Marcus Westbrock
Czasami, kiedy znajdujesz się w sytuacji zagrożenia, najlepsze wyjście to okazać równie wielką agresję, jak przeciwnik, a potem pójść o krok dalej - podnieść stawkę i osiągając psychologiczną dominację, udowodnić, że tak naprawdę ty jesteś tutaj szefem. Ludzki umysł jest tak słaby, że z łatwością można nim manipulować, osiągając zamierzone korzyści. Już w czasach Freuda udowodniono, że wszelkie mroczne zakamarki psychiki znajdują się głęboko w nieświadomości i wystarczy zniszczyć tylko jeden z mechanizmów obronnych, aby uwolnić na zewnątrz wszystkie demony. Nie potrzebujesz nadprzyrodzonej mocy, rodziców z chorymi ambicjami, uwielbienia tłumu czy ponadprzeciętnej siły, aby rządzić światem. Każdą istotę najłatwiej zniszczyć jest jej własną bronią, głęboko ukrywanym „ja”, które dzięki odpowiedniej wiedzy jesteś w stanie dostrzec nawet u osoby, którą mijasz jedynie na korytarzu i o istnieniu której nigdy wcześniej nie miałeś pojęcia. Jeśli chcesz być naprawdę wielki, musisz posiadać władzę nie tylko nad umysłem innych, ale także nad swoją własną wyobraźnią. To właśnie ona najmocniej odpowiada za ludzki strach. Twój mózg działa w trybie przewijania do przodu, pokazując ci wszystkie możliwe nieszczęścia, jakie mogą z tego wyniknąć - chociaż nigdy tak naprawdę nie wynikną. Cała sztuka polega na tym, żeby kiedy tylko to możliwe powstrzymać mózg od wybiegania do przodu. Rób tak, a prędzej czy później odwaga stanie się przyzwyczajeniem. Odwaga, za która pokochają cię tłumy i która sprawi, że nigdy w życiu nie będziesz się niczego bać. Będziesz sprytny, przebiegły i zaradny, a twoja wysoka ambicja sprawi, że z dumą reprezentować będziesz barwy wielkiego Slytherinu. Ludzie będą uciekać na twój widok, dostrzegając unoszący się za tobą cień i mrok. Zawsze tam, gdzie pojawisz się ty, pojawiać się będzie także i śmierć. Przychodząc na świat, pozbawiłeś życia swoją matkę i nikt nie jest w stanie przewidzieć, kto będzie następny na twojej liście. Chcesz tego czy nie, jesteś przeklęty i już na zawsze będziesz nosił w sobie piętno, jakim świat ukarał rodzinę Westbrock za jej okrutne grzechy...
ODAUTORSKO:
Hej :) Nie było mnie tutaj wcześniej, także witam się z wami cieplutko i mam nadzieję, że uda nam się z Marcusem jak najszybciej zadomowić. Chętnie przyjmiemy wszelkie wątki, zapraszamy do nas serdecznie :) Wbrew pozorom nie gryziemy i nie straszymy, naprawdę ! Twarzyczki użyczył słodki Maxence Danet Fauvel :)
PS. Nie byłoby tu nas gdyby nie Caticorn, Nightmare i Sheepster i chciałam im tutaj z całego serduszka podziękować za okazaną pomoc i odpowiedzi na milion moich pytań :*
ODAUTORSKO:
Hej :) Nie było mnie tutaj wcześniej, także witam się z wami cieplutko i mam nadzieję, że uda nam się z Marcusem jak najszybciej zadomowić. Chętnie przyjmiemy wszelkie wątki, zapraszamy do nas serdecznie :) Wbrew pozorom nie gryziemy i nie straszymy, naprawdę ! Twarzyczki użyczył słodki Maxence Danet Fauvel :)
PS. Nie byłoby tu nas gdyby nie Caticorn, Nightmare i Sheepster i chciałam im tutaj z całego serduszka podziękować za okazaną pomoc i odpowiedzi na milion moich pytań :*
[Mam ten sam problem, co Najt, nie mam pojęcia, jak ona się będzie z tą przystojną bestią przyjaźnić XD
OdpowiedzUsuńChodź do mnie z tym chujkiem, idziemy zrównać Hogwart z ziemią ♥]
BFF Eklerka
[Wiesz już co o nim myślę i jak bardzo mi się bestia podoba, wiesz też co myślę o cudownej karcie, pani psycholog ♥ Chodź, zaszalejemy ♥]
OdpowiedzUsuńBFF Margo
[ Muszę przyznać, że choć byłam na kilku blogach o tematyce HP nigdy nie spotkałam się z tak idealnym przykładem stereotypowego Ślizgona. Oczywiście to nie jest nic złego. Chwalę, bo jednak takie postaci są potrzebne. Nawet jeśli ich pewność siebie trochę przeraża.
OdpowiedzUsuńW każdym razie baw się z nim dobrze, a jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie. Nawet moja Annaise, która raczej ma rozczarowujące doświadczenia z facetami, musiałaby przyznać, że trudno oderwać wzrok od jego oczu. Czai się w nich coś więcej niż można sądzić na pierwszy rzut oka :3]
Annaise
[Oh, jestem zauroczona kartą *.* A Joy pewnie ten mroczny pan będzie trochę przyciągał, szczególnie jego kości policzkowe :D
OdpowiedzUsuńW każdym razie witam serdecznie i życzę udanej zabawy na blogu! No i zapraszam do siebie <3]
JOY
Witamy Marcusa, bawcie się tutaj dobrze i zostańcie na długo!
OdpowiedzUsuń[Cześć, jeśli Marcus nie będzie wchodził w drogę Gregoriusowi, to jest cień szansy, że się nie pozabijają ;) Baw się tu dobrze!]
OdpowiedzUsuńGregorius M.Cavendish
[Jak nie gryziecie i nie straszycie, to w sumie szkoda :( Ale przyznam, że po opisie, to pan jest dla mnie trochę niepokojący. Witaj na blogu, a i zapraszam do siebie. Vincent jest Ślizgonem, Priscilla za to kapitanem, coś możemy wymyślić, jeżeli chcesz ;)]
OdpowiedzUsuńVincent // Priscilla
Zawsze stresowała się, gdy odbywały się mecze Quidditcha. Zdawała sobie bowiem sprawę, jakie niebezpieczeństwo kryje się za niewinną grą. Jak na złość, wszystkie ważne dla niej osoby należały do drużyn. Niewiele brakowało, aby Avalon wpadła w jakąś nerwicę. Za każdym razem siedziała na trybunach i gorąco dopingowała przyjaciół, jednocześnie modląc się, aby na boisku nie doszło do żadnej, najmniejszej tragedii. Pałkarze celujący tłuczkami w pozostałych zawodników zawsze powodowali u niej ból głowy i pomimo znajomości wszelkich zasad, niezrozumienie. To było czyste bestialstwo. Niestety, nic nie mogła na to poradzić ani nie mogła też nic poradzić na fakt, że wszyscy tak bardzo grać jak i samą grę. Tylko ona w tłumie wydawała się być jedyną zmartwioną, przerażoną i przejętą osobą. Czasami sama odnosiła wrażenie, że jest jedyną świadomą osobą, nawet nauczyciele czerpali radość oglądania widowiska. Moore przewracała oczyma dookoła głowy, słysząc zachwyty i podekscytowane piski koleżanek na widok akrobacji wykonywanych przez uczniów. Gardziła nimi niesamowicie, ale nigdy do tego nie przyznała się na głos.
OdpowiedzUsuńPo prostu wiedziała, że coś się wydarzy, a jedyne co cisnęło jej się ustach w tym momencie było tylko a nie mówiłam?, oczywiście, że mówiła! Zawsze ostrzegała i prosiła o ostrożność, a ten palant jakby na złość, w ogóle nie przejmował się jej słowami. Czasami nie rozumiała dlaczego w ogóle spędza z nim tak dużo czasu… chyba tylko po to, aby jej włosy faktycznie stały się szare, a zmarszczki mimiczne pojawiły się szybciej niż u przeciętnej kobiety.
Zmierzała właśnie do Skrzydła Szpitalnego, mając nadzieję, że członkowie drużyny już pożegnali się ze swoim kapitanem i będzie mogła z nim chwilę porozmawiać. Akurat, zbliżając się do wielkich drzwi, dostrzegła jak pozostali Ślizgoni wychodzą. Grupka dziewczyn stojąca w pobliżu z wielkim natchnieniem rozmawiała o czymś ekscytującym i chociaż Avalon wcale nie chciała usłyszeć o czym tak zawzięcie rozmawiając, słysząc nazwisko Marcusa, mimowolnie natężyła słuch.
— Słyszałaś…? Betty ostatnio opowiadała, jak to się do niej uśmiechał z tym błyskiem w spojrzeniu. — Ciemnowłosa dziewczyna zapiała, do drugiej, również ciemnowłosej koleżanki, która raczyła skomentować słowa swojej poprzedniczki.
— Nie warto… przecież on jest taki sam, jak wszyscy pozostali. Amanda opowiadała, że słyszała od Caroline, że… — dziewczyna ściszyła ton, a gdy zakończyła mówić, zaczęły się głośno chichotać.
Moore zerknęła w ich stronę, udając, że kompletnie nic nie słyszała. Jednak tuż po minięciu drzwi, stanęła przed łóżkiem na którym leżał Ślizgon i splatając dłonie pod klatką piersiową, uśmiechnęła się.
— Co tam słychać u Caroline? — Zapytała bez żadnego dzień dobry czy pytania o to jak się czuje. Uśmiechała się za to cały czas, uważnie obserwując jego twarz, wyczekując odpowiedzi.
Avalon Moore
Zdawała sobie sprawę z tego, że zachowała się nieodpowiednio, bo chociażby z grzeczności wypadało zapytać pierw o jego stan zdrowia. W końcu upadek z miotły, z całkiem sporej wysokości z pewnością nie należał ani do przyjemnych, ani do bezbolesnych. Nędzny widok utwierdzał ją tylko w tym przekonaniu, mimo wszystko nie zamierzała odpuścić. Podparła się dłońmi o metalową ramę łóżka i przypatrywała uważnie w oczy Marcusa, jakby chcąc w nich wyczytać to czy ją okłamuje czy też nie. Zagryzła delikatnie wargę, sięgając dłonią do różowawych kosmyków, zakładając je delikatnie za ucho.
OdpowiedzUsuń— Chcesz mi powiedzieć, że w ogóle nie znasz tych dwóch ślizgonek siedzących na zewnątrz i mówiących o tym, jak to posyłasz im te spojrzenia i te uśmiechy? — Z reguły nie zachowywała się w ten sposób, jednak w tym przypadku po wszystkich ostatnich przeżyciach była po prostu ostrożna. Nie chciała angażować się w coś, co nie było pewne. Stąd ta początkowa niepewność, a może i nawet niechęć do osoby starszego Ślizgona. Z biegiem czasu dała się jednak zauroczyć temu uśmiechowi i spojrzeniu, wciąż jednak mając się na baczności. Obserwując uważnie i nasłuchując, a później… Później przychodził taki dzień, jak dziś i stawała przed nim z mrużonymi powiekami. W zasadzie był to pierwszy taki dzień w ich relacji i Avalon czuła się odrobinę winna, że chłopak leży pokiereszowany, a ona go męczy, ale przecież miała ku temu niesamowicie ważny powód.
Westchnęła cicho widząc jego minę. Nie miała zamiaru go zmieniać, zdawała sobie sprawę z tego, że na siłę nikogo nie jest w stanie zmienić. Chciała jednak wiedzieć na czym stoi i ku czemu to wszystko zmierza.
— Po prostu mi powiedz, jeżeli spotykasz się z kimś jeszcze. — Oznajmiła wreszcie prosto z mostu, nie spuszczając nawet na chwilę spojrzenia. — Chciałabym to wiedzieć i wolałabym wiedzieć to od ciebie, a nie od tej drugiej, interesującej cię dziewczyny. Tak po prostu. — Dodała nieco ciszej, czując jak policzki czerwienią się jej ze zdenerwowania, a wyprostowane ramiona skuliły się, jakby miały być jej ochroną. Malała pod wpływem jego spojrzenia i wcale nie czuła się z tym komfortowo, wręcz przeciwnie. Chciała jednak znać odpowiedź, chociaż przez myśl przeszedł jej pomysł z ucieczką ze skrzydła szpitalnego i udawanie, że wcale jej tutaj nie było. Nie z taką sprawą. — Chcę znać prawdę Marcus i nic więcej. — Dodała jeszcze, przysiadając niepewnie na łóżku stojącym tuż obok, schylając głowę, przez co automatycznie włosy wysunęły się zza uszu i skryły jej twarzyczkę, klejąc się do wymalowanych bezbarwnym błyszczykiem ust. Wolała wiedzieć czy tracenie czasu na niego miało jakikolwiek sens.
Avalon
[Wyczuwam tutaj jakieś bromance albo jakiś pojedynek na próby udowodnienia kto jest większym chujko-dupkiem. Elo!]
OdpowiedzUsuńNoah
[witam kolegę z dormitorium, wyczuwam dużo humoru sytuacyjnego i awkward momentów :3 O ile chcesz]
OdpowiedzUsuńAnguis
[Może jakiś wolny, sobotni wieczór w Hogsmeade? Część szkoły zajęłaby Gospodę pod Świńskim Łbem albo Trzy Miotły, w tym nasza dwójka i po pewnym czasie wylądowaliby obok siebie, a Joy w dobrym humorze i pod wpływem szklanki Ognistej Whisky, zaczęłaby sobie z nim flirtować :D]
OdpowiedzUsuńARCHER
Eh, podpis mi się pomylił, oczywiście miałam na myśli Joy :D
Usuń[Z lekkim poślizgiem, ale przychodzę z powitaniem, dzień dobry! Karta jest przepiękna, niepokojąca i fascynująca jednocześnie, i aż mam ochotę sprawdzić, czy faktycznie udałoby mu się zniszczyć lub wypuścić demony którejś z moich postaci. :D I jakoś nie mogę uwierzyć, że Marcus nie gryzie i nie straszy, po tym całym opisie mroku i śmierci (biedny jest, życie ze świadomością, że matka zmarła podczas porodu musi być bardzo ciężkie). Poza tym pan ze zdjęcia ma tak hipnotyzujące spojrzenie, że chyba się zakochałam. :D
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci wspaniałej zabawy na blogu!]
ARIEL I NIKOLA
[oj tak, Anguis to spokojny i raczej rozważny chłoptaś więc pasuje do tej roli :3 Co nie zmienia faktu, że czasem Marcus go namówi do czegoś złego, nie ma problemu!]
OdpowiedzUsuńPodniosła spojrzenie ciemnych oczu i gdyby tylko mogła samym spojrzeniem wyrządzić mu krzywdę, z pewnością zacząłby boleć go drugi bark. Moore nie była jednak na tyle mściwa by faktycznie chcieć mu coś zrobić, mógł jednak dostrzec, że swoimi słowami tylko wszystko pogorszył, bo gdy skończył dziewczyna zmrużyła delikatnie powieki, klatka piersiowa delikatnie się uniosła wraz z głębokim oddechem.
OdpowiedzUsuń— Nie mówiłam o żadnym sypianiu, Marcus. A skoro się nie umawiasz też ze mną to przestań sterczeć pod wieżą Ravenclawu i nawet nie myśl, że się jeszcze kiedykolwiek razem wybierzemy na kremowe piwo…! — Miała ochotę dodać do tego jeszcze kretynie, ale była za dobrze wychowana. Zastanawiała się jednak już nie jeden raz czy słowny upust emocjom nie pomógł by jej odrobinę. Dziewczyna bowiem z reguły wszystko trzymała w sobie, a już na pewno nie dzieliła się własnymi uczuciami ze światem zewnętrznym. Nie była zamknięta w sobie, ale po prostu nie lubiła mówić o tym co ją gryzie. Wolała słuchać innych i pomagać im, zamiast sobie samej. Dlatego kłótnie z nią były łagodne, lub gdy nie mogła już dłużej tłamsić w sobie wszystkiego, wybuchała. Dziś było bliżej tej drugiej opcji, a Marcus dziwnym trafem posiadał niesamowitą zdolność do denerwowania jej… przynajmniej dziś.
— Chyba sobie żartujesz prawda? — Podniosła głowę wraz ze spojrzeniem. — Bo zaczynam się zastanawiać ile jest jeszcze takich jak ja, z którymi teoretycznie się nie umawiasz, wiesz? — Burknęła, wiedząc dobrze, że mogła już nic więcej nie mówić bo może faktycznie wcześniej przesadziła, albo zabolały ją jego słowa. Może i faktycznie oficjalnie nie byli razem, ale jednak… umawiali się. Przynajmniej w jej mniemaniu, ale przecież ona mogła się mylić. Życie nauczyło ją, że z chłopcami to tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo, albo po prostu życie lubiło robić sobie z niej żarty, za każdym razem gdy jej serce biło szybciej i mocniej dla kogoś.
Westchnęła cicho, dłonią wsuwając kosmyk włosów za ucho.
— Żadnej, żadnego i niczego, ważniejszego? — Szepnęła cicho. — Oczywiście poza quidditchem, wiem że to uwielbiasz… — Dodała jeszcze, nie spuszczając z niego spojrzenia ciemnych oczu.
Avie
[ Dziękuję bardzo! Gdyby jeszcze chciało mi się zabrać za uzupełnienie powiązań, aby tak w pełni dokończyć kartę... Ale zanim się z nimi ogarnę, to minie trochę czasu ;) Rola Ślizgona z rozkwaszonym nosem nie została jeszcze obsadzona, więc serdecznie zapraszam! Samo wydarzenie miało miejsce około dwóch lat temu, gdy Mae była w trzeciej klasie. Paskudny Ślizgon uwziął się na jej młodszego brata (wtedy pierwszorocznego), który przypadkiem wylał na niego na przerwie jakiś eliksir. Ślizgon zaczął załazić mu za skórę, więc Mae się nieźle zdenerwowała i pewnego, pięknego dnia, na błoniach przywaliła mu prosto w nos – nie planowała tego… ale cóż :D No i od tego czasu pewnie posyłaliby sobie złowrogie spojrzenia… ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
Claire nie byłaby sobą, gdyby nie zaliczyła w tygodniu chociaż jednej nocnej wycieczki po zamku. To nie tak, że od początku była tego typu człowiekiem, choć od pierwszej klasy łamała mniej lub więcej zasad szkolnego regulaminu. Nocne wędrówki rozpoczęła na trzecim roku, mając za złe samej sobie, że jest w Hogwarcie od ponad dwóch lat i nie zna korytarzy na pamięć. Uznała, że jeśli nauczy się, gdzie co jest po ciemku, to za dnia tym bardziej nie będzie miała z niczym problemu. Sam zamek niestety ją przerastał, jak się okazało, bo będąc na piątym roku wciąż zdarzało jej się gubić to tu, to tam, ale przynajmniej Claire zyskała nowe hobby i sposób na notoryczne łamanie zasad, z czym czuła się najlepiej.
OdpowiedzUsuńNajpierw przestraszyła się, słysząc czyjeś kroki i schowała się za gobelinem, uważnie na słuchując. Jednak kolejne przekleństwa wyrzucał z siebie znajomy głos, więc Summers odetchnęła z ulgą i wyszła zza grubego materiału, by podejść do siedzącego na schodach Marcusa i zająć miejsce obok niego. Dopiero na widok pokiereszowanej twarzy przyjaciela uniosła pytająco jedną brew.
- Lepiej wiem, gdzie powinnam być o tej porze, Westbrock – odparła, posyłając mu wredny uśmieszek i przysunęła się, by dotknąć opuszkami palców rozciętego łuku brwiowego i uważniej obejrzeć uszkodzenia, które znalazły sobie miejsce na jego cholernie przystojnej twarzy. – Nie psocę. Oddaję się swojemu hobby, to jest moje usprawiedliwienie, mój drogi. A jakie ty masz na szlajanie się nocą po zamku i jeszcze wracanie do lochów z obitą twarzą? – spytała, choć domyślała się, jaka może być odpowiedź. To była jedna z tych rzeczy, która ich połączyła; zarówno Marcus, jak i Claire byli gnojeni ze względu na swoje pochodzenie. Choć Claire dotykało to zaledwie od zeszłego semestru po tym, jak ktoś wykopał w starej gazecie zdjęcie jej ojca w towarzystwie innych śmierciożerców, ale i tak miała tego powyżej uszu. Mogła mu tylko współczuć, że chłopak doświadczał tego od lat.
- Uspokój się, niewyżyty ślizgonie – fuknęła i trzepnęła go w ramię, chociaż musiała przyznać, że w reakcji na jego propozycję zrobiło jej się zdecydowanie zbyt ciepło. Cóż, to, że nie widziała siebie w jakiejkolwiek relacji z Marcusem, która wykraczałaby poza przyjaźń, nie znaczyło od razu, że nie potrafiła docenić jego urody. Skubany, swoim wyglądem wygrał jakiś los na loterii i nie dziwiła się, że nie może się odpędzić od zakochanych w nim nastolatek. – I przestań mi rzucać niemoralne propozycje. Wolę złamać szkolny regulamin włamaniem do łazienki prefektów, niż bzykaniem w dormitorium – stwierdziła i podniosła się, by po chwili, klęknąć naprzeciwko niego na posadzce z różdżką wycelowaną w jego zakrwawioną twarz. – Dasz mi działać? – spytała, mierząc znaczącym spojrzeniem jego dłoń, która odpinała kolejne guziki. – Czy dalej będziesz się wydurniał?
Eklercia
[ja uwielbiam Megan <3 Victoria bardzo chętnie opatrzy Marcusowi wszystkie ranki, z jakiegokolwiek powodu by się w Skrzydle Szpitalnym znalazł. Może go nawet potrzymać za rączkę jeśli będzie bolało. :D Mogłabym zacząć, ale musiałabym mniej więcej wiedzieć dlaczego Marcus w tym Skrzydle Szpitalnym jest i co on w ogóle zamierza w swoim życiu zrobić i czy może by nie miał ochoty się ze swoją szkolną pielęgniarką zaprzyjaźnić :D]
OdpowiedzUsuńVictoria S.
Wychodząc z Wielkiej Sali dotarło do niej, że nie czuje się najlepiej. Dopóki tylko mogła analizowała swój stan, starając się dopasować objawy do jakiejkolwiek znanej jej choroby. Kiedy jednak to się nie udało i nic nie wskoczyło na miejsce, zrozumiała, że to coś innego.
OdpowiedzUsuńZatarg między nią i pewnym Ślizgonem trwał od pierwszego dnia nauki. Niczego nieświadoma Margo, która nie mogła odnaleźć się w nowym miejscu, zapędziła się tam, gdzie nie powinna, przez co naraziła się pewnej grupie uczniów Slytherinu. I od tamtego dnia, pełna świadomości tego, że kompletnie przeginają, trwała między nimi wojna o to, kto komu mocniej przyłoży.
Podkładali sobie obiekty, w których posiadaniu nie powinni być, rozsiewali plotki, a nawet dodawali sobie coś do jedzenia, więc nie zajęło jej dużo czasu zrozumienie, że została otruta w zemście za eliksir nadmiernego owłosienia, który sprezentowała mu w zeszłym tygodniu. Nigdy jednak nie było to tak uciążliwe i groźne jak w tym momencie, bo czuła, że dłużej już nie utrzyma się na nogach.
Udało jej się jedynie dotrzeć do opuszczonej klasy, w której na wszelki wypadek, zostawiła antidotum na większość specyfików. Lubiła być przezorna, a teraz w myślach sobie za to dziękowała. Nie było opcji, żeby poszła do skrzydła szpitalnego, nie chciała tłumaczyć tej zażartej i trwającej od miesięcy rywalizacji, bo była pewna, że odbiłoby się to również na niej, w końcu sama też nie była święta.
Nie spodziewała się, że ktokolwiek ją odnajdzie, kiedy zjechała po ścianie zanim dotarła do odpowiedniej szafki. Widząc jednak Marcus’a odetchnęła z ulgą. Przynajmniej miała pewność, że nie zrobi nic wbrew jej, bo nie chciałby się narażać na jej gniew. Nie miała sił odpowiadać na jego pytania, jedynie mamrotała coś pod nosem, jednak słysząc, że chce ją zabrać do skrzydła szpitalnego, zebrała całą swoją siłę i złapała go mocniej za szatę.
-Nie. Nie możesz. –wychrypiała, z całej siły starając się nie zasnąć. Wiedziała, że nie zostało jej wiele czasu zanim eliksir osłabiający zacznie działać. –Posłuchaj mnie.. uważnie. W szafce.. –zaczęła, starając się wzrokiem pokazać mu w której dokładnie. –Jest antido.. –wymruczała, przymykając powieki. Walka z ogarniającym zmęczeniem wymagała od niej niezwykłych pokładów siły. –Antidotum. –zakończyła, w momencie, kiedy przed oczami zrobiło się ciemno. I miała nadzieję, że ten nieznośny buc, którego nazywała przyjacielem, zrozumie że skopie mu tyłek, jeśli wyniesie ją z tej klasy.
Margo
[ Ach ten Marcus… czyli przez te dwa lata niczego się nie nauczył? Okropny z niego typ… No to Mae czeka ciężka praca, żeby wreszcie go czegoś nauczyć! Choć może tym razem uda jej się powstrzymać, zanim znów go trzaśnie :D Ostatnio brakuje mi wątków z akcją, więc co powiesz na to, aby ten nasz dodatkowo urozmaicić? Mae faktycznie mogłaby zauważyć, że Marcus znów zaczepia jakiegoś biednego pierwszoroczniaka… oczywiście wywiązałaby się mała sprzeczka, ale to byłby tylko początek – powiedzmy, że zaaferowani wymianą zdań nie zauważyliby, że parę kroków od nich, ktoś szpera w prywatnych zapasach nauczyciela eliksirów. Dopiero, gdy usłyszeliby głośny huk odwróciliby się w tamtą stronę i zobaczyli, że z pomieszczenia ktoś ucieka (ale nie zdążyliby zobaczyć kto dokładnie). Oczywiście podeszliby zaciekawieni, o co chodzi… i gdy patrzyli w zdumieniu na zdemolowany schowek, nakryłby ich woźny. Zostaliby uznani za winnych tego wybryku i skazani na parę ciężkich prac… + ban na grę w pięciu najbliższych meczach. A co jak co, ale miłość do quidditcha mieli wspólną. Więc możliwe, że byłaby to dobra motywacja, do chwilowego zawieszenia broni i współpracy w celu odnalezienia prawdziwego winowajcy i cofnięcia kary. Co Ty na to? :) ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
[mi to w ogóle krąży od jakiegoś czasu po głowie szalony wątek i się zastanawiam, czy może byś nie byłą zainteresowana... Pasuje mi do Marcusa i do jego tendencji do manipulacji :D Już tłumaczę. Możemy się cofnąć o kilka miesięcy, do początków pracy Victorii w Hogwarcie. Marcus trafia do Skrzydła Szpitalnego i Victoria z przerażeniem odkrywa, że już poznała go wcześniej. Podczas przerwy świątecznej (czyli zanim podjęła pracę jako pielęgniarka, ale już po śmierci Vivienne) spotkali się na jakiejś większej imprezie w jakimś klubo - pubie, on jej wkręcił, że ma dwadzieścia lat, ona była pijana i tak jakoś wyszło, że spędzili razem noc (można by co jakiś czas robić flashbacki z tamtej imprezy). Obudziła się rano i szybko się zwinęła przekonana, że ów chłopaka nigdy już nie spotka i nikt nigdy się o tym nie dowie. Teraz go spotyka i o ile wcześniej wystarczająco wstydziła się swojej przygody, to teraz okazuje się, że chłopak jest dekadę młodszy od niej i jest przerażona, że ta całą historia może wyjść na jaw... No a Marcus ma doskonały haczyk, żeby Victoria zrobiła wszystko co on zechce...
OdpowiedzUsuńNie musisz się oczywiście zgadzać, możemy zrobić bardziej normalny wątek, tak tylko proponuję ;)]
Victoria
Nikt nie potrafił jej tak bardzo wyprowadzić z równowagi, ale postanowiła nie dać mu tej satysfakcji i wywróciła jedynie oczami, powściągając emocje. Lubiła się z nim droczyć i to była jej mała forma zemsty. Podejrzewała, że nic nie wkurzy go tak, jak brak reakcji na jego zagrywki. Co prawda, mogła się mylić, ale i tak postanowiła, że nie da się w to wciągnąć.
OdpowiedzUsuń- Na pewno nie do ciebie – odparła, uśmiechając się nieco wrednie i wbrew sobie śledząc jego dłoń odpinającą kolejne guziki. Wiedziała, że to jedynie głupie żarty, ale i tak postanowiła powstrzymać rozwój wydarzeń. Krótkim machnięciem różdżki zapięła jego koszulę i z satysfakcją patrzyła, jak materiał wypycha jego własną dłoń. – Skromny też jesteś. Cholernie – zauważyła, słysząc jego usprawiedliwienie. Wiedziała, że to gówno prawda. Ci ładni mieli lepiej, nikt nie obrywał tylko za to, że jest przystojny, chyba że gnoił ludzi, którzy nie grzeszyli urodą. W sumie… To byłoby podobne do Marcusa, ale ślizgoni zdążyli się przyzwyczaić do jego stylu bycia. Sama Claire nawet ten styl polubiła, ale przecież się do tego nie przyzna. – Moglibyście chociaż trzymać poziom i napieprzać się zaklęciami, a nie pięściami jak mugole. Mam nadzieję, że ten drugi wygląda gorzej – stwierdziła mrukliwie i przysunęła się do chłopaka, z bliska oglądając jego poobijaną twarz. Aż zrobiło jej się przykro, że taka ładna facjata została tak potraktowana, ale naprawdę liczyła na to, że ten, kto mu dokuczał, miał gorsze problemy, niż siniaki i trochę krwi.
Parsknęła głośnym śmiechem, słysząc jego propozycję i uniosła się na kolanach, by sięgnąć ustami jego ucha i owiać je swoim ciepłym oddechem.
- Prędzej Avada zabije Harry’ego, niż się z tobą bzyknę, Westbrock – wyszeptała, na koniec przygryzając delikatnie jego skórę i odsunęła się jak gdyby nigdy nic, spoglądając na ślizgona bez żadnego konkretnego wyrazu twarzy. Ponownie wycelowała w niego różdżką z zamiarem naprawienia mu twarzy na tyle, na ile umiała to zrobić. – Nie ufasz mi? – spytała i uśmiechnęła się delikatnie. – No wiesz co? Czuję się urażona. Nie śmiałabym skrzywdzić wielkiego Marcusa Westbrocka. Przecież to by znaczyło, że tłumy fanek przestałyby się za tobą uganiać. Nie odbiorę tego, co nadaje twojemu marnemu życiu sens – powiedziała, teraz już szczerząc się na całego i siłą odciągnęła jego własną rękę od nosa, szybko wypowiadając zaklęcie. Siniaki powoli się wchłonęły, a rana na łuku brwiowym zabliźniła, choć nie zniknęła do końca. – Będziesz mógł wyrywać laski na bliznę – stwierdziła, wsuwając różdżkę za pasek spodni.
Eklerka
[ Tak w tygodniu będzie mi raczej trudno napisać rozpoczęcie, ale może w weekend coś naskrobię, zobaczę ;) ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
Takie gierki słowne były częścią ich koegzystencji i mimo że Claire szybko się wkurzała na jego niezbyt skromną osobę, przyzwyczaiła się do tego na tyle, że nie byłaby w stanie bez tego żyć. Choć uparcie twierdziła, że przecież nie ma przyjaciół, Marcus był jej przyjacielem. Traktowała go jak brata, chyba jako jedna z niewielu osób w tej szkole, biorąc pod uwagę, że jego urok działał na większość ludzi w jego otoczeniu. Na samą Summers też, ale nie w takim stopniu. Po prostu za dobrze znała tego wrednego ślizgona, by na niego polecieć.
OdpowiedzUsuń- Namiętność może okej, ale z tą miłością trochę krucho – stwierdziła, nie odwracając spojrzenia i uśmiechając się przy tym nieco ironicznie. – Wiem. Dlatego ja się nigdy nie wepchnę. Cholera wie jakie syfy przemycasz pod kołdrą – prychnęła cicho i roześmiała się, ale śmiech szybko zamarł jej w gardle, gdy palce jego dłoni splotły się z jej palcami. Claire poczuła przenikliwe zimno, a jednocześnie gorąco, jakby wszystko działo się w środku jej ciała. Wiatr rozwiał jej jasne włosy, przesłaniając jej widok, a korytarz wypełniło coś, czego Summers nie umiała nazwać. Zanim zdążyła zidentyfikować co właściwie czuje, Marcus odsunął się gwałtownie, a blondynka zamarła z dłonią w powietrzu i szeroko otwartymi oczami wpatrującymi się w twarz przyjaciela.
- Cholera – wydusiła, obserwując uważnie jak Westbrock się od niej odsuwa, wyglądając przy tym tak, jakby był przestraszony. I choć ślizgonka również czuła na plecach dreszcz strachu, tak naprawdę była zaciekawiona i podekscytowana. Dlatego przysunęła się na kolanach do chłopaka na tyle, że mogła oprzeć dłonie na jego udach i zerknąć w górę na jego twarz. – Jeszcze raz – szepnęła, unosząc rękę i rzucając mu proszące spojrzenie. Chciała sprawdzić, czy to się powtórzy, więc kiedy znowu splótł swoje palce z jej palcami mocno je ścisnęła i przymknęła powieki, czując, jak lodowate powietrze otula jej ciało. To, co zapanowało wewnątrz niej było tak ekstatyczne, tak… dobre, a jednocześnie cholernie złe, że Claire nie umiała się od niego odsunąć. Nie przestawała ściskać jego ręki, a w jej umyśle utworzyło się dziwne połączenie, jakby ścieżka, która wręcz zapraszała Marcusa. Taką samą widziała ona, więc bez wahania ruszyła nią w dół. – To twoje myśli – zauważyła zaskoczona i otworzyła oczy. – Widzę siebie – dodała nieco ciszej, przypatrując się jego twarzy zasnutej mgłą jej własnej, zupełnie tak, jakby widziała jednocześnie to co on. – Ale zajebiście! – pisnęła, a na jej usta powoli wpłynął szeroki uśmiech.
Eklercia
[ALEŻ ON JEST ŚWIETNY!!! Uwielbiam takie postacie i nie odpuszczę wątku, no way! <3 Pasuje mi tak pomysł, szczególnie, że z początku mogłaby mu wcale nie ufać i nawet odczuwać jakiś lęk, bo Daphne jest dosyć strachliwa.
OdpowiedzUsuńI dziękuję bardzo za miłe słowa, cieszy mi się serduszko, jak ktoś tak doceni to, co stworzę! <3]
Daphne Chatham
A dzień zapowiadał się tak pięknie... Dlatego Mae nigdy nie pomyślałaby, że może się skończyć tak nieprzyjemnie. Już od samego rana sprzyjało jej wyraźne szczęście. Wczorajszego wieczoru zapomniała nastawić budzik, ale i tak udało jej się nie zaspać i nie spóźnić na zajęcia z Zielarstwa. Tym samym uniknęła gniewnego spojrzenia znanej ze swojej surowości pani profesor oraz zaoszczędziła parę punktów dla własnego domu. Co prawda śpiesząc się na lekcję nie zdążyła zjeść śniadania w Wielkiej Sali, niemniej jedna jedna z koleżanek częstowała później własnoręcznie upieczonymi babeczkami z makiem i lukrem, a dla Mae zostawiła aż dwie. Zaspokoiwszy pierwszy głód spokojnie dotrwała do lunchu, w międzyczasie udzielając się na zajęciach z Transmutacji i Eliksirów. Ośmiostopniowy esej który napisała parę dni temu spotkał się z pozytywnym odbiorem i wysoką notą, tak więc humor wyraźnie jej dopisywał i już nie mogła się doczekać popołudniowych zajęć w Klubie Pojedynków. Coś czuła, że i tak uda jej się zabłysnąć… Zanim jednak będzie mogła wyciągnąć swoją różdżkę, miała jeszcze godzinną przerwę. Postanowiła spędzić ją w szkole, ponieważ na zewnątrz aż roiło się od uczniów korzystających z ciepłej, urokliwej pogody. Zajrzała do niemal pustej biblioteki, poczytała, wypożyczyła dwie książki… i zanim się spostrzegła, został jej już tylko kwadrans do spotkania Klubu. Spakowawszy wszystkie swoje manatki ruszyła w kierunku sali, gdzie odbywały się zajęcia. Po drodze minęła może z trzech uczniów… Korytarze były wyludnione i ciche. Najwyraźniej wszyscy siedzieli w swoich pokojach, albo spacerowali po błoniach. Mae w ogóle to nie przeszkadzało, nie miała nic przeciwko odrobiny świętego spokoju i ciszy. Właśnie mijała drzwi do gabinetu nauczyciela Eliksirów, zerkając z zaciekawieniem na świecącą delikatnym blaskiem klamkę. Nie, to wcale nie było normalne – na ogół klamki do pokojów profesorów były zupełnie zwyczajne. Jednak drzwi do gabinetu nauczyciela Eliksirów już jakiś czas temu musiały zostać specjalnie zabezpieczone. Mae do tej pory nie mogła wyjść z podziwu (choć najpewniej nie było to właściwie określenie) jakim cudem komuś, kto był jeszcze młodocianym uczniem, udało się już parę razy złamać zaklęcia i wkraść się do gabinetu. Słyszała, że dopiero po jakimś czasie profesor zorientował się, że jego prywatne zapasy skrzeloziela znacznie się uszczupliły, ponieważ na pierwszy rzut oka gabinet wyglądał zupełnie zwyczajnie i nic nie zginęło. Cóż, nawet jeśli była to prawda, Mae wolała nie wtykać nosa w nieswoje sprawy. Co prawda nie podobało jej się, że ktoś był na tyle bezczelny, aby zakradać się do prywatnego pokoju nauczyciela i zabierać mu jego składniki do eliksirów… ale cóż miała z tym począć? Za jakiś czas złodziej na pewno zostanie schwytany, a wtedy będzie miał nie lada problem, aby jakoś się z tego wytłumaczyć i nie wylecieć ze szkoły. Dalsze rozmyślania na ten temat przerwały jej jednak pewne niepokojące hałasy dobiegające zza najbliższego zakrętu. Miała wrażenie, że coś jej przypominały… ale upewniła się dopiero wtedy, gdy przeszła ostatnie dziesięć metrów i wyszła zza zakrętu. Ujrzała ciemnowłosego chłopaka w czarno-zielonych szatach i dwóch małych Gryfonów, którzy najwyraźniej nie wiedzieli jak go wyminąć. Nawet z takiej odległości Mae widziała, że mieli niepewne miny… Spojrzała na plecy starszego Ślizgona i wtedy ją olśniło.
OdpowiedzUsuń— Westbrock, jeszcze ci się nie znudziło straszenie pierwszoroczniaków…? — zawołała do niego, uśmiechając się kwaśno. Do tej pory sprzyjało jej szczęście, więc z przyjemnością je wykorzysta i utrze nosa temu zarozumiałemu typkowi, z już którym od lat miała pieńku...
Mae Macmillan
Co chwilę budziła się i znów traciła przytomność. Budząc się miała wrażenie, że jaskrawe światło dnia wypala jej oczy, zasypiając czuła, jak wszystko wokół niej wariuje. Gdyby tylko mogła się podnieść, gdyby mogła cokolwiek powiedzieć..
OdpowiedzUsuńNie chciała stawiać przyjaciela w takiej sytuacji. Wiedziała, że przetransportowanie jej do skrzydła szpitalnego byłoby najlepszym i najbezpieczniejszym wyjściem, ale nie chciała, by ktokolwiek się dowiedział. Nastąpiłaby cała fala pytań, na które nie mogłaby odpowiedzieć bez narażania zarówno siebie, jak i Ślizgona, który jej to zrobił, a przecież to była tylko niewinna zabawa, prawda?
Działanie eliksiru poczuła dopiero po chwili. Świadomość wracała jej powoli, rozjaśniając umysł i sprawiając, że głębsze oddechy nie sprawiały już takiego problemu. Zawzięcie mrugała powiekami starając się odegnać zmęczenie, co okazało się dużo trudniejsze, niż myślała.
-Teraz już możesz nazywać się moim bohaterem. –wycharczała, uśmiechając się lekko i zacisnęła dłoń na jego szacie, jakby bała się, że jest tylko sennym zwidem, który za chwilę rozpłynie się w nicości. Nie chciała zostać sama, przynajmniej do momentu, w którym wrócą jej wszystkie siły, a wtedy..
Współczuła temu podłemu Ślizgonowi z całego serca. Wściekłość powoli narastała w niej proporcjonalnie do odchodzącego zmęczenia, aż w końcu mogła otworzyć powieki i nie walczyć by utrzymać je w tej pozycji.
-Przepraszam, że cię w to wciągnęłam, Marcus. Gdybym wylądowała w skrzydle.. –zaczęła, jednak szybko pokręciła głową na myśl o konsekwencjach. Mogliby ją za to wyrzucić. Gdyby poznali całą prawdę, gdyby dowiedzieli się ile trwa ta walka, ta wymiana ciosów, z pewnością skończyłaby z wilczym biletem, a przecież tego nie chciała. Został jej ostatni rok, musiała go jakoś przetrwać. –Jestem z ciebie dumna, wiesz? Przez chwilę zastanawiałam się, czy będziesz wiedział co zrobić .-dodała, tym razem uśmiechając się nieco szerzej do przyjaciela. Znała jego zdolności i wiedziała, że na eliksirach nie zna się kompletnie, przez co jeszcze bardziej była mu wdzięczna, że jednak coś tam zapamiętał. Gdyby tylko podał jej cokolwiek innego z ów szafki, mogłaby skończyć dużo gorzej.
Margoś
[Cześć! Chodzę sobie po kartach i nie mogę przejść obojętnie obok Marcusa! Nie dość, że ma intrygującą kartę oraz cudowne zdjęcie, to jeszcze jego patronusem jest ryś, tak samo jak Addie, a to już znak, że muszę porwać go na wątek, o! <3]
OdpowiedzUsuńAddison Hallaway
[wybacz za zwłokę, już zaczynam!]
OdpowiedzUsuńDrzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się gwałtownie i kilkoro uczniów weszło do środka podtrzymując pojękującego kolegę. Pracowała tu zaledwie od miesiąca więc nie znała wszystkich uczniów Hogwartu poza kumplami Justina i kilkoma wyjątkowo gapowatymi osobnikami. Zerknęła jednak na szaty nowo przybyłych. Slytherin. Zapach potu i błota. Westchnęła ciężko i przewróciła oczami.
- Kolejny upadek z miotły jak mniemam... - mruknęła wstając z krzesła i wygładzając swój uniform. - Chyba zasugeruję wstawianie materaców na boisko. Macie szczęście, że zwolniło mi się łóżko, inaczej musielibyście chyba go położyć na podłodze...
Na początku była mile zaskoczona, że Madame Pomfrey nadal ją pamięta. Dopiero później przypomniała sobie dlaczego. Sama często lądowała w Skrzydle. Biedna Poppy chyba nie była zbyt usatysfakcjonowana przypominając sobie te wszystkie noce spędzone na przywracaniu jej ciała do pierwotnej formy.
- Połóżcie go tutaj - wskazała na jedno z łóżek i odwróciła się, aby wciągnąć z szafki Szkiele - Wzro. Z innej szafki machnięciem różdżki przywołała jeszcze eliksir uśmierzający ból i maść na obtłuczenia, po czym podeszła do łóżka.
- Rozstąpcie się proszę, chłopak musi oddychać! - Rozkazała nachylając się nad pacjentem. Szybkim spojrzeniem omiotła jego ciało. Zmarszczyła brwi i delikatnie przesunęła palcami po żebrach chłopaka, który w odpowiedzi jęknął jeszcze głośniej.
- Masz połamane cztery żebra, ale będziesz żył - poinformowała go chwytajac lewitujące obok pióro oraz Ksiegę Chorób i Urazów. - Ty się nazywasz...
Przeniosła wzrok na twarz chłopaka i zamarła, z szoku wypuszczając z rąk butelkę eliksiru, która roztrzaskała się na drobny mak opryskując stojących obok swoją błękitną zawartością.
To się nie dzieje. To nie może być prawda
Wypiła resztkę bursztynowego płynu czując jak po ciele rozlewa się znajome ciepło. Ludzie dookoła tańczyli, śmiali się i generalnie robili to, co normalni ludzie robią ostatniego dnia roku. Victoria nie miała do końca pojęcia jak znalazła się w tym miejscu, na ogromnej imprezie, gdzie ponad połowa ludzi nie znała siebie nawzajem. Nie miała ochoty świętować. Nie miała ochoty na nic. Nie mogła jednak znieść tego pustego domu, nie mogła znieść tej dziwnej, napiętej atmosfery. Tego tępego bólu, który ogarniał wszystko w zasięgu. Nie wiedząc to końca co robi wysłała do Ellen sowę informując, że dołącza do ich radosnego świętowania i wyszła z domu. Będąc na miejscu już po pół godzinie zgubiła gdzieś wszystkich swoich znajomych i skończyła siedząc samotnie przy barze i zamawiając kolejne drinki. Ten ostatni nie był nawet zbyt dobry.
UsuńSięgnęła do kieszeni i wyciągnęła paczkę papierosów. Włożyła sobie jednego do ust i zaczęła szukać po pozostałych kieszeniach zapalniczki.
- Kurwa - mruknęła i rozejrzała się w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby ją poratować. Zerknęła na siedzącego obok mężczyznę i puknęła go delikatnie w ramię.
- Cześć - przywitała go krótko. - Masz ognia?
Szybkim spojrzeniem omiotła swojego rozmówcę. Przystojny, dobrze ubrany... Nagle uświadomiła sobie, czego potrzebowała tej nocy. Chciała poczuć coś innego niż pustkę. A ten siedzący obok mężczyzna mógł jej to dać... O ile zagra swoje karty dobrze.
"- Umiesz być seksowna, Shelinsky...Postaraj się" - upomniała się w myślach i spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
- Jestem Victoria... - przedstawiła się podając mu dłoń i nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Eeee... Panno Shelinsky? - wyrwał ją z zamyślenia niepewny głos jednego ze Ślizgonów. - Czy można jakoś...
- Wyjdźcie... - wydusiła z siebie chrapliwym głosem, wciąż nie mogąc się otrząsnąć z szoku. - Wyjdźcie szybko...
W końcu udało jej się oderwać spojrzenie od twarzy chłopaka i przeniosła wzrok na jego towarzyszy.
- No już! Uciekajcie! - powtórzyła pewniejszym głosem i wskazała im drzwi. - Nie chcę tu błota, raz, raz! Do widzenia!
Na szczęście usłuchali i szybko opuścili Skrzydło. Machnęła różdżką w kierunku swojego bałaganu i odwróciła się od chłopaka i schowała się za Księgą Chorób i Urazów.
"Może mnie nie pozna, może mnie pozna..." - modliła się gorączkowo w myślach.
- Jak się nazywasz? - spytała ponownie starając się, by jej ton brzmiał normalnie. Nie zabrzmiał.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
A więc miała przed sobą świadka jednego z największych błędów w jej życiu. Co gorsza, dopiero teraz dowiedziała się, jak bardzo wielki był to błąd.
Victorio Shelinsky, przespałaś się z nastolatkiem.
Victoria
Rzadko dopuszczała się sytuacji, w których opuszczała zajęcia. Jednak dzisiejszego dnia nie mogła powstrzymać się przed ominięciem tych szczególnie nudnych, gdy zza okien słońce tak przyjemnie grzało. Dla ludzi była trudna do określenia. Jedni brali ją za przykładną uczennicę, pozostali znani ją raczej z mniej chwalebnych czynów. Nie przejmowała się jednak tym wszystkim, dopóki tatuś wszystko jej wybaczał i dbał o to, aby i profesorowie również jej wybaczali.
OdpowiedzUsuńOtworzyła leniwie oczy, niezbyt zadowolona, że ktokolwiek przeszkadza jej w tym, jakże przyjemnym momencie. Gdy ciepłe promienie słońca muskały jej delikatną skórę. Pozwoliła sobie nawet na ściągnięcie szaty i zielono srebrnego krawata, odważyła się również na znaczne rozpięcie białej koszuli jednocześnie odsłaniając dekolt i koronkowe zdobienie biustonosza.
— W przeciwieństwie do ciebie, nie muszę udawać Marcus. — Odezwała się, sięgając dłońmi do koszuli, aby zapiąć dwa guziczki, jednocześnie skrywając bieliznę, a następnie wyprostowała podwiniętą spódniczkę. — Już możesz ze mną rozmawiać? — Uniosła pytająco brew, zagryzając delikatnie wargę. Nawet jeżeli nigdy nie powiedział jej tego wprost, dobrze wiedziała, że to Avalon Moore jedna z Krukonek, a zarazem dziewczyna Marcusa nie pozwalała im się spotykać. Nie była przecież głupia i potrafiła sprawnie łączyć fakty. Mrużąc delikatnie powieki, zlustrowała uważnie sylwetkę Westbrocka. — Wyglądasz, jakby serce ci krwawiło. Chcesz czegoś na pocieszenie czy może miałbyś ochotę na eliksir miłosny dla panny Moore? Ostatnio widząc was na korytarzu można by odnieść wrażenie, że ona w ogóle cię nie zna… dziwne, nie? — Uśmiechnęła się złośliwie. Nie lubiła, gdy ludzie tacy jak Marcus zjawiali się u niej tylko wtedy gdy czegoś potrzebowali, gdy rezygnowali z niej, gdy ktoś trzeci im tego nakazywał. Oczywiście nie zamierzała odmówić prośbie Ślizgona, ale nie planowała być na każde skinienie jego palca. Nawet, jeżeli płacił jej za wszelkie urozmaicenia swojej diety.
Greyback
Uniosła kącik ust. Nie była jedną z tych dziewczyn, które żyły najświeższymi plotkami i zawsze musiały i chciały wiedzieć wszystko. Musiała jednak przyznać, że interesowało ją to co się stało pomiędzy Marcusem a Avalon. Krukonka nie przypadła jej do gustu, gdy usłyszała oskarżenia o romanse z Westbrockiem. Elis szanowała się. Nigdy nie kręciła się wokół zajętych mężczyzn, gdyż potrafiła sama okręcić sobie wokół palca płeć przeciwną. Może nie zawsze jej to wychodziło dokładnie tak jak sobie planowała bo i ona, Elis Greyback miała na swoim koncie miłosne zawody, ale… Umiała się z tym pogodzić, tłumacząc sobie, że widocznie tamten Ślizgon, który opuścił już mury Hogwartu nie był jej pisany, chociaż przez krótki czas spotykała się jako piątoklasistka z chłopcem, z ostatniego roku.
OdpowiedzUsuń— Może ja nie jestem teraz wolnym człowiekiem… — Chciała jeszcze dodać, że może to ona nie może z nim rozmawiać, ale w życiu przecież nie pozwoliłaby sobie na takie ograniczenia. Przewróciła więc tylko oczami i utkwiła spojrzenie na twarzy Marcusa, wsłuchując się w jego słowa. — Jedyne czego mogę od ciebie chcieć to to, abyś trzymał się ode mnie z daleka, skoro w taki sposób traktujesz kobiety. — Warknęła, chociaż była ciekawa co takiego musiało się stać. Zaklęcie zapomnienia miało sens, gdyż Moore faktycznie wydawała się go nie znać. — Zrobiłeś to? — Starała się nie okazać zaciekawienia, jednak udało mu się wzbudzić w niej zainteresowanie. — I co zrobisz, gdy nauczyciele się zorientują? — Uniosła kącik ust, zastanawiając się nad tym jaka będzie afera. Nie dodała jednak już nic więcej. Wierzyła mu, iż był gotów zapłacić znacznie więcej niż normalnie, oby tylko podała mu coś dobrego. A w zanadrzu, jak zawsze miała coś na specjalne okazje.
— Czyli będziemy świętować twoją wolność, tak? — Oblizała wargi. — Czterdzieści pięć złotych monet i wycieczka do Hogsmeade. Nie trzymam w Hogwarcie takich cudeniek, jakie mogę ci w tym momencie zaoferować. — Zdawała sobie sprawę, że cena jest naprawdę wysoka, ale to było coś naprawdę mocnego i nie zamierzała wpakować się w kłopoty za, za małą stawkę. Nie dla niego.
Elis
— Nie byłabym tego taka pewna na twoim miejscu. — Uśmiechnęła się tylko ironicznie, powoli wstając z ławki. Nie zamierzała siedzieć na dziedzińcu w nieskończoność i to w jego towarzystwie. O ile jeszcze sama nie przyciągała, aż tak uwagi o tyle we dwójkę mogli wzbudzić zainteresowanie profesorów, a Elis była ostatnio zmęczona ciągłym trzepotaniem rzęs i przymilnym uśmiechem. Chociaż w przeciwieństwie do Marcusa, wcale nie cieszyła się, aż tak bardzo na myśl o całym dniu spędzonym z nim. Była po prostu na niego zła, że nie potrafił przeciwstawić się Avalon i po prostu jasno zakomunikować swojej dziewczynie, że wcale nie spotyka się z Greyback w celach romansowych. Bolało ją to, bo wbrew pozorom jej serce wcale nie było z lodu, chociaż dbała o to, aby właśnie taka opinia na jej temat krążyła po szkolnych korytarzach. Po prostu tak było łatwiej. Przewróciła więc tylko teatralnie oczyma, gdy ten postanowił się ponownie odezwać.
OdpowiedzUsuń— Ty na pewno nie będziesz miał do niego dostępu, chociaż nie jestem pewna czy do moich eliksirów również powinieneś mieć zakaz wstępu. — Oznajmiła, poprawiając jeszcze spódniczkę po tym jak wstała i zarzuciła szatę na ramiona. Nie założyła jednak ponownie krawatu. — Rusz dupsko, lepiej będzie jak nikt nie zauważy naszego spaceru. — Dodała przemierzając kilka kroków. Zatrzymała się jednak stanowczo i gwałtownie odwróciła się twarzą w twarz do Marcusa, zaciskając w kieszeni szaty palce na trzonku swojej różdżki, ignorując wcześniejsze wspomnienie o tym, że nie widzi nic złego w zaklęciu zapominającym. Nie to ją zdenerwowało.
— Moje towarzystwo nie jest na sprzedaż, Westbrock. — Wysyczała, patrząc prosto w jego oczy. Była gotowa wydłubać mu te śliczne oczka paznokciami. Wkurzył ją. I o ile zdawała sobie sprawę z jego pewności siebie i głupich żartów, tak pierwszy raz odkąd się znają naprawdę ją zirytował. Nawet żarty o tym, że mogliby się pieprzyć nie działały jej tak na nerwy. — Nie płacisz mi za to, że z tobą idę, idioto. Płacisz za eliksir. Jak masz ochotę zachowywać się jak palant, możemy wrócić do przekazywania sobie fantów za pomocą twoich przygłupawych kolegów. — Warknęła, dźgając go paznokciem pośrodku klatki piersiowej, dokładnie w mostek, wolną dłonią, którą nie ściskała wciąż jeszcze różdżki.
Greyback
Nie chodziło jej o to, że ktoś zobaczy ich razem. Bardziej bała się o to, że ktoś zauważy ich wyjście poza teren szkoły. Pomimo zbliżającego końca się roku i przymykania profesorów oczu na niektóre wybryki uczniów, wciąż panowały srogie kary za oddalanie się poza Hogwart bez wyraźnej zgody. A tej oboje nie mieli.
OdpowiedzUsuń- Może przestań gadać o tym tak głośno, co? Jeżeli jeszcze kiedykolwiek chcesz coś ode mnie dostać, Marcus. - Wymruczała cicho, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że przesadza ciągłym gadaniem na głos o ich interesie. - Nie wiem czy jesteś tego cholera świadomy, kretynie, ale to co dostaniesz jest raczej ciężko dostępne i mało legalne. Zdajesz sobie sprawę, że gdy ktoś się dowie, skąd to masz, oboje będziemy mieli poważne kłopoty? - Zdawała sobie sprawę z tego, że o ile ojciec był w stanie zrozumieć niewinne wybryki i potrafił uratować ją przed konsekwencjami tak w przypadku znacznie poważniejszego wywinięcia, którym była nielegalna sprzedaż różnych, dziwnego pochodzenia substancji nie była jednym z tych poczynień, które mogły ujść panience Greyback na sucho. - Nawet twój tatuś może wtedy nie mieć nic do powiedzenia, więc po prostu zamknij się. - Nie wiedziała dlaczego, ale dzisiejszego dnia niesamowicie ją irytował i działał jej na nerwy. Sama nie umiała powiedzieć dlaczego ciągle w sercu czuje nieprzyjemny ucisk. Tak, jakby naprawdę przeszkadzało jej, że nie potrafił powiedzieć Krukonce, że jego znajomość z Elis nie jest niebezpieczna dla ich związku. Dziewczyna sama nie przejmowała się z reguły takimi bzdetami, ale względem Marcusa coś ją tknęło. I chciała się przed tym bronić. Stąd takie agresywne i gwałtowne reakcje na jego głupkowate komentarze.
- Tak działam na chłopców, powinieneś być tego świadom już dawno. - Odpowiedziała mu cichym szeptem, zatrzymując spojrzenie na jego zagryzionych wargach o kilka sekund za długo. Za co sama się w myślach skarciła, powtarzając sobie, że przecież Marcus jest największym idiotą tej szkoły i to hańba, że należy do Slytherinu. - Jeszcze jedno głupie słowo, jeszcze jedno dotknięcie mnie i jak Merlina kocham, przysięgam, że zaraz wypróbuję na tobie jedno z zaklęć, którego uczę się od tygodnia i przysięgam. Nie chcesz tego, bo twoja przystojny buźka przestanie przyciągać te tłumy dziewcząt, jasne!? - Warknęła cicho, marszczyć przy tym zabawnie nos. Nienawidziła tego swojego odruchu, jednak nie potrafiła nad tym zapanować i zawsze gdy chciała wyglądać groźnie, większość dotychczasowych chłopców rozczulało się nad jej słodką buźką, co tylko bardziej ją denerwowało i doprowadzało do frustracji.
Liska
Wzięła głęboki oddech, powtarzając sobie jedynie w myślach, że Marcus Westbrock nie jest wart jej kłopotów i naprawdę nie powinna denerwować się, aż tak bardzo tego jego komentarzami. Przecież zawsze taki był i tak naprawdę nic się nie zmieniło. Może tylko był odrobinę bardziej irytujący, co teoretycznie mogła wytłumaczyć rozstaniem z dziewczyną, ale skoro to ona mu się znudziła nie powinien tego, aż tak przeżywać. Policzyła w myślach do dziesięciu i spojrzała na Ślizgona marszcząc znacząco brwi.
OdpowiedzUsuń— Nic więcej niestety nie możesz dostać. — Naprawdę starała się nie denerwować i skupić się jedynie na tym, aby dostać się do pobliskiej wioski, gdzie w jednej z opuszczonych chatek skrywała swój mały magazynek. Dom ponoć został opuszczony podczas II wojny czarodziejów i jakoś nikt nie spieszył się z jego remontem czy odbudową i zamieszkaniem w nim, co Elis Greyback postanowiła wykorzystać. — Marcus, a niby to dlaczego mam cię pocieszać? — Uśmiechnęła się ironicznie, uważnie mu się przyglądając. — Mówiłeś, że rzuciłeś na nią zaklęcie zapomnienia bo strasznie ci się znudziła i nie chciałeś słuchać jej żalów pod swoim dormitorium. Więc, cholera, po czym mam cię niby pocieszać? — Uniosła pytająco brew, nie spuszczając z jego twarzy spojrzenia. Nawet jeżeli miałaby tego żałować, chciała znać prawdę gdyż coś jej podpowiadało, że Westbrock potrafi pięknie opowiadać kłamstwa. Wolała jednak, aby to on sam zapomniał się i wypaplał jej prawdę.
— Chyba pogubiłam się w tym wszystkim. W każdym razie, Marcus. Zamknij mordę i chodź. — Przewróciła teatralnie oczyma dookoła, ignorując kolejnego jego słowa, chociaż to w jaki sposób oblizywał wargi było niesamowicie pociągające, nie mogła sobie pozwolić na chwilę słabości nawet, a zwłaszcza dla niego. Przecież była silną i niezależną kobietą, która potrafi sobie samodzielnie w życiu poradzić… Z drugiej strony te jego wargi i spojrzenie. Nie Elis, przesteń. Musiała sobie powtarzać jak mantrę, aby odwrócić się i rzucić mu gniewne spojrzenie. — Tak… wyobraź sobie, że nie jesteś pierwszym, który próbuje tej sztuczki. Jesteś nudny Westbrock. — Westchnęła, zarzucając włosy przez ramię. — Skoro tak bardzo chcesz znaleźć ukojenie w moich ramionach to się chociaż wysil i bądź oryginalny. Jak to mówią szlamy, podgrzewane kotlety są niesmaczne. — Oznajmiła, darując mu tym razem, jednak wciąż była w gotowości do użycia różdżki i zaklęcia, jeżeli będzie ją dalej denerwował.
Elis
-Nadal jesteś dupkiem. –zaśmiała się, posyłając mu swój najbardziej uroczy uśmiech. Już chciała powiedzieć, że jeden dobry uczynek nie robi z niego dobrego człowieka, szczególnie biorąc pod uwagę to, że ogólnie był jednym z najgorszych ludzi jakich znała, ale ostatecznie powstrzymała się, pozwalając mu nacieszyć się tą chwilą. Może to fajne uczucie, które teraz czuł, dumny z tego że ją uratował, zakiełkuje i sprawi, że tym dupkiem będzie trochę rzadziej niż zazwyczaj. Trzymanie języka za zębami było tego warte.
OdpowiedzUsuń-Jakoś ci to wynagrodzę, marudo. Jak tylko dojdę do siebie. –westchnęła, w końcu puszczając jego szatę i z pozycji leżącej podniosła się do siedzącej. Nadal kręciło jej się w głowie, ale widziała już normalnie, a jego głos nie dochodził jakby z oddali. Miała nadzieję, że to już koniec agonii, którą przeżywała.
-Dobrze wiesz, że ci nie powiem, Marcus. To moja wojna i nie zamierzam wysługiwać się kimkolwiek. –żachnęła się, zaciskając mocniej zęby. Doskonale wiedziała, że to niebezpieczne, ale Westbrock był ostatnią osobą, która powinna wiedzieć. Był Ślizgonem, więc nie dość, że skopałby dupę koledze z domu, to jeszcze skopałby dupę koledze z domu. Tak, masło maślane, ale wiadomo o co chodzi. Poza tym, to nadal nie zmieniłoby niczego. Margo nie przestałaby wchodzić mu w drogę, a tamten nie przestałby drażnić ją na każdym kroku.
I choć dzisiejsza sytuacja była niebezpieczna, wiedziała że jutro będzie gorzej. Będzie musiała się odegrać, będzie musiała znaleźć zaklęcie, które sprawi mu nieopisany ból. Odkryć eliksir, który poda mu niespodziewanie. Dorwać go w sytuacji sam na sam lub zrobić to wszystko dyskretnie, a tym bardziej niespodziewanie. Tyle opcji, tyle możliwości.
Podniosła się na równe nogi i musiała przytrzymać się ściany żeby nie upaść pod wpływem zawrotów głowy. Kiedy jednak przeszło pochyliła się nad chłopakiem i złożyła czuły, przyjacielski pocałunek na jego policzku.
-Chyba faktycznie muszę trochę podszkolić cię z eliksirów, mogłeś mnie zabić. –wymruczała, nawet ze swojego miejsca dostrzegając w szafce buteleczkę z bladoróżowym płynem. Wywar żywej śmierci. Aż zadrżała na myśl, że mogłaby go przyjąć.
-Ale teraz.. –zaczęła, sięgając do kieszeni swojej szaty. Wiedziała czego szuka i po chwili wyciągnęła blanta z szerokim uśmiechem na ustach i podała go chłopakowi. –Zrelaksuj się, bo blady jesteś.
Margo
Ślizgon działał jej strasznie na nerwy, a każde kolejne jego słowo sprawiało, że coraz mocniej zaciskała pięść i musiała walczyć sama ze sobą, aby mu nie przyłożyć prosto w ten jego wyszczekany pysk. Usłyszawszy pierwsze jego słowa, jeszcze nad sobą panowała, ale gdy Westbrock zamiast się przymknąć, kontynuował swoje wywody, Elis nie wytrzymała. Nie była dłużej w stanie słuchać tych jego głupich gadek. Wyprostowała więc dłoń, z zaciśniętą pięścią, celując prosto w jego nos, nie przejmując się tym, że mogłaby mu go złamać czy mogłaby się polać krew. Co prawda lepszym rozwiązaniem byłoby chwycenie różdżki i wymierzenie nią prosto pomiędzy jego oczy i wypróbować zaklęcia, o którym mówiła mu wcześniej, jednak nie miała pojęcia jak je później odwołać i czy przypadkiem nie uszkodzi go trwale, a takich kłopotów wolała sobie w tym momencie swojej edukacji po prostu oszczędzić.
OdpowiedzUsuń- Nadal jesteś pewny, że jesteś tym, czego pragnę? - Warknęła ostro, przyglądaj mu się z zaciekawieniem, zastanawiając się nad tym czy zaraz z jego nosa wypłynie stróżka krwi. - Otóż, odpowiem za ciebie. Nie jesteś i nie będziesz. Niczego od ciebie nie chcę, to ty łazisz za mną. I wyobrażasz sobie bóg jeden wie co... i wiesz co? Gówno ode mnie dostaniesz, Marcus! - Dodała jeszcze mocno poirytowana, rozmasowując obolałą pięść. Spotkanie z jego nosem wcale nie należało do przyjemnych, chociaż poczuła ulgę. Nienawidziła, gdy chłopcy traktowali ją w taki sposób, a Ślizgon działał jej na nerwy w szczególny sposób.
- Dawaj kasę, inaczej nie idziesz ze mną dalej. - Oznajmiła nagle stanowczo. Musiała go skutecznie ukrócić i dać do zrozumienia, że takie żarty to nie z nią.
wkurzona Elis