...rozpładza się w naszej duszy i zatruwa ją. Ciało grzeszy i na tym grzech się kończy, bo czyn jest rodzajem oczyszczenia. Nie pozostaje wówczas nic prócz wspomnienia rozkoszy lub żalu, który jest zbytkiem. Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej. Gdy będziemy się opierali, dusza zachoruje z tęsknoty za tym, czego sobie sama odmawiała, z żądzy za tym, co potworne jej prawa uczyniły potwornym i bezprawnym.
REMINGTON REMY YAXLEY
dwadzieścia siedem lat | stażysta eliksirów | były Ślizgon | czysta krew
Czy pamiętasz jeszcze tamten płaszcz, którego rękawy splamione krzykiem na myśl przywołują marcowe przedpołudnia? Ciemnozielony, podszyty strachem, bez guzika przy dziurawej kieszeni, pamiętasz? Czasami jeszcze go zakładam, na przekór wszystkiemu, żywiąc się wspomnieniami ukrytymi za postawionym kołnierzem, mimo że przynoszą już tylko niestrawność. Niechciane smaki krzyżują się na języku; ja też się krzyżuję, wbijam paznokcie (lakierowane krwią) w nadgarstki i przez moment jestem martwy. Przysięgam tobie, wam wszystkim przysięgam na wszelkie świętości, jeśli jeszcze w cokolwiek wierzycie, że mi te mikrośmierci zupełnie w życiu nie przeszkadzają. Zaryglowałem się w sobie i wyrzuciłem klucze, ale wiesz przecież, że świetnie radzę sobie z wytrychem, ucieknę w razie potrzeby. Może jeszcze zdarzy się cud, może w kolejne marcowe przedpołudnie, otulony mgłą, wyjdę z siebie i znów będę mógł krzykiem otulać brzozy. Nie płacz za mną, nie jestem zgubiony ani smutniejszy niż zwykle, trochę tylko starszy i może zbyt gorzki, by mnie przełknąć na raz.
Oscar Wilde w tytule, na zdjęciach Jeremy Dufour. Gryziemy jak się nas ładnie poprosi.
[Cześć! Nie będę ukrywać, że czuję się oczarowana twoim stylem i po przeczytaniu KP mam ochotę na więcej. Gdybyś widziała we wspólnej rozgrywce Remy'ego i którąś spośród moich postaci (chętnie ponaciągam dla niego limity; i tak nie umiem się ich nigdy sztywno trzymać), to mogłabym mieć z dwa, luźniejsze zarysy. Na ten moment witam serdecznie na blogu i życzę niezapomnianych, a także jak najbardziej owocnych rozgrywek!]
OdpowiedzUsuńMalcolm Letherhaze & Nevell Milsent & Dashiell Chevalier
[Przyznam dokładnie to samo, co autor w komentarzu wyżej. Jestem równie oczarowana, tym samym, że tego typu karty wielbię swym całym sercem. Gdyby tak tylko móc pisać w ten sposób, chociaż z drugiej strony nie byłoby to wtedy tak wyjątkowe, jak Twoje.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wraz Remingtonem nie zabraknie Wam tu rozrywek w postaci ciekawych wątków, a gdyby któraś z moich postaci zaciekawiłaby Cię na tyle, by skusić się na wątek, to zapraszam.]
aurelle i lisette
[Pozwolę sobie zarysować na mailu, co dokładnie chodzi mi po głowie.]
OdpowiedzUsuń[Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńNie będziemy prosić, to nie w naszym stylu, ale Napoleona można gryźć i robić mu inne paskudne rzeczy, bo on sam z uciechą robi ludziom różne paskudztwa (sobie zresztą też, raczej przypadkiem niż celowo, choć w przeszłości bywało różnie). Czuję, że nasi panowie niekoniecznie znajdą wspólny język, ale my możemy spróbować się dogadać.]
Napoleon Groff (i Finley Darcy)
Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[Boli mnie straszliwie wizja ich niedogadania się, bo na ten moment wszystkie napoleonowe wątki (a jest ich pięć plus jeden zaplanowany) są nacechowane mocno negatywnie lub neutralne o lekkim negatywnym zabarwieniu i baaardzo pragnę odmiany, ale z bucem nielubiącym ludzi chyba się inaczej nie da, on musi się żreć z innymi i basta.
OdpowiedzUsuńPolecę luźnym banałem: Napoleon nadmiernie spożywa (żeby nie powiedzieć ćpa) jakieś eksperymentalne eliksiry, żeby trochę przytępić swój rozbrykany i agresywny umysł, a że sam nie ma ani cierpliwości, ani zacięcia do warzenia eliksirów, mógłby męczyć o nie Remy'ego. Przy okazji jakimś durnym zrządzeniem losu mogliby poznać jakieś swoje tajemnice, co zmusiłoby ich do tego, żeby nawzajem mieć na siebie oko. Można by to pociągnąć w wielu kierunkach w sumie, przemyślę to na chłodno.]
Napoleon
[Cześć i czołem :D Fajnie się czyta KP! Nie mam pomysłu na wątek, może z czasem coś się narodzi? :D swego czasu sporo grałem ślizgonami, więc mam sentyment do tego domu.]
OdpowiedzUsuńLorec
[„Absurdem jest dzielić ludzi na dobrych lub złych. Ludzie są albo czarujący, albo nudni.”
OdpowiedzUsuńRemington wydaje się wpisywać w tę pierwszą grupę. Bardzo przyjemnie czytało się jego KP i jeśli interesują cię także wątki z uczniami, to zapraszam do Wolfganga. Pasjonuje się eksperymentowaniem przy warzeniu eliksirów, co dawałoby ewentualny punkt zaczepny. Natomiast jeśli nie widzisz tu żadnych szans na jakikolwiek rodzaj powiązania, to pozostaje mi życzyć intrygujących wątków i doskonałej zabawy w naszym gronie!]
Wolfie
[Cześć, znajdźcie naszego kota w swoim łóżku.]
OdpowiedzUsuńAmbrose
Brak Lotty stanowił czynnik sprowadzający go z granicy faz, po której stąpał w pierwszy dzień szkoły, w samą otchłań niepokoju, najczarniejszych scenariuszy i domysłów. Co, jeśli kotka tułała się teraz po błoniach, mając tak samo silne poczucie osamotnienia jak on i miauczała beznadziejnie, choć przecież jej miauknięcia przypominały raczej popiskiwania.
OdpowiedzUsuńPrzeszukał dormitoria swoje i cudze, stawiając na nogi niemal całą wieżę, aż w końcu, w złości i na pięć minut przed ciszą nocną, zdecydował się na przeszukiwanie korytarzy. Nawoływał Lottę po imieniu, cicho i spokojnie, jakby chciał przywołać ją do swojego otoczenia swoim łagodnym głosem, który rezerwował tylko do rozmów z kotką.
Wreszcie, zszedłszy na niższe piętra zamku, czując już ból wychłodzonych stóp, wydało mu się, że za jednymi z drzwi dostrzegł znikający popielaty ogon. Przyspieszył więc kroku w tamtym kierunku i już miał zapukać, ale zawiasy skrzypnęły lekko.
Spojrzał na mężczyznę o jasnych włosach, znajomych rysach twarzy i (o czym przekonał się przecież w czasie uczty) znajomym imieniu. Jednak nie to było ważne, bo przy jego nodze pojawiła się ukochana zguba, po którą schylił się i przygarnął do siebie.
Jej futro było ciepłe, miękkie i pozwalało ukryć niekontrolowane drżenie dłoni.
– Cóż, mógłbym powiedzieć to samo – odparł nieco zgryźliwie, marszcząc nos. Po delikatności z jaką wypowiadał imię kotki nie było śladu. Był nieco urażony tym, że nie został rozpoznany z miejsca. Czemu jednak się dziwił, gdy widzieli się po raz ostatni kilka lat temu, gdy miał jeszcze aparat na zębach, który nijak nie pomógł na jego małą diastemę...
Przygryzł wargę, decydując z jakiegoś powodu jeszcze nie odejść, choć równie dobrze mógł być właśnie w drodze do szlabanu.
– Ambrose – przedstawił się, nieco nerwowo głaszcząc kocią sierść, co zwierzę przyjmowało z niebywałą wręcz pokorą. – Pewnie powie pan teraz, że trochę urosłem – wypowiedział, kładąc zupełnie nieintencjonalnie nacisk na słowo pan.
Ambrose
[ Aż mnie ciary przeszły. Dwa razy bo tyle razy czytałam karte. Nie będę się rozwodzić nad twoim kunsztem bo nie starczy mi czasu. Poza tym co za dużo cukru to nie zdrowo. Gryźć to Tori nie gryzie z reguły więc raczej śladów na nim nie zostawi, no chyba że o nie poprosi to może zrobi wyjątek. Ale musiałby się postarać. Cierpię ostatnio na syndrom nadmiaru weny z brakiem pomysłów więc niczym kreatywnym nie zarzucę...ku mojej rozpaczy...
OdpowiedzUsuńPowodzenia z prowadzeniem postaci!
Victoiew
[Cudownie! To usprawnia moje rozważania, poza tym naprawdę podoba mi się ta wizja. Napoleon jest raczej odludkiem z wyboru i na innych stażystów (czy ludzi w ogóle) patrzy z wyższością, ale w przypadku Remy'ego mógłby poczuć jakiś vibe, niekoniecznie od razu zbieżność dusz, po prostu jakieś bliżej nieokreślone podobieństwo między nimi, przez co zechciałby go poznać, a że przy okazji zaplątały się w to eliksiry, to dla niego jeszcze lepiej.
OdpowiedzUsuńNapoleon to trochę skrzywdzony chłopiec, a trochę mroczny pojeb; generalnie grzebie w czarnej magii, odkopuje zapomniane zaklęcia i tworzy własne (z różnym skutkiem): jakieś łamanie kości, podduszanie, robale pełzające pod skórą, tego typu klimaty. Mogliby kiedyś po wspólnym ćpaniu pokłócić się o jakąś głupotę i wzajemnie poturbować.
A tak w ogóle, to doszłam do wniosku, że mogliby być daleką rodziną, bardzo daleką w sumie, bo babcia Napoleona od strony matki mogłaby być z Yaxleyów. Niczego to właściwie nie zmienia, ale tak to widzę.]
Napoleon
Jeszcze zanim zdążył wykonać pierwszy krok, aby wejść do pomieszczenia, podkulił palce u stóp, jakby chcąc tym sposobem zakorzenić się w miejscu, w którym stał. Zastanowił się nad tym, jak miałaby przebiegnąć rozmowa z dawno niewidzianym... no właśnie, kim? Kim dla siebie byli, gdy Remy ożywiał żurawia z origami? Jak miał traktować zasiadającego w fotelu mężczyznę, który zaproponował mu herbatę? Jak starego znajomego, opiekuna, a może po prostu jak nowego nauczyciela, którym przecież po części dla niego właśnie teraz był?
OdpowiedzUsuńUsiadł na fotelu, a Lotta od razu zwinęła się na jego kolanach. Dobrze było czuć jej nieznaczny ciężar i ciepło po stresie, który pojawił się wraz z jej brakiem.
– Nie wiem za bardzo co mam teraz powiedzieć – oznajmił z rozbrajającą szczerością, uprzedzając ciszę, której zapadnięcie nieuchronnie miało nadejść. Kiedy ostatnio się widzieli?
Rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając książek czy fotografii, do których mógłby nawiązać. Zamiast zlokalizować podobne objawy choroby zwanej sentymentem, swoją uwagę nieopatrznie skupił na każdym wystudiowanym ruchu Yaxleya. Zawsze podziwiał płynność z jaką się poruszał. Jemu samemu jej brakowało, szczególnie teraz, gdy ciało w gorszych chwilach odmawiało posłuszeństwa.
– Dobrze pana widzieć? Jak minęły lata? – zadał pytania dość obojętnie, nie było w tym nawet grama wyrzutów. W jego głowie jedynie kołatała się myśl, że powinien był udać się do swojego dormitorium, szczególnie iż nie miał zamiaru nawet sięgnąć po postawioną na stoliku herbatę w obawie przed rozlaniem jej.
Wizja tłukącego się kubka napełniła go doskonale znanym poczuciem dyskomfortu i wstydu. Znów zaczął nerwowo głaskać Lottę, która przeciągnęła się leniwie, zaraz znów układając się wygodnie.
– Musiała być zdezorientowana po podróży, zwykle nie lubi chodzić po szkole – zmienił temat, skupiając się na kocie. – Mam nadzieję, że pana nie obudziła – dodał, dalej badając grunt.
Wasz Ambrose
[Bardzo miło mi czytać, że wywarł on na tobie właśnie takie wrażenie.
OdpowiedzUsuńWobec tego Yaxley mógłby pechowo (dla Wolfiego) się napatoczyć na opuszczoną salę, którą ten akurat sobie zaanektował celem swoich dziwnych kombinacji i, powiedzmy, akurat trafić na moment, w którym coś poszłoby trochę niezgodnie z planem, generując jakąś mini-eksplozję. Prosty plan, a dalej może się już potoczyć wedle skumulowanych widzi-mi-się naszych wyobraźni. Choć przeciw czemuś bardziej ambitnemu absolutnie nie oponuje, choć przyznam, że marnie idzie mi wymyślanie tych mniej oklepanych motywów, natomiast jeśli gdzieś w głowie układa ci się choćby najwątlejszy zarys na cokolwiek to z miłą chęcią go omówię, aż dojdziemy do jakiegoś satysfakcjonującego obie strony konsensusu.]
Wolfie