Na gra­nicy życia i śmier­ci
rodzi się lub umiera siła charakteru


- FEBRUARY, 2018 -
WANTED
BY THE MINISTRY OF MAGIC
HAAKON KOVACS




DOZORCA I WOŹNY ✶ METAMORFOMAG ✶ RÓŻDŻKA: ZNISZCZONA PODCZAS BÓJKI, NOWEJ NIE NABYŁ ✶ PATRONUS: NIEZNANY ✶ AMORTENCJA: NIGDY JESZCZE JEJ NIE WĄCHAŁ ✶ BOGIN: UTONIĘCIE PODCZAS UCIECZKI Z WIĘZIENIA ✶ BYŁY WIĘZIEŃ AZKABANU ✶ JĘZYKI: NORWESKI, ANGIELSKI, TRYTOŃSKI ✶ URODZONY 30 LAT TEMU
Od samego początku było w nim coś takiego... Prawdziwy talent - ktoś mógłby rzec. Dar zmiany formy wpleciony w mieszankę krwi norweskiej oraz węgierskiej objawił się mu zupełnie przypadkiem, ale podczas lat nauki w Durmstrangu stał się naprawdę nieoceniony. Mały zalążek geniuszu i mutacja jednak ledwo wystarczyły. Z czasem okazało się bowiem, ku rozczarowaniu wszystkich poza nim samym, że jego wybitne umiejętności posługiwania się magią niewerbalną bez pomocy różdżki ograniczają się tylko i wyłącznie do jednej dziedziny: zaklęć wszelkiego rodzaju. Ze wszystkiego innego (poza bójkami i czarną magią) Haakon był naprawdę beznadziejny. Alchemia, Eliksiry, Latanie, Astrologia, ONMS i podobne im przedmioty zazwyczaj stanowiły dla niego przeszkody nie do pokonania, choć bynajmniej nie ze względu na brak predyspozycji magicznych, a po prostu z powodu nieobecności na lekcjach, skrzywionego światopoglądu i porywczego charakteru. Od najmłodszych lat nie interesowała go w końcu świetlana przyszłość w Ministerstwie, a zapewnienie sobie i schorowanej matce szansy na przetrwanie w tym wielkim, brutalnym świecie. Z tego samego powodu opuszczał rodzinny dom bardzo niechętnie, a od czwartej klasy każdą wolną chwilę spędzał z rodzicielką, bądź na starej mugolskiej łajbie u boku innych żeglarzy, co pozwalało mu zarobić na chleb i podstawowe potrzeby. Niestety, pomimo jego ogromnych starań, Frida w końcu odeszła, pozostawiając syna zupełnie samego. To odebrało mu wolę walki. Nikogo nie zdziwiło więc, gdy Kovacs w końcu ukończył Durmstrang, ale bez zaliczenia większości testów, co zresztą dla niego samego nie miało już wtedy najmniejszego nawet znaczenia. Haakon trafił na ulicę, gdzie rezydował w przerwach między kolejnymi rejsami. Wtapiał się w świat mugoli i dorabiał sobie jako uliczny kuglarz, wykorzystując magiczne umiejętności do zabawiania przechodniów do czasu, aż zainteresowało się nim Ministerstwo. Młody czarodziej ani myślał jednak współpracować i od tamtej pory zmuszony był uciekać. Pomagały mu w tym oczywiście wzburzone wody i dar zmiany wizerunku, ale wszystko co dobre zawsze się kończy - po kilku latach tułaczki w końcu go złapali. Został oskarżony o złamanie prawa poprzez publiczne użycie magii oraz ucieczkę przed wymiarem sprawiedliwości i ostatecznie skazany na trzy lata pobytu w Azkabanie.

Not bearing wand but dangerous!
✶ approach with extreme caution! ✶
CONTACT THE MINISTRY OF MAGIC IMMEDIATELY IF YOU HAVE ANY INFORMATION CONCERNING HIS WHEREABOUTS FAILING TO REPORT WILL RESULT IN IMPRISONMENT.
-AUROR OFFICE-
REWARD
THE MINISTRY OF MAGIC IS OFFERING A REWARD OF 1.000 GALLEONS

FOR INFORMATION LEADING DIRECTLY TO THE ARREST OF HAAKON KOVACS

DIRECTOR

AUROR OFFICE / MINISTRY DEP.

no. 61042



14 komentarzy:

  1. [Jaka ta karta jest piękna! :o O mamo, mamo, zaciągam Haakona na wątek, czy tego chce, czy nie! Ludzi z tak interesującą historią jest naprawdę niewiele, jeszcze mniej może poszczycić się, że było w Azkabanie i z niego wyszło, więc Erica na pewno nie odpuściłaby rozmowy. I łączy się z nim w beznadziejności w magii (chociaż jej beznadziejność jest bardziej wynikiem lenistwa i niechęci niż faktycznego braku umiejętności, bo gdyby się starała, to byłaby przeciętna ;)). Ona mu nawet może różdżkę pożyczyć i porozmawiać z nim nad kubkiem gorącej czekolady. Czy on zostanie naszym kompanem długich rozmów na temat beznadziejności życia, pięknie proszę? :D
    Baw się dobrze!]

    Erica Berenger

    OdpowiedzUsuń
  2. [Chatka gajowego, kierunek Zakazany Las, zapraszamy, chodź się rozkręcać. Cholera, ktoś musi Edowi pomóc nieznosić gówniaków z Hogwartu, wstępujesz do drużyny?]

    Edward Stone

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. A jak potrzebujesz ucznia, to OliverJohnson się pisze na szlabany.

      Usuń
  3. [Mroczny i demoniczny. Ach, och ech chodź do mnie po demoralizować Victoire. Mimo jej depresyjnego nastawienia do życia ma złote serduszko, i warto je trochę zabrudzić. Bernie co najwyżej może go przyprawić o ból głowy i wpędzić w ponury nastrój swoim gadaniem o tęczy i jednorożcach. ]

    Victoire Weasley&Bernadetta Willson

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej ho! Moje dzieciaki pewnie się nie nadadzą do żadnego ciekawego powiązania i nie będziesz nimi zbytnio zainteresowana, ale nawet mimo to przyszłam pochwalić wygląd karty i treść, bo robi niemałe wrażenie. W każdym razie baw się z nim dobrze, równie owocnie co z Fiorinną c:]

    Deucent Faradyne/Aleister Sheehan/Charlotte Welsh

    OdpowiedzUsuń
  5. [Kurcze, lekko przestaję ogarniać co się dzieje w moim życiu realnym i w moim życiu na blogu, ale mam w planach wyjść na prostą, serio! Więc jeśli możesz to odezwij się do mnie na mailu, przedyskutujemy sobie ich relacje na spokojnie ;)]

    nieogarnięta płytka i jej dziad borowy

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma ochoty spędzać bitych kilku godzin w towarzystwie obcych jej brytyjczyków. Przez korytarz przedziera się z kapturem szaty narzuconym na głowę. Zauważyła, że ze swoim platynowym blond, zbyt mocno rzucała się w oczy na peronie. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że uczęszczać będzie do Hogwartu i zmierza w tym samym kierunku co wszyscy. Nie szłaby za nimi, gdyby jakiś geniusz nie wymyślił magicznego przejścia w murze. Dlaczego nikt nie dał jej wskazówek, że wystarczy w niego wejść? Tylko jak ten debil, biegła, jak reszta niezaznajomionych z tematem pierwszaków. Zażenowana jeszcze zanim dotarła do Hogwartu, postanowiła znaleźć pusty przedział. To nie było takie proste. Przeciskając się między ludźmi, zauważyła, że większość siedzeń jest już zajęta. Pierwszaki cisnęły się w przedziałach, a starszaki pozajmowali już miejsca kumplom. Tylko przedziały z nauczycielami były jeszcze wolne. Frea, naturalnie, nie narzekałaby na ich towarzystwo, gdyby tylko ktoś dał jej gwarancję, że nie zostanie z nią przeprowadzony wywiad szkolny. Mijała kolejno wszystkie twarze, które wydawały jej się wyjątkowo dociekliwe. W końcu stanęła w jednych z drzwi. Oparła się ramieniem o ramę przesuwanej szyby i splotła ręce na piersi. Mężczyzna, który zajmował przedział spał, albo udawał, że śpi. Obie z tych opcji, zdaniem Frei, były niegłupim pomysłem, żeby uniknąć rozmów. Miodowe, gęste, poskręcane włosy, budziły jej skojarzenia. Przywodziły na myśl kogoś, kogo dawno znała. W końcu z nieznacznym westchnięciem, przekroczyła próg. Kładąc swoją torbę na siedzeniu na przeciwko mężczyzny, siadła obok niej, masując obolałe ramię. Od razu jej wzrok skierował się za okno. W niedługim czasie, do jej nozdrzy dotarł tak samo znany zapach, mieszanki czegoś słonego i rześkiego, z czymś ciężko słodkim.
    Na wspomnienie tego zapachu aż poderwała się do góry, instynktownie łapiąc za torbę. Chciała się ulotnić, ale kiedy w przelocie zerknęła na jego twarz, Haakon - którego za nic w świecie się tu nie spodziewała, przewiercał ją już przenikliwymi, jasno-brudnymi tęczówkami oczu. Odetchnęła ledwo dostrzegalnie, ignorując mocniejsze uderzenia serca i spływające na nią poczucie dyskomfortu.
    — Cześć — odezwała się mimo wszystko, siląc się na spokój, poprawiając torbę na ramieniu. Wyglądała co najmniej śmiesznie w swojej pozycji, dlatego wsunęła palce pod pasek na ramieniu, zrzucając ciężar z barku. Spokojnie, Ragnarsson – neutralizowała nerwy, przybierając beznamiętną pozę.
    — Wrzucisz mi to na górę? — spytała jak gdyby nigdy nic, bez ostrzeżenia ciskając torbą w jego brzuch. Gdyby miał co do tego zastrzeżenia, dodała nieprzekonane:
    — Proszę.

    Frea

    OdpowiedzUsuń
  7. Przez naiwność, Frea wierzyła, że naprawdę skończy się po prostu na wrzuceniu torby na górę. Najwyraźniej nie pamiętała charakteru Haakona, albo nie pamiętała dość dobrze, bo kiedy odrzucił jej torbę, ten odwet zaskoczył ją w takim stopniu, że żeby ją złapać po przerzucie, musiała zamortyzować zderzenie, siadając z powrotem na siedzisku. Przymknęła na chwilę oczy, czując jak ciężar rozłożył się na jej brzuchu, ale nic się nie odezwała. Dopiero, kiedy, jak w lustrzanym odbiciu, powtórzył jej gest, uznała, że najwyraźniej na to zasłużyła. Nie mógł jej za to długo winić. Spotkanie swojego szczeniackiego zauroczenia na odległym końcu kontynentu po kilku latach ciszy to nie było coś czego spodziewałaby się pierwszego dnia w Hogwarcie. Patrząc na mężczyznę z dołu, nieznacznie zmarszczyła brwi, najwyraźniej nie nadążając za wyjaśnieniami.
    — Określ “robotę”...
    Czy nie był trochę za stary żeby ZACZYNAĆ naukę dzieciaków w Hogwarcie? To była jej pierwsza myśl. W pierwszym instynkcie bowiem pracę skojarzyła z nauczaniem, nie z pełnieniem obowiązków woźnego. Na to bez jego pomocy nie mogłaby wpaść. Masując sobie ramię, nieco obolałe po ostatnim treningu na miotle, w końcu wstała z torbą do góry i odetchnęła w duchu, na chwilę pozwalając sobie odpocząć od jego spojrzenia, odwracając się do niego tyłem. Dźwignęła wcale nie tak lekką torbę w górę, z wysiłkiem, ale też z zaciekłością godną kogoś, kto od lat ceni sobie swoją niezależność, zaczepiając ją na krawędzi półki na bagaże. Na chwilę zawiesiła ruch, żeby jeszcze skomentować.
    — Wiesz… zwykłe “cześć” by cię nie zabiło — mruknęła, kiedy już zdradził swoim pytaniem, że rzeczywiście się znają. Przez ułamek sekundy nawet przeszło jej przez myśl, że mogła go jedynie pomylić z Kovacsem. W myślach dodała jeszcze ciąg dalszy narzekać: “Co tam słychać, Frea? A nic, niedawno zmarła mi mama. Przeprowadzam się na cholerny przylądek nadziei po drugiej stronie oceanu. Nie, nie musisz mi pomagać z tą torbą. Mam tu tylko komplet nowych podręczników z pięciu lat, cynowy kociołek, zestaw fiolek do eliksirów i ciuchy”. W zażenowaniu, siłując się z torbą, walnęła dłonią kilka razy w jej bok, szarpiąc się z nią, żeby naprostować ją na półce. Niebezpieczny brzdęk naprowadził ją na pewną myśl. “Poprawka. Miałam kociołek, zestaw książek i fiolek. Teraz mam tylko książki”. To odkrycie na tyle ją otrzeźwiło, że zaniechała dalszego użerania się z torbą i po prostu siadła na swoim miejscu, niechętnie obejmując spojrzeniem szarą przestrzeń za oknem. Całkiem bure i nudne klify, dalekie do swojej świetnosci od tych, jakie zostawiła za sobą w Islandii.
    — Yhhmmm… — przytaknęła tylko, starając się nie grzęznąć myślami w tamtej przestrzeni i w tamtym życiu. Jeszcze tego jej brakowało, żeby rozckliwiała się ze swoimi sentymentami i nostalgiami podczas swojego pierwszego przejazdu pociągiem, w dodatku z kimś, kogo obecność najwyraźniej na tyle ją zszokowało, że brakowało jej pełnego slownika słów, żeby to zdziwienie wyrazić.
    — Tylko na chwilę — mruknęła wyraźnie niechętna wobec tego tematu. Dalej wierzyła, ze ojciec się rozmyśli… i że jeszcze wrócą do domu. Za ocean.
    — A ty? To tu zaszyłeś się bez słowa na trzy lata?

    Frea

    OdpowiedzUsuń
  8. Od zawsze wiedział, że zostanie czarodziejem i od zawsze fascynowała go magia. Kiedy był młodym chłopakiem, cieszył się, że może dzięki niej wszystko sobie ułatwić. Naczynia w domu zmywały się same. Ubrania układały się w szafie bez udziału jego rąk. Nawet światło mógł zaświecić i zgasić nie wstając z łóżka.
    Z biegiem lat, a zwłaszcza kiedy osiągnął już mocno dorosły wiek, nic tak nie zajmowało jego natrętnych myśli, jak dobra, porządna, praca fizyczna. Ale taka do ostatniego zmęczenia. Do otartej skóry i drzazgi pod paznokciem.
    Słysząc pytanie towarzysza, z którym od rana w pocie czoła budowali nową zagrodę dla testrali, rok w rok ciągnących pojazdy uczniów zmierzających na nowy rok szkolny w Hogwarcie, spojrzał w stronę wzgórz, czując na twarzy lekki, przyjemnie chłodny powiew wiatru. Zmrużył oczy, przez chwilę wpatrując się w nisko położone słońce.
    — Mamy jeszcze jakieś dwie godziny, zanim zrobi się ciemno — odpowiedział, wpatrując się jeszcze chwilę w linie horyzontu, zanim zabrał się do pracy.
    Praca szła wartko i już godzinę później niemal wszystkie pale potrzebne do nowego ogrodzenia były wbite na swoje miejsca i odpowiednio zabezpieczone przed przewróceniem. Edward, patrząc na ich postępy w pracy, wydawał się usatysfakcjonowany. Żaden z nich się nie obijał, a wręcz wyrobili się przed zmrokiem na tyle, by został jeszcze czas na zabezpieczenie narzędzi.
    — Jeśli masz ochotę, to zaprzęgaj tą bandę nierobów do pracy fizycznej beze mnie. Jeszcze coś popsują. Albo ja popsuję ich — otrzepał ręce, sięgając do kieszeni kraciastej koszuli po paczkę papierosów.
    Wsunął jednego w usta, a w świetle zapalniczki zerknął odruchowo i całkowicie przelotnie na odsłonięty brzuch mężczyzny, kiedy ten ocierał pot z twarzy.
    Chwilę później zabezpieczali pozostawione na miejscu drewno. Reszta prac musiała poczekać do jutra. Dziś już i tak niczego by nie zrobili, a powrót do zamku w świetle końca dnia, nie wydawał się znów taki głupi, tym bardziej że żaden z nich nie chciał połamać sobie nóg w nadciągającej ciemności.
    — A jeśli chcesz szlifować ich charakter za pomocą wysiłku bądź bardziej kreatywny na szlabanach, powiem Serenie, żeby podsyłała ci swoich Gryfonów. Ja będę zdrowszy psychicznie, a ty będziesz miał czystszy magazynek — Stone zaciągnął się resztką papierosa, zanim zdeptał go pod podeszwą ciężkiego buta i klepnął kompana w ramię, odwracając się w stronę zamku i własnej chaty na skraju lasu. — Stawiam drinka przed kolacją, piszesz się?

    Ed

    OdpowiedzUsuń
  9. Chcąc nie chcąc szukała zmian na jego twarzy. Doświadczeń w spojrzeniu, które mogłyby jej zdradzić jego historię. Nowych zmarszczek, ale był chyba na to jeszcze za młody, a ona - bez większej przyczyny - z tego samego powodu ukontentowana. Dostrzegła za to rzeczy oczywiste. Nawyki, których nie posiadał. Włosy, które zmieniały owal jego twarzy. Wyglądał przy tym, zaskakująco, jakby właśnie takiej stylizacji zawsze potrzebował. Odnotowując te zmiany, chłonęła je bardzo chętnie, a zauważając intensywność z jaką musiała się temu poświęcić, odruchowo wycofała się ku innym czynnościom. Zakładając torbę na górę nie chciała wzbudzać w nim poczucia obowiązku czy odpowiedzialności za nią. Tego drugiego szczególnie, bo przez to czuła się jak jego młodsza siostra, bo trochę tak ją kiedyś traktował. Czy to było dziwne, że nie chciała już uchodzić za dziecko, którym przecież od dawna nie była?
    Konfrontując się bezpośrednio z jego spojrzeniem, zamarła zdając sobie sprawę z tego, jak blisko siebie się teraz znaleźli i jak wiele się zmieniło od czasu kiedy ostatni raz się widzieli. Niewinne 'karmelku' kiedyś tak bardzo beztrosko rzucane, teraz wstrząsnęło jej ciałem, wywołując nieopisane napięcie jej ramion. Prawdopodobnie ten ton był jedną z największych przyczyn, dla których zdecydowała się usiąść.
    Odwracając od niego spojrzenie, profilu jego twarzy i kosmyków włosów, które go zaburzały, czuła się swobodniej. Choć nie w temacie rozmowy, jaki narzucił.
    - Dozorca? - chwyciła się tej kwestii, która wydała jej się najbardziej dogodna - nie znam tego słowa - przyznała szczerze, bo angielski nie był przecież jej rodowitym językiem, ani takim, który byłby jej najbliższy.
    - To znaczy czym się będziesz zajmował?
    Wracając do niego spojrzeniem, przesunęła się na bok siedzenia, najbliżej okna, o które oparła się teraz łopatkami. Czując przyjemny chłód jaki objął górną partię jej ciała, zetkniętą z gładką powierzchnią szkła, przymknęła na chwilę powieki. To zimno było bardzo znajome i niosło ze sobą żywe wspomnienia Islandii. Trochę smutku i melancholii, ale też barwności, piękna i bezpieczeństwa.
    - Dobrze... - rzuciła w końcu po chwilowym zastanowieniu, choć nie zdradziła nad jaką kwestią. Uchylając ostatecznie leniwie powieki, odszukała jego spojrzenie, aby upewnić się w jednej kwestii. - Taaak - potwierdziła własne podejrzenia - nie złamiesz za dużo niewieścich serc już od bram.
    Było w nim coś takiego, czego jeszcze nie umiała nazwać, ani nawet określić, co kazało jej na niego uważać.
    - Nie mów im tego. Że jesteś dzieckiem morza. To niemoralne i nieprzyzwoite, skoro jak rozumiem, będziesz sprawował funkcje wyżej od uczniów Hogwartu? - konkretnie 'uczennic', ale z rozmysłem uniknęła damskiej formy.

    Frea

    OdpowiedzUsuń
  10. — Poczekaj, aż trafi ci się Johnson, a jeśli już się trafi, to obiecaj mi, że solidnie go przeorasz na tym szlabanie — Stone uśmiechnął się pod nosem z mściwą satysfakcją, jednocześnie doskonale zdając sobie sprawę w faktu niezadowolenia Deucenta, gdyby się dowiedział o jego knowaniach.
    Jego chrześniak miał słabość do tego Gryfona, a Ed żywił ku niemu osobistą, całkowicie prywatną niechęć i tylko Merlin czuwał nad tym dzieciakiem, by Stone nie powyrywał mu nóg z pewnej części ciała, po tym pamiętnym meczu z tą głupią przyśpiewką w roli głównej. Merlin albo słabość Edwarda do Deucenta, sam nie wiedział i szczerze, wolał się w to nie zagłębiać.
    — Moje też. Zabić, zakopać, jednego debila mniej. Ciekawe tylko dlaczego Longbottom zakazał przysyłania do mnie uczniów — Ed podrapał się palcem w skroń, po czym zaciągnął się mocno papierosem.
    Jakoś nie przyszło mu na myśl, by poczęstować towarzysza. Nie od razu. I nie z powodu bycia egoistą. Chociaż tak naprawdę to był nim. Szczególnie w jednej kwestii, która teraz zdecydowanie nie powinna zaprzątać mu głowy, kiedy musieli dokończyć pracę. Najpierw praca, potem przyjemności, chociaż w przypadku Edwarda, wychodziło to różnie.
    — Zacznij przychodzić na posiłki do kuchni, zamiast wystawiać się w Wielkiej Sali jak na świeczniku, ku uciesze tych wszystkich ciekawskich oczu i plotkujących gęb — Ed poczekał, aż Haakon do niego dołączy, a kiedy zrównali krok, wyciągnął w jego stronę paczkę papierosów. Przecież nie był egoistą, prawda?
    Znał plotki, czy tego chciał, czy nie. Nie trudno było nie usłyszeć tego i owego, zwłaszcza kiedy wchodził w mury zamku, nawet jeśli robił to rzadko, ale Hogwart nawet za jego uczniowskich czasów długo żył sensacjami, mniejszymi lub większymi, a były więzień Azkabanu z pewnością należał do tej większej atrakcji.
    Nie oceniał go, nie miał do tego prawa. Nie z własną aparycją zbira, domniemanego mordercy i historią, jaką za sobą niósł, ale zdążył już przywyknąć przez te wszystkie lata bycia gajowym i nawet pojawienie się młodego Faradyne’a w szkole nie ociepliło jego wizerunku. Tym bardziej że żaden z nich nie chwalił się rodzinnymi koligacjami przed innymi.
    Słońce zdążyło już zajść za wzgórza, kiedy chowali sprzęt do składziku koło chaty Stone’a. Okna w Zamku były oświetlone i zapewne wszyscy szykowali się do kolacji, lecz nie oni. Edward otworzył drzwi i skinieniem głowy zaprosił Haakona do środka. W kominku wesoło trzaskał ogień, a Grim podniósł się ze swojego posłania, witając pana w drzwiach, zaraz jednak przenosząc swoje zainteresowanie na gościa. Znał go, dlatego obyło się bez warczenia i szczerzenia kłów. Kovacs nie pierwszy raz gościł u Eda po skończonej pracy i chociaż daleko było im do przyjaciół, to gajowy lubił spędzać czas w towarzystwie woźnego i szklanki lub kilku Ognistej.
    Umył zabrudzone pracą ręce, zanim sięgnął po czyste szklanki i butelkę whisky. Nie zapomniał też o papierosach, które rzucił na stolik, by gość mógł swobodnie korzystać z jego zapasów. Rozlał drinki i usiadł przy własnoręcznie wyciosanym stole.
    — Swoją drogą, jak doszło do tego, że Longbottom cię zatrudnił? Wiesz nie, żebym czepiał się twojej przeszłości, nie traktuję cię jak okaz, zwykła ciekawość — spojrzał na towarzysza znad szklanki. - Zdrowie - uniósł ją jeszcze wyżej, lekko, zanim upił zbawienny łyk.

    Ed

    OdpowiedzUsuń
  11. — Uwierz mi, że kiedy trafi do ciebie na szlaban, zapamiętasz jego twarz na wieki — a może nie? A może to tylko on, Edward Stone, żywił osobistą niechęć do tego konkretnego ucznia, a on w rzeczywistości nie był taki zły, jak się mu wydawało? W końcu, czy Serena ostatnio nie powiedziała o nim to dobry dzieciak? No tak, ale czy to nie ten dobry dzieciak wyśpiewywał na meczach durne przyśpiewki, przez które jego chrześniak spadał z miotły, wybijając sobie bark? Z miotły mógł spaść tak naprawdę każdy i Edwarowi byłoby to wszystko jedno, ale spadł Deucent, a młody Faradyne zdecydowanie nie zaliczał się do kategorii wszystko jedno.
    — Neville zawsze chce dobrze, tylko nie zawsze mu to wychodzi — Ed uśmiechnął się kącikiem ust, na wspomnienie swojej burzliwej rozmowy z dyrektorem, kiedy samemu udało mu się wykpić od regularnego spędzania czasu w Wielkiej Sali.
    Longbottom z jednej strony chciał Stone’a trochę ucywilizować, z drugiej doskonale znając jego naturę samotnika i w końcu przystając na kompromis i wymuszając na gajowym obecność tylko przy ważnych wydarzeniach i uroczystościach. W inne dni, miał totalnie wolną rękę i sam decydował o tym, czy chce pojawić się na widoku innych ludzi, czy nie. Ed i Neville nie zawsze potrafili się dogadać, w szkole raczej nie mieli pojęcia o swoim istnieniu, do momentu, w którym należało wybrać właściwą stronę w zbliżającej się wojnie, a potem kiedy obaj byli świadkami, jak Hogwart stoi w płomieniach coś się zmieniło i Ślizgon zaprzyjaźnił się z Gryfonem, zwłaszcza po latach, kiedy Ed wrócił do Hogwartu, a Longbottom dał mu pracę i nie tylko, bo na bezsenność cierpieli po równo, a w takie noce alkohol z zapasów Eda schodził litrami, kiedy rozmawiali do rana.
    Po dotarciu do chaty Ed z uznaniem przyglądał się, w jaki sposób Haakon wita się z Grimem. Pies nie był nieufny, ale był bardzo ostrożny, bo tak wyszkolił go Stone, i naprawdę potrafił pokazać zęby i mocno nimi ranić, kiedy coś w człowieku mu się nie spodobało. Tym razem Edward nie martwił się, że tak będzie. Kovacs zdawał się mieć doskonałą intuicję i coś mu podpowiadało, że nie tylko do jego własnego psa.
    Siedząc już przy stole, przy rozlanym do szklanek alkoholu, Edward wsłuchał się w opowiadaną przez Haakona historię. W jego własnym życiu kilkanaście lat temu pojawiła się wizja Azkabanu, jednak nigdy tam nie trafił, nie kiedy ręczył za niego znany i szanowany w czarodziejskim środowisku Auror, a prywatnie najlepszy przyjaciel i brat z wyboru. Nie potrafił też wyobrazić sobie jakie zmiany zachodzą w człowieku spędzającym dowolną ilość czasu w tym traumatyzująco przygnębiającym, ciemnym miejscu.
    — Haku, kto by pomyślał, że z ciebie taki szlachetny człowiek — uśmiechnął się, jednak nie było w tym, ani w jego słowach jakiejś złośliwej ironii. Tak naprawdę Edward sam nie potrafił określić, czy był pełen podziwu dla siedzącego naprzeciw czarodzieja, czy też wręcz odwrotnie. Wiedział, że nie każdy zdecydowałby się oddać obcemu człowiekowi własny prowiant, kiedy i tak ma się ograniczony do niego dostęp. Nie wiedział, jak on sam zachowałby się w podobnej sytuacji. — Ministrem mówisz? Niech zgadnę, ów minister ma znajomości z naszym dyrektorem, bo kto ich nie ma. Biedny Nev musi zadawać się każdym nadętym bufonem tego świata, odkąd objął tę posadę — Ed wychylił bursztynowy płyn ze szklanki i sięgnął po kolejną porcję. — Tak czy inaczej, nasz Gryfon lubi dawać ludziom drugą szansę, a do tej pory chyba się nie pomylił, bo kadra wydaje się naprawdę mocna, a uczniowie, jeśli akurat nie narzekają, są zachwyceni — Ed mógł nie znosić serdecznie uczniów, ale miał pojęcie o potencjale nauczycieli, którzy pracowali w szkole i musiał przyznać, że Neville, o ile czasem wykazywał się pewną ignorancją w stosunku do swoich dyrektorskich obowiązków, kadrę pedagogiczną potrafił dobrać bezbłędnie. Prawdą było też to, że poza samym Nevillem i Sereną, nie utrzymywał z nikim bliższej znajomości. Prawie.

    OdpowiedzUsuń
  12. A teraz tę rutynę regularnie łamał Kovacs, codziennie spotykając się z nim w celu prac porządkowych wszelakich, które musiałby być zrobione przed nad chodzącą zimą, a ich wieczorne drinkowanie powoli wchodziło w nową tradycję, przynajmniej przed kolacją, na której nowy woźny zasiadał przy stole prezydialnym, a Ed najczęściej spędzał w kuchni ze skrzatami.
    — Tylko praca przygnała cię do Hogwartu, czy jakieś większe pobudki? — zapytał z ciekawości. Nie, żeby wątpił w prestiż Hogwartu i to, że każdy chciał tu pracować, ale słyszał plotki, a jak to określił jego własny chrześniak, podobno był zbyt mądry i widział więcej, niż zwykle mówił....

    Ed

    OdpowiedzUsuń