W uszach wciąż rozbrzmiewa huk trzaśniętych o drewnianą framugę drzwi. Ręce drżą i drży on cały, gdy dzierżąc w dłoni zabytkowe pióro, nie potrafi przelać najprostszych słów na pergamin – bo szum myśli znów przytłacza, bo przeraźliwe ukłucie beznadziei znów pozbawia trzeźwości umysłu, a jemu znów wydaje się, że jest w tym wszystkim całkowicie i nieuchronnie sam. Kilka kropel skapuje ze srebrnej stalówki, czernią atramentu plami niezapisaną jeszcze kartkę i z wolna rozlewa się na wszystkie strony, przyciągając spojrzenie przygnębionego młodzieńca. Ale on nie reaguje. Nie sięga po różdżkę, nie pozbywa się niechcianego nieporządku, w ogarniającym go roztrzęsieniu nie robi nic. Tylko wpatruje się w te przedziwne, nieznane mu kształty, i wpatruje się długo, a im dłużej, tym bardziej nieobecny się staje. Ucieka, ucieka gdzieś daleko stąd, z własnego pokoju, z własnego domu – bo znów łatwiej jest mu być tam, nie tutaj, bo znów tylko tam, nie tutaj, chciałby być. Gdzie nie ma miejsca na smutek, ponieważ cichy, kojący szept przy uchu i dotyk chłodnej dłoni na policzku odpędzają wszystkie zmartwienia. Gdzie nie trzeba udawać, że jest się kimś innym, a zwykłe bycie sobą jest satysfakcjonujące. Gdzie nie dosięga nieczułość lodowatego spojrzenia, które surowością osądu sprawia, że Lilian starając się stać więcej, nieustannie czuje się za mało.
Na ustach wciąż ciążą wykrzyczane we wzburzeniu słowa. Nie zmywają ich nawet spływające po twarzy łzy, które raz od czasu niedbale wyciera wierzchem dłoni – bo trzymał je w sobie tak wiele lat, zanim wybuchły falą histerii i spazmatycznego płaczu, bo tak naprawdę wcale ich nie żałuje, choć wolałby nigdy nie musieć ich wypowiadać, bo mimo wszystko dobrze wie, że zostaną z nim na długo, niezapomniane i niewybaczone, a on wbrew woli jeszcze gorzko pożałuje. Przecież to dopiero sam, samiusieńki początek wakacji. No właśnie. Sam, samiusieńki początek wakacji. Nie koniec, nie środek nawet. Początek. I nagle czas wydłuża się niebagatelnie, staje się największym Liliana wrogiem, kiedy wbrew jego pragnieniom kłania się mu stanowczym nadmiarem – minuty są godzinami, godziny dniami, dnie miesiącami, miesiące… wiecznością. I nagle, potwornym uderzeniem bezdechu, brutalną konfrontacją z rzeczywistością, wszystko do niego wraca. Ręce drżą, drży on cały. Szczypią blizny na dłoniach, miękną w przestrachu mięśnie, opada ociężała głowa. Trudności Lilianowi nie trzeba, one mnożą się same, w jego głowie, a jemu w tej kakofonii dramatycznych upadków z bezsilności chce się krzyczeć. Zaciska więc kurczowo dłoń na zabytkowym piórze, które od jakiegoś czasu w dłoni dzierży, macza więc ponownie stalówkę w kałamarzu, i nie mogąc krzyczeć głośno – krzyczy cicho, na papierze. Szybkim i chwiejnym pismem składa słowa nie zawsze czytelne, zdania nie zawsze ładne i składne, rozdygotaną dłonią kreśli co drugie i nadpisuje co piąte, naturą rozkojarzoną i chaotyczną przeskakuje od myśli do myśli, pisząc o wszystkim i o niczym, o smutku i nie smutku pragnieniu, o cierpliwości i jej braku, o nerwach i ich niezrozumiałym traceniu, o wzburzeniu i jak go opanować, o emocjach i jak się ich pozbyć. Aż kończy list słowami, co do których jedynych wątpliwości nie ma.
Gdybym tylko mógł jakoś przyśpieszyć czas, Aurelianie. Tak bardzo za tobą tęsknię.
Twój, Lilian
Na ustach wciąż ciążą wykrzyczane we wzburzeniu słowa. Nie zmywają ich nawet spływające po twarzy łzy, które raz od czasu niedbale wyciera wierzchem dłoni – bo trzymał je w sobie tak wiele lat, zanim wybuchły falą histerii i spazmatycznego płaczu, bo tak naprawdę wcale ich nie żałuje, choć wolałby nigdy nie musieć ich wypowiadać, bo mimo wszystko dobrze wie, że zostaną z nim na długo, niezapomniane i niewybaczone, a on wbrew woli jeszcze gorzko pożałuje. Przecież to dopiero sam, samiusieńki początek wakacji. No właśnie. Sam, samiusieńki początek wakacji. Nie koniec, nie środek nawet. Początek. I nagle czas wydłuża się niebagatelnie, staje się największym Liliana wrogiem, kiedy wbrew jego pragnieniom kłania się mu stanowczym nadmiarem – minuty są godzinami, godziny dniami, dnie miesiącami, miesiące… wiecznością. I nagle, potwornym uderzeniem bezdechu, brutalną konfrontacją z rzeczywistością, wszystko do niego wraca. Ręce drżą, drży on cały. Szczypią blizny na dłoniach, miękną w przestrachu mięśnie, opada ociężała głowa. Trudności Lilianowi nie trzeba, one mnożą się same, w jego głowie, a jemu w tej kakofonii dramatycznych upadków z bezsilności chce się krzyczeć. Zaciska więc kurczowo dłoń na zabytkowym piórze, które od jakiegoś czasu w dłoni dzierży, macza więc ponownie stalówkę w kałamarzu, i nie mogąc krzyczeć głośno – krzyczy cicho, na papierze. Szybkim i chwiejnym pismem składa słowa nie zawsze czytelne, zdania nie zawsze ładne i składne, rozdygotaną dłonią kreśli co drugie i nadpisuje co piąte, naturą rozkojarzoną i chaotyczną przeskakuje od myśli do myśli, pisząc o wszystkim i o niczym, o smutku i nie smutku pragnieniu, o cierpliwości i jej braku, o nerwach i ich niezrozumiałym traceniu, o wzburzeniu i jak go opanować, o emocjach i jak się ich pozbyć. Aż kończy list słowami, co do których jedynych wątpliwości nie ma.
Gdybym tylko mógł jakoś przyśpieszyć czas, Aurelianie. Tak bardzo za tobą tęsknię.
Twój, Lilian
12 XVII 2005 BRIXHAM W WIELKIEJ BRYTANII / CZYSTEJ KRWI / SYN ĆWIERĆ-WILI / LESZCZYNA, WŁOS Z GŁOWY WILI, 10 CALI, GIĘTKA / PATRONUSEM WYDRA
Lilian Willis
SLYTHERIN / PREFEKT NA VI ROKU / CZŁONEK KLUBU ELIKSIRÓW ORAZ KOŁA TEATRALNEGO / WCIĄŻ UBOLEWA, ŻE NIE MA CZASU, ŻEBY DOŁĄCZYĆ DO CHÓRU
MAIL: LADY.ARIANA4455@GMAIL.COM | DISCORD: AIIEAN
Cześć, piękny. Musisz być złotym zniczem, bo szukałem cię całe życie. Czy coś. Anyways-
OdpowiedzUsuń♥
[Witam bardzo serdecznie na blogu :)
OdpowiedzUsuńZapewniam, że powyższą kartę czyta się naprawdę przyjemnie, mimo że sama historia Liliana do najlżejszych wyraźnie nie należy. Wizualnie również wygląda pięknie! ^^
Przyznam, że ciekawy pomysł z tym, że Willis jest uzdolniony muzycznie, ale z kolei zaklęcia wcale łatwo mu nie idą, choć na dobrą sprawę, przez jego krew wili, niejeden uznałby, że magia powinna przychodzić mu we wszystkim naturalnie. Stworzyłaś naprawdę interesującą postać, taką nieoczywistą, pod niejednym względem ^^
Gdyby kiedyś brakowało Ci wątków, zapraszam do mojego pana. Co prawda teoretycznie mam obecnie komplet wątków, ale z odpowiednim pomysłem i odrobiną cierpliwości z Twojej strony, na pewno damy radę.
Póki co, nie przynudzam już, życząc Ci udanej zabawy na blogu, spełnienia wątkowych marzeń, znalezienia szukanych powiązań, a przede wszystkim weny i czasu na pisanie! :)]
Lachlan Grindelwald
[Jak tu ładnie <3 Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, a zdjęcie w karcie i wizerunek idealnie pasują do ogólnej kreacji postaci. Współczuje mu słabej relacji z ojcem i jedynie wymagań, a nie wsparcia z jego strony, mogliby sobie w tej kwestii przybić z moim Eliasem piątkę. Fajnie, że miał okazje odkryć muzyczny talent i teraz chce spróbować gry na kolejnym instrumencie, powodzenia z zaklęciami, na pewno nie są takie straszne i z czasem różdżka mimo wszystko przestanie płatać mu figle, za pewne w przeciwieństwie do siostry bliźniczki. Bawcie się tutaj dobrze, a w razie chęci zapraszam do kogoś od siebie, burza mózgów i pewnie uda się znaleźć jakieś punkty zaczepienia :)]
OdpowiedzUsuńElias&Suzanne
[Faktycznie, Venus As A Boy pasuje do tak pięknego chłopca! Przebrnięcie przez kartę Liliana to była sama przyjemność, jest napisana lekko i wchłonąłem ją za jednym zamachem.
OdpowiedzUsuńNaprawdę, współczuję mu tego uczucia wyobcowania we własnym domu, które sprawia, że chce tylko uciec stamtąd i wyrwać się w stronę o wiele bardziej mu przyjazną. Na całe szczęście Lilian ma swojego ukochanego. Będę z chęcią śledzić wątek twojej postaci z Asherem, taki ze mnie okropny podglądasz, ale rozbudzono moją ciekawość.
Z chęcią też poznałbym Liliana osobiście na drodze jakiegoś wątku, choć na ten moment nie może mi się jakoś wyklarować żaden pomysł. Niemniej jednak zapraszam do siebie i życzę owocnej fabuły. ♥]
Lay Chang & Terence Scabior
[Jestem absolutnie zakochana... zauroczona słowami, które kryje ta karta. Kapitalnie przedstawiłaś historię swojego Ślizgona! Nie ukrywam, że pojawiły mi się łzy wzruszenia, które skrzętnie wchłonęły się w rzęsy, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek utożsamię się z czyjąś postacią. :)
OdpowiedzUsuńDrzemie we mnie pełnia podziwu, gratulację za wywołanie u mnie tak silnego rozczulenia nad kimś fikcyjnym!
Mam nadzieję, że odnajdziesz tu wiele wspaniałych wątków, a Twój chłopak zawita w Hogwarcie na dłużej! :D Życzę Ci ogromu weny i świetnej zabawy w tworzeniu tą postacią!
Oczywiście, zapraszam do siebie - tworzymy na pozór bardzo różniące się postacie, lecz łączy je więcej, niż się spodziewasz. :) Jeżeli jesteś zainteresowana, czekam na odpowiedź. <3]
Alcyone Travers
[Z pewnością przynajmniej z widzenia się znali, w końcu wiadomo, że część zajęć wychowankowie różnych domów dzielili, więc niewykluczone, że nasi chłopcy mieli ze sobą styczność, ale faktycznie, nigdy nie mieli jakoś okazji porozmawiać bezpośrednio. Terry mógłby czytać znowu jakieś podręczniki z poradami dotyczącymi gry w szachy, bo to dziedzina na punkcie której ma delikatną fiksację, więc często można go spotkać jak siedzi nad planszą i próbuje grać sam na siebie, gdy nie ma godnego przeciwnika w zasięgu.
OdpowiedzUsuńOj, wychodzę z założenia, że nawet z pozoru banalnych fabuł można stworzyć coś fajnego i dobrze się bawić przy zapoznawaniu dwóch postaci. Tym bardziej, że Terry jest zazwyczaj nieźle naburmuszony i przy pierwszym kontakcie przez przypadek zmierzy pewnie Liliana chłodnym spojrzeniem, ale mimo to potrafi nagle się uśmiechnąć szerzej i stwierdzić, że hey, mate, here's your chocolate frog.]
Terry
[Nie ma za co dziękować! Czytanie Twojej karty było dla mnie zdecydowanie przyjemnością.
OdpowiedzUsuńSama dziękuję z kolei za miłe słowa odnośnie mojego pana! :D
Losy Lachiego nie są jeszcze ostatecznie przesądzone w pewnych sprawach, ale myślę, że w końcu dobrnie w swoim życiu do lepszych dni; na więcej, niż jednej płaszczyźnie.
Co do wątku między naszymi postaciami, to w zasadzie zwolniło mi się jedno miejsce w kolejce, ale nawet gdyby tak nie było, i tak byłabym chętna na wspólne pisanie, skoro rzadsze odpisy i wolniejsze tempo gry Ci nie przeszkadzają. Ze swojej strony mogę od razu zapewnić, że zawsze zaczekam, ile będzie trzeba na odpowiedź; w końcu mamy się przede wszystkim dobrze bawić i jeśli tylko będzie dopisywać nam wena i ochota na wspólne pisanie, to i z jednym odpisem na miesiąc będzie się dobrze wymieniać komentarze xD
Zaproponowany przez Ciebie pomysł na powiązanie i wątek między Lilianem i Lachlanem, jak najbardziej mi odpowiadają, tym bardziej, że ciocia Lachiego ze strony mamy, Marina, jest jedną z Sędzin Wizengamotu. Ojciec Liliana mógłby nie być z początku świadom ich pokrewieństwa z Riną, bo używają innych nazwisk, a w odróżnieniu od swojego rodzeństwa, Lachlan nie był w sumie wychowywany przez ciocię, o. Jeżeli chodzi z kolei o pokrewieństwo z Gellertem, to Lachie jest w zasadzie jego ciotecznym prawnukiem, bo kanoniczny Grindelwald to dzieci na 99% nie miał, ale gdyby założyć, że Anthony jest aż tak cięty na niesławne nazwiska w czarodziejskim świecie, to i tak mógłby się czepiać obecności Lachlana w Hogwarcie, nawet jeśli ten jest teoretycznie jego absolwentem, mimo większości edukacji zdobytej w Durmstrangu. Jak jednak w to wszystko mamy sensownie wkręcić samego Liliana; przychodzi Ci coś do głowy? Nie wiem, czy uczęszcza na Alchemię, a jeśli tak, to raczej by osobnego profesora nie miał na życzenie ojca, Naczelny Sędzia Wizengamotu, czy nie.
Może wygodniej będzie nam omówić szczegóły mailowo? Nie wiem, daj znać co myślisz, proszę, także jeśli propozycja wątku nie jest już aktualna.]
Lachlan G.
[Jasne, jak najbardziej jestem chętny! Jestem bardzo cierpliwy, więc zaczekam, ile będzie potrzeba. Tym bardziej, że rozumiem ból związany z męczącymi studiami, bo sam po pierwszym tygodniu od powrotu na uniwerek czuję się tak sobie. Podobnie nie mam problemu z wolniejszymi odpisami. ♥]
OdpowiedzUsuńTerry
[Dziękuję! Przychodzę w takim razie z wątkiem niespodzianką!]
OdpowiedzUsuńBudzi ją zryw i ciężkość, i ciemność spowija delikatną twarz, a serce wyrywa się z piersi z szybkim, niespokojnym oddechem. Śni o życiu, obcym i chłodnym, zimnej egzystencji jakiej unika, a która dopada ją alegorią w nocnych marach i gwałtem wyrywa westchnienie spomiędzy rumianych ust. Zamiera, bezsilna, słaba - co ważniejsze - sama, samotna. Wtedy kroki odbijają się echem od ścian pustych korytarzy, a jej dłoń unosi się do góry, chwyta palcami przegub Jego ręki, gniecie materiał koszuli i opuszki zaciska na nim ciaśniej, pełna lęku, że ją zostawi i znów zostanie sama. Echo koszmaru odbija się na jej twarzy i w zbyt śmiałych ruchach, w których obejmuje jego łokieć, a czoło opiera o szczyt jego ramienia i oddycha ciężko.
Nie wie kim owy On jest, co tu robi w nocy. Nie patrzy mu w twarz. Ona zasypia ze zmęczenia na szerokim parapecie w rzadko uczęszczanym kącie zamku. A on?
Nie pyta.
Jej ciężki oddech spływa na bok męskiej ręki i dopiero kiedy oddech jest już stabilny, unosi spojrzenie…. i spokój odnajduje w oczach. Niebieskich, pięknych, łagodnych, acz hipnotycznych, niepokojących, jak ich właściciel. Gubi się w jasnym błękicie, omamiona i oszukana na to spojrzenie. Zwiedziona miękkością owalu twarzy, jednoczesną ostrością rysów, dostrzega złożoność, różnorodność w wyrazie jednego oblicza o milionie znaczeń.
I odwraca spojrzenie, cofa dłonie z ramienia, ale tylko na odległość centymetra i zaciska palce na powrót na jego koszuli, tak bardzo nie chce zostać sama, że gotowa jest zmierzyć się ze ślizgonem, choć tak skutecznie od sześciu lat ich mija.
Lilian Willis, dobrze wie, kim jest. Poznaje go po pierwszym spojrzeniu. I obok spokoju, jaki absorbuje z ciepłem jego ciała, rozlewa ją też fala braku zaufania, lęku może nawet, jednak nie mniejszego niż ten, jaki odczuwa we śnie.
Nie ma odwagi patrzeć mu w oczy, więc patrzy w ziemię. Czuje dyskomfort trzymając go za ramię, ale nie chce puścić. Nocna kurtyna otacza ich sylwetki, rzucające ledwie widoczny cień z nocnego nieboskłonu na podłogę.
A Liana, w końcu decyduje się przerwać, nie bez zawahania, nocną ciszę.
— Dziękuję.
Mogłaby powiedzieć “przepraszam” za testowanie jego strefy komfortu, ale z rozmysłem woli podziękować. Dobrze wie, że wtedy trudniej się na nią zdenerwować, kiedy przecież okazuje wdzięczność.
— Czy… możemy iść w jednym kierunku?
Odprowadzisz mnie do Pokoju Wspólnego?, to pytanie nie pada, bo dziewczyna nie chce brzmieć interesownie. Nie chce brzmieć w ogóle, gdyby miała być szczera, nawet jej szept w nocy, kiedy także obrazy śpią, wydaje się nazbyt głośny.
Liana
Błękitne ślepka błysnęły w wyraźnym rozradowaniu, blade usta wygięły w szerokim uśmiechu. Asher podniósł się pospiesznie z walizki, poprawił czarną szatę, którą zdążył zarzucić na siebie przed wejściem do pociągu i która już niesfornie powyginała się przy dolnych krawędziach, po czym – nie czekając dłużej na zmierzającego w jego stronę Liliana – zrobił kilka kroków wprzód, w pośpiechu skracając dzielącą ich odległość. Ślizgon wpadł z impetem w ramiona blondyna, a te, tak niezwykle spragnione dotyku ukochanego, zaraz zamknęły drobną chłopaka sylwetkę w ciepłym, ciasnym uścisku. I być może, gdyby nie ponaglający gwizdek jednego z konduktorów, już nigdy by go nie wypuściły.
OdpowiedzUsuń— Ja też — wyszeptał wprost do lilianowego ucha, nie chcąc, by ktokolwiek inny dosłyszał się ich wspólnych, młodzieńczych czułości. Czułości zarezerwowanych tylko i wyłącznie dla nich. — Straszliwie tęskniłem.
— Już, ruchy, ruchy! Wszyscy do wagonów, nie ma co zwlekać, do ostatniej chwili czekać, nie? — napomknął przechodzący obok nich konduktor – starszy, wysoki mężczyzna o nienaturalnie długich rękach i wąskiej, pomarszczonej twarzy. Asher ściągnął brwi, niechętnie odrywając się od sylwetki młodszego chłopaka, po czym posłał mu wyraźnie niezadowolone spojrzenie. Domyślał się, że kontroler nie bez powodu postanowił przystanąć właśnie tutaj, przypatrzeć się właśnie im. — Dalej, w pociągu się powyściskacie, porozmawiacie. Jeszcze się sobą znudzicie, cały rok przed wami.
Lilian zacisnął usta w cienką linię, wciąż nie odwracając spojrzenia w stronę mężczyzny, poczuł, jak wszystkie mięśnie w jego ciele mimowolnie się napinają. Wbrew nastawieniu konduktora, wyrwał smukłe rączki z uścisku Ashera, pozwalając swoim palcom powędrować na polik gryfona. Opuszki musnęły blady polik, przebrnęły przez pełen piegów nosek. Wszystko po to, by przystanęły na oziębłej, nieokrytej wciąż szalikiem szyi, a on, bez słowa ostrzeżenia, mógł wpić się gorącym pocałunkiem w asherowe usta.
Gryfon znieruchomiał na moment, wyszczerzył w zadziwieniu oczyska. A potem, potem jakby nigdy nic, dał się ponieść roznoszącemu się po ciele ciepłu, nie myśląc już o niczym i o nikim, prócz o tych ustach – słodkich, smakujących jak egzotyczne liczi.
Jego zaskoczenie nie mogło równać się jednak z zaskoczeniem, milczącego nagle, motorniczego.
— Nigdy się nim nie znudzę — zadeklarował półszeptem ślizgon, odsuwając się delikatnie od blondyna, łapiąc go za dłoń i zaciągając w stronę odpowiedniego wagonu. Asher, ciągle z zaskoczenia nie wyrwany, pozwolił Lilianowi poprowadzić się w odpowiednim kierunku, wciąż czując na swoich wargach słodki posmak jego ust, a na plecach – spojrzenie konduktora.
— Nie obchodzi mnie czy patrzą, czy nie. — Lilian otworzył drzwi do pustego przedziału, rozejrzał się ostrożnie i szybciutko wcisnął do środka, zaciągając za sobą jasnowłosego chłopaka. Asher westchnął, domyślając się kolejnych słów swojego chłopaka. — Ale niektórych komentarzy mogliby sobie darować.
Handrahan wzruszył, wyjątkowo nagle ciężkimi, ramionami.
— Lilian, hej — odparł subtelnie, nie chcąc zdenerwować wystarczająco już poirytowanego Willisa. Lilian opadł ciężko na jedno z siedzeń, skrzyżował ręce na piersi. A potem podniósł smutne spojrzenie na asherową twarz. — On… Nie miał nic złego na myśli. Wiesz to, prawda?
— Ja… — Spojrzenie dwukolorowych tęczówek uciekło w stronę skórzanych, wypastowanych ładnie bucików. Młodszy chłopak kiwnął leciutko głową, po czym oparł się prawą skronią o niewielkie okno przedzialiku. — Wiem, przepraszam.
— W porządku.
Schowawszy walizkę pod jednym z siedzeń, Asher przysiadł się do swojego towarzysza.
Rozumiał go. Rozumiał strach, targającą piersią irytację. Złość, budzącą się gdzieś na dnie podbrzusza, rosnącą w siłę i rozpościerającą się na wszystkie z wiotkich, młodych mięśni. Niechciane komentarze były prostą przepustką do czarnej, pozbawiającej umiejętności racjonalnego myślenia, otchłani. Nieproszone opinie innych – dolewaną do ognia oliwą.
A Lilian? Lilian bał się bardziej niż ktokolwiek inny. Zawsze odpychany przez ojca, zmuszany do postępowania według zaplanowanego już dawno scenariusza, dostrzegał zagrożenie w każdym, kto naruszał przestrzeń jego ostatnich okruszków wolności.
UsuńAsher złapał ślizgona za dłoń, przysunął go bliżej siebie i złożył na jego zimnym, bladym poliku krótki, słodki pocałunek.
— Nic się nie stało.
your beloved
— Wiem — odparł krótko, cichutko, zaciskając dłonie na koszuli Ślizgona – wcale nie chcąc wypuszczać go ze swych ramion, wtulając delikatnie we własną pierś, wiedząc, iż nie wystarczy kilka wspólnych chwil w pustym przedziale, by całkowicie zapomnieli o wakacyjnych tęsknotach. Powędrował dotykiem do ciemnej czupryny chłopaka, pozwalając palcom wpleść się między kosmyki brązowych włosów. Aurelian poczuł, jak spokój przyjemnym ciepłem roznosi się po piersi, na dobre rozluźniając wszystkie mięśnie w jego ciele.
OdpowiedzUsuńMłody Willis westchnął w niezadowoleniu, gdy kolejne przekleństwa, zagłuszane jedynie przez drzwi i, zasłaniającą niewielkie okienko, żaluzję, przebiły się do środka przedziału, przerywając ich krótką chwilę wytchnienia. Wyprostował niechętnie plecy, pokręcił głową z niezadowoleniem. I dopiero gdy otwierany – najpewniej zaklęciem – zamek dał o sobie znać, ześlizgnął się z nóg Gryfona, posyłając swojej siostrze zimne, pełne pogardy spojrzenie.
Juniper pokręciła głową, zaciskając usta w cienką linię, po czym bezpardonowo usiadła naprzeciw ich dwójki, chowając różdżkę w wewnętrznej kieszonce szkolnego, granitowego płaszcza. Handrahan szybko dostrzegł czający się w jej spojrzeniu cień rozbawienia, sprawnie uchowany pod obłudną zasłoną wściekłości. Bo choć Juniper należała do jednych z największych, szkolnych rozrabiaków, rzadko kiedy chciała naprawdę źle.
Fakt, że za życiowy cel obrała sobie nieustanne dokuczanie własnemu bratu, to zupełnie inna kwestia.
— No, braciszku — Juniper zarzuciła nogę na nogę, pochyliła się nieco do przodu ze sztuczną, nader teatralną gracją — nie powinieneś być przypadkiem gdzie indziej? Zaraz odjeżdżamy, wszyscy czekają już pewnie tylko na ciebie.
Lilian zacisnął dłonie w pięści, odwrócił naburmuszony wzrok, na co przybyła Ślizgonka donośnie zachichotała, wyraźnie ubawiona reakcją bliźniaka. A Handrahan, mimo iż nie było dla niego miejsca w kolejnym ich, drobnym sporze, uśmiechnął się nieśmiało, wyraźnie zadowolony z faktu, iż po dwóch – nie do końca ciekawych – miesiącach w rodzinnym domu, może znów cieszyć się towarzystwem tej dwójki.
Nie, żeby spędzone w Rochester lato uważał za kompletnie spalone na panewce, nic z tych rzeczy. Nie żałował ani chwili spędzonej z siostrą, która powrotem Aureliana do domu wydawała się cieszyć najbardziej, niemal każdy, kolejny dzień spędzając u jego boku. Między nim a matką nic się jednak nie zmieniło. Wciąż nie potrafił patrzeć, jak każdą godzinę poświęca jedynie niemrawej bezczynności; zrozumieć bezsilności, która dotknęła ją na tyle długo, iż w oczach Gryfona zupełnie odcięła się od rzeczywistości, zapominając, jak bardzo oddala się do jedynej, pozostałej jej rodziny. I sam do końca nie wiedział już dłużej, czy budząca się w piersi emocja to odczuwany cały czas smutek, czy najzwyczajniejszy w świecie gniew.
Asher sięgnął paluszkami do lilianowej dłoni, czule głaszcząc gładką skórę jego rąk.
— Wieczorem? Tam gdzie zawsze? — Ślizgon podniósł spojrzenie na siedzącego obok chłopaka, chwilę analizując jego słowa. Odwzajemnił dotyk, wsuwając smukłe paluszki między te Aureliana, a na opaloną twarzyczkę wkradł się cień uśmiechu.
— Dobry pomysł — odparł cichutko i nim zdążył podnieść się z miejsca, wyprostować nogi, Asher szybciutko zbliżył się do jego boku, składając na lilianowym policzku nieśmiały, lecz słodki pocałunek. Młody Willis zachichotał cieplutko na ten czuły gest, w moment zapominając, o siedzącej naprzeciw nim Juniper; Juniper, która z wyraźnym zohydzeniem wpatrywała się w poczynania ich dwójki.
— Zwymiotuję — podsumowała krótko, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Lilian jęknął z niezadowoleniem, zerkając w stronę siostry.
— Dobrze wiemy, że jesteś po prostu zazdrosna.
— Zwymiotuję — powtórzyła, nim Ślizgon zdążył cokolwiek jeszcze dodać.
I kto wie, być może w tym wszystkim doszłoby do rękoczynów, gdyby Asher w porę nie ułożył dłoni na ramieniu Liliana. Ale delikatnie, pokrzepiająco, w niemym zapewnieniu spokoju.
Brunet wziął głęboki wdech, cały czas próbując zapomnieć o impertynenckich zachowaniach swojej siostry, po czym machnął od niechcenia ręką, wstając wreszcie z przedziałowego siedzenia. Nie zwracając dłużej uwagi na krzywe spojrzenia Ślizgonki, złapał za klamkę niewielkich drzwiczek, w ostatnim momencie odwracając się w stronę blondyna.
Usuń— Na wieży?
— Na wieży — potwierdził Asher, posyłając młodemu Willisowi ostatni, tęskny uśmiech, nim ten zniknął w wagonowym korytarzu.
Asherek, który już tęskni
[Cześć! Cóż to za piękna karta, kto by pomyślał, że wychyli się z niej przejmująco smutny chłopak... Aż chciałoby się wyciągnąć do niego ramiona i mocno go uściskać.
OdpowiedzUsuńDziękuję za przemiłe powitanie, nie spodziewałam się takiego ciepłego odbioru. ♥ Wybacz zwłokę; chciałam pojawić się tutaj z czymś błyskotliwym, żebyśmy mogły od razu ruszyć z pisaniem, ale ostatnie upały nie sprzyjają kreatywności... Bo wciąż nic konkretnego dla nas nie mam. :( Niemniej jestem bardziej niż chętna na wątek, tylko trzeba będzie nad czymś pokombinować... Tak sobie myślę, że może prostota nie jest taka zła? Alarei przed wypadkiem uczęszczała na spotkania klubu eliksirów, była w tym naprawdę dobra, więc może wynieśli stamtąd jakieś koleżeństwo? Może Lilian byłby tą jedną osobą, która nie stara się traktować Alarei jakby była z porcelany, więc czułaby się przy nim najswobodniej? Widzę tu coś opartego na wzajemnym porozumieniu. ^^
Co do tempa odpisywania, to nic się nie martw - mam nieskończoną cierpliwość. ♥ Muszę tylko wiedzieć, że wątek jest aktualny and we're good to go.
Teraz tak sobie pomyślałam, że... może zrobić z nich takie małe trio, gdyby pasowało? Z Liliana, Alarei i Ashera, mam na myśli. Moja panna jak nic kibicowałaby chłopakom, uznając ich za najpiękniejszą parę Hogwartu i zastanawiając się, kiedy przyjdzie jej kolej, haha. ^^]
Alarei Sallow
#SebekTeam #SebastianStan #HogwartsLegacyForLife
[Czołem. Dziękujemy serdecznie za powitanie.
OdpowiedzUsuńNiestety muszę Dwuosobowemu Klubowi Maniakalnych Poszukiwaczy złamać na starcie serduszko, bo Nemetorius:
a) nie jest graczem zespołowym
b) nie świeci swoją klątwą na prawo i lewo, utratę wzroku tłumacząc wypadkiem przy pracy (brak smaku natomiast nie jest na tyle zauważalny, by zwracał czyjąkolwiek uwagę).
Możemy natomiast wystartować z czymś po omacku (przypadek? nie sądzę) i zobaczyć, dokąd nas to doprowadzi. Widzę ich na przykład, jak kłócą się o ostatni składnik obojgu potrzebny do eliksiru. Jak się okazało, Nemetorius bywa w takich przypadkach niezwykle irytujący, ale z czasem pokornieje i być może zainteresuje się, co tam Twój pan wyczynia, bo składnik może być rzadki.]/Nemetorius Burke
[Raczej nie mam nic do dodania, chyba że coś się Tobie jeszcze rysuje i chciałabyś temat dogadać. Na discorda jestem zbyt starym, zardzewiałym dinozaurem, ale mój mail dorzuciłam drobnym druczkiem w karcie, więc w razie czego śmiało korzystaj.]/Nemetorius Burke
OdpowiedzUsuń[Slytherin rzeczywiście rośnie w siłę, a wraz z nim, rośnie różnorodność. Mimo, że nasze postaci są w jednym domu, mam wrażenie, że stoją wprost przeciwnie jeśli chodzi o temperament i wyrażanie siebie. Scorpius jest w gorącej wodzie kąpany i znacznie mniej melancholijny (nie jest melancholijny wcale) od Liliana. Zdaje się, że w kontakcie, to Malfoy robiłby za tego tego nieokrzesanego. Tak czy inaczej powiązanie jak najbardziej się im należy! Mogą się znać za sprawą rodziców, mogą się też nieszczególnie lubić. Być może nawet mieli już okazję pokłócić się o wolny czas/wolną przestrzeń w Łazience Prefektów. Tak czy inaczej, na pewno łatwo ze sobą nie mają, gdy tak się mijają w Pokoju Wspólnym, czy na spotkaniach Prefektów.]
OdpowiedzUsuńScorpius H. Malfoy
[Przysięgam, w całej mojej blogowej karierze (a jest długa, bo jestem blogowym dinozaurem i pamiętam czasy onetu!) nie przeczytałam tak słodkiego komentarza jeszcze, no, aż ciepło się robi na serduchu.
OdpowiedzUsuńGdyby obydwoje byli starsi to by powiedziała - chodź, ucieknijmy. Zamknijmy pewien rozdział, ucieknijmy i nie myślmy o rodzinie, ale życie nie jest takie łatwe, nie? Więc może w tej niedoli, we dwoje jest raźniej, może dwie kupki nieszczęścia w ogólnym rozrachunku stają się mniej nieszczęśliwe? A tak to pozostaje Lillianowi (jakie to urocze imię!) nauczyć Annikę co nieco o tych podwodnych żyjątkach i zarazić ją trochę tą fascynacją wodnym światem, a nuż odkryłaby coś ciekawego na tej swojej ukochanej Północy, jeżeli dane będzie jej kiedyś tam wrócić :)\
Annika
[Awww, dziękuję ♥. Caedmon to taki stary, odgrzewany kotlet w nieco nowej odsłonie (wcześniej funkcjonował jako dużo bardziej łagodna wersja siebie, jako William Fawley, różdżkarz na blogu Shade of War), więc mam nadzieję, że tym razem dłużej zagrzeje wśród współautorów.
OdpowiedzUsuńNo i... chyba nie pozostało mi powiedzieć nic innego, jak: do napisania :D]
Caedmon, Arran & Scorpius
[Cześ! Dzięki za powitanie. Oczywiście, z wielką przyjemnością piszemy się na wątek z moim rudzielcem. Pytanie czy zależy Ci na tym, żeby między naszymi chłopcami była już jakaś dłuższa i tym samym bliższa relacja, czy wolisz budować ich powiązanie od zera?
OdpowiedzUsuńNie lubię przychodzić z pustymi rękami, więc tak sobie pomyślałam, że w tym pierwszym przypadku nasi bohaterowie mogliby się poznać na ulicy Pokątnej, na przykład podczas zakupu różdżek, natomiast jeśli wolisz zacząć od zera, to tutaj Cillian mógłby udzielić Lilianowi pomocy bezinteresownie w jakichś niebezpiecznych okolicznościach (może coś by się złego wydarzyło, gdyby oprowadzał pierwszaków po Hogwarcie, pełniąc rolę prefekta lub coś w ten deseń?).
Daj znać co o tym sądzisz :)]
Cillian Mulciber
[Dziękuję bardzo za miłe słowa :) Rowan nie ma wszystkiego tak bardzo gdzieś, jak chciałby twierdzić, ale czasem rzeczywiście może sprawiać takie wrażenie. Karta Liliana jest śliczna, zarówno pod względem treści, jak i estetyki. Dobrze, że potrafi znaleźć w kimś wsparcie, bo też, jak wnioskuję z napisanego przez ciebie tekstu, nie miał lekko.
OdpowiedzUsuńJasne, jak najbardziej możemy coś pokombinować; zakładam, że Rowan niespecjalnie przepadałby za Lilianem, głównie przez wzgląd na jego rodzinę. Pomyślałam, że może wyniknąłby między nimi jakiś konflikt tuż po śmierci brata Rowana albo może przez pierwsze lata nauki w Hogwarcie byliby przyjaciółmi, ale potem Rowan zacząłby zachowywać się jak totalny dupek i przez to ich relacja znacznie by osłabła?]
Rowan Greyback
[Hej! Nie ma potrzeby przepraszać, mnie też zdarzało się zmykać z blogów ostatnio w wyniku mini-kryzysu, ale nie zaszkodzi znowu stworzyć nam jakieś powiązanie i spróbować popisać wspólnie. Tym razem musi się udać!
OdpowiedzUsuńPasowałoby to tym bardziej, że Lilian jest członkiem koła teatralnego, którego opiekunem jest Atley. Zadziałałoby tutaj takie młodzieńcze przekonanie, że istnieje jakaś nić porozumienia między nimi czy nawet jakieś podobieństwo, a Atlas byłby lekko skonfundowany tak nagłą wylewnością. Pewnie doprowadziłoby to nie raz do jakichś zabawnych sytuacji, ale przy tym wszystkim na pewno nie posądziłbym Rosiera o złe intencje! On pracę w Hogwarcie lubi, a w porównaniu do papierologii w MM to wręcz kocha. Czy Lilianowi udałoby się ten mur naczelnego gburka zburzyć? Zobaczymy 👀
Myślę, że wątek moglibyśmy teraz zacząć na spotkaniu koła teatralnego. Może nasz naczelny pan artysta ze spalonego teatru byłby nieco poirytowany, bo wymagał lepszej roboty ze strony Willisa, a tutaj z jakiegoś powodu Lilianek miałby problemy. Ostatecznie Atlas poprosiłby go o zostanie i przegadanie sprawy, hm.]
Atlas
[W takim razie mamy kanon w postaci kłótni o Łazienkę. Myślę, że bez problemu możemy też założyć, że niekiedy lecą ze strony Scorpiusa prowokacyjne odzywki, nawiązujące do kapryśnej różdżki Lilianna i jego zdolnościami odnośnie zaklęć i uroków. Nic nie stoi też na przeszkodzie, żeby Liliann w odwecie wypominał Scorpiusowi jego słabość w elikisrach. Nie obiecuję, że Scorpius będzie się o to złościć (bo bywa zmienny i to zależne od nastroju, a zresztą sam doskonale wie, że jest w nich słaby i to zaakceptował), ale na pewno da nam to jakiś ogląd na ich relację. Jeśli jednak pozwolisz, to chwilowo skończę na samym powiązaniu z Lilianem, bo przyznam szczerze, że nabrałam sobie tyle wątków, że nie wiem teraz kiedy mam je ograć xD]
OdpowiedzUsuńScorpius
[Hej! Dziękuję bardzo za ciepłe powitanie, aż mi od razu milej na serduszku <3 Wpadł mi do głowy pewien pomysł, ale to zależy od tego, jak długo Lilian jest ze swoim chłopakiem? Są z Mathieu w podobnym wieku, urodzeni właściwie w tym samym roku, więc może znaliby się od dziecka i byliby taką swoją pierwszą, dziecięcą miłostką? Coś w stylu pierwszego pocałunku i te sprawy? Później wydarzyłoby się coś, co jednak rozdzieliło ich drogi, ale mimo to są przyjaciółmi nadal? Nie wiem, czy coś takiego by Ci odpowiadało, ale na szybko przyszło mi do głowy, bo na wątek jestem jak najbardziej chętna :)]
OdpowiedzUsuńMathieu
[Obie siedzimy tu już na blogu trochę i raczej nie zamierzamy znikać, więc wątek nam nie ucieknie ♥ Planuję powrócić, gdy wygrzebię się z aktualnych gier.]
OdpowiedzUsuńScorpius, Caedmon, Arran
[Myślę, że właśnie byłaby celowo zerwana - z większą czy też mniejszą świadomością jednej ze stron. Rowan czułby się mimo wszystko paskudnie z tym, jak traktuje Liliana po śmierci brata, kiedy zamykałby się w sobie, paranoicznie mając w świadomości to, czym zajmuje się jego ojciec i jednocześnie nie potrafiłby przestać. Masz rację, walka Lilana o ich relację jeszcze bardziej potęgowałaby tą gorycz. Obwiniałby o śmierć brata nie tylko tych, którzy z dystansem, a może i nienawiścią traktowaliby jego rodzinę, ale również prawnych sprawców odizolowania jego ojca takich jak Naczelny Mag Wizengamotu. W pewnym momencie pewnie by przegiął pod ciężarem swojej żałoby i albo powiedział o kilkanaście słów za dużo albo wręcz wykonał jakiś okrutny czyn, by Liliana od siebie odrzucić, gdyby ten pozostawał niezłomny. Myślę, że wyjście od pogrzebu jest dobrym pomysłem, z tym, że preferowałabym dla świętego spokoju ducha (swojego i twojego) oraz autorskiej sprawiedliwości napisać wątek mniej więcej w połowie sierpnia, gdyż wtedy w pracy mi się znacznie rozluźnią terminy. Możemy wtedy albo polecieć w przeszłość i napisać drogę destrukcji ich przyjaźni albo spróbować ich skonfrontować ze sobą w teraźniejszości :> ]
OdpowiedzUsuńRowan Greyback
Dzień rozpoczęcia nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zbliżał się wielkimi krokami. Rodzice Cilliana byli bardzo podekscytowani tym, że rudzielcowi (w przeciwieństwie do jego siostry bliźniaczki) udało się dostać list. Chłopiec już wcześniej podejrzewał, że Saoirse nie przejawiała żadnych magicznych zdolności. Ojciec za punkt honoru ustanowił sobie wykrzesanie z niej magii, ale starania mężczyzny nie przynosiły oczekiwanego skutku. Nawet Wmigurok, kurs dla początkujących czarodziejów i charłaków, spełzł na niczym. Dziewczynka starała się jak najlepiej odwzorowywać instrukcje używania różdżki, ale nigdy nie udało się jej wyczarować choćby paru iskierek. Tym samym zaczęła żyć w cieniu brata, z przykrością godząc się z tym, że okazała się zakałą rodziny. Choć nikt z bliskich nie nazwał jej otwarcie w ten sposób, Cillian patrząc na nią wyczuwał, że tak właśnie się czuła. On sam czuł smutek, że do Hogwartu pojedzie sam. To miało być jego pierwsze tak długie rozstanie z siostrą i zastanawiał się jak oboje to zniosą. Wcześniej byli niemal nierozłączni, ale to wkrótce miało ulec drastycznej zmianie. Cillian nie wiedział o tym, jakie plany wobec jego siostry mają rodzice. Próbował podsłuchiwać ich rozmowy, ale prawdopodobnie jeśli dyskutowali na ten temat, to tylko pod nieobecność dzieci w domu, bo nie udało mu się zdobyć żadnych informacji.
OdpowiedzUsuńTego pamiętnego dnia pierwszy raz w życiu odwiedził Ulicę Pokątną. Podróż przy pomocy proszku Fiuu zrobiła na nim ogromne wrażenie, nieporównywalne z żadnym innym znanym mu do tej pory środkiem transportu. Idąc Ulicą Pokątną starał się trzymać blisko rodziców, ponieważ przechadzały się nią tłumy czarodziejów wraz z dziećmi. Niektórzy tylko się rozglądali, z zaciekawieniem patrząc w witryny sklepów oferujących magiczne przedmioty, inni szli już taszcząc ciężkie kufry.
Cillian żałował, że siostra nie mogła mu towarzyszyć podczas tych zakupów. Chętnie podzieliłby się z nią słodyczami, których nie sposób znaleźć w żadnym mugolskim markecie, piekarni ani cukierni. Na pewno spodobałby się jej sklep ze zwierzakami, z którego rudzielec wyniósł transporter z małym kociakiem, który od razu zwrócił jego uwagę. Był trochę podobny do niej, siedział w kącie, nie mruczał ani nie łasił się do potencjalnych właścicieli, zupełnie jakby pogodził się z tym, że już nikt go nie zechce. Wpatrywał się tylko w niego wielkimi żółtozielonymi ślepiami, od czasu do czasu strzygąc małymi uszami, rozpraszany przez dźwięki otoczenia.
Po godzinie skrzat domowy, którego rodzice nazywali Psotnikiem, niósł wiele pakunków, w których znajdowały się podręczniki, kociołki, szaty i mnóstwo innych przedmiotów potrzebnych pierwszorocznemu adeptowi magii. Rudowłosy odwiedził sklep z różdżkami na samym końcu. We wnętrzu panował półmrok, a futerały z różdżkami piętrzyły się od podłogi niemal do samego sufitu. Cillian przyglądał się im z zainteresowaniem. Wyobrażał sobie, że spędzi tam mnóstwo czasu, ale w rzeczywistości pierwsza różdżka, którą podał mu sprzedawca okazała się tą stworzoną dla niego.
Kiedy rodzice byli zajęci płaceniem za różdżkę, Cillian wyszedł przed sklep, by tam na nich poczekać. Zamrugał kilka razy, czując jak słońce przedzierające się przed chmury raziło go w oczy. Potarł powieki i rozejrzał się wokół. Nagle zauważył, że przechodzący chłopiec zgubił swoją różdżkę. Mulciber bez zastanowienia podniósł przedmiot z ziemi i dogonił go.
— Hej, poczekaj! — zawołał, podbiegając. Wyciągnął w jego stronę futerał, chcąc oddać nieznajomemu jego własność. — Wypadł ci — zakomunikował z uśmiechem.
Cillian Mulciber 🦊
[W takim razie zaczęłam od retrospekcji, gdzie nasi chłopcy się pierwszy raz spotykają. Mam nadzieję, że jest ok!
PS. Widzę, że KP przeszła mały lifting! Jest jeszcze śliczniejsza, niż poprzednio 🧡]
[Naprawdę nie ma za co. Cieszę się, że napisałaś!
OdpowiedzUsuńAch, więc dogrywają nam się okoliczności do tego, żeby w podobny sposób zacząć wątek! W takim razie świetnie, że będzie to miało fabularnie sens. Rosier (tak, odmienia się!) zamieni sobie kilka słów z Lilianem i zobaczymy jak to wyjdzie. Dałabyś radę nam zacząć czy to ja mam się tym zająć? Dla mnie to nie problem, ale mam małą kolejkę aktualnie ♥]
Atlas
[Zdecydowanie coś takiego mi odpowiada i w takim razie chętnie skorzystam z propozycji rozpoczęcia z Twojej strony, pomysł z tym, że ma się nim zaopiekować po powrocie pięknie zepnie nam wszystko w całość. No i Mathieu też pogodził się z faktem, że nic między nimi nie będzie i ulokował swoje uczucia w pewnym uroczym rudzielcu, ale nie zdążył sobie tego z Lilianem wyjaśnić, bo zniknął. Czeka ich dużo niedomówionych spraw, a co za tym idzie, dużo pole do dalszego wątkowania, super! Czekam w takim razie cierpliwie za rozpoczęcie i ukochuję za to, że wzięłaś je na swoje barki bo ja jestem okropna w zaczynaniu haha <3]
OdpowiedzUsuńMathieu
— Nie ma sprawy — odparł, niejako ignorując złośliwy komentarz dziewczynki. Zakładał, że z uwagi na podobieństwo, była siostrą nieznajomego mu chłopca. Nie rozumiał czemu zachowywała się w tak niegrzeczny sposób wobec własnego rodzeństwa. Sam miał dobry kontakt z siostrą, mimo tego, że rodzice traktowali ich różnie, zwłaszcza odkąd tylko on dostał list zapraszający do nauki w Hogwarcie. Zauważył, że to sprawiło ogromny zawód rodzicom. Przeczuwał, że się wstydzą, co zdawało się jedynie podkreślać to, że nie zabrali Saoirse na dzisiejsze zakupy na Pokątną. Nie mogli tego zrobić, czy może po prostu nie chcieli, by zobaczyli ją inni czarodzieje? Cillian nie znał odpowiedzi na to pytanie, które wykiełkowało w jego umyśle.
OdpowiedzUsuńNa twarzy jego ojca rzadko gościła złość czy gniew. Zwykle sprawiał wrażenie obojętnego, znudzonego. Zwłaszcza, gdy poświęcał się swoim badaniom i pracy naukowej, reszta świata przestawała dla niego istnieć. Wyglądał jak zawieszony w czasie, zastygał wtedy w pochylonej pozycji. Czasami tylko poprawiał okulary zsuwające mu się z nosa lub przekładał kartkę na kolejną stronę, gorączkowo skacząc wzrokiem po tekście. Teraz jednak jego mina wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Młody Mulciber nie rozumiał co zaszło między nim a nieznajomym mężczyzną, ale najwyraźniej mieli jakiś stary zatarg.
Arsenius Mulciber jako były śmierciożerca wzbudzał w wielu ludziach uzasadniony strach. W przeciwieństwie do własnego ojca, uniknął Azkabanu, ale mimo tego nie wyzbył się swoich uprzedzeń, bowiem zwykł podkreślać wyższość czystokrwistych czarodziejów nad szlamami. Tym większym ciosem musiało okazać się dla niego to, że miał córkę charłaczkę. Cillian rzadko miał okazję przebywać wśród mugolaków.
Zamieszkiwali dom położony niemal pośrodku lasu, zewsząd otaczały go drzewa, niejako izolując ich od wścibskich oczu sąsiadów. Najbliższe domostwo znajdowało się jakieś trzy kilometry dalej i również było zamieszkiwane przez mugoli. Niestety, ich rodziny nie spędzały razem czasu w letnie wieczory ani nie nawiązały przyjaznych stosunków. Rodzice wypowiadali się o nich w krytyczny, nieprzyjemny sposób. Cillian nie miał o nich złego zdania. Poznał ich dzieci podczas zabawy, ale kiedy siostra przez przypadek wypaplała jak spędzają wolny czas, rodzice natychmiast zabronili im tego i nałożyli na nich szlaban. To był jeden z niewielu momentów, kiedy Cillian zezłościł się na nią. Lubił spędzać z nią czas, ale chciał też poznawać nowe osoby. Niestety, od tamtej pory rodzice traktowali ich surowiej, zwracali większą uwagę na to gdzie i z kim przebywali, a Cillianowi ani trochę nie podobało się to ograniczanie.
Dużą nadzieję pokładał więc w Hogwarcie. Liczył na to, że pozna tam przyjaciół, podobnie jak jego ojciec. Choć Arsenius nie lubił wracać do czasów szkolnych. Szybko ucinał pytania na ten temat. Cillian wiedział więc niewiele o tamtym okresie jego życia. Udało mu się tylko dowiedzieć, że utrzymywał całkiem bliskie stosunki z Severusem Snape’em (którego teraz z pogardą określał mianem zdrajcy) i Averym, który — o ile było wiadomo Cillianowi — został pokonany przez Szalonookiego.
UsuńWojna i obcowanie ze Śmierciożercami na pewno odcisnęło na nim swoje piętno. Po wojnie i uniknięciu odbywania wyroku w Azkabanie, mężczyzna skupił się na karierze zawodowej. Wyjechał, rozpoczynając badania nad jednorożcami. Obserwowanie tych zwierząt wymagało dużej ostrożności, ponieważ kiedy tylko się spłoszyły, błyskawicznie uciekały. Cillian nigdy nie widział jednorożca na żywo, czego zresztą żałował. Na rycinach i ilustracjach wyglądały na piękne, niemal bajkowe stworzenia.
Arsenius był rosłym mężczyzną o krótkich, ciemnych, niemal czarnych włosach i szaroniebieskich, głęboko osadzonych oczach. Miał na sobie świetnie skrojony, elegancki strój, nic dziwnego, skoro jego żona, rudowłosa Ingrid, przez Arseniusa nazywana pieszczotliwie Inger. Była uczennica Durmstrangu, jedyna dziewczynka spośród pięciorga dzieci, została wybitną projektantką. Posiadała kilka filii swojego sklepu z szatami i odzieżą dla czarodziei. Zatrudniała tylko najlepszych krawców i szwaczki, a jej klientów stanowili głównie czarodzieje wysoko postawieni i bogaci, którzy wymagali usług na najwyższym poziomie. Bardzo dbała o to, by zarówno jej mąż, jak i syn odpowiednio się prezentowali. Cillian czasami czuł się wręcz przebrany, gdy matka wybierała mu ubrania na ważne okazje, ale wszelkie próby kręcenia nosem były pozbawione większego sensu i mogły jedynie wpędzić ją w gorszy humor. Inger należała do upartych osób, które zawsze mierzyły wysoko i stawiały na swoim, czego zapewne nauczyło jej wychowywanie się w towarzystwie samych chłopców.
— Cóż, niewielka byłaby to strata — odparł Arsenius swoim niskim, donośnym głosem, uśmiechając się przy tym wrednie. — Chyba w Wizengamocie nie najgorzej płacą? Zakładam, że byłoby cię stać na kolejną — dodał, kładąc ciężką dłoń na ramieniu Cilliana.
— Wygląda na to, że będziemy spotykać się częściej — stwierdziła rudowłosa piękność, która pojawiła się ni stąd, ni zowąd tuż obok Arseniusa, swojego małżonka. Ciężko było nie zwrócić na nią uwagi, długa, powłóczysta suknia w bordowym kolorze podkreślała jej talię osy. Miała starannie wykonany makijaż, który podkreślał jej świetlistą cerę, długie rzęsy i wydatne usta. Już na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić w kogo bardziej wdał się Cillian, przynajmniej jeśli mowa o typie urody. Co zabawne, Saoirse bardziej przypominała ojca.
Cillian Mulciber 🦊
[Jeśli o mnie chodzi, to ja zwykle celuję w przedział 500-800 słów, ale wychodzę z założenia, że każdy pisze jak lubi! ^^]