LYSANDER SCAMANDER
DOM KRUKA ― V ROK ― PREFEKT ― KLUB ONMS
Co Cię może zabić w Zakazanym Lesie ― jawor, 12 cali, włos z ogona testrala
O ileż prościej by było, gdyby każdego dnia nie stawał przed kolejnymi wyborami. Nie myślałby wtedy tak dużo — zbyt dużo — nieustannie zadręczając się słusznością podjętych decyzji. Jak na złość, to codzienność sprawia najwięcej problemów. Z trudem stawiane małe kroki prowadzące do jasno sprecyzowanej, odległej przyszłości... Tylko teoretycznie wie czego chce, a cały świat zdaje się potwierdzać ten pogląd, nie przejmując jego rozterkami. Rodowe nazwisko bywa nie lada ciężarem do udźwignięcia, szczególnie że odkąd pamięta, chciałby pewnego dnia wyjść z cienia genialnego pradziadka. Próby podejmuje już teraz, nieco zdziwiony, że najwyraźniej nikt nie wpadł na to, iż przewrotny tytuł felietonów na siódmej stronie Proroka Nie-Codziennego (zazwyczaj z nieuwagą przewracanej przez wszystkich bardziej zainteresowanych ploteczkami niż opisem magicznych zwierząt będących na wyciągnięcie ręki) jasno sugeruje gdzie lubi spędzać wolne popołudnia. Choć ostatnio bardziej niż gęstwiny i knieje, nęci go niezbadana głębia, od ostatniego zapalenia płuc, z nieco większą ostrożnością pakuje się w zimną toń. Bezskutecznie próbuje wyciszyć pewien natrętny głosik w głowie, nawracający nieustannie o animagii... Wie już gdzie w bibliotece szukać odpowiednich książek, nawet parę razy maszerował z nimi pod pachą w kierunku wyjścia. Za każdym razem wracał się, kręcąc z dezaprobatą głową. Bo jak to tak zdecydować się na tylko jedno zwierzę...?
Ma z tym niemały problem, który może urosnąć do katastrofalnych rozmiarów jeżeli ktoś rozpozna, że jedna z walizek targanych do Hogwartu to znoszony model z lat dwudziestych, w dodatku nieco nadszarpnięty osławioną wycieczką za ocean. Pal licho nauczyciele, z jakiegoś powodu uważający go za wzorowego ucznia, to reakcji brata najbardziej się boi. Wszak ledwo odrastali od ziemi, przekrzykiwali się kto zwędzi prawdziadkowi to cudo. Dwa oddzielne domy to jednak był bardzo dobry pomysł Tiary... W przeciwieństwie do bardziej popularnej połówki blond duetu, Lysowi zazwyczaj udaje się niezbyt rzucać w oczy, obracając w skromnym gronie najbliższych przyjaciół. Tak w sumie mu wygodniej, bo przynajmniej nikt nie zwraca zbytniej uwagi na haniebny fakt notorycznego kibicowania innej drużynie w rozgrywkach Quidditcha ani nieelokwentne plątanie języka ilekroć koleżanka z uroczym uśmiechem poprosi o pomoc przy zadaniu domowym. Przemierza szkolne korytarze z ciężką torbą zarzuconą na ramię, starannie zawiązanym krawatem na szyi i rozwichrzoną jasną czupryną, która jako jedyna zdradza, że przykładny pan prefekt też ma co nieco za uszami...
_____________________________________________
[ Hey ho, let's go <3 ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
Witamy serdecznie w gronie autorów i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[W końcu się pojawiłaś. Ile miałam czekać? Informuję, że wymyślasz nam podstawę pod powiązanie. Ja przyjmę wszystko i rozwinę i zaczynam bez marudzenia. Nie będę się migać, jestem Ci to winna c:]
OdpowiedzUsuńDeucent/Arsellus
[Ja go porywam na wątek! Arielka wybaczy mu kibicowanie innej drużynie, o ile zabierze ją na wspólne nurkowanie w jeziorze. On poszuka jakichś fajnych zwierzątek, ona podkradnie wszystko, co może jej się przydać do eliksirów (bo jest eliksirowym nerdem <3).
OdpowiedzUsuńDzień dobry, my się znamy. Jak zwykle jestem zachwycona kartą postaci — ma w sobie tyle szaleństwa Luny, że ciężko go nie kochać. Dziwię się, że nikt nie czyta artykułu ze strony siódmej, bo sprawia wrażenie niesamowicie interesującego. Mogę jedynie trzymać kciuki, by stał się równie sławny, co pradziadek (albo i sławniejszy, a co!). Życzę Ci wspaniałej zabawy na blogu!]
ARIEL I NIKOLA
[Cześć! Bardzo interesujący Ci ten pan Scamander wyszedł. Życzę miłej zabawy!]
OdpowiedzUsuńG. Szczędzili
[Jeśli kibicował Gryfonom to może kojarzyć Irinę, która do końca szóstej klasy grała w drużynie :D Joy zaś pewnie by sobie żartowała i udawała, że jest bardzo rozczarowana i niezadowolona, bo jak to, Krukon nie kibicuje Krukonom? :D
OdpowiedzUsuńNiemniej witam serdecznie i życzę miłej zabawy na blogu!]
JOY/ARCHER/IRINA
[witam na blogu! W razie gdyby zdarzyło się Lysandrowi trafić do Skrzydła Szpitalnego, to Victoria bardzo chętnie mu pomoże :D Albo gdyby w ogóle zaistniała jakaś chęć wątku ;)]
OdpowiedzUsuńVictoria
[Okej, Scamander i Neels - tu mnie masz! Hej, ukręćmy jakiś fajny wątek! Isleen z chęcią spowoduje jąkanie a może i rumieńce u tego uroczego pana ^^
OdpowiedzUsuńMiłej zabawy!]
Isleen Dunne
[Witam serdecznie. Widziałam różne odsłony Lysandra, a ta w żadnym stopniu od nich nie odstaje. Baw się dobrze na blogu.]
OdpowiedzUsuńHalliwell
Mae maszerowała wąską ścieżką w dół pokrytego trawą zbocza. Musiała uważać, jeśli nie chciała złamać sobie nogi, ponieważ wiatr który dmuchał jej prosto w plecy nieustannie popychał ją do przodu i sprawiał, że jej jasne włosy wirowały dookoła głowy, zasłaniając pole widzenia. Nie mogła jednak zawrócić. Choć… praktycznie mogła, ale teoretycznie nie chciała. Musiała załatwić pewną ważną sprawę. Myślała, że na nurtujące ją pytanie znajdzie odpowiedź w szkolnej bibliotece, jednak jak na złość tylko mocniej sobie wszystko zagmatwała. Książki z dziedziny magizoologii zajmowały cały korytarz nieopodal czytelni. Kręciła się po nim co najmniej dwie godziny, co i rusz wyciągając jakieś ciężkie tomiszcze, to z powrotem upychając je na miejsce. Przy okazji, z minuty na minutę robiła się coraz bardziej poirytowana. W żadnej z tych książek nie znalazła nic, co by jej pomogło. Jeden autorów pisał wyłącznie o zupełnych bzdurach, drugi nie zgadzał się z trzecim i czwartym, a piąty w ogóle nie poruszał konkretnego zagadnienia. Mae nie miała już siły dłużej się nad tym zastanawiać. Wiedziała, że najprościej byłoby pójść do nauczyciela ONMS… ale ten mógłby się czegoś domyślić, a na to Mae nie mogła sobie pozwolić. Na szczęście, całkiem przypadkiem wpadła na zupełnie inne rozwiązanie. Siedząc na parapecie w bibliotece i spoglądając z rezygnacją na szkolne błonia, dostrzegła grupkę kolegów z własnego domu, wśród których jak zwykle najwięcej zamieszania wokół siebie robił Lorcan. Popisywał się podrzucaniem i łapaniem kafla, zapewne ekscytując się z powodu zbliżającego się meczu… i właśnie wtedy, całkiem niespodziewanie, na Mae spłynęło oświecenie. Nie zastanawiała się zbyt długo. Właściwie od razu zeskoczyła z parapetu i łapiąc swoją torbę, wybiegła w pośpiechu z biblioteki. Co prawda nie była pewna, czy ten pomysł okaże się trafiony… ale jeśli naprawdę potrzebowała kogoś, kto znał się na magicznych stworzeniach i jednocześnie nie będzie wtykał nosa w nie swoje sprawy, to musiała odszukać Scamandera. I nie, wcale nie chodziło jej o tego starszego. Z Lorcanem zbyt często darli koty, aby ten zechciał jej pomóc – przynajmniej bez jakiejś korzyści dla siebie samego. Ale na szczęście Lys mógł się okazać bardziej pomocny. Nie do końca wiedziała gdzie powinna go szukać, zaczęła więc od pokoju wspólnego Krukonów. Niestety, jedna z właśnie wychodzących z wieży dziewcząt oznajmiła jej, że Lysandra tam nie ma. W Wielkiej Sali też go nie wypatrzyła… W bibliotece go nie było, bo na pewno by go zauważyła… no więc gdzie mógł się podziać? Nagle naszła ją ochota, aby pacnąć się w czoło. Dlaczego od razu nie pomyślała o błoniach i jeziorze? Tam też lubił bywać, przynajmniej z tego co pamiętała. Wyjście z zamku na świeże powietrze nie zajęło jej dłużej niż paru minut. Najpierw sprawdziła błonia, ale tam go nie zauważyła. Większość uczniów wracała do środka, bo na niebie gromadziły się już ciężkie, szare chmury. Chyba zapowiadało się na porządną ulewę… ale Mae to nie zniechęciło. Ruszyła w kierunku jeziora. To było ostatnie miejsce do sprawdzenia, a jeśli i tam go nie będzie, to poczeka do kolacji. Po pięciu minutach okazało się, że jednak nie będzie musiała. Dostrzegła go już z daleka, zanim jeszcze usłyszała pod butami charakterystyczny chrzęst piasku i kamieni. Na zaschniętym pniu leżały złożone w kostkę ubrania, krawat i sfatygowana torba, a obok stały buty. Lys wypłynął spory kawałek od brzegu, więc nie było sensu się do niego wydzierać. Musiała poczekać, aż odwróci się w jej stronę i sam ją zauważy… Gdy tak się stało, od razu wyciągnęła rękę do góry i pomachała energicznie. Miała nadzieję, że odczyta to jako wyraźny sygnał, że chciała z nim porozmawiać… Później mógł się dalej kąpać, gdy już odpowie na jej pytanie. O ile w ogóle na nie odpowie...
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
[O! Jak masz pomysł to super, chętnie go wysłucham :D]
OdpowiedzUsuńJOY
[ Oh jaki on jest cudowny! :D I serio, mam wielką nadzieję, że mówię to przez fakt fajnej karty, a nie przez Neelsa. Ale no nie ręczę za siebie. Jak chcesz to wpadaj do mnie, może coś zmajstrujemy :) ]
OdpowiedzUsuńJulia / Olivia
[To, że jest rozsądniejszy z duetu, nie znaczy, że nie ma w sobie szaleństwa mamusi. :D I obawiam się, że Ariel zbyt często zmienia obiekty westchnień, by którykolwiek złapać, ale kto wie, może kiedyś jej się uda! :)
OdpowiedzUsuńW takim razie Ariel chętnie go przyłapie albo na samym nurkowaniu, albo na przygotowaniach do niego, i namówi, by ją dołączył do poszukiwań. Gdy jej zależy, to potrafi być prawdziwym wrzodem na tyłku i czasem lepiej odpuścić dla świętego spokoju. :D]
ARIEL
[Oczywiście, że jestem zainteresowana poza medycznym wątkiem <3 Victoria mogłaby na przykład go kiedyś uratować jak się zapuści w jakieś knieje zakazanego lasu, a ona akurat tam będzie sobie w swojej wilczej formie... I on może się zainteresowac jej animagiczna stroną i próbować nakłonić, żeby mu pomogła... Podczas tej znajomości mogą też poodkrywac jakieś swoje sekrety.... Cokolwiek w sumie. Im dziwniej tym ciekawiej. Victoria może też znać Lunė skądś (ja osobiście mam crusha na Lunę, ale ciiii xD]
OdpowiedzUsuńVictoria
[ Karta Lysa jest bardzo fajna i samą postać jakoś tak bardzo polubiłam, ale mam wrażenie, że w moim mózgu to jest w ogóle oddzielna historia względem "nieznanego Ci wcześniej modela" :D Bo ja mam trochę sentyment do Neelsa, ale ten sentyment jest zupełnie inny niż Lys, więc moje rozkminy nad wątkiem skończyły się tym, że zorientowałam się, że moje pomysły zupełnie nie pasują do tej postaci :D Proszę mnie zabić!
OdpowiedzUsuńA Prorok Nie-Codzienny to chyba dobry trop, jeśli chodzi o połączenie naszych postaci. Ja ich właśnie widzę jako takich dobrych znajomych z gazetki. Julka mogłaby być jedną z tych dziewczyn o uroczym uśmiechu, przy których Lysowi NIE plącze się język. Może już na tyle przyzwyczaił się do jej towarzystwa, że czuje się z nią dość swobodnie. W końcu przesiedzieli pewnie wiele godzin razem w pokoju prorokowym (na bank jest taki pokój). Dobra, tak serio to nie do końca wiem, co na razie z tego wynika. ale tyle mam :D Ratuj! ]
Julia
[Myślę, że raczej tak (poza tym ciężko mi wyobrazić sobie Isleen w jakiejś stricte negatywnej relacji w sumie) ^^
OdpowiedzUsuńMoże jakaś burza mózgów czy coś...?]
Isleen
Gdyby wiedziała, że jej niespodziewane pojawienie się tak mocno wytrąci go z równowagi, to poczekałaby do tej przeklętej kolacji, wszystko jedno… Ale nie wiedziała. I nie domyśliła się, a przynajmniej nie od razu. Stojąc na brzegu i machając zawzięcie ręką zastanawiała się, czy Lys w ogóle ją zauważył i czy przypadkiem sama zaraz nie zmoknie, bo te ciężkie chmury wiszące tuż nad jej głową nie zwiastowały niczego dobrego. Pogoda była kapryśna, i tyle. Ale czego się spodziewać po końcówce lata w Wielkiej Brytanii? To nie Hiszpania ani Włochy, żeby piekące słońce nie schodziło z nieboskłonu. No i w sumie Mae to nie przeszkadzało. Co za dużo ciepła, to niezdrowo… a tak, przynajmniej rześki wiatr w połączeniu z zimnymi kroplami deszczu dodadzą jej więcej energii, gdy będzie uciekała z powrotem do zamku. Zanim Lysander dopłynął z powrotem do brzegu, Mae zdążyła się już lekko zmachać. Odetchnęła głębiej dopiero wtedy, gdy była już pewna, że jasnowłosy Krukon ją zauważył. Lys wiecznie siedział z nosem w książce lub z głową w chmurach, tak więc Mae nie była pewna, czy kontaktuje tak samo dobrze jak reszta jego rówieśników. Choć wiedziała, że lekko przesadza… Lys więcej myślał, w przeciwieństwie do swojego głupiego brata, i już samo to sprawiało, że miała do niego całkiem sporo sympatii… ale do tej pory nie mieli zbyt wielu okazji do rozmów oraz sytuacji sprzyjającym bliższemu poznaniu się. No nic, to nie było teraz najważniejsze – Mae miała nadzieję, że Lys i tak jej pomoże. Bo jak nie on, to będzie w kropce. A nie lubiła być w kropce, zwłaszcza w tak ważnych kwestiach. Poczekała (w miarę cierpliwie) aż wynurzy się z wody i wyjdzie na kamienistą plażę, marszcząc przy tym lekko jasne brwi. Ręcznik, który wezwał za pomocą różdżki, o mały włos a zwaliłby ją z nóg, z tak ogromną prędkością pędził do swojego właściciela… ale nawet wtedy Mae nie przyszło do głowy, że Lysander mógł się poczuć zawstydzony. Przecież to tylko… ona. Zwykła koleżanka, znajoma ze szkoły. Może gdyby była bardziej zorientowana w pewnych delikatnych kwestiach, potraktowałaby to troszkę inaczej. Ale nie była, stety lub niestety dla Lysandra. W każdym razie odgarnęła z czoła jasne kosmyki włosów, które przez porywisty wiatr ponownie powłaziły jej do oczu i wbiła w niego spojrzenie, uśmiechając się dziarsko.
OdpowiedzUsuń— Czemu od razu zakładasz, że coś musiało się stać? — odparła pytaniem na pytanie, przekrzywiając lekko głowę. Cóż, w swoich podejrzeniach był bliżej niż myślał, ale Mae nie musiała mu o tym mówić. Liczyła, że jej pomoże, ale nie chciała wciągać go w swoje sprawy. To byłoby zbyt skomplikowane. Dużo tłumaczenia, a zapewne nie spotkałaby się z równie wielkim zrozumieniem — Wszystko jest w porządku. Właściwie to przechodziłam tędy całkiem przypadkiem, zboczyłam trochę w drodze do zamku… — kłamała jak z nut, bez mrugnięcia okiem. W tamtej chwili uważała to za niewątpliwą zaletę — I zauważyłam, że kąpiesz się w jeziorze. Pewnie znowu szukałeś jakichś syren, co? — parsknęła śmiechem, posyłając mu pogodne choć odrobinę pobłażliwe spojrzenie — No, ale przypomniałam sobie, że miałam cię o coś zapytać, gdy znów cię zobaczę… Jakiś czas temu czytałam ciekawą książkę o magicznych stworzeniach. Był tam pewien krótki fragment, który szczególnie mnie zainteresował… — nie chciała tracić czasu, więc od razu przeszła do konkretów. Choć nadal starała się zachowywać, jakby znalazła się tu przez zupełne zrządzenie losu, a jej pytanie zrodziło się z czystej ciekawości — Powiedz, Lys… wiesz co nieco o zwyczajach Centaurów…? — ponownie wlepiła w niego jasne oczy, niemal świdrując go nimi na wylot.
Mae Macmillan
[Sama nie pamiętam, kiedy ostatnio coś razem pisałyśmy (i nie wiem czemu mam wrażenie, że był to wątek miedzy pewnym Baratheonem, a giermkiem zirytowanym ślubem siostry). Dziękuję też za miłe słowa, ja chyba zwyczajnie lubię alchemików, bo to już czwarty, którego stworzyłam na blogach, a w tej chwili prowadzę dwóch. I w zasadzie nie wiem, co napisać, poza tym, że karta jak zawsze bardzo mi się podoba, tak samo jak wykorzystanie walizki Newta, a Lys jest świetny i aż szkoda, że nie może jednak wybrać przynajmniej kilku zwierząt do przemiany.
OdpowiedzUsuńW kwestii wątku, który przydałoby się w końcu napisać, myślę, że najpierw dobrze byłoby ustalić powiązanie, bo oni muszą się znać, a to czy dobrze, czy słabo to inna kwestia. Na pewno łączy ich włóczenie się gdzieś wolnymi popołudniami, choć w przypadku Galena są to tez wolne wieczory i jeszcze bardziej wolne noce najlepsze do wypełnienia eksperymentami z alchemii. I w zasadzie możemy uznać, że wiedza, że obaj coś gdzieś robią (być może było to zwyczajnie widać po ubraniu), ale nigdy nie wnikali w to, co dokładnie, bo ani jeden, ani drugi nie ma zamiaru się swoimi tajemnicami dzielić ani tłumaczyć przed drugim. Pytanie tylko, czy wolałabyś zrobić z nich znajomych, dobrych znajomych, czy prawie przyjaciół, bo mnie jest to w zasadzie obojętne i myślę, że z każdej z tych relacji może wyniknąć coś ciekawego. ]
Galen Ollivander
| Hej, cześć, miałabym do Ciebie interes w sprawie brata. Czy mogę prosić na maila?
OdpowiedzUsuńjestem.schizofreniczka@gmail.com |
[O pani, i jak tu się nie zakochać! Przystojny, inteligentny, zadziorny i do tego Puchon! No nie da się, po prostu się nie da. Rzeczywiście ten wątek będzie dla nas katorgą, ja nie wiem, jak my go zniesiemy!
OdpowiedzUsuńCześć, fajnie widzieć Cię i tutaj. :) Jeśli miałaś choć cień nadziei na sprzeciw, to możesz o nim zapomnieć, bo choć Scamanderowie nigdy mnie nie pociągali jakoś szczególnie, to Twój Lys wypadł naprawdę genialnie. Co prawda gdyby Archie dowiedziała się o jego walizce, pewnie dostałaby zawału, bo jak to tak, prefekt, a takie machlojki urządza...! Póki co może lepiej pozwólmy jej żyć w błogiej niewiedzy, ale sadzę, że koło ONMS i ogólnie magiczne stworzenia są tutaj idealnym punktem zaczepienia. Lysander radzi sobie z nimi wyśmienicie (tak mniemam, a na pewno takie zdanie ma o nim Harper), Archana – wcale, co jest jej niesamowitą solą w oku. Nie sądzę, żeby był typem, który będzie jej wypominał niewiedzę, może więc wyciągnie pomocną dłoń? Co prawda przedmiotu jako takiego Archie nie kontynuuje, ale wciąż ma ambicję nauczyć się radzić sobie z tymi bestyjkami, może Twojemu Scamanderowi uda się wlać jej trochę wiedzy do głowy.]
Archana Harper
[No witam, witam!
OdpowiedzUsuńTo co kombinujemy z naszymi chłopcami?]
Lorcan Scamander
[Phie, nie bądź bezczelna (XD), zwłaszcza, gdy jestem już po zdanej sesji. W ramach tego dam Ci pełną dowolność w doborze postaci i typu relacji. Jakoś tak zawsze, no prawie, nasi panowie się nie znoszą… Jeśli jednak Lys za bardzo przymilałby się do Lukrecji Arsellusa i na domiar złego spełniał się w roli prefekta w nocy, to miałby problem. Obydwaj mogliby wiedzieć, że jeden czmycha do Zakazanego Lasu, a drugi szwęda się nocą po zamku, znając interesujące przejścia. Znając gadzią naturę Langhorne’a chciałby wyciąć jakiś numer wściubiającego nos w nieswoje sprawy Scamanderowi z racji pełnionej funkcji. Tu, oczywiście, byłby negatyw zabarwiony tolerowaniem siebie nawzajem i chęcią podkopania Lysa ze strony Arsa. Ale… możemy też skusić się na pozytyw, braterski poniekąd, o ile nie byłoby to zbyt śmiałe stwierdzenie. Deucent oczywiście ma nadmuchane ego i swoje przeogromne poczucie zajebistości, ale mógłby młodszego kolegę lubić i darzyć sympatią. Może nawet byłby skłonny, by młodego prefekta wyciągać niekiedy na potajemne spożywanie alkoholu, choć tak, by nikt tego nie widział. Ups… Czyżby to znaczyło, że jednak będziesz zmuszona zaczynać? Och, jak mi przykro XD]
OdpowiedzUsuńArs/Deuce
[A może być i tutaj. Chodzi Ci już coś po głowie? Może jakaś rodzinna wycieczka, jakieś bliskie spotkanie z rzadko-spotykanym-zwierzakiem?]
OdpowiedzUsuńNajukochańszy braciszek
Może gdyby panna Macmillan była trochę bardziej rozgarnięta w subtelnych relacjach, zauważyłaby że dziwne zachowanie Lysandra wcale nie wynika z jego wrodzonej (jak jej się wówczas zdawało) nieśmiałości oraz nieporadności. Nigdy jednak nie interesowała się chłopcami tak namiętnie, jak jej pozostałe koleżanki. Gdy słuchała ich nieustannego paplania o błękitnych oczach, czarujących uśmiechach oraz roztapiającym serca spojrzeniach to zbierało jej się na mdłości. Nie ukrywała, że daleko jej było do romantycznych uniesień. Nie wiedziała, czy w tym wieku to normalne, czy nie… ale nie przejmowała się tym zbytnio. Większość dziewcząt i tak uważała ją za chłopczycę, więc nie widziały nic dziwnego w jej ignoranckiej postawie. I w sumie tak było wygodniej, ponieważ Mae była sobą i nikt nie wchodził jej na głowę, próbując zmusić do popołudniowych ploteczek o najnowszych uczniach z wymiany. O wiele bardziej interesowała się zawodowymi rozgrywkami quidditcha… no i paroma innymi, nieco ciemniejszymi rzeczami, o których raczej nikomu nie mówiła. Tego dnia pochłaniała ją ta druga pasja. Dlatego potrzebowała pomocy Lysandra, choć nie chciała go wtajemniczać w swoje sprawy. Domyślała się, że gdyby znał prawdę i wiedział co planuje, nigdy nie pisnąłby jej ani słówka. Bo Mae nie była głupia, co to to nie. Była świadoma, że to co chciała zrobić najlepiej określało słowo czyste szaleństwo, jednak nie widziała innego wyjścia. Stworzenie tego pradawnego wywaru było jednym z jej najskrytszych marzeń. Nie dlatego, że chciała go do czegoś wykorzystać… Była po prostu ambitna i chciała udowodnić samej sobie, że potrafi, że umie… I chciała poczuć satysfakcję, zgłębić wiedzę o której niewiele już pamiętało. W każdym razie starała się nie popędzać jasnowłosego Krukona, który w pierwszej chwili bardziej przejmował się własnymi spodniami niż jej zapytaniem. Uśmiechnęła się wyrozumiale, zaciskając lekko usta. Musiała być cierpliwa. Nie, nie bała się burzy. W końcu nie byli z cukru, nie rozpuszczą się. Chciała już po prostu wiedzieć… Gdy Lys w końcu zaczął mówić (bardziej składnie niż chwilę temu), odetchnęła z ulgą. Dobrze zrobiła, że do niego przyszła – chłopak znał się na rzeczy. Wysłuchała cierpliwie całego wywodu o centaurach, układając sobie w głowie to, co już sama wiedziała oraz to, o czym usłyszała po raz pierwszy. Większość z tych rzeczy wyczytała zaledwie parę dni lub przed godziną… Niemniej jednak, nadal brakowało jej konkretnej odpowiedzi. Wiedziała, że zadała złe pytanie… no, albo zbyt ogólne. Zwyczaje centaurów mogłyby zapełnić niezliczone ilości pergaminów. Ale ona chciała dowiedzieć się o czymś bardziej specyficznym. Gdy Lys wspomniał o umiejętnościach przewidywania przyszłości, oczy Mae zapłonęły wręcz niezdrowym blaskiem… na szczęście na chwilę, a Lys chyba się nie zorientował. W każdym razie, gdy jasnowłosy chłopak skończył swój mały wykład, Mae zebrała się w sobie i uznała, że teraz musi nakierować go na odpowiednie tory… Odpowiednie dla niej samej, oczywiście.
OdpowiedzUsuń— Tak, to fascynujące stworzenia… — uśmiechnęła się promiennie, zupełnie ignorując jego uwagę o zbliżającej się ulewie. Wpatrywała się w niego intensywnie, nieświadomie i w zamyśleniu bawiąc się skrawkiem spódniczki — To niesamowite, że mieszkają tak blisko, w Zakazanym Lesie… słyszałam, że ktoś kiedyś próbował z nimi porozmawiać… Ale nie były zbyt przyjaźnie nastwione. Myślisz, że ich niechęć do ludzi jest nie do pokonania? No wiesz, w końcu Firenzo był wyjątkiem. Pomagał ludziom, przyjaźnił się z Dumbledorem i Potterem… a nawet uczył wróżbiarstwa w szkole. Chodzi mi o to… — zawahała się przez chwilę, szukając w głowie odpowiednich słów — Nie każde spotkanie z centaurem musi być niebezpieczne, prawda? Jeśli człowiek okaże mu szacunek i zwróci się o pomoc… to chyba centaury nie powinny chcieć go zadeptać — posłała mu rozbawiony uśmieszek, przekrzywiając lekko jasną czuprynę.
Mae Macmillan
[Cześć! Co prawda wciąż nie rozumiem, jak to się stało, że nie zaiskrzyło między Neville'em i Luną, ale zawsze miałam słabość do Lorcana i Lysandra! Lys ma cholernie przystojne zdjęcie i podejrzewam, że Addie uznawałyby go za uroczego, gdyby w jej obecności zaczął mu się plątać język i chciałaby go pewnie trochę rozruszać, przy jej entuzjazmie jest to raczej nieuniknione ;) Miałabyś może ochotę na wątek? Na pewno wspólnymi siłami uda nam się coś wymyślić!]
OdpowiedzUsuńAddison Hallaway
[Wygląda na to, że jednak dzielą też dormitorium, więc powodów, dla których muszą się znać tylko przybywa. I zupełnie pasuje mi taka relacja po środku, bo też można z tym chyba więcej zrobić.
OdpowiedzUsuńRobimy burzę mózgów. Podrzucę to co przyszło mi do głowy, a ty ewentualnie wyrzuć z tego co chcesz i dorzuć własne pomysły, bo takiego wyklarowanego wątku na razie nie widzę. Możemy albo pójść w stronę wyplątywania się z kłopotów, w które wpadli w zasadzie osobno tyle tylko, że w tym samym czasie albo coś w rodzaju przysługi za przysługę. W pierwszym wypadku mamy dwie opcje, bo najprościej będzie uznać, że po prostu znaleźli się poza łóżkiem o zbyt później porze i oboje mają problem, bo akurat zwiększyło się ryzyko przyłapania, ale tak sobie myślę i zamiast tego możemy uznać, że przypadkowo pomieszali swoje dwie dziedziny zainteresowań. I tutaj znowu albo wylądowaliby z efektami nieswojej pracy (czyli Lysowi trafiłaby się jakaś podejrzana substancja nie wiadomo skąd, a Galowi coś bardziej ruchliwego) albo to te efekty pracy postanowiłyby się sobą zainteresować, co mogłoby być jeszcze bardziej niebezpieczne i jest o tyle ciekaw opcją, że nasi panowie nadal nie mieliby pojęcia czym dokładnie zajmuje się ten drugi. Tyle tylko, że nie wiem, czy Lys trzyma ze sobą coś, co mogłoby narobić takiego zamieszania, wiec to tylko luźny pomysł. A ten drugi pomysł mógłby opierać się, by Lys jako prefekt odpuścił trochę Galenowi, gdy ten akurat będzie potrzebował uzupełnić jakiś składnik akurat w nocy w zamian za coś, tylko nie mam za bardzo pomysłu, czym mogłoby to coś być.
Wybacz, że tak chaotycznie, ale to bardzo luźne propozycje i piszę w zasadzie wszystko co przychodzi mi do głowy.]
Galen Ollivander
[Nah, tak to jest, jak ma człowiek milion kart pootwieranych i chce zrobić wszystko naraz. :c Przepraszam! Archie na pewno zapamięta, do którego domu należy Lysander, słowo harcerza. ^^ Co się z kolei tyczy wątku – nie mam najmniejszych zastrzeżeń, więc bez marudzenia postaram się zacząć w najbliższej przyszłości. <3]
OdpowiedzUsuńArchana Harper
Mae nie potrafiła powstrzymać uśmiechu – im więcej Lysander opowiadał jej o centaurach, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że dobrze zrobiła, zwracając się do niego o pomoc. Nie, chyba nadal nie podejrzewał, że jej ciekawość miała drugie dno… a przynajmniej tak jej się wydawało. Obserwowała go bardzo uważnie i jak do tej pory nie dostrzegła nic podejrzanego. Najwyraźniej nie przejrzał jej planów. I dobrze. Dzięki temu mogła się spokojnie skupić za przekazywanych przez niego informacjach, układając je sobie w głowie w odpowiedniej kolejności, od najważniejszych po najmniej istotne. Wiedziała, że z takimi stworzeniami jak centaury nie było żartów. Jeżeli chciała wejść do Zakazanego Lasu i spotkać się z jednym z nich, musiała być porządnie przygotowana, inaczej z pewnością skończy wdeptana w ziemię. A szczerze mówiąc, wolałaby tego uniknąć. Tak czy inaczej, kiwała lekko głową słuchając o Firenzo i jego wykluczeniu ze stada z powodu zbyt częstych kontaktów z ludźmi. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, i Firenzo wrócił do swoich towarzyszy, którzy przyjęli go z powrotem po zwycięskiej Bitwie o Hogwart. Mae nie chciałaby doprowadzić do podobnej sytuacji, z wykluczeniem jakiegoś osobnika ze stada, tylko dlatego że postanowiła z nim trochę porozmawiać… ale chyba nie musiała się o to martwić, prawda? Krótka pogawędka wydawała się co najmniej niewinna i trudno by ją było porównywać z pełnoetatowym zatrudnieniem w roli nauczyciela w Hogwarcie. W każdym razie, Mae nie zamierzała spekulować i niepotrzebnie się narażać. Pewnie gdyby mogła, to wyjęłaby z kieszeni pognieciony pergamin i pomniejszone pióro, zapisując co poniektóre informacje usłyszane od Lysandra. Niestety, będzie musiała liczyć na własną pamięć, bo nie chciała, aby Lys nabrał podejrzeń i zaczął ją wypytywać, po co to spisuje… Mógłby nie uwierzyć w bajeczkę o najzwyklejszym utrwalaniu ważnych informacji, które mogłyby się przydać w przyszłości. W końcu nie był głupi. Wręcz przeciwnie, Lys był bardzo inteligentny, i jak tylko przestawał się jąkać i patrzeć we własne buty, można było się od niego wiele dowiedzieć. Cóż, może z wiekiem ta nieśmiałość trochę mu minie? Mae ona nie przeszkadzała, ale znając życie Lysander pewnie wolałby się tak nie zachowywać.
OdpowiedzUsuń— Czyli, o ile nie zapomni się je traktować jak pełnoprawne istoty, a nie jakieś dzikie i prymitywne zwierzęta, oraz okaże się im odpowiedni szacunek, to będzie dobrze, tak…? — upewniła się jeszcze, trochę nieświadomie podążając za jasnowłosym Krukonem. W ogóle zapomniała o pogodzie. Faktycznie, może trochę się ściemniło, a z południa napłynął chłodny, porywisty wiatr… ale co z tego? Mae grała w quidditcha w trakcie zamieci śnieżnej, wichury stulecia oraz trzygodzinnej ulewy. Mała burza nie była jej straszna, a i na odporność nie narzekała. W każdym razie Lysander nie skończył jeszcze mówić, więc posłusznie podreptała za nim, wyciągając lekko nogi, bo przecież Scamander był wysoki jak drzewo, a więc stawiał znacznie dłuższe kroki — Tak, kojarzę Umbridge… — mruknęła cicho pod nosem, przypominając sobie niektóre opowieści z czasów szkolnych usłyszane od ojca. Nie dodała jednak nic więcej, bo słuchając tego, o czym mówił teraz Lys, nieświadomie wstrzymała oddech, wpatrując się w niego w najwyższym skupieniu. Na brodę Merlina… jeśli to wszystko było prawdą, to plan Mae może się powieść! Aż uśmiechnęła się ze szczęścia, błyskając białymi ząbkami. Dopiero po paru sekundach przywołała się do porządku i powstrzymała przed instynktowym odruchem uściskania Lysandra, w podzięce za podzielenie się tak ważnymi nowinami. Po pierwsze, tylko bardziej by go speszyła i mógłby jej już nic nie powiedzieć, a po drugie, z pewnością uznałby to za coś dziwnego, a to z kolei groziłoby natychmiastowym zdemaskowaniem.
— Lys, to… to... niesamowite! — wykrzyknęła zachwycona, pozwalając sobie na okazanie choć odrobiny radości. W tej samej chwili, gdzieś nad ich głowami niebo przeszyła jasna błyskawica, a parę sekund później rozległ się groźny pomruk. Ale Mae dalej zachowywała się tak, jakby w ogóle tego nie zauważyła… — Przejrzałam tak wiele książek o centaurach, zarówno starych jak i nowych, przerzucając zakurzone zwoje i zastanawiając się, czy nie poprosić nauczyciela o przepustkę do działu ksiąg zakazanych… ale nigdzie nie znalazłam tego, o czym ty mi powiedziałeś… Nawet nie wiesz, jak strasznie mnie to interesowało i irytowało, że nigdzie nie ma odpowiedzi… Jesteś najlepszy, Lys. Dziękuję! — uśmiechnęła się promiennie, wpatrując się w niego z roziskrzonym spojrzeniem.
UsuńMae Macmillan
[Już myślałam, że o mnie zapomniałaś... albo przymierzasz się do ukręcenia mi łba za to, że jednak podsunięcie czegoś było silniejsze ode mnie! Będę zatem wypatrywać z niecierpliwością c:]
OdpowiedzUsuń[Ta scena to jedna z moich ulubionych i to ze wszystkich filmów! Ojej, ślicznie dziękuję za takie miłe słowa, połechtałaś teraz ego mojego dziewczęcia, nie będę ukrywać ;) Addison zdecydowanie brakuje takiego głosu rozsądku, więc jesteśmy jak najbardziej na tak, chociaż od razu mówię, że kiedy ten chochlik wbije sobie coś do głowy, bardzo trudno go przed tym powstrzymać i jest mało prawdopodobne, że Lys oraz jego groźby wywarłyby na niej wrażenie… Ale próbować zawsze może! Już widzę, jak Addie wszędzie go za sobą ciągnie i każde mu stać na czatach, podczas gdy sama tworzy swoje kolejne piekielne dzieło, a potem razem z wypiekami na twarzy uciekają przed woźnym! Oj tam, my już zadbamy o to, żeby co jakiś czas przyjacielsko poflirtować sobie z Lysem i troszkę go speszyć :D Poza tym Addie chętnie nauczy Lysandra, jak przestać myśleć zbyt dużo i cieszyć się chwilą. A co do samego wątku to mam kilka różnych pomysłów – możemy pójść właśnie w płatanie jakiegoś psikusa. Możemy pójść we włamywanie się do działu ksiąg zakazanych, na czym oczywiście przyłapie ją Lysander, ale on przymknie na to oko, za to zaraz dopadnie ich bibliotekarka xD Tutaj przez przypadek mogliby strącić jakąś starą książkę, która wciągnęłaby ich do środka do swojego świata, tam różne niebezpieczeństwa i musieliby znaleźć jakiś sposób, żeby stamtąd się wydostać. Hagrid mógłby też poprosić Lysa o pomoc w znalezieniu zwierzaczka, który mu uciekł – oczywiście na tyle niebezpiecznego, że nikt nie powinien się dowiedzieć, iż zaginął xD Tutaj możemy pobawić się w poszukiwania w Zakazanym Lesie razem z całym wachlarzem niedogodności – jakieś skręcone kostki, straszne burze, fajne potworki, czego dusza zapragnie. Zawsze możemy wyjść też od luźnego pomysłu prawdy czy wyzwania w Trzech Miotłach, gdzie biedny Lys będzie urobiony po łokcie, starając się powstrzymać odrobinę wstawioną Addie przed wykonywaniem wyjątkowo niebezpiecznych wyzwań. Albo coś związanego z boginem Addie, który ostatnio się zmienił; obecnie jest nim utonięcie, a Lysander ostatnio upodobał sobie głębiny jeziora… Mogłybyśmy też tutaj popróbować. Także mów, który pomysł najbardziej ci odpowiada, a jeśli żaden to będziemy myśleć dalej <3]
OdpowiedzUsuńAddison Hallaway
[Nie ma problemu, ja też tak bywam z doskoku ostatnio, tym bardziej w obliczu nieprzyjemności życiowych, które mnie ostatnimi czasy dopadły. :D Hm, gdzieś kiedyś natknęłam się na informację, że – z wiadomych przyczyn: rzadko, ale jednak – krew Reema jest również używana jako rdzeń różdżek. Może to byłoby punktem zapalnym, że tak powiem, coby jeszcze odrobinę akcję zaostrzyć? Wszak obaj nasi chłopcy są raczej typami naukowców na własną rękę, o ile dobrze mi się zdaje. c:]
OdpowiedzUsuńLorcan Scamander
Szkoda, że musiało się rozpadać… i tak się na to zanosiło, niemniej jednak Mae miała wrażenie, że chciała go jeszcze o coś zapytać. Oczywiście zapomniała o co, w chwili gdy poczuła na twarzy pierwsze chłodne krople deszczu. Już wcześniej widziała, że na niebie zbierają się szare chmury, ale nie bardzo ją to obchodziło – deszcz nie deszcz, nie bała się przeziębienia, a poza tym była skupiona na konkretnym zadaniu. Dopiero teraz poczuła, że zrobiło się trochę chłodniej, a przylepiające się do jej ciała ubranie nie zaliczało się do najprzyjemniejszych doznań. Może właśnie dlatego ostatnie pytanie dosłownie wyleciało jej z głowy? Lysander nie pozwolił jej nawet porządnie pomyśleć, bo z zaskakującą dla niego szybkością złapał ją za rękę i pociągnął w stronę zamku. Mae była lekko zdumiona. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania… ale i tak za nim pobiegła, znów wyciągając mocniej nogi, aby w ogóle za nim nadążyć. To prawda, że była wysportowana, ale nawet ona lekko się zmachała starając się nie pogubić kroków za ciągnącym ją Krukonem. Gdy dobiegli do zamku, panna Macmillan odetchnęła z wyraźną ulgą. Wreszcie mogła spróbować coś zobaczyć, bo przez ten deszcz prawie nic nie widziała. Odgarnęła z czoła jasne kosmyki włosów i zamrugała parę razy oczami, aby wszystko dookoła nabrało większej ostrości. Zauważyła, że dotarli do sieni, a wokół było zupełnie pusto. Najwyraźniej inni uczniowie już dawno pouciekali do swoich dormitoriów. I nic dziwnego – kto by chciał siedzieć na dworze, gdy zbierało się na porządną ulewę…?
OdpowiedzUsuń— Wydaje mi się, że nie mam więcej pytań… i tak bardzo mi pomogłeś — pociągnęła nosem, zerkając na stojącego obok niej Lysandra. Właśnie w tej samej chwili, w której zauważyła, że Scamander nadal trzyma ją za rękę, jasnowłosy chłopak szybko ją puścił, chyba trochę przestraszony, że nie zrobił tego wcześniej. Mae stłamsiła wymowny uśmiech, i zamiast tego posłała mu pogodne spojrzenie, przy okazji wyżymając sobie włosy. Naprawdę trudno jej było sobie wyobrazić, aby tak łatwo go peszyła… Ale przecież zachowywał się podobnie przy innych dziewczynach, prawda? — Jakby mi się coś przypomniało, to już wiem, gdzie cię znaleźć — dodała wesoło, oczywiście mając na myśli jego pływanie i nurkowanie w jeziorze — A tak przy okazji… nie miałam pojęcia, że tak szybko biegasz, Lys… — sapnęła jeszcze, śmiejąc się cicho. Wcześniej się nad tym nie zastanawiała, ale najwyraźniej młodszy z bliźniaków też musiał dbać o swoją kondycję. Pewnie trenował w wakacje razem z bratem. Ciekawe, czy potrafił grać w quidditcha tak samo jak Lorcan? A może lepiej…? Tak czy inaczej, rozmyślania Mae przerwał sam zainteresowany, gdy wspomniał o suszeniu i wyciągnął swoją różdżkę. Skinęła tylko głową, przyglądając się jego poczynaniom. Nagle przypomniała sobie o czymś ważnym, choć raczej nie związanym z tematem jej wewnętrznych rozważań — Czego tak właściwie szukałeś w tym jeziorze...? — przechyliła jasną czuprynę, wpatrując się w niego z wyraźnym zainteresowaniem. Mae od razu pomyślałaby o jakimś pradawnym skarbie zakopanym na samym dnie jeziora… Ale Lysandra znała już na tyle dobrze, aby wiedzieć, że takie rzeczy raczej go nie interesowały. Jego podwodna eskapada musiała mieć jakiś związek z magicznymi zwierzętami. Inaczej Scamander nie pchałby się do zimnej wody i narażał na wlepienie szlabanu – co musiałoby być dla niego wyjątkowo nieprzyjemne, skoro on sam był prefektem i powinien świecić przykładem — Słyszałam, że żyją tam Druzgotki… i Trytony, prawda? Ale to nie są milutkie stworzonka… — zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się, czy Lysander byłby skłonny zaryzykować spotkanie trzeciego stopnia z rozwścieczonym stadem Trytonów… choć z drugiej strony, ona pakowała się do Zakazanego Lasu żeby pogadać z Centaurem – to znaczy, że prawdopodobnie była ostatnią osobą do prawienia mu morałów.
Mae Macmillan
[Wpadam, żeby dać znać, że odpadł mi z gromadki Arsellus – nie mogłam się w niego w pełni wczuć i blokował mi odpisywanie/zaczynanie u innych. No, tylko mi nie mów, że w niego celowałaś z zaczęciem i powiązaniem, bo wówczas będę musiała w ramach rekompensaty zacząć albo wymyślać, ale wątek to chcę, wiesz, że chcę wątek, koniecznie :<]
OdpowiedzUsuńDeucent/Aleister
[Wybacz, że odpisuję dopiero teraz (mam ostatnio niezły poślizg ze wszystkimi odautorskimi), mam nadzieję, że nasze ustalenia są nadal aktualne. Mnie wszystko jak najbardziej pasuje, a jeśli chcesz zacząć, będę bardzo wdzięczna. Co do tego czegoś, co Galenowi zniknęło to myślę, że to może być albo jego chlorozłocian srebra (czyli substancja, która przypomina kamień filozoficzny ale nim nie jest, który ma olbrzymią wartość sentymentalną) albo żeby było ciekawiej coś co mogło mieć jakiś efekt na złodzieja (czyli prawdopodobnie jakiś ciekawy eliksir, ale to jeszcze doprecyzuję w trakcie wątku.]
OdpowiedzUsuńGalen
Zauważyła, że nie odpowiedział jej na pytanie… ale to nie szkodzi, nie zamierzała ciągnąć go na siłę za język. Przynajmniej na tę chwilę. Sama nie lubiła, gdy ktoś wściubiał nosa w nieswoje sprawy (czyli w jej własne sprawy), i nie chciała zachowywać się w podobny sposób. Tak czy inaczej, beztroskie pluskanie się Lysandra w Hogwarckim jeziorze było ździebko zastanawiające. Oczywiście domyślała się, że nie robił tego tylko po to, aby przepłynąć określoną liczbę basenów… to musiało mieć związek z jakimiś magicznymi, wodnymi stworzeniami, które zamieszkiwały jezioro. Nie była tylko pewna o jakie zwierzęta mogło tu chodzić. Nie znała się na nich tak dobrze, jak młody Scamander – i w sumie nic dziwnego. To nie ona miała dziadka, który zasłynął jako jeden z najwybitniejszych magizoologów w historii magicznego świata, i z którego książek oraz podręczników uczono się o zaczarowanych stworzeniach do dnia dzisiejszego. Od razu wiedziała, do kogo powinna się zwrócić i nie żałowała, że trochę mu przeszkodziła. Chyba i tak niewiele by sobie popływał, skoro nad ich głowami rozpętała się ogromna burza z piorunami. Komu jak komu, ale jemu nie trzeba było przypominać, że połączenie burzy z wodą mogło być co najmniej nieprzyjemne w skutkach. Tak czy inaczej, skinęła tylko lekko głową, wysłuchując jego krótkiego monologu o Trytonach. Jeśli komuś miałoby się udać nauczenie się ich języka, to na pewno właśnie jemu…
OdpowiedzUsuń— Cóż, koniecznie daj mi znać, gdy zaprzyjaźnisz się już z jakimś miłym stadem Trytonów — parsknęła cicho śmiechem, krzyżując nonszalancko ramiona na klatce piersiowej. Nie, nie było jej zimno, choć miała dziwne wrażenie, że jej dłonie były odrobinę chłodniejsze niż zwykle. Zaklęcie wysuszające sprawiło, że już dawno pozbyła się ze skóry, włosów i ubrań całej wody. Niemniej jednak, gdy Lysander zaproponował odwiedziny w szkolnej kuchni połączone z wypiciem czegoś cieplejszego, uśmiechnęła się szerzej i od razu przystanęła na ten pomysł — Jasne, i tak zmierzałam właśnie do swojego dormitorium. Po drodze chętnie napiję się gorącej herbaty z miodem i imbirem — to była jej ulubiona. Choć lubiła również zwykłą czarną herbatę z mlekiem lub cytryną. Jej mama pijała wyłącznie herbaty, i Mae najwyraźniej odziedziczyła po niej to małe zamiłowanie. Od razu ruszyła w stronę schodów prowadzących na jeden z korytarzy, skąd była już prosta droga do wypełnionej przepysznymi zapachami zamkowej kuchni. Lysander mógł być spokojny – nie zauważyła, aby zbytnio się denerwował… ale to pewnie dlatego, że jeszcze sama trochę łapała oddech i nie przyglądała mu się tak uważnie jak nad jeziorem. Teraz znów miało się to zmienić — Moje wakacje? Ach, no wiesz… w sumie całkiem spokojnie — odparła lekko zamyślona, zerkając na niego nieco dłużej — Większość czasu spędziłam w domu. Pomagałam mamie w hodowli nowych, trujących roślin. Od dawna próbuje stworzyć bluszcz, który w pełni absorbowałby światło słoneczne i miał wysuwane kolce, których jad byłby śmiertelnie niebezpieczny dla mniejszych gryzoni. Wiesz… coś jak drut kolczasty pod napięciem u mugoli. Tylko w magicznym stylu na magiczne krety — zaśmiała nieznacznie, po chwili jednak troszkę poważniejąc — Poza tym odwiedziłam jeszcze dziadków w Kornwalii… i to chyba tyle. Odpoczywałam od szkoły, jak każdy. A Twoje wakacje? — spytała, unosząc lekko jasne brwi. Mae domyślała się, że Lysander nie mógł narzekać na nudę. Od zawsze wydawał jej się wyjątkowo dobrze zorganizowany, tak więc z pewnością nie pozwoliłby sobie przeleżeć dwóch miesięcy z brzuchem do góry.
Mae Macmillan
[Dla mnie wszystko co żyje i ma nazwisko Scamander jest najzajebistrze pod Słońcem :P dzięki za powitanie i mam nadzieję, że oddzielne domy nie zabiorą im braterskich spotkań, a nawet więcej,że ich jakoś zintegrują bardziej :P]
OdpowiedzUsuńLorec