Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chloe Bennet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chloe Bennet. Pokaż wszystkie posty

You know what my mother used to call me? Dangerous. She was right.

Chloe Bennet 



Bibbidi-bobbidi-boo! It'll do magic, believe it or not.
Hufflepuff, mugolak, VI rok, Klub Pojedynków, Koło Transmutacji

Z początku wszystko przebiegało całkiem zwyczajnie. Po prostu kolejne dziecko z przedmieść. Córką całkiem przeciętnej pary dentystów. Wychowanym na głośnych kreskówkach, plastikowych zabawkach i kolorowych płatkach śniadaniowych zawierających zdecydowanie więcej cukru niż rodzice powinni jej kiedykolwiek pozwolić. Bezpiecznie ukrytym pod schronieniem zbudowanym z puchatych koców. Właśnie tego dla mnie chcieliście, prawda?
Aż pewnego dnia, wszystko to wymknęło się spod waszej kontroli. Choć długo już bagatelizowaliście moje opowieści o latających przedmiotach, zrównując je z moją historią o dwugłowej traszce chodzącej po naszym ogrodzie. Nawet pomimo tego, że od tamtej pory regularnie spotykały mnie naprawdę dziwne przypadki. Wiedziałam, że nikt mi nie wierzył, nawet moi rówieśnicy. Nic też dziwnego, w końcu w którymś momencie wszyscy przestawjemy wierzyć w bajki opowiadane nam na dobranoc. Mimo to ja wciąż uparcie przystawałam przy swoim. A choć widzieliście, że zaczynałam mieć coraz to większe trudności z funkcjonowaniem wśród innych dzieci, to wciąż nie interweniowaliście. Na prawdę myśleliście, że wszystko przejdzie samo? Aż w końcu trzeba było wezwać was do szkoły, gdzie usłyszeliście o tym, jak podpaliłam włosy dziewczynce, która się ze mnie naśmiewała. Nawet nie próbowała zaprzeczać, choć po wszystkim nikt nie mógł znaleźć przy mnie żadnej zapalniczki czy nawet śladu po pojedynczej zapałce. Zgodnie z zaleceniem dyrektora szkoły, zabraliście mnie do dziecięcego psychologa. A gdy wciąż tak uparcie przystawałam przy swoich urojeniach, zaczęliśmy jeździć do psychiatry, który przypisał mi niebieskie tabletki, od których kręciło mi się w głowie. Z czasem, coraz bardziej zaczynałam lubić to poczucie braku kontroli i nieobecności. Aż do dnia, gdy wracając z jednej z tych wizyt, natrafiliśmy na sowę czekającą na naszym podjeździe z listem w dzióbku.
Doskonale pamiętam kiedy odprowadziliście mnie na dworzec, razem ze mną rozglądając się w poszukiwaniu peronu 9¾. Dzień, który był kresem i początkiem wszystkiego. Właśnie wtedy widziałam Cię po raz ostatni. Kiedy wróciłam z pierwszego roku spędzonego w Hogwarcie, w domu nie pozostało już nic po tobie, mamo, poza kilkoma fotografiami. Przyrzekam Ci, gdybym mogła być inna, byłabym. Nie dlatego, że sama tego pragnę, ale Wy tak. Potrafiłaś pogodzić się z myślą o córce - wariatce. Jednak wizja mieszkania pod jednym dachem z wiedźmą, dziwadłem, potworem, okazała się nie do zniesienia? Zabolało mnie to, choć wiedziałam że bałaś się mnie już od dawna. Za to dopiero wtedy zrozumiałam to jak bardzo odstawałam od tego, co próbowaliście stworzyć dla mnie z tatą. Jednak w równym stopniu nie pasowałam do świata, do którego trafiłam za sprawą jakiegoś śmiesznego kaprysu losu. Wiedziałam o tym już kiedy wsiadłam do tamtego pociągu, w którym nie rozumiałam nawet połowy tego o czym rozmawiali moi rówieśnicy z mojego przedziału. Jasne, nie byłam jedynym takim dzieckiem, utkwionym w gdzieś pomiędzy światem, w którym się wychowywało, a tym do którego rzeczywiście przynależało. Nie mającym pojęcia o tym co zrobić z uciekającymi czekoladowymi żabami, nieustannie spadającym z miotły przez pierwszy miesiąc lekcji latania, ani też nawet nie orientującym się w tym, dlaczego ten cały Chłopiec, który przeżył jest taki ważny. I przede wszystkim dlaczego ktoś go jeszcze tak nazywa skoro od dawna nie jest już chłopcem.
Pierwszy rok spędziłam na kurczowej próbie nadrobienia zaległości w szkolnej bibliotece. By z czasem zacząć bardziej przejmować się tym, że przegapię kolejną premierę Assassin’s Creed. Że omija mnie kolejny koncert, bo akurat przesiaduję w Hogwarcie. I to, że muszę czekać z nadrobieniem roku emisji ulubionego reality show aż do wakacji. Ale przede wszystkim to, że gdy w końcu trafiam do swojego pokoju w mugolskiej części Londynu i wertuję tomiszcza, ukradkiem wywiezione ze szkolnej biblioteki, nie mogę od razu wypróbować żadnego z tych nowych zaklęć. Wiem, że to nie może tak trwać w nieskończoność. Niestabilnie balansuje na cienkiej granicy. Rozchwiana pomiędzy dwoma światami. Nie mając odwagi w końcu zatrzymać się po którejkolwiek ze stron, choć wiem że nie ma dla mnie drogi nigdzie pośrodku. Coraz bardziej niepokoi mnie myśl o tym, że dzień, kiedy będę musiała dokonać wyboru jest coraz bliżej. A przecież, dokładnie tak samo jak nie wiem czego chcę, tak też nie mam pojęcia o tym kim właściwie się staję. Wiedźmą, potworem którym straszy się nieposłuszne dzieci i za którego ma mnie rodzona matka czy może zwykłą lunatyczką próbującą przemienić wodę w złoto, choć przecież nigdy nawet nie zależało mi na błyskotkach?

*

Hejka! Nie wiem jeszcze na ile pamiętam HP, ale tak jakoś naszły mnie sentymenty do uniwersum, i oto co mi z tego wyszło. Sama nie jestem jeszcze pewna czy taki rezultat mnie satysfakcjonuje, wybaczcie że wyszło trochę przydługawo. Ale tak czy siak, zapraszam do siebie. Chloe przydaliby się jacyś przyjaciele, romanse i najlepiej jeszcze jakaś burzliwsza relacja z kimś komu weszła w drogę.

wizerunek: Moya Palk; cytaty: Neon Demon, Euphoria i Kopciuszek Disneya
moja sowa: sama.kupi.kwiaty@gmail.com