Jestem wygrywaną melodią na ulubionym instrumencie mego ojca. Zapisana w dziwnych znaczkach o czarnych kropkach, kreskach i falach. Jestem herbacianą różą w ogrodzie mojej matki, pielęgnowaną dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Podlewaną obficie wodą o idealnej temperaturze, twardości czy innych, nie znanych mi bliżej parametrach. Jestem ruchomym uśmiechem, iskierką w ramce na kominku w salonie dziadków. Skrzętnie wycieranym przy użyciu latającego puszka kierowanej ręką zapracowanej gosposi.
Ale przede wszystkim jestem rozpaczą, krzykiem i nerwami rodziców, ogromną nadzieją dziadków i siostrą zaginionego aurora, po którym słuch zaginął.
Jestem wszystkim i niczym jednocześnie, ale głównie samą sobą.
Sobą.
Potrzebą rozmowy, wolności, ekspresji we własnych uczuciach, a na pewno potrzebą bycia sobą, a nie własnym bratem.
ode mnie: Ale przede wszystkim jestem rozpaczą, krzykiem i nerwami rodziców, ogromną nadzieją dziadków i siostrą zaginionego aurora, po którym słuch zaginął.
Jestem wszystkim i niczym jednocześnie, ale głównie samą sobą.
Sobą.
Potrzebą rozmowy, wolności, ekspresji we własnych uczuciach, a na pewno potrzebą bycia sobą, a nie własnym bratem.
Ja, Aurelle Maurice.
vii rok, krew czysta, slytherin, niekiedy zbyt agresywny pałkarz w ślizgońskiej drużynie, zawieszona w możliwości uczęszczania do koła pojedynków, patronusem kruk, boginem bezwiedne ciało zaginionego brata
Obejrzałam 7 uczuć i postanowiłam popełnić tę panią, swoją drogą bardzo polecam film. Pasek rozwija się.
Na wizerunku Jasmina Al Zihairi.
Mail kontaktowy: niewypowiadziane@gmail.com
[Heh, niekiedy zbyt agresywny pałkarz w ślizgońskiej drużynie - zapraszam w takim razie po wątek do kapitana drużyny. Czuję w kościach, że mogą się dogadać w wielu aspektach. :D]
OdpowiedzUsuńShanter
Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[Jeśli ktoś mu zalazł za skórę, to nie ma skrupułów, by walnąć tego kogoś tłuczkiem. Przykładem jest Deucent. I nie - nie będzie w żaden sposób ją ograniczać, chyba, że swoją złość wymierzy w członka ich drużyny. Wtedy pewnie bez skrupułów sam uderzy w nią tłuczkiem. :D]
OdpowiedzUsuńShanter
[Wspaniała, nie mam nic innego do dodania. Po prostu magia sama w sobie. Muszę zaprosić do siebie, może jakoś ich połączymy!
OdpowiedzUsuńTymczasem życzę udanej zabawy i niekończącej się weny dla tej wyjątkowej pani! <3]
Angus Montgomery
[Ojej, mój Napoleon też był niekiedy zbyt agresywnym pałkarzem w ślizgońskiej drużynie. Co prawda, średnio mi wychodzi obmyślanie dla niego jakichkolwiek relacji z uczniami, bo staż w Hogwarcie to w jego przypadku nietrafiona decyzja, a on sam na pedagoga się nie nadaje, ale jeśli Tobie zechce się ruszyć głową, zapraszam.]
OdpowiedzUsuńNapoleon Groff & Finley Darcy
[Cześć! Po wstępnych ustaleniach drogą mailową dotyczącą zawieszenia uczestnictwa Aurelle na czas bliżej nieokreślony w Klubie Pojedynków, mniej więcej wiemy, na czym stoimy. Na ten moment witam serdecznie na blogu, tymczasem nadrobię zaległości w korespondencji i dopiero wówczas rozpiszę zarówno propozycję dla ich relacji, jak i samej rozgrywki fabularnej.]
OdpowiedzUsuńMalcolm Letherhaze
[Urzekająca karta postaci. Nie oglądałam siedmiu uczuć, ale może kiedyś to zrobię, bo jeśli ten film zainspirował Cię do takich ciekawych treści to może warto.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że Aurelle sama w sobie jest przełamaniem wizerunku o Ślizgonach, a jeżeli się nie mylę, to ma w sobie więcej do zaoferowania, niż nie jeden z nich.]
Scorpius Malfoy & Darren Craft
[ Witam piękna pania i zapraszm do Melki, coś wymyslimy]
OdpowiedzUsuńAmelia & Horacy
(Cześć! Urzekło mnie jej imię, a jak przeczytałam kartę, to poczułam się oczarowana. Pięknie Ci to wyszło.
OdpowiedzUsuńGdybyś miała ochotę stworzyć coś z którąś z moich pań, to serdecznie zapraszam, przyjmiemy Cię z otwartymi ramionami. c;)
Caroline & Frances
[Hello! ;P Lorec ze starszymi niż VII klasa mało ma do gadania, więc może tutaj coś się zrodzi? Tylko musiałbym mieć jakiś punkt zaczepienia ;] masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuńLorec
Nie znosił marnotrawstwa czasu, a za jego wyjątkowy, uciążliwy wręcz przejaw Malcolm Letherhaze uznawał nocne dyżury po osnutym senną atmosferą zamku, które to każdorazowo kończyły się przyłapaniem przynajmniej jednego ucznia na tymże występku. Natura służbisty nie pozwalała mu, choćby w najmniejszym stopniu na przymknięcie oka albo zaserwowanie upomnienia — spotkanie z profesorem uroków i zaklęć zawsze owocowało minusowymi punktami, a także wizją szlabanu na horyzoncie stającą się coraz bardziej przejrzystym wraz ze wschodem słońca. Wychowanek Salazara Slytherina nie zwykł do traktowania kogokolwiek z mniejszą bądź większą łagodnością, choć przyłapywał się na tym w iście rzadkich przypadkach z niechęcią. Energiczne, szybkie przemykanie po zamkowych korytarzach, w towarzystwie chrapiących w najlepsze postaci na portretach, dawało mu zbyt wiele niechcianej przestrzeni do rozważań przy niewielkim świetle na krańcu różdżki wykonanej z tabebuji, którą trzymał nisko, skierowaną wprost w kamienne kafle. Z każdym kolejnym krokiem i pokonywaną odległością zbliżał się stopniowo, acz skrupulatnie do Wieży Zachodniej, której szczyt zamieszkiwały sowy.
OdpowiedzUsuńGdy przywitał go kaszel zaskoczonej nagłym pojawieniem się jego osoby, nie wydawał się ani przejęty, ani tym bardziej zaskoczony. Zmierzył ją jednak krytycznym spojrzeniem, bezceremonialnie za pomocą jednego, niedbałego machnięcia różdżką i niewypowiedzianej inkantacji zaklęcia pozbył się nikotynowego winowajcy.
— Mógłbym zadać ci to samo pytanie i dowiedzieć się, dlaczego nie znajdujesz się w swoim dormitorium, Aurelle — odparł spokojnie, jakoby zupełnie niewzruszony tym spotkaniem. Łamacz klątw objął spojrzeniem pomieszczenie, wzmacniając przy okazji zaklęcie wytwarzające światło, by kontury, a także postać dziewczyny zyskały na ostrości oraz właściwym sobie kształcie. Malcolm Letherhaze obchodził się z narwaną Ślizgonką ciut delikatniej niż z jakimkolwiek innym uczniem i bynajmniej nie odpowiadała za to jej płeć, czy chociażby smykałka do zaklęć, które przyswajała z lekkością ku jego osobistemu zadowoleniu. Nie zaliczała się również do nieistniejącego grona jego ulubieńców, którzy na zajęciach zbieraliby same pochwały, gdyż panna Maurice nie miała wstępu do Klubu Pojedynków, z którym łamacz klątw wyrzucił ją bez najmniejszego zawahania, następnie zawieszając jej członkostwo aż do odwołania, którego zresztą nie przewidywał w ogóle.
— Ile jeszcze razy mam ci je konfiskować? — zapytał ze znużeniem Letherhaze, lecz w jego głosie na próżno byłoby doszukiwać się niemalże rodzicielskiej nagany, gdy tylko wszedł głębiej do środka, jakoby jej śladem. Oparłszy się ramieniem o ścianę, przywołał kolejnym niezbyt dokładnie wykonanym ruchem różdżki paczkę fajek należącą do dziewczyny i gdy znalazł się w jej posiadaniu, wsunął ją sobie do wewnętrznej kieszeni marynarki. Nie wydawał się szczególnie przejęty tym, że Ślizgonka zakrztusiła się nikotynowym dymem i jeszcze nie tak dawno walczyła o oddech, na własne życzenie zresztą. W środku sowiarni nie dało się nie odczuwać temperatury zbliżonej do zewnętrza, lecz podarował sobie jakąkolwiek wzmiankę o tym fakcie i jego konsekwencjach wiszących w zimnym powietrzu, gdyż aż nadto zdawał sobie sprawę, że Aurelle Maurice o nich wie. — Chcesz o tym porozmawiać, zanim przegonię cię do dormitorium, odejmę punkty i uczciwie nagrodzę szlabanem? — Letherhaze wskazał podbródkiem na wymęczoną i przesiąkniętą przez wilgoć kopertę, trzymaną kurczowo przez ciemnowłosą.
Malcolm Letherhaze doskonale wiedział, kto musiał być nadawcą listu, by jego treść wywołała u dziewczyny tak podły nastrój i wzburzenie. Z sytuacją z domu Maurice został zaznajomiony, znał jej rodziców, nawet zgodził się swego czasu, by uczennica minione wakacje spędziła właśnie pod jego dachem i pod jego okiem lub w trakcie podróży, gdy zachodziła takowa potrzeba, a Aurelle wykazywała takową zainteresowanie. Łamacz klątw nie zwykł do tego, by do czegokolwiek zmuszać ją wbrew jej woli i trudnemu w obsłudze charakterowi; łączyła ich poniekąd wspólna umowa, która nigdy nie została nigdzie spisana. Paradoksalnie minione święta bożego narodzenia również spędzili wspólnie, lecz poza terenem Wysp Brytyjskich. Nie ulegało, choćby najmniejszym wątpliwościom, iż Letherhaze nie zaliczał się do jednostek rodzinnych, szukających tego rodzaju ciepła (wręcz przeciwnie), a w rodzinnej posiadłości nie bywał od dawien dawna; na listy odpowiadał z rzadka, a na zaproszenia nigdy się nie stawiał, niezależnie od tego, jak wcześnie do niego dotarły. Weszło mu w krew tłumaczenie się tymi samymi frazesami w charakterze nadmiaru zajęć oraz czasochłonnej pracy i w żadnym wypadku nie było w tym ani krzty nieprawdy, lecz nie dało się zaprzeczyć czystej wygodzie, która przez niego w głównej mierze przemawiała. Święty spokój zagwarantowało mu szybkie usamodzielnienie się, a równie dużo w tym względzie zawdzięczał niewątpliwie swemu rocznemu stażowi w Egipcie pod okiem Alastaira Winrose’a, który wprawił go w jego wymarzonym i upatrzonym od dawien dawna fachu, co po powrocie na Wyspy Brytyjskie otworzyło mu wiele drzwi. Na obecnym etapie życia ani w nadchodzącej przyszłości nie przywidywał jakichkolwiek zmian na tym polu, wciąż licząc, że jego tymczasowe zawieszenie w jego prawdziwej profesji zakończy się dla niego pomyślnie.
UsuńMalcolm Letherhaze