Persephone Mulciber
VII ROK — SLYTHERIN — PREFEKT — KREW CZYSTA
Obowiązek. Niewiele osób go respektuje. Nie nosi przecież niczego, co byłoby atrakcyjne, w dodatku ciągle męczy, nie daje o sobie zapomnieć. Jest przykrą koniecznością, o której większość osób woli nie myśleć, jeśli nie musi tego robić. Głupie, prawda? W końcu obowiązki kształtują nasz charakter, dzięki nim nie jesteśmy zwierzętami, którymi kieruje jedynie popęd, a przecież my jesteśmy od nich znacznie mądrzejsi. Pamiętaj, czym jest obowiązek, Persephone. Pamiętaj, że najważniejszy jest ten w stosunku do twojej rodziny, szczególnie teraz, kiedy po naszej ziemi pozwala się chodzić zwykłym szlamom. Pamiętaj, że jesteś od nich lepsza. Pamiętaj, że jako jedna z niewielu masz prawo przechadzać się korytarzami szkoły z wysoko podniesioną głową. Pamiętaj, że nie możesz przynieść wstydu swojej rodzinie. Pamiętaj, że nie ma takiej dziedziny magii, w której się nie sprawdzasz. Pamiętaj, że nie możesz pokazywać słabości. Pamiętaj, że z każdej swojej decyzji zostaniesz rozliczona. Pamiętaj, że jesteś otoczona przez wrogów. Pamiętaj, nie możesz odwracać wzroku, niezależnie od tego, co widzisz przed oczyma. Pamiętaj o swoim obowiązku. Pamiętaj, że nazywasz się Mulciber.
Nie pozwól sobie zapomnieć, dziecko.
Nie pozwól sobie zapomnieć, dziecko.
w karty niekoniecznie umiem. marinet matthee i kasabian.
mój mail, tak na wszelki wypadek: thelydiariera@gmail.com
[No, siema ;> Pozwól, że Cię rozweselę w tych ciemnych kątach, a potem rozkwaszę tyłek w klubie pojedynków. Nadaj mojemu życiu smaczek - tak jak robisz to do tej pory. Mulciber. Fight me.]
OdpowiedzUsuńC.R.
(Przyjemnie jest patrzeć jak Slytherin rośnie w siłę. Cześć, cudowna pani. Silna kreacja, nieprzerysowana (z czym ja osobiście miewam problemy). Lubimy takie, więc z chęcią poznamy naszą panią prefekt w wątku, kiedy już się opublikujemy. :D Bawcie się dobrze!)
OdpowiedzUsuńpóki co bezimienna Ślizgonka z roboczych
Witamy Persephone i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[Ja tam nie wiem, czemu na kartę narzekasz, bardzo fajnie wyszła. Witamy z Eklerą i w razie chęci na wąteczek zapraszamy do siebie ;)]
OdpowiedzUsuńClaire
[A tam! Zawsze coś wymyślę, więc w praktyce też połączę nasze postacie!
OdpowiedzUsuńCo byś powiedziała, ponieważ widzę, iż Persephone (swoją drogą piękne imię) ma czystą krew, gdyby ich rodzice próbowali ich tak na siebie nakierować. Macnairowie usilnie udają, że również posiadają czystą krew, co Vincenta odrobinę już nudzi. Może chodziliby na jakieś wspólne obiady rodzinne, aby tak co rusz rzucać im aluzje, że dobrze by było, gdyby byli razem. Jednak chciałabym, żeby albo byli wrogo do siebie nastawieni, albo byli na tyle dobrymi przyjaciółmi, co aby troszeczkę się z tego pomysłu naśmiewać. Co dalej, wyjdzie w praniu. Co myślisz? :)]
Vincent
[Karta bardzo ładnie napisana. Lubię takie. W każdym razie Noah pewnie uważa ją za ograniczoną, jeżeli czysta krew jest dla niej równie ważna co dla jej rodziny, ale Noah to Noah. Kto by się tam nim przejmował. Jak będziesz miała chęć na wątek to zapraszam serdecznie. Coś wymyślimy z pewnością.]
OdpowiedzUsuńNoah&Evelyn
I
OdpowiedzUsuńHogwart. Gdy ktoś wspominał o tej szkole, nie miał zbyt wielu myśli. Na pewno nie był związane z zamkiem tak jak niektórzy uczniowie, którzy skomleli o to, by pozostać w nim na wakacje albo wręcz nigdy z niego nie wychodzić. Nie rozumiał tego. Miał wiele innych rzeczy do roboty poza obrębami fabryki czarodziejów i czarownic. Sam wkrótce miał ją opuścić na dwa miesiące, by koniec końców wrócić i zakończyć naukę raz na zawsze. Nie myślał o żadnych egzaminach, nie myślał o żadnych przeciwnościach. Zdawał sobie świetnie sprawę z tego, że był diabelnie dobry w transmutacji, zaklęcia również szły mu gładko, a astronomia była po części hobby, które wybrał z własnej woli. Nikt mu jej nie narzucał, nikt nie wymagał wysokich wyników, a mimo to Rookwood i tak ostro się w nią angażował, mając z tyłu głowy zasady wpojone przez ojca - albo było się pierwszym w tym, co się robiło, albo było się nikim. A Cesare nie zamierzał być nikim. Tego bał się najbardziej. Że będzie jak ci wszyscy uczniowie, których mijało się po raz milionowy w Pokoju Wspólnym i dalej nie można było zapamiętać ich imienia, albo zapominało się w ogóle o ich istnieniu. Ale Ślizgona, tego Ślizgona ciężko było nie znać, bo jeśli chciało się wiedzieć kto był najbardziej aroganckim dupkiem na ostatnim roku, wszyscy wskazaliby właśnie jego. Pogarda dla innych była wyraźna i mimo że traktował resztę dzieciaków jak śmieci, zawsze coś ich do niego przyciągało. Co dokładnie ciężko było powiedzieć, lecz Rookwood posiadał w sobie pewne niezdrowe przyciąganie, własną grawitację. I świetnie to wykorzystywał. Świadomość cennej zdolności, jaką była animagia dodatkowo podbudowywała jego narcystyczne zachowanie. Może i by się czymś przejmował, gdyby miał odrobinę szacunku do otaczających go osób, lecz wyniesione z domu nastawienie nie pozwoliło mu na to, co sprawiało, że był dzieciakiem nie do złamania.
Ona też taka była. Twarda i nie idąca na kompromisy. Być może właśnie dlatego tak bardzo czuł do niej słabość. Przy okazji kochał jej niezależność i nienawidził. Mulciber posiadała nad nim władzę, którą nie posiadał nikt inny - podobało mu się wracanie do niej. Lub właściwie zawsze mówił, że to ona wracała do niego. Nie mogła odmówić mu spotkania, a on czasem specjalnie się spóźniał, by zrobić jej na złość i wywołać kolejną falę niezadowolenia. Ich relacja nie była skomplikowana. Po prostu byli do siebie podobni i lubili w taki sam sposób spędzać czas. A przynajmniej ten wspólny. Kłócąc się, godząc, łamiąc każdą możliwą zasadę. Nie widywano ich mimo wszystko tak często razem. Mulciber zaczęła go unikać w pewnym momencie i nie rozumiał dlaczego tak było - odbierała mu dobrą zabawę, chociaż znajdował ją również w bałamuceniu innych uczennic. Ale to nie było to samo. Było fajne na chwilę czy dwie. Ale co dalej? Koniec roku był dobrym momentem dla zjednoczenia się. Dlatego widząc jak zmierza w jego kierunku, uśmiechnął się pod nosem dumnie.
- Idealne - odparł jej w tym samym tonie, gasząc papierosa pod butem i przysuwając się do niej, jednak dłonie wróciły na swoje miejsce w kieszenie spodni. Oparł się ramieniem o zimną ścianę obok niej i przez moment milczał, jedynie się w nią wpatrując. - Pamiętasz o swojej obietnicy? - spytał, wymownie wręcz pożerając ją wzrokiem. Za parę dni mieli wyjechać każde w swoją stronę i możliwe, że mieli się zobaczyć dopiero na nowy rok. Byli zmienni i nieprzewidywalni. Dlaczego więc nie mieli się nieco zabawić przed dłuższym rozstaniem?
Cesare
[Żal byłoby nie wykorzystać potencjału jaki ich łączy, a raczej ideologii rodzinnej i wszystkiego tego, co za sobą niesie. W końcu tacy jak oni, powinni trzymać się razem. Rodzice czasem nie chcą jej wrobić w jakieś małżeństwo?]
OdpowiedzUsuńGregorius M. Cavendish
Proponuję dwie opcje związane z wyborem wybranka na stanowisko przyszłego męża:
OdpowiedzUsuń1. Maximian Cavendish, czyli brat Gregoriusa. Spełnia prawie wszystkie wymagania - poza jednym drobnym szczegółem, nie jest Ślizgonem a Krukonem. Jeśli to by nie przeszkadzało jej rodzicom, to przy tym wybranku mogą nim mocno manipulować, co pewnie byłoby im na rękę, bo mimo bliskich relacji rodzin czystokrwistych, zawsze jest ten cień rywalizacji.
2. Jakiś inny wymyślony na potrzeby wątku wybranek.
I niezależnie od wyboru, Gregorius mógłby pomóc jej zniweczyć plany zamążpójścia. Przed oficjalnym zaręczynami (które miałoby miejsce w wakacje), nasi bohaterowie wyruszyliby na poszukiwanie brudów rodzinnych wybranka, żeby ośmieszyć/oczernić go przed całą uroczystością, tym samym nie dopuszczają do zaręczyn.
Zaproponowałabym na wybranka Gregoriusa, ale to niestety nieślubny syn w przeciwieństwie do Maximiana :/
II
OdpowiedzUsuńLubił widzieć to, że nie mogła mu się oprzeć. I nie chodziło o jakieś żałosne gierki, które były dobre dla drugoklasistów pragnących przeżyć swoje pierwsze pocałunki czy miłosne wzloty. Absolutnie nie na tym polegała ta relacja i nigdy nie miała mieć podobnego podłoża. Tak naprawdę Rookwood zauważył ją pod koniec trzeciej klasy, gdy długą szatę zrzuciła na rzecz spódnic lub spodni i mógł bezczelnie wodzić spojrzeniem w następnym roku za jej zgrabnymi nogami. Nie raz dawała mu w twarz i to nie jak jakaś delikatna panienka. Mulciber miała siłę swoich przodków i nie wahała się jej użyć w stosunku do nikogo - zwłaszcza w stosunku do niego. Cesare lubił wyzwania - jego matka była Włoszką i imię to jedyna rzecz, którą po sobie zostawiła. Miało nieść ze sobą siłę i ambicję, którą posiadał imiennik, książę Rzymu i Watykanu. Lew i pogromca Francuzów. Morderca, generał, okrutnik. A przy okazji wybitna jednostka. Czy nie było to idealne marzenie dla kogoś takiego jak Rookwood? Ojciec również posiadał podobne myślenie i wpoił je swojemu jedynemu synowi, który nie zamierzał odstawać od tych wyobrażeń. Nie widział na swojej drodze nikogo wartościowego, bo jedynym wyznacznikiem dla jego życia był on sam i swoje własne dobro. Czasem zwalniał, lecz nigdy nie zatrzymywał się. Prócz ojca, za którym szedł, od kilku lat miał jednak kogoś, kto szedł z nim ramię w ramię. Kogoś takiego jak on. Indywidualistkę, bestię, okrutną kocicę. Jego własną Lukrecję. Chełpił się tym i wszyscy wiedzieli, że jakiś uczeń kręcący się dookoła Persephone nie mógł liczyć na spokój. Nagle widywał w ciemności korytarza czającego się na niego czarnego psa (a może wilka?), Cesare w ciągu dnia nie dawał mu spokoju. Jednak po jakimś czasie wszyscy zrozumieli, że lepiej nie warto było próbować. I nie ze względu na dziwną zażyłość między Mulciber a Rookwoodem - ona sama była destrukcyjna. I wiedział o tym, ale niesamowicie go to w niej pociągało. Była jak on. Daleko było jej do damy, na którą chcieli wychować ją rodzice i o ile informacje były aktualne, niedługo miała spodziewać się również narzeczonego. A może już go miała? Ta niepewność i wizja nudnej przyszłości spowodowała w Ślizgonie zazdrość w czystej postaci. Nie zamierzał jej tak łatwo oddawać. Była jego. Czyż nie?
Każde ich spotkanie było testem. Walką nawet o tak, zdawać by się mogło, prozaiczną rzecz jak miejsce przy stole na Wielkiej Sali. Ale można było być pewnym, że gdy ta dwójka się spotykała, można było być świadkiem interesujących rzeczy. Oczywiście, że chodziły po szkole plotki o nich, ale kim byliby, gdyby się tym przejmowali? Cesare wręcz uwielbiał wodzić za nos każdego, kto myślał, że wie cokolwiek o jego związku z Mulciber. Pani prefekt w końcu powinna lśnić przykładem, a mając czasem u boku kogoś takiego jak on, stawała się postacią kontrowersyjną i przy okazji tajemniczą. Rookwood nie raz dostawał naganę za swoje zachowanie, ona nigdy. Bogate dzieciaki z dobrych domów w domu Salazara zawsze miały być jednowymiarowe, a jednak połączenie tej dwójki było elektryzujące i przejmujące. Wszyscy chcieli poznać ich sekrety łącznie z nauczycielami na czele. Słysząc teraz jej słowa o obietnicy, zagryzł dolną wargę i uśmiechnął się łobuzersko. Oczywiście, że żadnej obietnicy nie było, ale Cesare to nie przeszkadzało. Kim byliby jeśli nie grali ze sobą w grę? - Wspólnie pogrążylibyśmy nasz kochany dom, a tego byśmy nie chcieli, nieprawdaż? - odparł wcale nieprzerażony podobną myślą. Tylko mury wiedziały jak łatwo zrujnowałby aktualne statystyki. Nie przejąłby się tym. Wręcz przeciwnie. Zaśmiał się w głos, gdyby wyczytano by jego sekrety i grzeszki na głos przy wszystkich podczas śniadania. - Wiesz lepiej niż ktokolwiek, że mam to gdzieś. Nowa kobieta ojca się wprowadziła, więc zamierzam wynieść się do dziadków. Wyjeżdżają wraz z połową lipca i wrócą dopiero na jesień - odpowiedział, nie odrywając od niej spojrzenia, gdy poprawiała mu kołnierz.
Przez chwilę jeszcze ją obserwował, zanim nie złapał za nadgarstek i nie zmusił, by spojrzała mu prosto w oczy. Jej zawsze były niespokojne, pełne dzikości i żądzy. Jak gdyby nic powędrował palcami po jej przedraminiu, by zahaczyć o łokieć i powędrować wyżej i zatrzymać się dopiero na łopatce. Stamtąd już była krótka droga do talii, a gdy przysunął ją do siebie gwałtownie, nie poruszył mu się ani jeden mięsień mimiczny. - Miałaś się ze mną pożegnać - rzucił, nawiązując do fikcyjnej obietnicy. Ile satysfakcji mu to przynosiło. Zdecydowanie więcej niż mógłby przypuszczać.
UsuńCesare
[Jestem jak najbardziej za. Wiesz, że uwielbiam z Tobą pisać. Powiedz tylko gdzie wolisz ustalenia, tutaj na mailu czy gg?]
OdpowiedzUsuńLyall
[Nic się nie stało, każdemu się zdarza. Mi na przykład dzisiaj mózg szwankuje, już ledwo co ogarniam. Możemy zacząć od momentu, gdy Gregie jej przekaże radosną nowinę ;) ]
OdpowiedzUsuńGregorius
[Niestety jestem tego świadoma :D jak podasz mi jeszcze dane tego nieszczęsnego wybranka to zacznę ;) ]
OdpowiedzUsuń[Cześć! Dziękuję za powitanie, pozostawione życzenia oraz miłe słowa zostawione u Malcolma. Tymczasem słowo rozpoczynające w twojej karcie zdaje się być nie tylko najważniejszą kwestią, która została podjęta, ale również esencją Persephone. Ta nosi na swoich barkach nie tylko obowiązek, ale i związane z tym zobowiązania oraz ciężar, choć równie dobrze może to być pierwsze, złudne wrażenie. Mimo wszystko wypada przyznać, że kreacja jest interesująca, intrygująca, przez co ma się ochotę poznać ją bliżej w rozgrywce, co samo w sobie się chwali.]
OdpowiedzUsuńMalcolm Letherhaze
[wczoraj to był wyższy poziom nieogarnięcia z mojej strony, nie widziałam nigdzie, że padł wybór akurat na Maximiana, sorry :D zacznę dzisiaj.]
OdpowiedzUsuńGregorius
[A to jest bardzo dobry pomysł! Ogólnie Archie stara się być dla każdego miły i dla niej pewnie też taki bywa, choć pewnie w głębi duszy klnie na nią jak szewc i kiedy jest już naprawdę zły, czasem coś niemiłego w jej stronę powie :D Dlatego pewnie ich wspólne patrole muszą być niezwykle, hmm... Intensywne xD]
OdpowiedzUsuńARCHER
[Życzę w takim układzie powodzenia w prowadzeniu takiej postaci, zwłaszcza, że to eksperyment. Gdybym dysponowała pomysłem na połączenie naszych postaci na tym etapie, gwarantuję, że bym go przedstawiła. Niestety zgarnięto ode mnie już wszystko, to co miałam do oddania, ale jeśli podpasuje ci do rozgrywki mój uczeń, który nadal tworzy się w mękach, to będzie mi o wiele łatwiej coś zaproponować i chętnie zobaczę, jak Persephone prezentuje się w rozgrywce.]
OdpowiedzUsuńM.L.
[Hmm, myślę że tak :) Można wrzucić ich właśnie we wspólny patrol, ewentualnie może mieliby za zadanie ustalić grafik patroli na ostatni tydzień września?]
OdpowiedzUsuńARCHER
Gregorius nie należał do osób wylewnych, wręcz przeciwnie – okazywanie emocji nie należało do jego mocnych stron, wolał więc żeby wszystkie jego poplątane myśli i odczucia nie wydostały się na zewnątrz, były zbyt ambiwalentne żeby ktokolwiek mógł je zrozumieć, tak samo było z intencjami, jego pobudki były równie nieznane. Można było tylko mówić ogólnie o Gregoriusie – że nie lubi brata, uwielbia wykorzystywać władzę, bardzo dobrze się uczył. Zwykle ogólniki, które mógł każdy zauważyć, bo poznać bliżej nie dawał się nikomu.
OdpowiedzUsuńKiedy kilka dni wcześniej dowiedział się w liście od ojca o planach rodzinnych. Z jednej strony cieszył się, że nie dotyczyło go to bezpośrednio, w końcu wizja narzucania mu odgórnie żony nie była niczym przyjemnym, wręcz przeciwnie. Sytuacja była na tyle skompilowana, że czuł się gorszy od własnego brata, który był młodszy o dwa miesiące, więc Gregoriusowi jako pierworodnemu bardziej należało się zarzucenie na barki za przyszłość rodu. Sprawy nie zamierzał zostawić samej sobie, mimo że ojciec w liście nakazał mu milczenie.
Wystarczyło tylko wyczekać na odpowiedni moment, żeby zasiać ziarenko intrygi, które kiełkując miało rozwalić marzenia ojca. Wieczorem, kiedy ślizogoni dopiero zaczęli z wolna zjawiać się w pokoju wspólnym po kolacji, Gregorius usiadł na kanapie niedaleko dziewczyny. Przez chwilę się nie odzywał, wyciągnął książkę z torby i zaczął śledzić wzrokiem tekst, w głowie układając sobie to, co miał powiedzieć. List ojca, całkiem umyślnie wypadł z książki, ale ślizgon wolał udawać, że za bardzo jest pochłonięty lekturą. Gregorius znany był właśnie z tego, że książki przekładał nad towarzystwo innych, w końcu mało z kim miał wspólne tematy, wyjątkiem był tylko Arsellus, ale ten dzisiejszy wieczór spędzał z pewną puchonką.
– A więc będziesz moją bratową? – rzucił luźno podnosząc wzrok znad książki tylko na chwilę, by zarejestrować reakcję Persephone na jego słowa.
[ Możemy się kochać, jakkolwiek to brzmi. ;) W każdym razie możemy spróbować... Wydaje mi się, że wbrew pozorom dziewczyny by się ze sobą dogadały. Na pewno pomogłoby mi, gdybyś zdradziła o Persephonie trzy rzeczy, których nie ujęłaś w karcie. Najlepiej takie odnośnie jej charakteru, żeby mieć jakąś solidniejszą podstawę. ]
OdpowiedzUsuńRinn
[Okej, postaram się zacząć :3]
OdpowiedzUsuńARCHER
[Po dłuższym namyśle skłonna byłabym oddać twojej pannie powiązanie wsparte albo na rywalizacji z Milsentem, zważywszy na to, że są na jednym roku lub w ramach rewersu podsunąć, by przyjaźnili się z Nevellem od dzieciństwa, jednak nie w formie dwóch w jednym.]
OdpowiedzUsuńNevell Milsent