy pokazać się na chwilę w Wielkiej sali, ale wyjdziemy po około dwudziestu minutach… Pójdziemy wtedy do namiotu. Myślę, że Ślizgoni powinni już być wtedy na boisku. Wejdziemy od tyłu, zrobimy to co mamy zrobić, i wyjdziemy tą samą drogą, wracając akurat na trzecią lekcję. Coś pominęłam…? — zapytała jeszcze, powtarzając sobie w głowie wszystko co przed chwilą powiedziała. — Ach, oczywiście musisz mieć przy sobie swój eliksir, gdy będziemy wychodziły z lunchu, bo szkoda tracić czas na przynoszenie go z dormitorium — wyjaśniła, zerkając na Riley porozumiewawczo. Teoretycznie wszystko wyglądało na łatwe i proste, nie powinny mieć żadnych problemów… jednak Emerson wiedziała, że w życiu bywa różnie. Ale tak czy inaczej, powinny być dobrze przygotowane, aby zmniejszyć szansę na jakiekolwiek niepowodzenie. Dopiero po chwili wróciła myślami do pytania, jakie zadała Riley parę minut temu… Zmarszczyła lekko brwi i spojrzała na nią z mieszaną rozbawienia i dziwnej troski jednocześnie. — Ani myślę tu zostawać na noc… i tobie też na to nie pozwolę. Chcę mieć pewność, że jutro będziesz w pełni sił, skupiona i wypoczęta… bo od tego będzie zależało powodzenie naszej misji — oznajmiła bardzo poważnym tonem. — Znam całkiem niezłe zaklęcie maskujące… zostawisz tu swoją bulgoczącą maź, niech sobie wypoczywa do rana… a ja zabezpieczę drzwi do klasy, zgoda? Obiecuję, że nikt tu nie zajrzy. A jeśli chodzi o babskie plotki… to o wiele wygodniej zaprzyjaźniać się na miękkiej kanapie, przed kominkiem i z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach, nie sądzisz? — posłała jej lekko pytający uśmiech, czekając co ona na to.
Emerson Bones
Gabriel był osobą, którą ciężko było sprowokować, a tym bardziej nie był kimś kto lubił wnikać w jakiekolwiek konflikty. Carrow jednak w jego oczach niemalże od pierwszego spotkania wydawał się być nadętym burakiem z dość infantylnym podejściem do swych uczniów. Hofer momentami miał wrażenie, że profesor latania ma na co dzień znacznie więcej szczęścia niż rozumu, ale nie tym razem. Gabriel wiedział, że działał nieczysto, jednak Carrow nie był dla niego najmniejszym konkurentem, którego mógł się obawiać, dlatego wykorzystanie go jako karty przetargowej w celu zatuszowania występków Riley, było czystą przyjemnością. Z kamiennym wyrazem twarzy obserwował, jak mężczyzna z powodu nagromadzonego w nim zdenerwowania niemalże eksploduje, a następnie trzaska drzwiami od dyrektorskiego gabinetu, mamrocząc pod nosem, że Hofer jeszcze tego pożałuje.
OdpowiedzUsuń— Chcę jeszcze z tobą porozmawiać panienko Harlow, dlatego zapraszam do siebie — odparł rzeczowo Gabriel i skinąwszy głową w stronę wicedyrektora, opuścił gabinet, przepuszczając Riley jako pierwszą w drzwiach. O nie, Austriak wcale nie miał zamiaru jej tak łatwo odpuścić. Puchonka była bardzo bystra i sprytna, jednak musiała również być świadoma faktu, że sam Gabriel nie będzie stale tolerował każdego występku, którego się dopuści. Otworzył przed Riley drzwi swojego gabinetu, wcześniej wykonując parę skomplikowanych ruchów różdżką, aby zamki w drzwiach się otworzyły. Swobodnym gestem dłoni wskazał w stronę obszernego fotela, aby mogła spocząć. Sam zaś usiadł za biurkiem i cicho westchnął.
— Zdajesz sobie sprawę Riley, że zaczynasz robić o krok za daleko, prawda? — zapytał z uniesioną brwią ku górze. Jego głos oraz sam wyraz twarzy wyraźnie złagodniał. Sama postawa profesora zrobiła się znacznie bardzie miękka i przystępna. — Oboje łamiemy regulamin Hogwartu. Jeśli raz jeszcze pozwolisz sobie na przyłapanie w tak beznadziejnej sytuacji, pociągniesz do odpowiedzialności nas oboje… Z każdym kolejnym dniem, z każdą kolejną fiolką, którą rozprowadzasz po zamku, nasze szanse na pozostanie w cieniu maleją — dodał, chcąc uświadomić siostrzenicy, że jej mały biznes był również zagrożeniem dla Hofera, którego oczywiście sam profesor podjął się w pełni świadomie, jednak czasem warto było spojrzeć w stronę zdrowego rozsądku. Mężczyzna wstał z krzesła i nalał do dwóch filiżanek w odcieniach brudnego różu herbaty z dodatkiem malinowej konfitury. Podał Riley ciepłe naczynie, a następnie spojrzał w stronę dość obszernego stosiku wypracowań.
— Skoro już cię tutaj przyprowadziłem, to pomożesz mi uporać się z segregacją wypracowań, które leżą tutaj chyba od tygodnia, a mi stale brakuje czasu, aby się tym zająć… Spokojnie nie zajmie nam to wiele czasu — powiedział z delikatnym uśmiechem, po czym spojrzał znacząco w stronę Puchonki. Teraz role się odwróciły i to Gabriel miał zamiar nałożyć na pannę Harlow nieco więcej oczekiwań niż zwykle, a wszystko, to było poparte jedynie odrobiną troski i poczuciem odpowiedzialność za przyszłość Riley w Hogwarcie oraz dalszym świecie magii.
Gabriel
[Zepchnięcie studentów magii do sprzątania własnymi rękoma kończy się w sposób znany z Ucznia Czarnoksiężnika, ale jasne możemy to wykorzystać! Im większy kłopot tym lepiej, a jeśli w trakcie będą się jeszcze wymieniali oskarżeniami to już w ogóle świetnie. Nie wiem tylko jak dużo chcesz ustalać, bo ja w sumie nie bardzo mam cokolwiek więcej do dodania. No chyba że z tej katastrofy ma coś dalej wyniknąć, ale to w sumie można jakoś później dogadać, o ile rzeczywiście w coś takiego pójdziemy.]
OdpowiedzUsuńGalen Ollivander
Addison nie do końca rozumiała koncepcję miłości, co mogło wynikać ze sposobu w jaki była wychowywana. Małżeństwo jej rodziców było puste, pozbawione głębszych uczuć, a nawet wzajemnego szacunku; patrzyła na państwo Hallaway i dostrzegała jedynie chłód, wzajemną niechęć oraz kąśliwe uwagi wymierzone w najsłabsze punkty. Niedawno dostała zaproszenie na piąty? siódmy? (zdążyła już zgubić rachubę) ślub swojego wuja Adalberta, którego coraz to młodsze żony znikały w tajemniczych okolicznościach po kilku miesiącach pozornie szczęśliwego współżycia, jej bracia miewali swoje drobne miłostki, lecz żadna z ich dziewczyn nie została na stałe i z czasem pojęcie miłości romantycznej stało się dla niej pojęciem równie abstrakcyjnym jak zafascynowanie historią magii prowadzoną przez profesora Binnsa. Gdyby nie Fred, być może nie wierzyłaby w miłość w ogóle, ale dzięki niemu nauczyła się, że podobne uczucie mogło istnieć pomiędzy przyjaciółmi i stanowiło nierozerwalną więź łączącą dwie dusze w sposób, którego nie dało się wytłumaczyć. Ktoś mało spostrzegawczy uznałby ich jedynie za partnerów w zbrodni o podobnym poczuciu humoru i ciągotach do łamania szkolnych zasad, lecz w rzeczywistości Addie i Fred byli czymś więcej. Nikt nie był w stanie zrozumieć, jak głęboka nić porozumienia ich łączyła, jak wiele byli gotowi poświęcić i dla siebie zrobić, by zadbać o dobre samopoczucie i bezpieczeństwo tego drugiego. Ale mimo tego połączenia, Addison mogła śmiało powiedzieć, że Fred Weasley potrafił być skończonym draniem i debilem, który zasługiwał na to, by powiesić go za jaja na Wieży Astronomicznej.
OdpowiedzUsuńOd początku miała złe przeczucia. Znała Freda i znała Riley; sam fakt, że skończyli razem, był dla niej szokiem, a jeszcze większe zdziwienie przeżyła, gdy okazało się, że chcą dać sobie szansę. Nie zwierzyła się bezpośrednio Riley ze swoich złych przeczuć, nie chcąc jej zranić, ale od Weasley’a zażądała natychmiastowego wycofania się, zanim sprawy zabrną za daleko, zanim Puchonce zacznie tak bardzo zależeć, że jego odejście ją skrzywdzi. Bo wiedziała, że odejdzie. Fred zawsze odchodził. Kochała go, lecz lepiej od innych znała jego wady i nie chciała, by jego kapryśny charakter odbił się na Riley, która zdawała się szczerze troszczyć o chłopaka i łączącą ich relację.
Nigdy nie chciała znaleźć się pomiędzy nimi, jednak teraz nie miała wyboru. Fred zranił Riley, jej przyjaciółkę. I zrobił to tak w bestialski sposób, że ona również nie mogła mu wybaczyć. Na samo wspomnienie awantury w Wielkiej Sali miała ochotę go odnaleźć i wymierzyć mu prawy sierpowy.
— Ten kretyn na ciebie nie zasługuje. — Mówiła szczerze; może Weasley był jej bratnią duszą, ale postąpił okrutnie. — Nie zrobiłaś niczego złego, Riley. Masz prawo czuć to, co czujesz w tym momencie. Tak szczerze to cię podziwiam, bo jesteś o wiele silniejsza ode mnie. — Może dziewczyna spóźniała się na zajęcia, może nie mogła sypiać nocą, może każdego dnia podążały za nią wredne szepty i wścibskie spojrzenia… Ale znosiła to wszystko z taką godnością, że stała się bohaterką Addison, która jednocześnie miała ochotę przerzucić sobie Riley przez ramię, owinąć ją ciepłym kocykiem i wywieźć gdzieś daleko z Hogwartu, gdzie była zmuszona przeżywać swoje upokorzenie ciągle na nowo. Bo ten skończony dupek nie potrafił spokojnie porozmawiać z nią na osobności, tylko musiał wywlekać wszystkie brudy na wierzch na oczach wszystkich uczniów.
Addie poderwała się z sofy i zaczęła niespokojnie krążyć po Pokoju Wspólnym. Wypełniała ją nerwowa energia i złość, których nie potrafiła rozładować. Nie dopóki Fred nie zazna własnego lekarstwa.
— Mam tego dość — ogłosiła, zatrzymując się przed Riley i patrząc na nią z diabelskimi ognikami w oczach. — Mam dość tego chowania się przed innymi, choć ty nie ty popełniłaś błąd. Mam dość tego, że Freddie dalej chodzi po szkole jak król, a ty cierpisz. Nadszedł czas zemsty. Wstawaj. Fred powinien zrozumieć, co ci zrobił, a zrozumie dopiero wtedy, gdy sam to przeżyje.
Addie
Kiedy zmierzali na prędce do zaplanowanego miejsca, obserwował dziwne zachowanie Riley. Choć on lekko także peniał, to nie mógł tego dać po sobie poznać i posłuszne trzymał swe ciało w ryzach i gotów był nawet w razie zagrożenia stanąć w obronie dziewczyny. Przez chwilę chichotał, widząc jak się do niego kuli, jednakże jej poważna mina od razu sprowadziła go na ziemię.
OdpowiedzUsuń- Nie… Wynn nie jest taka - odparł w głębszym zamyśleniu, bo choć faktycznie chlubiła się w wysmakowanych żartach, ostatnimi dniami mocniej zżył się z nią w przyjaźni i obydwoje znudzili się swoimi złośliwymi zagrywkami. Każde z osobna borykało się z osobistymi problemami i starali sobie nie dokładać kolejnych. - To prezent na urodziny. Nie daje się komuś na szesnaste urodziny życzenia śmierci - zerknął na jej twarz, próbując jakoś uspokoić Riley, lecz nieubłaganie jej pytania kierowały myśli w jedną, konkretną i jakże mroczną stronę.
Teraz właśnie, podczas niefortunnej serii zdarzeń, Olafowi przyszło zmierzyć się z odpowiedzialnością za własne czyny. Był zbyt leniwy, by doszukać się drugiego dna, by nawet przemyśleć podejrzenie, że karty z takiego sklepu bez uprzedniego sprawdzenia mogą wywołać niepożądane efekty. Ach, gdyby on chociaż potrafił przeprowadzić testy magiczne, ale był taką nogą na obronie przed czarną magią, że zielonego pojęcia nie miał, jak się do takich spraw nawet zabrać. Wdychał jedynie ciężko, bijąc się w duchu w pierś. Ta groźna życiowa lekcja była tą nawracającą karmą za wszystkie spóźnienia i leserstwo.
Dżentelmeńskim gestem dopuścił dziewczynę jako pierwszą do drabinki. Klapa do sali była otwarta. Chwilę później sam znalazł się już na górze, lecz niestety nie było w środku profesor. Za to na każdym przy stoliku połyskiwała gładka, kryształowa kula. Były teraz one niczym zbawienne lampy, migające gdzieś w kompletnych ciemnościach, bo ta paniczna ucieczka przed losem nie zaprowadziła nigdzie indziej, niż metaforycznego korytarza bez wyjścia. Ciężko było myśleć trzeźwo Olafowi, który w głównej mierze martwił się tym, że te omeny były jego winą i, że to on zesłał na tę dwójkę ten nieprzychylny los. Gryzło go to nie tylko z tyłu głowy, lecz także emocje wypełzły z niego teraz na wierzch. Nerwowo przygryzał wargę, ręką szurał między włosami z tyłu głowy i pełnym nadziei spojrzeniem zerkał na Riley, bo… bo sam nie potrafił wcale z tych kul korzystać.
- Może chciałbyś zacząć? - zaproponował, przysiadając do najbliższego stolika.
[ojaaa, właśnie się zorientowałam, że dawno napisana przeze mnie odpowiedź nie została Ci wysłana :P ]
— Nie musisz mnie przepraszać, Riley — odparła i wzruszyła ramieniem, posyłając dziewczynie swój firmowy uśmieszek. — Też myślałam, że to moja wina, więc no… siebie też powinnam przeprosić.
OdpowiedzUsuńWynn nie poczuła się tym wszystkim dotknięta. Przecież prawda była taka, że większość klientów, którzy przychodzili z jakąś skargą byli ofiarami jej żartów, ale nie tym razem. Tym razem chodziło o coś zdecydowanie poważniejszego niż jakiś gagatek z napuchniętą głową. Burkes ciężko pracowała, żeby wyrobić Riley opinię i nikt nie będzie tego teraz psuł w tak perfidny sposób.
— Chcesz się wbić na tę imprezę? — Wynn zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową. — Nie wiedziałam, że uświęcasz takie środki, Riley! — Posłała jej rozbawione spojrzenie. — Ale od czegoś musimy przecież zacząć, wiesz, trochę popytać, pokręcić się i może akurat czegoś się dowiemy.
Wynn nie unikała imprez i miała wśród Krukonów przyjaciela, więc wejście do Pokoju Wspólnego nie powinno być zbyt trudne, chyba że Victor się nigdzie nie znajdzie, więc lepiej byłoby wymyślić plan awaryjny.
— Złapiemy jakiegoś Krukona. — Przytaknęła wolno. — Jak się nie uda po dobroci, zrobimy to inaczej. No i, chętnie zobaczę Twoją agresywną stronę. Nigdy bym nie pomyślała, że możesz być jakoś bardzo zła. Chyba jednak dobrze, że prowadzimy wspólny interes, Harlow.
Uśmiechnęła się do niej. Wynn mimo wszystko lubiła tę robotę. A Riley wykazywała naprawdę pokaźne pokłady cierpliwości do jej wybryków, więc zazwyczaj się nie kłóciły. Poza tym Wynn po prostu się do wszystkiego przyznawała i nie niczego nie ukrywała, będąc z Harlow dobitnie szczera.
— Więc chodźmy — dodała. — Nie możemy przecież siedzieć w łazience i spekulować, więc lepiej się za to zabrać teraz. W razie potrzeby po prostu ulotnimy się z tej imprezy. Najlepiej zwracaj uwagę po jakiś podejrzanych ludziach, no i, czy aby nikomu nie zaszłaś za skórę? Być może teraz ten ktoś szuka zemsty czy czegoś podobnego. Czarodzieje są pamiętliwi.
potion dealer
[Ej. Ale to chwytliwie brzmi. xD A w ogóle to dodałam Riley do Gangu Słodziaków, więc witam w tym elitarnym klubie!]
Zaskakujące jak układna była Riley – obawiał się trudniejszej przeprawy z wkurzoną Puchonką, ale absolutnie nie zamierzał narzekać na jej chęć wspólnego rozwiązania feralnej sytuacji. Co więcej, rozsądniejsze z jego strony byłoby przemilczenie faktu, że jeszcze chwilę temu miała ochotę mu wydrapać oczy. Bo i po co przypominać…? Zwłaszcza, że wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Znalezienie książki w Dziale Ksiąg Zakazanych i odszukanie odpowiedniego przepisu poszło bez większych komplikacji (powiedzmy…), a także przekonał się, że uwarzenie eliksiru jest możliwe. Teraz wszystko było już zależne od panny Harlow, która musiała zawyrokować czy jest w stanie go uwarzyć. Na ich korzyść przemawiał fakt, że eliksir nie potrzebował pół roku na uwarzenie, dzięki czemu zdążą do meczu, na którym tak bardzo jej zależało.
OdpowiedzUsuń— Mogę cię zmieniać przy pilnowaniu eliksiru… — zaoferował, choć spodziewał się odmowy i wcale nie byłby z tego powodu urażony. Domyślał się, że Puchonka wolała osobiście dopilnować by wszystko było idealnie, sam by zapewne zrobił dokładnie tak samo. Słysząc jej żart, wywrócił tylko ślepiami, nakładając sobie jeszcze trochę bekonu i jajka sadzone. Ależ był głodny po nocnych harcach po zamku. Słuchał w milczeniu, zbyt zajęty jedzeniem, by jej przerywać. Osobiście wolał później, już w nocy, łamać regulamin, bo wówczas odchodziło ryzyko spotkania prefektów patrolujących korytarze, ale w tym przypadku Riley miała świetny pomysł. Jeżeli Mistrz Eliksirów faktycznie miał zasiedzieć się na spotkaniu Klubu Ślimaka, mogli ominąć swoją największą przeszkodę.
— Powiem Wardowi by go dodatkowo przetrzymał. Powinno nam to kupić kilka dodatkowych minut — zaoferował. Dobrze wiedział, że gdy poprosi przyjaciela, ten bez zbędnych pytań zrobi to, domyślając się jedynie, że taka prośba nie wzięła się znikąd… Jeżeli uda im się jeszcze tego wieczora wszystko wykraść, już w nocy mogliby zacząć warzyć eliksir. A w końcu na czasie im najbardziej zależało, by Riley miała jak najdłuższy odpoczynek przed meczem. — Gdzie się spotkamy? Mogę czekać na ciebie przy waszym Pokoju Wspólnym. Obok jest kuchnia, to tam nikt nie będzie podejrzliwie patrzył na wałęsanie się — zasugerował.
Nie zastanawiał się jeszcze jak to rozegrają na miejscu, choć pewnie wypadałoby to ustalić. Doszedł do wniosku, że jeżeli chodzi o poruszanie się po spiżarni profesora eliksirów, decyzyjny głos miała panna Harlow. Ona znacznie lepiej orientowała się w tym co i jak, pewnie nawet mając bardziej czułą intuicję, w jakich miejscach szukać danych składników. Zależnie od jej decyzji, mogli szukać razem, albo Alexander mógł też stać na czatach, pilnując by nikt jej nie nakrył.
— Coś jeszcze przychodzi ci do głowy, co musimy ustalić? — spytał, upewniając się, czy na pewno czegoś istotnego nie przeoczyli.
Urquhart
Riley nigdy nie zawiodła Hofera, który względem jej wybryków wykazywał się dość szerokim zrozumieniem. Była w wieku, który rządził się własnymi prawami, zaś sam Gabriel dość solidnie pilnował, aby Puchonka nie wymknęła się poza ryzy zdrowego rozsądku. Nie mógł jej jednak ochronić przed wszystkim, a nauka na własnych błędach była najbardziej miarodajną nauczką z możliwych. Darzył Riley ogromną dozą zaufania i wierzył w to, że panna Harlow jasno wyznacza sobie granice, których przekroczenie może kosztować ją ogromnie wiele. Nie mógł jednać ciągle stać z boku i udawać, że niczego nie widzi, dlatego sam musiał zacząć wyciągać z tego konsekwencje, które może z biegiem czasu sprawią, iż Riley stanie się znacznie bardziej konsekwentna względem pojmowanych przez siebie decyzji.
OdpowiedzUsuń— Będziesz musiała nieco ograniczyć swoją działalność, Riley i mówię w pełni poważnie… Nie jestem w stanie interweniować za każdym razem z pozytywnym skutkiem — zauważył słusznie, posyłając dziewczynie znaczące spojrzenie, po czym chwycił stosik wypracowań i przeniósł go bliżej fotela, na którym siedziała Riley. Zadbał o dolewkę ziołowego naparu i z cichym westchnieniem zasiadł na drugim, nieco mniejszym fotelu. Wcale mu się nie uśmiechało babranie się w uczniowskich wypracowaniach, jednak zwlekał z tym stanowczo zbyt długo.
— Na zadowalający również trzeba sobie zapracować, moja droga — zaśmiał się Gabriel, chwytając w dłoń kilka wypracowań, które ułożył sobie na kolanach. — Sama będziesz coś o tym wiedzieć, gdy do końca przyszłego tygodnia dostarczysz mi wyczerpujący referat na temat zaklęć niewerbalnych — dodał z uniesioną brwią ku górze, będąc w pełni poważnym. Domyślał się, że może się, to spotkać z niezadowoleniem ze strony Riley, jednak poniekąd był, to najlepszy wymiar kary w porównaniu do sprzątania sowiarnii, czy uczniowskich łaźni, co w oczach Hofera było nieco infantylne. Znacznie bardziej wolał karać uczniów, czymś, co przyczyni się do poszerzenia ich wiedzy.
— Jakieś plany na wakacje? Koniec roku jest coraz bliżej — zapytał Hofer, po dłuższej chwili totalnej ciszy, po czym oderwał wzrok od uczniowskiego bełkotu na pergaminie i wbił uważne spojrzenie w Riley. Sam prawdopodobnie zaszyje się w domu na obrzeżach Hogsmeade, ewentualnie wybierze się do rodzinnego domu w Austrii, by nieco odpocząć i uwolnić się od narwanej codzienności, która od ponad dwóch tygodni obrała inny, znacznie bardziej chaotyczny bieg o czym świadczył chociażby brak obrączki na palcu Gabriela. — Powiedz mi, Riley…. Próbowałem na początku roku szkolnego porozmawiać z twoim ojcem i cóż, muszę stwierdzić, że wzbudził we mnie wiele dość sprzecznych ze sobą emocji. Czy po powrocie do domu wszystko jest dobrze? Uprzedzam, że nie lubię kłamstw i wiem, kiedy ktoś próbuje coś przede mną ukryć.
[Oj tam, rodzina to rodzina, haha :D]
Gabriel
Francis wraz z biegiem lat zaczął uważać, że podstawową predyspozycją należenia do drużyny quidditcha w Hogwarcie było bycie przynajmniej lekko postrzelonym. Być może na tych normalniejszych graczy nie trafiał, może o nich łatwo zapominał, ale że opinię tę rościł tylko na własny użytek, nie przejmował się ewentualnymi błędami metodologicznymi w dochodzeniu do niej. I właściwie tak czy inaczej chętnie by się nią z kimś podzielił, gdyby tylko ten ktoś się go spytał jako pierwszy.
OdpowiedzUsuńRiley definitywnie wpisywała się w ten ustalony przez niego kanon. Niby słodka i ułożona, a jednak kręciła za plecami nauczycieli nielegalny biznes. A Francis, jak pewnie wielu innych, nie narzekał.
Nigdy jej tego nie powiedział, ale eliksir błogości był prawdopodobnie idealnym ekwiwalentem popularnych mugolskich narkotyków. W dodatku całkiem niezłym, pewnie bezpieczniejszym niż mugolskie chemikalia, a i dobrym na każdą kieszeń.
Francis nigdy nie miał mocnej psychiki, naturalnie więc nie miał też zbytniej odporności na działanie wszelkich używek. A że wszystko co czarodziejskie jest lepsze… na magiczne używki tym bardziej. Naturalnie więc też nawet nie rejestrował, że zaczął wydawać więcej pieniędzy, i coraz szczodrzej dozować sobie eliksiru.
A gdy już miał przebłyski, że może jest coś nie tak, starannie i skutecznie je ignorował i zatapiał. Nie pomagało też to, że nikt chyba nadal się nie zorientował, że czasem jest pod wpływem, a przynajmniej nikt mu tego nie powiedział. Robił co chciał, jak zwykle.
Poczuł to dotkliwiej dopiero gdy zapasy się mu skończyły, a nie mógł znaleźć Riley przez kilka dobrych dni. I coś za bardzo zależało mu na tym, żeby ją znaleźć, i trochę się złościł, kiedy widział tył jej głowy znikający za rogiem chwilę po tym gdy ich spojrzenia się krzyżowały. Chodził sfrustrowany. Nakrzyczał nawet na jakichś drugoroczniaków, a publiczne wyrażanie jakichkolwiek uczuć nigdy nie należało do jego charakterystyki. To akurat zwróciło uwagę.
Postanowił wyjść na błonia odetchnąć. Nie powinno być tam już ludzi. Może nawet zastanowiłby się nad swoimi pobudkami.
Nie powinno być. A jednak.
— Riley — powiedział powoli, prawie równo z tym, jak ona wypowiedziała jego imię. Najwyraźniej przeznaczenie przemówiło, i eliksir miał być jego. — Słuchaj, jak tam nektar? Miałabyś coś dla mnie? — spytał bez ogródek, unikając nazwy eliksiru. Niby nikogo nie było, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Nie mógł się doczekać. Czuł to od środka.
Francis
[No, może zabrzmiało to trochę dramatycznie, ale jedziemy z tym, hahah. :D W dwa tygodnie narkomanem się nie zostaje (...zazwyczaj), więc kreacji postaci mi to nie psuje. ;)]
To dobrze, że Riley tak szybko zaakceptowała plan. Chociaż Emerson nadal miała wrażenie, że mogła o czymś zapomnieć – w końcu ten pomysł spłynął na nią dość niespodziewanie, bo i udział w misji również okazał się dla niej małym zaskoczeniem. Wcześniej nie myślała o zemście na Ślizgonach… och, jasne, jak niemal każdy miała nadzieję, że karma sama się o nich upomni, i to w najlepszym możliwym momencie. W końcu kto jak kto, ale akurat oni z pewnością zasłużyli, żeby utrzeć im nosa. Emerson podejrzewała, że ich kapitan nie byłby zachwycony, gdyby się o tym dowiedział… przynajmniej oficjalnie. Na razie najlepiej więc będzie, jeśli o całym planie będą wiedziały tylko one. Jak wszystko im się uda, to wtedy będą mogły uchylić rąbka tajemnicy przed resztą drużyny. Oby tylko nie zostały przyłapane, bo konsekwencje mogłyby być straszne. Emerson, podobnie jak Riley, nie wyobrażała sobie oddania miotły… Może nigdy nie wyglądała na wielką miłośniczkę sportu, jednak ci co choć trochę ją znali, potrafili zignorować pozory, wiedząc że panna Bones kochała latanie na miotle, kochała zaciętą rywalizację, strategię i planowanie… oraz najzwyczajniej w świecie uważała quidditch za doskonałą odskocznię od szkolnej codzienności, wolność i zapomnienie…
OdpowiedzUsuń— Nie martw się, ja też nie jestem ekspertką… — przyznała szczerze, choć pewność z jaką wyciągnęła swoją różdżkę i wycelowała w bulgoczący kociołek nasuwał zupełnie odwrotne skojarzenia. — Ale czytałam o paru interesujących zaklęciach. Właściwie jest ich całkiem sporo… Może słyszałaś o zaklęciu kameleona lub o zaklęciu niewidzialności? Działają na podobnej zasadzie jak zwykłe zaklęcie ukrywające. I myślę, że właśnie to zaklęcie powinno nam teraz wystarczyć… — zerknęła kątem oka na Riley, a następnie wymruczała cicho inkantację wykonując lekki ruch nadgarstka. Nie sądziła, aby ktoś specjalnie zaglądał do opuszczonych klas w poszukiwaniu nielegalnie warzonych mikstur, ale na wszelki wypadek powtórzyła zaklęcie po raz drugi, tak żeby być pewną. Kociołek dosłownie wyparował… i nawet nie było już czuć unoszącego się nad nim zapachu. — Tak, herbata… zdecydowanie — schowała różdżkę do wewnętrznej kieszonki szaty, powoli wychodząc za Riley z sali. — Chyba jeszcze nigdy nie przyłapano cię na nielegalnej zabawie z eliksirami, co…? — zagadnęła, zerkając ponownie w jej stronę. Oczywiście, że słyszała co nieco o małym interesiku Riley… chyba tak jak większość Puchonów. Jednak Emerson znała ją przede wszystkim dzięki wspólnej grze w zespole… no i wspólnemu dormitorium. Na pewno uważała ją za bliską koleżankę, bo tak się składało, że spędzały ze sobą całkiem sporo czasu, czy to na treningu, czy we własnym pokoju… Emerson jednak miała to do siebie, że raczej rzadko się przed kimś otwierała.
Emerson Bones
Addison pragnęła, by Harlow skupiła się na sobie i swoich odczuciach, zamiast roztrząsać status jej związku z Weasley’em. Niezależnie od tego, czy Fred zda sobie sprawę ze swojej winy i przeprosi, czy nie, Riley miała pełne prawo do otwartego wyrażenia swojego niezadowolenia, w końcu zranił ją w najbardziej okrutny sposób, nie mając poszanowania dla jej uczuć. Nie zasługiwał na to, aby Addie się nad nim litowała i stawała po jego stronie. Ostrzegała go, powiedziała mu wyraźnie (i to niejednokrotnie), co z nim zrobi, jeśli odważy się skrzywdzić jej przyjaciółkę. Addison była duszą towarzystwa i znała z imienia wiele osób w zamku z różnych Domów i różnych roczników, jednak na palcach jednej ręki mogła policzyć bliskich przyjaciół, którym bezgranicznie ufała. Do tego zaszczytnego grona zaliczała się także Harlow. Była gotowa podjąć się zemsty w jej imieniu, bo zależało jej na Puchonce, wiedziała też, że to było po prostu słuszne. Znajdowała się jednak w nieco lepszej sytuacji niż Riley, która przebywała na grząskim gruncie, niepewna statusu swojej relacji; Addie wiedziała, że niezależnie od tego, jaki numer wywinie Fredowi, on jej wybaczy i się od niej nie odwróci. Riley brakowało podobnej pewności, stąd Hallaway nie miała zamiaru jej do niczego namawiać. To była tylko i wyłącznie jej decyzja.
OdpowiedzUsuń— Posłuchaj, jeśli w którymkolwiek momencie realizacji planu poczujesz, że to nie jest właściwe i nie czujesz się z tym dobrze, grzecznie wrócimy do łóżeczek i będziemy udawać, że ta rozmowa nie miała miejsca. Ale chcę, żebyś wreszcie zrobiła coś dla siebie, bo jak na razie tkwisz w jednym miejscu, wciąż rozpamiętując swój związek, podczas gdy ten dureń bawi się w najlepsze. — Nie musiały w końcu wcielać planu w życie i nie zamierzała w tej kwestii naciskać na Riley. Gdyby to Addie była na miejscu przyjaciółki, chłopak, który skrzywdził i upokorzył ją na oczach szkoły, nie mając ani grama racji w swoim wywodzie, już dawno zakosztowałby konsekwencji swoich czynów; wiedziała jednak, że Puchonka, choć bez wątpienia była wojowniczką, miała nieco łagodniejszy temperament i nie uciekała się do psikusów, które z kolei były drugą naturą dla Addison.
— To jest moja dziewczyna — stwierdziła ze śmiechem, widząc promienny uśmiech na twarzy Harlow, która przez ostatnie dni chodziła głównie ze zmarszczonym czołem i ustami wygiętymi w podkówkę. Miło było zobaczyć, jak powraca do niej życie. Przy okazji nie mogła się powstrzymać przed wywróceniem oczami; cała Riley, nawet pomysły na zemstę musiała skompletować w postaci listy! — Tylko później spal ten pergamin, żeby nie zostawić śladów. Przysięgam na brodę Merlina, byłabyś najgorszym przestępcą w historii — podsumowała Addie z rozbawieniem. W końcu taki kawałek listy mógłby być obciążający, gdyby zaczęto szukać winnych.
— Mam kilka łajnobomb, dostałam je od wujka George’a, który sam kazał mi ich użyć na swoim synu, jeśli będzie nieznośny — przyznała. Rodzice Freda byli jej bliżsi niż jej prawdziwi rodzice, w końcu całe wakacje spędzała w ich domu i przyjęli ją do swojego rodzinnego grona z ogromnym ciepłem. Angelina liczyła nawet na to, że będzie miała w niej synową, ale żadne z nich się do tego pomysłu nie paliło.
— Jesteś pewna, że te skutki uboczne nie uszkodzą mu niczego na trwałe? Chcemy mu dać nauczkę, ale jeśli nie możemy przewidzieć, co się stanie i czy przypadkiem eliksir nie jest groźny, to może lepiej zrezygnować? — podsunęła, czując lekkie ukłucie niepokoju. Ufała zdolnościom Riley do ważenia eliksirów, jednak korzystanie z nieprzetestowanego wywaru mogło być tragiczne w skutkach.
Addie
To miała być jego pierwsza nielegalna wyprawa do spiżarni Mistrza Eliksirów. Wcześniej nie zdarzyło się by miał potrzebę zakradać się tam, a odkąd wrócił na szósty rok, pewne powody skutecznie odżegnywały go od zachodzenia za skórę akurat temu profesorowi. Z bardzo konkretnych względów wolał z nim żyć bez żadnych spięć i pewnie gdyby chodziło tylko o niego, za nic by się tam nie pchał. Eliksir jednak był nie dla Alexandra, a dla Riley, wobec której miał swoisty dług. Tylko dlatego porwał się na tą szaloną misję, mając nadzieję, że wszystko im wypali… Wysłuchał w milczeniu słowotoku dziewczyny, tak właściwie nie mając nic przeciwko – mógł przynajmniej dzięki temu uciszyć głód, kończąc swoje śniadanie. Przytaknął, kończąc swój i tak już podejrzanie długi pobyt przy stole Puchonów, na który mógł ktoś zwrócić uwagę. Pozostawało im tylko czekać…
OdpowiedzUsuńZameldował się na piętrze, na którym znajdował się Pokój Wspólny Hufflepuffu oraz kuchnia na parę minut przed umówioną godziną. Skoro już tutaj był, to co za problem sprawić, by jego wymówka nie była jedynie pretekstem? Zdążył zajrzeć do kuchni, gdzie od razu został obskoczony przez skrzaty, pytające na co takiego ma ochotę. Zgarnął jedynie sok, po czym ruszył w kierunku wejścia do królestwa Puchonów. I był o parę metrów od pilnie strzeżonego przejścia, gdy pojawiła się Riley. Nie zdążył nawet zauważyć jak założyciele domów, dzięki skrajnie różnemu podejściu, osiągnęli odmienne rezultaty. Do Krukonów mógł zajść każdy myślący człowiek, bo odpowiedzenie na pytanie kołatki nie wymagało wspinania się na wyżyny inteligencji – w końcu musiał potrafić odpowiedzieć nawet pierwszoroczny wychowanek Domu Kruka. Podczas gdy słyszał, że nigdy, w całej historii Hogwartu, nikt niepożądany nie wszedł do Puchonów. Przy okazji może zapyta pannę Harlow jak to jest, że tylko oni znają odpowiedni rytm… Teraz mieli na głowie poważniejsze zadanie.
Zgodnie z prośbą, stanął na czatach, wcześniej z pogodnym uśmiechem odpowiadając dziewczynie, że na łamanie szkolnego regulaminu zawsze jest gotów, nawet wybudzony o trzeciej nad ranem. Słysząc jednak, że ma kłopoty i prosi go o pomoc, cofnął się by zerknąć na zamknięte na klucz drzwi. Przykucnął, obserwując zamek. Słyszał jakie zaklęcia wypowiadała, więc chociaż tyle wiedział.
— Na pewno kombinacja jest taka, by zapobiec używaniu znanych zaklęć… Ale możemy spróbować jednocześnie rzucić czary, bo to na pewno osłabi zabezpieczenia… — odparł, zastanawiając się na głos. Pytanie czy zaklęcie, jakie zostało nałożone na drzwi było przewidziane na opieranie się magii więcej niż jednej osoby. Cóż, zaraz się przekonają… — Na pewno możemy rzucić Liberare… Dunamis odpada, bo nie chcemy ich rozwalić, tylko otworzyć. Portaberto może… A nie, ono wypala czasem ślad i mógłby się zorientować, Aberto będzie bezpieczniejsze. Jeżeli nie, postaram się użyć kombinacji, ale to najwyżej za chwilę — powiedział cicho. — Ty Liberto, ja Aberto. Może się uda.
Dźwignął się do pozycji wyprostowanej i wyciągnął różdżkę. Spojrzał w kierunku Riley, czekając aż da mu znak, że jest gotowa.
[ O, naprawdę? Nie sprawdziłam tego, przekonana, że wszystko co Mistrza Eliksirów, to w lochach. ]
Urquhart
Piątkowe wieczory w Hogwarcie zwykle były dość głośne, choć nauczyciele zdawali się przestać zwracać na to uwagę. Uczniowie skakali po stołach w Pokoju Wspólnym Gryfonów, do czego Roxanne zdążyła się już przyzwyczaić. Wiedziała, że nie mogą odjąć im punktów za hałas, dopóki nikt nie opuści wieży, a jednak pokusa była zbyt silna. Popatrzyła kątem oka na brata wymachującego miotłą i kołyszącego się na boki, podczas gdy inni członkowie drużyny próbowali wepchnąć mu do ust butelkę Ognistej. Zaśmiała się pod nosem, wstając z kanapy, po czym przemknęła między zadowolonymi z siebie nastolatkami, którzy byli zbyć zajęci świętowaniem wygranej meczu ze Ślizgonami. Co z tego, że była to jedynie rozgrywka towarzyska? Zwycięstwo to zwycięstwo i w oczach wychowanków Gryffindoru zawsze trzeba było je uczcić, szczególnie jeśli utarło się nosa Domowi Węża.
OdpowiedzUsuńDrzwi ukryte za portretem Grubej Damy wydały z siebie charakterystyczny dla siebie pisk, sprawiając, że Roxanne zmarszczyła brwi i odwróciła głowę, upewniając się, że nikt jej nie słyszał. Wymsknęła się z Pokoju Wspólnego, by następnie na palcach iść w stronę ruchomych schodów. Coś otarło się o jej prawą łydkę, mrucząc cicho. Alien spojrzał na nią spode łba, na siłę pchając się jej pod nogi. Syknęła groźnie, kładąc sobie palec na ustach.
— Cicho, bo ktoś nas usłyszy — szepnęła.
Szary kot wolnym krokiem ruszył przed siebie, co jakiś czas oglądając się, jakby martwił się, że Roxanne za nim nie podąży, i ta faktycznie początkowo nie miała tego w planach, jednak dała się przekonać. Miała wrażenie, że przybłęda, którą znalazła na skraju Zakazanego Lasu niemalże rok temu, miała jej coś do pokazania. Weasleyówna nigdy nie miała problemu z nagłymi zmianami stworzonych przez siebie na odczepkę planów, toteż zamiast zignorować zwierzaka i iść do Wieży Astronomicznej, jak to miała w zwyczaju, postanowiła zejść po schodach w towarzystwie mruczącego pociesznie kocura. W duchu modliła się jedynie, aby woźny nie kręcił się po korytarzach, bo to oznaczałoby kolejne zdenerwowane spojrzenia od jej rówieśników. W końcu w ciągu ostatniego miesiąca Roxanne kosztowała ich już jakieś siedemdziesiąt punktów.
Nie spodziewała się, że Alien zabierze ją do łazienki Jęczącej Marty. Zwiedziła to miejsce już nie raz, licząc na to, że sycząc w stronę kranu, uda jej się otworzyć drzwi do Komnaty Tajemnic i odkryć truchło Bazyliszka, jednak nigdy jej się to nie udało. Zawsze denerwował ją fakt, że to wujek Ron a nie jej ojciec nauczył się skomplikowanej sekwencji wężowego języka potrzebnego do zejścia w podziemia. Miała jednak wrażenie, że nawet, gdyby zahipnotyzowała go którymś z eliksirów znajdujących się w biurze profesora nauczającego tego przedmiotu, nie dałby rady jej pomóc, jako że kadra nauczycielska nałożyła masę zaklęć obronnych mających na celu zapobiegnięcie ponownego otwarcia Komnaty. Westchnęła cicho, rozglądając się i mając cichą nadzieję, iż Jęcząca Marta postanowiła spędzić noc w dormitorium któregoś z jej tegorocznych kochasiów (a tych było coraz więcej, mimo że wszyscy sądzili, że na Harrym Potterze miało się skończyć).
— I po co mnie tu przyprowadziłeś, hm?— spytała półszeptem, kucając na podłodze i głaszcząc Aliena.
Ten jednak wymsknął się spod jej szorstkiej od zimnego powietrza, z którym tak często miała do czynienia, dłoni i pobiegł do jednej z kabin, by następnie usiąść na klapie toalety. Poczłapała za nim, drapiąc się po głowie i targając przy tym już i tak rozwichrzone i nieuczesane loki.
[PRZEPRASZAM ZA JAKOŚĆ TEGO CZEGOŚ. Rozkręcę się, obiecuję <3]
Roxanne
Przeszywający dreszcz spenetrował ciało wystraszonego chłopaka. Wzdrygnął się on dwa razy, swoje spojrzenie przenosząc kolejno na kulę to na wystraszoną Riley. Jeszcze nie miał jej nic do powiedzenia, gdyż jego głowa próbowała przetrawić dostarczone przed chwilą, niezbyt optymistyczne informacje.
OdpowiedzUsuńMyśl, Olaf, myśl - ponaglał swój roztrzepany umysł, a dłonie zacisnął w piąstki, by posilić się o większe skupienie. Przede wszystkim poczuł presję, że muszą działać czym prędzej, że nie mogą sobie pozwolić na dalszą zwłokę. Wszystko co się teraz kolejno wydarza, te gwałtowne decyzje, jedynie sprowadzają ich do najgorszego scenariusza.
- Zostajemy tutaj - rzucił zdecydowanym tonem i zerwał się od stolika.
Olśniony chłopak podbiegł w kąt sali, gdzie znajdowały się ogromne skrzynie, wypełniony przeróżnymi magicznymi przedmiotami. Wood wybrał jedną z nich, prawdopodobnie wypchaną zapasem dodatkowych kryształowych kul, co uzasadniałoby jej ciężar. Podwinął żwawo rękawy bluzy, wziął głębszy oddech i mocnymi pchnięciami zaczął przesuwać ów kufer w stronę wyjścia. Sala do Wróżbiarstwa wyróżniała się charaterystycznym położeniem w zamku, mianowicie było to tuż u szczytu wieży, a dostać się do niej można było jedynie po drabince. Już kilka sekund później ten przesmyk został zablokowany, a ciężka skrzynia opadła na klapę, całkowicie blokując wejście oraz wyjście z pomieszczenia.
Dumny Gryfon uszczerzył się dumnie i jeszcze dla bezpieczeństwa zaczął szarpać uchwytem, by upewnić się, że ciężki przedmiot odpowiednio zabezpiecza ich przed nieproszonymi gośćmi. Skoro Olaf nie był w stanie otworzyć przejścia, tym bardziej wilkołak wdrapujący się z dołu nie mógł również naruszyć jego sprytnej konstrukcji.
- Pełnia jest tylko dzisiaj, jutro będziemy już bezpieczni. - Teraz Olaf wrócił do przestraszonej Riley, żeby nieco dodać jej otuchy. Nadal jednak próbował znaleźć w głowie jakiś lepszy plan, który mógłby im zagwarantować większe szanse na przetrwanie tej koszmarnej nocy.
Olaf był leniwym uczniem, jednakże studiował wróżbiarstwo już trzeci rok i chcąc nie chcąc, jakieś tam podstawy tej dziedziny magii posiadł. Spoglądając teraz na magiczną kulę, leżącą na stole, zamyślił się na moment, bo do jego głowy przyszedł kolejny, szalony pomysł. - Riley, pamiętasz jak mieliśmy zajęcia z czerpania wiedzy z różnych źródeł? Ja wylosowałem wtedy wróżenie z wnętrzności ptaków - tu wzdrygnął się odrobinę na wspomnienie tej obrzydliwości. - Ale do czego zmierzam... Część z nas musiała stworzyć barierę, żeby zmniejszyć oddziaływanie wzajemne niektórych przedmiotów - opowiadał zamyślony Gryfon, obrazując sobie kolejno tę scenę w głowie. Pamiętał, jak raz przy wróżeniu z kryształowej kuli, siedział zawinięty w lekki materiał, a profesor poinstruowała mu wtedy, że niektóre materiały są tkane z odpowiednio dobranych ziół, i dzięki temu potrafią uchronić przed działaniem niektórych wróżb. Olaf zażartował wtedy, że powinien sobie uszyć z tego czepek i majtki.
Riley wyglądała na zniecierpliwioną, więc odchrąknął i postanowił podzielić się z nią swoją teorią.
- Powinniśmy stworzyć magiczną zaporę - kiwnął do Riley, wypowiadając swoje myśli w końcu na głos. - Powinniśmy pozbierać wszystkie materiały i ukryć pod nimi przed losem!
Twarz jego nieco rozpromieniła się, gdyż w końcu, w swej magicznej karierze wpadł na jakiś godny podziwu pomysł.
— Co ma oko, ale nie widzi? — powtórzyła Wynn i uniosła wysoko brwi. — Ta, ja też ich nie lubię.
OdpowiedzUsuńNie lubiła zagadek, bo one zawsze miały w sobie jakieś drugie dno. Bo co niby miało oko i nie widziało? Cyklop? Aż sobie przypomniała o swoich kartach z Czekoladowych Żab, gdzie cyklop miał drugi numer w całej talii.
Ale Burkes szczerze wątpiła w tę odpowiedź, dlatego oparła plecy o ścianę. Zasłoniła sobie jedno oko, żeby zacząć myśleć nad czymś lub kimś, kto ma jedynie jedno, a potem je zamknęła.
— Jedno oko i nie widzi — mruknęła bardziej do siebie niż do Riley i odbiła się od ściany. — Myślisz, że to logiczne? Że to nie jakieś podchwytliwe gówno?
Spojrzała w stronę dziewczyny i przegryzła policzek od wewnątrz. Wynn nie lubiła zagadek i naprawdę niezbyt sobie z nimi radziła, i najchętniej wlazłaby do Pokoju Wspólnego przy użyciu siły lub czegokolwiek innego, byleby nie musieć myśleć przy zagadce. Niestety nic takiego nie wchodziło w grę.
— Ale to nie ma sensu. — Poczochrała w irytacji swoje włosy i wlepiła wzrok w kołatkę.
Wątpiła w to, że dałoby się tutaj oszukać, więc nie zostało nic innego jak znalezienie rozwiązania.
— Jedno oko… A może chodzi o dziurę? Wiesz, oko, dziura — zaczęła wypowiadać wszystko, co pojawiało się w jej głowie. — Dziura… że niby ktoś patrzy przez dziurkę i niczego nie widzi?
Wynn miała jednak nadzieję, że ktoś tutaj przyjdzie albo chociaż, że to Riley wymyśli coś, co miałoby jakiś sens. W końcu nie mogły sobie teraz odpuścić i zapomnieć o wszystkim, to było zbyt ważne.
— To trochę żałosne, że nie umiemy wymyślić niczego sensownego. — Zaśmiała się krótko i zbliżyła się do kołatki, dotykając jej palcami. — Myślisz, że żadne zaklęcie by tutaj nie podziałało? — Odwróciła się przez ramię do Riley i uśmiechnęła się do niej.
Zerknęła po jej szatach, zawieszając dłużej wzrok przy zszyciach, uświadamiając sobie wolno, co mogło kryć się pod tym dziwnym zagadkowym tekstem. Widziała też, że Harlow podąża za jej spojrzeniem i chyba obie zaczęły myśleć o tym samym.
Burkes
Nagłe zdenerwowanie Riley, jedynie utwierdziło Gabriela w przekonaniu, że naprawdę coś było na rzeczy i miał poważne powody do tego, aby się martwić. Nie miał zamiaru naciskać na Puchonkę, zwłaszcza, że sama zdecyduje, kiedy powinna go wtajemniczyć w te znacznie bardziej szczegółowe opowieści prosto z jej domu. Zacisnął usta w wąski paseczek i wypuścił powoli powietrze przez nos. Naprawdę ze wszystkich sił chciał wierzyć w to, że Riley nic nie zagraża i mimo śmierci matki jest szczęśliwa, jednak teraz jego nadzieje zostały dosłownie zrównane z ziemią.
OdpowiedzUsuń— Nie jest szczególnie miłym człowiekiem? Cóż sądząc po tym, gdy wyciągnąłem z szaty różdżkę, która jako jedyna sprawiła, że przywołało go to do porządku, również twierdzę, że nie jest miłym człowiekiem, Riley — odparł Hofer, spoglądając w stronę dziewczyny w sposób znaczący, który wręcz sugerował, iż nie jest głupi i umie dodać dwa do dwóch. Chwycił w dłoń filiżankę z herbatą, zaś stosik wypracowań niedbale rzucił na stolik. Nie były teraz ważne. — Dlatego śmiem otwarcie twierdzić, że nie jest z niego dobry materiał na ojca, zwłaszcza, gdy brak w domu matczynej miłości i opieki — kontynuował Gabriel, nawet na sekundę nie odrywając spojrzenia od Riley. — W pełni rozumiem, to że zależy ci na funduszach, jednak będziesz musiała w końcu ograniczyć swój handel. Kolejne potknięcie może cię słono kosztować, zastanów się nad tym… Jeśli jednak tak bardzo potrzebujesz pieniędzy, to mój dobry znajomy prowadzi w Hogsmeade mały sklepik ze starymi, używanymi książkami i często w okresie wakacyjnym pracuje u niego jakiś uczeń, najczęściej właśnie zaraz po ukończeniu szkoły, ewentualnie rok młodszy. Po opuszczeniu Austrii na stałe i rozpoczęciu pracy w Hogwarcie, najczęściej spędzam wakacje w domu na obrzeżach Hogsmeade, więc nie miałabyś problemu z noclegiem. Wystarczy, że się zgodzisz, jednak nie musisz jeszcze nic mówić. Zastanów się na spokojnie i wtedy dasz mi znać.
Kąciki ust Hofera delikatnie wygięły się ku górze, zaś jedno zgrabne machnięcie różdżką spowodowało, iż porządkowane przez nich wypracowania dosłownie przefrunęły same w powietrzu i zaległy na starym biurku ułożone w dwa zgrabne stosiki. Poruszył temat, który zdecydowanie nie pozwalał im się skupić na dalszej pracy, której się podjęli. W najgorszym wypadku Gabriel zarwie noc, co akurat zdarzało się dość często.
— Przez twój wybryk ominęła cię kolacja, moja droga — westchnął mężczyzna, po czym podniósł się z fotela. Specjalnie ominął temat swojej byłej żony, czy ogólnych planów wakacyjnych. Nie miał głowy do rozmawiania o rozstaniu, które pozostawiło mu jedynie gorzki smak i ogromny żal. Wyciągnął z jednej z szafeczek świeże rogaliki z ciasta francuskiego, którego nadzienie w postaci połączenia truskawek z białą czekoladą trafiało prosto do jego serca, stając się słodkim ulubieńcem. Położył na kolanach Puchonki talerzyk, kiwając przy tym głową, aby śmiało się częstowała.
Gabriel zakochany w nowej karcie
Słuchał. Zwyczajnie stał i słuchał. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko w rytm niespokojnych oddechów. Dziewczyna, która do tej pory była mu tak bliska, stała tuż przed nim, na oczach wszystkich zgromadzonych w Wielkiej Sali drżąc na całym ciele i nie mogąc powstrzymać spływających po policzkach łez. Jej głos się łamał, oddech urywał, nogi ledwie trzymały ją w pionie. A on nie czuł niczego. Gdyby ich relacja nie przypominała wielkiego rollercoastera, zapewne by ją przytulił, uspokoił, pocieszył, a przede wszystkim skrył przed wzrokiem czarodziejów, którzy musieli czerpać z tej sceny niezwykłą uciechę. Gdyby nie musiał tyle razy walczyć ze sobą, by z nią nie zerwać, gdyby nie musiał dawać temu związkowi kolejnej szansy, pewnie zapobiegłby całej tej maskaradzie, jeszcze zanim na dobre zdążyłaby się rozkręcić. Ale Riley go oszukała. Trzymał się jej, ledwo, ale się trzymał, pierwszy raz w życiu próbując wycisnąć coś więcej z łączącej go z kimś relacji, niezależnie od tego, czym było to spowodowane. Był tam, chciał wszystko naprawić, podczas gdy ona za jego plecami wysyłała listy do cichego wielbiciela. Dał jej o jedną szansę za dużo, powinien był z nią zerwać zanim zdążyła dorobić mu rogi, ona powinna była mu na to pozwolić.
OdpowiedzUsuń- Wszystko byłoby takie jak wcześniej? - zaśmiał się. Chłodno. Nieszczerze. Zmierzył ją spojrzeniem od stóp aż po głowę i jednym ruchem dorzucił płonące strony dziennika to zwęglonego listu już tlącego się na podłodze. – Czyli jakie, kochanie? Walczyłabyś dalej o moją uwagę, zatruwając mi życie ckliwymi historiami? Próbowałabyś odciągnąć mnie od tego, co kocham, od treningów na rzecz… czego?
Nie zwracając najmniejszej uwagi na poruszenie, które zapanowało wśród uczniów, postawił jedną nogę na ławce, oparł o nią łokieć i pochylił się w stronę Puchonki, jakby chciał zwierzyć się jej z jakiegoś sekretu. Mimo że ona była w totalnej rozsypce, po jego ustach wciąż błąkał się kpiący uśmiech. Kiedy ogarniała go wściekłość, wyglądało to zupełnie tak, jakby przestawał być sobą. Emocje, które zwykle tak łatwo dało się odczytać z jego twarzy, znikały za wyrachowaną maską. Grał. Stawał się aktorem, urodzonym tylko po to, by jak najlepiej ukrywać wszystkie uczucia. Zadawał ból tam, gdzie wiedział, że będzie najsilniejszy. Nawet nie podnosił głosu. Rzadko bywały momenty, w których komuś udawało się doprowadzić go do takiego stanu.
W jednej chwili jego twarz stężała. Jakim trzeba było być człowiekiem, żeby najpierw kogoś zdradzić, a następnie oczerniać jego godność, próbować odebrać mu dumę na oczach całej szkoły? Harlow celowała w nieosłaniane przez niego punkty. Zacisnął zęby, jeszcze bardziej nachylając się w jej stronę. Z jego oczu dało się wyczytać tylko jedną rzecz: nienawiść.
- Wiesz, tak bardzo broniłaś swojej cnoty, że nie zdziwiłbym się, gdybyś tak naprawdę starała się ukryć swoją drugą stronę. Może to nie jest pierwszy raz, kiedy zdecydowałaś się spędzić z kimś ostrą noc? Aż żałuję, że twój wielbiciel nie ujął w liście większej ilości szczegółów.
Odepchnął się nogą od ławki i niespiesznie ruszył przed siebie, wolną dłoń wkładając do kieszeni. Jej krzyk odbijał się echem od ścian sali, tnąc powietrze niczym najostrzejszy nóż. Atmosfera była gęsta i ciężka. Utrudniała oddychanie tak skutecznie, że Fred ledwo powstrzymał się od rozpięcia kolejnego guzika swojej koszuli. Nie zrobi tego. Już nigdy nie pozwoli jej zobaczyć nawet skrawka swojego nagiego ciała.
- Zgorzkniały i zazdrosny… O kogo? No właśnie. O kogo? – jego słowa zdawały się ociekać jadem. Obrzucił spojrzeniem wysokiego chłopaka z Ravenclawu, który przyglądał mu się w osłupieniu i machnął w jego stronę ręką, w której nadal kurczowo trzymał dziennik. – A może to byłeś ty? Pożerasz ją wzrokiem przy każdym posiłku. Pisałeś listy do mojej byłej dziewczyny? – odwrócił się w kierunku Gryfona z młodszego rocznika, siedzącego w połowie Wielkiej Sali i krzyknął tak, by dosłownie wszyscy mogli go usłyszeć. – A może ty?! Przeleciałbyś ją?! Od dzisiaj jest wolna!
Usuń- Panie Weasley!
Rzucił dziennikiem o podłogę z taką siłą, że omal nie rozkleił się jego grzbiet. Ignorując profesora, który podniósł się ze swojego miejsca, ze złością obserwując całą tę scenę, ruszył ponownie w kierunku Riley i zatrzymał się dopiero kilka kroków przed nią. Przechylił głowę, pozwalając, by kosmyki włosów łagodnie opadły na jego twarz i uśmiechnął się z żalem.
- Mam tak wysokie mniemanie o sobie, że z pewnością nawet ciężko ci to sobie wyobrazić, skarbie. Powinienem był z tobą zerwać już wieki temu, zaoszczędziłbym masę czasu – oparł dłonie na biodrach i wbił w nią spojrzenie brązowych oczu. - Oszukałaś mnie, Riley. Złamałaś obietnicę, odrzuciłaś wszystko, co kiedyś, o dziwo, chciałem ci dać. To koniec.
Rozłożył ręce jakby chciał powiedzieć, że no trudno, tak wyszło, w środku jednak czuł się zupełnie pusty. Dla niego to była przegrana sprawa. Mógł wrzeszczeć, mógł się pobić z tamtym Gryfonem. I chętnie by to zrobił, gdyby tylko ktoś dał mu odpowiedni powód. Riley zdradziła jego zaufanie. A nikt nigdy nie powinien tego robić, gdy chodzi o Freda Weasleya.
No dalej. Uderz mnie. Nie nadstawię drugiego policzka.
Freddie, który zwleka z odpisami i którego się NIE ZDRADZA
[ PS. Naprawdę chciałabym Ci kiedyś pokazać Freda w tej słodkiej odsłonie, ale w takich sytuacjach wredna bywa z niego menda. Wybacz, że tak późno – praca, studia, praca licencjacka… za dużo się uzbierało. I hej! Prześlicznie odświeżyłaś kartę! <3 ]