Hugo Rookwood
Splamiony grzechem ojca i nieodpowiedzialnością matki. Syn tego Rookwooda i niekoniecznie tej Maryse; owoc młodzieńczej euforii i zachwytów, równie ekscytujących, co ulotnych i wkrótce zapomnianych.
Niełatwo jest słuchać o błędach przeszłości swojego ojca, widząc to samo nazwisko w archiwalnych księgach czy studiować historię z wiedzą, że w końcu gdzieś natknie się na tę jedną wzmiankę z przeszłości, która stawia Cię w świetle obrzydliwego upodlenia. Chociaż jedyne, czym przypominał Augustusa Rookwooda to spojrzenie orzechowych oczu i tak nigdy nie był w stanie być prawdziwą pociechą dla swojej matki — zawsze był tym dzieckiem; żywo chodzącą przypominajką, która ucieleśnia jej największe koszmary. Z pozoru spokojny i opanowany, w rzeczywistości sprytny i przebiegły niczym lis, w którego zmienia się za każdym razem, kiedy w jego umyśle ciąży nadmiar natrętnych myśli. Na ogół blade lico przyozdabiają barwy butelkowej zieleni, z którą on sam ma wrażenie, że nie ma nic wspólnego oprócz skrytej lubości do roślin w tymże kolorze; te natomiast ochoczo pielęgnuje w wolnym czasie, chociaż nie ma sposobności, aby zapisać się do kółka zielarskiego. Niemożliwym będzie doświadczyć od niego poczucia wyższości — zakopał je dawno temu w odmętach niewyraźnej przeszłości — przez co na tle swojego domu może wydawać się nieco odrealniony, chociaż on sam czuje, że jest tam, gdzie być powinien. Nigdy nie miał problemów z interakcjami międzyludzkimi, nigdy również nie przeszkadzał mu ich brak — rola obserwatora również miała uroki, kiedy prześlizgując się niepostrzeżenie wzrokiem po różnych sylwetkach, mógł wyłapać gesty z pozoru niezauważalne, nieistotne, a jednak tak wiele zdradzające o danym przypadku — raz beznadziejnym, a czasem wręcz przeciwnie. Przenikliwość i stanowczość wyrazami jego największej odwagi, choć w rzeczywistości boi się wody, która niegdyś naszpikowała jego płuca brakiem ostatniego oddechu. To jednak nic w porównaniu z tym, jak ciężki lęk wypełnia jego klatkę piersiową na myśl o tym, że już nigdy nie będzie w stanie oczyścić swojego nazwiska i złapać haustu świeżego powietrza bez poczucia na języku gorzkawego smaku głosów szepczących ja nie oni.
tyczkowata postura, 186 centymetrów wzrostu – 13", sztywna, brzoza, włos z ogona testrala – boginem niekończąca się przepaść – patronus przybiera niezidentyfikowany kształt – częste wahania nastroju – brak poczucia przynależności do jakiegokolwiek miejsca – fear of water
Zapewniam, że Hugo nie jest chodzącą depresją. Limit: 4/5. Kartę sponsoruje Funeral ‡ Flowers — Ya Ne Oni (klikać w nutkę!). Kontakt: raven.vaux@gmail.com
[ Wcale nie czekałam, aż się publikniesz z gotowym od paru godzin komentarzem. Wcale. Na starcie pragnę podziękować za ładniutkie powitanie, aż serduszko rośnie. ❤ Życzę duuużo weny (karty potrafią być niezłym utrapieniem, zwłaszcza sam tekst do nich; takie pierdoletki jak informacje czy dopiski autora idą już lepiej), jak i wątków. Są na tym samym roku i fakt, obaj pałają się magią w tym celu... myślę, że to świetne punkty zaczepienia, dopóki nie ma siostrzyczki można coś tam pokombinować. Jest tylko jedno ale: James serdecznie gardzi Ślizgonami (brawo, Scorp!), a ja mam już jedną hate relację, więc jeśli miałybyśmy zrobić z nich przyjaciół... to potrzebujemy jakieś naprawdę zakręconej akcji. Ach, no i uwielbiam ten wizerunek. Nie ma to jak białowłosi. <3]
OdpowiedzUsuńJames Potter II
[P.S: wcale nie zwiększyłam limitu for you, shh.]
[A gdzie niby to PVRIS, którym się tak odgrażałaś? Panna Jaskier nie wie, czy bierzesz to co sobie umyśliła, czy nie, let me know.]
OdpowiedzUsuńNevie
[Elo lisku smutasku. Ambitne komentarze tylko u mnie. Pozdrawiam serdecznie po stokroć.]
OdpowiedzUsuńUl
[Mówią o mnie, beze mnie. Karygodne!
OdpowiedzUsuńHej, hej! Czekałam na Ciebie bardzo odkąd pojawiłaś się pod moją kartą i z miłą chęcią poprowadzę taki wątek z Hugo. Proszę powiedz mi tylko jak wygląda sytuacja z rodzicami, bo używasz czasu przeszłego!]
Narcissa
[Cześć! Ponieważ ostatnio życie zrobiło ze mnie rannego ptaszka wbrew mojej woli, nie wyrobiłam się z powitaniami wieczorem. Pięknie napisana karta, przeczytam sobie jeszcze kilka razy. Bawcie się cudownie - jak na coś wpadnę, to wepchnę się łokciami w limit :3]
OdpowiedzUsuńRose
[Cześć!
OdpowiedzUsuńI dziękuję za miłe słowa, tak, Wynn miała wyjść taka: hehe, a teraz zamknij mordę i idź stąd. xD Mam nadzieję że udało mi się oddać jej dość zaczepny charakter i to, że czasem po prostu niektóre sprawy ma gdzieś, taki urok.
A Hugo przygarniemy. Proszę bardzo, będą jak Robin i Batman, jak Joker i Joker, bo Wynn by się nie wbiła w ciuszki Harley. :D Jestem jak najbardziej za, żeby ich już jakoś powiązać, co by nie byli tylko kolegami, ale takimi ziomkami od takiego: CO ZŁEGO TO NIE MY.]
zaklepuję rolę Batmana
WYNN
[O boru, nie no, niech do niej przyjdzie, bo dała mu coś nie tak, i że coś się stało i taki z wyrzutem, że wszystko to jej wina i że chciała go zabić. xD Ale może po prostu dał jej złą karteczkę czy coś? Albo dodał czegoś za dużo? :D Po zamachu na życie na pewno będą mogli sobie ufać. xD]
OdpowiedzUsuńI'm Batman!
[Tej szkoły już nic nie uratuje, przy okazji uwarz mi dzieciaku kilka eliksirów na kaca, a ja nauczę cię hodować ziółka wszelakie.]
OdpowiedzUsuńanonimowy klient
Życie Jamesa Pottera II stało się o wiele ciekawsze, kiedy na czwartym roku nauki w Hogwarcie nauczył się cholernie trudnej, tajemnej sztuki animagii. Z nauką nigdy nie było mu po drodze (poza starożytnymi runami, z których miał same wysokie stopnie, zasługa ulubionego nauczyciela lokowatego), lecz gdy dowiedział się o istnieniu tej cudowności, od razu zabrał się za ćwiczenia. Po paru miesiącach wreszcie udało mu się zmienić po raz pierwszy. Z wyborem zwierzęcia nie miał żadnego problemu; opowieści ojca o wujku Syriuszu należały do ulubionych najstarszego syna, toteż wielkie, czarne psisko było oczywistą decyzją. Postać dziadka wydawała mu się zbyt lamerska.
OdpowiedzUsuńChętnie korzystał ze swojej umiejętności na różne sposoby, jednak bezkonkurencyjnie wygrywały przechadzki po Zakazanym Lesie. Jamesa ciągnęło do wszystkiego, co nielegalne, nic więc dziwnego, że wkręciło go takie hobby. Nie musiał przecież używać Peleryny Niewidki, która sprawdzała się nieźle, ale była uciążliwa przy poruszaniu się. Nic nie działa tak, jak stara dobra animagia.
Tego dnia, jak zwykle po ostatnich piątkowych lekcjach, pognał do lasu, gdzie pod swoją zwierzęcą postacią udał się w pobliże jeziora. Miał nadzieję, że jego kompan również tam będzie. Kolejną z fajniejszych rzeczy w animagii jest możliwość bratania się z naturą. Potter uważał, że najlepszą częścią tych jego spacerów była właśnie ona. Wyszedł z krzaków, by stanąć oko w oko z białym lisem, który stał się towarzyszem psa. Zadowolony, pomerdał ogonem na jego widok. Od razu rzucił się w stronę zwierzęcia, by powalić je na ziemię i zacząć zaczepnie podgryzać.
Zaczynało się ściemniać, a on miał cholernie dużo nauki zadanej na weekend, dlatego zmuszony był przerwać beztroską zabawę i wrócić do zamku. Pchnął lekko głową lisa, żegnając się z nim w ten sposób. Widać było (o ile to w ogóle możliwe), że podobnie jak on jest smutny z powodu rozstania. Szczeknął, jakby chcąc zapewnić, że przecież wróci za parę dni. Odwrócił się, żeby zniknąć z powrotem w chaszczach. Nie do końca mu się to udało, bo biegnąc, potknął się o wystający z ziemi korzeń. Runął z łoskotem na mech, skomląc głośno. Kompletnie zdezorientowany zaistniałą sytuacją, wbrew własnej woli powrócił do ludzkiej postaci. Dotknął swej głowy, krzywiąc się z bólu. Gdy spojrzał na palce dłoni, zauważył, że ich czubki są brudne od świeżej krwi. Zaklął pod nosem.
Sierota
[Czekam z niecierpliwością! Rozbawić Wynn nie trudno, ale jak zapowiadasz mi to w komentarzu, to musi to być naprawdę dobre. :D]
OdpowiedzUsuńHow about a magic trick? I'm gonna make this pencil disappear. TA-DA!
My to z Wynn jednak Joker. xD
[Czy muszę pisać jak wspaniała jest karta i Hugo? ♥ Uwielbiam całą jego kreację, wspaniale to ujęłaś, serio. Wszystko stanowi taką spójną całość – piękny wizerunek, treść, muzyka. Jestem niezaprzeczalną fanką. ^^
OdpowiedzUsuńOczywiście bardzo chciałabym napisać wspólnie wątek. Myślę, że Bastian nie odpuści Hugo – ale nie będzie się nad nim znęcał, wręcz przeciwnie, postawi sobie za cel sprawienie, by chłopak przestał się wstydzić nazwiska i przybrał podobną rolę co ojciec i sam Bastian. Chciałby mu za wszelką cenę zaimponować, by ten wybrał odpowiednią drogę. Stąd myślę, że Lestrange zawsze by się kręcił obok Hugo – a będzie miał ku temu wiele okazji: wspólny dom, rok (a więc i zajęcia) dodatkowo klub eliksirów. Co ty na to, by pracowali tam razem w parze? Dodatkowo tak przyszło mi do głowy, by to Hugo, był tym „chłopakiem z łóżka obok” – może Bastian nie rzuciłby kiedyś Mufliato i w związku z tym Rookwood byłby świadkiem jednego z jego napadów? Albo zobaczyłby jakiś niepokojący objaw podczas eliksirów?
Co o tym wszystkim myślisz? A może masz pomysł na coś innego?
Jakby co odzywaj się pod kartą lub na maila: my.deep.psychosis@gmail.com. <3]
Lestrange
Biblioteka — ulubione miejsce Wynn, kiedy nie musiała nic robić ani nikt nie był w wielkiej potrzebie, a poza tym po prostu lubiła spędzać czas przy książkach. Mało kto o tym wiedział, bo przecież miała opinię niosącego chaos skrzata.
OdpowiedzUsuńWpatrywała się w książkę od zielarstwa, gryząc w skupieniu wargę aż ktoś po prostu złapał ją za ramię i pociągnął za sobą. Spojrzała za książką i westchnęła ciężko, obrzucając Hugo wkurzonym spojrzeniem, ale nie odezwała się do momentu aż nie przekroczyli progu opuszczonej łazienki dziewczyn.
— Po co mnie tutaj przeprowadziłeś? Nie mam czasu… — zaczęła, próbując uświadomić chłopakowi, że właśnie oderwał ją od książek, ale zamknęła usta i ścisnęła je w wąską linię.
Wciągnęła gwałtownie powietrze przez nos, a potem parsknęła głośnym śmiechem, łapiąc się za brzuch. Hugo wyglądało co najmniej jaki jakiś kosmita. Jak różowy kosmita z krainy słodkości, różowości i wszystkiego, co dobre i kochane.
— Wyglądasz świetnie! — zawołała przez śmiech i zrobiła krok w tył, żeby oprzeć plecy o ścianę i wytrzeć mokre od śmiechu powieki. — Ale to spieprzyłeś... — dodała, kręcąc głową w niedowierzaniu, nadal czując się tym widokiem dziwnie rozbawiona.
To nie było możliwe, żeby Wynn pomyliła jakikolwiek składnik lub dała mu coś przeterminowanego, więc było to dla niej trochę dziwne. Więc albo różowy kosmita coś pomieszał albo stał za tym ktoś trzeci.
— Myśl pozytywnie — zaczęła — wcale nie wyglądasz tak źle. Kolor jest całkiem… uroczy. — Zacisnęła usta. — Wiesz, może się przyjmie…
Podeszła do niego i wyciągnęła rękę do jego włosów, łapiąc w palce różowe kosmyki. Potarła je lekko, marszcząc nos jak pies śledczy.
— Mogę Ci pomóc zmyć to cholerstwo — mruknęła. — Ale musisz wiedzieć, że to nie moja wina. Nie dałabym Ci złych składników, Hugo. Chociaż muszę przyznać, że to naprawdę piękny widok. — Uśmiechnęła się do niego szeroko, może trochę złośliwie.
chrum chrum!
[Powiem Ci, że mnie to tak rozbawiło! Pięknie! xD Oj tam, nie przejmuj się ścianą tekstu, ja chętnie czytam dłuższe odpisy.]
— Wiem, że Twoje eliksiry są idealne. — Przytaknęła powoli. — Ale każdemu się zdarza, świnko, więc pomyśl o tym. Z drugiej strony… ktoś jeszcze mógł mieć dostęp do Twojego kociołka?
OdpowiedzUsuńHugo nie wyglądał wcale AŻ TAK źle. Może trochę jak książkę słodkości i innych pierdół, ale nie było jakoś najgorzej. W końcu nie wyłysiał, a włosy dało się naprawiać. Do tej pory musiał jedynie nosić kaptur, jeśli się wstydził, choć Wynn nie powstrzymałaby się od tego, żeby go z niego zerwać, gdy już wyjdą z łazienki. Ludzie powinni zobaczyć te cudne, różowe kosmyki! Potter też powinien to zobaczyć.
Odprowadziła go wzrokiem, kiedy wszedł do kabiny. Myślała, że chłopak idzie się pogrążyć w żałobie, ale nie. Hugo wrócił w postaci lisa, różowego lisa, co nawet rozczuliło Wynn, bo miała niereformowalną słabość do zwierząt. Lubiła koty i psy. Lisy też, więc już miała sięgnąć po zwierzę (Hugo) i go pogłaskać, kiedy lis rzucił się do jej biednej skarpetki. Powstrzymała się od śmiechu, patrząc po tym jakże agresywnym zachowaniu, po czym uniosła brew, gdy Blackwood uciekł.
Westchnęła ciężko, rozglądając się po opustoszałej łazience.
— Skoro urządziłeś się tak eliksirem, to musimy to też załatwić eliksirem — stwierdziła rzeczowo, marszcząc lekko nos i przykładając kciuk do dolnej wargi. — Coś wymyślę — dodała i popatrzyła jeszcze raz po włosach kolegi, wzdychając ciężko.
— Nie martw się — mruknęła i poklepała go lekko po ramieniu, chcąc dać znać chłopakowi, że jest razem z nim w tym różowym bagnie i jakoś ich wydostanie. — Więc? Zostawiłeś gdzieś swój kociołek? Odszedłeś od niego czy coś?
Uniosła brwi, czekając aż Hugo jej o wszystkim opowie. Nie pytała go wcześniej o to, dlaczego potrzebował takich a nie innych składników i co właściwie miał zamiar zrobić, i nadal nie zamierzała o to pytać, bo to nie była jej sprawa. Wynn zazwyczaj nie wpieprzała się w sprawy innych, ZAZWYCZAJ, chyba że robiło się już naprawdę dziwnie.
Odchrząknęła cicho.
— Chcesz pogadać, no wiesz, o tym eliksirze? — spytała szeptem.
detektyw Burkes
Miękkie, pachnące lasem futerko lisa oderwało Gryfona od widoku umazanych ciemnoczerwoną cieczą palców, kiedy poczuł zwierzę na sobie. Zamrugał zaskoczony jego ponownym widokiem. Coś tu nie grało. Jeszcze nie wiedział co konkretnie, ale czuł w kościach, że odpowiedź pojawi się prędzej czy później.
OdpowiedzUsuńI pojawiła, bo lis zniknął w krzakach, z których moment później wyłonił się... Hugo Rookwood, Ślizgon z krwi i kości, rówieśnik Jamesa, lecz na pewno nie kolega. Najstarszy syn Potterów gardził Domem Węża z całego serca (Lily podzielała jego zdanie, natomiast Albus-Zdrajca nosił barwy Slytherinu z uśmiechem na ustach). Co prawda, ten białowłosy niczego mu nie zrobił, lecz inny, dwa lata młodszy już tak. Do tej pory lokowaty nie potrafił pogodzić się z tym, co zgotował mu Malfoy; wzdrygało go na samą myśl. Był więc rozdarty, bo z jednej strony uświadomił sobie, że nie jest jedynym animagiem wśród uczniów, z drugiej to przecież był pieprzony Ślizgon, cholera jasna! Pewny siebie, zaczepny ton Hugo ani trochę niczego nie ułatwiał. Szatyn spojrzał na wyciągniętą w swoją stronę chudą dłoń i prychnął.
— Zabieraj łapska, Ślizgiryju — Ton miał przesiąknięty automatyczną złością, jaką serwował wychowankom Domu Węża. — Dam sobie radę.
Dźwignął się na nogi; udało mu się podnieść dopiero za drugim razem, ale nie zmienił zdania. Wyprostował się, patrząc na chłopaka spode łba.
— Mógłbym zapytać o to samo, Rookwood. Poczekaj, aż Longbottom się dowie. Wyrzuci cię na zbyty pysk — powiedział z zadowolonym z siebie uśmiechem. — Nie mogę się doczekać.
Potter
— Bastian? Zostawiłeś kociołek przy Bastianie?
OdpowiedzUsuńUniosła wysoko brwi, powstrzymując się od śmiechu. Być może nie był to humor Lestrange, ale mimo wszystko pasowało do Bastiana to, że chciał utrudnić komuś życie. Przecież nie znała go od wczoraj. Był jej przyjacielem z dzieciństwa i wszystko, co robił Bastian miało jakiś swój cel, a przynajmniej tak wydawało się Wynn, bo Lestrange zawsze działał chłodno.
— Drobny eksperyment? — Popatrzyła uważnie po Hugo i wzruszyła delikatnie ramieniem. — Jasne, ale wiesz, jak będziesz chciał o tym pogadać, to możemy. Lepiej coś z siebie wyrzucić niż to w sobie trzymać, a jakbyś miał jakieś kłopoty — dodała — to chętnie Ci pomogę.
Uśmiechnęła się do niego krótko, a potem spojrzała po łazience. Nikogo tutaj nie było, więc nie będzie problemu z przyniesieniem tutaj wszystkiego. Nie miała też zamiaru dalej naciskać i dopytywać się o to wszystko, uznając, że Hugo sam jej o tym opowie, kiedy będzie chciał, a poza tym to wcale jej nie dotyczyło, więc mógł jej po prostu aż tak nie ufać.
— Dobra — stwierdziła. — To Ty tutaj poczekaj.
Wynn opuściła łazienkę i niemal od razu złapała za swój kociołek, sięgnęła po awaryjny zestaw składników, który zawsze trzymała pod łóżkiem, choć z biegiem czasu Wynn zaczęła myśleć, że to może nie była wcale aż tak dobra kryjówka, ale jeszcze nikt jej niczego nie zabrał, więc się tym nie przejmowała, a przecież Wynn dobrze by wiedziała, gdyby ktoś ruszał jej rzeczy.
Przygotowanie eliksiru odwracającego to wszystko nie powinno być jakieś trudne, tym bardziej że przy kociołku miał stać Hugo. Wynn może i umiała coś tam z tych eliksirów i dobrze się przy tym bawiła, ale Rookwood był zdecydowanie od niej lepszy. Więc jej jedynym zadaniem będzie przyniesienie wszystkiego do łazienki.
— Świnko, jesteś? — zawołała, gdy z trudem pchnęła drzwi tyłkiem, zrobiła jakiś dziwny obrót wokół własnej osi i niemal potknęła się o rozwiązane sznurówki, ale dzielnie trzymała przy sobie kociołek i wszystko, czego potrzebowali.
WYNN
[Cześć! Do Hugo trafiłam przez przypadek, ale już na pewno nie przez przypadek chcę go porwać na wątek, bo zarówno jego kreacja, jak i sama karta są wyjątkowe <3 Naprawdę jestem oczarowana, nie wiem, ile razy już ją przeczytałam i wciąż jest mi mało. Wszystko tworzy tak spójną, intrygującą całość. Dominique też jest raczej typem cichego obserwatora, więc jestem ciekawa, co by wyniknęło, gdyby ich spojrzenia, zamiast błądzić ku innym uczniom, zaczęły zwracać się ku sobie, a wychwytywanie i interpretacja każdego, nawet najmniejszego gestu zamieniłaby się w coś głębszego i bardziej nieoczekiwanego. Więc jeśli tylko masz ochotę, to serdecznie zapraszam do mojej Minnie!]
OdpowiedzUsuńDominique