LOLA GARWOOD
HUFFLEPUFF • VII ROK
Lola jest bardzo samoświadoma. Wie, że bycie dzieckiem
kolumbijskiego mugola i czarownicy uważanej za rozpustnicę o
króliczych zębach, to już żadna kontrowersja, bo mamy XXI wiek.
Wie, że ma twarz, którą musi kontrolować, bo kiedy tego nie robi,
to wygląda tak, jakby planowała mord na tysiącach podczas
pałaszowania tłuczonych ziemniaków. Wie, że jej ostatnia szansa na zostanie pałkarzem odeszła w momencie, gdy po raz trzeci stchórzyła i nie wyszła na boisko, a schowała się na wieży i jadła kanapkę z dżemem. Wie, że nic jej nie da
robienie ładnych notatek, jeśli nie podejdzie poważnie do ich
wkuwania, ale co za kretyn uczyłby się z bazgrołów. Wie, że
koszulę nosi się w spódnicy, a nie na zewnątrz, przez co spódnicy
już nie widać, ale pod szatą mogłaby biegać nawet w samych
majtkach. Wie, że jej nawyki stają się drażniące, gdy poprawia
cudze sztućce, ale to jest silniejsze od niej samej. Wie, że nikt
nie wierzy w to, że Walentynki to dla niej durne święto, bo każdy
widział, jak w drugiej klasie rozpłakała się, gdy nic nie
dostała. Wie to wszystko, ale ta świadomość nie przeszkadza jej w
oszukiwaniu samej siebie. Każdy się oszukuje, ale Lola robi to po
prostu skuteczniej. Skutecznie do tego stopnia, że czasem musi się
dwa razy zastanowić, komu co mówiła o pochodzeniu swojego imienia.
Niestety, nie tylko ona już wie, że Lola to zdrobnienie od Dolores.
A przecież tak fajnie patrzyło się na zdziwione miny, gdy
trzynastoletnia Puchonka z przekonaniem wmawiała wszystkim, że to
po sławnej pani lekkich obyczajów.
lola nie gryzie, chyba że masz kanapkę w ręku, wtedy może niechcący trafić w palce. siemanko!
Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[O boże, wyobraziłam sobie Noaha z kanapką w ręku i Lolę gryzącą jego palce. Zabiłby ją chyba :D Cześć, dzień dobry. Całkiem sympatyczna ta Lola, a White z chęcią pisze się na wąteczek! Mów, czego pragniesz a postaramy się z tym moim jędzowatym panem to spełnić ;)]
OdpowiedzUsuńNoah
[Przyznam się, podglądałam tę panią i czekałam na nią, a to nie tylko dlatego, że zainteresował mnie Twój bezbłędny nick, ale również dlatego, że sama Lola okazała się bezbłędna. (No i jest Puchonką, Puchonki zawsze spoko, mamy do nich słabość.)
OdpowiedzUsuńLola jest przecudowna, baw się z nią dobrze i zostań na długo, a w razie czego zgłaszam gotowość do pisania z nią!]
Jordan Routier
[Cudowna jest ta Twoja Lola, cudowna w swojej codzienności. Gdyby Tabby nie była taka uprzedzona, mogłyby wspólnie planować mordy, ale tak to pewnie pofantazjują o mordowaniu siebie nawzajem. Niemniej życzę wielu wątków i zapraszam do nas gorąco. <3
OdpowiedzUsuńKocham Twój nick, a tytułem karty zostałam kupiona na wstępie.]
Tabitha Blythe
[Cześć! Wyjątkowo wpadła mi w oko kreacja twojej bohaterki i wyczekiwałam dość niecierpliwie tego, kiedy w końcu pojawi się na blogu. Początkowo nie przewidywałam publikując Nevella, by wychodzić z tego typu propozycją, jednak zrobiłabym wyjątek dla niej. Kusi mnie bowiem, by zrobić z Loli jego najlepszą przyjaciółkę — mam w tym miejscu do dołożenia, jak mniemam, barwne tło, które nie robiłoby z tej relacji banału. Pytanie brzmi: czy byłabyś tym zainteresowana i skłonna do tego, by wypracować to na mailu?]
OdpowiedzUsuńNevell Milsent
[Cześć! Świetna ona jest! I sama Lola, i jej historia, charakter. Cudowna postać. :D Dybuck wciąż nie ma kompana do produkcji i eksportu papierowych samolocików w bibliotece, więc może Lola byłaby tym zainteresowana? Nie mniej jednak, baw się dobrze!]
OdpowiedzUsuńDybuck Sheeridan
[Ostatnio jestem trochę zalatana, ale kartę niecnie podglądałam już w roboczych i... kurczaki, jaka ona jest cudna! Jeśli byłabyś zainteresowana powąceniem ze ślizgońskim zimnym dupkiem to zapraszam serdecznie :D]
OdpowiedzUsuńZabini
[ Jest sobie taki blogowy topos, hehe, zgrywającej twardzielkę dziewuszki, która tak naprawdę ma miękkie serduszko, tylko trzeba to odkryć. Bardzo niestrawny, moim zdaniem, ale jednocześnie prawdopodobnie możliwy do kreatywnego wykorzystania. Mam wrażenie, że pewne jego pierwiastki kryją się w konstrukcji tej postaci, ale to w ogóle nie irytuje, wręcz przeciwnie, bo nie ma w tym niczego ni ckliwego, ni słodziutkiego, nie ma jakiegoś miłosnego eskapizmu, oszukiwanie samej siebie jest prawdziwe i bolesne, że prawie auć.
OdpowiedzUsuńLola jest wspaniała, aż się chce powiedzieć: pij ze mną kompot, ale nie, woli kanapki. Jim w kanapki nie umie, ale na pewno ma jakieś popisowe danie, mógłby je przygotować!]
Jim Ryer
[Naprawdę ciekawa kreacja bohaterki. Odnoszę wrażenie, że Lola jest taka niewymuszona, bardzo osobliwa i łatwa do zapamiętania :) No, tym bardziej jeśli pożarła już komuś palce! Jestem dziś tylko przelotem, ale witam Cię (a właściwie Was), ciepło w naszych progach i życzę mnóstwa udanych wątków! Bawcie się dobrze, hej!]
OdpowiedzUsuńCassius Carrow
[O mamo! Wchodzę w to z szerokim bananem na twarzy XDDD odezwij się do mnie na wyborowealoe@gmail.com wiadomością czy tam na hg ustalimy sobie szczegóły i szczególiki jakby co XD]
OdpowiedzUsuńNoah
[Ale Lola jest superowa!
OdpowiedzUsuńMoże na początku nie będą za sobą nie przepadały? np. przez oblanie się piwem kremowym w Hogsmead, zupełnie przypadkowo. Lola mogłaby użyć różdżki, aby ją upokorzyć?
A z tego może wyniknąć coś niedobrego. Jak chcesz to możemy to zmienić, i to Beatrice użyje różdżki.]
[Ja myślę, że one mogłyby razem konie kraść. I to może dosłownie, jakieś hipogryfy. Wybacz mało konstruktywny komentarz, ale aż żałuję, że nie prowadzę faceta, który by dla Loli stracił głowę, bo nie wiem, jak można nie stracić. :D]
OdpowiedzUsuńGail Ollivander
[Zabiniego to nawet mocno podpuszczać by nie było trzeba ;> Możemy z tym polecieć (hehe), bo Zab lubi uwodzić i zwodzić - ma to drań we krwi :D Mógłby ją zaczepić już nawet pod samą tablicą, kiedy rozwieszała ogłoszenie :> To co, ustalamy coś więcej? Kto zaczyna? :D ]
OdpowiedzUsuńZabini
[Och, Lola jak najbardziej może Bucka pokochać. Ja to bym w ogóle zrobiła z nich najlepszych przyjaciół, co, chyba że masz te fuchę już obsadzona. XD Eksport papierowych samolocików w potulnie uczące się w bibliotece dzieciaczki to najlepsze zajecie, no bo po co się uczyć, a pisanie jeszcze na nich niecenzuralnych słów - gdyby mógł, Dybuck zastrzygłby uszami na ten pomysł. To jak, ustalamy coś jeszcze dla nich, czy zaczynamy wątek? ;D]
OdpowiedzUsuńDybuck Sheeridan
[A może być i Bertie, zdrobniale <:
OdpowiedzUsuńNo to można i odmienić role, Beatrice by żadnej klątwy nie rzuciła, ale jakieś dowcipne zaklęcie, dlaczego nie?
A więc zaczniesz?]
[Ale popatrz na to tak - kobieta chciałaby uwagi, a ten tylko ględzi, że smoki to i smoki tamto. Ile można wytrzymać? :D A co Lola chciałaby w zamian za przeszmuglowanie do kuchni, hm? ;P]
OdpowiedzUsuńNico
[Puchasie powinny być pod ochroną, a na pewno powinny się łączyć i brnąć przez życie wspólnie. My chętnie przebrniemy przez życie z Lolą. <3
OdpowiedzUsuńLeo Mossi, jak cudownie.
Nad czymś konkretnym muszę jednak pomyśleć, kiedy mój mózg będzie do tego zdolny.]
Effie
[ Pomysł jest tak fajny, że aż musiałam nad nim dłużej pomyśleć, żeby jednocześnie zachować Jima Jimem i nie zmarnować tego, co zaproponowałaś. :D Bo sprawa ma się tak, że Jimmy raczej jest dobrym człowiekiem, sporo ma w sobie czułości dla świata i ludzi – więc jeśli bywa wobec kogoś złośliwy (ale nie na zasadzie przyjacielskich uszczypliwości), to tylko pod wpływem dużych emocji. Co się z tym wiąże, wcale nie chciałby demaskować Loli, jeśli domyślałby się, że dziewczyna poczuje się niezręcznie. Z drugiej strony, sama się ujawniła, skąd miał wiedzieć, że przypadkowo? Może mała komedia* omyłek?
OdpowiedzUsuńZ formy wierszyków i tego, że pewnie spore grono je dostaje, wiadomo, że te walentynki to nie na poważnie są. Najpierw anonimowe, teraz jawne, więc Jim może pomyśleć, że pociągnie grę – napisze podobny wierszyk i podrzuci go Loli. Wszystko dla zabawy oczywiście, ale czy to nie przestraszyłoby jej trochę? Wiesz, pomyślałaby, że Jim odebrał jej walentynki na serjo i teraz równie poważnie śle walentynkę zwrotną, co dalej, lizaki w kształcie serca??? I udawałaby, że nie wie, o co chodzi, że chyba się, chłopcze, pomyliłeś, to nie do mnie i "rżnęłaby głupa, jak to tylko ona potrafi najlepiej". Ale teraz z kolei ja nie wiem, czy to Ci pasuje do postaci!
*ta komedia to mogłaby być odrobinę nieśmieszna, przepraszam, mnie oczywiście się wydaje, że jestem najzabawniejsza na świecie, ale w chwilach szczerości przed sobą samą zaczynam się obawiać, że to, co robię, jest zbrodnią przeciwko poczuciu humoru ;///]
Jim Ryer
[Ja i Evan, na pewno nie odmówimy komuś tak intrygującemu jak Dolores. :D Swoją drogą, czy panna Garwood uczyni Evanowi ten zaszczyt i będzie zawsze dla niego Dolores, a nigdy Lolą? Kurczę, są na tym samym roku, czy wystarczający powód, by żyli we względnej komitywie, bo wydaje mi się, że oni na serio mogliby się dogadać, mimo że Dolores jest tylko półkrwi. Problem w tym, że nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy w tym momencie, pomożesz?]
OdpowiedzUsuńEvan Rowle
[Backstreet Boys za wizytę w kuchni? A nie wolałaby smoków? Musisz mi coś więcej podpowiedzieć, rzucamy ich w rok szkolny czy bawimy się na wakacjach?]
OdpowiedzUsuńNico
[Wchodzę w to, porywam Lolę na event. Panie przodem, czy panowie?]
OdpowiedzUsuńNico
[Jest okazja, żeby zostać dżentelmenem, więc z niej skorzystam. ;D Na dniach się coś pojawi.]
OdpowiedzUsuń[ Jaki masz nowy avatar piękny. :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że lepiej zacząć od tego, jak Jim podrzuca walentynkę zwrotną. Bo przecież między dostaniem a przygotowaniem swojej nie może minąć wiele czasu, skoro to dzieje się tego samego dnia, a do konfrontacji dojdzie po jego ruchu. CHYBA ŻE CHCESZ PODZIELIĆ SIĘ ZE MNĄ TREŚCIĄ TEJ KARTKI. ;D Ale to w sumie możesz wrzucić wierszyk w komentarz jeszcze nie-wątkowy.]
Jim Ryer
[ O matko, Puchoni szybko rosną w siłę, i to jeszcze z takimi wspaniałymi postaciami! Cześć, ale super ta Twoja Lola :) Wydaje się taka zabawna i naturalna, a przynajmniej ja ją tak odbieram. Pomijając drobne problemy z wmawianiem sobie pewnych rzeczy – ale kto tego nie robi? :) Mae też lubi trochę się oszukiwać… Jak podrośnie, to może jej przejdzie i sama przestanie, ale jeszcze się zastanowi :D Piękne zdjęcie, nie mogę się na nie napatrzeć… Daj znać, gdyby Dolores zechciała podjąć jeszcze jedną próbę z dostaniem się do drużyny, Mae może jej trochę pomóc ;) Życzę Wam obu dobrej zabawy i mnóstwa wciągających wątków! ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
[ O, myślałam raczej o tym, że to ja powinnam zacząć, wiesz, opisać to, jak Jim podrzuca swoją walentynkę, a potem Twoja kolej i skonfrontowanie naszych postaci, ale w zasadzie można zacząć od razu od tego drugiego. ALE to Ty wszystko wymyśliłaś, więc jak chcesz, to początek mogą wziąć na siebie! Chyba że potrzebujesz tego do wykonania swojego czelendżu, to nie przeszkadzam. :D]
OdpowiedzUsuńJim Ryer
Smoki gwarantowały życie pełne wrażeń, ale mogły stanowić również nieskończone źródło zmartwień, zwłaszcza jeśli kochało się je tak, jak niektórzy potrafili kochać domowe zwierzątka. Nico nigdy nie miał kota ani psa. Od zawsze miał jednak smoka — najlepiej dogadywał się z długorogami rumuńskimi lub walijskimi zielonymi i uważał to za śmiechu warty ukłon w stronę swojego pochodzenia. To, co jego rodzice, razem z innymi pozytywnie zakręconymi na punkcie tych wspaniałych stworzeń czarodziejami, robili w rumuńskim rezerwacie, mogło dziwić. Nie trzymali tam żadnego smoka na łańcuchach. Nie oślepiali ich, nie atakowali dwudziestoma drętwotami na raz, a zaklęcia gaszące znajdowały zastosowanie tylko w ekstremalnych sytuacjach. Ich rezerwat był jak raj na ziemi, gdzie najważniejsze były smoki, które, choć piekielnie niebezpieczne, na wdzięczności i przywiązaniu do swoich opiekunów znali się lepiej niż koty czy psy.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego też Nico, skóra zdarta ze swojego ojca i charakter skopiowany z matki, niezbyt lubił te wszystkie smocze eventy, na które zjeżdżali się ludzie zarówno zwyczajnie ciekawscy, na co dzień niemający żadnego doświadczenia ze smokami, jak i tak zwani pasjonaci, wśród których potrafiły znaleźć się również skończone szumowiny, rozpoznające grunt pod handel jajami. Nóż się w kieszeni otwierał, kiedy się na kogoś takiego trafiało. Nico mógłby dać cały wykład o tym, w jakim stanie czasem trafiały do rezerwatu młode lub całkiem dorosłe smoki, którymi zajmował się ktoś bez żadnego pojęcia o tym, co tak właściwie próbował robić.
W hrabstwie Yorkshire Nico razem z mamą znalazł się przed kompletny przypadek — tak się złożyło, że termin, w jakim spakowali młode smoki i kilka jaj, na które wreszcie udało im się zdobyć wszystkie dokumenty i pozwolenia, żeby wywieźć je do nowo powstającego rezerwatu w Walii, zbiegł się z terminem dwudniowego Wielkiego Zlotu Pasjonatów i Przyjaciół Smoków. Postanowili więc nadłożyć drogi i sprawdzić, co tak właściwie się tam odbywało, a w razie czego sprzedać komuś wykład na temat niewłaściwego traktowania smoków. Zawsze się ktoś znajdował.
Namiotowe miasteczko, rozłożone na skraju i wewnątrz Dalby Forest, przywodziło na myśl mniejszą wersję tego, co działo się podczas mistrzostw świata w quidditchu. Nico tak naprawdę nie miał pojęcia, czego powinien się spodziewać po tym miejscu — słyszał już wcześniej o tym zlocie od taty, który wyrażał się o nim w dosyć niepochlebnych słowach, ale sam nigdy w żadnym nie uczestniczył. Prawda była taka, że hodowcy smoków dzielili się na zwolenników łańcuchów i ich zagorzałych przeciwników. Na tych pierwszych najłatwiej było się natknąć właśnie na zlotach, tych drugich należało szukać ukrytych wśród gór. W Yorkshire, jak się okazało, więcej było gadżetów i pamiątek ze smokami związanych, nich samych smoków. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie wpuściłby między ludzi rogogona węgierskiego, więc Nico dojrzał tylko peruwiańskiego żmijoząba, ładnego, dość młodego, o czym, poza rozmiarem, świadczył jeszcze kolor łuski, nie tak lśniący i miedziany jak u dorosłych osobników. Atrakcję stanowił również spiżobrzuch ukraiński, nazwany tak nie bez powodu, bo właśnie jego wszyscy chętni mogli do woli dokarmiać.
Nico nie mógł powiedzieć, żeby mu się to wszystko jakoś szczególnie podobało, ale nie kręcił też nosem — on miał to szczęście, że dorastał wśród smoków, a ci, którym się tak dobrze w życiu nie powiodło, przynajmniej tutaj mieli okazję docenić te wspaniałe stworzenia. I na tym skupiał swoją uwagę, dopóki w tłumie rozwrzeszczanych dzieciaków i niepilnujących ich rodziców, nie dostrzegł znajomej twarzy. A właściwie to znajomej Loli Garwood, która przyglądała się kłapiącemu pyskiem długopyskowi portugalskiemu. I jadła kanapkę z dżemem. Jeśli ktoś posadziłby Nico na tydzień pod ścianą i kazał myśleć nad tym spotkaniem, to nawet przez kolejny tydzień by go nie wymyślił.
Usuń— Uważaj, długopyski lubią kanapki z dżemem. Całą ręką też nie pogardzą — mruknął Loli do ucha, uprzednio zakradłszy się z największą starannością za jej plecy. Skłamał — smoki raczej nie jadały kanapek, a z tą ręką to już w ogóle dowalił, bo sam pod długim rękawem kurtki ukrywał swoją poparzoną łapę.
W najgorszym scenariuszu mógł dostać od Loli w twarz. Kanapką i dżemem. W najlepszym natomiast mogła się znowu do niego odezwać, po tym, jak solidarnie z najlepszą psiapsiółką, a byłą dziewczyną Nico, złożyła przeciwko niemu śluby milczenia.
[Później się już tak nie będę rozwlekać, przysięgam.]
[ Oj, to Mae da dziewczynie popalić… nie po to lata z nią po boisku i trenuje jak głupia, żeby w decydującym momencie Lola stchórzyła i schowała się na Wieży Astronomicznej! Co to, to nie… Zaraz jej nagada do słuchu…! Tylko pewnie wypadałoby zacząć od jakiegoś zwykłego treningu, nie? Żeby zrobić ładne wprowadzenie do tematu, i tak dalej… Można by było urządzić jakieś małe zawody, takie nieoficjalne, jeśli na boisku pojawiliby się jacyś dwaj Gryfoni czy inni… Wtedy Lola mogłaby dać prawdziwy popis swoich umiejętności :) Pasowało by Ci to? A jeśli tak, to powiedz mi… jak się czujesz w rozpoczęciach? :D Bo ja tragicznie, dziękuję że pytasz… :D ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
— To ma biedaczek pecha, bo Gryfonem jestem z przypadku, a nawet z przymusu — odparł niezrażony Nico.
OdpowiedzUsuńJuż dawno temu wpadł na to, że Lolę i jej niepowtarzalny charakterek, efekt pewnie tej szalonej mieszanki krwi, która wpłynęła w jej żyłach (a przynajmniej tak słyszał od tej, której imienia już nie wymawiał, bo bał się, że by usłyszała i przybiegła dać mu po głowie), Lolę można było przyrównać do smoka. Smoki miały swoje charaktery. Bywały ufne, jak niektóre Puchonki, za którymi Nico, w swojej najgłupszej fazie dorastania, uganiał się jak wariat, a potem kończył w ich oczach jako taka smocza paszcza właśnie, bo szybko wychodziło na wierzch, jakim smoczym popaprańcem był. Bywały takie, do których bez kija nie dało się podejść — człowiek próbował z nimi po dobroci, a one próbowały zwalić go z nóg ogonem, powalić skrzydłem albo przypalić ogniem. Rzadkość stanowiły natomiast te, które, nawet jeśli tylko w teorii, bo smoki niestety nie przemawiały ludzkim głosem, potrafiły dać znać, na co sobie pozwolą, a co nie wchodziło w grę, opieka nad nimi przypominała przepychanki, gdzie jedna strona sprawdzała, na ile może sobie pozwolić, a druga wyznaczała limity. Jeśli Nico miałby coś o Loli powiedzieć, to do takiego smoka by ją przyrównał.
— W głębi serca jestem Puchonem, najdumniejszym z was wszystkich — dodał, przesuwając się obok Loli wyłącznie po to, żeby być bliżej smoka. Wiedziony trochę instynktem, a trochę faktem, że po tylu latach wciąż trochę odbijało mu na ich widok (choć nauczył się te odruchy ociupinkę kontrolować), wyciągnął swoją gorszą rękę, tę, której nie było mu szkoda, bo i tak już wyglądała jak twarz Freddy’ego Kruegera, sięgając w stronę smoka, który jakby wyczuł znajomy zapach, dobre intencje i nielimitowane pokłady miłości, bo nagle przestał kłapać pyskiem. Zamiast tego wyciągnął swoją i tak już nieprzeciętnie długą, wąską szyję i zaczął z zainteresowaniem obwąchiwać powietrze wokoło. Ależ on był uroczy. — No, koniec tego dobrego, dragostea mea — powiedział, zabierając rękę. Swoim kochaniem nauczył się nazywać smoki od matki, która zwrot ten podłapała jako jedne z pierwszych rumuńskich słów, kiedy poznała ojca Nico.
— Co cię tu przywiało, hm? — zwrócił się do Loli. — Tylko nie mów, że przyjechałaś, bo wiedziałaś, że ja tu będę. — Nie mógł się powstrzymać, oczywiście. — Osobiście jestem tu pierwszy raz, i to kompletnym przypadkiem, ale jeśli tak to wygląda co roku, to powiem, że w Rumunii tak jakby… Mamy większy rozmach — dodał i posłał firmowy uśmiech w stronę długopyskiego smoka, który, choć jego uwagę rozpraszał podekscytowany tłum, wciąż wodził za nim smokiem.
Nico
[Zaczynam się obawiać, że przez te wszystkie komplementy ego Kurtza stanie się nieznośnie nadmuchane xD
OdpowiedzUsuńChęć na wątek jest, zwłaszcza, że Lola jest genialna! :D Jestem pewna, że Dan by ją polubił, chociaż pewnie nie okazałby tego zbyt wylewnie nigdy :D]
Dante Kurtz
Mae nie trzeba było długo namawiać, aby zrezygnowała z innych zajęć na rzecz latania na miotle. Wystarczyło jedynie wspomnieć o chwili treningu i już rzucała książkę, poszukując swoich ochraniaczy na kolana. Dlatego nie widziała najmniejszego powodu, aby odmawiać prośbie Loli Garwood. Znały się nie od dziś, w końcu należały do tego samego domu i wpadały na siebie niemal codziennie od pięciu lat. Ale dopiero rok temu zaprzyjaźniły się trochę bardziej, gdy Mae spotkała Lolę w szatni dla zawodników szykujących się do rekrutacji do drużyny. Pogadały, pośmiały się… a gdy przyszło co do czego, Lola rozpłynęła się w powietrzu. Mae trochę się zdziwiła, ale później dowiedziała się co się stało. Lola bała się pojawić na boisku. Szkoda, bo już wtedy Mae odniosła wrażenie, że panna Garwood bardzo chciała grać i dostać się do drużyny. Nie robiła jej jednak wyrzutów i nie komentowała, bo nie widziała w tym większego sensu. Dopiero później, gdy Lola zaproponowała jej wspólne ćwiczenia, zaczęła namawiać ją do podjęcia kolejnej próby. Wraz z nowym rokiem szkolnym w drużynie pojawiło się parę wolnych miejsc, w tym jedno na pałkarza. To była idealna okazja do zabłyśnięcia i dostania się do pierwszego składu… a Lola miałaby na to spore szanse. Mae już od dawna powtarzała jej, że ma talent i nie powinna pozwolić, aby się tak marnował. Dlatego ostatnio spotykały się znacznie częściej i spędzały sporo czasu na boisku, rzucając lub odbijając piłki. Niby nic, a jednak obie rozwijały swoje umiejętności, a Lola zyskiwała pewność, że byłby z niej naprawdę wartościowy zawodnik… przynajmniej Mae miała taką nadzieję. Tego dnia było trochę pochmurno i wiał dość silny wiatr, ale panna Macmillan nie zamierzała odwoływać ich spotkania. Założyła gruby sweter, zawiązała porządnie buty i pakując ochraniacze do torby, ruszyła ba boisko z miotłą przerzuconą przez ramię. Całe szczęście, że większość uczniów spędzała wolną sobotę w Hogsmeade. Powinny mieć boisko tylko dla siebie… choć gdy Mae dotarła już na miejsce i zauważyła dwóch kręcących się w pobliżu chłopaków, nie odebrała tego za coś nic złego. W przeciwieństwie do Loli, której mina sugerowała coś zupełnie odwrotnego…
OdpowiedzUsuń— Hej, gotowa do wzbicia się w powietrze…? — pomachała jej z odległości kilkunastu kroków, uśmiechając się lekko na powitanie — Mam wrażenie, że to wietrzysko nas trochę przewieje, ale przynajmniej będziemy miały dobrą wymówkę do wypicia dodatkowej porcji kakao — przeczesała dłonią jasne kosmyki włosów, zatrzymując się przy Loli. Zadarła głowę, osłaniając oczy ręką, i popatrzyła na dwóch chłopaków kręcących się w pobliżu wysokich obręczy. Teraz widziała, że byli to Gryfoni. Mieli na sobie czerwono-żółte bluzy, ale nie należeli do drużyny, inaczej Mae od razu by ich rozpoznała, a tak musiała minąć dłuższa chwila, nim uświadomiła sobie, że jednego z nich kojarzyła z Klubu Pojedynków, a drugi chyba pisał do szkolnej gazetki. W każdym razie byli tu przed nimi i musieli już grać od dłuższego czasu — Chyba nie musimy już wyciągać sprzętu ze schowka… — zauważyła. W powietrzu widziała przelatującego przez obręcze Kafla… ale gdzieś dookoła wirował także tłuczek, więc chłopaki, oprócz trenowania rzutów, mieli przy sobie pałki i musieli pilnować, aby odbijać Tłuczka. O ile nie chcieli skończyć w Skrzydle Szpitalnym z pogruchotanymi kośćmi. Mae dostała już parę razy rozpędzonym Tłuczkiem. Czasami pałkarze nie zdążyli go odbić, a czasami sama go nie zauważyła… w każdym razie na własnej skórze przekonała się, że było to wyjątkowo nieprzyjemne spotkanie trzeciego stopnia. I dlatego dobrze wyszkoleni, szybcy i spostrzegawczy pałkarze byli prawdziwym skarbem dla drużyny, która nie musiała martwić się obrażeniami, mogąc skupić się na zdobywaniu zwycięskich punktów.
[ Wybacz za ten poślizg, ale miałam wyjątkowo ciężki tydzień w pracy ;( ]
Mae Macmillan
[Sandwith prawie jak Sandwitch, na jego nieszczęście. :D Chęci mam, jak najbardziej. Przepraszam, że tak późno, ale życie mnie pochłonęło. :<
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz jakieś powiązanko, to napisałabym na maila. :D]
Dathan Adley