maybe I'm wasting my young years

Atlas Rosier
urodzony 7 kwietnia 1996 – dawny wychowanek domu Salazara Slytherina – czarodziej czystej krwi – 27-letni, spełniony nauczyciel transmutacji oraz opiekun koła teatralnego, który wrócił do Hogwartu we wrześniu 2022 – były pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów – szczęśliwe małżeństwo z Arlo – zarejestrowany animag przyjmujący postać lisa, który jest również jego patronusem – potomek popleczników Gellerta Grindelwalda i Lorda Voldemorta – różdżka z drzewa hebanowego, włókno ze smocznego serca, 11 calowa – boginem trumna otoczona wieńcami ze zdjęciem Arlo
Szybko przekonałeś się, że aby przetrwać na tym świecie bez szwanku, trzeba być dobrym aktorem. Czasami trzeba być idealnym synem. Takim, który grzecznie słucha ojca nie mogącego do końca pogodzić się z faktem, że nikt dłużej nie zamierza odwracać wzroku, po cichu tolerować tych poglądów. Słysząc kolejne obelgi, słowa pełne goryczy i jadu, odpowiadałeś skinieniem głowy. Krzyżowałeś palce za plecami, gdy tylko proszono cię o potwierdzenie i mówiłeś, tak, ojcze. Kiedy pierwszy raz spróbowałeś wyjść z roli, nie skończyło się to dobrze. Powiedziałeś, że ten świat zniknął. Grindelwald i Voldemort są już tylko postaciami z podręczników do historii. Już nikt się nie odważy powtórzyć tego głośno. Twoja odwaga szybko zwróciła się przeciwko tobie, opuchnięty policzek długo bolał, podobnie jak splamiona duma.  Innym razem należy potulnie położyć uszy po sobie, obniżyć głowę i wbić spojrzenie w czubki swoich butów. Ambicję wsunąłeś do kieszeni, skupiłeś się na innych rzeczach. Czasami chciałeś być tym pomocnym Ślizgonem, wbrew steoretypowi; etykiecie, która przylgnęła do ciebie tak ściśle. Przekułeś pewne zapędy, podszeptywania pychy w naukę, bo chciałeś osiągnąć coś, co na dobre upewniłoby ludzi, że Rosierzy mogą być inni. Ty byłeś przecież inny, nawet jeśli nie każdy chciał w to wierzyć. Gdybyś chociaż raz wyszedł z tej roli, byłoby to bardziej zapamiętane niż każdy jeden z twoich dobrych uczynków – robiłeś je po to, żeby czuć się lepiej ze sobą czy naprawdę było ci żal tej Puchonki nad którą znęcali się tamcy Ślizgoni?

Kiedyś próbowałeś tę sztukę przekuć w swój największy atut. Pierwszy raz na scenie, wtedy przestawałeś być tym dziwnym Rosierem. Wtedy uwaga innych ściągnięta wprost na ciebie nie przeszkadzała, a wzrok innych nie kładł się ciężarem. Głośniej, lepiej, bardziej, aż do teatralnej przesady. Tylko to nie było to, dlatego poszedłeś dalej. Myślałeś, że aurorzy docenią twoje umiejętności aktorskie, ale znów przypomniano ci, że pewne nazwiska z tych dających przywileje spadły nisko, na sam dół tej hierarchii, stając się ciężarem. Przy tej jednej osobie mogłeś przestać udawać. Jej nie przeszkadzały wątpliwości, niepewność czy słabość. Dałeś sobie przyzwolenie na bycie tą prawdziwą wersją siebie, pozwoliłeś na przejrzenie tej maski i nie czułeś długo wstydu. To było komfortowe, mało kto zdaje sobie sprawę, że maska na twarzy potrafi ciążyć niemniej niż stal zbroi, a ty zdążyłeś przyzwyczaić się do tej lekkości. Prędko jednak podszeptywania sprawiły, że poczułeś się źle – on tak lubiany i popularny, ty ciągle w cieniu i z podeptanymi ambicjami. Podjąłeś kolejną próbę bycia kimś innym, jednak ta była skazana na porażkę; straciłeś coś więcej niż dumę, a zyskałeś wyłącznie wstyd. Nigdy nie pragnąłeś go zranić, a chłód pomiędzy wami był ciężki do zniesienia. Chcesz wierzyć, że ten rok nie został zmarnowany; być może zdobyłeś czyjąś sympatię, mimo świadomości, że dalej jesteś tym samym gburem patrzącym na innych spod byka. Czegoś musiałeś ich nauczyć, prawda? A może ważniejszym jest, czy to ty wyciągnąłeś z tego jakąś lekcję dla siebie – czerpania na nowo radości z nauki? pokory? … szczerości?
wizerunek: Cody Fern | mail: idol.of.the.day@gmail.com
Już raz tutaj byliśmy, ale stęskniliśmy się za potterowskimi klimatami. Przygarniamy wszystko, niekoniecznie musi być milutko i puchato. Kody częściowo wzięte stąd

20 komentarzy:

  1. [Jestem bardzo ciekaw tej małżeńskiej dramy i tego, co z niej wyniknie, więc na pewno będę zerkał na rozwój sytuacji! 👀
    Bezapelacyjnie Atlas i Arlo mogą aspirować do miana najbardziej hot pary w Hogwarcie. Sądzę, że dla wielu uczniów będą inspiracją.
    Jeśli będziesz miał ochotę na jakiś wspólny wątek, to zapraszam z otwartymi ramionami.]

    Percival

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam, panie Rosier. Tak się składa, że dość często tu bywam i jakoś tak współdzielimy tę przestrzeń… ᐛو
    Ale słodzisz, a sama masz przełamanie schematu w karcie tego gburka! Kto ośmieliłby się obrazić taką gwiazdę, no proszę cię: the hottest idol. Cóż, nasze postacie często mają mocne charaktery i nierzadko odmienne perspektywy, stąd dochodzi między nimi do tarć, które jeszcze mocniej eskalują, ale to pozwala czasem zobaczyć, na których polach się dopełniają w relacji. Och, macie duże błędy do naprawienia, ale cicho mogę wam kibicować.]

    mąż

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Nie będę ani trochę oryginalna, kied powiem, że też jestem ciekawa tej małżeńskiej dramy. Sam Atlas (chwalę za imię, bardzo pasuje do postaci!) ciekawy, ale nieco smutny. Mam nadzieję, że już niedługo nauczy się ściągać maskę i po prostu być w pełni sobą!
    Zapraszam na wątek, jeśli masz ochotę. Sepi jest bardzo zainteresowana transmutacją, więc chętnie porozmawia z Atlasem na temat animagii, zwłaszcza, że sama chce animagiem zostać.
    Życzę Ci wspaniałych wątków!]

    Sepideh H. Shafiq

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Cześć!
    Dramy pośród par to coś o czym, z pewnością, powstanie nie jedna plotka. My autorzy mamy skłonności do komplikowania życia naszym postacią...
    Natomiast sam Atlas (cóż za oryginalny dobór imienia) wydaje się bardzo ciekawą postacią. Mój Nicholas z pewnością nerwowo obgryza paznokcie przed zajęciami z tym panem, zwłaszcza, że do transmutacji mamy dwie lewe ręce.
    I piękny ten lisek ;)
    Do tego chylę czoła za sposób napisania karty, bardzo przyjemnie czytało się jej tekst.
    Bawcie się jak najlepiej i życzę dużo weny! ]

    Nicholas

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jeju jaki cudny lisek ❤️ Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, szybciutko przeczytałam treść karty i chcę tylko więcej :) Bycie małżeństwem w murach Hogwartu to na pewno nie małe wyzwanie, zwłaszcza, że chcąc nie chcąc po każdej wewnętrznej dramie będą na językach. Fajnie, że odnalazł w sztuce coś, co z nim rezonuje. Chętnie zaproszę to do życia którego z moich panów, może to właśnie do Atlasa Mathieu zglosilby się po wsparcie odnośnie swojej orientacji, którego nie otrzymał w rodzinie? Taki pomysł na szybko przyszedł mi do głowy, możemy też w razie chęci zrobić burzę mózgów. Zostań tu tym razem jak najdłużej 💜]

    Elias D. & Mathieu T.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Wiedziałam, że skądś kojarzę tytuł kapejki Atlasa i takim właśnie sposobem zdołałam sobie przypomnieć o London Grammar, którego słuchałam jeszcze za swoich gimnazjalnych czasów. Cześć!

    Z góry chciałabym bardzo Cię przeprosić, że tak bez słowa zniknęłam z Woodwick, przerywając nasz wątek – mam ostatnio bardzo mało czasu, a Aglaia okazała się dla mnie twardym orzechem do zgryzienia. Ewidentnie nie do końca się dogadywałyśmy i ot, tak właśnie skończyła się moja przygoda z tą pannicą.

    Jeśli nie masz nas jednak jeszcze dosyć i znalazłyby się chęci, być może miałabym jednak pewien pomysł na wątek między Aurelianem i Atlasem. Mianowicie, poszukuję nauczyciela, który mógłby się nieco bardziej zainteresować stanem psychicznym młodego Handrahana. Doskonale w końcu widać, że gryfon pogorszył się w nauce, że wciąż i wciąż chodzi zmęczony, niewyspany, że błądzi gdzieś myślami, gdy powinien raczej skupić się na lekcji i omawianych tematach. Bardzo więc bym chciała, by znalazł się z kadry nauczycielskiej ktoś, kto zechciałby poważniej pogadać z Aurelianem po lekcjach. Zapytać co się dzieje, czy wszystko w porządku, czy można jakkolwiek mu pomóc. Nie zaprzeczam, widzi mi się po prostu nieco przegadany, spokojny wątek, gdzie Asher może wreszcie zaufać komuś na tyle, by porządnie się ze swych problemów wygadać.

    Pytanie tylko, czy Atlas faktycznie mógłby się nieco bardziej swoim uczniem zainteresować, w końcu nie każdy nauczyciel jest tak supportive jakby się chciało. Także dawaj znać, czy coś takiego by Wam odpowiadało, czy Atlas być może się do takiego wątku nadaje i życzę Wam również masy dobrej zabawy na blogu.]

    ASHER S. HANDRAHAN

    OdpowiedzUsuń
  7. Rosierowie na kolacjach w Wielkiej Sali bywali od wielkiego dzwonu i najczęściej z okazji początku i końca roku szkolnego, gdzie obecność personelu była wyjątkowo mile widziana, czy to przez wzgląd na ceremonię przydziału, czy pełne podsumowania roczne. Niechęć ze strony Arlingtona na pojawieniu się tego wieczora w Hogwarcie w ramach wrócenia do murów Hogwartu po zwieńczonej już pracy, nie została jednak ostatecznie w żaden sposób zwerbalizowana, biorąc pod uwagę mrukliwość Atlasa. Zaskakiwało go w jednej strony to, że chęć zostania w domu i pozostawienie dwóch pustych krzeseł nie wyszło od niego przez jego pikującą potrzebę samotności. Wiedział jednak po blisko ośmiu latach związku poprzedzonego listami, które z czasem nabrały charakteru miłosnego, że poczucie zobowiązania może być u jego partnera o wiele silniejsze niż postawienie siebie na pierwszym planie. W pewnym stopniu na pewno było to pokłosiem rosierowego wychowywania, lecz również wysokiej kultury osobistej czy tego, w jaki sposób Atley chciał być odbierany. Wareham zdecydowanie bardziej preferowałby kameralną kolację w ich własnym gronie, gdzie również mogliby wyglądać elegancko, lecz ilość spięć na przestrzeni roku mieli wystarczająco dużo, by ta okazja nie była polem do tego. Nie oznaczało to przecież, że za jakiś czas nie będą mogli wykonać irish goodbye — Arlington tylko ze spotkania autorskiego czy to w Hogsmeade, czy w Londynie nie zdołałby wyjść niezauważony, gdyż wszystkie oczy były skierowane na niego.
    Arlington i Atlas zajęli miejsca jak najbliżej krańca długiego stołu przyozdobionego białymi świecami, a pod nim sięgnął do ręki ukochanego. W trakcie przemowy Longbottoma, nauczyciel uroków i zaklęć zdążył odpłynąć myślami z Wielkiej Sali, uwagę poświęcając temu, że z mężem przetrwał rok w murach tej szkoły. Jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej przy kryzysie w ich relacji, wprowadzonym przypadkiem, lecz z siłą tajfunu — ich małżeństwo jedynie porządnie trzęsło się w posadach i pisarz widział nad nim najwyżej ciemne chmury, co dodatkowo podkreślane było przez chłód, który wdarł się między nimi wraz z utratą jakichkolwiek pokładów zaufania. Obaj jednak po długich rozmowach, którym bliżej charakterem było chyba do negocjacji i festiwalu stawiania ostrych granic, unaoczniając przy okazji, jak bardzo Attie, jak i Arlo potrafią unieść się dumą, finalnie zdecydowali, że nie chcą się rozchodzić, mimo że przez jakiś czas mieszkali nawet osobno. Dla Arlingtona po ośmiu latach wspólnego życia w anturażu paczworkowej sklejki ze słodkich, jak i kwaśnych chwil, już samo myślenie o tym okazywało się wyjątkowo trudne, choć ostatecznie doszedł do konkluzji, że powtórka z rozrywki popchnie go do o wiele bardziej zdecydowanych kroków. Ten lęk nabierał kształtów, przypominając swędzenie naskórka, gdy przypominał o sobie znienacka. Przeniesienie do domu w wiosce pełnej czarodziei, w której po skończeniu szkoły Wareham osiadł, pomieszkując u dziadków, i kształcąc u lokalnego wytwórcy zaklęć, było swoistym mrugnięciem z przeszłości. Po roku pracy w dostrzegał jednak u partnera jedną znaczącą różnicę — zdawało się, że Atlas zyskał trochę więcej wewnętrznego spokoju, a także przestrzeni na odżycie i było całkiem możliwe, że nauczycielska posada mu służyła, dając o wiele więcej satysfakcji niż monotonna, papierkowa praca w Ministerstwie Magii. W Hogsmeade ich wspólne życie zwolniło w porównaniu do Londynu, jednak to wychodziło im raczej na plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy przemowa dyrektora dobiegła końca zarówno uczniowie, jak i kadra mogli przejść do spożywania kolacji. Arlo Wareham wdał się w ciekawą rozmowę z osobą uczącą numerologii, traktując to poniekąd jako źródło inspiracji być może pod powolutku kiełkujący pomysł na nową powieść. Nie umknęło mu to, że Atlas nie wykazywał się zbytnim apetytem tego wieczoru, jednak kiedy ten podniósł się z miejsca i wśród szczebioczących uczniów, pochylonych nad talerzami i pochłoniętymi rozmowami, zanim rozjadą się do domów na okres wakacyjny, rzucił mu przelotne spojrzenie. Początkowo nie uznał tego za coś niepokojącego, jednak gdy nieobecność Rosiera zaczęła się wydłużać — zmarszczył brwi, między którymi zawitała lwia zmarszczka, przepraszając swojego rozmówcę i kierując się do wyjścia z pomieszczenia w ślad za swoim mężem. Atlasa właściwie nie musiał zbyt długo szukać, gdyż stał wsparty ramieniem o ścianę, gdzie korytarz sam w sobie świecił pustkami z wiadomych względów. Arlo mógł zwrócić na siebie jego uwagę, przechodząc przez drzwi i pomieszczenie poprzedzające Wielką Salę.
      — Możesz mi wyjaśnić, co właściwie robisz? — Arlington zawiesił to pytanie między nimi, podchodząc do niego i krzyżując ramiona na piersi. Nie wyglądało przecież na to, aby Atley źle się poczuł, ale wyraźnie coś było nie tak, jak powinno i nie do końca wiedział, co się dzieje.


      [PS Nadal bawi mnie to, że nie ma dla mnie ucieczki przed nazwiskiem Rosier.]

      wasz zdezorientowany mąż

      Usuń
  8. [Jak najbardziej taka opcja wchodzi w grę! Spięcie między Percivalem a Atlasem z przeszłości jest bardzo kuszące, zwłaszcza, że Percy nie znosi jak ktoś mu przeszkadza w wykonywaniu obowiązków. Atlas próbujący przesłuchać poszkodowanego z pewnością nie zostałby przez niego potrakto aby zbyt miło, o tym mogę zapewnić!
    Pytanie czy chcesz zacząć od retrospekcji, gdzie właśnie Atlas zaczął dopiero pracę w Hogwarcie i w ten sposób znowu na siebie wpadną, czy wolisz wystartować już w obecnym czasie?
    Wolisz wpakować ich w relacje negatywną czy bardziej pasowałoby Ci, żeby ostatecznie znaleźli wspólny język i przestali sobie wchodzić w drogę, zamiast tego szukać kompromisu?]

    Percival

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ha, myślę, że młody Handrahan może faktycznie nieco się przerazić, gdy Atlas poprosi go, aby został po lekcjach, jednak nie oszukujmy się, jest do dość zabawna wizja i totalnie mnie ona kupiła! Tak, możemy spokojnie założyć, że rozmowa ma miejsce niedługo przed egzaminami – w końcu dobrze by było, żeby Asher jakoś na nich wypadł. W takim razie, jeśli faktycznie nie masz nic przeciwko, to chętnie skorzystam z propozycji i pozwolę ci naskrobać nam rozpoczęcie.]

    A. H.

    OdpowiedzUsuń
  10. [nieśmiało wychyla głowę zza... zza czego?

    Hej, to znowu ja. Nie zdziwi mnie, jeśli już nie będziecie chcieli niczego z nami napisać, ja sama bym nie chciała, gdyby mi ktoś tyle razy uciekł. Ale nie darowałabym sobie, gdybym Was nie powitała oraz gdybym mimo wszystko nie spróbowała – do trzech razy sztuka, zrobiłam sobie wewnętrzny rachunek sumienia, wyrażam głęboką chęć poprawy i...

    Przychodzę z małą, nieśmiałą wizją/propozycją relacji. Już gdzieś z Twoich ustaleń z autorami innych uczniaków wyłapałam, że Atlas w kontakcie właśnie nauczycielsko-uczniowskim gra raczej rolę niedostępnego, wiecznie gburowatego psorka. A ja chciałabym mu podrzucić kogoś, kto za wszelką cenę przez tę jego fasadę chciałby się przebić. I nie sugeruję tutaj oczywiście, że kiedykolwiek by mu się to udało – ale z całych sił będzie próbował. Może nawet nie do końca świadomie, bo mam takie wyobrażenie, że spośród całej kadry nauczycielskiej, Lilian właśnie Atlasa wybrałby sobie za swój wzór do naśladowania, za swojego bohatera, i jeśli do kogoś chciałby zwracać się ze swoimi młodzieńczymi problemami oraz dylematami, to tylko i wyłącznie do niego, tkwiąc w takim niewinnym przekonaniu, że tylko on jedyny z wszystkich dorosłych w całym zamku byłby w stanie go zrozumieć. Myślę, że mógłby go po prostu podziwiać; jako nauczyciela, jako opiekuna koła teatralnego i w ogóle, jako człowieka – bo tak jak u góry ktoś już słusznie przewidział, małżeństwo Atlasa i Arlo z pewnością będzie dla niego inspiracją oraz motywacją. I co tu dużo mówić, próbowałby uzyskać od profesora Rosiera odpowiedzi na pytania, na które sam sobie odpowiedzieć nie potrafi.]

    lilian willis
    oraz skruszona alinka

    OdpowiedzUsuń

  11. [Ojeju jej, ale ulga. Bless You, Antares, za Twoją cierpliwość. Bardzo zależy mi na tym powiązaniu – mam takie nieodparte wrażenie, że jest Lilianowi bardzo potrzebne. 🥺

    No właśnie, i jeszcze to koło teatralne! Jestem jak najbardziej za, żeby właśnie w takim momencie zacząć wątek. Możemy założyć, że akcja naszego wątku rozpocznie się w niedługo przed zakończeniem roku szkolnego, czyli właściwie nie tak dawno temu w porównaniu do czasu rzeczywistego. Wtedy Lilian ma najwięcej zmartwień na głowie, a w tym roku to w ogóle wielka kumulacja – to ostatni rok jego chłopaka w Hogwarcie i już nigdy się tam nie spotkają, a na domiar złego coraz gorzej dogaduje się z tatą i nie chce wracać do domu na wakacje. Będzie nerwowy i rozkojarzony, co z pewnością nie pomoże mu w zapamiętaniu kwestii czy we wcieleniu się w powierzoną mu rolę. Myślę, że będzie o czym rozmawiać z profesorem Rosierem (czy to nazwisko można odmieniać? jeśli nie, to przepraszam...).]

    lilian willis

    OdpowiedzUsuń
  12. [Przybywam w takim razie z rozpoczęciem, mam nadzieję, że tak może być, jak coś to krzycz! <3]

    Przerwa w nauce i jego trzyletnia nieobecność w Hogwarcie sprawiła, że w przeciwieństwie do swoich rówieśników, rok szkolny rozpoczynał w czwartej, a nie w siódmej klasie. Nie uśmiechało mu się to, ba, był nawet przekonany, że bez trudu mógłby w przyspieszonym tempie nadrobić zaległości. Regulamin i zasady panujące w szkole pozostawały jednak niegięte i chcąc nie chcąc, musiał się do nich dostosować. Transmutacja zawsze stanowiła dla niego największy problem, nie dziwił go więc fakt, że rodzina poprosiła dyrekcję o dodatkowe lekcje właśnie z tego przedmiotu. Na początku był do tego bardzo sceptycznie nastawiony, wolał spędzać wolny czas z rówieśnikami i nie poświęcać dodatkowych godzin na naukę, zwłaszcza, że Atlas sprawiał wrażenie wymagającego i oziębłego nauczyciela, który nie do końca wzbudzał jego zaufanie. Z każdą indywidualną lekcją chłopak zmieniał jednak co do tego zdanie, a pan Rosier okazał się być całkiem w porządku, zdecydowanie zyskując przy bliższym poznaniu.
    - A czy dzisiaj zamiast skupić się na nauce, moglibyśmy szczerze i nieco w tajemnicy porozmawiać? – uniósł pytająco brew, siadając na skraju ławki i badawczo przyglądając się Atlasowi – Kiedy tak właściwie zrozumiał pan, że to mężczyźni, a nie kobiety się panu podobają? – dodał, dając mu tym samym jasno do zrozumienia, o jaki temat rozmowy mu chodziło i że niejako prosi go dzisiaj o wsparcie. Rosier miał męża w murach Hogwartu, jego orientacja nie pozostawała więc żadną tajemnicą, a Mathieu od jakiegoś czasu wahał się, czy na pewno powinien podążać tą drogą, czy przyjąć jednak to, co wpajał mu dziadek. Wcześniej nie miał żadnego problemu ze swoją orientacją, nie obnosił się z nią, ale wątpił, aby rodzina miała coś przeciwko, teraz jednak sytuacja nieco się odmieniła, zwłaszcza, że dziadek nie był tak tolerancyjny jak jego rodzice i miał jasne stanowisko w tej sprawie. Czarodziej powinien mieć czystą krew i być heteroseksualny, a najlepiej, aby mógł zawierać ustawione małżeństwa, korzystne dla obydwu rodów i pielęgnujące czystość ich nacji.
    - Pana rodzina nie ma nic przeciwko temu, że jest pan gejem? – zadał kolejne pytanie, mając przy tym nadzieję, że nie jest ono z kategorii zbyt osobistych i nie przywoła przez przypadek jakiś przykrych wspomnień u swojego nauczyciela – Nie żałuje pan tego wyboru? Jest pan szczęśliwy w związku z panem Arlo? - dopytał, starając się skupić na razie bardziej na osobie Atlasa, niż na sobie, nie do końca wiedząc, jak ma ugryźć temat i jak powiedzieć stojącemu na wprost mężczyźnie o wątpliwościach i troskach, jakie targały nim od dłuższego czasu. Nie tylko tych związanych z jego orientacją, ale i całą jego rodziną i tym, co spotkało go zanim wrócił jak gdyby nigdy nic do szkoły.

    Mathieu

    OdpowiedzUsuń
  13. [Dziękuję za miłe słowa odnośnie kreacji Kaia. <3
    Mnie natomiast zachwyciły Twoje postaci — zarówno Ludmiła jak i Atlas mają w sobie coś fascynującego, trudno zdecydować, czyje warstwy chciałoby się odkryć w wątku. Bo takowy bardzo chętnie z Tobą napiszę. ♥
    Główkowałam nad jakimś pomysłem i na ten moment przyszło mi do głowy, że członkowie koła teatralnego i chóru mogli połączyć siły w pracy nad sztuką wystawianą pod przewodnictwem Atlasa. To bardzo ogólna koncepcja, ale może pozwoli nam ona na jakąś burzę mózgów?
    Ludmiła bardzo mnie intryguje i do siebie przyciąga, ale jak na złość tutaj mam mniej pomysłów na powiązanie. :( ]

    Kai

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Cześć! Najmocniej przepraszam za opóźnienie w powitaniu przełożonego i odpisaniu na Twój komentarz, ale już się melduję i potwierdzam, że z Isolde jesteśmy do dyspozycji jeżeli chodzi o wszelaki podział dyżurów, przygotowywania materiałów etc… Patrząc na to, jak wiele mają elementów wspólnych – ten sam dom w przeszłości, mała różnica wieku, animagia, podobny moment rozpoczęcia pracy, stawiałabym, że na papierze ich współpraca miała szansę układać się pomyślnie. Słowem wyjaśnienia, Isolde charakterek ma, ale w pracy jest bardzo skrupulatna i profesjonalna. Komentarz o dyskutowaniu dotyczył raczej sfery osobistej, gdzie pozwala sobie właśnie na charakterek. Jeżeli natomiast chodzi o potencjalne starcia, stawiam, że musiałoby to być coś bardzo spornego, jeżeli faktycznie miałoby dojść do poważniejszego zgrzytu między nimi :) Co do wątku – bardzo chętnie, oczywiście. Choć na tym etapie zakładam, że już się znali bardzo dobrze i mieli swoje wypracowane schematy. Pytanie, czy masz w głowie coś konkretnego (jeżeli moimi wyjaśnieniami popsułam, to najmocniej przepraszam), czy robimy małą burzę mózgów chociażby właśnie z animagią :) ]

    Isolde Dippet

    OdpowiedzUsuń
  15. [Wiesz co, to proponuję zrobić tak: jeśli któreś z nas wygrzebie się z zaległości i będzie miało na celowniku Atlasa&Liliana to dajmy sobie znać na Discordzie, że podejdzie do rozpoczęcia. Tak o, na luziku – wydaje mi się, że to by było dobre rozwiązanie.]

    lilian willis

    OdpowiedzUsuń
  16. Gdyby Arlington Rosier dostał od Atlasa jakiekolwiek nakierowanie na to, że partner wolałby zostać w ich domu — nie miałby żadnych oporów, aby uroczystość zwieńczającą rok szkolny pominąć, zwłaszcza, że te odbywały się po oficjalnym okresie jego pracy, który zwieńczyła pełna godzina zajęć z zaklęć i uroków, a jeśli nie myliła go pamięć była to lekcja z III rokiem. Teraz Arlo czuł się wyjątkowo nie na miejscu, jak krzykliwy element wystroju, który zwraca na siebie uwagę już od progu. Taką samą nieprawidłowością było wyjście Atleya z Wielkiej Sali i nieruszenie nałożonego jedzenia, a to przygotowywane przez skrzaty mogłoby stanowić konkurencję nawet dla najbardziej zaawansowanego magicznego kucharza. Krótkie nic ze strony męża sprawiło jedynie, że Arlo zwieńczył to westchnieniem i oparł się plecami o inny filar, wpatrując w Atlasa ostrożnie.
    — Większość twoich uczniów i naszych kolegów, a także koleżanek z pracy na pewno, by za tobą nie poszła, ale sam musisz chyba przyznać, że to nieco dziwne? Jeśli chciałeś zostać w domu, trzeba było o tym powiedzieć. — W głosie Arlo wybrzmiał lekki wyrzut, przypominający nieprzyjemne i niespodziewane otarcie o skórę. Korytarz chwilowo świecił pustkami, jednak wrażenie prywatności na nim zawsze pozostawało co najwyżej ułudą. Niedługo jedno Wareham pomyślał o tym, że odetchnięcie z irytacją to odpowiedź na jego pierwszą wypowiedź, więc zaraz potem dodał: — Chyba że nie czujesz się najlepiej, bo w innym razie nie wiem trochę co myśleć o twoim nagłym wyjściu. Przytłoczyła cię liczba osób, hałas kolacji w Wielkiej Sali, a może jesteś zmęczony?
    Atlas i Arlington mogliby na przestrzeni swojej wieloletniej relacji poszczycić się pewnymi tarciami wynikającymi nierzadko z problemów komunikacyjnych, a także znaczących różnicach w charakterach. Nie byłoby zatem absolutnie żadnym zaskoczeniem to, że w momencie zaogniającej się kłótni obaj unosili się dumą i ani jeden, ani tym bardziej drugi nie zamierzał odpuścić, nawet jeżeli nikt nie wychodził finalnie z tego obronną ręką. Kryzys w ich związku został zduszony, tyle że niewypowiedziany wprost żal, wątpliwości, problemy z zaufaniem, zazdrość nadal tliły się gdzieś pod powierzchnią, przypominając gojącą się ranę, która potrafiła odezwać się uporczywym swędzeniem. Niekiedy idąc o krok dalej: poszarpane na strzępy negatywne emocje, okazywały się najłatwiej naruszalne. Nie zmieniało to faktu, że obojgu bardzo na sobie zależało, mimo tego odczuwalnego przepołowienia w ich związku i ostałe na reszcie złączonych tkanek. Arlo Wareham tylko raz wywarczał Atlasowi coś, co byłoby zbliżone do: zupełnie ci nie ufam, poświęciłem dla ciebie dużo i nie mogę na ciebie więcej postawić, a ubrane w: zgodziłem się wziąć twoje nazwisko i tym samym stać się najbardziej znienawidzoną osobą w twojej rodzinie, teraz żałuję. Półkrwi czarodziej włączony do czystokrwistego rodu z plamą na honorze historii to przepis na awans do bycia solą w oku i doprowadzenia co bardziej uwrażliwionych do stanu przedzawałowego. Czy po tylu latach w związku, zanim przyjął oświadczyny Attiego, spodziewałby się tego, co ten mu zrobił? Nie, teraz przynajmniej wiedział, że nie ma pewników w jego życiu i jedyną osobą, w której może pokładać pełne nadzieje i stuprocentową pewność to on sam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Równie dobrze moglibyśmy wrócić do domu — odpowiedział bez większego wyrazu nauczyciel zaklęć i uroków, patrząc na męża bardzo wymownie, co dawało jasno do zrozumienia, co myśli o nagłym zerwaniu się z kolacji w Wielkiej Sali i kręcenie się po błoniach pod osłoną nocy. Arlington wsunął jednak ręce do kieszeni swojej kobaltowej szaty wyjściowej i skinąwszy na niego głową, ruszył do wyjścia na dziedziniec. Nauczyciel zaklęć i uroków preferował prowadzenie tego pochodu, myśląc intensywnie nad tym, o czym właściwie Atlas nagle chciał z nim porozmawiać i z każdym kolejnym krokiem przecinającym skracaną stopniowo odległość do błoni, oświetlanych blaskiem księżyca, doświadczał napięcia w mięśniach. Kiedy byli już nieopodal celu wskazanego przez Rosiera, Arlo zerknąć na niego przez ramię, rzuciwszy: — Więc?

      [Skumaj, że prawie zrobiłam tu forumowe formatowanie. XD]

      wasz leciutko poddenerwowany mąż

      Usuń
  17. Od kiedy Lilian sięgał pamięcią, dzień zakończenia roku szkolnego w Hogwarcie był pełen emocji i wrażeń. Finałem i jednocześnie momentem, na który czekali wszyscy – bez wyjątku! – było ogłoszenie zwycięzcy Pucharu Domów. Ale hola, hola, hola. Nie tak szybko. Przed ogłoszeniem zwycięzcy odbywała się jeszcze stosownie długa i niekoniecznie interesująca (takie było jego zdanie, lecz niech zostanie to w indywidualnej ocenie każdego uczestnika uczty pożegnalnej) przemowa dyrektora. Przed przemową Longbottoma – wystąpienie chóru (temu z chęcią poświęcał uwagę) i, po kłębku do nitki aż do pierwszej w kolejności atrakcji, przedstawienie w wykonaniu koła teatralnego (w które z przyczyn oczywistych zaangażowania wkładał najwięcej).
    W tym roku padło na Czarę Marę i jej gdaczący pieniek. Opowieść dobrze znana wszystkim czarodziejom – a przynajmniej tym, którzy w dzieciństwie mieli do czynienia choć z odrobiną magii – jak wszystkie pozostałe z Pieśni barda Beedle’a zresztą. Zbiór ten, choć w swej prostocie języka nie był pokazem mistrzowskiego kunsztu pisarskiego autora, choć nie posiadał opisów równie pięknych, co niejasnych i skomplikowanych, a raczej te niewymyślne i obrazowe (w końcu była przeznaczona tak samo dla dzieci, jak i dla dorosłych), to wpisywał się w kanon czarodziejskiej literatury i nie tylko wypadało, ale warto było przeczytać go chociaż raz w życiu. Koniecznie z komentarzem profesora Dumbledore’a – byłego dyrektora Hogwartu, o którym zawsze z szacunkiem i podziwem opowiadano, że był najpotężniejszym czarodziejem, jaki kiedykolwiek żył.
    Rzecz jasna Lilian nigdy nie wpadłby na to sam. Omówienie Dumbledore’a kazał im przeczytać profesor Atlas w ramach przygotowania do sztuki i trzeba przyznać, że wtedy Willis uznał to raczej za głupotę. Nie wyobrażał sobie, czego nowego mógłby dowiedzieć się tam o Czarze Marze i jej gdaczącym pieńku, skoro znał już tę baśń na pamięć wzdłuż i wszerz. Za dzieciaka słyszał ją jchyba ze sto razy, kiedy jeszcze mama czytała jemu i Juniper do snu. Drugie tyle przeczytał sam. Święcie przekonany, że komentarze będą tylko stratą czasu, i to nudną stratą czasu – bo jakie, jeśli nie nudne mogło być spojrzenie na baśń z perspektywy teoretyczno-naukowej, i czyż nie tym właśnie tkwił urok ów gatunku, że objawiał prawdy świata bez uczestnictwa logiki? – z początku brał się za nie raczej niechętnie. Zresztą, ciągle znajdowało się coś ważniejszego do roboty.
    W sporym był błędzie. Okazało się bowiem, że spojrzenie na baśń z perspektywy teoretyczno-naukowej, a co ważniejsze: z perspektywy czarodzieja uczonego, starszego i życiowo bardziej doświadczonego, wcale nie było nudne. Całkiem wręcz przeciwnie; otwierało głowę na wiele ważnych aspektów baśni, tych właśnie ukrytych między wierszami, których dziecięcy umysł uzmysłowić sobie nie miał szans. I tak zapisawszy ją w pamięci, jako wyobraził sobie po raz pierwszy, utrwalił na późniejsze lata.
    Atlas Rosier, zadając tę lekturę bandzie nastolatków, z których większość, o ile nie całość, z Czarą Marą miała dotychczas takie same doświadczenia co Lilian, musiał więc doskonale wiedzieć, co robił. Trzeba było zaufać psorkowi, myślał sobie później, i przeczytać to cholerstwo od razu. Bo w trakcie lekcji samego dnia, którego miała odbywać się następna próba, to zdecydowanie za późno. Komentarz był krótki, to fakt, jednak gdyby faktycznie wziął się za to wcześniej, miałby więcej czasu na przeanalizowanie tego, co nowe, z tym co oczywiste i na tej podstawie stworzenia w głowie spójnej wersji roli Króla Głupca, w której go obsadzono.
    Gdyby chociaż zrobił to z samego rana zaraz po obudzeniu. A skąd! Nie miał na to czasu. Odsypiał nocne spotkanie z Asherem aż do ostatniej chwili, nie zdążył zjeść śniadania i ledwo co pojawił się na zajęciach z transmutacji przed nauczycielem. Na których, zresztą, czytać też nie mógł. Byłby go przecież chyba profesor Atlas zamienił w tę samą książkę, gdyby go tam przyłapał na jej czytaniu. Dodatkowo pewnikiem wykluczyłby go z uczestnictwa w przedstawieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ***

      Lilian wpatrywał się w okno. Było to wpatrywanie się raczej tępe i sensu pozbawione, bo chociaż robił to już od dłuższego czasu, zapytany nie byłby w stanie opisać choć jednego widoku, który tak przyciągnął jego uwagę. Po prostu się gapił.
      Robiło się późno. Myślał o tym, że jest zmęczony, że chciałby już pójść do łóżka i zakończyć ten dzień – najlepiej zapomnieć o nim i o tym, jak bardzo był nieudany. To nie koniec świata, to jeszcze naprawdę nie koniec świata – próbował sobie wmówić –że nie mógł się dzisiaj skupić, że mylił kwestie i w ogóle jakoś nie potrafił wejść w rolę, utrudniając pracę wszystkim dookoła. Nie wyspał się. Następnym razem się wyśpi i będzie lepiej. Tak. Niech tylko ktoś go już stąd wypuści, niech ktoś pozwoli mu w końcu odpocząć.
      Aż tu nagle ktoś te pobożne życzenia przemyślenia ukrócił. Łokciem w żebra. Nieboleśnie, rzecz jasna, ale wystarczająco efektywnie, żeby przywrócić go z powrotem do sali, w której odbywało się posiedzenie koła teatralnego. Właściwie sama już jego końcówka – takie tam pogadanki po próbach. Ustalanie terminów kolejnych spotkań, ogłoszenia, czasem jakieś uwagi od…
      Och, no tak. Przecież dzisiaj jego gra pozostawiała po sobie wiele do życzenia.
      Lilian otrzeźwiał w mgnieniu oka, a wyprostował się jak na baczność, niemal natychmiast napotykając na swojej drodze spojrzenie Atlasa Rosiera. Trudno było nie ugiąć się przed tym spojrzeniem, spojrzeniem niezadowolonym i zdecydowanie zniecierpliwionym, a jeszcze trudniej ze świadomością, że musiało ono bacznie przyglądać się mu przez dłuższą chwilę, zanim ktoś zdecydował się nad nim zlitować i mu to uświadomić.
      Nie spuścił wzroku na podłogę tylko dlatego, że gdyby to zrobił, spaliłby się ze wstydu na miejscu.
      — Przepraszam, panie profesorze. Zamyśliłem się — przyznał ze skruchą.

      lilian willis

      Usuń