Pamiętam, bardzo chciałem tu być, na pewno dużo bardziej niż dzisiaj

min jaesoo VII hufflepuff ─ prorok niecodzienny
  Oczy, które zaszły łzami wskutek duszącego dymu, piekły tak jak wtedy, kiedy podczas zabawy z młodszym bratem, ten założył mu na głowę wiaderko pełne piasku. Trudności ze złapaniem powietrza przypomniały mu o czasie, w którym o mało co nie utopił się na basenie w trakcie zawodów pływackich, mimo wszystko stając na podium. Ogień, rozprzestrzeniający się z niesamowitą prędkością, praktycznie odcinający im drogę ucieczki, wydawał się być o wiele groźniejszy niż ten z ogniska, nad którym zawsze piekli słodkie pianki i jabłka z babcinego sadu. Oszałamiające krzyki przywodziły mu na myśl rozszalały tłum na koncercie ulubionego zespołu, który domagał się jego powrotu na scenę. Później otaczała go tylko ciemność, a kiedy otworzył oczy, słysząc nad uchem charakterystyczny dźwięk sprzętu, którego zadaniem było monitorowanie pracy jego serca, zechciał umrzeć. 
  Mówią, że jest arogancki. Niektórzy uważają go za egoistycznego dzieciaka, szczycącego się swoimi osiągnięciami i odrzucającego jakąkolwiek konstruktywną krytykę. Podobno ma problemy z wyczarowaniem własnego patronusa, ale przecież nikomu się do tego nie przyzna, nie chcąc wyjść na jakiegoś nieudacznika. Podobno jego matka została wyrzucona z Ministerstwa, a plotki o tym, że odmówił uczestnictwa w spotkaniach Klubu Ślimaka, nie chcąc przebywać w towarzystwie szczycących się przynależnością do niego rówieśników, są jego własnym wymysłem. Podobno opuszcza lekcje obrony przed czarną magią twierdząc, że są one jedynie stratą czasu, a sam opanował już wszystkie zaklęcia, które przydadzą mu się w dorosłym życiu. Nie rozstaje się ze swoim podstrzałym aparatem i do dziś nie wie, dlaczego znalazł się w hufflepuffie. Podobno. 

──── odautorsko ────
Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale postanowiłam wrócić na grupowce po ponad roku nieobecności i nie będę ukrywać, że Jae to taki trochę zlepek postaci stworzonych przeze mnie w przeszłości, ale don't worry, there's so much more than you think. Żaden z niego egoista, nie ma po prostu wielu znajomych, dlatego szukamy tych paru szczęśliwców, którzy mogą cieszyć sie z tej jakże ekscytującej znajomości, kogoś, kto nie darzy go szczególną sympatią i jakichkolwiek innych, mniej lub bardziej ciekawych powiązań. Jeon Jungkook na wizerunku i Małomiasteczkowy od Dawida Podsiadło w tytule, no i to by było na tyle. 

14 komentarzy:

  1. Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Co to za ognista drama w tle! Fajnie, że Jae ma proroka niecodziennego, może w nim namnażać podobno na swój temat. I mam nadzieję, że to dziwienie się swojej puchońskości nie oznacza jej odrzucenia!
    Siemka, baw się dobrze. Miło, że wrzuciłaś postać na siódmy rok, zawsze do stwarza więcej możliwości w ew. wątku... :>]

    Jim Ryer

    OdpowiedzUsuń
  3. [JEON JUNGKOOK PROSZĘ PAŃSTWA. GOLDEN MAKNAE. LOVE.
    No nie mogę, jest idealny. Tonę w wątkach, ale tutaj muszę zaprosić.]

    Amasai Langdon

    OdpowiedzUsuń
  4. [O, jaka cudna postać. Taki troszkę niecodzienny Puchon. Zapraszam do siebie, jeśli masz ochotę!]

    Michael Potts i Alastor Yaxley

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witamy, witamy. Po cichu liczę na jakieś ciekawe powiązanie i wątek między naszymi skośnymi koleżkami :D]

    Ilheon

    OdpowiedzUsuń
  6. [Fajny on, naprawdę. Nietuzinkowy Puchon, taki z charakterkiem. Kompletnie nie mam pomysłu na powiązanie lub wątek, ale gdybyś miała pomysł i chęć to zapraszam do Dybucka. :)]

    Dybuck Sheeridan

    OdpowiedzUsuń
  7. [Wciąż nie mogę uwierzyć, że Amasai zyskał tyle sympatii! :D W takim razie wątek tym bardziej, jak chcesz mogę ci podać maila, to pogłówkujemy, żeby wymyślić coś ciekawego! <3]

    Amasai Langdon

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdy profesor oświadczył mu, iż stoi przed nim nowe zadanie, a mianowicie pomoc Puchonowi z siódmego roku, Amasai Langdon roześmiał się, wierząc głęboko, że jest to jakimś nieśmiesznym żartem, ewentualnie pomyłką. Oczywiście, nie zdziwił się, że akurat go wybrał do pomocy jednemu z uczniów, bowiem Amasai był raczej jednym z lepszych w Hogwarcie - chociażby on sam był o tym święcie przekonany. Wybranie go do roli chwilowego korepetytora i nauczyciela wspomagającego bardzo mu schlebiało, choć powinno przede wszystkim cieszyć tę drugą osobę. W końcu, nie każdy ma szansę i możliwość, by uczył go sam Amasai Langdon. Być może jego ego było zbyt wielkie, a przekonanie o swojej nieomylności i doskonałej inteligencji - błędne, jednakże nie można było mu zarzucić braku gorliwości i ambicji. Problem tkwił jednak w tym, iż Amasai był gorliwy tylko dla swojego dobra, a jego ambicja tyczyła się jedynie osiągnięcia jego sukcesów. On nie bawił się w pomaganie, chyba, że kogoś miało czekać łoże śmierci. Tym samym też wizja udzielenia swego rodzaju korepetycji wcale nie była jakaś wzniosła i szczególnie potrzebna. Będąc jednak postawionym przed ścianom, nie mógł odmówić. Wzorowy uczeń nie odmawia ani nie sprzeciwia się nauczycielowi. Bynajmniej z grzeczności i szacunku, lecz dla siebie samego - by pokazać swoją odwagę, dojrzałość i cierpliwość. Amasai Langdon musiał dbać o swoją reputację, szczególnie, gdy w ostatnim czasie już kilkakrotnie prawie ją uszkodził. Było to niepokojące, zatem nic dziwnego, iż musiał wziąć sprawy w swoje ręce.

    Pojawienie się w ustalonym miejscu nie sprawiło mu kłopotu, chociaż w duchu zdecydowanie wolał przebywanie w doborowym towarzystwie lub co lepsze - swoim własnym. Zobowiązał się jednak do pewnego zadania, toteż zrobi wszystko, by wywiązać się z niego doskonale. Miał głęboką nadzieję, że siódmoklasista będzie z nim współpracował ani nie spróbuje zajść mu za skórę, w końcu to jemu wyświadcza przysługę. Nawet jeśli był młodszy, liczył na szacunek z jego strony. Niestety, ku swojemu zdziwieniu, jego umyśle tkwiła niewyraźna iskra obawy, bo przecież on sam nie potrafił w pełni wyczarować patronusa. Zapewne też z tego powodu profesor zdecydował się właśnie na niego, wiedząc lub domyślając się, że przez dłuższy czas zawzięcie i z pasją ćwiczył zaklęcie patronusa. Choć był już bliski celu, odczuł swoistą obawę przed tym, że chłopak mu nie zaufa i nie będzie sądził, że ten jest mu w stanie pomóc. Oczywiście, byłby w błędzie. Przecież jestem jednym z najlepszych, jeśli nie jedynym, pomyślał w duchu, uśmiechając się z obrzydliwą pewnością siebie do siebie samego.

    Stanął na dziedzińcu, w idealnie ułożonej szacie, na której widniał herb Slytherinu. Amasai z dumą przedstawiał siebie jako Ślizgona, dobrze wiedział, że był jednym z najlepszych wychowanków Domu Salazara Slytherina. Stąd też nie zabrakło mu pewności siebie i stanowczym, acz dumnym krokiem ruszył w stronę chłopaka, trzymając różdżkę w dłoni. Stanął za plecami chłopaka, odchrząkując i licząc na to, że chłopak szybko raczy zwrócić na niego uwagę. Gdy ten odwrócił się, Amasai wyraźnie mu się przyglądał. Dokonując szybkiej analizy jego osoby, spojrzał mu głęboko w oczy. To będzie ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dlaczego zatem przybyłeś tutaj, skoro uważasz mnie za tchórza? — uniósł brwi do góry, czując się urażonym słowami chłopaka. Amasai nigdy nie zawodził i zawsze dotrzymywał słowa. Będąc jednak świadomym, iż mógł zabrzmieć zbyt stanowczo i ostro, być może nawet wrogo - w końcu rozmawiał z Puchonem, dodał:

      — Zawsze wywiązuje się z przydzielonych zadań i wykonuje je starannie — uśmiechnął się z nutą cyniki, co niewątpliwie było przypadłością niejednego Ślizgona. Wziął głęboki oddech, wciąż nie odrywając wzroku od chłopaka. Chciał go dokładnie zbadać, a przecież oczy nigdy nie kłamią. - Amasai Langdon, co już zresztą wiesz na pewno. Czeka nas sporo zabawy, ale nie tutaj. Nie będę cię uczyć w tym miejscu, gdzie każdy może nas ujrzeć, a co gorsza jakieś szlamy — ciągnął, z pogardliwym głosem wypowiadając się na temat mugoli i pewnie też całkiem niepotrzebnie — Mam miejsce. Chodź.

      Amasai Langdon

      Usuń
  9. [Postacie stworzone ze zlepek poprzednich chyba są najlepsze. To takie eliminacje co aby stworzyć lepszą kreację. Tak myślę :) A przynajmniej Twoja postać taka właśnie wyszła. Mam trochę słabość do azjatów i to tylko dlatego, że sama kiedyś użyłam takiego wizerunku. Wiem, jestem dziwna. Życzę jednak udanych wątków i wierzę, że na pewno tak będzie!]

    Vincent // Priscilla

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej! On jest na swój sposób cudny (żeby już nie było specyficznie słodki xD). Ah, postaci stworzone ze zlepek poprzednich budzą taki dziwny sentyment, sama obecnie sklejam kartę takiego pana, który niedługo może sie pojawić tu. Póki co zapraszam do Clary, można zrobić z nich dobrych znajomych lub tych mniej dogadujących się i dopieprzających sobie.
    Teraz życzę masy wątków i weny! :D]

    Draganova

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ona na pewno chętnie rozerwałaby się, ale potrzeba jej dobrego towarzystwa do tego ;p Oh, to byłoby świetne! I Clara najpewniej prychała by i fukała na niego, że próbuje udawać jej "starszego brata", ale gdzieś w głębi na sto procent doceniałaby ten fakt.. i może czasem okazałaby, że docenia jego obecność :) ]

    Draganova

    OdpowiedzUsuń
  12. Czystość krwi była kwestią, która budziła wiele kontrowersji, bo choć obecnie większość czarodziejów nie miała uprzedzeń do mugoli, to wciąż istniała grupa tych, którzy nimi gardzili. Być może w przypadku Amasaia przerodziło się to w paskudną obsesję, ale kto mógł go winić? Przez to, że on sam był półkrwi, niejednokrotnie był poniżany w rodzinie, która rzekomo nie patrzyła na status krwi, a na wnętrze człowieka. Czy zatem można nazwać dziecko niegodnym dobra i miłości, gdy wówczas nie był w stanie odróżnić dobra od zła i czynić karygodne rzeczy?
    Jego postawa jednak pozwoliła mu na osiągnięcie wielu rzeczy w tak młodym wieku. Siał postrach i był nienawidzony wśród mugoli, szybko też zdobył chwałę i szacunek tych, którzy popierali jego opinię. Nawet jeśli znalazł się ktoś, kto był innego zdania na tym podłożu, ale mieli podobne spojrzenie na wiele innych kwestii, zdobywał ich sympatię. Wychodził z założenia, że postawa innych dużo świadczyła o tym, ile osiągnie. Czyż Czarny Pan nie posiadał zarówno wrogów, jak i popleczników? Czyż nie budził strachu, ale i podziwu? Choć Amasai Langdon nie był złym człowiekiem z zapędami do czarnej magii, to wciąż chciał osiągnąć coś wielkiego, być jednym z najlepszych. Wiedział jednak, że to ciężka praca i choć już wiele osiągnął, bowiem był jednym z najlepszych uczniów na swoim roku, to jednak odczuwał niedosyt. Mimo tego, nawet fakt, że nie potrafił jeszcze w pełni wyczarować patronusa, nie ujmował mu ambicji ani zdolności. Zatem, niewątpliwie, Min Jaesoo był szczęściarzem, że miał mu pomagać właśnie Amasai Langdon.

    Słysząc uwagę o zakazanym lesie, uśmiechnął się lekko do siebie. Miał świadomość, że chłopak pomyślał sobie, że to zbyt przewidywalne. Ale czy Amasai Langdon mógł być przewidywalny dla kogoś, kto poznał go przed kilkoma minutami?
    — Owszem, zakazany las — odparł, nie zaprzeczając chłopakowi ani nie starając się wybronić, że ten wybór wcale nie jest przewidywalny — Jeśli myślisz, że zabrałbym cię w inne miejsce, to jesteś w błędzie. Najpierw muszę ci zaufać i wiedzieć, że naprawdę zależy ci na tych zajęciach — wyjaśnił bardziej dla niego niż dla siebie, przecież nie musiał się tłumaczyć — Mój czas jest bardzo cenny, muszę wiedzieć, że te zajęcia nie będą stratą — tłumaczył dalej, a jego ton głosu przybrał typowy ślizgoński wydźwięk, przepełniony narcyzmem — Może wtedy zabiorę cię w swoje inne miejsca, gdzie uczę się rzeczy, o których ty prawdopodobnie wcale nie masz pojęcia — zakończył, tym razem patrząc na chłopaka z perfidnym uśmiechem. Odwrócił wzrok, po czym szedł dalej przez zarośnięte tereny Zakazanego Lasu.

    Słysząc pytanie dotyczące jego patronusa, mimowolnie przystanął. Nie spodziewał się, że chłopak o to zapyta, bo w zasadzie chciał mu to wyjaśnić sam. Poczuł chwilę zdezorientowania, mając świadomość, że Puchon zniweczył jego plany. Szybko zatem doprowadził siebie do pozornego porządku, idąc dalej. Zignorował to pytanie, mając na celu, by odpowiedzieć na nie dopiero wtedy, gdy dotrą do celu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ich miejscem zajęć były głębie Zakazanego Lasu, które na pierwszym roku pokazał mu gajowy nim Amasai pokazał swoje zepsute wnętrze, prawdopodobnie zniechęcając tym do siebie Hagrida. Miał zatem pewność, że było to bezpieczne miejsce w ciągu dnia, nocą niekoniecznie. Nigdy jednak nic złego mu się tu nie przydarzyło od tylu lat pobytu w tym miejscu, zatem był przekonany, że na pierwsze zajęcia było to wyborem odpowiednim.
      Amasai wyciągnął swoją różdżkę, okrążając niewielki teren, którego ziemie wskazywały, że często ktoś po nich kroczył. Jego krok był spokojny, pozbawiony stresu i nerwów. Wszelkie obawy zniknęły, a na jego twarzy zagościł uśmiech, będący wyrazem ogromnej, rażącej pewności siebie. Trzymając uchwyt różdżki w jednej dłoni, a jej czubek w drugiej, przy tym powoli ją przekręcając, jak gdyby na wyraz nudy, spojrzał na chłopaka.

      — Twoje pytanie, choć nie jesteś tego świadom, zniweczyło moje założenia i plany — powiedział, odwracając wzrok w zamyśleniu i zmarszczył brwi — Planowałem ci to powiedzieć. Nie myśl sobie, że będę ci się tłumaczył, bo ja nikomu nie muszę się tłumaczyć. Jestem człowiekiem uczciwym i z mojej strony możesz liczyć na szczerość — dodał, tym razem patrząc na chłopaka. Nie westchnął, nie wziął głębokiego oddechu ani nie ukazał choć grama zakłopotania. Uśmiechnął się kącikiem ust, po czym powiedział:

      — Mój patronus nie jest jeszcze w pełni wykształcony. Jeśli cię to zniechęca, myślę, że zapamiętałeś drogę. Jeśli nie, to słuszna decyzja. Profesor nie wybrał mnie przypadkowo, nawet jeśli jestem o krok do opanowania zaklęcia.

      Amasai Langdon

      Usuń