Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alina. Pokaż wszystkie posty

Venus as a boy

W uszach wciąż rozbrzmiewa huk trzaśniętych o drewnianą framugę drzwi. Ręce drżą i drży on cały, gdy dzierżąc w dłoni zabytkowe pióro, nie potrafi przelać najprostszych słów na pergamin – bo szum myśli znów przytłacza, bo przeraźliwe ukłucie beznadziei znów pozbawia trzeźwości umysłu, a jemu znów wydaje się, że jest w tym wszystkim całkowicie i nieuchronnie sam. Kilka kropel skapuje ze srebrnej stalówki, czernią atramentu plami niezapisaną jeszcze kartkę i z wolna rozlewa się na wszystkie strony, przyciągając spojrzenie przygnębionego młodzieńca. Ale on nie reaguje. Nie sięga po różdżkę, nie pozbywa się niechcianego nieporządku, w ogarniającym go roztrzęsieniu nie robi nic. Tylko wpatruje się w te przedziwne, nieznane mu kształty, i wpatruje się długo, a im dłużej, tym bardziej nieobecny się staje. Ucieka, ucieka gdzieś daleko stąd, z własnego pokoju, z własnego domu – bo znów łatwiej jest mu być tam, nie tutaj, bo znów tylko tam, nie tutaj, chciałby być. Gdzie nie ma miejsca na smutek, ponieważ cichy, kojący szept przy uchu i dotyk chłodnej dłoni na policzku odpędzają wszystkie zmartwienia. Gdzie nie trzeba udawać, że jest się kimś innym, a zwykłe bycie sobą jest satysfakcjonujące. Gdzie nie dosięga nieczułość lodowatego spojrzenia, które surowością osądu sprawia, że Lilian starając się stać więcej, nieustannie czuje się za mało.
Na ustach wciąż ciążą wykrzyczane we wzburzeniu słowa. Nie zmywają ich nawet spływające po twarzy łzy, które raz od czasu niedbale wyciera wierzchem dłoni – bo trzymał je w sobie tak wiele lat, zanim wybuchły falą histerii i spazmatycznego płaczu, bo tak naprawdę wcale ich nie żałuje, choć wolałby nigdy nie musieć ich wypowiadać, bo mimo wszystko dobrze wie, że zostaną z nim na długo, niezapomniane i niewybaczone, a on wbrew woli jeszcze gorzko pożałuje. Przecież to dopiero sam, samiusieńki początek wakacji. No właśnie. Sam, samiusieńki początek wakacji. Nie koniec, nie środek nawet. Początek. I nagle czas wydłuża się niebagatelnie, staje się największym Liliana wrogiem, kiedy wbrew jego pragnieniom kłania się mu stanowczym nadmiarem – minuty są godzinami, godziny dniami, dnie miesiącami, miesiące… wiecznością. I nagle, potwornym uderzeniem bezdechu, brutalną konfrontacją z rzeczywistością, wszystko do niego wraca. Ręce drżą, drży on cały. Szczypią blizny na dłoniach, miękną w przestrachu mięśnie, opada ociężała głowa. Trudności Lilianowi nie trzeba, one mnożą się same, w jego głowie, a jemu w tej kakofonii dramatycznych upadków z bezsilności chce się krzyczeć. Zaciska więc kurczowo dłoń na zabytkowym piórze, które od jakiegoś czasu w dłoni dzierży, macza więc ponownie stalówkę w kałamarzu, i nie mogąc krzyczeć głośno – krzyczy cicho, na papierze. Szybkim i chwiejnym pismem składa słowa nie zawsze czytelne, zdania nie zawsze ładne i składne, rozdygotaną dłonią kreśli co drugie i nadpisuje co piąte, naturą rozkojarzoną i chaotyczną przeskakuje od myśli do myśli, pisząc o wszystkim i o niczym, o smutku i nie smutku pragnieniu, o cierpliwości i jej braku, o nerwach i ich niezrozumiałym traceniu, o wzburzeniu i jak go opanować, o emocjach i jak się ich pozbyć. Aż kończy list słowami, co do których jedynych wątpliwości nie ma.

Gdybym tylko mógł jakoś przyśpieszyć czas, Aurelianie. Tak bardzo za tobą tęsknię.

Twój, Lilian
12 XVII 2005 BRIXHAM W WIELKIEJ BRYTANII / CZYSTEJ KRWI / SYN ĆWIERĆ-WILI / LESZCZYNA, WŁOS Z GŁOWY WILI, 10 CALI, GIĘTKA / PATRONUSEM WYDRA
Lilian Willis
SLYTHERIN / PREFEKT NA VI ROKU / CZŁONEK KLUBU ELIKSIRÓW ORAZ KOŁA TEATRALNEGO / WCIĄŻ UBOLEWA, ŻE NIE MA CZASU, ŻEBY DOŁĄCZYĆ DO CHÓRU
KIEDYŚ NAPISZĘ NOWĄ KP. WIZERUNEK: ERIN MOMMSEN | TYTUŁ: BJÖRK, VENUS AS A BOY
MAIL: LADY.ARIANA4455@GMAIL.COM | DISCORD: AIIEAN