Może to nie raj, ale to nie raj, nie raj macht frei.


VI klasa // Hufflepuff 

Gdyby ją zapytano, co ceni w życiu najbardziej powiedziałaby, że ludzi. Ludzi, którzy podali jej pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziła, gdy była sama. I co ciekawe to właśnie przypadkowe spotkania wpływały na jej nasze życie. Chodzi o to, że gdy wyznaje się pewne wartości, pozornie nawet uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ona miała szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazła i dziękuje życiu, dziękuje mu. Życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość. Wielu ludzi pyta ją o to samo „Ale jak ty to robisz? Skąd czerpiesz tę radość?”. A ona im odpowiada, że to proste. To umiłowanie życie - to ono właśnie sprawia, że dzisiaj na przykład buduje maszyny, a jutro, kto wie, dlaczego by nie, odda się pracy społecznej i będzie ot, choćby sadzić… marchew. 

Dla Nancy było wręcz oczywiste, że trafi do Hufflepuffu. Wszyscy z jej rodziny tam trafiali. Nie było  więc żadnego zdziwienia na jej twarzy, gdy Tiara Przydziału głośno wykrzyczała ten dom. Był spokój, opanowanie, pewność siebie i zmarszczka na czole od zamyślenia, kiedy zmierzała do stołu Puchonów. Przez pierwsze kilka lat nauki traktowano ją jak niewidzialną, mało kto pamiętał o tej szczupłej blondynce z nosem w książce, która przesiaduje non stop w bibliotece. W Pokoju Wspólnym rzadko ją można zauważyć. Poza przyjacielem Alfredem i kotem Rubenem nie utrzymuje większych znajomości, choć czasem zdarza jej się przypadkowo wdać w dyskusję na temat magicznych zwierząt. W ubiegłym roku przez krótki czas była obiektem plotek, przez incydent na lekcji eliksirów i istnienie Nancy zostało zauważone. Jej kociołek wybuchł opryskując toksyczną masą dwa rzędy ławek. W efekcie ubrania siedzących nieopodal Ślizgonów i Puchonów został wyżarte i trafili na Skrzydła Szpitalnego z poparzeniami. Podobno jej rodzice musieli wziąć kredyt, żeby spłacić szkody psychiczne i emocjonalne ofiar. 

Kolekcjonuje zegarki, zarówno te mugolskie, jak i czarodziejskie. Najbardziej przepada za kieszonkowymi. W przyszłości chciałaby pracować ze smokami. Jej ulubionymi przedmiotami jest zielarstwo, historia magii i opieka nad magicznymi stworzeniami. Prywatnie bardzo sympatyczna dziewczyna, która nie lubi znajdować się w centrum uwagi. Poświęca dużo czasu na naukę i ogrywanie Alfreda w szachy. Ma określone cele, do których dąży i nie lubi, gdy coś nie idzie po jej myśli. W tłumie traci pewność siebie. 

Pierwszy akapit to oczywiście Skryba z Asterixa i Obelixa, >klik<. Nancy Stewart zalinkowana piosenką Lao Che. Na zdjęciu Jodie Comer z Thirteen i My Mad Fat Diary. Serdecznie polecam oba seriale.

Witam i zapraszam do wątków. Jestem otwarta na szaleństwa.

24 komentarze:

  1. [Cześć! Nancy niby taka niepozorna, ale jednak wzbudza sympatię. I ona, i Buck mają za sobą Incydenty także coś ich łączy. XD Miłej zabawy i w razie chęci, a już najbardziej jakiegoś pomysłu zapraszam do Dybucka.]

    Dybuck Sheeridan

    OdpowiedzUsuń
  2. Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jak ja kocham Puchonów! Hej cześć!
    Nancy wydaje się naprawdę ciekawa, więc z chęcią znajdziemy dla niej miejsce w limiciku (i oby się tam utrzymała, bo zrobił mi się w nim jakiś nadmiar mężczyzn...) i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Hm, jakaś burza mózgów na mailu?]

    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć! Jakie kochane stworzenie z tej Puchonki :3 Miłej zabawy na blogu!]
    Victoria/Justin

    OdpowiedzUsuń
  5. [włamywanie się do działu ksiąg zakazanych to jest to! Zwłaszcza, że Angie może zmieniać się w kota więc łatwiej mu się przecisnąć w wąskie miejsca etc.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ale musisz poczekać, bo mam jeszcze z 3-4 odpisy do napisania :P]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Jaaaka fajna ta Twoja pani, rzeczywiście taka akurat do irytowania :D Ze strony Jamesa mogę spokojnie takie granie na nerwach zaproponować, ewentualnie coś odrobinę innego - sprawa wygląda tak, że Jima z pewnym panem, którego jeszcze na blogu nie ma, łączy bardzo specyficzna relacja i w ramach denerwowania tegoż pana Potter mógłby się dość otwarcie do Nancy poprzystawiać, tak tylko, żeby znajomego, kolokwialnie mówiąc, wkurzyć. A jeśli być wolała coś spokojniejszego i bardziej cichego, to mogę też zaprosić do Vincasa, bo Nancy sporo z nim łączy, nawet pomijając fakt, że są teraz razem na roku.]

    James Potter | Vincas Salge

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie miał kompletnie ręki do roślin, więc jego kariera zielarza skończyła się rok temu. Anguis potrafił ususzyć nawet kaktusy. Jednak miał doskonały talent do zwierząt. Nie wiedział czy jego umiejętności związane z animagią mają z tym jakiś związek, czy te dwa fakty są niezależne. Tak czy siak z opieki nad magicznymi stworzeniami miał doskonałe wyniki i z miłą chęcią uczęszczał też na zajęcia dodatkowe z tego przedmiotu. Tam też poznał m.in. Nancy. Anguis był Ślizgonem, ale zdecydowanie nie był stereotypowym członkiem tego domu. Nie gnębił czarodziejów o innym statusie krwi niż czysta. Sam takowej nie miał, więc jakie miałby do tego prawo?
    Razem z Nancy poświęcali godziny na szukanie nowych informacji w bibliotece. Czasem razem zakradali się do Zakazanego Lasu, aby samodzielnie obserwować różne stworzenia. Zawsze było im mało. Zawsze chcieli wiedzieć więcej, najlepiej rzeczy, których nikt inny nie wiedział.
    Anguis zamknął opasłe tomisko.
    - Chyba przeczytaliśmy wszystko w zakresie magicznych stworzeń, co jest w tej bibliotece...- westchnął.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Kiedy kot jakiejś postaci nazywa się jak twój ex. XD
    Cześć! Nancy przeurocza, choć pewnie dupek Amasai miałby z niej cichą polewkę. Ale on się nie zna po prostu, pff! Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić na blogu! <3 Nancy naprawdę wzbudza sympatię, więc myślę, że ci ich nie zabraknie. :D Jeśli będziesz miała chęci albo pomysł, to zapraszam, jakoś wcisnę tę istotkę do grafiku wątków (że tak to nazwę XD)!]

    Amasai Langdon

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ty zły, zły, niedobry człowieku co mnie odciąga od #prawdziwejpracy Ty]

    Nawet w wakacje ciężko było opędzić się od roboty, to fakt. Od studiowania dziwacznych, mocno nadgryzionych zębem czasu manuskryptów, przez wertowanie opasłych tomiszcz, aż do przelania esencji własnych badań na papier, Leopold miał pełne ręce roboty. Tak pełne, że po raz pierwszy w ciągu ostatnich 72-ów godzin oglądał światło dnia. Światło dnia zresztą oglądało go z niekrytą wzajemnością, dziwiąc się, że można mieć tak podkrążone oczy.
    Jedyne co można mu oddać, to to, że naprawdę nie miał co robić - a studiowanie staroceltyckich ksiąg, jakkolwiek rzygogenne, było wspaniałą alternatywą do spędzania czasu w towarzystwie rodziców. Takie właśnie to szczęście w nieszczęściu, że w domu zostało ich tylko pięcioro - on, Margo i Marion, z dodatkiem Anthony'ego i Clementine, którym bardziej zależało na dalszym rozwijaniu swojego magicznego przez "M" biznesu. Starsze rodzeństwo albo wybyło w świat, albo sprowadzało na niego kolejne zastępy Crowleyów i - cóż - tylko Leopold poczuwał się do kontynuowania naukowego dzieła.
    Jego chwilowe znużenie tematem badań nie usprawiedliwiało jednak wtargnięcia, no dobrze, małego najścia, którego dopuściła się Nancy.
    Chłopak niechętnie obrócił się na krześle. Poznał ją już po szybkim, rytmicznym pukaniu i równie szybkiej sekwencji otwierania i zamykania ciężkich, dębowych drzwi. Z zainteresowaniem spojrzał na wyraźnie poruszoną dziewczynę - to zaledwie drugi raz od... jakichś 3 miesięcy? kiedy Nancy zwracała się do niego bezpośrednio. Co prawda, sam był sobie winien, niemniej...
    -Ale nie zamierzasz w ramach podziękowań odesłać mnie do skrzydłą szpitalnego? - odparł, mimowolnie uśmiechając się na widok jeszcze większych rumieńców na jej twarzy. - Niech zgadnę. Potrzebujesz schowka?

    OdpowiedzUsuń
  11. Leopold przewrócił oczami, widząc to małe stworzonko szybko znikające w rękawie Nancy. Mało to razy był świadkiem, jak dziewczyna taszczyła do domu klatkę z jakimś cudacznym potworkiem, aby dumnie oznajmić rodzicom, że zostali posiadaczami *wstaw_odpowiedni_gatunek*? Mało to razy szmuglował jej niuchacze uśpione w szkolnym kufrze? Nancy zawsze potrzebowała schowka. A Leo zdawał się być jedynym, który schowki posiadał.
    -Dwa zwierzątka?- wycedził, sięgając powoli do jej włosów. Nieśmiałek wdrapał się na ramię dziewczyny i obserwował go zza kurtyny niesfornych włosów. Chciał go złapać - przecież znał nieśmiałki, wiedział, że najlepszą strategią jest zapewnienie im cichego miejsca i takiej ilości jajeczek elfów jaką dadzą radę przeżreć, ale... - AU! - syknął, marszcząc brwi i szybko zabierając palce z zasięgu zwierzęcia. Nieśmiałek ugryzł go, widać w obawie, że stanie mu się coś złego, powodując niewielkie rozcięcie na palcu wskazującym.
    -A to drugie? - burknął, wyciągając różdżkę, aby przywołać sobie odpowiednią na tę okazję maść. Torba zasłaniała mu widok, ale trzęsła się nieznacznie, z różną częstotliwością, co tylko poszerzało jego wyobrażenia o jej zawartości.

    OdpowiedzUsuń
  12. Crowley westchnął, nie tylko dlatego na jej nieudolne przysładzanie. Pięknie, miał więc nieśmiałka uwieszonego na szyi i chochlika obijającego się w klatce, w dodatku wyraźnie kapryśnego i już mocno niezadowolonego z faktu że jest w całkiem nowym miejscu...
    -Oszalałaś.- oskarżycielsko wycelował w dziewczynę palcem, wciąż nieco brudnym od krwi. - Ja wiem, że niedaleko stąd do Kornwalii, ale to jest trochę przesada, nawet jak na człowieka otwartego umysłu.- odburknął, zezując na chochlika spode łba.- Wiesz, że one niszczą wszystko co stanie im na drodze. Serio nie mogłaś wybrać czegoś mniej... no wiesz... absorbującego? Na przykład pierwotniaków? - westchnął, niedbale machając różdżką w stronę okna, aby je zamknąć. Dopóki Nancy była w pokoju, istniała szansa, że Fiołek będzie się zachowywał. - Wypuść go zanim zrobi sobie krzywdę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Crowley skrzywił się nieznacznie, czując jej chłodną dłoń na swojej. Zanim jednak zdążył jakoś to skomentować, Nancy ruszyła na palcach w kierunku drzwi i...
    Po raz kolejny przerwócił oczami.
    -Czekaj. Odwrócę jej uwagę. - mieszkając pod jednym dachem z Margo i wiedząc jak złośliwa potrafi być, nietrudno było się domyślić jak jego młodsza siostra mogłaby zareagować na widok Nancy wyłaniającej się z pokoju Leopolda. Wyprzedził więc dziewczynę i zdecydowanym ruchem otworzył drzwi do pokoju, stając twarzą w twarz z...
    -Marion? - burknął, jedną ręką odpychając dziewczynę od drzwi. Mimo wszystko, smarkula próbowała wywinąć się i spojrzeć do środka (powodzenia swoją drogą, mając brata wysokiego na 1,9 m), więc wykręcił jej rękę do tyłu, powodując, że młoda wykręciła piruet na palcach i oparła się ciężko o jego tors.- Nie wścibiaj nosa w nie swoje sprawy - mruknął jej ponad uchem, trzymając dziewczynę mocno, w oczekiwaniu aż Nancy ulotni się z jego pokoju. Nie zmieniało to jednak faktu, że Margo i jej dzwoniące jak Notre Dame szklanki zbliżały się powoli do szczytu schodów...

    OdpowiedzUsuń
  14. Oczywiście, że nie znali tomów z Działu Ksiąg Zakazanych. Uczniom nie wolno było tam wchodzić. Poza tym, nie bez powodu te tytuły zostały zakazane - Anguis słyszał plotki, że są tam książki o czarnej magii, z czasów, kiedy praktykowanie i nauka tego rodzaju czarów nie była jeszcze zakazana. Ale pewności nie miał. Nawet podczas swoich wieczornych spacerów w postaci kota nie zapuszczał się tam, chociaż żelazna krata, która odgradzała te dwie części biblioteki nie miała wąskich prętów i dałby radę tam wejść gdyby chciał. Nie był jednak pewny czy nie ma tam innych zabezpieczeń.
    - No...nie mamy - mruknął, ale podniósł się, aby znaleźć historię Hogwartu, jakieś stare plany i inne rzeczy, które pozwolą mu ustalić czy działu bronią jakieś zaklęcia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Leopold uwielbiał te chwile zawieszone w czasie, kiedy wszystko i nic wydaje się mieć miejsce w jednej sekundzie. Z jednej strony trzymał w żelaznym odcisku młodszą siostrę, szarpiącą się z siłą buńczucznego kuguchara, z drugiej komedię jednej aktorki, w którą bawiła się Nancy i otwarte na oścież drzwi do pokoju, gdzie...
    Na szczycie szafy harcował już fioletowy stworek, poznający zakamarki Leopoldowej jaskini. I nic nie robił sobie ze skradającego się ku niemu niebezpieczeństwa...
    El Fuego sunął bowiem z brzuchem przy podłodze, ostrożnie stawiając łapę za łapą na grubym dywanie.
    -Fuego, nie!- warknął chłopak, dając susa w kierunku kota i popychając Marion w głąb korytarza, prosto w stronę ledwo rzuconego zaklęcia Margo... - Pterificus totalus!- rzucił krótko, niedbale machając różdżą w kierunku swego pokoju, unieruchamiając wszystko w zasięgu wzroku, poza nieśmiałkiem trzymającym się jego kołnierza.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Masz mnie za ten pierwszy akapit, wybierz sobie cokolwiek, a Ci wymyślę. I dzień dobry!]

    Vincent // Priscilla

    OdpowiedzUsuń
  17. Anguis chodził dość pewnie między regały. Spędził w tej bibliotece mnóstwo godzin przez lata nauki w Hogwarcie, więc wiedział gdzie może szukać książek związanych z daną tematyką. Dzięki czemu bez pomocy bibliotekarki znalazł interesujący go, obszerny tom z historią Hogwartu.
    -Musimy sprawdzić czy dział ksiąg zakazanych ma jakieś zabezpieczenia poza kratą...wydaje mi się to zbyt błaha przeszkoda, aby była jedyną, to w końcu szkoła magii...pomóż mi. Weź to - wskazał na równie obszerną księgę jak ta, którą trzymał w rękach - i znajdź rozdział z opisem biblioteki. To książka opisująca poszczególne pomieszczenia, może tam będzie coś interesującego - dodał spokojnie i ruszył w drogę powrotną do porzuconego przez nich stołu.

    OdpowiedzUsuń
  18. [A wiesz, że takie dwustronne wykorzystywanie się byłoby nawet ciekawe? Nancy mogłaby wiedzieć o tym, że Jim próbuje komuś działać na nerwy takim przystawianiem się do kogo popadnie, a James z kolei kojarzyłby, że panna do kogoś wzdycha, więc tak by mogli sobie nawzajem pomóc, co Ty na to? :D Oczywiście musieliby się do tego co najmniej znać, a najlepiej lubić.]

    James Potter

    OdpowiedzUsuń
  19. [Imhotep! Juz uwielbiam Nancy za to nawiazanie do "Asterixa(...)", bo to jedna z moich ulubionych komedii, jesli nie ulubiona! Nasze panny roznia sie charakterem, a przynajmniej tak mi sie wydaje na pierwszy rzut oka, ale moze udaloby sie nam w jakis sposob je polaczyc. Nie ida mi damsko-damskie, ale hej, przygodo, mozemy napsuc paniom troche krwi i wrzucic je w jakas niebezpieczna sytuacje bez wyjscia. Co Ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Juz ktorys raz dzisiaj zapominam sie podpisac - Antoinette d'Artois-Gore :D]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Zamysł jest dla mnie jak najbardziej okej; myślę, że można byłoby zacząć od zawartej po cichu umowy, a potem przejść do jakichś pierwszych przytulasów na korytarzu, bo zobacz kto idzie. A za zaczęcie byłabym bardzo wdzięczna ♥]

    James Potter

    OdpowiedzUsuń
  22. [Tak, Olivia Caliban była świetna, a casting poczyniony przez Netflixa bardziej niż trafiony ♥ O tak, sądzę, że idealnie by się dogadały! Gerda ze względu na dom Twojej Nancy prawdopodobnie widziałaby trochę w niej młodszą wersją siebie, i swoimi radami (ubranymi często w przesadne gadulstwo, zbaczanie z tematów na te mniej istotne i osobliwe anegdotki) umilała jej wizyty w bibliotece. Wiesz, mówi się (albo nie mówi, bo właśnie to wymyśliłam), ale o tych niespełnionych ambicjach i planach można mówić najwięcej. Jestem trzy razy na tak!
    Może nawet Nancy pomogłaby jej, gdyby Gerda była spanikowana faktem, że prawdopodobnie jakiś uczeń podwędził bardzo-ważną-księgę z działu ksiąg zakazanych? (tak naprawdę to byłby jakiś wredny gnom, czy coś, ale biedaczka już miałaby życie przed oczami i rychłą wizję bycia zwolnionym i wrzuconym do Azkabanu za umożliwienie wzrostu nowego, złego czarnoksiężnika również)]

    G.Brooke

    OdpowiedzUsuń
  23. [To brzmi świetnie - Nancy, jednocześnie odwodząca od winnego tropu, którym jest ona sama i starającą się być jak najbardziej pomocną i lojalną dla sympatycznej Gerdy :D Może podczas śledztwa odkryłyby coś tak przejmującego, że odwiodłoby je to od pierwotnego celu całego zamieszania? Nad tym możemy jeszcze pomyśleć, a tymczasem - jeśli nie masz nic przeciwko - niebawem podeślę zaczęcie <3]

    G.Brooke

    OdpowiedzUsuń
  24. - Ośmy regał, gdzieś pośrodku! - do Gerdy wpuszczenie poszukującego jakiegoś tomiska ucznia w maliny było kompletnie niepodobne. Zazwyczaj bardzo pomocna, chodząca i oprowadzająca pogubione między książkami dusze dopytywała o powód tego konkretnego wyboru, najczęściej proponując inne zbliżone tematyką tytuły. Teraz jednak nie dotarł nawet do niej autor patronujący zapytaniu młodej Gryfonki. Rzuciła koordynacje na chybił trafił, od dobrej godziny będąc pochyloną nad swoim zdobionym biureczkiem.
    Przesunęła palcem po pergaminie, na którym skrzętnie miała spisane wszystkie książki będące elementem ostatniego remanentu. Pomalowany na kolor brzoskwiniowy paznokieć kolejny raz zatrzymał się na pozycji tysiąc pięćset sześćdziesiątej drugiej, przy której widniał opasły krzyżyk. Raz jeszcze zanurkowała pod biurko, przeglądając zmanipulowane magią pudło kryjące książki, które z jakiegoś powodu fizycznie były uszczerbione na tyle, że nie nadawały się już do wypożyczenia. Tytułu jednak, który strach jej było chociażby wymówić, tym bardziej, kiedy już się zgubił, nie było wśród nich. Chwytając dłońmi kraniec blatu podniosła się na równe nogi, choć określenie "równe" nie było najbardziej adekwatne w momencie, kiedy miała ochotę zemdleć. Biedulka głośno przełknęła ślinę, mając wrażenie, że odgłos ten sygnalizujący jej życiową porażkę odbił się od wytłumionej czytelni echem.
    Najchętniej wpadłaby do odgrodzonego działu, krzycząc na własną głupotę i zrzucając wszystko z regału w panicznym poszukiwaniu zagubionego graala. Nie było to jednak możliwe w tej chwili: była godzina szesnasta, a biblioteka wciąż pełna uczniów, których nie miała serca i odpowiedniej dozy nieuprzejmości wyprosić. Kiedy miała już ochotę rozpłakać się na głos, i szybko za to zgaić (w końcu młode umysły potrzebowały ciszy do chłonięcia wiedzy!), zauważyła w drzwiach znajomą postać. Może to było rozwiązanie. Może to ona była już po prostu za stara, żeby wpaść na pomysł jakiegoś bardzo oczywistego miejsca, w którym mogło zawieruszyć się tomisko!
    Poczekała, aż Nancy podejdzie do jej biurka, żeby standardowo, jak przy każdej wizycie, przywitać się i pożartować. Cokolwiek jednak planowała na dzisiejsze popołudnie Puchonka, nie miała już szans na realizację tych zamiarów, bowiem niepiśmiennie została obwieszczona mianem przyszłego bohatera tego dnia.
    - Nancy, na Merlina, jak dobrze, że jesteś - głos Gerdy drżał tak bardzo, jakby dopiero co przebiegła maraton. I choć równowagę miała kapitalną (jej popisowy numer z książkami na głowie!) to słowo kondycja w jej słowniku nie istniało w ogóle. Przybliżyła swoją twarz do Puchonki, kontynuując szeptem. Najbardziej sztucznie konspiracyjnym szeptem, że na kilometr można było usłyszeć, że coś się kroi - Musisz. Mi. Pomóc.

    G.Brooke

    OdpowiedzUsuń