Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Maleficent. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Maleficent. Pokaż wszystkie posty

I keep looking at the sky


Nietrudno znaleźć na dowolnej biliotecznej półce książkę opatrzoną jej nazwiskiem. Licząca siedem tomów transfiguracja dla zaawansowanych, kompleksowa analiza konfliktów czarodziejów od Godryka i Salazara do Drugiej Wojny Czarodziejów, 101 codziennych wywarów i eliksirów, a ostatnio nawet rozdział w opasłym komentarzu do międzynarodowego prawa czarodziejów i glosa do zeszłorocznego wyroku Wizengamotu o nielegalnym handlu magicznymi zwierzętami. Zapewne rozsądniej byłoby wybrać sobie dziedzinę, w której żaden z jej prominentnych przodków nie zdążył się wsławić. Podobno nic szczególnego nie osiągnęli w uzdrawianiu ani na boisku quidditcha. Jeszcze... Ale ona zawsze lubiła wyzwania, więc od najmłodszych lat kusiła ją ta najbardziej wyboista ścieżka.

Język ma niewyparzony, a humor z rodzaju ciężkostrawnych, choć dyskutuje głównie dla sportu. Wyniosła z domu przekonanie, że gdy wszyscy się ze sobą zgadzają, coś jest zdecydowanie nie tak. Być może dlatego, uciekając przed marazmem, szukała kolejnego wyzwania, uzasadniając sama przed sobą ten konkretny wybór jakże racjonalnym argumentem niczym nieograniczonego dostępu do hogwarckiej biblioteki. Tym razem - dla odmiany legalnie - wszystkich jej zakamarków. W roli pedagoga dopiero się powoli odnajduje, ale już w pierwszych dniach stało się oczywistym, że ma zakusy na wymagającego belfra. Jednak nawet najbardziej nieprzychylni muszą przyznać, że nie brak jej obiektywizmu - ostatnim, co ją interesuje, jest kolor krawata ucznia, któremu właśnie odejmuje punkty za brak zadanego wypracowania. Barwy domowe nigdy nie znaczyły dla niej zbyt wiele. Oczywiście poza tymi pięcioma minutami i dziewięcioma sekundami na niewygodnym stołku, gdy zacięcie walczyła by to właśnie do niej należało ostatnie słowo. Najwyraźniej już jako jednastoletnia pannica miała jasno sprecyzowane poglądy, co dla niej najlepsze - to zdecydowanie się nie zmieniło. I z perspektywy czasu, z odrobiną kobiecej próżności, stwierdza bez choćby krzty zawahania, że w zielonym naprawdę jej do twarzy.

Spaceruje zwykle o świcie, gdy hogwarckie błonia spowija jeszcze jesienna mgła - ten mały rytuał, tak jak niegdyś poranne wędrówki po irlandzkich wzgórzach, pomaga jej w zebraniu rozpierzchniętych myśli. Nie zważa przy tym na deszcz czy wiatr; niestraszne jej obłocone kalosze ani fryzura na mokrego spaniela, bo zawsze miała w sobie sporo z chłopczycy. Zdarza się, że wśród nielicznych odsłonia się nieco bardziej. Podobno zna zawstydzającą liczbę przekleństw po irlandzku, ma zaskakująco mocną głowę do Ognistej i na ostatnim karaoke popisała się niespodziewaną znajomością mugolskich rockowych klasyków. Na szczęście wąskie grono, które dopuszcza bliżej, ma dość rozsądku, by nie komentować tych zatrważających plotek. I tylko czasem, pisząc kolejny z nigdy niewysłanych listów zastanawia się, jak wiele by się zmieniło, gdyby nie tamto feralne popołudnie i źle oznakowane fiolki.
Stażystka transmutacji • Animag - żbik • opiekun Koła Transmutacji
urodzona w Irlandii, 21 marca 1999 roku • dorstala na północy wyspy, spędzając dzieciństwo w rodowej siedzibie • córka uznanego znawcy historii magii i przedwcześnie zmarłej wytwórczyni eliksirów • młodsza siostra dla wybitnie obiecującego adepta prawa czarodziejów • czystokrwista czarownica z szanowanego rodu Dippet, wsławionego w magicznym świecie dzięki zasługom Armando Dippeta • absolwentka Szkoły Magii i Czarodzjestwa w Hogwarcie • hatstall, ostatecznie wychowanka Domu Węża • w czasach szkolnych przewodnicząca Koła Transmutacji, obecnie — w zastępstwie — opiekunka koła • posługuje się sztywną, dwunastocalową różdżką wykonaną z hebanu, której rdzeń stanowio pióro feniksa • zarejestrowany animag • patronusem żbik • bogin skrzętnie skrywaną tajemnicą • w Hogwarcie służbowo od początku września 2022 roku

code by EMME

you stand here on your own

Jasper Rosier
DOM WĘŻA • VI ROK • KAPITAN / ŚCIGAJĄCY • KLUB ZAKLĘĆ
cis, włókno ze smoczego serca, 12 i ¾ cala • wilk • martwa siostra
Zaskakujące jak niewiele potrzeba by wyczerpać i tak wątłe pokłady resztek cierpliwości, które z trudem w sobie odnajduje. Na próżno w tym przypadku snuć bujdy o arystokratycznych przymiotach wyniosłości i opanowania – obie te cechy najwyraźniej w pełni zagarnęła dla siebie Josephine, zostawiając bratu nędzne ochłapy. I jak to potem nieelegancko wygląda, gdy ktoś z takim nazwiskiem ciska gromy nad stołem Ślizgonów, irytując się ileż można jeść śniadanie, podczas gdy trening czeka. Nasłuchał się w swym niespełna siedemnastoletnim życiu zarówno o cieniach, jak i blaskach rodzinnej spuścizny, coraz częściej dochodząc do wniosku, że żadna ze stron nawet nie ociera się o prawdę. Ledwo powstrzymuje ostentacyjne ziewanie, gdy pamiętający czasy chwały dziadek snuje o wspaniałych zasługach Rosierów i ogromnej stracie, jaką musieli ponieść podczas wielkiej wojny. Tylko w tym jednym przypadku wie, kiedy należy ugryźć się w język – ale w końcu po kimś odziedziczył wybuchowy charakterek. Myliłby się jednak ten, który naiwnie założy, że rezyduje w lochach wyłącznie dlatego, bo kilka lat wcześniej Tiara Przydziału odruchowo kazała mu przywdziać zielono-szary krawat (zresztą i tak regularnie pozostawiany na nocnej szafce w dormitorium). Ambitna z niego bestia, a i determinacji odmówić mu nie sposób, choć wciąż nie na pewności dokąd go to zaprowadzi po opuszczeniu murów Hogwartu. Wszelkie plany na to, co zdarzyć się może potem, skrzętnie zachowuje dla siebie, od niechcenia tylko czasem rzucając bezwstydną uwagą o plądrowaniu grobów zasłużonych magów z odległych wieków. Teoretycznie nie jest to wcale wykluczone, bo przecież szkoda byłoby marnować talent do zaklęć na przywoływanie ulubionej pary rękawic do quidditcha. Na razie jednak z czystym sumieniem odkłada na bok poważne rozważania o przyszłości – doba już i tak powoli robi się zbyt krótka, gdy wolny czas dzieli między cotygodniowe spotkania klubu zaklęć, a pastwienie się nad kolegami i koleżankami z drużyny, organizując katorżnicze treningi. Odżałować nie może przegranych (w dodatku w fatalnym stylu i to dwóch pod rząd!) Pucharów Domu, a jeszcze czasem dla świętego spokoju musi przejść się na spotkanie Klubu Ślimaka, tylko po to by chwilowo uciszyć natrętne głosy krewnych. Wąskie grono bliskich przyjaciół zdążyło się przekonać, że choć niewątpliwie wyjątkowo porywczy choleryk z niego, to w gruncie rzeczy – zwłaszcza jak na Ślizgona – wcale nie tak trudno z nim wytrzymać. Nigdy nie miał uprzedzeń przed utrzymywaniem dobrych relacji z wychowankami innych domów, a i do kwestii czystości krwi zdaje się podchodzić co najmniej obojętnie. Z pewnym zaskoczeniem odkrywa jednak od jakiegoś czasu, że nawet jemu zdarza się powielać pewne stereotypy, o które wcześniej by się nie posądzał. Byłby jednak skończonym głupcem próbując walczyć z płynącą w krwi odrobiną sławetnego francuskiego romantyzmu...

urodzony mroźnej zimowej nocy 27 grudnia 2005 r. w szpitalu świętego Munga w Londynie • wychowany w Dorset, gdzie od wieków znajduje się rodowa siedziba, chroniona zaklęciami zarówno przed mugolami, jak i czarodziejami • czarodziej czystej krwi, członek niechlubnie wsławionego na kartach magicznej historii rodu Rosier, należącego do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki • biegle posługujący się językiem francuskim zarówno w mowie, jak i w piśmie • starszy o dwanaście minut brat dla Josephine, również wychowanki Domu Węża • krótko po rozpoczęciu czwartego roku nauki przywdział zielono-srebrne szaty domowej drużyny quidditcha, od tego czasu nieprzerwanie grając na pozycji ścigającego • w wakacje przed szóstym rokiem otrzymał odznakę Kapitana drużyny • w Hogwarcie towarzyszy mu wyjątkowo wyrośnięty kot – pomimo dotychczasowych w pełni uzasadnionych podejrzeń, nie udało się ustalić czy jest on w jakiejś częśći kugucharem

Najwyraźniej mam skłonność do ciemnowłosych, niepokornych panów, cóż poradzę...

you stand here on your own

Jasper Rosier
DOM WĘŻA • VI ROK • KAPITAN / ŚCIGAJĄCY • KLUB ZAKLĘĆ
cis, włókno ze smoczego serca, 12 i ¾ cala • wilk • martwa siostra
Zaskakujące jak niewiele potrzeba by wyczerpać i tak wątłe pokłady resztek cierpliwości, które z trudem w sobie odnajduje. Na próżno w tym przypadku snuć bujdy o arystokratycznych przymiotach wyniosłości i opanowania – obie te cechy najwyraźniej w pełni zagarnęła dla siebie Josephine, zostawiając bratu nędzne ochłapy. I jak to potem nieelegancko wygląda, gdy ktoś z takim nazwiskiem ciska gromy nad stołem Ślizgonów, irytując się ileż można jeść śniadanie, podczas gdy trening czeka. Nasłuchał się w swym niespełna siedemnastoletnim życiu zarówno o cieniach, jak i blaskach rodzinnej spuścizny, coraz częściej dochodząc do wniosku, że żadna ze stron nawet nie ociera się o prawdę. Ledwo powstrzymuje ostentacyjne ziewanie, gdy pamiętający czasy chwały dziadek snuje o wspaniałych zasługach Rosierów i ogromnej stracie, jaką musieli ponieść podczas wielkiej wojny. Tylko w tym jednym przypadku wie, kiedy należy ugryźć się w język – ale w końcu po kimś odziedziczył wybuchowy charakterek. Myliłby się jednak ten, który naiwnie założy, że rezyduje w lochach wyłącznie dlatego, bo kilka lat wcześniej Tiara Przydziału odruchowo kazała mu przywdziać zielono-szary krawat (zresztą i tak regularnie pozostawiany na nocnej szafce w dormitorium). Ambitna z niego bestia, a i determinacji odmówić mu nie sposób, choć wciąż nie na pewności dokąd go to zaprowadzi po opuszczeniu murów Hogwartu. Wszelkie plany na to, co zdarzyć się może potem, skrzętnie zachowuje dla siebie, od niechcenia tylko czasem rzucając bezwstydną uwagą o plądrowaniu grobów zasłużonych magów z odległych wieków. Teoretycznie nie jest to wcale wykluczone, bo przecież szkoda byłoby marnować talent do zaklęć na przywoływanie ulubionej pary rękawic do quidditcha. Na razie jednak z czystym sumieniem odkłada na bok poważne rozważania o przyszłości – doba już i tak powoli robi się zbyt krótka, gdy wolny czas dzieli między cotygodniowe spotkania klubu zaklęć, a pastwienie się nad kolegami i koleżankami z drużyny, organizując katorżnicze treningi. Odżałować nie może przegranych (w dodatku w fatalnym stylu i to dwóch pod rząd!) Pucharów Domu, a jeszcze czasem dla świętego spokoju musi przejść się na spotkanie Klubu Ślimaka, tylko po to by chwilowo uciszyć natrętne głosy krewnych. Wąskie grono bliskich przyjaciół zdążyło się przekonać, że choć niewątpliwie wyjątkowo porywczy choleryk z niego, to w gruncie rzeczy – zwłaszcza jak na Ślizgona – wcale nie tak trudno z nim wytrzymać. Nigdy nie miał uprzedzeń przed utrzymywaniem dobrych relacji z wychowankami innych domów, a i do kwestii czystości krwi zdaje się podchodzić co najmniej obojętnie. I tylko ostatnio jakiś taki bardziej nieswój się wydaje, zupełnie jakby coś go dręczyło nocami i nieustannie zaprzątało myśli... Zapytany wprost bez wahania mruknie jednak coś o natłoku obowiązków, łżąc gładko jak na arystokratę przystało.

urodzony mroźnej zimowej nocy 27 grudnia 2005 r. w szpitalu świętego Munga w Londynie • wychowany w Dorset, gdzie od wieków znajduje się rodowa siedziba, chroniona zaklęciami zarówno przed mugolami, jak i czarodziejami • czarodziej czystej krwi, członek niechlubnie wsławionego na kartach magicznej historii rodu Rosier, należącego do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki • biegle posługujący się językiem francuskim zarówno w mowie, jak i w piśmie • starszy o dwanaście minut brat dla Josephine, również wychowanki Domu Węża • krótko po rozpoczęciu czwartego roku nauki przywdział zielono-srebrne szaty domowej drużyny quidditcha, od tego czasu nieprzerwanie grając na pozycji ścigającego • w wakacje przed szóstym rokiem otrzymał odznakę Kapitana drużyny • w Hogwarcie towarzyszy mu wyjątkowo wyrośnięty kot – pomimo dotychczasowych w pełni uzasadnionych podejrzeń, nie udało się ustalić czy jest on w jakiejś częśći kugucharem

Najwyraźniej mam skłonność do ciemnowłosych, niepokornych panów, cóż poradzę... Oddam królestwo za siostrę!

I am a wolf, a wild cur

Przyrównać jego upór do oślego stanowiłoby nie lada obrazę – dla nieszczęsnego czworonoga oczywiście. Zaciętość i wytrwałość niewątpliwie mogłyby zostać poczytane jako zalety, gdyby nie niefortunny sposób ich wyrażania, którym charakteryzuje się ten krnąbrny Szkot. Nie dalej jak wczesną wiosną, po przegranym zakładzie, dwa tygodnie paradował po hogwarckich korytarzach w kilcie, nie zdejmując go nawet wtedy, gdy z uwagi na ubiór wysoce naruszający regulamin szkolny zawisła nad nim groźba ujemnych punktów i szlabanów. Zamiast go ściągnąć, wolał przewertować opasłe tomiszcza i wynaleźć kruczek prawny z XVII wieku, wiążący ręce nauczycielom. Honor udało się zachować, a i cała szkoła miała okazję oglądać zgrabne - choć nieco owłosione - dolne kończyny Urquharta. W gruncie rzeczy głowę ma na karku i umiejętności też odmówić mu nie można. Trudno by mu było bez tego zostać aurorem, co przecież z typową dla siebie stanowczością postanowił już dawno temu. Nieomylna Tiara Przydziału i w tym przypadku nie popełniła błędu, choć długo dumała, siedząc na ciemnowłosej czuprynie. Dziś z dumą reprezentuje barwy Krukonów, szczególnie ochoczo dając upust domowemu patriotyzmowi na boisku quidditcha. Powrót do drużyny stanowił ten brakujący element, dzięki któremu znów mógł poczuć się w pełni sobą. Co prawda trochę się zmieniło, ale chyba jednak z pałką bardziej mu do twarzy. Po roku nieobecności potrzebował poczucia powrotu do normalności, nawet jeżeli sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać. Znów przemierzać te same korytarze biegnąc na zajęcia, przekonać się, że książki w bibliotece upchnięte są w tych kątach, gdzie je pozostawił, a skrzaty w kuchni wciąż się krzywią na jego widok, gdy wpada pomiędzy posiłkami. Oswoił się ze swoimi comiesięcznymi przypadłościami, zdeterminowany by kiedyś opowiedzieć o nich głośno. Na razie pożytkuje energię na systematyczne łamanie zasad szkolnych; czy to w iście Krukońskim duchu, buszując pod osłoną nocy w Dziale Ksiąg Zakazanych, czy też na eksplorowaniu zamku i okolic. Aktywny członek koła transmutacji i klubu pojedynków, od biedy nawet i korepetytor, gdy ładnie poprosić (ewentualnie przekupić). Zafascynowany mugolskimi pojazdami, ale to najwyraźniej przypadłość rodzinna, zważywszy na popularność Drews Motors na zachodnim wybrzeżu, gdzie zmotoryzowany transport magiczny rośnie w konkurencję wobec tradycyjnych mioteł. Subtelności w nim za grosz, a bycie neutralnym na tyle mu nie wychodziło, że nie zamierza więcej próbować. W obecnej sytuacji chyba nie ma nawet wyboru.
urodzony w Inverness, 7 listopada 2002 roku • dorastał w Castle Craig, siedzibie klanu Urquhart, od wieków chronionej zaklęciami zarówno przed czarodziejami, jak i mugolami, tak by z oddali przypominać ruiny • członek czystokrwistego czarodziejskiego rodu Urquhart • syn utalentowanego aurora, Dougala Urquharta oraz poczytnej autorki bajek dla dzieci Reese Drews-Urquhart • od czwartego roku w domowej drużynie quidditcha - początkowo jako ścigający, a od wznowienia nauki w szóstej klasie jako pałkarz • posługuje się sztywną, dwunastocalową różdżką wykonaną z ostrokrzewu, której rdzeń stanowi pióro feniksa • nie spotkał bogina od feralnej nocy, stąd jedynie domyśla się, co zapewne przedstawia • patronusem ryś • w nocy 16 lipca 2019 roku, podczas wędrówki po Górach Kaledońskich został ugryziony przez wilkołaka • z uwagi na nabytą lykantropię zmuszony do zawieszenia nauki w Hogwarcie po piątym roku — powrócił do szkoły po rocznej przerwie • prawdziwe powody jego absencji są nieznane wśród uczniów • towarzyszem uparty i obrażalski puchacz
code by EMME

I am a wolf, a wild cur

Przyrównać jego upór do oślego stanowiłoby nie lada obrazę – dla nieszczęsnego czworonoga oczywiście. Zaciętość i wytrwałość niewątpliwie mogłyby zostać poczytane jako zalety, gdyby nie niefortunny sposób ich wyrażania, którym charakteryzuje się ten krnąbrny Szkot. Nie dalej jak wczesną wiosną, po przegranym zakładzie, dwa tygodnie paradował po hogwarckich korytarzach w kilcie, nie zdejmując go nawet wtedy, gdy z uwagi na ubiór wysoce naruszający regulamin szkolny zawisła nad nim groźba ujemnych punktów i szlabanów. Zamiast go ściągnąć, wolał przewertować opasłe tomiszcza i wynaleźć kruczek prawny z XVII wieku, wiążący ręce nauczycielom. Honor udało się zachować, a i cała szkoła miała okazję oglądać zgrabne - choć nieco owłosione - dolne kończyny Urquharta. W gruncie rzeczy głowę ma na karku i umiejętności też odmówić mu nie można. Trudno by mu było bez tego zostać aurorem, co przecież z typową dla siebie stanowczością postanowił już dawno temu. Nieomylna Tiara Przydziału i w tym przypadku nie popełniła błędu, choć długo dumała, siedząc na ciemnowłosej czuprynie. Dziś z dumą reprezentuje barwy Krukonów, szczególnie ochoczo dając upust domowemu patriotyzmowi na boisku quidditcha. Powrót do drużyny stanowił ten brakujący element, dzięki któremu znów mógł poczuć się w pełni sobą. Co prawda trochę się zmieniło, ale chyba jednak z pałką bardziej mu do twarzy. Po roku nieobecności potrzebował poczucia powrotu do normalności, nawet jeżeli sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać. Znów przemierzać te same korytarze biegnąc na zajęcia, przekonać się, że książki w bibliotece upchnięte są w tych kątach, gdzie je pozostawił, a skrzaty w kuchni wciąż się krzywią na jego widok, gdy wpada pomiędzy posiłkami. Oswoił się ze swoimi comiesięcznymi przypadłościami, zdeterminowany by kiedyś opowiedzieć o nich głośno. Na razie pożytkuje energię na systematyczne łamanie zasad szkolnych; czy to w iście Krukońskim duchu, buszując pod osłoną nocy w Dziale Ksiąg Zakazanych, czy też na eksplorowaniu zamku i okolic. Aktywny członek koła transmutacji i klubu pojedynków, od biedy nawet i korepetytor, gdy ładnie poprosić (ewentualnie przekupić). Zafascynowany mugolskimi pojazdami, ale to najwyraźniej przypadłość rodzinna, zważywszy na popularność Drews Motors na zachodnim wybrzeżu, gdzie zmotoryzowany transport magiczny rośnie w konkurencję wobec tradycyjnych mioteł. Subtelności w nim za grosz, a bycie neutralnym na tyle mu nie wychodziło, że nie zamierza więcej próbować. W obecnej sytuacji chyba nie ma nawet wyboru.
urodzony w Inverness, 7 listopada 2002 roku • dorastał w Castle Craig, siedzibie klanu Urquhart, od wieków chronionej zaklęciami zarówno przed czarodziejami, jak i mugolami, tak by z oddali przypominać ruiny • członek czystokrwistego czarodziejskiego rodu Urquhart • syn utalentowanego aurora, Dougala Urquharta oraz poczytnej autorki bajek dla dzieci Reese Drews-Urquhart • od czwartego roku w domowej drużynie quidditcha - początkowo jako ścigający, a od wznowienia nauki w szóstej klasie jako pałkarz • posługuje się sztywną, dwunastocalową różdżką wykonaną z ostrokrzewu, której rdzeń stanowi pióro feniksa • nie spotkał bogina od feralnej nocy, stąd jedynie domyśla się, co zapewne przedstawia • patronusem ryś • w nocy 16 lipca 2019 roku, podczas wędrówki po Górach Kaledońskich został ugryziony przez wilkołaka • z uwagi na nabytą lykantropię zmuszony do zawieszenia nauki w Hogwarcie po piątym roku — powrócił do szkoły po rocznej przerwie • prawdziwe powody jego absencji są nieznane wśród uczniów • towarzyszem uparty i obrażalski puchacz
code by EMME

Oooh, look, a Blibbering Humdinger!


LYSANDER SCAMANDER
DOM KRUKA ― V ROK ― PREFEKT ― KLUB ONMS
Co Cię może zabić w Zakazanym Lesie ― jawor, 12 cali, włos z ogona testrala

O ileż prościej by było, gdyby każdego dnia nie stawał przed kolejnymi wyborami. Nie myślałby wtedy tak dużo — zbyt dużo — nieustannie zadręczając się słusznością podjętych decyzji. Jak na złość, to codzienność sprawia najwięcej problemów. Z trudem stawiane małe kroki prowadzące do jasno sprecyzowanej, odległej przyszłości... Tylko teoretycznie wie czego chce, a cały świat zdaje się potwierdzać ten pogląd, nie przejmując jego rozterkami. Rodowe nazwisko bywa nie lada ciężarem do udźwignięcia, szczególnie że odkąd pamięta, chciałby pewnego dnia wyjść z cienia genialnego pradziadka. Próby podejmuje już teraz, nieco zdziwiony, że najwyraźniej nikt nie wpadł na to, iż przewrotny tytuł felietonów na siódmej stronie Proroka Nie-Codziennego (zazwyczaj z nieuwagą przewracanej przez wszystkich bardziej zainteresowanych ploteczkami niż opisem magicznych zwierząt będących na wyciągnięcie ręki) jasno sugeruje gdzie lubi spędzać wolne popołudnia. Choć ostatnio bardziej niż gęstwiny i knieje, nęci go niezbadana głębia, od ostatniego zapalenia płuc, z nieco większą ostrożnością pakuje się w zimną toń. Bezskutecznie próbuje wyciszyć pewien natrętny głosik w głowie, nawracający nieustannie o animagii... Wie już gdzie w bibliotece szukać odpowiednich książek, nawet parę razy maszerował z nimi pod pachą w kierunku wyjścia. Za każdym razem wracał się, kręcąc z dezaprobatą głową. Bo jak to tak zdecydować się na tylko jedno zwierzę...?
Ma z tym niemały problem, który może urosnąć do katastrofalnych rozmiarów jeżeli ktoś rozpozna, że jedna z walizek targanych do Hogwartu to znoszony model z lat dwudziestych, w dodatku nieco nadszarpnięty osławioną wycieczką za ocean. Pal licho nauczyciele, z jakiegoś powodu uważający go za wzorowego ucznia, to reakcji brata najbardziej się boi. Wszak ledwo odrastali od ziemi, przekrzykiwali się kto zwędzi prawdziadkowi to cudo. Dwa oddzielne domy to jednak był bardzo dobry pomysł Tiary... W przeciwieństwie do bardziej popularnej połówki blond duetu, Lysowi zazwyczaj udaje się niezbyt rzucać w oczy, obracając w skromnym gronie najbliższych przyjaciół. Tak w sumie mu wygodniej, bo przynajmniej nikt nie zwraca zbytniej uwagi na haniebny fakt notorycznego kibicowania innej drużynie w rozgrywkach Quidditcha ani nieelokwentne plątanie języka ilekroć koleżanka z uroczym uśmiechem poprosi o pomoc przy zadaniu domowym. Przemierza szkolne korytarze z ciężką torbą zarzuconą na ramię, starannie zawiązanym krawatem na szyi i rozwichrzoną jasną czupryną, która jako jedyna zdradza, że przykładny pan prefekt też ma co nieco za uszami...

_____________________________________________


INFORMACJEOSOBYODAUTORSKO