Addison Hallaway
V r o k | H u f f l e p u f f | c z y s t a k r e w
patronusem ryś | bogin w ostatnim czasie zmienił formę
różdżka jedenaście i pół cala z dębu czerwonego z włosem z ogona testrala
do końca roku zawieszona za karę na pozycji ścigającej w domowej drużynie Quidditcha
Addie jest niepasującym elementem układanki, dodatkowym, zaskakującym puzzlem w pudełku, który nie jest w stanie uzupełnić obrazu, lecz stanowi intrygującą całość sam w sobie. Tenisówki w kolorze cytryny, które niosą ją przez tłum z prędkością małej rakiety odrzutowej. Donośny śmiech przypominający dzwoneczki poruszane wiatrem, który sprawia, że inni bezwiednie zaczynają się śmiać razem z nią. Nieumiejętność dłuższego usiedzenia w jednym miejscu, cały czas się wierci, podskakuje, przemieszcza, jakby jej niewielkie ciało skrywało zbyt wiele energii, by utrzymać ją w środku i z tego powodu musi pozostawać w ruchu, aby jakoś ją spożytkować. Mierzy metr sześćdziesiąt, a mimo to jej obecność wydaje się wypełniać każde pomieszczenie, w którym się znajduje, nieważne jak wielkie i przytłaczające. Nie przeszkadza jej bycie w centrum uwagi, wręcz przeciwnie, uwielbia stanowić obiekt zainteresowania, nawet jeśli sama o to nie zabiega; po prostu jej niezmordowana, optymistyczna osobowość przyciąga rówieśników niczym ćmy do ognia, zafascynowane jej wewnętrznym płomieniem. Każdy, kto jej nie zna, zapewne uznałby ją za nieszkodliwy promyczek szczęścia, ale wystarczy spędzić kilka minut w jej towarzystwie, by odkryć, jak niebezpieczna jest z niej osoba; w zielonych oczach nieustannie tlą się złośliwe, rozbrykane chochliki, jakby Addie w każdej minucie zastanawiała się, co by tu przeskrobać, a przekora to jej drugie, własnoręcznie wybrane imię. Dużo krzyczy i wymachuje dłońmi, łatwo wpadając w złość, która z reguły przechodzi jej po kilkunastu minutach, no chyba że przyniesie jej się ulubione słodycze, wtedy wybacza od razu. Legenda głosi, że kiedyś udało jej się chować urazę cały tydzień, lecz raczej nikt w to nie wierzy. Stanowczo zbyt łatwo ją podejść, ma w sobie jeszcze sporo ze słodkiej naiwności, która skrywa się pod ambicją i dość wojowniczą pozą. Jest do bólu lojalna i za przyjaciół oddałaby życie, ale brakuje jej wytrwałości i cechuje ją słomiany zapał, przez co każde hobby, którego się podejmowała, nie utrzymywało jej uwagi dłużej niż przez kilka miesięcy; jedynym wyjątkiem jest Quidditch, który kocha ponad życie i nie wyobraża sobie swojego istnienia bez powiewu wiatru w złocistych włosach, bez pewnego chwytu miotły i rzucania kafla w kierunku obręczy. Swoją przyszłość stanowczo wiąże z byciem ścigającą w Harpiach z Holyhead, chociaż władze klubu jeszcze nie są tego świadome, ale Addison nie ma wątpliwości, że poznają się na jej talencie albo ich do tego zmusi. Właściwie została wychowana przez dwóch starszych braci – starszego o siedem lat Damiena i o dwa lata Jeremy'ego, którzy zawiązali przeciwko niej koalicję, kiedy tylko dowiedzieli się, że w brzuchu mamy znajduje się dziewczynka. Otwarcie liczyli na trzeciego chłopca, aby wspólnie uprzykrzać życie państwu Hallaway, jednak szybko się okazało, że Addison jest doskonałym kompanem zabaw i w niczym im nie ustępowała, podczas gdy wraz z jej pojawieniem się na świecie matka właściwie przestała wracać do domu ze Szpitala Św. Munga, a ojciec zaszywał się na długie godziny w swoim gabinecie, projektując coraz to nowsze usprawnienia w sieci ochronnej Banku Gringotta lub podróżował po świecie, wszędzie rozpoznawany jako twórca najlepszych magicznych zabezpieczeń na świecie, który przejął fach po swoim dziadku, pradziadku i prapradziadku, zbijając niemałą fortunę w momencie, w którym Bank Gringotta zatrudnił go na wyłączność. Nigdy nie udało jej się spełnić oczekiwań rodziny, która pragnęła uczynić z niej uprzejmą, posłuszną damę z czystokrwistego rodu, a już zwłaszcza uzyskać aprobaty matki pochodzącej z rodu Flint wpisanego w poczet Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Mimo to wydaje się nigdy nie tracić zaraźliwego uśmiechu, płata najbardziej nieprzewidywalne psikusy i nie powstrzymuje się od złośliwych komentarzy. Przypomina ludzkie tornado, którego nie da się zatrzymać, zostawia za sobą chaos i jest odrobinę niereformowalna... Ale trudno jej nie lubić. Chyba.
Buźka Josephine Skriver, tytuł Rotary Na jednej z dzikich plaż.
Wracamy, bo Hogwart nie może istnieć bez Addie, a ja nie mogę bez niej funkcjonować ;) No i częściowo możecie podziękować też autorce Zabiniego, która mnie męczyła. Kochajcie ją, nienawidźcie, zawiązujcie sojusze, twórzcie wrogów, wybrednymi stworzeniami nie jesteśmy, dlatego przyjmiemy wszystkie powiązania i wątki <3 POSZUKUJEMY: kogoś życzliwego, przez kogo Addie została zawieszona w drużynie, kogoś związanego ze zmianą jej bogina, kogoś, z kim będzie mogła zdobywać Hogwart i płatać psikusy, kogoś, kto pozna także tę mniej optymistyczną stronę Addison, ktoś od szantażu i znajomości brudnych, rodzinnych sekretów też by się przydał oraz standardowo szukamy przyjaciół i wrogów, pewnie też jakieś pierwsze zauroczenia, choć z tym szarpidrutem może być ciężko, a reszta pewnie wyjdzie z czasem :D Bawmy się dobrze!
[No cześć, Ty mały potworze ♡]
OdpowiedzUsuńten męczyciel, brat z innej matki
[Ależ ona sympatyczna! :) Cześć, Addison wyszła ci naprawdę fajnie! Wydaje się naprawdę pozytywną osóbką. Dla Amasaia byłaby pewnie niczym denerwujący chochlik, tymczasem Daphne na pewno doceniałaby towarzystwo takiej osoby, choć pewnie wstydziłaby się ją poznać. :D Zapraszam do siebie, jeśli któraś z postaci cię zachęci. :) Tymczasem życzę duuuużo weny i udanej zabawy na blogu!]
OdpowiedzUsuńAmasai Langdon, Daphne Chatham
Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[Miło znowu widzieć Addie, aż się cieplej na serduszku robi. Baw się dobrze i raz jeszcze zapraszam do Adama! :)]
OdpowiedzUsuńAdam L.
[No cześć! Miło Cię widzieć! Addison chyba nic się nie zmieniła :D]
OdpowiedzUsuńCassius Carrow
[ Oj, zdecydowanie trudno jej nie lubić. Chyba... Fajnie Cię znowu widzieć, bo mimo że nigdy nie miałyśmy wspólnego wątku to jakoś tak dziwnie Kroniki bez Addie. Wpadaj do nas, jeśli tylko masz ochotę, może uda nam się coś ciekawego wykombinować ;) ]
OdpowiedzUsuńOlivia | Julia
[Hej ho! Miło widzieć tyle znajomych nicków w jednym miejscu i to w dodatku z tak ładnie napisaną kartą. Czy pamięć mnie zwodzi, czy może kiedyś twoja pani obawiała się wody? Coś takiego mi świta przy tym boginie, ale nie mam pewności. W każdym razie bawcie się przednio z Addie c:]
OdpowiedzUsuńArsellus Langhorne/Deucent Faradyne
[ Hej, cześć i czołem :) Pamiętam Twoją Addie z poprzedniej odsłony bloga, ale chyba nie miałyśmy wtedy okazji bliżej się zaznajomić. Chętnie bym to nadrobiła, szczególnie że nasze panie są w tym samym domu i na tym samym roku, więc bądź co bądź wymyśleniem im jakiejś wesołej relacji nie powinno być zbyt trudne! Myślę, że z takim wulkanem energii, jakim jest Addison, nie można się nudzić. A i ten quidditch kuszący, obie za nim przepadają… Generalnie jest sporo możliwości, a jak będą i chęci to zapraszam Cię serdecznie pod moją kartę ;) Życzę Ci udanej zabawy na blogu i mnóstwa wciągających wątków! ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
[KOCHAM JĄ NAD ŻYCIE. Nie zdajesz sobie nawet sprawy jak bardzo za nią tęskniłam! Życie Freda nie miało sensu bez najlepszej przyjaciółki. Trzeba szybko wszystko nadrobić.
OdpowiedzUsuńChodź, skarbie. Pozatruwajmy ludziom życie.]
Jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy, niepowtarzalny, ten którego uwielbiasz Freddie Weasley
[Chyba to co wcześniej między nimi było nam się nieco zaciera, jednak zaledwie rok temu Adam był jeszcze stażystą i choć jest między nimi 10 lat różnicy to co stoi na przeszkodzie, aby Adam w oczach Addie był niczym starszy brat? Oczywiście oboje mają na uwadze szkołę, dystans na poziomie nauczyciel - uczeń, ale hej, mamy wakacje! :D Teraz nie muszą się o nic martwić i znów mogą zachowywać się w pełni naturalnie :) Adam to nadal ten sam mały chłoptaś :D]
OdpowiedzUsuńAdam L.
[Cześć! Addison wydaje się być bardzo sympatyczną, acz potrafiącą zajść za skórę postacią. W razie chęci na wątek, zapraszam do Floriana. Jestem przekonana, że razem jesteśmy w stanie wymyślić coś interesującego.]
OdpowiedzUsuńKARKAROW
[Uwierz, że jemu też z tego powodu bardzo smutno, ale to jednak Gryfon pełną gębą. ;) Jeśli uznamy, że Addison zrobiła kiedyś dla Nico coś dobrego, to on zdecydowanie mógłby się odwdzięczyć i umówić ją na randkę z którymś ze smoków, które ma pod opieką. A w międzyczasie mogą wspólnie siać zamęt w Hogwarcie. Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńNico
Wypełniona po brzegi, ciężka, wyświechtana, skórzana torba opadła z głośnym pacnięciem na ziemię, sprawiając, że kilka siedzących na pobliskim drzewie ptaków zerwało się do lotu. Fred Weasley stał nieruchomo. Zmrużył oczy, skupionym spojrzeniem przesuwając po kamiennych ścianach dobrze znanego mu domu i zacisnął wargi, próbując pozbierać myśli. Od dwóch tygodni nie otrzymał od niej żadnej sowy. W czasie trwania ich długoletniej przyjaźni Addison kilkukrotnie zdołała już poprzysiąc mu wieczne milczenie, on nigdy jednak nie traktował tych gróźb poważnie. Bywały dni w trakcie wakacji, kiedy zbywała go krótkimi listami, karmiąc go jedynie strzępkami informacji ze swojego życia, by zrobić mu na złość, czasem, kiedy się zawzięła, potrafiła nie odzywać się nawet przez tydzień, sycąc się irytacją, którą wywoływała w Gryfonie. Zawsze jednak, niezależnie od tego jak bardzo była na niego obrażona, na przełomie lipca i sierpnia zjawiała się pod jego domem z kufrem pełnym ubrań i podręczników, witając go tym samym, znajomym uśmiechem, po czym przekraczała próg jego domostwa, poruszając się się po posiadłości Weasleyów, zupełnie jakby była u siebie. Jakby nigdy nic się nie stało. Tym razem było inaczej. Nie usłyszał żadnej groźby, nie zobaczył nawet jednej sowy, pukającej dziobem w jego okno ani tym bardziej uroczej blondynki stojącej przed jego drzwiami z zadziornie uniesioną głową.
OdpowiedzUsuńRozejrzał się po okolicy, upewniając się, że żaden skrzat domowy nie postanowił akurat teraz urządzić sobie spaceru po ogrodzie, po czym wykonał dwa pewne kroki przed siebie, cały czas starając się pozostać w cieniu potężnego drzewa. Oblizał wargi i zagwizdał głośno w charakterystyczny dla siebie sposób, swój wzrok skupiając na drzwiach balkonowych prowadzących do pokoju jego przyjaciółki. Czekał. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Cisza. Głucha i niepokojąca. Nie miał pojęcia, dlaczego Addie nagle przestała się do niego odzywać, był jednak prawie pewien, że o tej porze powinna była już siedzieć w swoim pokoju - w końcu nienawidziła długo spożywać kolacji ze swoją rodziną - a skoro nie odpowiadała na jego zawołanie, to albo w końcu zakneblowali ją, związali łańcuchami i wrzucili do piwnicy za jej niewyparzony język, albo stało się coś jeszcze gorszego.
Zebrał z ziemi kilka płaskich kamyczków i kolejno zaczął wrzucać je na balkon, pozwalając im z cichym stukotem odbić się od posadzki i puknąć o szybę dobrze mu znanej sypialni.
- Niech to.
Stał tak jeszcze przez chwilę, z nadzieją wpatrując się w okna, ale kiedy dostrzegł, że za jasną zasłonką nikt się nie porusza, zaklął pod nosem, oddalając się ponownie w stronę porzuconej torby. Pewnym ruchem zarzucił ją sobie na ramię i już miał się oddalić, już miał przeskakiwać przez płot do sąsiadów, stamtąd prostą drogą udać się w stronę przystanku autobusowego, kiedy… Okno w łazience. Otwarte na oścież okno w łazience. Obrzucił spojrzeniem drzewo, pod którym przed chwilą szukał schronienia. Bingo.
Podskoczył w miejscu, obiema rękami chwytając się najniższej gałęzi. Przebierał w powietrzu nogami, szukając w korze miejsca, o które mógłby je podeprzeć, w duchu przeklinając niemożność używania magii w trakcie wakacji. Podciągnął się z całej siły, jakimś cudem wdrapując się na górę. Torba ciążyła mu na ramieniu, zachwiewając jego poczuciem równowagi. Mimo to ze zwinnością godną dzikiego kota wspinał się coraz wyżej, wyobrażając sobie, co zrobi z Addison, jeśli okaże się, że po prostu udała się na drzemkę, podczas gdy on walczył o życie z grawitacją dobre trzy metry nad ziemią. Dotarł wreszcie w pobliże łazienki i modląc się do wszystkich bogów, jakich znał, puścił gałąź, której się trzymał, w panice wyciągnął ręce w stronę okiennej ramy, chwycił się jej kurczowo, a następnie przeskoczył na parapet, mając wrażenie, że serce za moment wyskoczy mu z piersi. Prędko prześlizgnął się na drugą stronę, lądując z cichym stąpnięciem na chłodnej, kafelkowej posadzce.
- Zabiję ją - szepnął sam do siebie, brudnymi rękoma ocierając pot z czoła.
UsuńRozejrzał się po pomieszczeniu, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że jeżeli w porę nie znajdzie przyjaciółki, to nie będzie miał stamtąd żadnej drogi ucieczki. Państwo Hallawayowie zdecydowanie nie należeli do osób, które widząc w swoim domu zmęczonego, umorusanego, nieproszonego gościa, zaprosiłyby go na szklankę zimnej wody z cytryną do salonu. Musiał działać szybko. Na palcach pokonał odległość dzielącą go od drzwi i przysunął do nich ucho, uważnie nasłuchując nadchodzących kroków. Z piętra, na którym się znajdował, nie dochodziły żadne odgłosy. Za to na parterze…
Uniósł dłoń, gotów nacisnąć klamkę. Ktoś go jednak uprzedził. Odskoczył jak oparzony, starając się nie wydawać z siebie żadnych dźwięków i w popłochu rozejrzał się na boki. Kryjówki brak. Na brodę merlina. Zatkał sobie usta dłonią, zupełnie jakby miało mu to w czymś pomóc i w momencie, w którym wejście się otworzyło, wskoczył na parapet, gotów w samobójczym odruchu rzucić się przez okno, byleby tylko uniknąć konsekwencji. Rzucił za siebie tylko jedno spojrzenie i… nie był pewien, co poczuł najpierw. Ulgę, złość, zażenowanie czy szok.
Pięknie zdobiona suknia delikatnie spływała po jej ciele, idealnie podkreślając wszystkie jego aspekty. Włosy miała upięte inaczej niż zwykle, makijaż był starannie zrobiony. Gdyby nie wyraz jej twarzy, zupełnie by jej nie poznał. Uśmiechnął się delikatnie, zaraz przypominając sobie o tym jak bardzo jest na nią wkurzony. No bo jak ona ma czelność imprezować, kiedy on się tak martwi, bo nie daje mu żadnego znaku życia. Chwycił się okiennej klamki, cały czas nie schodząc z parapetu i prychnął cicho.
- I co ty niby tutaj robisz, co? - warknął, nie zdając sobie sprawy z tego, jak idiotycznie to zabrzmiało.
Ninja niezadowolony z zaczęcia
Poprawimy się!
Ukochany Fredziak
[Hejka! Boję się, co może wyjść z tego, jak spotka się tych dwoje małych złośników, ale spróbujmy. :D Czy Evan mógłby być tym kimś życzliwym, przez kogo Addie została zawieszona w drużynie? Co prawda jeszcze nie wiem, jak bardzo musiałaby zajść mu za skórę, by na nią doniósł, ale w razie potrzeby coś się zawsze wymyśli.]
OdpowiedzUsuńEvan Rowle
[Dzień dobry! :D Pamiętam Addie, chociaż już sam nie wiem, czy mieliśmy jakiś wątek czy nie, ale to bardzo moźliwe, bo przecież Puchoni powinni trzymać się razem. :D Co do imienia to na pewno lepiej Ashton niż wspomniana w dzienniku Ashley, więc Ash nie powinien narzekać. ;p
OdpowiedzUsuńI zgłaszam się do poznania mniej optymistycznej strony Addison, jeśli ta rola nie jest jeszcze obsadzona! :>]
Ash Davis
[AAAADDIEEEEE! <3 Chodź na gg, intryguje mnie pomysł ze zmianą bogina <33]
OdpowiedzUsuńRoxanne/Philip
[Wiem. Fatalne Jędze robią come back po prawie 20 latach, a Nico chciałby przekonać do siebie (albo udowodnić, że nie jest takim strasznym frajerem) Addie, a że ma dwa bilety, to już swoją drogą, proponuje dziki wypad na koncert, zróbmy to pod koniec semestru, żeby przypał był, ale tylko trochę. A potem okazuje się, że dwie ulice dalej grają jeszcze Backstreet Boys. Katastrofy po drodze wskazane, pod warunkiem, że wrócą do zamku zanim zrobi się jasno, bo Nico już na pewno wyląduje na dywaniku w dyrektorskim gabinecie, jeśli da się przyłapać. Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńNico
[ Bardzo fajny pomysł, jestem za :) Wszystko tak ładnie ujęłaś, że chyba nie mam nic więcej do dodania – oprócz tego, że skoro ustaliłyśmy już ich relacje, to teraz przydałoby się pomyśleć nad konkretnym wątkiem. Swoją drogą, możliwe że jestem ślepa albo zapominalska (lub oba naraz…), ale nie kojarzę za co Addie została usunięta z drużyny? Coś przeskrobała i dlatego zamiast śmigać w powietrzu musi siedzieć na trybunach? Bo pomyślałam, że jeśli tak i trochę nabałaganiła, to może nasze panie postanowiły spróbować przywrócić Addie do łask trenera/nauczyciela, który ją zawiesił? Tylko musiałabyś mi podpowiedzieć co się stało, to wtedy pokombinowałybyśmy nad tym, co można by poradzić :) ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
[Twój chochlik jest cudny i od razu daję się porwać na wątek! Jim na pewno chętnie by się przy niej zakręcił, żeby pewnego osobnika zirytować, bo takiej panny nie da się nie zauważyć; mógłby się z nią tak dla zabawy przekomarzać, i co byś powiedziała, gdyby zaprosił ją gdzieś podczas ostatniego wypadu do Hogsmeade przed wakacjami, a w czasie samych wakacji mogliby popisać listy (zabiłabym za wątek imitujący powieść epistolarną, ale nie namawiam, bo nie wiem, czy by nam pasowało, no i nie każdy lubi), może spotkać się parę razy? :D]
OdpowiedzUsuńspóźniony James Potter
[Spoko, wybaczam podglądanie, bo już kilka osób przyznało się do tego w bardziej lub mniej otwarty sposób xD
OdpowiedzUsuńCieszę się za to, że karta jak i postać spodobały się aż tak. O tak, hiena bez wątpienia pasuje do niego... przez wzgląd na to jaki jest teraz oraz jaki był w poprzednich wersjach ;p Sądzę, że fakt iż tak do siebie nie pasują, może być właśnie zapowiedzią świetnego wątku ;) Można zrobić im taką cichą wojnę xD]
Kurtz
[ Hej, już na samym początku takie trafne spostrzeżenie! W filmach to wynagrodzili i tam ich sparowali, więc przynajmniej można sobie obejrzeć jak Neville krzyczy, że szaleje za Luną, nawet jeżeli nie da się o tym przeczytać w książce :) Dziękuję za przywitanie (przyznam szczerze, że mnie trochę przytłacza ilość osób na blogu i publikujących się kart, przez co nie nadążam z zauważaniem kto się pojawił) i od razu zapewniam, że jestem bardzo chętna na wątek, bo wyszła Ci świetna panna! Uwielbiam takie pozytywne postacie, a jej energia aż bije z karty, przez co mam ochotę wpędzić ich dwoje w jakieś kłopoty :) Spytam na samiutkim początku czy lubisz zaczynać od relacji, choć chyba na to jesteśmy skazane, skoro jeden rok, a Puchoni z Krukonami zazwyczaj miel zajęcia. Widziałabym relację pozytywną, może nawet w pewnym sensie przyjacielską. On był jej głosem rozsądku, ona z kolei potrafiła go skutecznie rozruszać. Jakoś to specyficzne połączenie działało, bo on tylko udaje takie niewiniątko (zwłaszcza przed samym sobą)... Mógł grozić jej szlabanami jeżeli nie zarzuci jakiegoś pomysłu, co oczywiście było wyjątkowo mało wiarygodne... A ostatecznie i tak był jej (bardzo opornym) pomocnikiem w niektórych psikusach, argumentując to próbą powstrzymania jej... Co nigdy nie wychodziło :) Ach, no i dzięki temu już by się przy niej tak nie peszył, taki plus :) ]
OdpowiedzUsuńLys
[ Uuaaa… a ja spodziewałam się jakiegoś młodzieńczego wybryku z wymalowaniem farbą dormitorium przeciwnej drużyny lub przypadkowym potłuczeniem zaczarowanej, tysiącletniej wazy. A tu takie buty… Kurczę, nie wiem czy w takim wypadku pomysł z próbą przywracania Addie do drużyny w ogóle by wypalił… i skoro Mae do tej pory nie wiedziała za co Addie została ukarana, to co popchnęłoby Twoją pannę do wyznania całej prawdy? Przypadek...? ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
[Cześć! Pewnie, że Addie może być promyczkiem, który rozproszy mrok. Jej charakter wręcz idealnie nadaje się do tej roli. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie za powitanie Havoca i tyle ciepłych słów pod jego kartą. ;)]
Havoc
[Mi to bardzo odpowiada, a Adasiowi jeszcze bardziej :D Na Addie będzie czekała mała niespodzianka w postaci obrączki na palcu Lebiediewa. Tylko jeśli to nie problem to może załóżmy, że Addie przyjeżdża do Adasia w połowie sierpnia? Bo on wcześniej na szalonych wakacjach był :D I ukocham za zaczęcie <3]
OdpowiedzUsuńAdam L.
[Hmm, podoba mi sie pomysł bo Dan jest jak najbardziej zdolny do szantażu, jeśli może osiągnąć tym coś konkretnego ;p Pomysł z napadem i odcięciem od świata, świetny zwłaszcza, że na pewno będą musieli współpracować, aby wydostać się z budynku!]
OdpowiedzUsuńKurtz
[James w swoim mniemaniu zasługuje na swój własny, oddzielny grobowiec, najlepiej wykuty z marmuru i ozdobiony złotem, niech go potomni zapamiętają przynajmniej w taki sposób :D Mi by pasowało, żeby ta znajomość to była taka bardziej nowa rzecz i flirty od samego początku, bo Addie jest zbyt fajna, żeby sobie psuć wieloletnią relację z nią. A tak, to Jamie w którymś momencie może się zorientować, że kuuurczę, ona jest jednak spoko, lepiej jej tak nie wykorzystywać bo niezły materiał na znajomą, ale pewnie będzie już za późno i panna odpali murder mode.
OdpowiedzUsuńI wiesz co no, kupiłaś mnie tym Quidditch Qampem, listy odpadają, bierzemy to :D]
znowu spóźniony James
[Pewnie, że tak! ;) Mam koncept, lecz jego postać przybiera formę raczej zarysu. By zrealizować ten wariant, Mike i Addie musieliby spełnić jedno, mało skomplikowane założenie- szlaban, wspólny szlaban, acz przewinienia mogły się od siebie diametralnie różnić. Kara natomiast miałby niezbyt skomplikowaną konstrukcje. Obejmowałby po prostu sprzątanie bardzo zagraconego i brudnego pomieszczenia, w którym znalazłby się mebel z boginem w środku. Havoc nie potrafi sobie poradzić z kształtem swojego. Od razu dostaje ataku paniki i paraliż zawładnie jego ciałem, czego w zasadzie bardzo, a to bardzo się wstydzi. Hallaway wcieliłaby się tutaj w rolę wybawicielki, a on twierdziłby, że uratowała mu życie i jednocześnie prosiłby ją o dyskrecje. Na tym z grubsza poległaby ten pielęgnowany przez wiele lat dług wdzięczności, chociaż w tym wypadku jest to kwestia góra dwóch lat. :D]
OdpowiedzUsuńMike Havoc
[Nie, to ma jak najbardziej sens, postaram się tym zająć w najbliższym czasie ;).]
OdpowiedzUsuńNico Svanidze
Prychnął.
OdpowiedzUsuń- Jesteś pewna, że to twój pokój?
Wypowiedziane półgłosem słowa zabrzmiały bardziej kpiąco niż by tego chciał. Kiedy zaskoczenie wywołane niespodziewanym pojawieniem się dziewczyny minęło, jego serce zaczęło bić nieco spokojniejszym tempem, a oddech stał się bardziej równomierny, rozejrzał się z niedowierzaniem po sypialni. W pierwszej chwili omotany emocjami błądząc po pogrążonym w półmroku pokoju, zupełnie nie zwrócił uwagi na zmieniony wystrój pomieszczenia. Wszystko było nie tak. Śnieżnobiałe firany i delikatne zasłony dobrane idealnie pod kolor ścian prezentowały się nienagannie - z karnisza zniknął szalik Hufflepuffu zawsze buntowniczo odznaczający się na tle jasnych falban. Zupełnie nie pasujący do wystroju, ale idealnie pasujący do Addison. Na zdobionej komodzie zabrakło miejsca na ich wspólne zdjęcia z ubiegłych wakacji - nawet na to, na którym oboje pochłaniali gigantyczne gofry, siedząc na niepozornej skałce tuż przy brzegu morza. To, na którym Gryfon miał cały nos ubrudzony od bitej śmietany, to, na którym Puchonka śmiała się w niebogłosy chwilę przed tym jak jedzenie wpadło jej do wody. Później do tej wody wpadł również Fred. Nie było książek wspólnie przemyconych z Działu Ksiąg Zakazanych, nie było plakatów, które sumiennie wyrywali z co ciekawszych magicznych czasopism, nie było niczego. Sypialnia stała się pusta. Zupełnie jakby pokój wcale nie należał do jego Addie, tylko do Addie z rodu Hallawayów, wypranej z emocji i wszelkich słusznych wartości pustej kopii jej własnej matki, babki i prababki. Do Addie jaką miała być, a jaką zdecydowanie nie powinna. Jakby w końcu komuś udało się stłumić w niej wszystko to, co tak bardzo w niej kochał. Zgasić bunt, który nadawał sens wszystkiemu. Ale to był przecież tylko pokój, prawda?
Zwiesił na chwilę głowę, cały czas nie ruszając się z parapetu. Smutek wreszcie przezwyciężył gniew towarzyszący mu od kiedy Puchonka przestała odpowiadać na jego wiadomości. Do tej pory wypierał go z siebie, obracając wszystko w złość. Gdy jednak wieczorny, letni chłód zaczął przenikać jego ciało, wdzierając się przez otwarte okno jej sypialni jakby prosto do jego serca, cała gorejąca w nim wściekłość wyparowała. Odczuwał tylko żal i niewysłowioną tęsknotę. A przede wszystkim niczego nie rozumiał. Musiał dowiedzieć się wszystkiego, by pozbyć się tego okropnego uczucia.
Wziął głęboki oddech i wyprostował się, wpijając chłodne spojrzenie w tył pleców Addison. Obojętny ton jej głosu ranił go niczym sztylety, ale w tym momencie nie mógł pozwolić sobie na kolejną chwilę słabości. Nie da jej się tak łatwo spławić, nie teraz, kiedy zaszedł tak daleko, dosłownie zdzierając sobie skórę przez wspinaczkę po ogromnym drzewie. Wyprostował się, w końcu puszczając klamkę otwartego na oścież okna i obiema dłońmi chwycił się parapetu. Zwiesił nogi po stronie jej pokoju, przechylił lekko głowę w bok i uśmiechnął się zadziornie, czując jak jego ciało zalewa ponownie fala gorąca. Odchrząknął.
- Gdybym skoczył, wysłałabyś chociaż sowę pożegnalną czy wciąż byłbym ci tak obojętny jak teraz?
Nie doczekał się odpowiedzi. Nie miał pojęcia czy Addison w ogóle go usłyszała. W jednej chwili jego serce zaczęło bić dwa razy szybciej, maska aroganckiego Gryfona zniknęła, a on poczuł jakby w końcu dostał to, na co tak długo czekał. Wzdrygnął się nieznacznie, słysząc huk przewracającego się w akompaniamencie spadających na podłogę wsuwek krzesła. Posłusznie pozwolił ściągnąć się z parapetu i stał nieruchomo, w kompletnym szoku, przypatrując się nagłej zmianie w zachowaniu dziewczyny.
- Addie…
Wyrzucała z siebie słowa jedno po drugim w takim tempie, że Weasley nie do końca łapał ich sens. Wyciągnął dłonie przed siebie, próbując uspokoić blondynkę, ale żaden delikatny gest, żadno muśnięcie nie było w stanie powstrzymać zatroskanej, temperamentnej Puchonki przed zagłaskaniem go na śmierć.
Usuń- Addie!
Powiedział to trochę zbyt głośno. Na krótką chwilę jego serce przystanęło. Cisza, która do tej pory panowała w sypialni zgęstniała. Widział, jak dziewczyna wstrzymuje oddech i zaczyna nasłuchiwać. Szum odgłosów z dołu nie zmalał. Po kilku sekundach, które zdawały ciągnąć się w nieskończoność, wypuścił cichutko powietrze, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że również nabrał je do płuc i przeniósł wzrok na swoją przyjaciółkę. Napotykając jej spojrzenie, nie potrafił opanować emocji. W jednej chwili porwał ją w ramiona, przyciągając ją do siebie najmocniej jak tylko się dało. Zupełnie nie przejmował się tym jak bardzo gniecie jej tę kompletnie niepasującą do niej sukienkę, jak mocno ściska jej ręce. Wplótł palce w jej poplątane włosy i przytulając policzek do jej czoła, westchnął cicho. Ulga.
- Nie pozwolę ci ode mnie uciec - odparł tylko w odpowiedzi. - Nie pozwolę ci uciec, ty wredna małpo. Martwiłem się o ciebie. - Odsunął się nieznacznie, chcąc znowu spojrzeć w jej oczy. Jego policzki płonęły od nadmiaru gotujących się w nim emocji. - Moi rodzice nie wiedzą, że tu jestem. Wymknąłem się - wzruszył nonszalancko ramionami, by następnie uśmiechnąć się w typowy dla siebie, zawadiacki sposób. - Przybyłem uwolnić cię z wieży, bezradna księżniczko.
Zaśmiał się cicho, widząc grymas pojawiający się na jej twarzy. To była Addie, za którą tęsknił. To była Addie, której potrzebował. To była Addie, której mimo wszystko jeszcze nie wybaczył. Otworzył usta, by dodać coś jeszcze, ale nagle zamarł, czując jak dreszcz przecina jego kręgosłup. Głośny tupot kroków na schodach nie mógł oznaczać niczego dobrego. Impreza skończona. Rozejrzał się gorączkowo po sypialni, ponownie czując się kompletnie zagubionym. Co państwo Hallaway zrobią, jak zastaną go w takim stanie w ich nieskazitelnym domu? To nie był Hogwart, nie było tu tajemnych przejść ratujących przed nadchodzącą katastrofą. Zerknął na Puchonkę, czując jak serce wali mu w piersi.
- Zwiewamy, gdzie pieprz rośnie czy masz jakąś dobrą wymówkę?
Zerknął w kierunku okna. W najgorszym wypadku skoczy.
ten wyjątkowy i niezawodny lew Gryffindoru, który się trochę nam tu rozmazgaił
Love ya xoxo
[Powiem tak, będzie z tym ciężko, bo niedługo mam wyjazd, a do nadrobienia trochę odpisów i już jedno zaczęcie obiecane. Dlatego ładnie proszę o zaczęcie z twojej strony :D]
OdpowiedzUsuńKurtz
[To co, robimy burzę mózgów? :D]
OdpowiedzUsuńNoah White