For you, I could pretend like I was happy when I was sad


Seo Ilheon
VI KLASA — GRYFFINDOR


PÓŁKRWI — KOREA POŁUDNIOWA — CZŁONEK SZKOLNEGO CHÓRU
RÓŻDŻKA Z CYPRYSU, 12-CALOWA, Z WŁÓKNEM SMOCZEGO SERCA
PATRONUSEM TESTRAL — BOGINEM AMORTENCJA — SKY
"Coś musiało się stać. Jest inny odkąd wrócił. Podobno użył czarów poza Hogwartem." słyszy szepty wścibskich trzecioklasistek, kiedy mija je energicznie, stawiając trochę zbyt duże kroki. Gdy uczennice są już za nim, nadal czuje ich ciekawskie spojrzenia. Czasem w nocy budzi się zlany potem i wymyka z dormitorium. Jest rozdarty między światem mugoli a światem czarodziejów; z jednej strony zazdrości im swobody, dostępu do technologii i wolności, którą ograniczają mu szkolne mury, ale z drugiej ma bolesną świadomość tego, że bywają dni, kiedy tylko dzięki Hogwartowi zachowuje resztki zdrowego rozsądku.
dodatkowo
_________________________________________________________________________________________________
Seo to nazwisko, Ilheon to imię i odmienia się na tej samej zasadzie co Leon. Wizerunku użycza Park Jimin. Poszukujemy przyjaciółki i kogoś, kto by się w nim podkochiwał.

45 komentarzy:

  1. [OMG. Kocham go mocno całym moim serduszkiem. Bardzo przypomina mi mojego Hyuniego. Chodź z nim do Avalon! Coś wykombinujemy ciekawego.]

    panienka Moore

    OdpowiedzUsuń
  2. [Lubię minimalizm w kartach. Cześć i czołem, nie wymykaj się zbyt często, bo to grozi szlabanem, punktami karnymi i Merlin sam jeden wie czym jeszcze, podobno PREFEKT NACZELNY porywa takich włóczykijów i zmusza ich do słuchania swojego rzępolenia, uszy krwawią od tego. Dużo wątków, szlabanów i weny.]
    Gregorius

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Hej :)
    Jestem ciekawa co kryje się za jego historią, co go tak dręczy. Mam nadzieję, że pokona swoje demony i będzie w stanie pogodzić te dwa, na pozór różne światy.
    Bawcie się dobrze :)]

    Annaise

    OdpowiedzUsuń
  4. (Ojej, karta króciutka, a jednak zaciekawiła mnie na tyle, że chciałabym wątek. To nawet Kenny mógłby się beznadziejnie w nim podkochiwać. Ubolewam przez moje ograniczenia czasowe i limity ale jeśli tylko to się zmieni to tutaj wrócę. Tymczasem baw się dobrze!)

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  5. Witamy na blogu i życzymy udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cenię minimalizm w kartach, zwłaszcza gdy pozostawia taki niedosyt, że aż chce się obserwować postać w wątkach ^^ Weny, czasu, oby Twój Pan się tu odnalazł i przestały go dręczyć koszmary!]

    Isleen Dunne

    OdpowiedzUsuń
  7. [Gregorius jako prefekt czający się na odznakę naczelnego jest bardzo ostrożny jeśli chodzi o takie sytuacje a grono pedagogiczne wprost go uwielbia. Może twój pan nakryłby mojego Pana na czymś lub odkrył jego tajemnice a potem starał się to wykorzystać lub Grega szantażować? Możemy myśleć też dalej.]
    G.M.Cavendiash

    OdpowiedzUsuń
  8. [Och, ale ja bym jego tajemnicę chciała poznać! Tak odrobinę przypomina mi moją pierwszą stworzoną postać na blogach. Jej przydarzyła się rzecz straszna, mam nadzieję, że Ilheonowi mniej. Zapraszam pod swoje karty. Jeżeli spodoba Ci się któraś z moich postaci, to chętnie bym coś z Tobą stworzyła :)]

    Vincent // Priscilla

    OdpowiedzUsuń
  9. (Jednak wracam. Ledwo minął dzień, a u mnie się tyle poprzewracało, że chyba będę mieć więcej czasu, hehs. To co - czy wizja podkochującego się po kryjomu Kennetha jest okej czy jednak wymyślamy coś innego? :>)

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  10. (No to ja również się cieszę w takim razie. :D Jeśli masz ochotę zacząć to śmiało bo ja w sumie jeszcze nie mam dokładnej koncepcji na wątek, a tak to po prostu popłynę z prądem.)

    kenny, którego jeszcze Ilheon będzie miał dość

    OdpowiedzUsuń
  11. [Byłabym wdzięczna za zaczęcie <3]
    Gregorius

    OdpowiedzUsuń
  12. [Wystalkowałam pod postem Kennetha twój komentarz, a w nim trzy kluczowe słowa "stara szkoła Onetu" *.* Jezu, jak ja uwielbiam pisać z ludźmi tego pokolenia :D tak ja spontanie, bez stresu i presji. Awwww *.*. ]

    OdpowiedzUsuń
  13. (Pokolenie onetu najlepsze. U mnie to jeszcze było nk. Pamiętam, że kiedyś stworzyłam tam jakiegoś koreańca, który nazywał się Seo. To chyba sentyment. <3)

    Wiedział, że karma prędzej czy później go dopadnie. Nie sądził natomiast, że pojawi się nagle pod postacią wianuszka piątoklasistek, które pod wpływem eliksiru miłosnego chodziły za nim krok w krok, wrzeszcząc na całe korytarze: Cukiereczku! Zaczekaj!. Zażenowanie mieszało się u niego z coraz to większą irytacją kiedy to każdy z zaciekawieniem zerkał w jego stronę i chichotał na widok Gryfonek. Ten przeklęty Gryffindor – Kenny był niemal pewien kto za tym wszystkim stoi. Czasem miał wrażenie, że z uczniami z tego domu ma bardziej na pieńku, niż ze Ślizgonami.
    W pewnym momencie jego cierpliwość w końcu się skończyła i wziął nogi za pas, chcąc jak najszybciej się gdzieś schować. Co chwila zerkał za siebie aby upewnić się, że trzyma uczennice w odpowiednim dystansie, a to poskutkowało tym, że w którymś momencie nie zauważył lecącego na niego chłopaka. Runął na schody i przez chwilę mrugał z zaskoczenia bo oto przed nim stał największy obiekt jego potajemnych westchnień. Oprzytomniał dopiero, kiedy za jego plecami znów usłyszał znienawidzone „cukiereczku”. Nie mając czasu na racjonalne myślenie, w pośpiechu złapał jego wyciągniętą dłoń.
    - Uciekaj! - powiedział ostrzegawczo i zaczął ciągnąć go za sobą. Z każdym kolejnym piętrem było mu coraz trudniej złapać oddech. Przeklinał sam siebie za swoją beznadziejną kondycję i krótkie nogi. To jednak nie pokonało jego determinacji w dążeniu do upragnionego celu. Kiedy znaleźli się na parterze, skręcił gwałtownie tuż za kolumną i otworzył nagle drewniane drzwi, które na co dzień były prawie niezauważalne. Jego kryjówką okazał się ciasny schowek na miotły.
    Wcisnął się w kąt i oparł plecami o chłodną ścianę, regulując oddech. Dopiero teraz, kiedy adrenalina nieco opadła, uświadomił sobie, że przecież nie jest sam. Już otwierał usta aby coś powiedzieć, kiedy nagle usłyszał głośne nawoływania Gryfonek. Wstrzymał powietrze w płucach, jakby to miało mu jakkolwiek pomóc i tylko modlił się aby jak najszybciej odeszły, a on będzie mógł wszystko wyjaśnić i przeprosić, przy okazji paląc się ze wstydu.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  14. Po paru minutach dźwięki na korytarzu powoli zaczęły się oddalać, a upragniona cisza nagle zamieniła się w tę krępującą. Poczuł jak chłopak puszcza jego dłoń i z zażenowaniem uświadomił sobie, że przez cały ten czas ją trzymał. Jego włosy przybrały nagle koloru krwistej czerwieni co na szczęście w półmroku było praktycznie niewidoczne. Do czasu. Bo przez świadomość, że jest zdecydowanie zbyt blisko Gryfona, nagle zaczęło kręcić mu się w głowie. Wyparował ze schowka z nagłym atakiem kaszlu, zginając się w pół. Chwila minęła nim udało mu się uspokoić, a jego włosy z powrotem przybrały neutralną, brązową barwę.
    - Wybacz, mam… Uczulenie na kurz – wymamrotał zachrypniętym głosem i jedyne o czym teraz marzył to o tym, aby zapaść się pod ziemię. Dlaczego musiał trafić akurat na niego? Gdyby to był ktoś inny, na przykład ten przeklęty Freddie, mógłby przynajmniej dać upust swoim emocjom i od razu wyzwać go na pojedynek. Tymczasem jego mózg przypominał bardziej galaretkę, która w każdej chwili mogła zacząć jeszcze bardziej dygotać.
    - Jestem Kenneth. Mamy chyba razem eliksiry i coś jeszcze… ale nie pamiętam co – oczywiście, że pamiętał ale w życiu by się do tego nie przyznał, nie chcąc wyjść na jakiegoś stalkera. W zasadzie nie miał dobrego wytłumaczenia dlaczego obecność chłopaka tak bardzo go peszyła. Praktycznie się nie znali, a mimo to na jego widok Kenny zawsze czuł coś dziwnego. Chyba była to poniekąd jakaś fascynacja ale on sam na pewno nie potrafił tego nazwać.
    - A co do tych dziewczyn to były one pod wpływem eliksiru miłosnego. Ktoś chyba chciał się na mnie odegrać za to co ostatnio zrobiłem na zajęciach – chodziło mu głównie o wybuch eliksiru Annaise, który był oczywiście jego sprawką. Karę – w postaci czyszczenia kociołków – już wypełnił ale wiele osób, które również były wtedy na zajęciach nadal się za nim mściło, ponieważ każdy bez wyjątku, razem z profesorem, został ubrudzony klejącą, obrzydliwą mazią, powstałą w postaci wybuchu.
    - Nie pamiętam czy byłeś akurat na tych zajęciach ale jeśli tak to przepraszam. Jeśli również chcesz dać mi jakąś nauczkę to, proszę, zrób to teraz i miejmy to już za sobą – oznajmił odważnym tonem. Po chwili rozpostarł ręce i zamknął oczy, zupełnie tak jakby przygotowywał się na jakiś atak w jego kierunku i był gotów go pokornie przyjąć.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  15. [Zdecydowanie tak. >D
    Nie mam pojęcia, ale wiesz, Halliwell zawsze może go otworzyć w mrocznych lochach i sprawdzić jaki kształt ma jego serce, jeśli koniecznie musimy to wiedzieć do przeprowadzenia wątku.
    Jasne, że chce! Więc już wiem do kogo Muscat będzie się łasił. Mała szuja. Postaram się coś jeszcze do tego dołożyć. Odezwę się, pewnie wieczorem albo późnym wieczorem. c:]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  16. [Hej! Miło mi to słyszeć, bo obawiałam się bardzo o losy tej misji, ale czułam przy okazji głębokie wsparcie ze strony armii panów w średnim wieku, których tworzyłam wcześniej :D Na wątek zawsze jestem chętna, a punktów zaczepienia mamy sporo, pytanie tylko, czy Ilheon chce dzielić się z Teddy swoimi sekretami, czy poprzestajemy na wspólnym porannym bieganiu :) Zresztą, jedno drugiemu nie przeszkadza!]

    Teddy T.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Hej! A ja widzę jak Grzesiu uczy Ilheona polskiego, choć pisane po polsku będzie brzmieć śmiesznie. Brzmi jak challenge?]

    G. Szczędzicki

    OdpowiedzUsuń
  18. (Ale z Kennetha robi się buła przy tym Ilheonie. xd)

    - Och… Latania – powtórzył z zawodem, drapiąc się nerwowo po karku. Jego wzrok powędrował gdzieś w bok, zupełnie tak jakby spojrzenie teraz w oczy Ilheonowi było dla niego czymś co zdecydowanie wymaga zbyt dużego wysiłku. Zdecydowanie wolałby być zapamiętany poprzez jakiś żart, z których słynął. Tymczasem nie do końca wiedział czy powinien się cieszyć, że Gryfon pamięta go jeszcze z czasów pierwszej klasy; czy jednak czuć jeszcze większe zawstydzenie, że najpewniej w jego głowie pozostała jedynie wizja obrywającego Puchona miotłą w twarz. Cóż, widok zapewne dla niejednej osoby był ciekawy – chichotanie znudziło się uczniom dopiero kiedy dostał chyba po raz dziesiąty i nie było w tym już nic fascynującego. Żałował, że nie pamiętał z tamtego okresu Ilheona – teraz dużo by dał aby dowiedzieć się czy chłopakowi też wtedy było do śmiechu. Może odważy się kiedyś spytać.
    Stojąc z zamkniętymi oczami przygotowywał się na pewno na coś, jednak zdecydowanie nie spodziewał się, że dostanie to. Zastygł na kilka sekund, czując jak Seo go przytula i zaraz klepie po plecach. Wiedział, że to tylko zwykły, koleżeński gest, a jednak nie miał wpływu na to jak zareagowało jego ciało. Przełknął ślinę, czując jak gorąc pali jego policzki. Wcale nie był lepszy od tych wszystkich dziewczyn.
    - Podziękować? - spytał, zbity z tropu. W jego głowie na chwilę pojawił się mętlik i nie potrafił połączyć ze sobą najprostszych faktów. Zaraz jednak skupił się na jego ostatnim pytaniu, a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
    - Żeby tylko przez ten wybuch – machnął ręką. - Ja ogólnie mam z wieloma osobami na pieńku. Koniec końców wiele osób mi wybacza ale znajdą się i tacy co od razu nie odpuszczą. Ale to dobrze. Przynajmniej nie brakuje mi rozrywki – wyszczerzył się, a jego włosy na krótką chwilę zrobiły się niebieskie.
    Podszedł do okna, z którego widok rozciągał się na błonie i wspiął się na parapet. Ułożył palce swoich dłoni w literę „O” i przyłożył je do oczu jakby patrzył przez lornetkę. Po chwili rozglądania się dostrzegł błąkające się po polach piątoklasistki. Miał wrażenie, że nawet stąd był w stanie usłyszeć desperackie „cukiereczku”.
    - Dobra, na razie jestem bezpieczny. Wiesz może ile taki eliksir miłosny może działać? Jak już pewnie wiesz ja jestem beznadziejny w tej dziedzinie więc niestety mogę się tylko domyślać.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  19. (Kurczę, ten bogin mnie zainteresował. :v)

    Zmarszczył brwi, nieco strapiony jego odpowiedzią. Sam nigdy nie był z tych osób, które wciskały nos w nie swoje sprawy. W zasadzie życie osobiste innych uczniów obchodziło go tyle co zeszłoroczny śnieg - nigdy nie potrafił zrozumieć nadmiernego ingerowania w ludzki byt. Choć Ilheon nie był mu obojętny, nawet nie przyszło mu do głowy to, żeby rozmyślać co się u niego działo; bo przecież każdy człowiek miał swoje chwile słabości i nikt nie miał prawa nikogo oceniać. Może i rzeczywiście Gryfon nieco się zmienił – zrobił się nieco spokojniejszy i mniej żywiołowy – jednak kto powiedział, że człowiek przez całe swoje życie musi być taki sam? Najwidoczniej musiała zajść pewnego rodzaju zmiana, a ze zmian ludzie często nie chcą się zwierzać. I to było całkowicie normalne.
    - Jeśli chcesz możemy pokazać tym przeklętym redaktorkom, że nie warto interesować się twoim życiem osobistym – zaproponował z enigmatycznym uśmiechem, który zwiastował kolejny diabelski plan.
    - Och, o to bym się nie martwił. Wątpię, że temu komuś chciałoby się wysilać i zdobywać amortencję. W takim razie mam nadzieję, że to coś słabszego. Łaziły za mną od prawie trzydziestu minut więc może niedługo im przejdzie.
    Rozejrzał się po korytarzu, upewniając się czy aby na pewno nie kręci się po nim żaden nauczyciel, bądź prefekt, po czym przewiesił nogi przez parapet na zewnątrz okna. Z racji tego, że byli na parterze nie miał przed tym żadnego oporu. W najgorszym przypadku kiedy jednak nemesis postanowią wrócić, o wiele łatwiej będzie mu zeskoczyć i uciec gdzieś w zarośla.
    Zagapił się w niebo, udając, że ponowne przytoczenie tematu tych nieszczęsnym lekcji latania wcale go nie wprowadziło w stan zakłopotania. Był zaskoczony jego odpowiedzią i przez chwilę bardzo intensywnie zastanawiał się, czy aby na pewno Ilheon nie czyta mu w myślach. Jednocześnie poczuł jak po jego ciele rozpływa się przyjemne ciepło – czyli jednak kojarzył go nie tylko z tego felernego czasu!
    - Przy zmienianiu całej postaci trzeba się o wiele bardziej skupić i jest to dosyć męczące. Poza tym dostałem oficjalny zakaz od dyrekcji od kiedy wystraszyłem profesora Longbottoma, zamieniając się w jaszczurkę na zielarstwie. Mimo to nie żałuję. Gdybyś widział jego minę! - zaśmiał się, przypominając sobie przerażonego dyrektora. Bardzo go lubił, jednak czasami jego szalone pomysły brały górę i nie mógł się powstrzymać aby czegoś nie wypróbować.
    - O wiele łatwiej jest mi zmienić jakąś część ciała – kontynuował i wyciągnął przed siebie rękę. Jego dłoń nagle zamieniła się w ogromną, kocią łapę. - Widzisz? Teraz mógłbym cię podrapać i zostałyby po tym niezłe blizny – poruszył brwiami, uśmiechając się złośliwie. - Jednak z racji tego, że mnie oszczędziłeś i się na mnie nie zemściłeś dam się pogłaskać. Znaj łaskę Pana.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  20. [Jest moc! Mam tylko prośbę - jesteś w stanie zacząć wątek? Proponuję jakieś luźne spotkanie w bibliotece (Grześ do Hogwartu przyszedł w połowie IV roku, więc cofając się są w V klasie, więc niekoniecznie mogli się jeszcze minąć) - Ilheon kojarzy, że Grześ też jest obcokrajowcem i próbuje zagadać? Albo odwrotnie? c:]

    G. Szczędzicki

    OdpowiedzUsuń
  21. [Ja z kolei rzadko kiedy piszę panami, także rozumiem! xD
    Obaj są w Gryffindorze na tym samym roku, obaj na początku słabo mówili po angielsku — to musiało się skończyć przyjaźnią! :D Więc trzy razy tak, przechodzisz dalej, jeszcze krok, a świat modelingu o Tobie usłyszy! :D Kombinujemy z samym motywem modelowania (i tu Ilheon musiałby uzbroić się w cierpliwość, ten artysta potrzebuje czasu na podziwianie efektów własnej pracy :D) czy może wolisz pójść w coś bardziej szalonego? Bo mi pasują obie opcje. :)
    W ogóle już kocham Ilheona — jest cudny i piękny, i coś się stało w jego życiu, a ja chcę wiedzieć, co to było. I dowiem się. Tak, to ostrzeżenie. ;)]

    NIKOLA

    OdpowiedzUsuń
  22. [Długo szukałam jeszcze jakiegoś punktu zaczepienia, zdecydowanie za długo i przychodzą mi do głowy tylko te nocne wędrówki pan Seo po szkolnych korytarza, które od czasu do czasu sobie urządza. Dorzucając do tego Muscata, możemy zrobić jakieś wątek obracający się wokół tego. Zapewne Halliwell, zazdrosny jak diabli, że jego kot znalazł sobie kogoś, kogo nie traktuje rządem zaostrzonych paznokci i kogoś, kto może go bezkarnie głaskać, próbowałby zrobić z życia Iiheona mini-piekło, więc zawsze możemy mu uszykować noc improwizacji przepełnioną zapierającymi dech w piersi atrakcjami, które doprowadziłyby do jakieś bardzo, a to bardzo kryzysowej sytuacji ich obu. c:]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  23. – Być może – wzruszył ramionami i zrobił obojętną minę, choć prawda była taka, że absolutnie nie miałby problemu gdyby Ilheon go jeszcze kiedykolwiek pogłaskał. Oczywiście nigdy w życiu by się do tego nie przyznał, jak również i do tego, że w ogóle jego rzekome uczucia zostały beznadziejnie ulokowane właśnie w Gryfonie. Jedyną osobą, której był w stanie się z tego zwierzyć była jego przyjaciółka, Ariel. Prawda była jednak taka, że jeszcze nie miał okazji ku temu aby przekazać jej nowinę kto dokładnie mu się podoba. Na ogół rzucał jedynie ogólnikami takimi jak rok i dom. Nie chciał robić niepotrzebnego szumu wokół danej osoby.
    – Sądzę, że każdy z nas czasami ma takie zapędy i jest to całkowicie normalne – odparł, zawieszając na krótką chwilę wzrok na smukłych palcach jego dłoni. Zaraz jednak parsknął i zabrał niespodziewanie kocią łapę, ponieważ naciskanie na jej spód wywołało u niego łaskotki. Powoli jego ręka na powrót zaczęła wyglądać normalnie. Zaczął rozmasowywać swój nadgarstek bo czasem po takich przemianach dana część jego ciała drętwiała – nadal nie do końca wiedział co jest dokładnym powodem takiego zachowania.
    – Możemy je trochę nastraszyć. To w końcu dziewczyny – jestem pewien, że nie przepadają za pająkami. Myślałem ewentualnie jeszcze o wywołaniu Popiełka ale nie mam pojęcia czy wszystkie są z tego samego domu – jeśli nie – to będzie zbyt dużo roboty. Ale chyba najfajniejszą opcją jest wpuszczenie do ich dormitorium Chochlików Kornwalińskich… Tylko najpierw trzeba je złapać. Jakiś czas temu widziałem je w Zakazanym Le–
    Zaciął się, uświadamiając sobie, że chyba nieco się zagalopował. Raczej nie każdemu zwierzał się ze swoich wycieczek do Zakazanego Lasu – za bardzo bał się, że przez pocztę pantoflową dowie się o tym w końcu ktoś, kto ukróci jego wyprawy. Ilheon co prawda nie wydawał się być osobą złośliwą, więc postanowił zaryzykować. Poza tym w końcu miał okazję lepiej go poznać. Jeszcze tydzień temu nie uwierzyłby, że razem siedzieliby na parapecie i po prostu gawędzili oraz uciekali przed zdesperowanymi dziewczynami. Jak tak zaczął o tym myśleć, uznał, że początek ich znajomości zaczął się dosyć zabawnie i niespodziewanie.
    – Może chciałbyś się tam… dzisiaj ze mną wybrać? – zapytał, unosząc na niego uważne spojrzenie. Na jego twarz wypłynął nagle szeroki uśmiech. – Gwarantuję niezapomnianą przygodę!

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (Oj może. I zamiesza pewnie nie raz. W sumie słusznie, że Ilheon się tego boi, bo jest czego. :d To coś co się stało w jego życiu też mnie ciekawi ale mam wrażenie, że klusce nie szybko uda się dowiedzieć o co chodzi.)

      Usuń
  24. [Jak najbardziej możemy pójść we wszystkie te tematy. I są w tej samej klasie, więc ta znajomość może już sobie trwać w najlepsze od dłuższego czasu, bo czemu nie, zawsze miło mieć na czym budować. A skoro tak, to jeszcze pozostaje kwestia Tajemniczych Wydarzeń. Nie żebym wciskała Teddy na pozycję Kogoś Wyjątkowego, kto wyciągnie z Ilheona, co się wydarzyło itp. itd., ale na pewno zauważy zmianę, więc to też musimy mniej więcej ustalić ;)]

    Teddy T.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Ooo! Mega mi teraz miło! :) Wprawdzie w karcie nie ma tego napisanego, ale z mamą Leonarda było tak, że przechwalał się przed nią jaki to jest dobry z eliksirów, dał jeden do spróbowania, jednak coś musiał źle zmieszać i mama wylądowała w Mungu. Podchodzi to prawie pod używanie magii poza szkołą. Leoś mógłby usłyszeć te plotki o Ilheonie i byłby ciekawy co zrobił, czy coś strasznego się przez to stało itd. Co ty na coś w tym stylu?]
    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  26. [Dziękuję za powitanie i ciepłe słowa :)
    Ilheon na pewno się wyróżnia swoim wyglądem i stylem na szkolnych korytarzach, więc chcąc nie chcąc ten fame u trzecioklasistek jest haa :))
    Co do wątku to zawsze przyjmuję wszystkie z otwartymi ramionami, jednak kompletnie nie mam na takowy pomysłu, bo wydaje mi się, że Ilheon i Alfie z charakterów są kompletnie różni i ciężko znaleźć między nimi jakiś punkt zaczepienia. Może Ty masz jakiś pomysł?]

    Alfie Larose

    OdpowiedzUsuń
  27. [A ja ani nie czytałam, ani nie widziałam, a jak był wykład na literaturze amerykańskiej, to akurat mnie nie było :<. Pewnie warto by to nadrobić.
    Na wątek zawsze mam chęci, ale pomysłu, jak naszych panów połączyć to już nie bardzo. Tobie coś może świta?]

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  28. [Muszę te pozycję niestety już wykreślić, ale jeżeli tylko masz ochotę na wątek z Lyallem to możemy coś zdziałać! :D]

    Avery

    OdpowiedzUsuń
  29. Kenneth również nie należał do osób specjalnie przejmujących się swoim wyglądem. Miał jednak pewien kompleks, którego nie potrafił się pozbyć – wzrost. Tak jak do drobnej sylwetki, która raczej nigdy nie będzie z tych rozbudowanych i umięśnionych, zdążył się przyzwyczaić i zaakceptować, tak do metra i sześćdziesięciu siedmiu centymetrów nie potrafił się przyzwyczaić. Moment, w którym większość dziewczyn w jego wieku była tego samego wzrostu bądź minimalnie niższa niesamowicie go przytłaczał. Naiwnie łudził się, że może jeszcze urośnie, jednak prawda była taka, że zatrzymał się nagle w piątej klasie i nic na razie nie wskazywało na to, aby coś się w tej kwestii zmieniło. Miało to jednak i jakieś plusy – był szybki i zwinny i gdyby tylko jego kondycja była tylko trochę lepsza, naprawdę mógłby bardzo dobrze wykorzystać swoją fizyczność. Już nie raz obiecywał sobie, że zacznie biegać, jednak każda podjęta próba kończyła się przeklętą zadyszką i gniewem, że nie potrafi zrobić nawet porządnego kółka wokół błoń.
    W porównaniu do Ilheona był jak miękka kluska i niestety zdawał sobie z tego sprawę bardzo dobrze co nieco wprawiało go w delikatne zażenowanie nad własną osobą. Wiedział, że w końcu musi to zmienić.
    Pokiwał głową, kiedy Gryfon wspomniał o Popiełku i pożarze – miał rację, ale Kenneth nigdy się nad tym nie zastanawiał. Jak zawsze najpierw coś robił, a dopiero później się nad tym zastanawiał. Pewnie dlatego ciągle pakował się w jakieś idiotyczne kłopoty. Zawsze jednak jakoś udawało mu się ostatecznie wyjść z opresji więc specjalnie się tym wszystkim nie przejmował i nie zmienił swojej taktyki na najpierw myślenie.
    Za przykładem chłopaka, również odruchowo zeskoczył na ziemię. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymał powietrze, czekając na jego odpowiedź. Dopiero kiedy ją usłyszał, powoli odetchnął i posłał mu szeroki uśmiech.
    – Nikt nas nie złapie. Obiecuję – zapewnił go i w duchu poprzysiągł sobie, że tej nocy będzie musiał być wyjątkowo ostrożny, ponieważ ostatnio został prawie przyłapany przez jednego prefekta Ślizgonów. Gdyby jakimś cudem i dziś ktoś ich przyłapał, chyba nigdy by sobie tego nie wybaczył – byłoby mu niesamowicie głupio, że wciągnął w to wszystko Gryfona. Jak zwykle… najpierw coś zaproponował, a później pomyślał.
    – Nie wyglądasz na takiego co często się wymyka po nocach – powiedział, mrużąc oczy. Miał nadzieję, że Ilheon nie odbierze tego jako złośliwość; Gryfon po prostu wydawał się być osobą, która raczej przestrzega regulaminu szkolnego dlatego taka informacja nieco zaskoczyła Kennetha. „Nie sypiam najlepiej” również zasiało w Puchonie ziarenko ciekawości jednak nie śmiał spytać, domyślając się, że pewnie chodzi o jakieś sprawy osobiste, być może dotyczącego tego o czym tak wszyscy plotkują.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  30. [Jeśli dasz radę to byłoby super! :D]
    Leonard

    OdpowiedzUsuń
  31. – Powinieneś spróbować uwarzyć Eliksir na sen bez snów. Moja babcia mi go podawała kiedy też miałem problem ze snem… przez jakiś czas – odparł dosyć wymijająco, nie do końca czując się na siłach aby długo pozostać przy temacie, który mógł się okazać nieco drażniący i wywołać pewne wspomnienia. To co powiedział mu Ilheon, trochę go uderzyło, choć nie dał po sobie tego poznać. Co prawda nie miał pojęcia co dokładnie mogło oznaczać „nic już tam na mnie nie czeka”, jednak samo takie stwierdzenie mroziło mu krew w żyłach. Poniekąd sam doświadczył momentu, w którym nic, a raczej nikt już na niego nie czekał i było to chyba najgorsze doświadczenie w jego życiu.
    – Za ciemnością kryje się wiele ciekawych rzeczy i stworzeń. Nie wyobrażam sobie spędzania każdego wieczora w dormitorium przez tyle lat i nie odkrywania tego co kryją mury zamku. To co za dnia jest niedostępne, nocą można bardzo łatwo dostrzec. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać – uśmiechnął się delikatnie, wciskając dłonie do kieszeni.
    Kenneth nigdy nie należał do osób bojaźliwych. To pewnie również dzięki temu tak ochoczo szukał przygód. Nie czując strachu praktycznie nic go nie ograniczało, więc wykorzystywał to na wszystkie sposoby jakie tylko potrafił. Jego ciekawość świata zdecydowanie zwyciężała z lękiem, który tak często blokował wielu ludzi przed otwieraniem nowych ścieżek. Zapewne kiedyś zapłaci za to zdecydowanie czymś poważniejszym, niż czyszczeniem kociołków czy tygodniowym szlabanem, jednak na chwilę obecną nawet wolał się nad tym nie zastanawiać. Dla niego liczyło się tylko tu i teraz.
    Dlatego też kiedy Ilheon wyszedł nieco na prowadzenie, a Kenneth dostrzegł delikatną zmianę w jego postawie miał niepohamowaną chęć aby jakoś to zmienić. Dopiero teraz zauważył rozerwany materiał na jego plecach, więc niewiele myśląc, przyspieszył kroku i zaszedł mu na chwilę drogę.
    – Masz… Koszula ci się rozerwała – wymamrotał, chyba sam nieco zdziwiony swoją reakcją. W pośpiechu wyciągnął różdżkę. – Mogę to naprawić – zaproponował i podszedł do murku, na którym na chwilę przysiadł bokiem i poklepał miejsce obok siebie.
    – Ciebie Hogwart chroni przed samym sobą, a we mnie wyzwala natomiast najgłupsze pomysły, które mogłyby się różnie skończyć – uśmiechnął się krzywo bo rzeczywiście w jego przypadku miał wrażenie, że ochrona Hogwartu do zupełnie inna bajka.
    – Wydaje mi się, że każdy po prostu musi znaleźć swoją drogę i twardo się jej trzymać. Wydarzenia z przeszłości, nawet te najgorsze, wpływają na to kim jesteśmy. Kształtują naszą osobowość i charakter i wiem, że nie możemy pozwolić aby przejęły nad nami władzę, tylko pomogły nam przetrwać – odparł, również ściszonym tonem. Chyba właśnie uświadomił sobie, że nie często dzielił się swoimi przemyśleniami z kimś innym, kimś kto nie jest jego bliskim przyjacielem.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  32. Kenneth już otwierał usta aby powiedzieć mu, że nie musi zdejmować koszuli, jednak w ostatnim momencie ugryzł się w język. Zamrugał parę razy, zawieszając wzrok na torsie chłopaka nieco dłużej niż powinien i nagle poczuł jak robi mu się gorąco na twarzy.
    Odchrząknął, pospiesznie biorąc od niego część garderoby. Opuścił wzrok i przygarbił się nieco jakby to miało pomóc mu zamaskować palące policzki. Jego dłoń nagle, jak na złość, nieco zaczęła się trząść, więc zacisnął mocniej palce na różdżce, aż pobielała mu skóra.
    Reparo – mruknął w końcu, przykładając koniec różdżki do materiału, z której zaczęły wypływać cienkie nitki magii i zupełnie jak ta prawdziwa, zaszyły dziurę nie pozostawiając po niej śladu. – Moja matka przeklinała mnie za wiecznie zniszczony mundurek, więc ostatecznie nauczyłem radzić sobie z nim sam – zwrócił mu ubranie i tym razem spojrzenie utkwił gdzieś w trawie.
    – Szkoda, że większość nauczycieli nie jest takiego zdania – zaśmiał się. Och, ile on by dał żeby połowa z profesorów patrzyła na niego jak na wylęgarnie kreatywności, a nie upierdliwego chochlika.
    – Jakby się tak dogłębniej przyjrzeć to każdy na pewno ma coś ze sobą wspólnego. Chociaż czasami jak patrzę na Ślizgonów to jednak powątpiewam w tę teorię – wstał i zerknął w niebo, po czym nagle jego oczy się rozszerzyły, jakby nagle zobaczył na górze statek kosmitów.
    – Cholera, zapomniałem, że zaraz mam Wróżbiarstwo. Czyli widzimy się dzisiaj, tak? Będę na ciebie czekał pod twoim pokojem wspólnym o północy, nie zaśpij! – mówiąc to już robił w tył w zwrot i po chwili pognał w stronę Zamku, aż się za nim kurzyło.

    (Pozwoliłam sobie tak zrobić bo myślę, że już spokojnie można przejść do kolejnego wątku. W ogóle jak masz GG to daj znać bo nie lubię tak bez pytań drugiego autora przewijać, a tam będzie nam łatwiej cokolwiek ustalać.)

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  33. Przez resztę dnia nie mógł się na niczym skupić. Myśl o nadchodzącym wieczorze zasiedliła się w jego mózgu tak bardzo, że wszystko to co działo się dookoła, nie miało dla niego już większego znaczenia. Wróżbiarstwo było jedynie zlepkiem zmielonych fusów, z których mógł wyczytać tyle co nic, a ostatnie zajęcia z Numerologii niezliczonym ciągiem niezrozumiałych liczb. Patrząc na niego, ktoś z zewnątrz zdecydowanie mógłby stwierdzić, że buja w obłokach, jednak prawda była taka, że jego mózg działał na dwa razy zwiększonych obrotach. Powodem jego intensywnych rozmyślań było głównie planowanie. Planowanie tego jak sprawić aby nie zostali przyłapani, a jeśli już, to żeby Ilheon nie poniósł jakiejkolwiek kary. Rozmyślał o tym przez całe popołudnie, aż w końcu mu się udało dojść do rozwiązania, które będzie najlepsze. I choć z jednej strony mogło się ono wydawać dosyć banalne i osobiste jak na jego osobę, z jego strony musiało wymagać trochę poświęcenia. Ale czego się nie robi dla innych?
    Trochę się spóźnił. Był niesamowicie zmęczony i bardzo się denerwował. Mimo wszystko myśl o nadchodzącej przygodzie była silniejsza i sprawiała, że w końcu się przemógł i przybył w umówione miejsce.
    - Tutaj – szepnął zza kolumny, widząc cień Ilheona. Jego głos był nieco inny, zdecydowanie bardziej… dziewczęcy.
    Uznał, że zmienienie płci będzie najlepszym pomysłem – jeśli ktokolwiek ich przyłapie, od razu będzie wiedział, że zapewne są wymykającą się parą kochanków; w ostateczności zostaną co najwyżej przegonieni do swoich dormitoriów. Poniosą zdecydowanie mniejsze konsekwencje niż jakby Ilheon został przyłapany w towarzystwie samego Kennetha - Puchona kojarzonego z kłopotami, dziwnymi pomysłami i przechadzkami w miejsca zdecydowanie nie przeznaczone do nocnych spacerów.
    - Gotowy na przygodę? - zapytał, kiedy tylko chłopak pojawił się tuż przed nim. Nerwowo założył włosy za ucho. Były one znacznie dłuższe; sięgały mocno za łopatki. Jego kości policzkowe natomiast delikatnie się zaokrągliły, tak samo jak i biust, do którego nadal nie potrafił się przyzwyczaić. Gdyby ktoś nie wiedział kim jest w środku, mógłby uznać go za naprawdę ładną dziewczynę. Jedyną rzeczą, która pozostała bez zmian były jego oczy. Tak samo roziskrzone i podekscytowane.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  34. – To tak na wszelki wypadek gdyby nas złapali – odparł, poprawiając mundurek. Miał wrażenie, że tu i ówdzie go uwiera. Spodnie były zdecydowanie wygodniejsze, nie miał pojęcia jak dziewczyny wytrzymywały w spódniczkach. – Od teraz mów mi Kenna - dodał, szczerząc się jak idiota co w jego żeńskiej wersji dodawało mu zdecydowanie więcej uroku.
    – Ty tak naprawdę? Gdybym wypił jakikolwiek eliksir własnej roboty, prędzej zamieniłbym się w ropuchę. Jestem metamorfomagiem, zmienianie ręki w kocią łapę to jedno, a to co widzisz teraz, to drugie – wzruszył ramionami. Zdawał sobie sprawę, że niewiele osób mogło mieć świadomość iż metamorfomadzy są w stanie zmienić swoją płeć czy wiek; w końcu była to na tyle wymagająca transformacja, że nie robili tego non stop, tak jak na przykład zmienianie poszczególnej części ciała czy koloru włosów. On sam również zamieniał się w płeć żeńską tylko parę razy, kiedy już naprawdę sytuacja tego wymagała. Przeważnie starał się unikać tego typu sztuczek, ponieważ zawsze na drugi dzień odczuwał tego nieprzyjemne skutki – tutaj jednak postanowił zrobić wyjątek bo w końcu wychodził z Ilheonem, a nie kimś innym, mało ważnym.
    – Chyba jednak wolę jak zwracasz się do mnie w męskiej formie. W środku to nadal jestem ja – uniósł kącik ust ku górze i rozejrzał się w końcu po korytarzu.
    – Świetnie, w takim razie chodźmy. Czeka nas trochę spacerowania – oznajmił i po chwili namysłu postanowił skręcić w lewo.
    Cała podróż przez Zamek przebiegła prawie bezproblemowo; w jednym momencie musieli jedynie uważać na krążącego po korytarzu ducha Krwawego Barona oraz omijać obrazy, które nie zapadły w głęboki sen, tylko nadal monitorowały czy ktoś przypadkiem się nie wymyka. To sprawiło, że musieli pójść nieco naokoło, trochę inaczej, niż planował Kenneth. Wiedział mniej więcej gdzie o tej porze powinni kręcić się prefekci, a mimo to w pewnym momencie usłyszał nadchodzące kroki i zamarł. Ktoś albo musiał zmienić swój kurs, albo stwierdził, że wróci do swojego dormitorium wcześniej – tym kimś był prefekt Krukonów, który zbliżał się w ich stronę w zastraszającym tempie.
    – Obejmij mnie – wymamrotał nagle Kenneth i pospiesznie oparł się o ścianę, przyciągając Gryfona za koszulę do siebie. Nie miał czasu aby zastanawiać się nad tym co robi; po prostu uznał, że takie zagranie speszy prefekta i na chwilę go zaskoczy.
    Dlatego w momencie kiedy zza rogu wyłonił się wysoki Krukon, Wood stanął na palcach, położył dłonie na ramionach Ilheona i złożył na jego ustach delikatny pocałunek.
    – Hej, co wy tutaj robicie o tej godzinie?! – usłyszał zaraz podniesiony głos prefekta. Bingo. – Naprawdę nie możecie tego robić o normalnej porze? Wracajcie do swoich dormitorium – głos Krukona był zmęczony, jakby prefekt sam nie dowierzał, że jeszcze napotyka się na takie widoki. Stał w bezpiecznej odległości, jakby nieco speszony całą sytuacją i mierzył ich sceptycznym spojrzeniem.
    Kenneth czuł niesamowite zawstydzenie, jednak na chwilę obecną było ono wypierane satysfakcją bo wiedział, że jego plan się powiódł. Reakcja Krukona mówiła sama za siebie, a to, że jeszcze do nich nie podszedł i nie wziął ich za fraki, potwierdzało, że nie ma zamiaru ich ganiać pod same pokoje wspólne. W końcu nie byli trzecioklasistami.
    – Przepraszamy, już idziemy – zaćwierkał w końcu Kenny, wykorzystując swój urok osobisty i łapiąc Ilheona za nadgarstek, czym prędzej zaczął się oddalać. Na szczęście byli już na samym parterze, więc dalsze wymknięcie się z Zamku nie było większym problemem.
    – Wybacz, nie chciałem, żeby to tak wyszło – wymamrotał, kiedy tylko znaleźli się na świeżym powietrzu. Prawda była jednak taka, że oczywiście, że chciał ale nie sądził, że będzie mu tak głupio.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie spotykając się z jakąkolwiek złością czy odrazą ze strony Ilheona, Kenneth odetchnął w duchu z ulgą. Co prawda w jego głowie zaczęły pojawiać się myśli, że zawdzięcza to tylko swojej żeńskiej postaci. Domyślał się, że pewnie gdyby zrobił to on, prawdziwy on, Gryfon już nie mógłby być zadowolony. W końcu nie każdy chce zostać przyłapany przez innego ucznia w środku nocy na obściskiwaniu się z tą samą płcią. Prefekci to też ludzie i nawet jeśli są zdecydowanie bardziej odpowiedzialni, nic nie mogło wykluczać tego, że plotka prędzej czy później by się rozeszła. Ilheon był jednym z nielicznych obcokrajowców w szkole więc skojarzenie go było bardzo łatwe.
    – Kwestia wprawy – odparł, odnośnie refleksu. – I nie żebym się tak z każdym ciągle obściskiwał – dodał pospiesznie, uznając, że pierwsze zdanie mogło brzmieć dwuznacznie. Zaraz zrobiło mu się jednak gorąco bo nie chciał również dać Seo do zrozumienia, że mu się podoba. Gdyby się dowiedział, Kenny chyba zapadłby się pod ziemie. – Po prostu w końcu mogłem odpowiednio wykorzystać zmianę płci – wyjaśnił i ostatecznie się zamknął, mając wrażenie, że im więcej zacznie się tłumaczyć, tym gorzej owe tłumaczenie wyjdzie i zaraz cały się zaplącze w swoich słowach. Wolał już nawet nie komentować ciągnięcia za rękę bo miał wrażenie, że pogrąży się jeszcze bardziej. Od teraz wiedział, że po prostu musi się bardziej pilnować i przestać wykonywać niekontrolowane ruchy. W końcu ledwo się znali. Nie byli nawet przyjaciółmi. Naruszanie przestrzeni osobistej drugiej osoby nie miało należeć do punktów dzisiejszej wycieczki.
    - Za co mi dziękujesz? - zapytał ze zdziwieniem i uniósł do góry brwi. Tym razem naprawdę nie rozumiał.
    Nie zdążył jednak dostać odpowiedzi bo zaraz został wciągnięty w krzaki. Z trudem zachował ciszę. Nagle miał niepohamowaną chęć wybuchnięcia śmiechem; cała ta sytuacja wydawała mu się niesamowicie zabawna. Chowając się z kimś, bawił się o wiele lepiej, niż zazwyczaj, kiedy to wymyka się w samotności.
    – Żadne panie – mruknął i z rozbawieniem pacnął go w zaczepnie w ramię. Nie miał pojęcia, że bycie dziewczyną wiąże się z tyloma przeciwnościami losu, na przykład z zaplątaniem się włosów w gałęzie. Z jego gardła prawie wydarł się zaskoczony krzyk kiedy nagle nie mógł dalej iść, czując nieprzyjemne ciągnięcie z tyłu głowy.
    – Niech to szlag – jęknął z rezygnacją w głosie. Chwila minęła nim udało mu się wyplątać z zarośli. W końcu mogli pójść do Zakazanego lasu.
    Po przekroczeniu pierwszej linii drzew, stwierdził, że to najwyższy czas aby móc z powrotem wyglądać normalnie. Przystanął na chwilę, oparł się o pień i zamknął oczy. W lesie było niesamowicie ciemno, więc to co dało się dostrzec, to jedynie cień jego sylwetki, która powoli zaczęła przybierać męską budowę.
    – Od razu lepiej – przyznał, biorąc głęboki oddech. Trochę kręciło mu się w głowie. – Chochliki są płochliwe, więc musimy wejść w głąb lasu. Mam nadzieję, że uda nam się je znaleźć – powiedział zniżonym głosem i wyjął różdżkę aby oświetlić sobie drogę (i przy okazji Ilheona) zaklęciem Lumos.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  36. – Nie martw się, to był pierwszy i ostatni raz – zapewnił go z nieodgadnionym wyrazem twarzy, mając wrażenie, że jeśli będzie o tym jeszcze dłużej myślał, to zaraz dostanie migreny. Skupił się więc na tym co przyniósł Gryfon. I tak jak Ilheon z zaciekawieniem patrzył na przemianę Kennetha, tak Kenneth z zaciekawieniem przyglądał się latarce. W jego rodzinie wszyscy byli czarodziejami więc z mugolskimi rzeczami prawie w ogóle nie miał do czynienia. Jasne, technologia nie była mu obca i posiadał poza Hogwartem coś takiego jak komórka, jednak zawsze czuł pewnego rodzaju ekscytację kiedy mógł zobaczyć coś, co na co dzień było mu odległe. W zasadzie nie miał pojęcia ile wspólnego z mugolskim światem miał Ilheon i teraz zaczął się nad tym mocno zastanawiać.
    – Tak właściwie to skąd to masz? – zapytał, wskazując na latarkę. Przynajmniej miał w końcu szansę dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
    – Nawet nie wiesz jak miło mi coś takiego usłyszeć. Przeważnie potrafię tylko wszystkich wkurzać i psuć im ich idealny humor poprzez moje chore pomysły. Nie często ktoś się dobrze przy mnie bawi. No chyba, że ma ochotę wywinąć ze mną jakiś numer. Ale takich jest niewielu – uśmiechnął się pod nosem i od razu pomyślał o jedynej osobie w Hogwarcie, która była mu równa jeśli chodzi o denerwowanie innych. Na tyle równa, że wnerwiała również i samego Kennetha. Na przykład napuszczaniem na niego zakochanych piątoklasistek.
    Kolejna szansa poznania Ilheona pojawiła się równie szybko i dość niespodziewanie. Kenneth przystanął gwałtownie, czując jego rękę na swoim ramieniu i uniósł wzrok w kierunku, w którym wskazywał. Zmrużył oczy i dopiero po chwili uświadomił sobie o czym mówi. A więc Gryfon też je widział, a to oznaczało, że…
    – Tak – wyszeptał po dłuższej chwili zawahania. – Nie sądziłem, że spotkamy je tak blisko. Przeważnie chowały się głębiej – dodał, marszcząc brwi z niepokojem. – Chcesz je nakarmić? – spytał i ostrożnie zaczął grzebać w torbie, z której wyjął parę kromek chleba zwiniętych podczas obiadu z Wielkiej Sali. Miał być na Chochliki ale uznał, że dla Testrali też wystarczy.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  37. – Niewiele – przyznał trochę niechętnie. Nagle poczuł się jakoś głupio, że ma tak słabą wiedzę o świecie mugoli. W końcu jest półkrwi. – Mój dziadek był mugolem. Ale zmarł zanim się urodziłem, więc nigdy nie miałem zbyt dużej styczności z tym światem. Moja mama jakoś specjalnie o nim nie opowiadała, a ja po prostu… Nie miałem okazji spytać – przyznał, a w jego głosie można było usłyszeć nagłe, delikatne przygnębienie. Wspominanie o rodzinie od jakiegoś czasu było dla niego dość ciężkie, więc przeważnie unikał tego tematu jak ognia, nie chcąc pokazać, że ma jakąś słabość.
    – W mugolskiej szkole naprawdę uczą czegoś takiego jak chemia i matematyka? Brzmi… trochę nudno. No, może oprócz fizyki. Czyli przez jedenaście lat nie miałeś pojęcia, że jesteś czarodziejem? – uniósł do góry brwi w szczerym zdumieniu. Nawet nie potrafił sobie tego wyobrazić. Sam nie miałby pojęcia jakby dowiedział się nagle po tylu latach o swoim pochodzeniu. Zapewne również uznałby to za niezły żart.
    – Wiem – westchnął, patrząc z rezygnacją na kromkę suchego chleba. – Nie sądziłem, że je dzisiaj spotkamy. W ogóle nie sądziłem, że będziesz je widział dlatego nie brałem żadnego mięsa – przyznał, stwierdzając, że nie ma co owijać w bawełnę. W razie gdyby Ilheon nie zobaczył testrala, sam Kenny wolał się po prostu nie wychylać. Sytuacja jednak nieco się zmieniła, bo obaj widzieli stworzenie, a to bez słów dawało im do zrozumienia, że może mają ze sobą jeszcze więcej wspólnego.
    – Jeśli mam być szczery, pierwszy raz zobaczyłem testrala dopiero w czwartej klasie. Wcześniej również nie do końca wierzyłem w ich istnienie. Byłem pewien, że karoce prowadzone są po prostu przez magię, a nie niewidzialne zwierzęta, które uważałem za zwykłą legendę dla pierwszaków – uniósł ostrożnie rękę, w której trzymał chleb i dał powąchać ją stworzeniu, które niechętnie schyliło ku nim swój łeb. Ku zdziwieniu Puchona, ostatecznie wzięło kromkę w paszczę. Po chwili jednak testral wypluł resztki chleba na ziemię i prychną, zupełnie tak jakby był obrażony i mówił: Przecież mnie znasz Kenny, więc dlaczego, do jasnej cholery, przynosisz mi takie paskudztwo!

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  38. – Lepiej późno niż wcale – uśmiechnął się w jego stronę delikatnie.
    Słuchając go, poczuł jak po jego karku przepływa lodowaty dreszcz. Wszystko to co mówił chłopak nie było mu obce i aż nie mógł się nadziwić ile ich łączy. Miał wrażenie, jakby słowa wypływały z jego ust, a nie Gryfona. Chyba po raz pierwszy w życiu czuł coś, czego nie do końca potrafił wyjaśnić; niesamowitą ulgę zmieszaną z jakimś irracjonalnym lękiem.
    – Nie możesz się obwiniać – odezwał się w końcu szeptem, głos miał lekko zachrypnięty i jakby nie swój. Zdecydowanie nie przypominał tego Kennetha, z którym każdym miał do czynienia.
    – Ty przynajmniej próbowałeś. Ja nie zrobiłem nic. Byłem tylko głupim dzieckiem i mogłem jedynie patrzeć jak mój ojciec umiera – przejechał dłonią po szorstkiej szyi testrala; zawsze kiedy je widział, myślał od razu o nim. O jedynej osobie, która go rozumiała i w pełni akceptowała. Rozmyślał o tym jaką czuł bezradność i niemoc kiedy musiał wrócić do Hogwartu, do czwartej klasy. I choć nikomu nie dawał po sobie tego poznać i na zewnątrz dalej był kapryśnym szczeniakiem, wewnątrz codziennie staczał walkę z samym sobą aby nie pęknąć. Po roku udało mu się wyćwiczyć to na tyle dobrze, że już prawie przestał się zadręczać oraz myśleć o śmierci jego ojca – zaczął traktować ją jako wybawienie, a nie bezlitosną tragedię.
    – I jeśli ty jesteś uważany za dziwadło, to ja chyba jestem jakimś… obłąkany – zaśmiał się, nie chcąc popadać w nostalgiczny nastrój. I tak wyznał mu już coś, z czego nigdy się praktycznie nikomu nie zwierzał.
    – Psidwaki to bardzo urocze zwierzaki. Ja jedyne co wiem w swoim życiu, to to, że chcę zostać uzdrowicielem – przyznał i poklepał testrala po raz ostatni po boku, chcąc wyruszyć w dalszą podróż. I tak pewnie spotkają jeszcze nie jednego. Na polanie w środku lasu było ich znacznie więcej.
    Uniósł do góry różdżkę i ostrożnie zaczął iść przed siebie, uważając aby nie potknąć się o jakiś wystający konar czy kamień. Zakazany Las znał teoretycznie na pamięć, jednak zawsze musiało trafić się coś o czym zapomniał, albo czego wcześniej nie było. Przynajmniej wiedział gdzie iść, żeby ominąć ogromne pająki, za którymi zdecydowanie nie przepadał.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  39. Opieka nad magicznymi stworzeniami nigdy nie była przedmiotem, który Grzegorza wybitnie fascynował. Była ciekawa, to prawda, ale do Newta Scamandra czy innych badaczy magicznych gatunków było mu daleko. Przedmiot ten wybrał tylko dlatego, że następnym razem, gdyby ugryzł go psidwak wiedziałby jak zareagować, ot cała filozofia. Dlatego napisanie eseju o sposobach wykorzystania smoczej krwi w codziennym życiu było nieco wymagającym zadaniem. I to jeszcze na dwie rolki pergaminu. W takich momentach przeklinał swoje drobne pismo i skłonność do streszczania najważniejszych informacji. O ileż lepiej byłoby lać wodę, napisać to szybko i wyjść na błonia z dobrą książką pod pachą!
    Tymczasem nie dane było mu cieszyć się przedsmakiem wakacji. Termin oddania pracy mijał jutro, a on miał ledwo ćwierć z tego, co musiał napisać. Przeklinając wszystkie żyjące (i nieżyjące) smoki, ruszył do biblioteki i wypożyczył kilka pozycji, które według niego mogły zawierać najwięcej informacji na temat smoczej krwi. Usiadł przy jednym z wolnych stołów, obstawił się książkami jak murem obronnym i zaczął pisać.
    Szło mu to opornie. Od dwudziestu minut nie naskrobał ani słowa, za to cztery razy udało mu się przeczytać jeden akapit tekstu (nic z niego nie wynosząc) oraz zająć się śmieszną ilustracją, na której karykaturalnie przedstawiony walijski zielony próbował ugryźć machającego we wszystkie strony ródżką czarodzieja. Puchon tak pochłonięty był poczynaniami tej dwójki, że nie zauważył nawet jak do jego stolika dosiadł się inny chłopak. Podniósł głowę dopiero gdy ten chrząknął znacząco, by zwrócić na siebie jego uwagę.
    Eee, jasne - wymamrotał. Tak naprawdę nie był pewien na co się zgodził. Możliwe, że Gryfon chciał wziąć kredyt u Gringotta na jego nazwisko, a Szczędzicki przez własną nieuwagę wyraził na to zgodę.
    Kojarzył tego chłopaka - trudno było go nie kojarzyć, bo ta egzotyczna uroda na pewno wybijała się na tle innych uczniów Hogwartu. Czarodziej sięgnął po jedną z leżących przed Gregiem książek i dopiero teraz Puchon dowiedział się, o co mu chodziło.
    Biorę dwa sykle od każdej minuty - puścił Koreańczykowi oko. - Chyba że chcesz wziąć u mnie lekcję polskiego, to będziemy kwita. Ty dostaniesz książkę, a ja pośmieję się z tego, jak próbujesz wymówić jakiekolwiek słowo w moim rodzimym języku.

    G. Szczędzicki

    OdpowiedzUsuń
  40. [Jiminie!! Musimy coś wykombinować, obowiązkowo! :D
    Jak widzę, Ilheon też taki tajemniczy, no i myślę, że możemy założyć, że Jae będzie chciał się dowiedzieć co go tam trapi, słysząc zewsząd tyle plotek i wymyślnych historii. Może nawet byli ze sobą bardzo blisko, ale właśnie po powrocie Ilheona do Hogwartu ich relacja znacząco się pogorszyła i Jae może nie mówiłby o tym głośno, ale brakowałoby mu obecności chłopaka i ta cała sytuacja strasznie by go męczyła. Może pod pretekstem przeprowadzenia wywiadu do proroka niecodziennego na temat szkolnego chóru udałoby mu się w końcu doprowadzić do konfrontacji i postarać się to wszystko wyjaśnić i coś z niego wyciągnąć? Może, może, może; luźny pomysł, zawsze można wykombinować coś innego :)]

    Jae

    OdpowiedzUsuń
  41. – Mi też jest przykro, że kogoś straciłeś. I nawet nie mam zamiaru mówić „będzie dobrze” bo z doświadczenia po prostu wiem, że każdy potrzebuje czasu aby się do tego w pewien sposób przyzwyczaić – uśmiechnął się ponuro, chociaż w ciemnościach lasu nie było to nawet widoczne. Cieszył się, że latarka Ilheona jest teraz skierowana zupełnie gdzie indziej bo na pewno nie chciałby aby Gryfon zobaczył ile emocji przejawia się na jego twarzy. I tak czuł się źle, że pokazał się od tej drugiej, wrażliwszej strony, którą zawsze starał się ukrywać.
    – Wszyscy w mojej rodzinie chcą żebym został aurorem, jak mój ojciec. Mógłbym do perfekcji opanować sztukę kamuflażu. Metamorfomadzy to jedni z najlepszych aurorów dzięki swoim umiejętnościom… Nie chcę jednak popełnić tego samego błędu co reszta, chciałbym móc uzdrawiać tych, którym się nie udało. Gdybym wtedy potrafił to co umiem teraz, może mógłbym jakoś pomóc ojcu. A jeśli chodzi o obronę przed czarną magią to… Mimo wszystko uważam, że lepiej abyśmy się jej uczyli. Czasami ludzie przyzwyczajają się do tego, że jest cisza i spokój i nie są w ogóle gotowi na to, że może się to zmienić. Tymczasem wystarczy jedna osoba aby wprowadzić chaos. Spójrzmy chociażby na takich Ślizgonów – nadal mamy do czynienia z wieloma uczniami tępiącymi mugolaków czy nawet osoby, które nie mają czystej krwi. Nie zdziwiłbym się gdyby któryś z nich wyrósł na takiego Voldemorta. Niestety są ci, którzy fascynują się historią, aż za bardzo – na jego twarzy pojawił się grymas. Nigdy nie mógł zrozumieć tych, którzy z niesamowitym rozemocjonowaniem opowiadali o „wyczynach” Voldemorta. Zupełnie tak jakby im imponował.
    – Och, tak. Całkiem niedawno. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę tutaj Peryta ale jak widać w Zakazanym Lesie wszystko jest możliwe. Nie był zbyt przyjaźnie nastawiony – mruknął, pomijając kwestię Ślizgona, z którym niefortunnie wylądował w lesie. Na samą myśl o prefekcie, czuł nieprzyjemne dreszcze.

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym momencie się zatrzymał i zmrużył oczy, a jego wzrok powędrował w górę, w miejsce, z którego dało się usłyszeć charakterystyczny trzepot małych skrzydełek.
      – Chyba tu są – wyszeptał i podszedł bliżej drzewa. – Musimy się dostać na górę. Podsadzisz mnie?

      (Gapa ze mnie, nie skopiowałam sobie końcówki odpisu. :v)

      Usuń
  42. Nie zarejestrował momentu, kiedy Pokój Wspólny niemal całkowicie opustoszał. Z sideł koncentracji wyrwało go ziewnięcie. Nawet nie pofatygowali się, by stłumić go w wewnętrznej części dłoni. Nie zdążył. Był zmęczony. Nie spał praktycznie dwie noce. Przetarł zaczerwienione oczy i przymknął je na chwilę. Jego błędniki wyłapały szelest wydobywające się z kominku. Dogasały ostatnie klocki drewna. To tylko kwestia czasu, kiedy w pomieszczeniu pojawią się skrzaty, by usprzątać pozostawiony przez wychowanków Salazara bałagan.
      Zerknął kątem oka na zegarek, a potem, dostrzegając, że zbliża się pierwsza w nocy, sięgnął ręką w głąb fotela, na którym siedział, ale jego ręka nie zatrzymała się w kociej sierści. Spojrzał przez ramię. Dotrzymujący mu towarzystwa Muscat zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Jego umiejętności bezszelestnego poruszenia zawsze wprawiały Halliwella w zdumieniu, acz w tej chwili miał prawie stuprocentową pewność, że przysnął nad książką.
    Z jego ust uleciało imię kota, ale kuweciarz nie pojawił się na horyzoncie. Nie było go też w dormitorium, w którym się pojawił, by odłożyć rzeczy i pójść spać. Jak łatwo się domyśleć - wcale nie ułożył się do snu. Kot, kot był ważniejszy, a jego odnalezienie znalazło się na liście priorytetów Shantera, mimo iż zdawał sobie sprawę, że ten plan nie mógł się powieść. To tak jak szukać igły stogu siana. Muscat zawsze chodził własnymi, niezależnymi od niego ścieżkami. Wiedział, że prędzej czy później wróci, by podrapać swojego właściciela po ręce. Zawsze wracał, ale mimo tego zalała go fala niepokoju, która uśpiła racjonalne myślenie.
      Złapał w palce różdżką i wyślizgnął się ze sypialni, a potem również z salonu. Wydał krótką komendę - lumos!, a jego twarz i fragment korytarza niemal od razu został oświetlony przez strugę bladego światła. Przemierzał sprawnie korytarze. Znał je na pamięć. W głowie Ślizgona ułożył się plan lochów, ale nagle się zatrzymał. Schował się za jedną z osobliwych rzeźb, słysząc czyjąś obecność. Wychylił nieco głowę w kierunku hałasu, a wtedy ujrzał znajomy ogon, potem swojego kota i... w jego oczach zabłyszczało coś na kształt złości, kiedy obca dłoń skonfrontowała się z łbem zwierzęcia. Gdyby umiał czytać w myślach, zaśmiałby się histerycznie na to tylko kot.
      — Łapy precz, łachudro — wymamrotał pod nosem, ale nie powiedział tych słów na głos. Zacisnął mocniej dłoń na różdżce. Pobielały mu knykcie, ale w ciemnościach nie był nawet tego świadom, bo światło wygasło, a na jego ustach ułożyło się kolejne zaklęcie. Z różdżki trysnęła mgła jak woda z kranu. Otuliła podłoże jak chodnik.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Hej, w takim razie mam zacząć wątek od momentu, gdy Vin spotyka wykradającego się po nocy Ilheona? Przy okazji miałby szansę z nim porozmawiać i może jakoś wybadać sytuację przyjaciela? :)]

    Vincent

    OdpowiedzUsuń