Olivia Greengrass
[ Slytherin | VI rok ]
[ Klub Ślimaka | Koło Zielarskie ]
[ Londyn | czysta krew ]
[ Slytherin | VI rok ]
[ Klub Ślimaka | Koło Zielarskie ]
[ Londyn | czysta krew ]
Zawsze jej życie pełne było marzeń, spełnianych jeszcze zanim zdążyła o nich pomyśleć; uśmiechów, sztucznych i wyuczonych, bo niemal każdy z nich był wyłącznie elementem gry; przyjęć, na których z wiecznie uniesioną głową udawać należy, że nie jest to tylko teatrzyk; i przyjaźni, które niemal dało się wycenić i nadać im termin ważności.
Jej życie było bajką, ale taką, w której rozkosz w jednej sekundzie zmienia się w ból, przyjaciel zostaje wrogiem, uśmiech znika z twarzy, a krew tężeje w żyłach, stając się zimniejsza niż lód. Jednak wciąż było bajką, prawda?
I zawsze była właśnie taka. Niezdrowo ambitna, dążąca do celu nawet po trupach, przekonana, że wszystko jej się należy, a Ziemia będzie się obracać w wyznaczonym przez nią kierunku. Myślała, że nikogo nie potrzebuje, zawsze doskonale poradzi sobie sama i wygra niezależnie od okoliczności, bo przecież do tego została stworzona. Ma to w głowie, w genach i w każdej kropli swojej nieskazitelnie czystej krwi. I myślała, że nie potrzebuje nic więcej. Myślała, że zakrzyczy miłość i przypomni sobie jak to jest nie kochać nawet samej siebie, bo lepiej nie czuć nic, niż oddać komuś kontrolę nad własnym życiem, okazać słabość, wypaść z gry…
Powiązania: Christopher Zabini, Roxanne Weasley, Arthur Black, Artair Avery, Elis Greyback
[W sumie tu chyba łatwiej coś będzie wymyślić, bo oboje są czystej krwi, więc mogą się znać przez rodziców z jakichś balów czy innych imprez ;) Można nawet jakąś odegrać, niemal sami dorośli, ewentualnie jakieś młodsze dzieciaki, a w podobnym do nich wieku tylko oni, więc w sumie byliby skazani na swoje towarzystwo :D Co do relacji to mogłyby być one neutralne, choć niekiedy nieco sztywne, bo w sumie chyba ich mało łączy prócz szkoły i Klubu Ślimaka ;)]
OdpowiedzUsuńARCHER
[Miło widzieć nową damską przedstawicielkę Slytherinu. Olivia wydaje się idealną damą, zapewne znacznie lepiej radzącą sobie od Lyanny we wszelkich grach i intrygach towarzyskich, choć i nie bez szkód dla własnej osoby. Jednak chyba każdy kto decyduje się już na tą grę, musi liczyć się z konsekwencjami. Od siebie przewrotnie życzę właśnie tego by Liv w końcu z niej jednak wypadła. Choć na te parę szkolnych lat, bo jak nie teraz to kiedy? A poza tym życzę również wielu udanych wątków na blogu, zwłaszcza takich nie pozwalających zasnąć w nocy :)]
OdpowiedzUsuńLyanna
OMG <3333
OdpowiedzUsuńCiekawa postać o ślicznym wizerunku ;) <3
OdpowiedzUsuń[Powodzenia z Olivką, Julka! Zabawne trochę, że ma na nazwisko Greengrass i chodzi na koło zielarskie. Tak wiem, bardzo śmieszne.]
OdpowiedzUsuńnie przyznam się, bo mnie znajdą za to niskie poczucie humoru
[Dobra... to trzeba coś po protu ustalić i to napisać. Daj mi jeszcze chwilę na przemyślenie wszystkiego XD]
OdpowiedzUsuńNowy Avery
[Ah, konkret babka a takie sobie cenię :D Baw się dobrze, pączuszku! <3]
OdpowiedzUsuń[Witam na blogu i życzę dużej ilości weny! <3 Gdyby Olivce zdarzyłoby się wpaść do Skrzydła Szpitalnego to chętnie ugoszczę, w razie potrzeby na jakiś ciekawy i/lub skomplikowany damsko - damski to też zapraszam ;)]
OdpowiedzUsuńVictoria
[Arystokraci chyba wychowywani są na bezduszne roboty ;c Niby bajka, ale jakaś smutna z tego jej życia.
OdpowiedzUsuńHej, cześć i miłej zabawy z drugą postacią ;)]
Isleen Dunne
[ Wspomnienia, skarbie <3 ]
OdpowiedzUsuń[Ona to by Bucka pewnie zjadła i przeżuła, za podejście to życia, głupie poczucie humoru i rzucanie papierowymi samolocikami. Niefajne powiązania też są fajne XD (tak, takimi właśnie dowcipami rzuca Buck) dlatego jeśli masz chęć i pomysł, zostawię maila: cathylambre@gmail.com]
OdpowiedzUsuńDybuck Sheeridan
[Może właśnie podczas wakacji spotkają się na jednej z takich imprez i postanowią po jakimś czasie się z niej urwać? Przez przypadek trafią do jakiejś gorszej dzielnicy Londynu i zostaną napadnięci przez grupkę mugoli? Nie wiem, jestem po pracy i ledwo myślę :c]
OdpowiedzUsuńARCHER
[Czołem! Treść karty była używana do innego wizerunku i nazwiska na poprzednim Hogwarcie. Może dlatego Ci nie świta. :)
OdpowiedzUsuńJeśli zapragnę wątku damsko-męskiego, możesz być pewna, że wpadnę <3]
Elijah
Oblizał usta, czując na nich słonawy posmak przyniesiony morską bryzą i uśmiechnął się tak jak tylko przy niej – szczerze i beztrosko. Olivia Greengrass była powierniczką jego sekretów od kiedy pamiętał, towarzyszyła mu na wszelkich rozdmuchanych bankietach i pomagała je przetrwać (przy odrobinie podkradniętych z rodzinnych zapasów alkoholi było to nawet wykonalne). Rozumieli się bez słów, a ich przyjaźń wyrosła nienaturalnie naturalnie na podwalinach z arystokratycznych kłamstw, kalkulacji i manipulacji. Było mu w jej towarzystwie dobrze i lekko bez kolejnych naciągniętych na twarz masek. Ostatnio zaczynały mu coraz bardziej ciążyć…
OdpowiedzUsuńDorzucił kilka gałązek do ogniska, między płomieniami przyglądając się Liv. Co by było, gdyby się nie przyjaźnili…? Czekałyby go o wiele nudniejsze bale, więcej wyćwiczonych uśmiechów i z pewnością samotne gapienie się nocami w gwiazdy. Większość osób z rodów patrzyła w niebo jedynie by sprawdzić pogodę bądź sprawiać wrażenie zamyślonych czy rozmarzonych. Nie wierzyli, by to mogło dawać coś więcej. On jednak czuł ogarniający go całkowicie wewnętrzny spokój, kiedy wodząc wzrokiem po kolejnych konstelacjach, zdawał sobie sprawę z tego, że jest coś silniejszego od gniewu matki i więzów krwi. Wszechświat, los zapisany gdzieś dawno temu…
– Zagrajmy w grę, Liv – rzucił nagle, brutalnie przerywając ciszę i podnosząc się na łokciach, by lepiej widzieć przyjaciółkę. – Co by było gdyby…? – Uniósł brwi, jakby rzucał w ten sposób wyzwanie. – Co by było gdybym zmienił kolor włosów twojego nowego kochasia? Zdaje się, że przyjeżdża w sobotę? – mruknął, sugestywnie puszczając oko.
Byli niczym pionki w grze. Od małego wychowywani według pewnych schematów, by wpisywali się wyśmienicie w role szablonowych zimnych arystokratów. Wiedzieli aż za dobrze, że każdy gest ma znaczenie, a każde słowo jest na wagę złota. Ile razy lepiej milczeć, niż powiedzieć za dużo; chociaż trzeba mieć też gadane. Jak szybko można się wkupić jednym doskonałym uśmiechem, jak łatwo można wszystko stracić. I jak niepotrzebne w tym wszystkim są emocje, a ważna chłodna okrutna kalkulacja. I że przyjaźń jest niepotrzebnym obciążeniem, a miłość to bagno, którego należy unikać bardziej niż ognia. Zresztą… wychowani zostali z lodowcem zamiast serc, czyż nie?
jaki piętnastoletni Zabini jest śmieszny
Była jedną z tych nielicznych czwartoklasistów, którzy zostali wpuszczeni na imprezę w Pokoju Wspólnym Krukonów. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jedynym powodem było jej nazwisko oraz bycie siostrą Freda Weasleya, duszy każdej imprezy. Nie narzekała jednak, jako że zamierzała wszystkim udowodnić swoją wartość poza pochodzeniem. W końcu była znacznie sprytniejsza niż jej ukochany braciszek, który nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, iż zwinęła mu małą paczuszkę Śmiechawek ze sklepu ojca. Teoretycznie w jej wieku posiadanie ich było nielegalne, jednak dla Roxanne nie miało to żadnego znaczenia. Jej znajomy, mugolak, powiedział jej kiedyś, że mugole nazywają podobne substancje narkotykami, i różnią się właściwie jedynie tym, iż uzależniają i robią ludziom papkę z mózgu. Śmiechawki były pod tym względem bezpieczne.
OdpowiedzUsuńZapukała do drzwi Pokoju Wspólnego, i zanim usłyszała pełną treść pytania zadanego jej przez kołatkę, ktoś otworzył je przed nią na oścież.
– Hej, Roxanne przyszła! – zawołała Charlie Hitchcox, Krukonka z siódmego roku, która właśnie dostała ofertę stażu w Departamencie Duchów w Ministerstwie pod warunkiem, że dobrze zda Owutemy, i zdążyła obwieścić to już całej szkole w trakcie śniadania.
Brat Weasleyówny siedział na jednej z wygodnych niebiesko-brązowych kanap i prowadził zawziętą dyskusję z Chrisem Zabinim oraz dwoma Puchonami, których dziewczyna kojarzyła jedynie z widzenia. Pomachał do niej, wywołując u niej lekki uśmiech. Zabini za to spojrzał na nią spode łba, jakby chciał powiedzieć, że nie ma zamiaru akceptować jej głupich pogróżek. Zawsze to robił, i zawsze przegrywał, jako że doskonale wiedział, że Roxanne miała na niego największego haka ze wszystkich.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając jakiejś znajomej twarzy, która nie byłaby zajęta rozmową z kimś innym. Nie chciała wyjść na niegrzeczną lub, jeszcze gorzej, nudną, gdyby rozmowa nie szła tak, jak to zaplanowała. Nie znosiła niezręcznych sytuacji.
Nagle jej oczom ukazała się dobrze znajoma buzia. Olivia Greengrass stała przy stole w kącie pokoju, nalewając podejrzanie wyglądający poncz do półprzezroczystej, czerwonej szklanki. Włoski na karku Roxanne drgnęły lekko, a jej policzki ledwie widocznie poróżowiały. Uśmiechnęla się kącikiem ust i ruszyła w stronę dziewczyny, z którą tak naprawdę odbyła zaledwie kilka konwersacji.
Pamiętała jednak, że czuła pewnego rodzaju szczęście i swobodę, gdy ponad dwa tygodnie wcześniej sączyła z Liv piwo kremowe w Trzech Miotłach, i gdy obie chichotały na widok śmiesznie wyglądającej kobiety przypominającej ropuchę, która nie mogła powstrzymać czkawki, a potem wypluła swoją sztuczną szczękę na stół.
Wzięła jedną z kolorowych szklanek do ręki, po czym sięgnęła po łyżkę wazową, aby również nalać sobie trochę tajemniczo wyglądającego płynu.
– Hej – powiedziała, spoglądając na Ślizgonkę kątem oka.
[Nie jestem najlepsza w zaczęciach, ale się rozkręcę! <3]
Roxanne
Od zawsze było im najlepiej we dwójkę. Rozumieli się bez słów. Na bankietach wystarczało jedno spojrzenie Liv rzucone przez całą salę, by Zabini – niczym rycerz – zjawiał się u jej boku i uwalniał ją od nieciekawego, denerwującego, odrażającego (niepotrzebne skreślić, inne dopisać) delikwenta. Jeszcze kiedy były z nich małe berbecie widocznie pracowali nad tym systemem – matka do dzisiaj wypomina mu, jak to plastikowym mieczykiem zdzielił po głowie jednego z Rosierów, kiedy ten usiłował pociągnąć Liv za warkoczyk. On sam z całego wydarzenia pamięta jedynie, że miecz miał zieloną rękojeść z otwartą paszczą węża…
OdpowiedzUsuńKiedy ktoś za bardzo wchodził im w paradę, znajdowali sposób, by pozbyć się tej osoby. I to niejednokrotnie. Jakaś przylepa chcąca błyszczeć w towarzystwie, bo pokazuje się z Greengrass i Zabinim? Out. Dzieci myślące, że mogą dołączyć się do zabawy? Out. Kolejny wymarzony przez rodziców partner życiowy dla któregokolwiek z nich? Out, out, out. Zawsze potrafili ukrócić swoje towarzystwo, jednocześnie w żaden sposób nie oczerniając swojego wizerunku. Byli mistrzami w swoim fachu, niczym linoskoczkowie poruszając się po cienkich linach rozpiętych nad przepaścią zwaną towarzyską klęską. Byli kameleonami.
– Skoro to twoja matka was umawia, raczej nie mam powodów! – Wywrócił oczami, w myślach przywołując ostatni wybór pani Greengrass, wyjątkowo zresztą nietrafiony. I to, jak jakimś cudem skończył, tańcząc na środku parkietu z mopem… dzięki czemu resztę wieczoru mogli spokojnie spędzić razem.
Otworzył usta, unosząc wysoko brwi. Atria Flint. No cóż. Chyba najdłuższa bliska relacja, jaką Zabowi udało się kiedykolwiek nawiązać z kobietą i prawdopodobnie większość szkoły już widziała ich jako parę… Ale Chrisowi było daleko do nazywania czegoś związkiem. Chyba za wiele naoglądał się w życiu takich fantastycznych tworów. Atria była naprawdę piękna, wielu bez wahania określiłoby ją ideałem. A już na pewno jego matka, z pewnością byłaby gotowa już zacząć planować zaręczyny…
– Atrię? – wydusił z wysiłkiem, zaraz chwytając butelkę z piwem i pociągając solidny łyk. Otarł usta, po czym zerknął w niebo, jakby tam mógł odnaleźć odpowiedź. – Podejrzewam, że by odmówiła i w bardzo arystokratycznym stylu pokazała nam wszystkim środkowy palec, dodatkowo spluwając mi na twarz. – Uśmiechnął się krzywo, wyobrażając sobie taką sytuację. – I tyle. Tak by się to skończyło. Sama doskonale wiesz, że teraz nawet kiedy idzie korytarzem, patrzy wszędzie, tylko nie na mnie. – Wzruszył ramionami. – Co by było gdyby jednak nowy kochaś okazał się w końcu niczego sobie? – rzucił szybko, chcąc jak najszybciej zejść z niewygodnego tematu. Ale był pewien, że Flintówna jeszcze wróci w ich rozmowach. I to nie raz. Dopóki Olivia nie pozna prawdy, nie odpuści, zwłaszcza jemu.
ten co to prawdy nie chce powiedzieć
[O, teraz chyba dobrze trafiłam. No, wyczaiłam, że są współlokatorkami, więc przydałby się jakiś wątek ze ślizgońskim piżamaparty w tle. Poza tym, cały czas łapię się na tym, że chcę kliknąć twoją pannę w linkach, bo widzę swoje własne osobiste imię XD A że wszystkie Olivie są fajne (hehehe) to chodź do mnie :D]
OdpowiedzUsuńClaire
Mimowolnie uśmiechnął się, przypominając sobie minę Ministra, gdy jego syn perfekcyjnie robił z siebie gwóźdź wieczoru. Cóż, dlatego należy znać swój umiar w piciu. I nie zostawiać nigdzie półpełnego kieliszka, ups. Czasami zupełnie nie potrafili odmówić sobie typowych arystokrackich zachowań, drobnych przytyków, które rządziły tym światem.
OdpowiedzUsuńPoprawił się nieco nerwowo na miejscu, wiedząc, że Liv tego wieczoru nie odpuści. Chociaż tak naprawdę... chciał jej wszystko dokładnie opowiedzieć. Mimo że nie było to coś, czym chciałby się chwalić na prawo i lewo - z Liv mógłby podzielić się wszystkim.
- Podejrzewam, że wtedy zaspokoiłbym twoją ciekawość i przestałabyś na każdym kroku pytać mnie o nią. - Wzruszył ramionami bez przekonania, po czym opróżnił butelkę i zaczął obracać ją w dłoniach. - A mi pewnie byłoby lżej - westchnął, wybijając wzrok w ognisko. - Co by było gdybym powiedział ci, że... to ona chciała to zakończyć? Co by było gdybym powiedział, że... że może się do niej... no nie wiem, przywiązałem? Że może mi jej brakuje? - Był wdzięczny Liv, że mu nie przerywała. Zacisnął powieki, czując niespotykane szczypanie. To tylko dym. - Co by było, gdybym powiedział ci, że chciała mnie zaciągnąć do łóżka?
ok, plan był inny, a wyszło co wyszło,
ale obiecałam to i jest!
...czasem nawet można na nas liczyć, shock!
Mimowolnie się uśmiechnął. Zaskoczenie, jakie wywołały u przyjaciółki jego słowa, rozbawiły go, mimo powagi rozmowy. Gdy usiadła bliżej, ze swobodą, jaką wypracowali między sobą przez te wszystkie lata, objął Liv, opierając głowę na jej ramieniu. Sprawa z Flint gryzła go jak prawie nic innego. Sam nie do końca rozumiał, co się właściwie stało i jak do tego doszło – i chyba właśnie dlatego cały czas zbywał pytania Olivii dotyczące nagle zerwanej relacji. A na dodatek było mu z tym wszystkim jakoś głupio. No bo jak to – on, ten Zabini, odtrącony i to jeszcze w taki sposób? Nawet przed najlepszą przyjaciółką ciężko było mu się do tego przyznać.
OdpowiedzUsuń– No, wiesz… Flint jest ładna. Bardzo. Sam nie wiem, jak to się tak naprawdę zaczęło. Chyba całowaliśmy się na jakiejś imprezie. – Pokręcił głową jakby z politowaniem nad samym sobą. – I jakoś to poszło. Sama mówiłaś, że… że to wygląda zaskakująco dobrze jak na mnie. – Słowa zdawały się same z niego wypływać. – No i chyba z luźnej relacji, nie wiem nawet kiedy, zaczęło wyrastać… coś. Problem w tym, że ona poczuła to chyba bardziej. I chyba niestety chciała mi to udowodnić. Czy ludzie naprawdę tak o mnie gadają? Przecież jeszcze nigdy nikogo nie zaciągnąłem do łóżka! – Głos mu się załamał. Wiedział, że uchodził za zimnego dupka, ale nie spodziewał się, do jakiej rangi to mogło urosnąć… Owszem, całował wiele ust, niektórych nawet nie pamiętał. Ale wciąż, miał jedynie piętnaście lat, nie myślał dotąd o zaciąganiu koleżanek czy kolegów w ciemne kąty, by posunąć się kilka znaczących kroków dalej niż zwykle. – A… a potem zaczęło się psuć. Chyba trochę to zawaliłem. A to przecież miało szanse, prawda? – Gwałtownie podniósł się z miejsca, przeczesując włosy palcami. – Ale ja naprawdę nie mogłem… Wiesz, wszystko prysło, kiedy zaczęła mówić, że jest gotowa, by… jak jej zależy… i że naprawdę… – westchnął z irytacją, zwracając się twarzą ku morzu. – Nie wiem. Nie potrafiłem. A potem czułem się źle. I nie umiałem nawet normalnie z nią rozmawiać. No i jakoś tak wszystko się spieprzyło.
nagle gaduła
[W takim razie chyba administracja coś przegapiła, bo tak mówi zakładka 'dormitoria' :) więc przepraszam w takim razie, zaufałam zakładce i nie zerknęłam na rok Liv]
OdpowiedzUsuńClaire
(Dziękuję za miłe słowa, ja tym razem wątku na pewno nie odmówię. :> Zgłaszam się pod Olivią ze względu na jej kreację oraz dom i zaryzykuję pytaniem czy to ona mogłaby być tą byłą dziewczyną Arthura? Gwarantuję dramy. Jeśli tak, to daj znać, a ja odezwę się z jakimiś konkretami na GG.)
OdpowiedzUsuńarthur
[Cześć, dziękuję za powitanie. Wizja jakiegoś ślizgońskiego gangu złych dziewczyn (i nie tylko, a może tylko?) wydaje się naprawdę kusząca! Mi damsko-damskie, przy dobrym powiązaniu w ogóle nie przeszkadzają i mam wrażenie, że tutaj jesteśmy w stanie coś ustalić ciekawego. Zwłaszcza, że są na tym samym roku i z tego samego domu XD]
OdpowiedzUsuńElis
Sama nie wiedziała, co dokładnie robiła na tej imprezie. Nie umówiła się z żadnymi znajomymi, właściwie to przyszła tu sama jak palec, licząc trochę na to, że z biegiem czasu wszystko się rozkręci, i będzie się dobrze bawić z nowymi ludźmi. Jedyną osobą, którą znała na tyle dobrze, by móc odbyć z nią jakąś dłuższą konwersację, był jej brat. Olivia leżała gdzieś pomiędzy ludźmi będącymi jej przyjaciółmi a tymi, których właściwie nie znała. Ku jej zdziwieniu dogadywała się ze Ślizgonką niezwykle dobrze pomimo jej energetycznego usposobienia oraz nadmiaru ekscytacji. Była jednak sprytna i całkiem inteligentna — nawet teraz rozglądała się po pokoju Krukonów, myśląc, że mógł być to jej Pokój Wspólny, gdyby w panice nie błagała Tiary Przydziału o przydzielenie jej do Gryffindoru, jako że był tam jej brat.
OdpowiedzUsuńNie narzekała jednak na swój dom. Coby nie było, Roxanne była Weasleyem i w czerwono-złotych szatach czuła się jak ryba w wodzie. I tak kolegowała się z ludźmi ze wszystkich domów, więc nie bardzo odczuwała to zaszufladkowanie w danych barwach, o których czasem mówili inni uczniowie.
Popatrzyła podejrzliwie na swoją szklankę, w której znalazł się podejrzanie wyglądający napój w kolorze pomarańczowo-różowym. Następnie skierowała spojrzenie ciemnych oczu odziedziczonych po Angelinie na Olivię krzywiącą się od smaku trunku.
— Aż tak źle? — spytała, przełykając ślinę.
Odetchnęła cicho i pochyliła się nad ponczem, po czym chwyciła szklankę oraz upiła całkiem spory łyk. Jej twarz momentalnie się skrzywiła. Zmarszczyła brwi i spuściła głowę, przykładając sobie dłoń do ust. Starała się na wypluć lub, co gorsza, zwymiotować wszystkiego na stół.
— Merlinie... — mruknęła. — Myślałam, że picie Ognistej bez popity było najgorszą rzeczą, której kiedykolwiek spróbowałam.
Odsunęła od siebie napój, po czym rozejrzała się po pokoju, upewniając się, że Fred nie patrzył w jej stronę. Zapewne zauważył już brak jego Śmiechawek przed imprezą, jednak nie sądziła, aby oskarżył ją o kradzież. W końcu Roxanne była jeszcze za młoda, by wiedzieć, czym tak naprawdę były magiczne pigułki, prawda?
Widząc, że jej brat wciąż zaciekle dyskutował z Zabinim i teraz już tylko jednym Puchonem, jednocześnie polewając wszystkim kolejną rundę Ognistej, uśmiechnęła się przebiegle. Pochyliła się w stronę Olivii, by zbliżyć swoje wargi do jej ucha. Nie wiedziała, czemu czuła aż tak wielkie podekscytowanie.
— Liv, mam Śmiechawki. Nie będziemy pić tych sików — szepnęła, po czym odsunęła się na wystarczająco dużą odległość, aby móc zobaczyć reakcję Ślizgonki, i popatrzyła na nią pytająco. — Chcesz?
Buntownicza Roxanne
[Cześć! Cieszę się, że karta Bree w końcu przestała tylko wisieć w przeglądarce i zainteresowała cię na tyle, że mimo niechęci do damsko-damskich chcesz spróbować coś napisać! Nawet nie wiesz, jak mi z tego powodu miło, zwłaszcza że miałam trochę wątpliwości odnośnie Bree, nie byłam pewna, jak się przyjmie :) Postanowiłam wpaść do Liv, bo karta mnie oczarowała; uwielbiam taką lekkość, a jednocześnie treściwość! W dodatku dobrałaś przepiękne zdjęcie! Nie jestem pewna, jakie Olivia ma podejście do szlam, bo od tego będzie zależało, jaką relację uda nam się wykombinować, czy będzie się przechylała raczej w stronę pozytywną, czy negatywną. Bree, mimo że dość mocno zamyka się w swojej skorupie i pozostaje nieufna w stosunku do innych, wykazuje się dużymi pokładami empatii, więc nawet jeśli Liv próbuje ukryć swoje prawdziwe uczucia za fałszywym uśmiechem, pewnie w jakiejś części potrafiłaby rozszyfrować tę grę. Z drugiej strony to dążenie po trupach i przekonanie, że wszystko się jej należy, są czymś, czego Bree nie akceptuje i nie potrafi zrozumieć. Jeżeli Liv zgodnie z przekonaniami większości czystokrwistych Ślizgonów posiada uprzedzenia względem mugolaków, a już zwłaszcza tych z Gryffindoru, wtedy Bree nie pozostanie jej dłużna i między dziewczynami może istnieć duże napięcie. To na razie takie ogólne rysy, bo nie wiem, w którą stronę bardziej chciałabyś się kierować, na pewno jednak uda nam się wymyślić jeszcze jakieś komplikacje :) ]
OdpowiedzUsuńBree Prescott
[Dzięki za miłe słowa. :D Wpadam do pierwszej postaci z podpisu, ale liczę na twoją pomoc w wyborze pani, z którą coś napiszemy, bo jak autor ma więcej nić jedną postać, to ja mam ten problem, że nie wiem, na kogo się zdecydować i nie wiem, kto koniec końców będzie lepszy. Podpowiesz mi coś?]
OdpowiedzUsuńNico
[O wow! Ja sama tak wcale nie myślałam, pisząc to, ale jak tak teraz myślę, to w sumie racja. :D Mogłoby tak być. :)
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero odpisuję, ale pracowałam nad czymś i musiałam poświęcić na to swoje wątki i ustalenia. Na wątek mam jak najbardziej ochotę i również uważam, że można stworzyć coś ciekawego! Dziś jednak jestem wypruta z weny, więc zapraszam na maila: gjexann@gmail.com i jutro coś wymyślimy. :)]
Amasai Langdon
Gdyby Arthur Black był poetą, na pewno związek jego i Olivii porównałby do podróży statkiem po oceanie – raz spokojnym, a raz tak wzburzonym, że nie sposób go okiełznać. Chyba oboje sami nie do końca wiedzieli dlaczego sprawy między nimi potoczyły się tak, a nie inaczej. W końcu mogli już dawno ze sobą skończyć i każde z nich miałoby święty spokój – ale nie – oni woleli zapalczywie brnąć w coś, co było jedynie śmieszną namiastką związku. Bo relacja, jaka między nimi panowała daleka była od czegoś czym definiuje się prawdziwy związek dwóch osób – miłością. Najwidoczniej żadne z nich nie chciało być tym, które jako pierwsze zakończy ich wspólny eksperyment bycia razem. I choć wiele sytuacji wskazywało na to, że to ich ewidentny koniec, za każdy razem coś sprawiało, że jednak zaczynali od nowa. Arthur stawiał na beznadziejną formę przywiązania do drugiej osoby, bo jakby nie patrzeć ich dwójka wytrzymała ze sobą – i jak na nich – naprawdę długo. Black raczej nigdy nie spodziewał się tego, że będzie w stanie tolerować kogoś poznanego w Hogwarcie przez tak długi czas. Albo coś musiało być jednak na rzeczy, albo on sam nie do końca wiedział czego dokładnie potrzebuje.
OdpowiedzUsuńByły jednak momenty, uświadamiające go w fakcie, że jednak Olivia nie jest mu obojętna. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo prawdą było, że to nie sama Greengrass była dla niego istotna, a jego męska duma i status ich związku, który za każdym razem kiedy coś się między nimi stało, szedł w obieg i był tematem numer jeden przez jakiś czas.
Kiedy ujrzał przez zupełny przypadek Olivię i Christophera, przemykających nad rankiem przez zamek, nie czuł ukłucia żalu czy zazdrości. Czuł złość, spowodowaną tym, że ktoś inny mógłby ich zobaczyć i zacząć gadać.
Jednak relacja, w jakiej tkwili nie pozwalała mu na tak oczywiste zwrócenie uwagi dziewczynie – jeszcze by pomyślała, że naprawdę coś do niej czuje. A przynajmniej tak mu się wydawało. Bo kiedy zobaczył ich razem na śniadaniu – wesołych i uśmiechniętych – miał ochotę machnąć różdżką i zasznurować Zabiniemu usta, żeby już nigdy więcej się do niej nie odzywał.
Nie pomagała świadomość, że Ślizgon jest jedynie jej najlepszym przyjacielem – w końcu Arthur nie zabraniał im spędzania czasu razem, ale kiedy godziny zamieniały się w całe dni, czuł, że po prostu tak być nie może. Bo przecież co pomyślą inni?
W tym roku luty był wyjątkowo mroźny, więc już po niespełna paru minutach czuł jak zamarzają mu dłonie. Powinni zostać w zamku, jednak tym razem Black postanowił, że przejdą się po błoniach – z dala od innych – z dala od Zabiniego. Rozdrażnienie spowodowane tym, że Olivia miała czas spotkać się z nim dopiero teraz, wieczorem, nadal w nim kiełkowała, jednak postanowił zdusić w sobie jej zalążek z racji jutrzejszego dnia.
Walentynek.
Nigdy nie sądził, że będzie świętować coś tak idiotycznego, a jednak jakaś część niego nie mogła się doczekać jutrzejszej sielanki, ponieważ w końcu będą mogli ten czas spędzić we dwójkę, tylko on i ona.
– Mam wrażenie, że ta zima trwa już wieczność – mruknął, nie do końca wiedząc od czego zacząć rozmowę. Żałował, że nie mógł po prostu się jej spytać co dziś robiła czy jak minął jej dzień. Dlaczego? Przyczyna była bardzo prosta – nie miał ochoty słuchać o tym, jak to wspaniale bawiła się w towarzystwie jej najlepszego przyjaciela. Nienawidził, gdy o nim mówiła.
Chcąc jak najszybciej odgonić od siebie nieprzyjemne myśli, złapał ją za rękę i schował ich dłonie do kieszeni jego szaty. Nigdy nie czuł tak zwanych motyli w brzuchu, kiedy się dotykali ale lubił miękkość jej skóry. Za każdym razem miał wrażenie, że ciepło jej ciała działa na niego uspokajająco. Być może i to było również bodźcem, dla którego nie chciał tego zakończyć.
arthur
[Hej ho! Kojarzę obie twoje postaci z poprzedniej odsłony, licząc, oczywiście (!), że czegoś nie przekręciłam. Zauważyłam natomiast, że wolisz ustalone powiązania, dlatego mnie dużo łatwiej byłoby wymyślić coś, niż wybrać spośród twoich pań. Stąd moje pytanie: czy skłonna byłabyś wysunąć mi tę postać od siebie, która cierpi na niedobór wątków/powiązań lub wskazać, którego z moich chłopców wolałabyś do gry? :D]
OdpowiedzUsuńArs/Deuce/Aleister
– Nie jest najgorzej. Zresztą za chwilę może zrobi mi się cieplej – odparł, a na jego twarzy pojawił się ledwo widoczny, dwuznaczny uśmieszek. Rzadko żartował, więc jeśli już cokolwiek o zabarwieniu zabawniejszym wypływało z jego ust, oznaczało to, że albo było jakieś święto, albo po prostu był w towarzystwie Liv. Nie miał pojęcia z czego to wynikało, że przy niej w pewnych kwestiach czuł się nieco swobodniej. Zupełnie tak jakby to, że jest dziewczyną, sprawiało, że łatwiej było mu się otworzyć. Nabrać do siebie trochę więcej dystansu – oczywiście tyle ile było to w jego przypadku w ogóle możliwe. I gdzieś podświadomie wiedział, że nie ma to nic wspólnego z tym, że są razem, a wynika bardziej z tego, że nie są tej samej płci. Przy chłopakach za bardzo się spinał, żeby nie powiedzieć, że czasem wprawiali go w dziwny dyskomfort. Zawsze tłumaczył sobie to swoją męską dumą, jednak prawda była zupełnie inna i wkrótce miał się o tym przekonać na własnej skórze.
OdpowiedzUsuńKiedy tylko Olivia odwróciła się do niego przodem, objął ją w pasie i przysunął do siebie, niemalże od razu czując bijące od niej, przyjemne ciepło, którego był zdecydowanie spragniony. Ich dzisiejszy, szybki pocałunek był dla niego niewystarczający. Pragnął czegoś więcej.
– Swoją drogą, chyba jesteś ostatnio nieco zabiegana, bo coś trudno mi ciebie złapać. Unikasz mnie? – zapytał, patrząc jej prosto w oczy.
To nie tak, że sam Black jakoś specjalnie wyczekiwał ich wspólnych spotkań, sam w końcu był typem samotnika i brak towarzystwa zdecydowanie mu nie przeszkadzał, jednak miał wrażenie, że ich dwójka ostatnio wyjątkowo rzadko się widywała. Przez to był niespokojny, bo nie miał nad nią kontroli, a brak kontroli prowadził do poczucia irytującej bezradności. Nie chciał aby inni uważali, że dziewczyna się nim bawi. Nie chciał być jej ofiarą. Nie mógł pozwolić na coś tak upokarzającego. Dlatego myśl o tych przeklętych Walentynkach napawała go dozą spokoju, ponieważ w końcu będzie mógł odzyskać pewność, że ten związek jeszcze ma szansę przetrwać. A przynajmniej taką miał nadzieję. Chociaż sam nie wiedział kogo tak właściwie oszukuje – siebie, ją czy innych.
– W każdym razie – zaczął, łapiąc za skrawek jej szalika, który ostrożnie odchylił aby móc zbliżyć usta do jej szyi. – Mam coś dla ciebie. Jutro wybierzemy się do Hogsmeade. Mam nadzieję, że ci się spodoba – mruknął, owiewając jej skórę ciepłym oddechem, którą po chwili niespiesznie musnął.
arthur
[Musiałam nad tym pomyśleć w tym upale, a dodatkowo odpadł mi Arsellus, co na swój sposób ułatwia nam sprawę. Chyba. Zobaczymy, bo może wcale tak łatwo nie będzie :D
OdpowiedzUsuńNa samiutkim początku myślałam, że nie zobaczę Deucenta z Liv przynajmniej w tym powiązaniu, ale… Jeśli ona jako jedyna potrafiłaby Deuce’a przekonać, aby jej pomagał w tym przedsięwzięciu i to za opłatą, to zapomniałby tymczasowo o swojej etykietce lenia. Jego realne umiejętności – już nie samo błyszczenie od czasu do czasu z przypadku – musiałyby pozostać tajemnicą między nimi :D
Pozostawałby jeszcze Aleister i tutaj byłoby chyba najmniej rozwinięte, bo przydałaby mu się koleżanka od imprez, która brałaby udział w dziwnych zabawach, takich jak chowanego w nocy z nagrodą dla ostatniego znalezionego, więc tutaj musisz wybrać co, by Ci bardziej pasowało c:]
Deucent/Aleister
[Hej, hej. :) Dziękuję za powitanie i miło, że Dean "przebił" się przez urlop. Bardzo chętnie napisałabym coś z Olivią, bo chociaż Julię można z Deanem śmiało połączyć przez Quiddicha to myślę, że tutaj byłoby ciekawiej. A ta rywalizacja między Gryfonami, a Ślizgonami zawsze bardzo mi się podobało i można byłoby to wykorzystać jakoś do wątku. Jak myślisz?:)]
OdpowiedzUsuńDean Bethell
[To prawda – przewijał się zawsze na Kronikach. Mam do niego naprawdę przeogromny sentyment (tylko dlatego był pierwszy, przed Deucentem :D), bo to jednak moja pierwsza postać na HK, ale niestety nie umiem się w niego w pełni wczuć, a wolałabym go nie zepsuć, odchodząc od pierwowzoru c:
OdpowiedzUsuńA co powiedziałabyś na zupełnie inne rozwiązanie: Liv coś, by na Deucenta miała, żeby on chciał – lub nawet niezbyt chętnie – jej pomagać za jej milczenie, to też byłoby jej gwarancją. Bądź co bądź za opłatą za sprzedaż, ale zarabiali, by na tym interesie wspólnie. Poza tym to skąd Olivia wiedziałaby, że Faradyne jest całkiem dobry w te klocki – tak naprawdę z zajęć, bo o ile często wagaruje, to niekiedy zdarza mu się błysnąć, a to jednak trochę zdradza to, że posiada umiejętności, z których podczas lekcji korzystać nie chce. Twoja Ślizgonka mogłaby zauważyć w tym potencjał i drążyć temat. Jeśli chodzi o relację to byłoby coś pomiędzy lubieniem się i nie przepadaniem za sobą, w którym tolerowaliby się wzajemnie, czerpiąc korzyści. Z tego byłby dobry materiał na wyłaniające się powoli solidne koleżeństwo z jakimś tam zaufaniem w tle. Jeśli coś takiego, by Ci pasowało, to ja to chętnie bardziej rozwinę, ale orientacyjnie wolę się dowiedzieć, jak to widzisz :D]
Deucent