I lubię nocą słuchać gwiazd

Nathan 'Nate' Sykes
urodzony 27 maja / mugolak / ojciec robotnikiem na budowie, matka przedszkolanką / dwaj młodsi bracia: Jimmy i Billy / VI rok / Gryffindor / były szukający znany ze swoich brawurowych zwodów / na V roku w trakcie meczu Quidditcha uległ poważnemu wypadkowi, od czasu którego porusza na się wózku / każdy krok wsparty na kulach ogromnym wysiłkiem / używane szaty i książki z jego licznymi notatkami na marginesach / Nirvana & Fatalne Jędze / szczur Nero / notatnik wypełniony szkicami / wyblakłe dni, stracony sens / patronus: chomik / bogin: skolopendra / różdżka: leszczyna, 10 i ćwierć cala, włos z ogona jednorożca, krucha / Klub Pojedynków, Koło ONMS, Klub Miłośników Literatury / zaklęcia, numerologia, transmutacja, ONMS
Świst wiatru w nieustannie roztrzepanych włosach, trzepoczące złotem ulotne skrzydła znicza, podekscytowanie i pobudzający wrzask trybun. Wzloty, zwody i powietrzne piruety, zwinne, ostre i szybkie, tak dla niego typowe. Uniki tłuczków i pościgi, śmiech z wysokości w echu słów komentatora, buzująca adrenalina i radość, nieokiełznana, największa i żywa. Szybkie myśli i szybkie ryzyko, bo przecież nic stać się nie może, ostatnia decyzja w pędzie ku wygranej. Uderzenie w ziemię, mocne i wydzierające z płuc ostatki tlenu, głuche w gwałtowności. Trzaski, zgrzyty i połamane ukochane drewno miotły, drzazgi w bladych palcach, ukruszone kości i wygięte ciało. I niezrozumienie w nagłym bezwładzie, gdy oszołomiony wpatrywał się w swoje piękne, wolne niebo, nie wiedząc co właściwie się stało, skąd ta panika i odległe krzyki. Wszyscy myśleli, że wtedy umarł. Może on też powinien.

Miesiące w Skrzydle Szpitalnym, długie i nużące, bolesne w uświadomieniu, że czasem nawet magia jest bezsilna. Słowa pielęgniarki, że powinien się cieszyć, że w ogóle przeżył, nie docierające do niego, mdłe i kłamliwe, bo przecież nie mogło być to prawdą. Wyparcie i wściekłość, gdy usilnie próbował wstać, zamiast kroków, czołgając się do okna, szarpnięcia, gdy wrzeszcząc wyrywał się uzdrowicielce, krew na jej wargach, gdy niechcący ją uderzył. Jej smutny uśmiech. Ból w sercu i duszenie w przerażeniu i nieakceptacji, cichy płacz i odwrócenie się od przyjaciół, poczucie winy na twarzach gryfońskiej drużyny. Wypisana w ich oczach litość. Obrzydliwy nowy on, obrzydliwy wózek i za słabe nogi, obrzydliwe kalectwo. Śmieszne, przekreślone nagle marzenia o przyszłości. Samo pogarda.

Przekłuty balon, smętny w swoich szarych resztkach. Cień dawnego siebie, przygarbiony duch w żywym ciele, osowiały w smutnej rutynie. Zupełnie inny człowiek, starcze zgorzknienie w uszkodzonym, dziecięcym ciele. Zamiast schodów przeskakiwanych w roześmianym biegu - powolne unoszenie wózka zaklęciem lub pomocnymi dłońmi przechodzących uczniów. Zamiast psikusów i ucieczek - ociężały zgrzyt wózkowych kół i narastająca bezsilność. Zamiast treningów Quidditcha - zaciśnięcie warg, gdy samotnie próbuje ustać na drżących, wątłych nogach i przejść choć jeden metr. Bez dawnego uśmiechu odsłaniającego zęby, bez słów pełnych pasji i życia, bez nadziei i szans na udaną według niego przyszłość. Motyl, któremu obcięto skrzydła. Jest utrudnieniem, dla wszystkich, przecież wie to i widzi doskonale: dla rodziny, gdy w i tak ubogim domu dołożył dodatkowych rachunków, gdy i tak zmęczona już matka wnosi ciężki wózek na ostatnie piętro kamienicy pozbawionej windy. Dla profesorów, gdy nie może uczestniczyć w zajęciach w pełni, dla znajomych, gdy nieswoi są przy nim i pełni litości. Dla skrzatów, których pomoc wściekle odrzucał, ostatecznie upadając na śliskie łazienkowe kafelki, po raz kolejny nie potrafiąc sobie poradzić. Dla samego siebie, bo nienawidzi siebie, szczerze i mocno. Dla wszystkich, będąc obrzydliwym pasożytem i pomyłką. Bo może lepiej byłoby gdyby nie przeżył.

Odrzuca ze złością wszelką pomoc, w każdej wyciągniętej dłoni widząc litość. Niknie w oczach i zapada się w sobie, nie umiejąc odnaleźć na nowo sensu. Zawiesza pusty wzrok w przestrzeni i milczy w zgarbieniu sylwetki, potrafiąc wydobyć z siebie jedynie rozgoryczenie. Nie śledzi rozgrywek Quidditcha ani nie spogląda w dzienne niebo, pocierając jedynie powypadkową bliznę. Nie wymyka się już i nie zdobywa szlabanów, nie hałasuje i może już w ogóle nie istnieje. Z trudem odnajduje siły na wstanie każdego kolejnego dnia, nie widząc w tym sensu i potrzeby. Nie płacze już i nie krzyczy, nie łudzi się już, że wstanie i przejdzie choć pięć kroków. Nie marzy, że kiedyś znów dane będzie mu polecieć. Czyta książki i zanurza nos w depresyjnych szkicach, nocami wpatruje się ciemne niebo w odległej ułudzie błyszczących, zmarłych gwiazd widząc siebie. Wrak człowieka.

Wszyscy myśleli, że wtedy umarł. Może mieli rację.

______________________________________
Hogwart, odbiór! Cześć! Przepraszam za to coś powyżej, co popełniłem, postaram się brzmieć w wątkach lepiej i mądrzej! Dziękuję też wszystkim, którzy przez to przebrnęli, a wszystkich chętnych zapraszam do wspólnego pisania. :D
To mój pierwszy blog, ale jestem mega pozytywnie nastawiony! Może się uda i nie będę popełniał wielu błędów - będę się starał, to mogę Wam obiecać. <3

11 komentarzy:

  1. [Cześć i czołem, witam Cię serdecznie na Twoim pierwszym blogu! :) Czytając kartę Nathana w ogóle nie miałam wrażenia, żebyś nie miał doświadczenia (sama nie czuję kiedy rymuję <3) w pisaniu na blogach grupowych :) Wszystko jest spójne, poukładane i dobrze przedstawione – jeśli zaś chodzi o samą historię Twojego pana, to strasznie mu współczuję. Nieźle go doświadczyłeś… ja to tak chyba nie umiem, a przynajmniej dręczą mnie okropne wyrzuty sumienia, gdy pokaram swoją postać jakimś dużym nieszczęściem :D W każdym razie mam nadzieję, że los jeszcze się uśmiechnie do Nathana. To, że może postawić choć parę kroków to już coś! Oby znalazł w sobie determinację do walki o więcej :) Chętnie pomyślałabym o jakimś wspólnym wątku, ale w tej chwili moja Mer jest już na końcówce swojej kariery w Hogwarcie. Gdy pojawię się z nową postacią, to wtedy zapraszam Cię do kombinowania i wymyślania ;) A tymczasem życzę Ci jak najlepszej zabawy i mnóstwa wspaniałego pisania! ]

    Emerson Bones

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć cześć :D pozwoliłam sobie już zostawić komentarz pod kartą, czekam co prawda aż Effy się pojawi na powrót w linkach (kiedyś już byłam, potem zniknęłam, teraz wracam :p), ale jestem tak bardzo zachwycona Tobą, Twoim stylem pisania, pomysłem na postać i sposobem, w jaki została wykreowana, że chciałam Cię jak najszybciej o tym poinformować <3 aż ciężko mi uwierzyć, że nigdy nie byłeś na blogach... Jeśli byłbyś zainteresowany to ja jestem jak najbardziej chętna na wątek <3 w końcu oboje są z Effy mugolakami, to już jakiś start, ja kilka pomysłów mam, ale może Ty masz jakieś marzenia ;)]
    Effy i jej autorka klaszcząca głośno z zachwytu

    OdpowiedzUsuń
  3. [Bardzo mnie cieszy w takim razie, że zdecydowałeś się pokazać swoją twórczość światu <3 ja bym bardzo chciała żeby oni się przyjaźnili <3 Twój pomysł mi się bardzo podoba, napisz może do mnie na czacie na maila noideasononame@gmail.com to wszystko doprecyzujemy :*]
    Effy

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej! Ależ mi go szkoda, mam ochotę go mocno wyściskać i jakoś podnieść na duchu. To musiał być dla niego straszny przeskok, zmienić aż tak swój tryb życia, nie dziwię się, że odciął się od świata, przyjaciół itp. Mam nadzieję, że mimo wszystko kiedyś stanie na nogi, a jeśli nie, to to zaakceptuje i nauczy się cieszyć się życiem. Nie będę oryginalna, jeśli podobnie jak poprzedniczki napisze, że nijak nie widać, że to Twój pierwszy raz na blogach! Świetna karta z bardzo przejrzystą treścią, która czytało się z lekkością i przyjemnością :) Mój Elias za pewne zniszczyłby mu jeszcze bardziej życie, ale jeśli masz ochotę...zapraszam! :) Życzę mnóstwo dobrej zabawy, weny i wciągających wątków :)]

    Elias Collins

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Hej, jakie zaskoczenie! Nie spodziewałam się ujrzeć w Hogwarcie postaci, która jeździ na wózku, bo przecież na pierwszy rzut oka wydaje się, że magia powinna wszystko naprawić (choć, gdy wgłębić się w temat w końcu nie przywraca poucinanych kończyn, więc to całkiem logiczne...), więc Nate miał okropnego pecha. Nie chcę sobie nawet wyobrażać jak na żywo musiało to przerażająco wyglądać... Zaproponowałabym wątek, bo mam na niego okropną ochotę, ale jestem na etapie tworzenia nowej karty i wymiany postaci (Alex niestety już zdecydowanie za stary na Hogwart), więc mam nadzieję, że uda się to nadrobić kiedy pojawię się z nowym panem. A tymczasem, witam i mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić ;) ]

    Urquhart

    OdpowiedzUsuń
  6. Effy Fitzgerald dobrze pamiętała rozmowę, którą stoczyła z opiekunem Ravenclaw na początku trzeciego roku. Próbowała go przekonać, że czymś absurdalnym jest wymaganie pisemnej zgody rodziców na wyjście do pobliskiej wioski po słodycze, podczas gdy tak naprawdę cała edukacja w Hogwarcie złożona jest z dużo bardziej niebezpiecznych rzeczy. Taki quidditch na przykład. Wściekle latające piłki, a to wszystko kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt metrów nad ziemią.
    - Masz trochę racji - przyznał jej nauczyciel. - Jednak uczniowie grający w Quidditcha cały czas znajdują się pod nadzorem nauczycieli, którzy dbają o to, by nikomu nie stała się krzywda. Natomiast kiedy uczeń opuszcza teren zamku nie zawsze jesteśmy w stanie go u pilnować więc nie możemy brać na siebie takiej odpowiedzialności... Przykro mi, Effy... Może poprosisz koleżanki by przyniosły Ci coś z "Miodowego Królestwa"?
    Pamięta też jak później siedziała samotnie w oknie swojego dormitorium odprowadzając wzrokiem uczniów wybierających się na weekendowych wypad do wioski. Uczniów, którym wolno było w pełni należeć do tego magicznego świata. Effy opierała czoło o chłodną szybę. Część jej znajomych odwracała się co jakiś czas i próbowała odszukać ją wzrokiem, by pomachać jej na pożegnanie i dodać nieco otuchy. Mrużyli oczy szukając w oknach tak charakterystycznych dla Effy jaskrawych kolorów, jednak nie będąc w stanie niczego takiego znaleźć odwracali się stwierdzając, że najwidoczniej Effy Fitzgerald w żadnym oknie nie ma. Po części mieli rację - Effy Fitzgerald nie było wtedy w dormitorium. W oknie skulona siedziała wówczas Josephine , chuda, blado-szara i smutna, nie będąca w pełni częścią żadnego ze światów, w którym przyszło jej żyć. Samotna.
    Przez następne lata zdawała się wyprzeć to wspomnienie z pamięci, ostatecznie nie miało to aż tak wielkiego znaczenia. W lutym 2022, będąc na szóstym roku, skończyła siedemnaście lat i nikt nie pytał ją o niepodpisaną przez nikogo zgodę nadal spoczywającą gdzieś na dnie kufra. Stała się regularnym uczestnikiem weekendowych wypadów i wszyscy zdołali zapomnieć, że nie zawsze tak było. Nawet Effy udało się te wspomnienia schować gdzieś głęboko w zakamarkach swojego umysłu i już do nich nie wracać, w końcu nie było takiej potrzeby.
    Przypomniała sobie jednak tę rozmowę z opiekunem, gdy wraz z całą obecną na trybunach stadionu szkoły wpatrywała się w leżące na ziemi pogruchotane ciało Nathana Sykesa.
    "znajdują się pod nadzorem nauczycieli, którzy dbają o to, by nikomu nie stała się krzywda"
    Rozgoryczenie, wściekłość i bezsilność rozlały się w jej wnętrzu jak kwas wypalający wszystko, co spotka na swojej drodze.
    Wypadek Sykesa był najgłośniejszą sprawą tamtego roku. Pamięta jak przybyli po niego uzdrowiciele z Munga, by go zabrać. Pamięta pełne rezygnacji i bezsilności spojrzenie szkolnej pielęgniarki, ogarniający wszystkich strach i niedowierzanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamięta jak mocno zaciskała wieczorem palce na srebrnym medaliku u szyi, szepcząc bezgłośne błagania chcąc wierzyć, że ktoś ją wysłucha. Że ktoś w ogóle ją teraz słucha. Może chociaż tym razem.
      Pamięta jaki Nate Sykes był przed wypadkiem. Odważny. Towarzyski. Roześmiany. Głośny. Lubiany. Popularny jak zresztą każdy gracz quidditcha.
      Pamięta kiedy wrócił z Munga. Jak wszystko w nim zgasło.
      Effy wiedziała, że ludzie odczuwają strach stykając się z cudzym cierpieniem. Irracjonalną obawę, że rozciągnie się na nich. Poczucie winy, że nie są w stanie mu zaradzić, ale też, że odczuwają ulgę, że to cierpienie ich nie dotyczy. Zbyt wiele razy widziała charakterystyczne niezręczne odwracanie wzroku i niespokojne poruszenie, by nie rozpoznać tych uczuć.
      I choć bardzo się starali, możliwe, że nawet za bardzo, nie potrafili funkcjonować w obecności Sykesa tak jak kiedyś. Wydawało się jakby wszyscy pod pewnym względem stali się niepełnosprawni.
      Effy skłamałaby mówiąc, że rozumiała Gryfona. Skłamałaby mówiąc, że wiedziała co jest mu potrzebne. Skłamałaby mówiąc, że zachowała się wobec niego odpowiednio... Bo problem z a Effy Fitzgerald polegał na tym, że odpowiednie zachowaniem wywoływało u niej co najmniejszych wzdrygnięcie.
      Wobec tego postanowiła zachowywać się wobec niego tak jak zawsze. Nie byli przyjaciółmi wcześniej, nie było powodu by udawać, że jest jego przyjaciółką teraz.
      - Nie było Cię na Kółku - powiedziała do niego oskarżycielskim tonem.
      Zupełnie ignorując skonsternowane spojrzenie otaczających Nate'a Gryfonów, którzy chcieli sobie w spokoju zjeść śniadanie i/lub leczyć kaca, usadowiła się obok niego przy stole i jak gdyby nic Przysunęła sobie talerz i zaczęła nakładach sobie na niego naleśniki.
      - Wylosowaliśmy Kallisto do zbadania i opisania. To znaczy ja wylosowałam dla nas, bo Ciebie nie było.
      Spojrzała urażonym wzrokiem znad talerza, przerywając na moment ozdabianie naleśników fantazyjnymi różyczkami ze śmietany. Po chwili sięgnęła do torby i Wyciągnęła z niej słoik z mugolskimi M&M- sami, którymi zaczęła dekorować swoje danie.
      - Zrobiłam wstępne notatki - oznajmiła wyciągając z torby plik ozdobionych brokatem kartek, który jak gdyby nigdy nic rzuciła mu na kolana. - Możesz przejrzeć i dopisać własne uwagi... Naleśnika?
      Z wyraźną dumą podniosła talerz ze swoim dziełem do poziomu wzroku Gryfona.
      Effy

      Usuń
  7. [Oj, biedny ten Nathan, i to nie przez sam wypadek, a przez to jak nie radzi sobie z jego skutkami i swoją niepełnosprawnością. Możemy uznać, że przed wypadkiem się znali, Maeve nie ma problemu z zagadaniem do całkowicie obcej jej osoby, więc to mogłaby być jakaś podstawa do obecnych relacji. Co do wątku, może właśnie oprzemy to na tej niechęci Nathana do przyjmowania jakiejkolwiek pomocy ze strony osób trzecich z obawy przed tą litością? Powiedzmy na przykład, że Maeve byłaby świadkiem jak Nathan dość oschle obchodzi się z jakimś uczniem tylko dlatego, że ten chciał wyciągnąć do niego pomocną dłoń i zdecyduje się w jakiekolwiek sposób zainterweniować? Chyba, że masz jakieś inne pomysły, ja jestem otwarta na prawie wszystko :)]

    Marquand

    OdpowiedzUsuń
  8. Czuła na sobie spojrzenia otaczających ją Gryfonów oraz innych uczniów, którzy zwrócili uwagę na rozgrywającą się scenę. Słyszała ich pomruki.
    - Zostawiłaby już biedaka w spokoju…
    - Już by mu odpuściła…
    - Fitzgerald, zlituj się…
    - Ona nie żartuje, ona jest po prostu wariatką…
    - Czy ona już totalnie ześwirowała? Przecież widać, że chłopak ledwo daje sobie radę…

    Effy nawet nie drgnęła. Dobrze wiedziała, że współczucie i politowanie potrafią parzyć jak wymierzony policzek, nawet jeśli intencje były dobre. Obojętnym wzrokiem spojrzała najpierw na talerz z naleśnikami, a potem na spoczywające na kolanach notatki. Skrzywiła się z niezadowoleniem i jak gdyby nigdy nic zaczęła wygładzać wykrzywione kartki, po czym przeniosła ten sam, niewzruszony wzrok na chłopaka.
    - Szczerze mówiąc to nie. W odpowiedzi na w sumie wszystkie Twoje pytania – odparła spokojnym głosem. – Nie podoba mi się Twoja reakcja. Zamiast pracować w parze, musiałam pracować sama. A to dwa razy więcej roboty poza tym próbując jednocześnie zapisując spostrzeżenia i nakierować teleskop pod odpowiednim kątem wbiłam go sobie w oko. Dość upokarzające. I chyba oczekiwałam jakiegoś „dziękuję” . Nie powiedziałabym, że mi nie pasuje „zły i zdenerwowany Sykes”, raczej nie do końca komfortowo się czuję w towarzystwie kogoś, kogo tak wkurwiły M&Msy.
    Nie pamiętała kiedy właściwie zaczęła przeklinać. I choć robiła to raczej rzadko, było coś wyzwalającego w wysławianiu się w sposób absolutnie dla niej niedozwolony. Kolejna rzecz, która mogła ją oddzielić od Josephine . I choć nie powiedziała tego na głos, „zły i zdenerwowany Stykes” nie był wcale czymś tak bardzo niepożądanym. Ostatecznie złość to jakaś emocja. To jakaś oznaka życia.
    - Jak bardzo nienormalnym trzeba być, by nie lubić M&Msów – ciągnęła kręcąc głową z niedowierzaniem. - Nawet Raphael, mój starszy brat, lubi M&Msy. A on najbardziej lubi nielubienie. Po co nakładasz sobie warzywa, skoro ich nie jesz? To przez młodsze rodzeństwo? Chcesz dawać dobry przykład? Michael robi tak do tej pory. Chyba wciąż się łudzi, że wierzymy, że uwielbia pomidory, bo mają dużo potasu.
    Po twarzach osób przysłuchujących się rozmowie przemknął cień zaskoczenia. Wszyscy znali Effy Fitzgerald na tyle by wiedzieć, że na palcach jednej ręki można było policzyć okazje, w których powiedziała cokolwiek o swojej rodzinie, zwłaszcza tak publicznie. Niektórzy po raz pierwszy dowiedzieli się, że Effy w ogóle ma jakichkolwiek starszych braci. Effy jednak nie wyglądała jakby właśnie zrobiła coś zupełnie nietypowego.
    Zerknęła na talerz z naleśnikami, zmarszczyła brwi, sięgnęła po widelec i zaczęła przesuwać zawartość talerza tak, by odpowiadała jej pokręconej estetyce. Nie odrywając wzroku od swojej pracy sięgnęła po dzbanek z herbatą i rozlała ją do dwóch kubków. Do jednego z nich wlała odrobinę mleka, drugi zaś przysunęła w stronę chłopaka.
    - Nie mam pojęcia jaką herbatę lubisz, bo nigdy mi nie powiedziałeś. W sumie to nie wiem, czy w ogóle lubisz herbatę – powiedziała wzruszając ramionami. – Jeśli mamy być partnerami musimy znać tak podstawowe informacje. Ja na przykład nie lubię zielonych ogórków i nigdy nie słodzę herbaty cukrem… Ugh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzdrygnęła się teatralnie i upiła łyk swojego napoju.
      - Nie rozumiem, dlaczego wizja Ciebie na najwyższej wieży Hogwartu miałaby być zabawna – kontynuowała marszcząc brwi z konsternacją. – W Od kilku lat widywałam Cię tam regularnie i nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wybuchnęła z tego powodu śmiechem… A nie mam jakiegoś wysublimowanego poczucia humoru. O, oliwki. Kiedyś nie lubiłam oliwek, ale chyba już dojrzałam do ich smaku. Ach, ta dorosłość.
      Wzięła widelec i bezceremonialnie dziabnęła jedną z oliwek z talerza Nate’a i z zadowoleniem wpakowała ją sobie do ust. Siedzący w pobliżu uczniowie pokręcili tylko głową z niedowierzaniem i postanowili wrócić do swoich spraw i rozmów, skoro najwyraźniej drama się już skończyła.
      - Z tego co wiem, to nadal jesteś na liście uczniów uczęszczających na Kółko Astronomiczne więc nie powiedziałabym, że na nie „nie chodzisz”, tylko że na nie „nie poszedłeś”. I to, mój drogi, ma się wydarzyć ostatni raz – oznajmiła stanowczo celując w chłopaka widelcem. – Sama zamierzam tego dopilnować, także oczekuję byś był gotowy w następny czwartek o 21:30 przed portretem Grubej Damy. I ostrzegam Cię, że bardzo się lubimy więc jeśli jeszcze kiedykolwiek chcesz zostać wpuszczony do swojego dormitorium to lepiej mnie nie rozczaruj.
      Sięgnęła po kolejną oliwkę z talerza Nate’a i zjadła ją popijając resztką swojej herbaty. Zebrała swoje poprzednio wzgardzone notatki z kolan i zdecydowanym ruchem położyła je z powrotem na stole tuż przed chłopakiem.
      - Miłego dnia, Nathanie – powiedziała posyłając mu uprzejmy uśmiech, po czym wstała od stołu przerzuciła sobie przez ramię swoją torbę i jak gdyby nigdy nic opuściła Wielką Salę.
      Z pozostawionego przez nią pliku notatek wystawała fotografia, którą zrobiła jakiś czas temu. Przedstawiała Nate’a siedzącego w wózku i z zapałem rysującego w swoim szkicowniku. Chłopak na zdjęciu nie wyglądał na słabego i zrezygnowanego. Był skupiony, ale i zdeterminowany, przenosił na obraz swoje emocje, to co czuł i myślał. Chłopak na zdjęciu po prostu żył .
      Effy

      Usuń
  9. [Cześć! Przyznam, że podziwiam za stworzenie postaci z niepełnosprawnością, ja kiedyś stworzyłam niewidomą dziewczynę, niestety prowadzenie jej mnie przerosło. Trochę szkoda, że mugolak, bo chętnie bym coś stworzyła! Niemniej jeśli Ty masz jakiś ciekawy pomysł, to ja jestem otwarta na propozycje. (:
    Tymczasem życzę Ci kociołka weny, samych fascynujących wątków i świetnej zabawy!]

    Cherry Greyback

    OdpowiedzUsuń