Tremble Little Lion Man

YOU'RE NOT AS BRAVE AS YOU WERE AT THE START 
Amelia Rathmann
VII rok | Berlin | Dom Węża 
Jeszcze kilka lat temu, była w stanie swoim niewinnym, zakłopotanym uśmiechem, prawie za każdym razem omamić profesorów, że to tylko przez przypadek, znalazła się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwym czasie. Dziś jednak, większość nauczycieli doskonale zdaje sobie sprawę, że panna Rathmann, nigdy nie była jedynie biednym obserwatorem czy drobnym pomagierem w wybrykach swoich znajomych, a głównym pomysłodawcą całego przedsięwzięcia i mimo stania u progu dorosłości, ani myśli spoważnieć. Ucieczki przed ciepłą posadką w rodzinnej firmie upatruje póki co w Quiddichu. Idąc w ślady matki, reprezentuje swój dom na pozycji ścigającego licząc, że w przeciwieństwie do rodzicielki, uda jej się osiągnąć sukces w lidze zanim skończy zakopana w dziecięcych pieluchach.

I solemnly swear that I am up to no good
Ścigająca | Klub Pojedynków | patronusem serwal | boginem skrzynia próbująca odgryźć jej nogi | 11 i ⅔ cala, dereń i heban, włos  z ogona testrala, średnio giętka
__________________________________________________________________________________________________________
Mel nie jest taka straszna, jak się maluje, może troszkę pluje sarkazmem, ale mocno nie gryzie. Szukamy towarzyszy do wspólnych psot.
Kartę uważam za wyjątkowo nieudaną, ale może jeśli karta nie wyszła, to przynajmniej postać będzie zadowalająca.
fc:Willa Holland

24 komentarze:

  1. Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ale piesełka to ona ma super! Cześć, fajna ta Twoja Olivia. Piorunica trochę, ale hej, lubimy takie dziewczyny z charakterem. Bawcie się dobrze. :)]

    Innes Macnair

    OdpowiedzUsuń
  3. [Kocham Willę Holand. <3 Mamy nadzieję, że Amelia jednak nigdy nie spoważnieje, bo też i po co. Manon na pewno przedstawiłaby jej całą listę argumentów przeciw. A gdyby stało się tak, że kiedyś zostałaby pełnoprawnym nauczycielem... Na pewno przymykałaby oko. ;)]

    Manon

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Oj coś czuję, że one się z Rose nie polubią. Ba nawet zaryzykuję stwierdzenie, że Rose może wyjątkowo powstrzymać swojego lenia i dać popalić pannie Rathmann. Boisko może być so tego dobrym miejscem, choć panma Weasley jest dość oporna by pokazać pełnię swoich umiejętności. Jednak jak Amelia mocno ją wkurzy to nie będzie się hamować.
    Miłej zabawy z postacią! Nadmienię iż urzekła mnie jej kreacja ]

    Rose&Victoire Weasley

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ja wiedziałam, że on zawsze i wszędzie będzie błyszczał, jak tylko go ujrzałam w American Crime Story, a koleżanka mi nie wierzyła (teraz oczywiście zweryfikowała swoje poglądy).
    Właściwie to Napoleonowi większość uczniów gra na nerwach samym swoim istnieniem, ten typ już tak ma, więc w tym temacie Amelia nie byłaby wyjątkowa.]

    Napoleon Groff

    OdpowiedzUsuń
  6. (Jestem na tak i w takim razie od razu zamieniam się w słuch bo jestem ciekawa co tam wymyśliłaś. :D)

    Wood

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Chym, no cóż to akurat ten wątek odpada, bo Rose do drużyny nie należy. Szkoda. Ale jak ki wpadnie jakiś pomysł do głowy to do ciebie przyjdę:)]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  8. [Rathmann to leniwa buła, ale i tak wiem, że mi wybaczysz <3]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Pewnie. Myślimy nad jakimś powiązaniami? ;)]

    kapitan Shanter

    OdpowiedzUsuń
  10. [Jak najbardziej mi to odpowiada, ale ostrzegam wszem i wobec, że Halliwell to trochę wariat i nie będzie mieć skrupułów, by np. wymierzyć Melce siarczysty policzek, nawet w ramach profilaktyki, jakiegoś zamknij się, ja teraz mówię albo jak ci coś nie pasuje, Rathmann, to spierdalaj, znasz drogę, nie muszę cię odprowadzać. I tak dalej. :D]

    wspaniały kapitan

    OdpowiedzUsuń
  11. [Hej! A nie chciałabyś napisać coś z Lisette?]

    aurelle i lisette

    OdpowiedzUsuń
  12. — Czy choć raz głupkowaty uśmiech, możesz zastąpić powagą adekwatną do twojego wieku, Amelio? — pierwsze słowa profesora zaraz po przekroczeniu progu pomieszczenia, skierowane w stronę siostrzenicy, świadczyły nie tylko o złym humorze Mathiasa, ale i również powoli wyczerpujących się pokładach cierpliwości. Przeszedł przez pokój, zajmując ostatecznie miejsce na wygodnym fotelu i westchnąwszy cicho, spojrzał w stronę brunetki.
    — Tym razem odpuszczę sobie długie pogadanki dotyczące zmian twojego postępowania, jednak zapytam cię o dość ważną rzecz. Mianowicie, jak wiele jeszcze wstydu twoja matka będzie musiała się najeść wysłuchując sterty opowieści o tym, iż jej córka po raz kolejny złamała panujące w Hogwarcie zasady? Nie zastanawiałaś się nad tym, iż twoja matka, a moja siostra obrywa rykoszetem? Zastanawiałaś się nad jakąkolwiek rzeczą łączącą cię z matką?
    Mathias nie oczekiwał w prawdzie odpowiedzi. Spodziewał się buntu i trzaśnięcia drzwiami, jednak najgorsze dopiero miało nadejść. Możliwe, iż w oczach kolejnego z członków rodziny stanie się tym znienawidzonym, wartym zapomnienia dupkiem, jednak niczego nie robił dla satysfakcji i nawet on czuł się niekomfortowo z tym, co miał zaraz powiedzieć. Zacisnął usta w wąski paseczek i wypuściwszy ciężko powietrze przez nos, dał sobie jeszcze chwilę, aby poukładać sobie nieco w myślach.
    — Przez najbliższe dwa tygodnie udasz się na szlaban do profesora Transmutacji. W jego intencji należą powierzone Ci zadania, dlatego nie wiem co cię czeka i poza ujemnymi punktami, ostrzegam cię Amelio… jeśli raz jeszcze usłyszę o złamaniu regulaminu, będę zmuszony zawiesić cię w obowiązkach gracza drużyny Quidditcha. — powiedział, będąc w pełni poważnym. Musiał odnaleźć sposób, aby przywołać siostrzenicę do porządku, a póki co wszystkie sposoby po jakie było dane mu sięgnąć zawodziły, nie przynosząc żadnych efektów. Nie mówiąc już nic więcej, podniósł się ze swojego miejsca i zbliżywszy się w stronę Amelii, ucałował czule jej czubek głowy i wyprostował się, aby spojrzeć na nią z góry.
    — Oboje cię kochamy. Zastanów się. Konsekwencje każdego z czynów są nieodwracalne. — powiedział i skierował się w stronę drzwi. — Muszę wracać na zajęcia. Jeśli chciałabyś jeszcze porozmawiać, dorwiesz mnie tutaj po kolacji.

    Wujaszek

    OdpowiedzUsuń
  13. Mathias odwrócił się przez ramię w stronę siostrzenicy i westchnął ciężko.
    — Twoja matka, to cudowna kobieta, Amelio. Sądzisz, że wszystko przychodzi jej z łatwością? Sądzisz, iż to, że nie mówi ci prawdy jest dla niej komfortowe? Robi to bo cię kocha. Czasem dla czyjegoś dobra lepiej jest nie mówić wszystkiego… — odparł i zbliżył się w stronę brunetki, by móc opiekuńczo objąć ją ramieniem. — Ona stara się zapewnić ci wszystko co najpiękniejsze, oddalić cię od problemów, oszczędzić ci zmartwień i bólu. — dodał, choć spodziewał się, iż jego słowa nie będą znaczące dla Amelii, która już swoje postanowiła. — Po prostu czasem nie warto wracać do tego co jest za nami, nie warto ruszać tego, czego już nie ma… — Ponownie ucałował jej czubek głowy i cicho westchnął.
    — Wierzę, że jesteś rozsądną dziewczyną, Amelio. Wiesz również, że zawsze możesz na mnie liczyć, niezależnie od sytuacji. — dodał, po czym skierował się w stronę drzwi. — Dlatego też w razie chęci rozmowy, doskonale wiesz gdzie mnie szukać, nawet w środku nocy, a teraz już naprawdę muszę wracać na zajęcia. Zobaczymy się później. Nie zawiedź mnie.
    Obdarzył brunetkę delikatnym uśmiechem, po czym zamknął za sobą drzwi gabinetu, pozostawiając w jego wnętrzu Amelię. Przez resztę zajęć ciężko było mu się skupić na prowadzeniu lekcji. Myślami nadal był z siostrzenicą, po prostu martwiąc się, iż jej kolejny wybryk może przynieść opłakane skutki z czego Amelia niekoniecznie będzie zdawać sobie sprawę. Zaraz po zajęciach skierował się do swojego gabinetu, gdzie zmuszony zagrzebał się w stosie prac, które od tygodnia czekały na niego równie niecierpliwie, co sami uczniowie. Kompletnie stracił poczucie czasu. Nie wiedział kiedy zrobiło się kompletnie ciemno oraz wybiła pora kolacji. Z delikatnym grymasem na twarzy podniósł się ze swojego miejsca, aby rozprostować nieco kości. Dopiero wtedy poczuł jak bardzo zgłodniał. Nie zawsze jadał kolację w Hogwarcie, jednak dziś obowiązki z pewnością spędzą z jego powiek sen i nie będzie miał możliwości powrotu do domu, dlatego też nieśpiesznie udał się do Wielkiej Sali, by wraz z resztą nauczycieli zasiąść przy stole.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  14. [Pewnie. Lećmy z tym. xD

    PS Wybacz, że dopiero teraz. :|]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  15. (Hej, z góry od razu przeproszę za moją zwłokę ale ostatnio trochę nie ogarniam życia i zbieram się do odpisów jak leniwiec. A co do wątku - sama koncepcja mi się podoba i myślę, że o wiele łatwiej będzie nam coś stworzyć jeśli Kenneth i Amelia będą już mieć przyjacielską relację. Kenny jakoś specjalnie się nie ogranicza co do swoich znajomych, a skoro Amelia typową ślizgonką nie jest to tym bardziej myślę, że mogą być nawet i bff. Mogła biedaczkowi kiedyś pomagać w ogarnianiu miotły i tak to się u nich zaczęło. Zastanawiam się tylko co zrobić aby doszło do tego, że Kenny również zostanie w to wszystko wkręcony - może na sam początek po prostu Amelia, jako najlepsza przyjaciółka zacznie mu się zwierzać z tego co odkryła i Kenny postanowi pomóc jej w rozwikłaniu zagadki? A później jakoś pomyślimy w międzyczasie jak to dalej rozegrać. Co ty na to?)

    Wood

    OdpowiedzUsuń
  16. [Przepraszam za późną odpowiedź: ostatnio cierpię na chroniczny brak czasu i narzekam na brak weny, bo studia wysysają ze mnie energię.
    Deuce tak naprawdę nie zwraca większej uwagi na czyjś dom i jedyne znaczenie ma to dla niego na boisku, na którym chce błyszczeć. Wszystko zależy od tego co miałoby być powodem lub obiektem psot, bo jeśli jakaś wspólnie znienawidzona jednostka, to jak najbardziej. Jeśli coś związanego z nauką, to tak niezbyt… Deuce utrzymuje jednak swój wizerunek lenia, mimo że ma spore zdolności, to nie ujawni się z tym. Mogli by również drzeć koty, ale to już musisz zdecydować, co wolisz. Możemy zrobić im nawet taki misz-masz w relacji, gdzie w zależności od dnia darzą się sympatią, a innego nie są w stanie ze sobą wystrzymać w pomieszczeniu. Ewentualnie Deuce mógłby wyśmiewać się lub wypominać jej tego bogina :D]

    Deuce

    OdpowiedzUsuń
  17. (Próbowałam Ci od jakiegoś czasu odpisać Kennym ale coś mi nie szło i doszłam do wniosku, że jednak nie umiem już pisać tym dzieciakiem, niestety. Dlatego dziękuję za zaczęcie ale jestem zmuszona go usunąć. W ramach zadośćuczynienia proponuję wątek może pomiędzy Arthurem, a Horacym bo ze stażystą jeszcze mój chłopiec nie miał styczności. Oczywiście jeśli nadal masz ochotę.)

    OdpowiedzUsuń
  18. [Cześć!
    My się z Lucasem piszemy na przyjaźń ślizgońsko-gryfońską, także twórzmy! W końcu gej to najlepszy przyjaciel kobiety, nie?]

    Phantom

    OdpowiedzUsuń
  19. [Cześć! Myślę, że dziewczyny mogłyby się pierwszy raz zetknąć na jednym z meczów i później jakoś do siebie zbliżyć. c: I rzeczywiście Amelia mogłaby się pokazać Rosie z tej typowo ślizgońskiej strony.]

    Rose Weasley

    OdpowiedzUsuń
  20. [Wydaje mi się, że nawet to zrzucenie z miotły mogłoby nie być przypadkowe, co później by poskutkowało tym, że mała Rosie chciałaby się trochę odegrać na winnym. I cóż, może Amelia by jej w tym pomogła?]

    Rose Weasley

    OdpowiedzUsuń
  21. Quidditch był jedną z pasji Rose, już w drugiej klasie dostała się do drużyny, jako ścigająca i każdy kolejny mecz, przeżywała z ekscytacją. Szczególnie wtedy, kiedy jak dziś, była pewna, że Gryfoni wygrają. Z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy pędziła na swojej super szybkiej miotle. Ich szukający prawie złapał złoty znicz, rudowłosa była niemal pewna jak muska ją dłonią, kiedy poczuła niespodziewane, mocne uderzenie. Będąc w delikatnym szoku, straciła równowagę i zaraz obróciła się do góry nogami, z trudem utrzymując się na miotle tylko kostkami. I gdzieś w tle, usłyszała szyderczy i kpiący śmiech, a jej nieco zagubiony, przestraszony wzrok powędrował w bok za sylwetką wrednego Ślizgona, który celowo ją zepchnął, by zmniejszyć szansę Gryfonów na wygraną. To sprawiło, że panienka Weasley strasznie się wściekła i miała ochotę go zdzielić; jednocześnie to spowodowało, że rozproszyła się za mocno by móc utrzymać się na miotle. Czuła jak powoli leci w dół, jej oddech stał się coraz cięższy i już niemal namacalnie czuła brutalne uderzenie kruchego ciała o ziemię, kiedy niespodziewanie poczuła jak ktoś ją łapie i początkowo była pewna, że to jedna z Gryfonek. Instynktownie się jej złapała i już miała nadzieję, że jakoś uda uniknąć im się upadku, jednak nic bardziej mylnego. Zaraz obie wylądowały na ziemi, a Weasleyówna poczuła mocne uderzenie i była pewna, że usłyszała także chrupnięcie jednej z kości. Jęknęła głośno z bólu, opierając się policzkiem o chłodną trawę i przeklinając w myślach tego cholernego gracza, który spowodował jej wypadek. Zapłaci jej za to, już ona znajdzie sposób, żeby się odegrać na tym podstępnym wężu!
    — Och, nie wierzę! — stęknęła cicho, nim Amelia zdążyła zapytać jak się czuje, kiedy jednak padło to pytanie, zaskoczona spojrzała w jej twarz. Nie sądziła, że z pomocą przybędzie jej właśnie Ślizgonką! Początkowo myślała, że może jej się coś przewidziało, albo ma jakieś halucynacje z powodu uderzenia. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, jednak przed jej oczami wciąż był ten sam widok, twarz ślicznej panny Rathmann. — Tak, tak, nic mi nie jest. A ty? Wszystko dobrze? Nie potłukłaś się za bardzo, nie połamałaś? — zbagatelizowała swój ból, bo bardziej obchodził ją stan koleżanki. Ta chyba jednak czuła się dobrze, bo zaraz odbiła się od ziemi, wskakując na swoją miotłę i już znalazła się wśród innych graczy. — Czekaj, nie możesz! — krzyknęła za nią rudowłosa, ale Mel najwyraźniej już jej nie usłyszała. Rosie z niezadowoleniem pokręciła głową, a płomienne włosy opadły jej na twarz. Westchnęła zrezygnowana, spoglądając jak o dziwo Ślizgoni zdobywają punkty. Zaraz jednak podbiegła do niej pielęgniarka, oferując swoją pomoc.

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  22. Niemal lądując twarzą w talerzu, Mathias zrozumiał, iż musiał na jakiś czas zrezygnować z nocnego życia i gruntownie zmienić cały plan dnia, by móc wreszcie porządnie się wyspać i poświęcić trochę uwagi zarówno żonie jak i synowi. Ściskając w dłoni butelkę z sokiem dyniowym, zrezygnował z pastwienia się nad niedojedzoną porcją kukurydzy i skrzydełek w miodzie. Opuścił, więc Wielką Salę, chcąc uciąć sobie małą drzemkę przed zajęciami, które zaczynał dziś godzinę później niż zwykle.
    — Amelia… — bąknął, jedynie mocno zaskoczony nagłym pojawieniem się siostrzenicy. Znowu jego misterny plan spalił na panewce. Widząc wzburzenie dziewczyny, wpuścił ją do środka swojego gabinetu, zapominając o własnym zmęczeniu. Usiadł przy biurku, wlepiając w Amelię wyczekujące spojrzenie. Słysząc, to co brunetka miała mu do powiedzenia, wziął głęboki wdech i ścisnął nieco zbyt mocno nasadę swojego nosa.
    — Wiele razy prosiłem cię o rozwagę… — westchnął z wyraźnym zrezygnowaniem. — Już teraz zarzucają mu brak obiektywności, względem ciebie, Amelio. Ile jeszcze będę musiał się nagadać, abyś zrozumiała, że to nie tędy droga? Że zamiast osiągnąć swój cel, zakopujesz się w tym całym bagnie coraz bardziej?
    Chwycił fiolkę, którą schował w szufladzie swojego biurka. Odniesie je nieco później, gdy życie w zamku nieco ucichnie. — Idź na lekcje i lepiej wymyśl lepsze wytłumaczenie, zaś po zajęciach, chcę cię widzieć na dziedzińcu. Bez dyskusji.
    Dłonią wskazał w stronę starych drzwi. Nie był zły, bardziej przemawiała przez niego bezsilność w połączeniu z domieszką irytacji. Na miejscu Amelii zachowałby się pewnie tak samo, jednak nie mógł już dłużej znieść myśli, iż młoda Rathmann naprawdę w tym wszystkim ślepo kierowała się brakiem odpowiedzialności i jakiekolwiek logiki. Przez niemal pół dnia, rozmyślał nad wszystkim, szukając odpowiedniego rozwiązania. Ostatecznie wysyłając list do siostry, wierzył, iż wszystko względnie się ułoży. Po zajęciach, zabrał Amelię do siebie, nie informując jej o wysłanym liście do jej matki. Póki co, nie musiała wiedzieć o wszystkim. Po przekroczeniu progu mieszkania, poczęstował siostrzenicę herbatą z malinami, zaś małżonkę przywitał czułym uściskiem i delikatnym pocałunkiem w policzek, prosząc następnie o chwilę sam na sam z Amelią.
    — Niczego ci nie obiecuję, ale postaram się wpłynąć jakoś na twoją matkę, jednak jeśli dowiem się jeszcze raz o jakimkolwiek twoim występku, stracisz całe moje poparcie, rozumiesz?

    Wujaszek

    OdpowiedzUsuń
  23. [Cześć! Z zaproszenia chętnie skorzystam, jednakże zmuszona jestem dopasować propozycję dużo bardziej pod koncept bohatera, by uniknąć jakichkolwiek niedopowiedzeń (w KP mało informacji zdradza dalsze ceremonie behawioralne, wykraczające poza wymiar traumy), gdyż dochodzi w nim do pewnej zgoła istotnej burzliwej, chemicznej reakcji: Solene ramię mogłaby wykorzystać jedynie do oparcia na zajęciach lub po nich, ewentualnie do przytulania z koleżankami od tego stronić nie będzie (nic w tekście nie wskazuje, by płakała, a na ten przywilej pozwolić może sobie w samotności lub w obecności ojca, pomijając już to, że dostateczne wypłakała się z bezradności miała wystarczająco dużo czasu; zgwałcenie jednostki nie jest czymś, czym ofiara chce i zwykła się chwalić — wręcz przeciwnie), jeśli natomiast chodzi o boisko — Amelia musiałby się liczyć z tym, że przy każdorazowym ścięciu na boisku nie ma żadnej sympatii, a po zdzieleniu Devillers czymkolwiek, a działa to jak zapalnik, zapewne niechybnie doszłoby do rękoczynów. Mało realne jest z jej strony pokornie stanie z boku, gdy mowa o Quidditchu albo ryzykownym stylu gry. Podsumowując albo ich znajomość stanowiłaby coś na wzór love-hate’u, pierwszy wariant aktywowały się na korytarzach, drugi zaś po wejściu na murawę, albo ich stosunki były raczej negatywne, jednak ewentualne rękoczyny nie podbijają normalnie koleżeńskich relacji.]

    Solene Devillers

    OdpowiedzUsuń
  24. [Tak się składa, że zwykle z graczami, z którymi nie miałam dotąd styczności, gdy mówimy tutaj o ustaleniach i/lub rozgrywce fabularnej, obchodzę się poniekąd jak z jajkiem i wówczas staram się bardzo dokładnie wyjaśniać. Wolę wziąć to, co autor napisał, tak jak zostało to napisane, niż interpretować to na swój sposób. Tak czy owak zwykle całość wyklarowuje się w dalszych ustaleniach. Zdaję sobie sprawę, że w przypadku moich postaci przy dość trudnych kartach, jak ta Solene, liczą się wszystkie najdrobniejsze detale i skądinąd łatwo o pomyłkę.
    To będzie dość burzliwa relacja, nie da się temu zaprzeczyć już na tym wstępnym etapie. A. może na nią nakrzyczeć i w tym układzie sił mogłaby się spodziewać równie żywej reakcji z kategorii nie mieszaj się lub lekceważącego machnięcia ręką, zależnie od okoliczności i intensywności wydarzeń. Co do drugiej sprawy, cóż, nie ukrywam, że poniekąd liczyłam, że fragment z ramieniem do wypłakania wybronisz w ten sposób, ponieważ chciałam podsunąć właśnie Amelii ten konkretny motyw. Idąc o krok dalej, być może niekorzystnie wyglądającym w jej oczach podejściem ze strony Solene, byłoby ucinanie dyskusji dotyczących, zwłaszcza jej niestabilności po znalezieniu się w powietrzu i rozładowywania pokładów agresji, często kosztem swojego zdrowia.
    Jeśli chodzi o samą rozgrywkę przez myśl przemknął mi motyw z nocnymi koszmarami i tym, że nie zostałoby to przeoczone, a co się z tym wiąże zostałoby to lekko poruszone albo podczas śniadania albo jeszcze tej samej nocy. Innym rozwiązaniem może być boisko: trening, sprzeczka w szatni lub starcie na boisku Solene, być może z członkiem tej samej drużyny, aby nie było tak kolorowo wewnątrz. Są to, jak najbardziej, luźne koncepcje, które można jeszcze dowolnie rozwinąć, w zależności, jak to poprowadzimy w powyższych ustaleniach.]

    Solene Devillers

    OdpowiedzUsuń