albus severus potter
it's my birthday But I still wanna die, Time of my life
Słowa przepływają mu między palcami i zalewają kamienną podłogę, kiedy niezdarnie próbuje odtworzyć zasłyszane historie. Jego pismo jest krzywe — równie niepewne, jak jego myśli, w kilku miejscach rozmazane dłonią, gdy zbyt szybko przyłożył ją do pergaminu i nie dał tuszowi wyschnąć. Ciągi liter tworzą obraz — chybotliwy, bujający się z wiatrem, drżący w posadach i zwiastujący tragedię. Albus wie, że wszystko, nad czym pracował, rozpadnie się za moment; i Albus czeka, patrzy na tykającą wskazówkę, chłonąc ostatnie sekundy spokoju.
Za kilka dni spróbuje znowu. Za kilka dni znowu się rozpadnie.
Już nie łudzi się, że kiedyś mu się uda.
Jego życie składa się z słów wyrwanych z kontekstu — głosów szepczących: kochanie, tęsknię, naiwny, przestań, dlaczego, chciałbym, Slytherin, niewystarczająco. Pogardliwe śmiechy wiążą sylaby grubym sznurem i oplatają się powoli wokół gardła; Albus nie może nabrać powietrza do płuc, świat staje się coraz ciemniejszy. Ostatni promień słońca miga niemrawo, zbyt daleko, by poczuć jego ciepło... I Albus przepada. Znowu gubi się w labiryncie własnego umysłu — szuka słów, które uciekły mu przed laty, podąża ledwo widoczną ścieżką i próbuje pisać.
Jedyne, co wychodzi spod jego zdradzieckiej ręki, to: boję się.
Stara się nie myśleć o zawiedzionych oczekiwaniach, ale słowa same pojawiają się na języku, ciężkie i trujące, wywołujące bolesne mrowienie na całym ciele. Ich jad na stałe zamieszkał w jego żyłach — tworzy frazy, których nie sposób zapomnieć i szepcze dotkliwe prawdy, odbijające się echem w jego wnętrzu. Och, gdyby tylko na jego byt nie składały się połamane wersy i cienie marzeń... ale ściany jego fortecy rozpadają się pod palcami i Albus czeka na nieuniknione.
Za kilka dni spróbuje znowu. Za kilka dni znowu się rozpadnie.
Już nie łudzi się, że kiedyś mu się uda.
Jego życie składa się z słów wyrwanych z kontekstu — głosów szepczących: kochanie, tęsknię, naiwny, przestań, dlaczego, chciałbym, Slytherin, niewystarczająco. Pogardliwe śmiechy wiążą sylaby grubym sznurem i oplatają się powoli wokół gardła; Albus nie może nabrać powietrza do płuc, świat staje się coraz ciemniejszy. Ostatni promień słońca miga niemrawo, zbyt daleko, by poczuć jego ciepło... I Albus przepada. Znowu gubi się w labiryncie własnego umysłu — szuka słów, które uciekły mu przed laty, podąża ledwo widoczną ścieżką i próbuje pisać.
Jedyne, co wychodzi spod jego zdradzieckiej ręki, to: boję się.
Stara się nie myśleć o zawiedzionych oczekiwaniach, ale słowa same pojawiają się na języku, ciężkie i trujące, wywołujące bolesne mrowienie na całym ciele. Ich jad na stałe zamieszkał w jego żyłach — tworzy frazy, których nie sposób zapomnieć i szepcze dotkliwe prawdy, odbijające się echem w jego wnętrzu. Och, gdyby tylko na jego byt nie składały się połamane wersy i cienie marzeń... ale ściany jego fortecy rozpadają się pod palcami i Albus czeka na nieuniknione.
If this is it, I want my money back, Don't make it last
kartę sponsorują: nirvana, upsahl i jack dylan grazer
można łapać nas tutaj: rustinyourveins@gmail.com
z albusa trochę smutas, pomóżcie mi go rozruszać!
można łapać nas tutaj: rustinyourveins@gmail.com
z albusa trochę smutas, pomóżcie mi go rozruszać!
[Jaki ten Twój Albus smutny… Nie ma co, James na pewno znajdzie kilka różnych sposobów, by uśmiech rozkwitł na jego twarzy! Gdybyś jednak chciała, oczywiście zapraszam Cię też do Nate’a, chociaż z nich mógłby powstać nieźle depresyjny duet, takich dwóch chłopaków, co taplali się w rozpaczy. Podoba mi się ta karta — abstrakcyjny, lekko poetycki sposób opisywania postaci, to coś, co dla mnie jest totalnie niemożliwe do osiągnięcia, ale miło się to podziwia. I ogólnie — cześć!]
OdpowiedzUsuń[Cześć i czołem! Przybyłam powitać kuzyna mojego rudzielca, co to z chęcią go rozrusza, no!
OdpowiedzUsuńKarta przepiękna pod każdym względem — począwszy od cudownego kodu, a na hipnotyzującej treści karty skończywszy. Absolutnie przepadłam dla Twojego stylu pisania, nic tylko gratulować talentu.
Pozostaje mi życzyć dobrej zabawy i mnóstwa wciągających historii! A w razie chęci zapraszam do którejś z moich panienek.]
Dominique & Aurora
[Pięknie dopracowana karta, zachwycam się nad treścią, zdjęciem i całokształtem ❤ Smutny troszkę ten Albus, mam nadzieję, że z czasem zacznie postrzegać się w inny sposób i znajdzie kogoś, kto sprawi, że uśmiech nie będzie mu znikał z twarzy. Dużo weny i wciągających wątków! ;)
OdpowiedzUsuńElias Davies
[ Hah, widzę że nie muszę się wstydzić własnego podglądactwa w tak doborowym towarzystwie ;D Z tym rzucaniem kłód pod nogi to trochę się zgadzam… choć staram się ograniczać, żeby mojego bohatera zupełnie nie przytłoczyć ;) Ale zobaczymy co tu się jeszcze urodzi, Lupin nie znalazł się tu bo tego pragnął, więc jego sceptyczne nastawienie może stanowić pewne wyzwanie ;) A nastolatkowie bywają gorsi niż zwierzęta, także tak xD No ale skupiając się na tym co najważniejsze, myślę że jego relacje z Albusem mogą być naprawdę dobre :) Ostatecznie Ted spędzał z Potterami mnóstwo czasu, więc chcąc nie chcąc przywiązał się do nich. I choć ma świadomość, że to jego przyszywana rodzina, to na pewno nie zamierza udawać, że los jego młodszych kuzynów jest mu obojętny. Al zawsze mógł i może na niego liczyć. Jeśli Lupin wiedział, że Albus interesuje się jego podróżami, to zapewne wysyłał mu z nich jakieś ciekawe fanty ;) A na swoich zajęciach pilnował, żeby nic mu nie użarło połowy ręki ;D No, a jeśli Al był na tyle spostrzegawczy i rozgarnięty, żeby nie poruszać przy Lupinie tematu pewnej blondynki, to miał spore szanse pozostać na wysokiej lokacie w ogólnej klasyfikacji sympatii do kuzynów :D Także podsumowując, Albus może zawracać Lupinowi głowę, byle z wyczuciem! Jeśli więc masz pomysł na jakiś konkretny wątek, to chętnie posłucham. Albo możemy zrobić burzę mózgów ;) ]
OdpowiedzUsuńLupin
[Hej hej, dziękuję za powitanie :D bardzo mnie ten Albus zaciekawił... Mam wrażenie, że za tym wszystkim jest jakaś historia, którą bardzo byśmy chciały z Effy poznać. Effy ma tendencję do przyczepiania się do smutnych ludzi próbując ich rozpracować, także myślę, że mogłaby wprowadzić do jego życia trochę chaosu. Pytanie tylko, co by już mogła o nim wiedzieć... Myślę,że jest jedna rzecz, która mogłaby ich połączyć, ale to myślę,że dobrze by było dogadać na priv noideasononame@gmail.com, zapraszam jeśli byłaby ochota na wątek :D]
OdpowiedzUsuńEffy
Unikanie Scorpiusa było nie lada wyzwaniem, zwłaszcza, gdy należało się do tego samego Domu i rocznika. Gdziekolwiek się nie pojawiał, Malfoy wzbudzał zaciekawione szepty, a spojrzenia osób znajdujących się w pobliżu wędrowały w jego kierunku. Niektórzy podziwiali jak podczas meczów Quidditcha mknął między trzema obręczami i przy pomocy widowiskowych trików na miotle nie pozwalał, by drużyna przeciwna zdobyła gola. U innych wywoływał dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, jakby ciągnęła się za nim otoczka niepokoju, mroczna poświata symbolizująca klątwę, która ciążyła na rodzinie Scorpiusa. Zdarzali się też tacy, którym zawracał w głowie błyskotliwymi odpowiedziami i czarującym uśmiechem. Zwykle jednak ludzie czujący wobec niego sympatię starali się częściej przebywać w jego towarzystwie, a nie uciekali na jego widok.
OdpowiedzUsuńPrzywykł do obecności Albusa. W zasadzie odkąd wsiedli do tego samego przedziału podczas pierwszej podróży do Hogwartu stali się nierozłączni. Kiedy Tiara Przydziału wykrzyknęła, że obaj trafią do Slytherinu na jego ustach pojawił się triumfalny uśmiech. Co prawda przez kilka (no dobrze, może nawet kilkanaście) dni musiał podtrzymywać go na duchu i przekonywać, że bycie Ślizgonem to nic strasznego, ale zyskał przyjaciela na lata. Nie rozumiał dlaczego chłopak z dnia na dzień, bez żadnego uprzedzenia — ani powodu, jak się Scorpiusowi wydawało — zaczął go unikać. Na początku myślał, że palnął coś, co mogło go urazić, ale przeanalizował wszystko o czym rozmawiali i szybko wykluczył taką możliwość. Głowił się nad tą kwestią kilka dni, ale nie mógłby się nazwać Malfoyem, gdyby tak po prostu odpuścił.
Motywowany frustracją i brakiem satysfakcjonującego uzasadnienia, postanowił zwyczajnie skonfrontować się z Albusem. Byli w końcu prawie (co Draco uwielbiał podkreślać) dorosłymi ludźmi i powinni ze sobą rozmawiać, jeśli coś ich dręczyło.
Za gadulstwo Scorpius został przesadzony na drugi koniec sali. To nie przeszkodziło mu w próbie zaczepiania Pottera podczas zajęć z eliksirów. O ile w roli obrońcy blondyn radził sobie znakomicie, patrząc na jego kiepski cel, nie sprawdziłby się jako ścigający. Misternie zwinięta karteczka z wiadomością wylądowała prosto w kociołku Albusa, ochlapując go przy tym oślizgłą i niezbyt przyjemnie pachnącą zawartością. Kilkoro uczniów skomentowało to chichotem, ale Malfoy zrobił tylko marsową minę. Ta taktyka się nie sprawdziła, więc postanowił, że złapie go później na korytarzu.
Kiedy skończyli zajęcia przepchnął się przez tłum rówieśników, jak cień podążając za Albusem. Wreszcie udało mu się go dogonić tuż obok dormitorium chłopców. Niewiele myśląc sięgnął za pas, wyciągając różdżkę.
— Albusie Severusie Potterze, jeszcze jeden krok i rzucę na ciebie ulepszoną Drętwotę! — wykrzyknął, mierząc w jego stronę swoją śnieżnobiałą, osikową różdżką. Żartował, a może mówił poważnie? Z Malfoyem nigdy nie było nic wiadomo. Lepiej potraktować ostrzeżenie na poważnie, zwłaszcza, że niedawno chwalił się tym, że biedny pufek, którego poraził eksperymentalnym zaklęciem, od tygodnia nadal nie odzyskał pełnej sprawności. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i podszedł bliżej Albusa, zachodząc mu drogę.
— Czemu mnie unikasz, co? — zapytał wprost, krzyżując przy tym ramiona na klatce piersiowej. Przechylił głowę na bok, wpatrując się w oczy bruneta. Malfoy oczekiwał odpowiedzi i po mowie ciała dało się wywnioskować, że nie zamierzał dać się spławić.
Scorpius Hyperion Malfoy pod ogromnym wrażeniem przepięknej karty postaci!
[Twój pomysł jest absolutnie CUDOWNY! Już mam przed oczami lśniące z podekscytowania oczka panienki Weasley, kiedy wspólnie wyruszą na tę wspaniałą przygodę. Aż się nie mogę doczekać!
OdpowiedzUsuńWymyśliłam sobie, że rodzina Fleur wywodzi się z Dinan w Bretanii — stare, kamienne domeczki, uliczki wyłożone kicimi łbami, nastrój bajkowy i przepełniony magią — więc może obrać ten kierunek? Stamtąd pociągiem do samego Paryża to zaledwie trzy godziny, a tam — wiadomo! — mamy ogromne pole do popisu, żeby wpakować ich w masę mugolskich kłopotów. Co o tym sądzisz?
W razie czego zapraszam też na maila, jeśli masz ochotę ustalić coś bardziej szczegółowo :)]
Dominique
[Hej! Bardzo dziękuję za powitanie! W życiu Silvana jest jeszcze sporo dziur i znaków zapytania, ale im bardziej brnie do rozwiązania zagadek przeszłości, tym więcej kart odkrywa, niestety w sporej części tych złych. Ale spodziewał się – nikt normalny nie zrobiłby takiej krzywdy swojemu dziecku, więc nie ma się co nastawiać, że będzie pięknie. W każdym razie, skupiając się na Albusie – dla mnie on nie jest smutny, a przynajmniej nie tak do końca. Mam wrażenie, że to osobowość wysoko wrażliwa, a te doświadczają świata nieco inaczej, ponieważ intensywniej wyłapują wszelkie bodźce z otoczenia. Myślę, że potrzebowałby kogoś kto da mu przestrzeń do wyrażania emocji i zrozumie jego spojrzenie na świat, a także kto podniesie go na duchu we wskazanej sytuacji i pozwoli uwierzyć w siebie oraz swój potencjał. Swoją drogą, czyżby kogoś takiego zabrakło w dzieciństwie? Niewykluczone – tak gdybam sobie niezobowiązująco :) Postać przedstawiona pięknie, w równie pięknej oprawie, natomiast fakt, że zrobiłaś z Albusa czarodzieja przeciętnego, dodaje kreacji mnóstwa autentyczności. Jest naprawdę super! Poczekam jeszcze na Jadis, bo bardzo mnie interesuje cóż to za dziewczę wyjdzie spod Twojej ręki, ale tak czy siak bardzo chętnie coś napiszę :) I też życzę udanej zabawy!]
OdpowiedzUsuńSilvanus Carrow
James nie mógł znieść czyjegoś smutku. Sam rzadko się smucił — był wyjątkowo wesołą osobą, a los oszczędził mu zmartwień jakiegokolwiek rodzaju. Wiadomo, jak każdemu człowiekowi zdarzały mu się cięższe dni, ale jego patologiczny wręcz optymizm nie pozwalał mu za długo kąpać się w mroku. I nawet gdy męczyło go jakieś strapienie, zawsze znalazł sobie coś ciekawego do roboty — czy to jakiś występek, czy pogadanka ze znajomymi bądź wypad do Hogsmeade — co momentalnie zwiewało w niebyt jego przygnębienie i pozwalało mu spojrzeć w przyszłość łaskawym okiem. W przypadku ludzi z jego otoczenia sprawy miały się bardzo podobnie. Zawsze znalazł odrobinę więcej czasu, żeby zostać dłużej w klasie z przyjacielem, którego męczyła chandra, by ten mógł się wygadać. Gdy widział zapłakane policzki znanego mu dziewczęcia, na lekcjach rzucał we włosy karteczkami, na których wymalowywał głupie, rozweselające obrazki.
OdpowiedzUsuńSmutek w oczach bliskich osób łamał Jamesowi serce.
Chłopak wiedział, że od paru tygodni u Albusa nie działo się zbyt dobrze. Snuł się po zamku, nie patrząc na nikogo, a gdy już Jamesowi udało się złapać jego spojrzenie, nie reagował nawet na najbardziej wymyślne ruchy taneczne posyłane mu z drugiego końca korytarza. Przez intensywne treningi Quidditcha nie udało się chłopakowi wygospodarować ani chwili dla swojego młodszego braciszka i za każdym razem, gdy mignęła mu gdzieś jego smutna mina, zalewały go wyrzuty sumienia.
W pewną pochmurną sobotę, doprowadzony do ostateczności — na piątym piętrze Albus kompletnie zignorował jego backflipa — przysiadł się do stolika Slytherinu przy śniadaniu. Nachylił się nad bratem, zupełnie jakby miał złożyć czuły, matczyny pocałunek, i obślinił mu cały policzek. Kilka osób przy stoliku zachichotało. Nie były to jednak te okropne, prześmiewcze chichoty, o które można było podejrzewać wychowanków Domu Węża, bo — jak się okazało, a co parę lat temu James odkrył z niekłamanym zdziwieniem — Ślizgoni wcale nie byli tacy źli, jak wymalowała ich historia. W końcu jego cudowny brat był w Slytherinie.
— Arbuzie Serpentynie Potter — powiedział poważnie, zabierając mu kiełbaskę z talerza. Wsunął ją na raz do ust, po czym wykonał teatrzyk oblizywania każdego palca po kolei. Z każdym kolejnym widział, jak z Albusa ulatuje życie. — Po kolacji zabieram cię na wspaniałą wycieczkę. Spotkajmy się przy czwartej kotarze na lewo od trzeciej zbroi na czwartym piętrze.
Nie zamierzał dzisiaj poruszać drażliwego tematu bądź wypytywać, dlaczego Albus tak dziwnie się zachowuje, bo też był absolutnie pewien, że i tak niczego od niego nie wyciągnie. Nawet jako mały chłopiec jego braciszek był dość zamkniętym w sobie człowiekiem. Gdy coś przeskrobał lub coś mu się stało, zazwyczaj czekał calutki tydzień, a potem w środku nocy wdrapywał się na łóżko w sypialni rodziców i wyszeptywał wszystko to, co leżało mu na sercu. Pewnego razu wytrzymał dwa i pół tygodnia ze skręconą kostką, dopóki noga nie spuchła mu jak balon, a nawet wtedy słabym, dziecięcym głosikiem zapytał tylko "James, wiesz może, jak się robi amputację?". Do tej pory cała rodzina się z tego nabijała — jeśli komukolwiek zdarzyło się przy kolacji zranić w palec, zadawał przyciszonym głosem dokładnie to samo pytanie.
Co do tej czwartej kotary na lewo od trzeciej zbroi na czwartym piętrze, James nie wiedział, czy takie miejsce w ogóle istnieje. Po kolacji wrócił jeszcze na szybko do dormitorium, wpakował potrzebne rzeczy do skórzanej torby i pobiegł co sił, bo zdawało mu się, że był już spóźniony.
— Mam cię! — krzyknął, klepiąc brata po ramieniu. Jak przewidział, Albus błądził po korytarzu, zapewne starając się odszukać odpowiednią kotarę. — No to słuchaj, mam kilka możliwości, by sprawić, że ten wieczór będzie fantastyczny. I teraz skup się. Niech twoje serce wybiera. Mam łajnobomby i cuchnące kulki, możemy je zamontować w którymś gabinecie nauczycielskim. Możemy też wrzucić je do pokoju nauczycielskiego. Myślałem też jakiś czas temu o zamknięciu sowiarni, ale nie wiem, czy to takie spektakularne... Ooo, i ostatnio rzucił mi się na mapie Pokój Zagłady. Wiesz, co tam jest? — Uśmiechnął się szeroko, otwierając oczy. Twarz szaleńca. — A CHCESZ ZOBACZYĆ?
Usuń[Wybacz nam mierność naszego pióra, trafił mnie jakiś spadek weny :( I witamy się tym rozpoczęciem z Jamesem cieplutko <3 Jakby Ci nie przypasowało cokolwiek wymyśliliśmy na temat Albusa, zwyczajnie zignoruj i to nigdy się nie wydarzyło.]
[Witam! Bardzo dziękuję za wszystkie komplementy i cieszę się, że Lay wyszedł ciekawie, szczególnie, że mocno niepewny byłem tej karty zanim ją opublikowałem w końcu...
OdpowiedzUsuńZ mojej strony chęci są duże, tym bardziej, że ja też jestem okropnym podglądaczem i zerkam sobie na kartę Jadis regularnie (mam za dużą słabość do Dove Cameron, ech) i wyczekuję jej publikacji. Więc jeśli masz już nawet jakiś zalążek pomysłu na połączenie tej dwójki, to jak najbardziej zapraszam do wysłania sówki! Coś fajnego na pewno wymyślimy.]
Lay
Ojciec suszył Scorpiusowi głowę i nieustannie przypominał o zbliżających się wielkimi krokami Okropnie Wyczerpujących Testach Magicznych. Zdaniem Ślizgona zaczynał przypominać zaciętą płytę, a jego gadanie nie przynosiło większych rezultatów. Chłopak nie miał zamiaru ślęczeć nad książkami od rana do nocy, skoro za oknami była taka piękna, słoneczna pogoda. W ogóle nie przejmował się egzaminami, należał bowiem do zwolenników stanowiska, że uczyć trzeba się cały rok, a nie wkuwać na ostatnią chwilę. Zachowywał spokój, a wolny czas przeznaczał na rozrabianie z Jamesem i próby wyciągania Albusa do Hogsmeade.
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc uważał, że przyjaciel za mocno bierze do siebie uwagi rodziny. Owszem, nauka była w życiu ważna, ale z pewnością nie najważniejsza. Odnosił przemożne wrażenie, że im częściej bliscy powtarzali mu, jak bardzo musi przykładać się do studiowania opasłych tomiszczy, tym bardziej wpędzali go w niską samoocenę i tylko niepotrzebnie go stresowali. Jasne, Albus miewał czasami problemy z opanowaniem materiału, ale przecież nikt nie urodził się alfą i omegą. Niektórzy potrzebowali więcej czasu lub praktyki, ale wcale nie uważał go z tego powodu za gorszego. Wprost przeciwnie, chętnie pomagał Potterowi, podpowiadał odpowiedzi i dzielił się z nim radami, a czasem nawet zostawał z nim w bibliotece, choć od kurzu kręciło go w nosie i strasznie się tam nudził.
— James nie potrafi kłamać, ale ty pod tym względem bijesz go na głowę — rzucił w odpowiedzi. Właściwie, to bijesz na głowę każdego, kogo znam i to bez względu na dziedzinę. Dlaczego nie dostrzegasz w sobie tego, co widzę widzę ja?. Ta kwestia dręczyła go ostatnio coraz częściej. Nie umiał zrozumieć czemu Albus uważał się za niewystarczającego, przeciętnego, dlaczego tak surowo siebie oceniał. Scorpius nie był ślepy, dostrzegał to tym wyraźniej, im stawali się starsi. Zupełnie jakby za Albusem podążał cień wypełniony wszystkimi obawami i negatywnymi myślami, które bombardowały jego umysł. Nigdy jednak nie zastanawiał się, czy inni też to dostrzegają. Dla niego to było oczywiste, spędzali ze sobą tyle czasu, że nie dało się tego nie zauważyć.
— Dobrze wiem, że nie chodzi o naukę. Pouczyć możemy się razem — stwierdził. Nieraz przecież zostawiał mu słodycze ukryte między kartkami książek i ćwiczył znajomość zagadnień do czekających ich testów. Poza tym nie dało się żyć samą nauką. Nawet Krukoni nie byli aż takimi kujonami!
Zbliżył się więc jeszcze bardziej, na tyle blisko, że połaskotał Albusa gorącym oddechem w policzek. Rumieniec świadczył o tym, że coś go zawstydzało. Ostatnio zachowywał się naprawdę dziwnie. Nigdy wcześniej nie mieli przed sobą sekretów ani nie ukrywali się po kątach. Zachodził w głowę co takiego się zmieniło i czym te zmiany były spowodowane. Objął go ramieniem, a potem lekko zacisnął palce na barku chłopaka.
— Mi możesz powiedzieć, nie będę się śmiał — zapewnił. Jego słowom było można dać wiarę. Jak dotąd nie nadszarpnął ich przyjaźni.
Scorpius Hyperion Malfoy
[Cynamon i wanilia, informacja o zapachu Scorpiusa jest nawet przemycona w jego karcie postaci :D]
[Cześć!
OdpowiedzUsuńDziękuję za przywitanie. <3 Cóż, Arachne może i wygląda niewinnie, ale jest dość... skomplikowana, jeśli o to chodzi, a już na pewno w jakiś sposób skrzywiona, co pewnie wyjdzie w wątkach lub notkach. xD
Co do wątku, to jasne, ja zawsze chętnie wpakuję Arachne w różne rzeczy, tyle że obecnie jedyne, co przychodzi mi do głowy to jedynie to, aby Albus nakrył ją na czytaniu mugolskiej poezji czy coś... Daj znać, czy takie coś ma w ogóle sens. ;___;]
ARACHNE YAXLEY
[Jasne, ja w to wchodzę. Im gorzej, tym lepiej, przynajmniej dla mnie. :D W sumie ładnie nam się to łączy, bo panna Yaxley aspiruje do tego, aby zostać uzdrowicielką, więc zapewne zna zaklęcia lecznicze i tak dalej, więc totalnie widzę, jak "bawi się" na Albusie i próbuje swoich sił w leczeniu tych jego ran po samookaleczaniu. Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuńARACHNE YAXLEY
[ Dziękuje pięknie za powitanie i tak ciepłe słowa! <3 Cieszę się, że ta panna komuś przypadła do gustu i nie wyszła nijako :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie Rin przedstawi wam całą litanię dlaczego to warto posiadać zwierzaka, a na razie bardzo chętnie złapiemy i porwiemy Was!
Obie twoje postaci są niezwykłe i tak świetnie zbudowane. Najchętniej to porwała bym oboje na wątek, bo przydałoby się temu grzecznemu dziewczęciu nieco szaleństwa ze strony Jadis i zakłopotania w jakie wprowadzały by ją jej flirty - to by było ciekawe pisania :D Ale muszę też przyznać, że rodzeństwo Potter skradło nasze serduszko, a Albus to już w ogóle <3 To jego zagubienie sprawia, że jest mi go szczerze szkoda, takie dzieciaki zawsze mają ciężko i chętnie przy pomocy Rin wybiła bym mu z głowy tą niską samoocenę! No i artystyczne duszę muszą trzymać się razem. Rin pewnie nie potrafiłaby w pełni wejść w jego buty, ale na pewno zrozumie jego zagubienie. Jej życie wywróciło się do góry nogami i chowa się jedynie za swoimi szerokimi uśmiechami i tym pozornym zadowoleniem ze wszystkiego. Także ukochamy za przyjaciela :D
Nie, nie potrafię się zdecydować xD
Jeszcze raz dziękuję za powitanie ^^ ]
Rin
[ Jeszcze dodam nim zaczniemy burzę mózgów, wolałabyś zaczynać od zera znajomość i stopniowo ja budować, czy potencjalnie któraś dwójka ma się już znać? Rin od niedawna uczęszcza do Hogwartu, ale na pewno jakieś znajomości mogłaby już zacząć :D ]
UsuńObserwowała spływające po szybie krople wody, zupełnie nie skupiając się na tym, co dzieje się wokół niej. Gaworzenie uczniów docierało do niej niczym przez mgłę, a kolejne wypowiadane przez nauczyciela polecenie, pozostawało bez echa. Często zdarzało jej się odpłynąć do własnego świata, lekcje cholernie ją nudziły, a ona nigdy nie lubiła robić tego, na co w danej chwili nie miała ochoty.
OdpowiedzUsuń- Hm? – ocknęła się na moment, kiedy poczuła na swoim ramieniu czyjś dotyk. Najwyraźniej kolejne ćwiczenie odbywało się w parach, a Potter był tym pechowcem, który trafił akurat na nią. Nie znała go zbyt dobrze, kult wielkiej rodziny Potterów nigdy jej nie interesował, więc w przeciwieństwie do innych uczniów, nie walczyła o atencję z jego strony.
- Jesteś tym nieszczęśnikiem, który został skazany dziś na moje towarzystwo? Serdecznie współczuję – rzuciła z przekąsem, sięgając po przypadkowe fiolki i wylewając ich zawartość do kotła – Cokolwiek to będzie, przynajmniej porządnie pierdolnie – roześmiała się, wzruszając bezradnie ramionami i obrzucając go skruszonym spojrzeniem. Nie uważała podczas instrukcji i nie zamierzała udawać, że ma pojęcie o tym, co właśnie robi. Jej towarzysz nie wyglądał na kogoś, kto był zainteresowany lekcją, doszła więc do wniosku, że po prostu go wyręczy i najwyżej wszyscy będą świadkami spektakularnego wybuchu – Ratujesz sytuację, czy też chcesz sobie ulżyć? – wskazała ruchem głowy na fiolki, które były przypisane dla niego i oczekiwała na ruch z jego strony. Nie wydawał się być pilnym uczniem, ale skoro pochodził z takiej, a nie innej rodziny, być może znał gotowe rozwiązanie na wszystko i potrafił ratować innych z opresji niczym jego słynny tatuś.
- Kolejny szlaban nie zrobi na mnie wrażenia, a jeśli ty też okażesz się równie beznadziejny, jak ja, przynajmniej dobrze się bawimy – mrugnęła do niego z diabelskim uśmiechem wymalowanym na ustach i zanim zdążył cokolwiek zrobić, poprawiła jego kosmki opadających na czoło włosów – Uśmiechnij się Potter, od rana masz minę, jakby ktoś zamordował twojego chomika. Nawet jeśli zaraz wysadzimy ten budynek, przynajmniej postawią nam na koniec ładny nagrobek, nasze rodziny to legendy. Szkoda tylko, że przeciwnej stronie barykady – uśmiechnęła się delikatnie, gestem zachęcając, aby dokończył ćwiczenie i niecierpliwie oczekując, aż tylko pogorszy sytuacje.
chodzące kłopoty Suz
— Nie będziemy musieli używać magii — powiedział natychmiast chłopak. — Musiałem, prosiłeś. A tak naprawdę nie wiem... — Roześmiał się, patrząc na brata przepraszającym wzrokiem. — Nie wziąłeś różdżki? Albus, jak na taką wyprawę mogłeś nie zabrać ze sobą różdżki!
OdpowiedzUsuńJames wiedział, że chłopak miał problemy z nauką, jednak nie chciał go w żaden sposób zawstydzać, zakładając, że już na pewno było mu z tym dosyć ciężko. Małe kłamstwo wymyślił na poczekaniu i pozwolił, by to Albus miał wszystkie karty — czy będzie się chciał z nim podzielić problemem, czy może zachowa to dla siebie lub w ogóle przejdzie z tematem do porządku dziennego. Uciekł w najbezpieczniejszą opcję, bo chciał, by ten wieczór był dla nich miły, nie dlatego, że udawał, że ta kwestia nie istnieje.
— Nie przemyślałem naszego miejsca spotkania zbyt dobrze, będziemy musieli iść do lochów. Chodź, przejdziemy się jakimś skrótem, jest gdzieś tutaj, za którymś z obrazów... O tutaj! — zawołał, wprawioną ręką otwierając przejście. Przed ich oczami ukazał się surowy, jakby wykuty w kamieniu, ciemny korytarz prowadzący w dół. Śmierdziało w nim wilgocią. — Ach, swąd jeziora, pachnie przygodą! Pakuj się, stary.
Wyprawa do lochów minęła im bardzo przyjemnie — James potknął się dwa razy, wywrócił raz, i za każdym razem słyszał, jak Albus wstrzymuje powietrze w płucach, by nie wybuchnąć śmiechem. Oczywiście krzyczał każdorazowo "ani słowa!", ale też chichotał pod nosem. Chłopcy wydostali się z zatęchłego korytarza niedaleko wejścia do kuchni, a potem jeszcze pobłądzili chwilę, szukając drogi na mapie Huncwotów, aż natrafili na miejsce, gdzie Pokój Zagłady powinien się znajdować. Problem polegał na tym, że w miejscu, gdzie można by sądzić, że ukażą się drzwi do owego pokoju, mieściła się... Zwykła, normalna i totalnie bezdrzwiowa ściana.
— Ooo — mruknął James. Na jego twarzy mieszało się zdziwienie, zawód i mocne skonfundowanie. — No, to jest prawdziwa niespodzianka. Nie, ale musimy to otworzyć. Pokój Zagłady, to musi być coś fantastycznego, nie możemy tego przegapić!
Cofnął się o kilka kroków, przyglądając ścianie zmrużonymi oczami. Krzątał się tak długą chwilę — podchodził do niej bliżej, oglądał z każdej strony, dotykał jej, by potem znowu wrócić się na środek korytarza i powtórzyć cały rytuał od początku. Wydawać by się mogło, że jest w jakimś transie. I po prawdzie trochę był. Mózg pracował mu na najwyższych obrotach.
— Wiem — powiedział w końcu. — Pokój Zagłady. Czemu on się nazywa Pokojem Zagłady? Słyszałeś kiedyś, żeby którykolwiek z nauczycieli powiedział do drugiego "hej, byłem ostatnio w Pokoju Zagłady" czy "poczekaj chwilę, zajrzę tylko do Pokoju Zagłady"? No, nie słyszałem nigdy, żeby rozmawiali też o Komnacie Tajemnic, ale rozumiesz, o co mi chodzi... Bo tak sobie pomyślałem. Stoimy niedaleko przedsionka, jak to było? — Zerknął w mapę. — Tak, obok Przedsionka Psot. Dziadek z kumplami pisał tę mapę. To zwykły przedsionek. A ten pokój był Pokojem Zagłady dla Huncwotów. Room of doom. Jeśli został zapieczętowany, prawdopodobnie zrobili to oni... Jak uważasz?
Przez moment, gdy już wypowiedział swój pomysł na głos, przeszło mu przez myśl, że może za wiele sobie dopisuje, że poniosła go fantazja. W końcu jednak uznał, że nie warto tego marnować i nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować.
— Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego — powiedział dumnie.
W ścianie natychmiast wyryła się klamka. Sama się wyryła. James odwrócił się w kierunku brata, posyłając mu porozumiewawczy, chochliczy uśmiech, by potem wskazać szybko głową w kierunku tajemniczych drzwi.
— Gotowy na odkrywanie spadku, jaki po sobie zostawili Huncwoci? No, dalej, bracie. Ty pierwszy. — Oddanie Albusowi tej chwili było ze strony Jamesa warte więcej, niż jakiekolwiek słowa, które mógłby mu powiedzieć.
[Dziękujemy pięknie za powitanie! Od razu sprostuję, że Ignatiusowi zmarł bliźniak. Po tym jak Igni dowiedział się o jego śmierci z dnia na dzień się postarzał o dobrych dziesięć lat. Minęło kilka miesięcy, a on nadal nie może wrócić do swojego piętnastoletniego ciała. Słusznie jednak zauważyłaś, że wyobrażałam sobie to utknięcie jako mechanizm obronny przed traumą.
OdpowiedzUsuńNa wątek oczywiście chętnie się skusimy. Co jak co, na wenę narzekać nie możemy! Co ty na to, żeby nasi panowie spotkali się pierwszy raz w wakacje? Igni mógłby postawić mu wtedy ognistą w Hogsmeade lub jakimś londyńskim przybytku dla czarodziejów i przedstawić się wtedy jako ktoś zupełnie inny. Jego kłamstwo wyszłoby na jaw wraz z początkiem roku szkolnego i pierwszymi zajęciami Koła Miłośników Literatury?]
Ignatius