⇓ ⇓ ⇓ ⇓



Rose Weasley
V rok Gryffindor

Sławne nazwisko przyniosło jej więcej szkód niżeli korzyści. Ciężar jaki nałożyło na jej barki społeczeństwo przerósłby niejednego, dorosłego czarodzieja, nie mówiąc o rudowłosym dziecku z masą kompleksów. Nic dziwnego, że okres buntu zaczęła wcześniej niżeli jej rówieśnicy, dzięki czemu wcześniej udało jej się dojrzeć. Choć w połowie zachowuje się jak matka, to ukształtowanie większości charakteru zawdzięcza porywczej babce i ukochanym kuzynom. Urodą zaś, z niewielkimi wyjątkami w postaci detali takich jak kształt nosa czy ust, ewidentnie przypomina jedyną siostrę swojego ojca. Gdyby nie niepohamowana potrzeba do wygłaszania swojego zdania i zdolności robienia z innych głupków, można by pomyśleć, że bliżej jej do Ginevry niż Hermiony. Nieco anemiczna budowa od zawsze była jej przekleństwem, niemal w takim samym stopniu jak pojemny żołądek i cięty język, nad którym z wiekiem coraz ciężej jest jej zapanować. Lista jej ambicji i umiejętności dawno spłonęła w kominku, pozostawiając po sobie jedynie popiół. Mimo usilnych próśb kapitana nie wstąpiła do drużyny quidditcha przyjmując rolę nieznośnego komentatora, bombardując jednocześnie członków ekipy wskazówkami, które rzekomo miały poprawić styl ich gry. Świadomie nie podejmuje się działań, w których mogłaby się wykazać, uznając próby afiszowania się własnymi umiejętnościami dla zbędne. Śmiało można by rzec, że apodyktyczność stała się jej drugim imieniem. Starać przestała się, gdy odkryła, ile czasu musi poświęcić, by zdać wszystko na poziomie wystarczającym do zadowolenia rodziców. Pamięć fotograficzna niestety znacząco utrudnia jej oddawanie się tajemnej sztuce przekrętu, co widoczne jest na pisanych przez nią referatach – konkretniej przekreślonej ilości słów, które w zestawieniu z całością tworzą idealną kopię tekstu z podręcznika. Czasami zapomina o wszelkich normach i zasadach, oddając się swoim artystycznym zapędom w miejscach, które przeznaczone zostały do innych celów, jak spokojna nauka lub jedzenie. Śpiewa, czyta, rozmawia i bywa złośliwa. I choć w głębi bardzo chciałaby być taka, jaką chcą ją widzieć rodzice, to zawsze pozostanie tą małą Rose, niewystarczająco dobrą, by być idealną.

Powiązania | Wspomnienia

Ach, nie mogłam się powstrzymać. Potrzebowałam równowagi. Rose jest mniej depresyjna od Tori, i w przeciwieństwie do niej, ma pazurki. Tradycyjnie damsko-męskie, długie, romanse i dramaty oraz jakaś akcja/tajemnica. SZUKAMY MIŁOŚCI i AKCJI Fc.: (chyba) Rose Leslie. Limit 1/3 Wolfgang

22 komentarze:

  1. [Hej ho! Miło widzieć w końcu jakiegoś Gryfona, bo ich teraz tak malutko! :D Kartę przeczytałam z trzy razy – jest napisana tak lekko i przyjemnie, że tej treści wydaje się być za mało i chce się więcej. Bardzo podoba mi się nawiązanie do Molly Weasley! Niby nie powinnam przychodzić po kolejny wątek, ale mam wizję na połączenie Rosie z Aleisterem, gdybyś była zainteresowana, oczywiście. Przydałby mi się do niego ktoś, kto będzie ogarniał bardziej i służył mu radą w złośliwym tonie, którego on pewnie nie wyłapie nawet. Odpis dla Tori dodam jutro, bo jeszcze muszę go z dwa razy przeczytać :D]

    Aleister Sheehan

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witamy Gryfona na pokładzie! Oliver i Joy cieszą się niezmiernie (wujcio Neville też), na kolejnego członka w drużynie Lwów! Ależ zręcznie napisana karta. Podoba mi się charakterek córki Rona, a Ollie w pewnością ma niezły ubaw kiedy ona komentuje mecze na które on chodzi tylko z czystej przyzwoitości i lojalności domowej.
    Wraz z moim cyrkiem romaitości życzę weny i pięknych wątków i powodzenia z kolejną postacią!]

    Oliver J., Joy H., Ed S. i wujcio Neville

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dopiero teraz zauważyłam jak malutko tych Gryfonów! Podoba mi się twoja kreacja Rose, która nie jest kolejną idealną córeczką swoich rodziców, a mam wrażenie, że w ten schemat popadają inne Rose tworzone na blogach. I jeszcze posada komentatorki meczów Quidditcha - oryginalnie jak na dziewczynę, ale trzeba przełamywać te nieznośne stereotypy, że płeć piękna nie pasjonuje się sportem.
    Życzę powodzonka z nową postacią, dużo weny i chęci, a w razie chęci zachęcam do wątkowania z Valerym!]

    wróżbita Valery

    OdpowiedzUsuń
  4. [Chodziło mi bardziej o to, że on docenia jej poczucie humoru, które z pewnością na niektórych meczach jest jedyną wartą uwagi rzeczą, a nie, że śmieje się z niej per se, po cóż od razu tak agresywnie z tą starą skarpetką! ;)]

    Ollie

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Mel raczej do nikogo uprzedzeń nie ma, ani nienawiścią od progu nie pała, dopiero gdy ktoś jej porządnie zajdzie za skórę. To raczej na nią często krzywo patrzą; bo niepoważna, bo głupia i dziecinna. Chyba, że pojawiłby się jakiś spór np o to, kto jest najlepszym ścigającym w tym roku. Wtedy przerośnięte ego panny Rathmann i obrona imienia matki, która również uczęszczała do Hogwartu, sprawiłyby, że byłaby gotowa stanąć w szranki "jakimśtam" gryfonem. ps: Leslie jest cudna i śliczne zdjęcie wybrałaś, młodziutko wygląda]

    Amelia Rathmann

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ah bardzo się cieszę, że Nicholas został w ten sposób odebrany, ponieważ taka pierwsza wizja pojawiła się w mojej głowie i jak widać udało mi się ją przelać w formie czytanego tekstu :D Za tak miłe słowa to będzie dla niej nawet księciem z bajki, o! Ewentualnie najlepszą poduszką do krótkich drzemek. Korepetycji zyskał multum, jednak razem zawsze mogą się pogłowić nad praca domową Rose, co sprawdzi wiedzę Nicholasa :)]

    Nicholas L.

    OdpowiedzUsuń
  7. [W sumie pasowałoby mi podpicie dwóch niewinnych piętnastolatków i taka szczera rozmowa pomiędzy nimi. Nott to taki Nos z Wesela, co czuje tylko jak pije, bo wtedy go coś kuje, więc wie, że żyje. Dlatego za często się nie alkoholizuje, bo to jednak dość uciążliwe, gdy sobie uświadamiasz, że jednak masz jakieś uczucia.]

    Valery

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ale mi miło, jejku, dziękuję! <3 Aż cieplej na serduszku! <3
    Co do reszty... Czy Angusowi przyda się ktoś, kto będzie go bronił? A, pewnie tak! Choć sam nie jest tego świadom, bo żyje niczym powietrze i pewnie jest tak traktowany przez większość osób. Natomiast, może pójdziemy jednak w drugą stronę? Może to Angus zarazi ją w jakiś sposób swoją niewinnością? Ot, będą się uzupełniać! :D]

    Angus Montgomery

    OdpowiedzUsuń
  9. [Oczywiście, że się nadaje!
    Najmocniej przepraszam, że odpisanie pochłonęło mi tyle czasu.]

    Wolfgang nie był typem imprezowicza. Rzadko pojawiał się na imprezach. Nie, zdecydowanie wolał odpowiadać za ich organizacje.
    Oczywiście nigdy nie brał takich karkołomnych zadań jedynie na własne barki; przeważnie w większej lub mniejszej mierze zaangażowany był w nie również Olivier, ale w przypływach wyjątkowo dobrego nastroju Burke wcale nie wybrzydzał na spontaniczne spędy współorganizowane z bardziej przypadkowymi, niż najlepszy przyjaciel, osobami. Odkąd Wolfie trafił do Hogwartu nie narzekał na ubogie życie towarzyskie, choć jego osoba zwykła budzić bardzo skrajne emocje wśród uczniów (zwłaszcza, czy też przeważnie, tych z Domu Węża), wobec czego zdecydowanie nie przypiąłby sobie łatki kogoś popularnego.
    Wcale mu nie przeszkadzała sława persony o kontrowersyjnym stylu bycia; raczej wydawała mu się całkiem logiczną konsekwencją faktu, że zwykł postępować wedle tego na co ma ochotę, a nie na poczet ogólnie przyjętego taktu, a już samo to potrafiło przysporzyć kłopotów.
    Lubił dostarczać rozrywki (gdy akurat na to miał ochotę) i tak się złożyło, że podobnie było tego wieczoru. Dobra impreza (zdaniem Wolfganga) nie mogła się obyć bez karaoke; oczywiście takiego odbywającego się wystarczająco późno, aby większość uczestników zabawy zdążyła się odpowiednio rozluźnić w dowolny sposób.
    Z obserwacji Wolfiego wynikało, że większość bezwzględnie preferowała alkohol – często w ilościach zatrważających. On sam raczej unikał upijania się, czerpiąc o wiele więcej przyjemności z innych używek, które albo samodzielnie ważył, albo troskliwie uprawiał w rozpościerającym się wzdłuż obrzeżów Hogsmeade zagajniku.
    Tego wieczoru zdecydowanie bardziej pociągała go wizja aromatycznej mieszaniny ziół wypalonej w Wieży Astronomicznej, z której ruszył wprost na współorganizowaną imprezę.
    Rozweselony wtargnął do gęstego od kłębiących się w nim osób pomieszczenia i od razu zlokalizował spojrzeniem ognistą czuprynę znajomego, który postanowił zatroskać się organizacją karaoke. Głowa tętniła mu od muzyki (niekoniecznie właśnie tej, którą każdy miał teraz okazję słyszeć) i zdecydowanie musiał dać swemu stanowi upust w postaci śpiewu.
    Dopisał się na oślep obok czyjegoś nazwiska, które – jak się w bardzo krótkim czasie okazało – należało do Rose Weasley.
    Nie kryjąc lekkiego zaskoczenia nad tym faktem przemieścił się wgłąb pomieszczenia, czując lekki zawód nad faktem, że impreza znajduje się już na tym etapie, na którym nikogo szczególnie już nie ekscytuje, że ktokolwiek przybywa się (najczęściej) ośmieszyć przed tłumem własnym wykonaniem popularnych utworów. Tym sposobem stanął w pobliżu panny Weasley posyłając jej przyjacielski uśmiech.
    — Chyba będziemy tymi szczęśliwcami, którym przypadnie Wild Horses — zawiadamia dziewczynę, wyraźnie uradowany takim prawdopodobieństwem. Spogląda przez chwilę na formujące się w powietrzu słowa dobiegającej końca piosenki poprzednich uczestników karaoke. — Wolfgang — dodaje po chwili, wyciągając w jej kierunku dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Pewnie znaliby się, ale Valery raczej nie miałby wielkiego parcia na zaprzyjaźnianie się z nią (jakby w stosunku do kogokolwiek miał), więc ich znajomość byłaby niby neutralna, ale skłaniała w stronę małych złośliwości wobec siebie.
    A czy mogłabym prosić o rozpoczęcie wątku? Byłoby mi bardzo miło, przez ten czas uporządkowałabym swoją sytuację na reszcie blogów i byłabym pewnie znacznie aktywniejsza.]

    Valery

    OdpowiedzUsuń
  11. [Jejku, przepraszam bardzo, że ja tak bywam z doskoku i wpadam, żeby witać postacie albo wklejać gotowe odpisy. Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten spory poślizg, bo ja chęci na grę mam nadal duże, ale przechodzę do rzeczy: widziałabym Rose przez jej charakterek jako drugą przyjaciółkę Aleistera, z którą on byłby zupełnie szczery. Twoja Gryfonka wiedziałaby np., że on ma trudne relacje z matką i zerwany kontakt z ojcem. Aż tak blisko widzę ich relację, tak by wzajemnie sobie ufali i o jakichś problemach, może tylko istniejących w jego lub jej półświatku, od razu by zwracał się do niej o poradę. Pewnie panna Weasley serwowałaby mu ironią prosto w twarz, a że to beztroski Alek, to w ogóle nie brałby jakichś przytyków na poważnie. To taki wstępny zarys, daj znać co o tym myślisz i czy coś takiego, by Ci odpowiadało, mimo mojego wolnego tempa. Marzy mi się ulokowanie akcji w Hogsmeade w ich przypadku :D]

    Aleisterek

    OdpowiedzUsuń
  12. Wolfgang uśmiechnął się do Rose łagodnie, chcąc chociaż w ten sposób dodać jej animuszu po tym jak wychwycił niemal idealnie zamaskowane załamanie w jej głosie, wyraźnie wskazujące na to, że Gryfonkę powoli obłapiał stres związany z karaoke. Podejrzewał, że nie jest tu zupełnie z własnej woli, ale nie zamierzał dociekać co się skłoniło ją do postąpienia na przekór własnemu komfortowi. Zamiast tego wspaniałomyślnie podział swój wzrok gdzie indziej, gdy Rose zaczęła poczyniać przygotowania do użycia głosu, mile zaskoczony, że najwyraźniej będzie stwarzał duet z osobą, która potrafi w miarę świadomie wykorzystywać własny głos.
    — Rzeczywiście — przytaknął z wyraźnym entuzjazmem, gdy tylko ucichły ostatnie dźwięki poprzedniego utworu; jednego z tych popularnych i niekoniecznie porywających zmysły Wolfiego, który wolał się zatracać przy klasykach – zdaniem Puchona, nieśmiertelnych.
    — Tak będzie o wiele łatwiej — oznajmił dostrzegając, że Rose ściska kartkę z tekstem. Nie czekając na jej zgodę stuknął w nań końcem różdżki, a litery odkleiły się od powierzchni papieru, by następnie – w momencie gdy rozbrzmiały pierwsze akordy jednego z najznamienitszych dzieł Rolling Stonesów – roziskrzyć się, jakby ktoś zanurzył litery w złotym brokacie, albo ułożył je z zimnych ogni i zacząć układać się przed ich twarzami kolejnymi wersami wraz z postępem utworu.
    — Moja rada? Nie przejmuj się, wszyscy już i tak są na tyle nawaleni, że nie zapamiętają niczego, co nastąpiło powyżej ósmej wieczorem — zwrócił się do niej ukradkiem. — Zacznę, refren śpiewamy razem — dorzucił naprędce, bo krótki, instrumentalny wstęp już dobiegał końca.
    Po tych słowach Burke skoncentrował się już tylko na rozbrzmiewającej z każdej strony muzyce, a gdy w powietrzu wyrosły pierwsze słowa, Childhood living is easy to do, jego na co dzień niski głos wybrzmiał w zdecydowanie wyższej skali. Nie brzmiał idealnie; to zdecydowanie nie był utwór, przy którym mógłby jakkolwiek się popisać wokalnie. Musiał pilnować swojego głosu, bo najmniejszy błąd mógłby owocować dźwiękami bardziej przywodzącymi na myśl skrzek cierpiącej agonie żaby, niż śpiew. Może odrobinkę żałował, że tak swobodnie rzucił się w zabawę głosem, ale przynajmniej postawił przed sobą wyzwanie, a ewentualnymi potknięciami nie planował się zadręczać.
    Na szczęście w miarę drogi do nadciągającego refrenu udało mu się ustabilizować w pożądanej barwie, a gdy ten w końcu nadciągnął powitał go z lekką ulgą, wędrując spojrzeniem w kierunku Rose, która miała się przyłączyć.

    Wolfie

    OdpowiedzUsuń
  13. [Piegi powinny być zarezerwowane dla ogniowłosych, aczkolwiek dodają dziecięcości, a ja nie lubię megapoważnych postaci :D dzięki za przywitanie i Twoja karta jest zacna, podoba mi się w jaki sposób opisujesz rudą no i forma kolumny a ja z grafiką jestem 100 lat za murzynami ;P dwa znane nazwiska połączone podczas jakiejś przygody? I to jeszcze w Zakazanym? Podaj czas i miejsce spotkania a zaraz wyruszam :D może wpadną w drodze na "samotne ćwiczenia" na błoniach a dalej ich nogi poniosą? Chyba, że masz inny pomysł]

    Lorec

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Jakaś tajemnica? Wchodzę w to, tylko jaka to może być magiczna rzecz? Nic mi nie przychodzi do głowy oprócz jakiegoś magicznego stworzenia ;p im nieznanego, bo jeszcze mogli np w szkole go nie przerabiać. On albo ona natknęli się na niego widząc go na miotle? A potem jedno przyłapało drugiego? Chyba, że jeszcze inaczej :P tylko jak?]

    Lorec

    OdpowiedzUsuń
  16. [Reszta brzmi zacnie, ale jaki wąż? ;p Jakiś jeszcze nieodkryty? To z jaskinią brzmi zacnie, aczkolwoiek oponowałbym za tym, żeby nie wszystko na raz :P w sensie z trollem etc. stopniowo dawkować wrażenia]

    Lorec

    OdpowiedzUsuń
  17. [Żmijoptak na boisku? Może narobić dużo szkód swoim rozmiarem ;P byłby wielkości smoka? chyba, że serio nikogo by nie było w pobliżu. Mógłby wtedy demolować trybuny. Albo mogliby go znaleźć w jaskini? To już jak chcesz :D]

    Lorec

    OdpowiedzUsuń
  18. [Podpisuję się rękoma, nogami, stopami, rzęsami i łokciami. Kto zaczyna? Jeśli nie Ty to ja dzisiaj coś jeszcze "urodzę", aczkolwiek ostrzegam, nie piszę zbyt długich odpisek. Muszę wyrobić w sobie ten nawyk, jestem starej daty graczem]

    Lorec

    OdpowiedzUsuń
  19. Najbardziej z całego swojego żywota nie cierpiał czytać książek w Wielkiej Sali. Był do tego zmuszony, gdyż niedługo czekała go wyprawa na którą się nastawił psychicznie, fizycznie, mentalnie,duchowo i jak jeszcze inaczej było tylko możliwe. Kiedy skończyły się zajęcia pognał do dormitorium pakując koc, dwie książki na zabicie czasu, płaszcz przeciwdeszczowy,lornetkę mugolską (którą znalazł w domu, po pradziadku) i jedną z kanapek, którą zrobił dziś rano podczas śniadania. Czytając teraz "W powietrzu z Armatami" chciał zapomnieć o Bożym Świecie, ale nie było mu to dane. Ciągle ktoś przechodził, ciągle ktoś coś mówił. Przeklinał w głębi duszy, że nie umówili się z rudowłosą na dziedzińcu. O tej porze mało tam było osób, a już na pewno nie było tam tak gwarno. Kiedy już kończył czytać tę samą stronę po raz setny - ktoś mu znów przeszkodził. Oderwał wzrok patrząc smętnie w stronę "źródła zakłócenia". Minę miał pełną rezygnacji.
    -Rose, proszę... tylko te dwa zdania.-mruknął, wrócił do czytania i po chwili gwałtownie zamknął książkę zatrzaskując mocno okładki.-Koniec! Na brodę Merlina... wreszcie skończyłem rozdział.-rzucił podnosząc się. Jego ton brzmiał co najmniej jakby parodiował dumę.
    -No to chodź!-wrzucił książkę do plecaka i zarzucił go w biegu idąc w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Zerkał co kawałek czy dziewczyna za nim nadąża. Pomimo wątłej postury nadrabiał 1,80 m wzrostu i długimi nogami. Czasami niewygodnie mu było siedzieć na Komecie 260. Stąd marzenia o Piorunie VI, który miał znacznie dłuższy dwójnóg. Nie mógłby siedzieć aż tak przygarbiony. A skoro o miotłach mowa...
    -Lecimy czy idziemy z buta?- rzucił, kiedy wychodzili na dziedziniec. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie będzie go zadręczać wskazówkami odnośnie jego techniki latania, czy gry. Jego strasznie mądralińska natura nie była w stanie wytrzymać, bo to zwykle on memla ozorem i poucza wszystkich naokoło. Nic dziwnego, że często Mae ma go dosyć.

    Lorec

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie było jego winą, miał po prostu długie nogi. Ku uciesze rodziców zatrzymał się na owym wzroście i nie piął się wyżej. Bali się oni a szczególnie Luna, że stanie się on obiektem kąśliwych uwag kolegów i że będzie miał on problem przechodzić przez drzwi. Nie chciała, aby przeżywał on katusze jak jego blond włosa matka. Ku jej uciesze wyrobił sobie charakterek, który jej zdaniem miał bronić go przed dowcipami oraz spryt. Trochę przemądrzały ton niezbyt podobał się z kolei jego ojcu. Nie wspominając o wagarach, łamaniu regulaminu "niechcący" podczas właśnie takich eskapad jak ta. Poczuł szarpnięcie rękawa i starał się iść w miarę tak, aby rudowłosa dotrzymywała mu kroku.
    -Accio Kometa!-rzucił pod nosem i po chwili przyleciała dość smukła, o czerwono polakierowanym drewnie miotła.-Wiesz co...-przerzucił przez rękojeść nogę.-W sumie to nie musimy się ścigać. Ostatnio dostałem niezły wycisk na boisku. A raczej sam go sobie zapewniłem...- rzucił ze skwaszoną miną.-Bolą mnie plecy... podczas przyśpieszenia nachyliłem się tak nisko, że do tej pory je czuję... -chciał coś dodać też o pozycji w jakiej siedział podczas meczu - że nie należała ona do prawidłowych - aczkolwiek szybko ugryzł się w język. Nie chciał się też z nią kłócić. Taka eskapada w burzliwej atmosferze nie należałaby do przyjemnych.-Ale nie gadajmy o tym.-odbił się stopami od ziemi.
    Cieszył się w głębi ducha, że ma kogoś z kim może uciec od szarych mur szkoły i badać dziką knieję. Nie wiadomo tak na prawdę co ich tam może spotkać. Gdyby kogoś tak jak jego jarały księżyce Jowisza czy Gwiazdozbiór Oriona... to by może nie czuł się taki samotny podczas Kółka Astronomicznego. Co prawda było tam parę uczniów, których znał dobrze, nie mniej jednak mało kto lubił słuchać szalonych przemyśleń Scamandera. Każdą taką chwilę jak ta starał się wykorzystać na 100%, bez narzekania i najczęściej jak tylko mógł uśmiechania się. Chociaż z tym drugim było sporo zachodu... ah to rwanie w plecach.
    - Po prostu leć pierwsza. A ja za Tobą. – poprawił plecak odwzajemniając uśmiech. Starał się zachować twarz bez bólu. Nie mógł pokazać słabszej strony i grać ofiarę losu. W końcu to on sam sobie zawinił. - Tylko jak najdalej od szkoły. Nie chcemy chyba, żeby ktoś nas przyuważył.-dodał

    [Wybacz, że tak mało ;< nie jestem wprawiony w dłuższe >D, ale się staram jak mam wenę]

    Lorec

    OdpowiedzUsuń
  21. [O hej, hej.
    Myślę, że dałoby się to ugryźć. Zawsze można się cofnąć w czasie. Kiedyś mogli być zgraną paczką przyjaciół. Isaac pewnie traktowałby ją jak młodszą siostrę, której nigdy nie miał. Rose mogłaby czuć się w obowiązku wspierania "brata"
    Wątek można by zacząć od jakiegoś figla, na którego oboje akurat wpadli. Zamiana odpowiednich eliksirów na inne w sali od tego przedmiotu?]

    OdpowiedzUsuń
  22. [może nie przyjaźń, a wrogość. Mogłaby nieuprzejmie odnieść się do beznadziejnego kapitana Gryfonów podczas komentowania meczu?]

    OdpowiedzUsuń