Pokazywanie postów oznaczonych etykietą omega. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą omega. Pokaż wszystkie posty

if the sky that we look upon should tumble and fall

Narcis Mulciber
All in my head
tongue tied in knots
keeps shutting me up.
Just let me out...
właść. Narcis Tom Mulciber; urodzony 7 kwietnia 2004 w Irlandii; syn skrzypaczki i byłego sędziego Wizengamotu; wnuk wiernych popleczników Lorda Voldemorta; od śmierci ojca zamieszkujący dom z matką i dziadkiem; Ślizgon, ku własnemu rozczarowaniu; siódmy rok, choć w Hogwarcie lat osiem, powtórzona szósta klasa w wyniku zbyt wielu nieobecności; były szukający wężowej drużyny quidditcha, którą opuścił przed dwóch laty; członek klubu zaklęć; doskonalący się w magii niewerbalnej; twórca kilku zaklęć, w tym wyjątkowo paskudnej klątwy; ku zawodzie rodziców nie skrzypek a melancholijny poeta; patronusem kanarek, choć niegdyś wyczarowanie go przychodziło mu z większą łatwością; za dzieciństwa bogin przyjmujący postać humanoidalnej istoty bez ruchu stojącej w zacienionym rogu pomieszczenia, obecnie objawia się jako powieszona matka; posługujący się dwunastoipółcalową różdżką z wiązu o rdzeniu z włosa z głowy wili, którą dwa lata temu odziedziczył po ojcu; Powiązania
 
...I wanna run
Życie dzieli się na to co przed i na to co nastąpiło po, choć może zawsze i wszystko wyglądać miało tak samo. W nieuchronnym locie ku złamaniu skrzydeł, w zachłyśnięciu się uwiązaną w gardle ciszą i goryczą niewypowiedzianego, w uduszeniu, mimo, że sznurowa pętla nie jego otoczyła szyję. W zagubieniu, niewiedzy i odgrywaniu ról dla wszystkich, których nie potrafiłby zawieźć, w rozdrobnieniu duszy na to kim był, kim jest i kim być powinien, przez wszystkich mierzony według innych miar, a jakby tych samych - wiecznie do niego niedopasowanych, a jakby pasujących idealnie. W oddechu, którego nikt nie słyszy, w emocji, której nikt nie widzi. W niemym pytaniu i niemej odpowiedzi - dlaczego i po co, wciąż, wciąż, wciąż.
Życie dzieli się na to co przed - zamglone dni i zamglone godziny, odległe i jakby nigdy nieodbyte. Na uśmiechy matki i dłoń na policzku męża, wolne tańce w kuchni i pocałunki rodziców, z każdym rokiem jakby smutniejsze i krótsze, mimo, że nikt nigdy do tego się nie przyznał. Na zapach kawy ojca i iskry zaklęć wypływające z różdżki zajmujące dziecięcą ciekawość, na siedzącego w fotelu dziadka, stale i niezmiennie, o ciężkim ciele i pustym spojrzeniu utkwionym w przyszarzałe odnogi genealogicznego drzewa. Na spacery, gdy dziecięcymi dłońmi pchał wózek z niesprawnym ciałem i trzymał pomarszczoną dłoń tatuowanej śmiercią ręki. Na skrzywienie warg matki i złość ojca, jego ciężką pięść, która uderzyła po raz pierwszy i po raz ostatni w reakcji na narysowany w zabawie mroczny znak - wtedy jeszcze w dziecięcej głowie pozbawiony okrutnego znaczenia. Na rozdziały pochłanianych książek i odkrytą prawdę o nazwisku, kobiece łzy, coraz rzadziej golony ojcowski policzek i kłótnie za zamkniętymi drzwiami. Miał nie słyszeć i miał nie rozumieć - trwać w szklanej bańce, której spękań miał nie dostrzegać. Odgrywać swoją rolę - chłopiec w nakręconej, fałszującej pozytywce.
Życie dzieli się na to co nastąpiło po - ciche dni i ciche godziny, wydłużone i jakby odtwarzane bez końca w bolesnym zacięciu. Na słowa te ostatnie i skrzypienie pod stopami podłogi strychu, odnalezione ciało i raniący palce sznur, na pożegnalny list - ten prawdziwy wydzierający w duszy dziurę i ten, który podrobił, by mniej złamać matczyne serce. Na czerń nad trumną i ziemię pod palcami, zaciśnięte wargi i w ciszy wywrzeszczane pod wodą lęki i wyrzuty, bo nie zrobił wystarczająco. Na coraz cięższe ciało i coraz cięższą głowę, gdy nie potrafił wstać z łóżka, ignorując wszelkie docierające do niego słowa. Na powrót do Hogwartu i powrót do swych ról, mimo ogarniającego organizm poczucia bezsensu. Na bladą matkę zamykającą się w swej bibliotece, jej pokrywające się kurzem skrzypce, plamy atramentu na palcach i niezmiennie puste spojrzenie dziadka, którego nie potrafił nienawidzić i nie potrafił kochać, mimo to, wciąż czytając mu na głos wszystkie wysyłane do niego listy, jakby w jego półmartwym ciele odnajdując jedyną w ich domu namiastkę życia. Na pustkę gnieżdżącą się w jego ciele, pustkę na twarzy i w omszałych marzeniach.
Życie dzieli się na to co przed i na to co nastąpiło po, choć może zawsze i wszystko wyglądać miało tak samo. W rozgoryczeniu i bezpiecznej złośliwości, w zapisanej w genach bezgranicznej lojalności rodzinie i wyklętemu przez historię nazwisku, w ambicji i podrygiwaniach serca uciszonych chłodną analizą myśli. W troskliwych listach pisanych matczyną dłonią i strachu czy żaden z nich nie stanie się tym pożegnalnym, w szeleście książkowych stron, szmerach zaklęć i pospiesznym ukryciu notatek o stworzonej klątwie, po tym, gdy chciał jej użyć. W ciągłym zawieszeniu pomiędzy oczekiwaniami i nadawanymi mu etykietami - miał być dobrym synem i inteligentnym uczniem, dumnym członkiem rodziny i tym potomkiem śmierciożercy, być wiernym ideom i poddanym nowemu porządkowi, pięknym chłopcem o pięknym imieniu, choć stał się jedynie tym umierającym z tęsknoty. Chcąc być nikim i każdym. W niemym życiu i niemej sennej śmierci - wciąż, wciąż, wciąż.
elirose
Autorskie powitanie i paplanina
Cześć, miło na nowo zanurzyć się w potterowym świecie - mam ogromny sentyment do tego uniwersum i chyba już nigdy się go nie wyzbędę. <3 Zapraszam do wątków najprzeróżniejszych, cieszmy się pisaniem.
Cytaty to Stand by me oraz I wanna run, Ki:Theory; na wizerunku Sven de Vries. W karcie podlinkowana jest muzyka, ale jakby ktoś chciał przesłuchać całej playlisty towarzącej mi przy tworzeniu Narcisa, to odsyłam tutaj. Można mnie również złapać pod mailem:
omeganoralpha@gmail.com