They don't know what I go through



Nie lubi głupich pytań. Chyba w ogóle nie lubi pytań, bo kiedy przychodzi do odpowiedzi, nie wie co ma powiedzieć. W końcu nie pozjadał jeszcze wszystkich rozumów, żeby chwalić się swoją wiedzą. Nawet jeśli zna odpowiedź, woli zachować ją dla siebie. Na pytanie o jego dalsze życie, odpowiada po prostu: będę Nikim. Ostatnio jednak naprawdę zaczął w to wierzyć i nie sądził, że coś tak błahego może go aż tak przerazić. Bardziej chyba jednak boi się braku akceptacji ze strony ojca, który wciąż go obwinia o wypadek jego matki, która już od trzech lat leży w śpiączce w Szpitalu Świętego Munga. Żaden z przyjaciół Leonarda jednak o tym nie wie. To wydarzenie sprawiło, że zaczął dążyć do perfekcji. Godzinami przesiaduje w lochach eksperymentując i warząc eliksiry, które pomagają mu radzić sobie z atakami gniewu, paniki i zanikami pamięci. Nie lubi chwalić się swoimi umiejętnościami, więc większość osób uważa go za kolejnego przygłupa ze Slytherinu. Za coś jednak przyjęli go do drużyny Quidditcha, prawda?

Myśli, analizuje, obserwuje, kalkuluje. Nie działa lekkomyślnie. Zawsze woli zastanowić się nad swoim kolejnym ruchem, niż ulec impulsowi. Uczy się na własnych błędach. Dążenie do perfekcji nie oznacza, że jest osobą z poukładanym życiem. Pomimo obliczeń i obmyśleń, zawsze zapomni o jakiejś zmiennej i cały jego plan się rujnuje. Potem dziwi się dlaczego dostał zero punktów za zadanie, albo kosza od dziewczyny, z którą akurat był na randce. Znajomi śmieją się, że za dużo myśli przez co brak mu animuszu. On jednak doskonale wie, że problem tkwi w jego braku stuprocentowej pewności siebie. Przyzwyczajony do porażek, boi się zrobić o jeden krok za daleko, co często doprowadza go do cofnięcia się o trzy kroki w tył. I chociaż nie przyzna, że to strach go zatrzymuje przed sukcesami, to będzie wszystkim powtarzał, że on po prostu dąży do bycia Nikim. I jedyne co naprawdę go przed tym powstrzymuje, to t e oczy, które sprawiają, że chce być Kimś.

Leonard Welch
10 IX 2004, Anglia, Portsmouth, Hrabstwo Hampshire
Na zdjęciu Felix Gesnouin, w tytule Bernadette Carroll 'Laughing On The Outside', a HTML to mieszanka własnych umiejętności i Kącika Kodowania. Podobną postać prowadziłam również na innym blogu. Zobaczymy co będzie z tego Leosia. Wolę zdecydowanie wątki oparte na ustalonych już relacjach. Dramy, pościgi, wybuchy, ból i łzy bardzo mile widziane, więc śmiało piszcie z pomysłami! Najczęściej złapiecie mnie na gg (25602335). A teraz chodźcie już bawcie się z Leosiem! On taki zły nie jest!

27 komentarzy:

  1. [Nie wiem dlaczego, ale te kwiaty tak mnie rozwaliły :D postać zapowiada się świetnie, zwłaszcza że mało "przygłupów" znalazło się w kręgach Slytherinu. Wrócę jak wymyślę coś dzikiego, chyba że mnie uprzedzisz ;) Baw się dobrze!]

    OdpowiedzUsuń
  2. [O! I to nazywa się porządny układ. Męskie czy nie, dodają uroku. Gregorius prawie się oczarował. Jak coś, będę walić na GG, żeby karty nie zaśmiecać ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Hej! Zacznę od tego, że piękny html. Potem powiem, że piękna treść karty. Potem, że piękne zdjęcie, a potem, że mam nadzieję, że mnie pamiętasz, bo pisałyśmy razem jak jeszcze Leoś był Gabrysiem. Jakbyś chciała coś razem pokombinować to wiesz, gdzie mnie znaleźć (a jak nie wiesz to wszystko jest pod kartą :) ) ]

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć! Na brodę Merlina, jaka śliczna karta. A kwiatki pochwalam, faceci też mogą lubić kwiatki, czemu nie! Jordan lubi piwonie na przykład, kto mu zabroni. (Flower power, bracie.) Jeśli Leoś szuka kumpla od eliksirów, to chyba mam kogoś, kto mu się nada. :D]

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  5. [Podglądałam, przyznaję się! Zazdroszczę skilla w kodowaniu i jestem pewna, że Leoś będzie miał branie :D
    Jeśli masz ochotę na wątek z moim Ilheonem, to daj znać, coś wymyślimy ;)]

    Ilheon

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ja to mam słabość do Leonardów, ech. Hej, dobrze ponownie widzieć te Twoje pięknie zakodowane karty! :D Mam nadzieję, że Twój pan odnajdzie tę pewność siebie, której myśli, że mu brakuje. Powodzenia i w razie chęci zapraszam pod moje karty! :)]

    Vincent // Priscilla

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ja chcę go połączyć z Iriną, mogłaby być w jego życiu kimś, kto wprowadzi trochę lekkomyślności i sponataniczności :D Co ty na to?]

    IRINA

    OdpowiedzUsuń
  8. [Witam. Znalazłam parę elementów wspólnych, głównie eliksiry i ta sama pozycja w drużynie, dlatego zapraszam do siebie, pewnie uda nam się coś skombinować.
    Och, i co stało się z tamtym zdjęciem? Ten sweter idealnie pasował do różowych kwadracików i ujmującego bukietu!]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  9. [Przychodzę do Pana Kfiotka z pustymi rękoma niestety, ale jestem otwarta niemal na wszystko. Liczę, że może coś mi zaproponujesz, a ja zacznę, co Ty na to? c:]

    Deucent/Arsellus

    OdpowiedzUsuń
  10. Do dormitorium potrafiła czasami wrócić tuż przed samą ciszą nocną, bo a to zasiedziała się w bibliotece, a to kręciła się po zamku ze znajomymi, ewentualnie ćwiczyła w pustej sali różne zaklęcia, których uczyła się na własną rękę. Kiedy więc wracała w końcu do swojego pokoju, szkolne korytarze zazwyczaj były już puste i tylko raz na jakiś czas spotkała innego ucznia, który również śpieszył się do dormitorium. I wydawać by się mogło, że podczas jej powrotów nie może się stać nic złego, ale to był Hogwart, tu wszystko było możliwe. Na przykład któregoś razu schody postanowiły zrobić jej psikusa i zaprowadziły ją na zupełnie inną stronę zamku, a jeszcze kiedy indziej jakiś obraz nie chciał jej przepuścić, przez co musiała zrezygnować ze skrótu i wracać okrężną drogą. Dzisiejszego wieczora zaś miała takiego pecha, że natknęła się na Irytka, który zaczął rzucać w nią balonami z wodą. I nie, niestety nie była na tyle zwinna, by uciec od jego wodnych bomb, przez co kilka się o nią rozbiły i teraz tył bluzki oraz końcówki włosów miała mokre. Nie zwracała jednak na to uwagi, zamiast tego rzuciła się do ucieczki, popiskując raz po raz, gdy kolejna bomba rozbiła się kilka centymetrów od niej.
    Liczyła na to, że Irytkowi naprawdę szybko znudzi się ta zabawa, ale przebiegła niemal dwa piętra, a ten nieznośny poltergeist nadal za nią podążał. Niby mogła schować się w jakiejś klasie, ale bała się, że do rana stamtąd już nie wyjdzie, więc wolała po prostu biec przed siebie. I tak też właśnie robiła, omal na kogoś nie wpadając, gdy gwałtownie skręciła w prawo.
    — Uciekaj!— pisnęła i złapała chłopaka za rękę, pociągając go do przodu. Dopiero po chwili zorientowała się, że to nie byle jaki chłopak, a Leonard, którego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Nie miała jednak czasu mu wszystkiego wytłumaczyć, szczególnie że sekundę później zza zakrętu wyłonił się także chichoczący Irytek, który już szykował się do rzucenia kolejnego balonu z wodą.

    IRINA

    OdpowiedzUsuń
  11. [Wiem, niech zaczną dla żartu warzyć byle co, wrzucając wszystko, co im w ręce wpadnie, póki eliksir nie dostanie nóg i nie zacznie im uciekać po całych lochach. Przy okazji mogą się nawciągać bezoaru. Co ty na to?]

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  12. [Za html należą się gromkie brawa :D Ja po czterech latach spędzonych na profilu informatycznym, niewiele ogarniam z tego zakresu XD Życzę udanej zabawy oraz owocnych wątków! Zostań z nami jak najdłużej :)]

    Mathias Rathmann/Adam Lebiediew

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Muszę przyznać, że ilość pracy włożonej w kartę powala na kolana. Brawo.
    Dziwi mnie ten jego brak pewności siebie i przekonanie, że nic nie uda mu się osiągnąć. To takie nietypowe wśród Ślizgonów. Ale zawsze to jakiś powiew nowości.
    Jeśli jest chęć zapraszam do siebie, może uda się coś wymyślić. Poza tym udanej zabawy :)]

    Andromeda

    OdpowiedzUsuń
  14. [Chcesz zaczynać, czy nie jesteś fanką?]

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  15. [Całokształt karty jakoś tak mnie rozczulił, że nawet nie wiem co mam napisać. Te kwiatki są naprawdę bardzo ładne! :D chyba tutaj przyjdę jeszcze raz, bardziej ogarnięta :D]

    Avalon i Lyall

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Odezwę się na gadu :) Tam na pewno łatwiej będzie się porozumieć i coś wymyślić]

    Andromeda

    OdpowiedzUsuń
  17. Anguis raczej nie chwalił się swoimi umiejętnościami. Wiele razy zamierzał powiedzieć Leonardowi, ale nigdy nie było dobrego momentu, nie wiedział jak to zrobić. Bał się, że Leo będzie mu robił wyrzuty, że sam się tego nauczył zamiast zaproponować mu wspólną naukę. Nie, żeby przyjaciel kiedykolwiek mówił mu, że chcę zostać animagiem. Po prostu Anguis sobie to ubzdurał.
    Jednak z drugiej strony absolutnie uwielbiał spać w postaci kota. I robił to bardzo często. Po pierwsze zawsze było mu ciepło, bo miał futro, w dodatku przemieniał się dokładniej w puchatego ragdolla. Po drugie mógł spać absolutnie wszędzie, bo koty mogły spać w dowolnym miejscu i w każdej pozycji. Po trzecie koty bywały wredne, więc niewiele osób przeszkadzało mu we śnie i zaczynało go głaskać albo drapać. Chociaż zdarzały się takie przypadki. W dormitorium też tak spał, ale zawsze czekał aż wszyscy zasną i budził się pierwszy, więc miał czas na bezpieczne zmienienie formy. Zwykle też zaciągał zasłony wokół łóżka. Tym razem jednak był wyjątkowo zmęczony i o tym zapomniał. Nie przewidział, że Leo się obudzi w środku nocy. I że go zauważy.
    Też miał nerwowe sny. Wiercił się nieco przez sen i przebierał łapkami. Dlatego od razu się nie obudził. Śnił mu się wyjątkowo głupi sen, o tym, że ktoś zmusza go do zabijania mugoli, bo nazywa się Whitethorn i jest ze Slytherinu.
    Obudził się nagle i nieco poderwał. Spojrzał na Leona wystraszony. Aż się cały nastroszył i położył uszy po sobie.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Witam na blogu! Podoba mi się ten pan. I chętnie przyjmę na klatę jakiś jego wybuch złości, krew, pot i łzy. Mogłaby go kiedyś znaleźć w jakimś nieciekawym stanie... Czy cokolwiek. Jeśli oczywiście jest ochota na wątek ;)]

    Victoria S.

    OdpowiedzUsuń
  19. Eliksiry były czymś więcej. Historia magii nudziła prawie wszystkich. Do transmutacji przydawał się wrodzony talent, astronomia i numerologia wymagały poświęcenia i wysiłku umysłowego, obrona przed czarną magią na poziomie serwowanym w szkole okazywała się średnio interesująca. A eliksiry? Jordan szczerze wierzył, że nie było w ich przypadku czegoś takiego jak mam ten talent lub nie mam go. Każdy mógł nauczyć się warzyć przyzwoite miksturki, bo to było jak z pieczeniem ciasta: należało podążać za wskazówkami i warto było dodać coś od siebie. I nie chodziło tu nawet o jakąś wyjątkową finezję — czasem wystarczyło zaryzykować i trochę drobniej pokruszyć skorupkę żmijoptaka, wolniej dorzucać bulwy cebulicy albo szybciej zamieszać składniki.
    Nikt pewnie nie potrafiłby teraz powiedzieć, kto był wtedy bardziej zdziwiony: nauczyciel, pozostali uczniowie, czy sam Leonard, kiedy jego własny Iskrzący Roztwór dosłownie zapiszczał, a potem wybuchł i wylądował na suficie, a przynajmniej takie opowieści potem krążyły po szkolnym korytarzu. Zdarzało się, że eliksiry wybuchały, ale żeby coś aż tak sknocić należało się postarać. Pewnie właśnie dlatego zaniepokojony nauczyciel postanowił załatwić nieszczęsnemu autorowi feralnego roztworu korepetycje u Jordana, który, szczerze powiedziawszy, nie był z tego powodu jakoś specjalnie nieszczęśliwy, ale nie skakał również z radości.
    Okazję do poobserwowania wiecznie siedzącego w swoim kącie Ślizgona miał przede wszystkim na spotkaniach klubu eliksirów i musiał mu przyznać jedno: był niezły. Jordan jednak bardzo nie lubił, kiedy ktoś zagrażał jego pozycji najlepszego eliksirowara na w szkole. Sprawa zrobiła się personalna, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu — rywalizacja nie zawsze musiała być przecież niezdrowa, w tym przypadku mogła motywować, by postarać się bardziej. Sęk w tym, że trafiło na piątek wieczorem. W piątek wieczorem nikomu nie chciało się pracować nad realizacją zapisanej w podręczniku formułki. A już na pewno nie Jordanowi, który zjawił się w lochach lekko spóźniony. I kiedy już się łaskawie pojawił, odkrył, że Leonard zaczął już wrzucać do rozgrzanego kociołka składniki tego nieszczęsnego Iskrzącego Roztworu, który mieli razem spróbować doprowadzić do porządku (bo tak szczerze to Jordanowi ten sam eliksir też niezbyt się udał).
    — Jak miałem ten kolor, to wrzuciłem dwie szczypty ciemiernika, patrz krok czwarty, i wyszedł mi glut — rzucił na powitanie, bezceremonialnie zaglądając Leonardowi do kociołka. — Może moja szczypta jest większa od szczypty, którą miał na myśli autor? — zastanawiał się głośno, jednocześnie czekając, aż kolega dorzuci do mikstury ten nieszczęsny ciemiernik.
    Będzie glut, czy nie będzie gluta, to Jordana w tej chwili najbardziej ciekawiło. Bo jeśli nie będzie, to zamierzał poczuć się osobiście dotknięty.

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ouch, no to chłopakowi trochę nie wyszło faktycznie. Myślę, że to mógłby być dobry pomysł, ale uprzedzam, że Ilheon może się trochę zdenerwować, bo pewnie parę osób go już w tej kwestii - mniej lub bardziej - napastliwie próbowało wypytać.
    Zacząć? ;)]

    Ilheon

    OdpowiedzUsuń
  21. [Mathias z chęcią przygarnąłby wątek z takim uczniem :D]

    Rathmann

    OdpowiedzUsuń
  22. [Dla mnie zawsze będziesz Martynką, phi. Podróże do Indii to wciąż mój wątkowy dream. Leoś jest super, kocham go bardzo bardzo, tylko nie mam pojęcia, jak go wplątać w relację z Roxanne, bo wydają mi się oni jak dwa bieguny XD]

    Roxanne

    OdpowiedzUsuń
  23. [Mi się wydaje, że jak Victoria się dowie, skąd pochodzą te blizny to się strasznie wkurwi i będzie chciała wykorzystać swoje aurorskie uprawnienia żeby go porozdzierać, on oczywiście jej powie, że to nie jest jej sprawa, że niech jej się przestanie wydawać, że jest w stanie wszystkich uratować... czy coś w tym rodzaju i dla Victorii to będzie jak spoliczkowanie, bo przecież nie uratowała kiedyś tam swojej siostry... Generalnie mam ochotę na małą dramę, w trakcie której Leonard zrobi jej potem wjazd na kwaterę i odkryje, że pielęgniarka, która na co dzień upina włosy w zgraby koczek i chodzi w schludnym szpitalnym mundurku po nocach się upija i generalnie nie radzi sobie z niczym :P Ale też przyjmę jakiś bardziej stonowany wątek :D
    P.S.: Cały czas się zachwycam kartą, a ten pan ze zdjęcia... *_* obym go nigdy nie spotkała, bo we wrześniu biorę ślub xD]
    Victoria

    OdpowiedzUsuń
  24. [Odezwałam się na gg :)]

    Mathias R.

    OdpowiedzUsuń
  25. Mecze quidditcha były dla Pris bardzo ważnymi wydarzeniami. Z jakimkolwiek by domem Hufflepuff nie grał, kapitan drużyny Puchonów przeżywała ten dzień od momentu przetarcia i otwarcia powiek jeszcze nad ranem. Zazwyczaj nie potrafiła usnąć poprzedniego dnia, kręcąc się na wszelkie strony, nie mogąc znaleźć sobie wygodnej pozycji na łóżku. O dziwo, wstawała pełna energii, którą wręcz emanowała na każdą stronę, starając się zarazić swoim entuzjazmem cały zespół, co aby podobnie jak ona, czuli się gotowi na nadchodzącą rozgrywkę. Zazwyczaj odliczane godziny mijały blondynce przerażająco szybko, a orientowała się tuż przed drzwiami na boisko, gdy cała drużyna niecierpliwie czekała na wywołanie ich na głos. Wtedy głowa Priscilli zaczynała zasypywać się niewypowiedzianymi radami, zapomnianymi słowami i przemilczanymi uwagami, których to nie zdążyła z siebie wydusić, ale stąpając po zielonej trawie było już na to za późno. Dopiero moment, w którym unosiła się nad ziemią pomagał dziewczynie uspokoić się oraz skupić na najważniejszych rzeczach. Wystarczyło zająć odpowiednio przypisaną sobie pozycję, uśmiechnąć się do pozostałych współtowarzyszy. Nawet do przeciwników, ale innym grymasem, znacznie bardziej pewnym siebie, a wręcz nawet dumnym. Bo Priscilla Blackbird była dumna ze swojej drużyny i w każdym z zawodników pokładała największe nadzieje, a wręcz całe swoje serce, by wiodło im się w trakcie gry jak najlepiej.
    Ich taktyka na ten mecz była prosta, a przynajmniej sam początek miał się taki wydawać. Zadaniem Pris było złapanie kafla zanim w swoje ręce dostanie je Ślizgon. Dokładnie w tym momencie blondynka ocknęła się, przeciwko jakiemu przeciwnikowi grali, zupełnie jakby zielone flagi wokół niej, jak i szaty Ślizgonów umykały uwadze Puchonki. Westchnęła i ruszyła, wpadając w tłum unoszący się w powietrzu. Śmignęła tuż obok żółtej szaty, która zdążyła przysłonić ją tuż przed przeciwnikiem, by w ten sposób to ona mogła złapać piłkę. Była najdrobniejsza oraz najlżejsza z całej drużyny, to też poruszała się z nich wszystkich najszybciej i najsprawniej. Problem Pris jednak polegał na tym, że bardzo łatwo było ją strącić z miotły. Z tej racji nauka podciągania stała się dla blondynki priorytetowym ćwiczeniem na każdym z treningów.
    Mecz tego dnia był trudny i bardzo wyrównany, przez co po pewnym czasie zawodnicy stawali się bardzo nerwowi. Sama Pris złapała się na tym, że tracąc kafla zaklęła pod nosem, czego nie była zwykła robić. Spojrzała ukradkiem na wynik, który nie miał zamiaru zmieniać się na korzyść Puchonów, a potem chwilę szukała ich największą nadzieję, w postaci szukającego, nie zdając sobie sprawy z tego, jakim łatwym celem stała się przez moment dla tłuczka i przeciwnych pałkarzy.

    Priscilla

    OdpowiedzUsuń
  26. [Nie będę zbytnio ukrywać, że podobają mi się obie propozycje i chętnie wzięłabym dwa te powiązania. Z tą różnicą, że w rozgrywce postawiłabym, przynajmniej teraz, na opcję z Deucentem, bo negatyw z chmurą burzową, przepychankami i iskrami w tle bardziej do mnie przemawia. Nie ograniczałabym tego jednak do boiska, niech ścinają się też na korytarzu i wdają nie tylko w potyczki słowne, ale i szarpią. Działaliby na siebie pewnie jak czerwona płachta na byka i wystarczałoby im jedno spojrzenie zwiastujące wojnę c:]

    Deucent

    OdpowiedzUsuń