Rosaline Rathmann
Z DOMU SHACKLEBOLT
29 LAT | NAUCZYCIEL ELIKSIRÓW | NIEGDYŚ PODOPIECZNA DOMU GODRYKA GRYFFINDORA | CZYSTA KREW | WIELBICIELKA WSZELKICH RODZAJÓW KWIATÓW ORAZ KOTÓW | WIECZNA ZABAWA ZŁOTĄ OBRĄCZKĄ NA PALCU | 10 i ½ CALA, BARDZO ELASTYCZNA, CYPRYS, RDZEŃ Z PIÓRA HIPOGRYFA
Bardzo możliwe, iż tego dnia właśnie się na Ciebie uwzięła, kiedy średnio co dziesięć minut zadaje Ci pytania na poruszany przez nią temat w trakcie zajęć. Bardzo możliwe, iż warzony przez Ciebie eliksir nie wybuchł Ci w twarz zupełnie przez przypadek, kiedy zamiast skrzydeł nietoperza nauczycielka kazała dodać skrzydła elfa. Bardzo możliwe, iż pytania na Twoim pergaminie znacząco różnią się od tych, które widnieją na papierze kolegów siedzących obok, a Ty zupełnie osamotniony i zagubiony, nie znasz odpowiedzi na jakiekolwiek z nich.
Bardzo możliwe, iż zaczynasz się bać, złościć, denerwować, nie rozumiejąc, co Ci się właśnie przydarzyło i dlaczego kobieta siedząca za biurkiem dopuszcza się takich rzeczy. Bardzo możliwe, iż z tej racji podejdziesz do tego drewnianego mebla, spojrzysz jej w oczy, by już chwilę później otworzyć usta, chcąc wyżalić się nauczycielce o swoich frustracjach z nią związanych. Krótki, szczery, a także dźwięczny śmiech roznosi się po jednej z sal w hogwarckich lochach. To Rosaline Rathmann właśnie zaśmiała się Ci się w twarz, po czym wciąż radosna informuje, iż dostajesz najpozytywniejszą ocenę ze wszystkich możliwych.
Bardzo możliwe, iż mocno się zdziwisz jej zachowaniem, może nawet w końcu się rozpromienisz, kiedy nauczycielka oderwie wzrok od sterty wypracowań, nad którymi często się załamuje. Bardzo możliwe, iż kobieta uśmiechnie się przyjacielsko i serdecznie, bo przecież cieszy się, że jednak postanawiasz z nią porozmawiać. A potem bardzo możliwe, iż ponagli Cię na następne zajęcia, jednocześnie informując, że w przyszłym tygodniu zrobi kolejny test, podając Ci kilka pytań z niego na odchodne.
Bardzo możliwe, iż robi to wszystko w ramach swej wesołej natury, bo ponoć właścicieli cyprysowych różdżek określa się mianem smutnych.
Jednak bardzo możliwe, iż to wszystko wyłącznie na pokaz.
Bardzo możliwe, iż zaczynasz się bać, złościć, denerwować, nie rozumiejąc, co Ci się właśnie przydarzyło i dlaczego kobieta siedząca za biurkiem dopuszcza się takich rzeczy. Bardzo możliwe, iż z tej racji podejdziesz do tego drewnianego mebla, spojrzysz jej w oczy, by już chwilę później otworzyć usta, chcąc wyżalić się nauczycielce o swoich frustracjach z nią związanych. Krótki, szczery, a także dźwięczny śmiech roznosi się po jednej z sal w hogwarckich lochach. To Rosaline Rathmann właśnie zaśmiała się Ci się w twarz, po czym wciąż radosna informuje, iż dostajesz najpozytywniejszą ocenę ze wszystkich możliwych.
Bardzo możliwe, iż mocno się zdziwisz jej zachowaniem, może nawet w końcu się rozpromienisz, kiedy nauczycielka oderwie wzrok od sterty wypracowań, nad którymi często się załamuje. Bardzo możliwe, iż kobieta uśmiechnie się przyjacielsko i serdecznie, bo przecież cieszy się, że jednak postanawiasz z nią porozmawiać. A potem bardzo możliwe, iż ponagli Cię na następne zajęcia, jednocześnie informując, że w przyszłym tygodniu zrobi kolejny test, podając Ci kilka pytań z niego na odchodne.
Bardzo możliwe, iż robi to wszystko w ramach swej wesołej natury, bo ponoć właścicieli cyprysowych różdżek określa się mianem smutnych.
Jednak bardzo możliwe, iż to wszystko wyłącznie na pokaz.
Witam. Wewnętrznie to trochę smutna pani, ponieważ w życiu trochę przeżyła, jednak ma wiele powodów do uśmiechu, a robienie psikusów uczniom bardzo sobie upodobała. Zaopiekuje się wszystkimi, ale szczególnie cudzymi kotami. Pozdrawiamy także autorkę męża, bo bez niej nie byłoby Rose. Zapraszam :)
[Witam i czekam.]
OdpowiedzUsuńMalcolm Letherhaze
[Ideał ♥]
OdpowiedzUsuń[Joy uwielbia eliksiry, a już na pewno Rosaline <3 Każdy chciałby mieć taką nauczycielkę :D]
OdpowiedzUsuńJOY
Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[Mam wielką ochotę na wątek z tą panią, nawet mam już pomysł :) Więc jeśli jesteś zainteresowana zapraszam na maila/gg, do dogadania się: czekoladowaczekoladagada@gmail.com/13647225.]
OdpowiedzUsuńAlbus
[Jeżeli tylko dotknie albo przywłaszczy sobie deadpoola, to zaraz dopiszę o niej w karcie tuż obok Malcolma, jak boga kocham. Cześć, bawmy się i szalejmy. Z chęcią skusiłabym się na wątek o ile tylko masz chęć męczyć się z tym bezczelnym uczniakiem XD]
OdpowiedzUsuńEvelyn&Noah
[Oj, to mój pan się idealnie nadaje na wątek z Rosaline. Umie w eliksiry i jeszcze czasem jest kotem :P ]
OdpowiedzUsuńAnguis
Stosik referatów, które niemal od tygodnia zalegały na biurku Mathiasa wcale nie malał w momencie, gdy Niemiec zmagał się z krzywymi literami, główkując nad tym co uczniowie chcieli mu przekazać. Zwykle oddawał prace na bieżąco, często nawet jeszcze tego samego dnia, jednak ostatnie dni wiązały się z masą obowiązków nie tylko pełniąc funkcję jako nauczyciel, ale również jako ojciec i mąż. Raz po raz upijał niewielkie łyki soku dyniowego ze szklanej buteleczki, która niemal wypadła mu z dłoni, gdy do jego gabinetu wpadła wyraźnie zdenerwowana blondwłosa piękność. Nie miał nawet szans, aby się odezwać. Rosie niemal natychmiast przejęła stery. Momentami ciężko było mu nad nią nadążyć, jednak w tym stanie kobieta z pewnością niewiele mogła zdziałać, dlatego też chwyciwszy ją za ramię, stanowczo zatrzymał tuż na dziedzińcu. Z opowiadań Rosie, wynikało, iż nie mieli dużo czasu, jednak Rathmann nie mógł patrzeć na to jak blondynka niemal kurczy się pod wpływem targającego nią stresu.
OdpowiedzUsuń— Hej, Rosie — rzucił, by zwrócić jej uwagę. Uśmiechnął się na widok jej rumieńców. Delikatnie pogładził jej ramiona i ucałował rozgrzane czoło. Zawsze tak robił w momentach, gdy musiał zapanować nad temperamentem ukochanej kobiety. — Wdech i wydech. Będzie dobrze. Znajdziemy go — powiedział bardzo poważnym tonem głosu, nawet na moment nie odrywając wzroku od oczu małżonki. Wziął głęboki wdech, sygnalizując tym, aby sama również to zrobiła, powtarzając kilkakrotnie. Dopiero wtedy mogli ruszyć dalej. Sam czuł wiele obaw przed Zakazanym Lasem i nie raz, nie dwa uczulał swoich uczniów, aby nigdy nie przekraczali jego granic.
— Nie oddalaj się zbyt daleko ode mnie, dobrze? — poprosił Mathias, gdy stanęli na skraju lasu. Odwrócił głowę w stronę małżonki, zaś z kieszeni swojej szaty wyciągnął różdżkę. Miał nadzieję, że poszukiwania nie potrwają długo, a sam uczeń poza panicznym strachem nie ucierpiał.
— Proponuję za pół godziny spotkać się w tym samym miejscu, z którego ruszamy jeśli go nadal nie odnajdziemy.
Nie mogli ruszyć bez chociażby najmniejszego planu działania, poza tym Mathias chciał mieć pewność, iż odpowiednio zadba o bezpieczeństwo swojej małżonki. Nie darowałby sobie jeśli coś mogłoby jej się przytrafić, zwłaszcza, że gdy oboje przekraczają grancie Zakazanego Lasu, oboje są w ogromnym niebezpieczeństwie.
— Po wszystkim zrobię ci najlepszą szarlotkę z cynamonem — zaśmiał się, próbując jakoś rozluźnić napiętą atmosferę, jednak nadal mówił całkiem poważnie. Ucałowawszy małżonkę raz jeszcze w skroń, skinął głową będąc gotowym do poszukiwań.
Mathias <33
Zakazany Las w wielu budził niemały strach. Sam Mathias nie bał się przekroczenia jego granic, jednak traktował go z ogromną rezerwą i zapuszczał się w jego głąb tylko i wyłącznie w sytuacjach, które tego wymagały. Delikatnie gładził trzymaną przez siebie dłoń małżonki, oświetlając drogę światłem różdżki.
OdpowiedzUsuń— Myślę, że mógł zbłądzić i czegoś się wystraszyć. Tutaj wszystko wydaje się takie samo — odpowiedział i cicho westchnął. Każda kolejna minuta bez żadnych najmniejszych śladów, wprawiała Rathmanna w coraz większą irytację. Naprawdę musieli się śpieszyć jeśli chcieli zobaczyć ucznia żywego. Prawdę powiedziawszy Niemiec dziwił się, że szlabany związane z Zakazanym Lasem nadal jawnie były praktykowane. Dyrekcja wraz nauczycielami wysyłającymi uczniów do Lasu, jawnie narażali młode osoby na niebezpieczeństwo. Absurdem był fakt, iż już wielu uczniów w ten sposób ucierpiało, a nikt z tym nic nie zrobił.
Rathmann miał wrażenie, że im dalej zagłębiali się w las, wokół nich robiło się coraz ciemniej. Miał wrażenie, że oboje są obserwowanie i być może tak było, dlatego też odruchowo objął małżonkę ramieniem, przyciągając ją do swojego boku. Przystanął w pewnym momencie i uważnie rozejrzał się na boki. Domyślał się, iż musieli się rozdzielić, aby ich poszukiwania okazały się być znacznie bardziej skuteczne, jednak martwił się o blondynkę i nie chciał, aby chociaż na sekundę zostawała sama w tak niebezpiecznym miejscu. Nie miał innego wyjścia. Dobro ucznia stanowiło w tym momencie ich najważniejszy priorytet.
— Musimy się rozdzielić. Pamiętaj. Za trzydzieści minut spotykamy się tam skąd wyruszyliśmy, dobrze? — odwrócił głowę w stronę małżonki, która nadal wyglądała na mocno zdenerwowaną. Coraz bardziej miał ochotę zrezygnować z obowiązku rozdzielenia się. Rosie była rozproszona, co mogło źle się skończyć. Musiała wziąć głęboki wdech i skupić się w stu procentach na tym po co tutaj przyszli. — Zobaczysz, że go znajdziemy — zapewnił ją ponownie i puściwszy jej dłoń, wziął głęboki wdech. Ani trochę mu się to nie podobało. W momencie, gdy oddalił się od małżonki, odruchowo zacisnął palce na swojej różdżce, modląc się, aby smarkacz znalazł się znacznie szybciej niż przypuszczali.
Mathias <3
[Hej, przychodze po watek! A raczej go zaproponowac :D Przyznam, ze wyszukalam po zakladkach postac, ktora zajmuje stanowisko nauczyciela eliksirow, i bardzo milo sie zaskoczylam - pewnie przyszlabym po watek nawet, gdyby Twoja pani zajmowala sie czyms innym. Swietna postac, taka slodko gorzka, zdaje sie normalna, prawdziwa. W kazdym razie! Moja panna ma fiola na punkcie eliksirow - jej dziadkowie, czego nie zawarlam w karcie, zajmowali sie ich produkcja, a Antoinette po nich odziedziczyla smykalke do tego zawodu. Poza tym robi je na wlasna reke, wiec pewnie czesto niekoniecznie legalnie korzysta z zasobow swojej nauczycielki. W dodatku ma problemy rodzinne - matka nie zyje, a z ojcem stara sie nie utrzymywac kontaktu - takze przydalaby eie jej osoba, ktora troche naprostowalaby jej zycie na odpowiedni tor. Widze w tym podstawe na dobry, zyciowy watek, wiec jezeli masz ochote, pisz i ustalimy cos juz tak konkretnie!]
OdpowiedzUsuńZgodnie z tradycją zapoczątkowaną przez niejakiego Giledorya Lockharta punktualnie o godzinie ósmej odbywały się spotkania klubu pojedynków, Letherhaze z kolei wyznaczył na nie za swojej kadencji środę. Malcolm omiótł wzrokiem oświetloną, przez unoszące się woskowe świece, salę, znajdując się niemalże na środku podium wyłożonego materiałem ze wzorem faz księżycowych, na którym to zwykle wybrane dwie osoby spośród grupy miały za zadanie odbyć pojedynek na oczach widzów w charakterze uczniowskich ślepi zatopionych w ich sylwetkach. W obecnej chwili — dokładnie z tego miejsca miał zagwarantowany najlepszy widok na ćwiczące w dwójkach pary. Rzucenie okiem, na co poniektórych walczących Finite Incantatem nie stanowiło dla niego nawet z tej odległości najmniejszego wyzwania. Było nim natomiast całkowite skupienie swojej uwagi na wychowankach i wodzenie po nich uważnym wzrokiem. W praktyce okazywało się to nie tylko męczące, lecz także wymagające, gdyż niewiele potrzeba było, by spowodować jakiekolwiek nieszczęście.
OdpowiedzUsuńPozorne skrzyżowane ramion na torsie trwało już dobre pięć minut, co wprawdzie zaliczyć, by można do swoistych rekordów w tej sali. Gest ten ze strony oddelegowanego na przymusową przerwę w zawodzie Łamacza Zaklęć wskazywało na swoistą wyższość w tym układzie, jakoby chciał się oddzielić od uczniów za pomocą tego nic nieznaczącego gestu. W prawej ręce Malcolma Lethrhaze’a znajdowała się różdżka.
— Wystarczy! Opuścić różdżki wzdłuż tułowia! — rzucił głośno ze swojego miejsca. Wiele spojrzeń zostało skierowane na niego, gdy chaos w charakterze poruszających się ciał, harmideru mieszających się głosów wypowiadających najrozmaitsze zaklęcia rozbrajające (i nie tylko), nagle ustał. Nawet stąd dostrzegał poruszające się klatki piersiowe. — Jak na razie bardzo dobrze wam idzie. Piętnaście minut przerwy i na złapanie oddechów, zanim przejdziemy do wyboru pary do dzisiejszego pojedynku. — pochwalił, lecz na jego twarzy nie pojawiła się, choćby namiastka uśmiechu. Letherhaze skinął za to głową, jakby ten skromny gest miał w sposób wystarczający stan tej rzeczy potwierdzać.
W sali zapanowała cisza, przerywana jedynie głośnymi oddechami i szeptanymi wymianami zdań. Niektórzy z uczniów opadli nawet na podłogę, nie bacząc na ewentualne ubrudzenie spodni bądź szat. Dopiero po wypowiedzeniu tych słów Malcolm Letherhaze — poruszył się z miejsca, wcześniej sprawiając wrażenie, jakby jego poza została wykuta w marmurze; nieruchoma. Skrzyżowanie ramion ustąpiło miejsca, opuszczeniu jednej ręki (tej dzierżącej różdżkę) wzdłuż tułowia, druga zaś wylądowała w kieszeni spodni.
— Należą się również gromkie brawa dla pana Sandersa, który jak chce, to potrafi skupić się na wykorzystywaniu zaklęć i różdżki, a nie pięści w stosunku do kolegów. — dodał spokojnie, kierując swoje słowa do jednego cwaniaka z Gryffindoru, który w poprzednim tygodniu wszczął w sali bójkę. Wspomniany Gryfon miał na pieńku z jednym ze Ślizgonów, o ile tym razem Letherhaze zadbał o to, by znaleźli się po dwóch stronach pomieszczenia, minimalizując tym samym zbędne spięcia i potyczki słowne. Nadal pamiętał jak w obliczu poprzedniego – różdżki chłopaków potoczyły się po podłodze pod nogami obecnych. Malcolm poruszył się, idąc niespiesznie wzdłuż podium, do schodów. W ich połowie dostrzegł jednak czającą się wśród odpoczywających uczniów blondynkę aż nader dobrze mu znaną. — Podejrzewam, że pomyliła pani piętra. Pozwolę sobie przypomnieć, że sala do eliksirów mieści się w lochach. — rzucił niby zaczepnie, lecz zupełnie innym tonem, niż dotychczas, zwracając się do uczniów. Uważnym słuchaczom czy zainteresowanym tym dlaczego kobieta się tutaj pojawiła, mogłoby to nie umknąć. Rosaline nie dało się przeoczyć, a w życiu Malcolma odgrywała od zawsze bardzo kluczową rolę. Nic więc dziwnego, że jej pojawienie się w sali dodało nieco energii Letherhaze’owi, jakby musnęły go ciepłe, poranne promyki słońca, a chwilę później na twarzy mężczyzny wymalował się nawet zawadiacki półuśmieszek.
[Wybacz zwłokę, kajam się.]
Malcolm Lethrhaze
Dziwny niepokój, który jedynie się wzmagał, w Mathiasie wraz z przekroczeniem granic Zakazanego Lasu, niemal z każdą chwilą rósł w siłę. Wraz z milionem innych emocji ogarniała go dziwna bezsilność im dalej zagłębiał się w Las. Był na tyle uważny, aby niczego nie pominąć, a mimo to nigdzie nie dostrzegł zaginionego chłopca. W końcu przystanął na leśnej ścieżce i wziął głęboki wdech. Nie widział sensu w dalszej wędrówce w głąb lasu, dlatego też odwrócił się i ruszył w drogę powrotną.
OdpowiedzUsuńJego mięśnie spięły się gwałtownie, zaś palce odruchowo zacisnęły na trzonku różdżki. Gotów do ataku, nie od razu zorientował się, iż wyłaniająca się zza drzew poświata nie stwarza żadnego zagrożenia, wręcz przeciwnie, stanowi ostrzeżenie i pewien rodzaj wołania o pomoc. Nie zważając na korzenie drzew wystające momentami z leśnej ścieżki, biegiem ruszył przed siebie. Odszedł naprawdę spory kawał od miejsca, w którym rozstał się z małżonką, dlatego też, gdy tylko do niej dotarł, jego płuca niemal paliły. Oddychał ciężko, a jego palce nadal kurczowo zaciskały się na różdżce.
— Rosie, kochanie… — rzucił jedynie, gdy objął ją silnym ramieniem, zaś czoło oparł na jej równie rozgrzanej skroni. Oderwał się od niej w momencie, gdy jego oczy natrafiły na przestraszoną sylwetkę ucznia. Zrozumiał w jak wielkim niebezpieczeństwie się znaleźli.
— Będzie dobrze, tylko musisz mi trochę pomóc, dobrze? — zwrócił się w stronę ucznia, zaskakująco spokojnym tonem. Biaława nić lepiła się do dłoni Mathiasa, które pośpiesznie starały się uwolnić ucznia z pajęczej pułapki. Rathmann poderwał się gwałtownie, gdy dziwny dźwięk, którego nawet nie umiał opisać, wydobył się z prawej strony zarośli. Czas uciekał, a bestia odpowiedzialna za uwięzienie ucznia wyraźnie chciała dołączyć ich do swej małej zdobyczy.
— Rosie, posłuchaj mnie teraz uważnie… — powiedział, gdy było mu dane wreszcie wplątać chłodną dłoń ucznia w dłoń własnej małżonki, aby nikt się nie rozdzielił. Niemal cały kleił się od pajęczej sieci. — Biegnij, nie zatrzymuj się, będę zaraz za wami. No dalej! Biegnijcie!
Jego słowa mijały się z prawdą, ze względu na to, iż Mathias przybrał formę animaga, aby odciągnąć kreaturę jak najdalej od Rosie oraz Arthura. Wiele ryzykował, jednakże bezpieczeństwo tamtej dwójki stawiał ponad wszystko. Bestialska strona Akromantuli nie posiadała żadnej litości, a pojedynek z pająkiem dla Mathiasa mógł okazać się nawet śmiertelnym.
Mathias <3
[Witam, mój miłośnik Eliksirów potrzebuje mentora, mam nawet zalążek pomysłu, a z tak cudowna panią profesor to nic nie ma prawa się nie udać. :)]
OdpowiedzUsuńJamie Horsefall-Lynch