Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cleo Conran. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cleo Conran. Pokaż wszystkie posty

fire in Cairo

Powoli zachodzący błękit
Wschodnie doliny łapią
Gasnące słońce
Nadchodzi czas nocy
Cichej i czarnej
Zwierciadło stawu odbija
Samotne miejsce
Gdzie spotykam ciebie

Widzę twoją głowę
W gasnącym świetle
I w ciemności
Twoje oczy świecą jasno


I płoną jak ogień
Płoną jak ogień w Kairze


VII klasa ~ Ravenclaw ~ boginem tarantula
kluby: pojedynków, ONMS


      Vernor i Maureen, z zamiłowania do rzeczy starych i być może nie dla wszystkich zrozumiałych, praktykowali również dziewiętnastowieczny zwyczaj zamiany domostw. Mianowicie, kiedy szron zaczynał pokrywać szyby ich domu na złotym wzgórzu w hrabstwie Gwynedd, czyli kiedy zaczynali przeczuwać rychłe nadejście zimy, przenosili się do kamienicy w mieście. Zima w Walii potrafi naprawdę dokuczyć żyjącym na wsi. Co innego w mieście. Tam kwitnące życie towarzyskie, w oparach absurdu i rozmów na tle zgniłozielonej tapety, z przyjaciółmi zgłębiali tematy zupełnie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, na przykład o wyborach moralnych bohatera jakiejś książki. Innym razem Vernor, gorąca głowa rodziny, obraził się na wuja (wuj również na Vernora), z powodu odmiennych poglądów politycznych. W mieście ciągle wybuchały skandale i afery, niemożliwe historie ładowały się same na języki. Tak więc tematy były przeróżne. Czasami dysputy zaogniała rozgrzewająca wszystkich whisky lub muzyka z gramofonu. Przez pół roku światem Cleo były tak zwane salony; niedzielne sukienki ubierane bez okazji, bo przecież w mieście zawsze trzeba ładnie wyglądać, oraz kurz unoszący się z tapczanu, ilekroć się na nim siadało. W mieście trudniej było się zaprzyjaźnić (na czym jej nie zależało i tak), za to łatwo znaleźć bibliotekę. Do oddawania książek nie była skora. Nie miała kleptomańskich ciągot, tylko nigdy nie lubiła pożegnań. Grube księgi pełne nowej wiedzy traktowała jak swoich przyjaciół. 

     Zima to czas melancholii i zawieszenia między światem żywych i umarłych, powiedziała kiedyś znienacka Maureen, podsuwając talerz zupy pod nos Cleo. Kiedy mąż znikał w swoim pokoju na całe dni, aby oddawać się sztuce malarskiej, Maureen opierała się o piecyk stojący w rogu pokoju, próbując tym sposobem ogrzać również swoje myśli. Była wdzięczna, że zrezygnował dla niej ze świata magii, aby jako charłak nie czuła się gorsza. Dlatego pozwalała mu w spokoju malować, bo sprzedając magiczne obrazy, Vernor utrzymywał choć mały kontakt ze światem, do którego ona nie miała wstępu. Było to dla niego tak samo ważne jak dla niej poranny papieros w kuchni, a ponieważ za oknem mróz, okno uchylała tylko z lekka. Mlecznemu zapachowi porannej owsianki towarzyszył zapach izby, czyli wszystko naraz - dym papierosowy, farba z piecyka, wilgoć spod lodówki, ale to było takie normalne. Wszystko wydaje się normalne i nie do zastąpienia, kiedy wspomina się dzieciństwo. 

     Na czas letni rodzina zmieniała otoczenie, przenosząc się do murowanego domu, do którego prowadziła długa na kilka kilometrów nitka leśnej, zwykle trochę błotnistej szosy. Właściwie przenosili się do lasu. Tam już byli sami. Wakacje na złotym wzgórzu były sielankowe, bez miastowego jazgotu. Czasami jakiś przyjaciel wpadł z niezapowiedzianą wizytą. Wtedy rozpalano ognisko, a ojciec Cleo grał na gitarze i śpiewał o tym, co ich otacza i o tym, co czeka po drugiej stronie życia. Nawet kiedy ktoś im towarzyszył przy ogniu, we trójkę mieli wszystko, czego im było trzeba. Zwierciadło spokojnego strumienia niedaleko domu odbijało oblicze małej Cleo, puszczającej kaczki z kamieni. Wiedziała, że jeśli we śnie spojrzy się w lustro, obudzi się, a jednak to nie był sen. 

     Od rana spacery po lesie, w towarzystwie niebieskookiego kosa, jedynego powiernika sekretów. Od południa lekcje z mamą, której zacięcie pedagogiczne zawsze budziło respekt. Maureen dużo wymagała, była bardzo drobiazgowa i uważała, że nauka nigdy się nie kończy. W stosunku do męża była raczej cicha i uległa, zgadzała się na najgłupsze nawet pomysły. Później pomoc w nakryciu stołu. Obiady zawsze jedli na zewnątrz, rozmawiali ze sobą. Kiedy mała podrosła, ojciec pytał ją o opinię na temat nowego prototypu. Cleo pomagała ojcu konstruować miotły (tym zawodowo zajmował się Vernor, poza malarstwem), za co w nagrodę otrzymywała książki i choć potrafiła grać w Quidditcha, irytowały ją gry zespołowe. Nigdy nie wyobrażała sobie mieć rodzeństwa. Nie chciała dzielić się zabawkami, a z czasem miejsce zabawek zastąpiły myśli i opinie, którymi rzadko kiedy dzieliła się z innymi ludźmi. Wydawało jej się też, że świat dorosłych jest dużo ciekawszy od dziecinnych zabaw, dlatego zamiast układać wieże z klocków z kuzynostwem, szpiegowała rodziców i ich gości, przystawiając puszkę do ucha i podsłuchując "dorosłe rozmowy", choć nie rozumiała tylu pojęć i nazw. Zamiłowanie do odkrywania tajemnic i łamania szyfrów pozostało jej do dziś.

     Dzisiaj Cleo wciąż robi to, co do niej należy, pozostając jedną wielką niewiadomą, cichą, szarą eminencją każdego projektu. A wszystkimi ponadprogramowymi aktywnościami nie dzieli się z otoczeniem. Czasami wyrazi większe zainteresowanie jakimś tematem i nie będzie bała się zadać najbardziej bezpośredniego pytania. Społeczne konwenanse nie są jej całkowicie obce, jednak raczej niemożliwe dla niej byłoby przejmować się nimi, skoro nigdy naprawdę nie odczuła ich emocjonalnego ciężaru. Wychowała się nie znając pojęcia konkurencji ani też działania zespołowego, więc trudno znajomości tego od niej wymagać. Działając wspólnie z grupą ludzi, będzie próbowała narzucić swój pomysł lub od razu przejdzie do realizacji planu, sama. Najbardziej efektywnie działa na własną rękę, nie przyjmuje więc zbyt chętnie pomocy innych. Jest uparta, łatwo irytują ją nieporozumienia, wynikające często z jej nieprzystosowania. Wie, że kropla drąży skałę; małostkowość odziedziczyła po matce. Cechuje ją ogromne poszanowanie do natury. Kocha zwierzęta i stara się działać na ich rzecz, chociaż jej prawdziwą pasją są starożytne runy, ale nie tylko. Płynnie posługuje się angielskim i walijskim oraz zna podstawy łaciny i greki. W zeszłym roku wakacje po raz pierwszy spędziła poza Gwynedd, jako korespondentka Proroka Codziennego w Egipcie, gdzie, dzięki znajomości goblideguckiego mogła zadać kilka pytań goblinom wspomagającym tamtejsze wykopaliska.


[Cześć wszystkim, zapraszam na wątki :>
Twarzy użyczyła Jane Birkin.]