Caramelo duro





regálame un poco de azucar

po prostu teddy ~ urodzony 17.04.1998 ~ czarodziej półkrwi ~ metamorfomag ~ syn wilkołaka i metamorfomaga ~ wychowywany przez babkę i ojca chrzestnego, tego Harry'ego Pottera ~ były puchon i prefekt naczelny ~ stażysta opieki nad magicznymi stworzeniami ~ cztery lata spędzone na podróżowaniu i badaniu magicznych stworzeń, w tym rok spędzony w rumunii w rezerwacie smoków ~ duże dziecko ~ ten, któremu można wepchnąć dzieci pod opiekę i mieć pewność, że przetrwają ~ więcej ~ powiązania

Nigdy nie przypuszczał, że powróci do Hogwartu, ani tym bardziej, że podejmie się stażu na stanowisku nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami. Nie przypuszczał też, że zaoszczędzone wcześniej pieniądze w końcu mu się skończą i będzie zmuszony do znalezienia pracy; tak więc skończył w Hogwarcie, z pustą skrytką w Gringotcie i zapałem godnym pierwszoroczniaka (garść sucharów i uśmiech dla każdego dostał w gratisie). Jakby nie patrzeć uwielbiał zwierzęta, dzieci uwielbiał trochę mniej, nie mogło więc być aż tak źle (a przynajmniej tak sobie wmawiał, gdy wysyłał list do Neville'a Longbottoma). W końcu to tylko jeden rok, potem mógł wrócić do podróżowania, prawda? Zresztą, gdyby coś poszło nie po jego myśli, mógł zrezygnować, przecież i tak nie planował kariery w edukacji. Miał jednak szczerą nadzieję, że czas spędzony w towarzystwie prawie-wujka Charliego i na zwiedzaniu najdalszych zakątków świata pomoże mu w walce z najdzikszymi istotami chodzącymi po ziemi — nastolatkami. (Wciąż pamiętał wszystkie swoje wyskoki z czasów szkoły i ile razy dokładnie usłyszał, że jako prefekt powinien dawać przykład i jeszcze jeden podobny wybryk, a straci odznakę). Przygotował się do tego roku bardzo dokładnie — jeszcze w Hogwarcie słynął z tego, że wszystko planował, chociaż koniec końców i tak szedł na żywioł — tylko tego jednego nie mógł przewidzieć (zawalił, zawalił straszliwie). Może gdyby nie jedna chwila zawahania, głupi strach przed zaangażowaniem i zniewoleniem, a jego życie wyglądałoby kompletnie inaczej. Może babcia Andromeda nie powtarzałaby mu w kółko, że powinien w końcu kogoś sobie znaleźć i pomyśleć nad jakimś stałym źródłem dochodów, może Lily przestałaby jęczeć mu nad uchem, że przecież byli taką ładną parą i może w końcu przestałby porównywać każdą mijaną kobietę do niej i ruszył dalej ze swoim życiem. Ale te cztery lata temu wybrał wolność i brak zobowiązań, i stracił coś, z czego posiadania nawet nie zdawał sobie sprawy. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie zbył wszystkiego żartem i z figlarnym uśmiechem na ustach nie powiedział: mówi się trudno i płynie się dalej. W końcu Teddy Lupin lubi siebie takiego, jakim jest: przystojnego, zabawnego i wiecznie wolnego.

—————————— odautorsko ——————————
Obiecywałam sobie, że nie przejmę postaci kanonicznej, więc oto jestem z Teddym! Mam nadzieję, że się polubimy. Poszukujemy dla niego dosłownie wszystkiego, przyjaźni, nienawiści, obojętności, przygód, może jakiejś przelotnej miłości (wybacz nam, Tori). Na wizerunku przepiękny Jared Leto, w tytule i karcie Miguel.
pierwsza postać: Eryczka

12 komentarzy:

  1. [ Pomyślę z przebaczaniem. A teraz czekam <3]

    Victoire

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przychodzę życzyć powodzenia z Teddym i podzielić się faktem, że na coś wpadłam! (w końcu dopiero co narzekałam, że brak mi wątków z gronem nauczycielskim, nie żeby Serena nie kochała swoich gówniarzy)
    Moja Serena w czasie, w którym Lupin pracował w księgarni była już co najmniej po połowie swoich słynnych, afrykańskich podróży, które w dużej mierze zmotywowały ją i dały inspirację do wydania Efektu chochlika, i choć narcyz z niej żaden to wyobrażam sobie, że musiała współpracować z Esami i Floresami zarówno przed jej wydaniem, w celu uzgodnienia szczegółów dotyczących jej promocji, jak i po, organizując większe lub mniejsze spotkania autorskie. Stąd też Teddy miałby już wtedy z jej osobą do czynienia, co dałoby jej szczególną motywację w pomocy mu w oswojeniu mu się przy stole nauczycielskim już po latach, w Hogwarcie. c:
    Jak masz ochotę i czas to wpadaj!]

    S.Blackwall

    OdpowiedzUsuń
  3. [No ja myślę! Najwyżej Tori wybije swoje konkurentki za pomocą swojej depresji - zarazi je smutkiem, porobią im się zmarszczki i po krzyku. Znowu będzie na pierwszym miejscu]

    Grubo ciosane kamienie układające się w ścianę, która następnie tworzyła z kolejnymi pomieszczenie, a te natomiast stanowiły część zamczyska, zawsze fascynowały ją pod kątem braku zdobnictwa i znikomej ilości magii w nich zawartej. Było to dziwne zwarzywszy na fakt, że cały zamek był przesiąknięty magią, używało jej w nim na co dzień i znajdowało się w nim tyle istot magicznych, ilu normlanie się nie spotyka. Rozmyślając nad tym do głowy przychodziło jej kolejne tysiąc i jeden pytań dotyczących tych kamieni. Czy mogła być w nich magia? Czy komuś udało się w nie magię tchnąć? Czy ten zamek był wznoszony ręcznie, czy też używano do jego tworzenia czarów? Jakim cudem tak się dzieje? Nigdy nie udało jej się odpowiedzieć choćby na jedno z nich. Choć lat miała niewiele już sporo wiedziała, w większości z książek, lecz jej lata spędzone na podróży nauczyły ją tego i owego, chociażby faktu, że nie wolno ufać przedmiotom bez magii, bo niekoniecznie mogą być takie niewinne.
    Zamek był jej domem przez lata nauki. Wróciwszy do niego jednak nie czuła już tej samej radości, czy ekscytacji. Ciepło, które powinno się rozejść po jej ciele nawet cię w nim nie pojawiło. Przechodząc przez próg odczuła jedynie pustkę i smutek. To miejsce było związane z jej najlepszymi wspomnieniami, jak i również tym jednym najgorszym, które towarzyszyło jej na każdym kroku, przypominając jaką beznadziejną osobą była, jak wielu rzeczy jeszcze wtedy nie rozumiała i nie wiedziała.
    Czy teraz to się zmieniło? Mogła śmiało powiedzieć, że tak. Ostatnie lata dały jej trochę w kości, ale przynajmniej udało jej się coś z nich wynieść. Nauka z nich płynąca dotyczyła nie tylko życia w sferze uczuciowej, która zawsze u niej kulała ze względu na fatalny dobór obiektu westchnień, lecz i postępowania z drugim człowiekiem. Nie ważne czy ba to kobieta, czy był to mężczyzna. Każde z nich działało podobnie z małymi różnicami. Może, gdyby poznała te różnice wcześniej ostatnie lata jej życia przedstawiłyby się inaczej, a jej historia nie uchodziłaby za ogólnie mówiąc smutną. Szkoda, że ni wiedziała tego wcześniej.
    Powoli przemierzała puste korytarze tamując napływ wspomnień. Szła na pamięć – będąc w szkole od ponad tygodnia zdążyła poznać drogę do wszystkich charakterystycznych miejsc w szkole, dołączając do tego nowe. Skrzydło dla nauczycieli i stażystów za czasów jej nauki było niedostępne dla uczniów. Teraz bez przeszkód mogła do niego wejść, kierując się do ostatniego pokoju na lewo, w którym udało jej się rozlokować swój skromny ekwipunek. Nie zabrała ze sobą wiele – kilka książek oraz notatników z piórem, szaty, ubrania zwykłe i te bardziej formalne, parę kosmetyków, starą sowę i ulubiony kubek mieszczący ponad litr napoju. Więcej zresztą nie było jej potrzebne.
    Nie mogąc znieść przytłaczającej ciszy, która wpędzała ją w jeszcze bardziej depresyjny niż zazwyczaj nastrój spokojnie skręciła w najbliższy korytarz, wspięła się po schodach dochodząc do wieży. Zegar tykał – słyszała go wtedy gdy stała przed zamkiem, gdy siedziała u siebie w pokoju, jednak będąc tak blisko ten dźwięk był zdecydowanie głośniejszy i bardziej wyrazisty. Przycupnęła na zimnej podłodze zwieszając nogi z balustrady. Skupiła się na ruchach wskazówek. Była to jedna z niewielu czynności, które ją odprężały i pozwalały jej choć na chwilę zapomnieć. O czym? O wszystkim. Na kilka sekund znów była tą pogodną Tori bez problemów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ta chwila minęła szybko.
      Słysząc znajomy glos od razu przywdziała swoją maskę. Zniknął delikatny uśmiech i rumieńce, zastąpione zostały goryczą i smutkiem. Zniknął jej blask, jej chęć życia. Została ona – posępna i wyzuta ze wszelkich emocji. W ciągu ostatnich lat otworzyła się tylko przed jedną osobą. Starszy od niej mężczyzna pozwolił jej zapomnieć o wszystkim co ją dręczyło. Obiecał, że te uczucia nigdy do niej nie wrócą. Pomylił się – nie przewidział, że los postawi na jej drodze przyczynę jej rozkojarzenia i wszystkich smutnych wspomnień.
      Powoli przekręciła głowę, skupiając swoją uwagę na młodym Lupinie. Z sykiem wciągnęła powietrze, zdając sobie sprawę że czas dla niego był łaskawszy niż dla niej. Nie zmienił się za wiele, może zmężniał i nabrał krzepy, lecz nie należało się temu dziwić – sporo czasu minęło od ich ostatniego spotkania.
      Może dlatego po jego słowach poczuła, jakby wymierzył jej policzek. Oczyma wyobraźni czuła, jak w miejscu zetknięcia się jego dłoni z jej skórą pojawia się czerwony, nie znikający ślad. Zawsze brakowało mu taktu, powtarzała mu to tysiące razy w najróżniejszych sytuacjach. Najwyraźniej przeciwieństwie do niej nie nauczył się niczego, albo skrzętnie to przed nią ukrywał. Pozory mogły mylić.
      Mimo tych negatywnych uczuć, jakie się w niej pojawiły, coś ciepłego tchnęło w jej kamienne serduszko. Nie wiedziała co to jest, lecz przez chwile poczuła płomień nadziei i czegoś, o czym od dawna chciała zapomnieć. Szybko podjęła próbę zduszenia tych emocji – na próżno. Wystarczyło jedno spojrzenie młodego Lupina, by na nowo pojawiły się w jej sercu. Co o w sobie takiego miał, że nie potrafiła zachować zdrowego rozsądku?
      Niespiesznie wstała i otrzepała się z kurzu, który nagromadził się na jej ubraniu. W duchu skarciła się za brak ogłady i stary wyciągnięty sweter od babci Molly, jeden z tych które wyjątkowo przypały jej do gustu, jednak znacząco ujmowały jej uroku. Włosy miała w nieładzie – nie chcąc marnować czasu na czesanie zaplotła je w luźny warkocz. Od tego czasu połowa kosmyków zdążyła z niego uciec. Wyglądała, jakby dopiero co wstała po długiej drzemce.
      - Tak – wydusiła z siebie w końcu, przerywając niezręczne milczenie, jakie wokół nich się zrodziło. Choć w głowie miała wiele innych wersji ich rozmowy, kilka nawet zakładały użycie różdżki lub przemocy wobec niego, obelgi, krzyk i jej bądź jego płacz, postanowiła na razie iść ścieżką pokoju. Dopóty on nie poruszał tematu ich rozstania i tego co było nie zamierzała sama wymierzać sobie strzału w stopę. Po co rozgrzebywać stare rany? Może dane im było zacząć wszystko od nowa i stworzyć cos nowego?
      Nadzieja matką głupich. Nic nie mogło być takie samo. Reakcje jej ciała były na to niezbitym dowodem. Przynajmniej z jej strony Teddy Lupin nie mógł zostać zdegradowany do roli zwykłego znajomego. Mimo tego co zrobił nadal był dla niej ważny.
      - Ponad tydzień temu – dodała po chwili. Z nerwów zaczęła wykręcać palce. – I tak nie miałam co robić. Wolałam zwiedzić zamek i zobaczyć, czy coś tu się zmieniło. Najwyraźniej, wszystko je po staremu – ostatnie słowa nie wiedząc czemu powiedziała ciszej. Znowu skarciła się za nieprzemyślenie swojej wypowiedzi. Dwuznaczność jej słów mogła wywołać lawinę niepotrzebnych słów i niedopowiedzeń, z których mogły wyniknąć nieporozumienia. Nie chciała ich. Bała się ich. Wolała żyć sobie bezpiecznie w swojej bańce marności.

      Usuń
    2. – Dawno się nie widzieliśmy. Wujek Harry mówił, że możesz nie wrócić do nas. Podobno tam daleko było ci…dobrze – znów wracał do niej ten parszywy humor, który towarzyszył jej każdego dnia. W skali od jeden do dziesięciu, gdzie jeden to dobry nastrój, a dziesięć zły, mogła sobie śmiało przypisać sobie trzynastkę, dla niektórych pechową dla niej pechową do kwadratu. – Po co tu przyszedłeś?

      [Wybacz długość, poleciałam po bandzie.]

      Depresyjna Tori

      Usuń
  4. [Cześć! Chodź do mojego gajowego jeśli masz chęć, on też całkiem sporo wie o magicznych zwierzętach, znacznie więcej niż wskazuje na to jego wyraz twarzy ;)]

    Ed Stone

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dzień dobry! <3 Tu mnie jeszcze nie było, więc jestem, ba!, jestem oczarowana twoją wersją Teddy'ego Lupina. Widziałam w historii chyba dwie inne, ale twoja najbadziej mi się podoba. Mam wrażenie przez treść karty, że mimo wszystko jest on takim wesołym człowiekiem, który wprowadza ze sobą masę pozytywnych emocji. Wybrany wizerunek mnie zaskoczył, ale na plus, wiadomo :D]

    Deucent Faradyne/Aleister Sheehan/Charlotte Welsh

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hogwart spłonie. Trzeba było ich wbić do Hogsmeade - może tam by się ktoś uchował. Niech założą gildie niszczycieli swoich potencjalnych partnerów. ]

    Wiedziała o nim wszystko. Przynajmniej tak było kiedyś i wszystko wskazywało na to, że nic się nie zmieniło. Owszem przybyło mu trochę lat, miał zarost i bardziej męską sylwetkę, jednak jego głos nie zmienił się co do joty. Nadal był ciepły, nazbyt pewny, niesamowicie dźwięczny i taki…kojący. Tęskniła za nim lecz za żadne skarby tego świata nie zamierzała się do tego przyznać. Okazałaby tym samym słabość, którą starała się wyplenić przez ostatnie lata. Tak, miłość do Lupina nazywała swoją ułomnością. Bo to przez nią jej życie potoczyło się tak a nie inaczej. Czy chciała być wiecznie strapiona dziewczyną, do której wszyscy bali się zagadać, ze względu na jej chmurne i zarazem smutne spojrzenie, ciemne szaty i dość krótkie odpowiedzi na zadawane pytania? Odpowiedź była jedna i na pewno nie towarzyszyły jej fajerwerki i głośne oklaski. Tori sprzed lat wprowadzała na twarzach takich ludzi uśmiech. A teraz kto mógł ją w tym zastąpić?
    Czas to nędzna imitacja największego wroga i najlepszego przyjaciela zarazem. Gdy z Edwardem obszedł się łagodnie na jej ciele pozostawił blizny, fizyczne i psychiczne, te drugie zapewne na zawsze zostaną jej tajemnicą – obiecała, że nie zdradzi ich przyczyny, która koniec końców nie oddziaływała jedynie na nią. Natomiast tych drugich nawet jakby chciała nie zdołała by ukryć. Wystarczyło, że wyżej podciągnęła rękaw, by odsłonić paskudną szramę biegnącą przez całe przedramię – pamiątka z Egiptu. Kto by pomyślał, że zwykła wyprawa badawcza mogła zmienić się w walkę o życie? Gdyby miała teraz kogoś bliskiego, zapewne wyłożyłaby przed nim wszystkie swoje żale. Szkoda, że z rodzicami nie rozmawiała od dobrych dwóch lat, rodzeństwo ją zbyt zraniło by mogła na nie patrzeć…została jej babcia Molly, która na swój pokrętny sposób okazywała jej swoje zrozumienie i dodawała siły. Była tez ciocia Ginny. Jedynie one starały się jakoś ją wspierać. Reszta chowała nosy w swoje życie nie wchodząc w problemy, które ich przerastały. Co miała więc powiedzieć Tor, na której barki one spadły chwilę przed ukończeniem szkoły?
    Nie cztery lata – chciała mu wykrzyczeć. Dokładnie cztery lata, jeden miesiąc i dwadzieścia dwa dni. Mogła doliczyć do tego też godziny, jednak wolała odsunąć od siebie łatkę psychopatki, która mogła zostać do niej przyczepiona po wyrecytowaniu dokładnego czasu ich rozstania. Dobrze, że chociaż nie pomylił się w liczeniu lat , przeszło jej przez myśl.
    Widząc jak wpatruje się w jej dłonie, niemal od razu schowała je za plecy. Wolała nie wiedzieć czy skupił się na wyginanych przez nią palcach czy też bladej kresce która przez chwilę wystawała spod jej rękawa. Pamiątka po spotkaniu z niewłaściwymi ludźmi w złym miejscu i czasie. Ciekawe, czy też miał swoje blizny równie bolesne jak otwarte rany? Pewnie nie. Poza dramatem po jego narodzinach wszyscy traktowali go jak szklanego rycerzyka. Nie można im było się dziwić – dużo przeszedł. Lecz ta nietykalność kroczyła za nim wszędzie. Nawet jej ojciec, choć najchętniej obdarłby go ze skóry za krzywdę jaką jej wyrządził, powstrzymywał się ze względu na pamięć o tamtych wydarzeniach, o wojnie i jego rodzicach. A szkoda – może gdyby nie miał hamulców znowu historia potoczyłaby się inaczej.
    - Słodka, mała Lily. Wykapana matka – choć to za mało powiedziane. W teorii nie dało się połączyć twardego jak stal charakteru Ginevry Potter oraz zaciętości i bezpośredniości jej matki. Jedyna córka wujka Harrego była żywym przykładem tego, że jednak da się. Była takim małym skrzatem, który był dosłownie wszędzie, wiedział wszystko i co najgorsze, myślał że wie najlepiej, nawet jak nie miał pojęcia o czym mowa. – I nie musisz się tłumaczyć, wiem wszystko. W naszej kochanej rodzinie nic się nie ukryje.- Nie omieszkała się powstrzymać przed przeciągnięciem kilku sylab, co jedynie dodało jej wypowiedzi nutę dramaturgii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawiło ją ile on wiedział na jej temat i co też takiego mogła jej rodzina mu naopowiadać o niej samej. Bolesna prawda była taka, że gówno mogli wiedzieć. Zaraz po szkole wyjechała rzekomo do babci Apolonii. Rzeczywiście chwilę u niej mieszkała szybko jednak porzuciła nudne popołudniowe herbatki i wyruszyła w drogę dosłownie przed siebie, nie martwiąc się niczym. Miała spakowany plecak, namiot, książkę z notatnikiem i trochę pieniędzy, które nauczyła się mnożyć w miejscach o których wolała zapomnieć. Wiedziały o tym trzy osoby, z czego jedna wolałaby nie należeć do tego grona, więc raczej wątpiła w to, że Lupin wiedział o niej cokolwiek, podczas gdy ona znowu wiedziała o nim wszystko.
      Nie uśmiechnęła się. Może lekko drgnął jej kącik ust, jednak nie dała po sobie tego poznać. Twardo trzymała uczucia na wodzy, choć te powoli osłabiały ją.
      Jeszcze kilka minut rozmowy, a się rozryczę.
      Była blisko tego. Była bliska nawrzucania mu za wszystko. Z drugiej strony nie miała już siły czuć złości. Pominęła wzmiankę o umiłowaniu tego miejsca. Kiedyś to było ich miejsce. Oczywiście inni też je znali i przychodzili tu równie często, ale kiedy siedziała tu z nim, to nikt inny się dla niej nie liczył. Śmiało mogła powiedzieć, że był całym jej światem.
      - Smoki podobno są podobne do ludzi. Tak mówił wujek Charlie. Swoją drogą chwalił cię, gdy ostatnio u nie byłam. Rumuńskie słońce potrafi idealnie odprężyć.
      Może skłamała z tymi czterema latami i tak dalej. W ciągu tego czasu widziała go raz, gdy gnana przez wiatr zawędrowała na włości brata swojego ojca. Nie wiedziała, że Lupin zaszczycił go swoja obecnością. Zobaczyła go przypadkiem, chwilę potem pakowała swoje manatki i nawet nie pożegnawszy się z wujem odeszła. Uciekła bo przestraszyła się spotkania i tego co mogło jej przynieść.
      Mówiąc prawdę powinna mu powiedzieć, że nie widzieli się dwa lata, sześć miesięcy, osiem dni i dwanaście godzin. Choć to dotyczyć mogło jedynie jej. On przecież nie wiedział, że była tam gdzie on.
      Zamyśliła się na chwilę. Rzeczywiście w planach miała o wiele ambitniejsze cele niż nauczanie. Coś jednak się w niej zmieniło i może to doświadczenie a może zwykła ciekawość pchnęła ją w tym kierunku. Duża role na pewno odegrał tu brak domowego ciepła i tęsknota za tym co znane. Hogwart był kiedyś jej domem i miała cichą nadzieję, że uda jej się sprawić, iż znowu nim będzie. Rozpaczliwie tego pragnęła.
      - Ciekawość – rzekła po chwili namysłu. – Chciałam się przekonać, czy to trudne. Nasłuchałam się sporo o trudnościach nauczania. Poza tym mieli wolne stanowisko, więc się najęłam. Koniec historii.
      Wchodzili na niepewny grunt niedopowiedzeń i omijania tematu – miała wrażenie, że zaraz spadną z góry na którą zaczęli wchodzić na początku i ostatecznie zakończą tą godną pożałowania farsę, która zapewne miała przypominać normalną pogawędkę. Może i można by to zaliczyć do normalnej rozmowy, gdyby nie fakt, że jej rozmówcy nie potrafili się traktować normalnie. Dlatego też próba zatuszowania tego nie miała sensu, przynajmniej w jej mniemaniu. Fakt, że mocno stopowała swoje emocje można było pominąć. W końcu to nie ona zawiniła.
      - Chciałabym, żeby to było jasne – rzuciła nagle niby od niechcenia, w rzeczywistości bardzo na serio. – To co było kiedyś…nie miało racji bytu. Miałeś rację, to nie mogło się udać. Byłam głupia. Jako że mamy pracować poniekąd razem nie chciałabym, aby nasze relacje jakoś wpłynęły na nasza pracę. – Brzmiała jak rasowa nauczycielka. Wujek Nevill mógłby być z niej dumny. Długo ćwiczyła przed lustrem poważne przemówienia. – Chciałabym, by było normalnie.
      Kłamała. Nie chciała tego. Zapewne tylko jej oczy mogły to zdradzić. Nie wiedząc czemu zapragnęła znowu go kochać, o ile kiedykolwiek przestała. Szkoda, że on tego nie chciał. Nie był gotowy.

      Usuń
    2. Może, gdyby poczekała chwilę, te kilka miesięcy to byłoby inaczej. Może by coś zrozumiał. Może, może...za dużo w jej życiu ostatnio było domniemania różnych rzeczy. Miała nie roztrząsać przeszłości. W rzeczywistości znowu dała jej się zamknąć w klatce. I myślała i wspominała zdecydowanie za dużo. To on tak na nią działał. Zawsze i niezmiennie tak samo.
      Opuściła ręce wzdłuż tułowia. Powykręcane stawy zaczęły ją pobolewać. Nie skrzywiła się, nawet nie mrugnęła. Zrobiła coś, czego nie zamierzała, jednak było to o wiele silniejsze od niej.
      Uśmiechnęła się. Delikatnie, niepromiennie, trochę smutno ale jednak. Uśmiechnęła się dla niego.
      Głupia babo, coś ty sobie myślała?.

      Victoire

      Usuń
  7. [Panienki cudowne, ale ja kocham Teddy'ego całym sercem, do tego to były Puchon i stażysta naszego ulubionego przedmiotu, no przecież Albert chyba założy jego fanklub. <3]

    Albert Hill

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć! Dashiell już na początku komponowania karty, miał pozostawiać mieszane odczucia względem swej osoby, acz wtedy był prefektem. Teraz nim być nie może przez zmiany w limitacjach i musiało to zostać odnotowane w większej swobodzie bycia, że tak to ujmę. W odróżnieniu od własnych rodziców D. bawi się zdolnościami manipulacyjnymi, charyzmą czy tym, jakie wrażenie potrafi wywierać, lecz jeśli jest to tylko jego kaprys, a nie naczelny cel, który bywa zbyt wygórowany (zazwyczaj taki jest, by czuł się wystarczająco nakręcony, by do niego dążyć za wszelką cenę bez widma rezygnacji ze znużenia), to nie okazuje się to na dłuższą metę szkodliwe dla osób w jego otoczeniu. Przytaczam to, ponieważ będzie to niezbędne do mojej wstępnej propozycji, gdyż Dash nie przepada za ONMS i chciałby je zaliczyć na pozytywną ocenę, lecz jak najniższym wkładem i kosztem z możliwych. Mógłby jednak chcieć zyskać coś od jakiegoś stworzenia i w tym celu wykorzystywać ucznia z tego samego rocznika lub niższego (nie odgrywa to dla mnie wprawdzie większej roli; to element poboczny) i Teddy mógłby przyłapać ów osobę na gorącym uczynku. Następnie dotrzeć do Dashiella bez najmniejszego trudu, chcąc dowiedzieć się po co to całe zamieszanie i na co mu pióra, czy fragmenty jakiegoś stworzenia (włos bądź ślina), które raczej by tego nie odczuło jakoś szczególnie, a za to przykuło uwagę młodego Lupina sprawującego rolę stażysty. Póki co, umyśliłam taki luźny zarys pod D. i T., choć jak najbardziej wymaga to jeszcze doszlifowania oraz uszczegółowienia.]

    Dashiell Chevalier

    OdpowiedzUsuń