Martha Martel
ANIMAG / SLYTHERIN / PÓŁ KRWI / V ROK / KLUB POJEDYNKÓW / KLUB ELIKSIRÓW ORZECH, 14 I PÓŁ CALA, WŁOS JEDNOROŻCA LĘK WYSOKOŚCI / MIŁOŚĆ DO QUIDDITCHA
Opowiem Wam teraz bajkę. Złożę razem słowa w spójną całość, która pokieruje Waszą wyobraźnią. Najczystsza magia na świecie. Prawdziwa potęga.
Była sobie kiedyś mała dziewczynka. Wielkie zielone oczy, długie, miodowo-szare włosy, okrągły nos, jaśniutkie usta, twarz trochę zbyt okrągła. Nazywała się Martha. I bardzo kochała kłopoty. Zresztą nie takie zwyczajne kłopoty, bo widzicie, Martha była czarownicą. Może tylko w połowie, ale jednak. To natomiast dawało jej wiele możliwości, których wstyd jej było nie wykorzystać. Więc psociła do upadłego, przed dorosłymi zgrywając aniołka. Zawsze grzeczna, zawsze posłuszna. W mgnieniu oka wykonywała polecenia rodziców. Posprzątaj, poucz się, poczytaj książkę, nakarm kota, nie przeszkadzaj, wyjdź na dwór. Wszyscy dookoła bardzo to doceniali. Nazywali ją złotym dzieckiem. Nawet nie podejrzewając, co mała Martel wyczynia po kryjomu.
Widzicie, Martha bardzo umiłowała sobie opowieści o piratach. Zawsze ciągnęło ją do słonego bezkresu wód, do starych żaglowców, do walki na rapiery, do krwi, do grzechu, do wolności. Naczytała się o tym wiele, a z każdą kolejną opowieścią w jej sercu przez słowa rozkwitał mrok. Jej mała tajemnica. Tak jak wszystkie zatłuczone zwierzątka, jak krzywda wyrządzona w bójkachmugolskim lub nie rówieśnikom, jak kłamstwa rozpuszczone na wietrze, jak skradzione drobiazgi. To wszystko rosło razem z nią, po drodze odrobinę się przekształcając. W manipulację, w kleptomanię, w szantaże, w zbieranie przydatnych haków na ludzi dookoła. Wszystko pod przykrywką grzecznej dziewczynki.
Lecz sielanka nie może trwać wiecznie. Sekrety mają to do siebie, że z czasem wychodzą na wierzch. Tajemnica Marthy wypłynęła na światło dzienne po śmierci jej ojca. I wtedy zrobiło się trudniej. Rozchodziło się bowiem o jej matkę, która dowiedziała się o ciemnej stronie własnej córeczki. Matkę, która dbała o rozwój Marthy, o jej przyszłość, wychowanie, edukację. Lecz nie o uczucia i bliskość. Nie żeby ich stosunki kiedykolwiek były złe. Martha bardzo mamie była wdzięczna za wszystko. Zwłaszcza za to, że starsza wiedźma nie znienawidziła jej zrozumiawszy, że wychowała małego szubrawca. Zamiast tego sama podjęła jej grę. Nieprzerwanie nazywając córkę swoją księżniczką, starała się maskować jej wybryki przed światem. Nawet jeśli nie dla Marthy, a przez wzgląd na reputację... To wciąż było coś.
Chciałabym tutaj wstawić jakąś puentę. Lecz tej niestety nie ma. Bo widzicie... Ta dziewczynka o zielonych oczach i zamiłowaniu do piractwa, to właśnie ja. Z każdym dniem starsza. Uczucia uważająca za słabość, innych ludzi za intrygujące trudności, wciąż rozkochana w mroku. Twarz anioła, dusza diabła. Niespotykana dwoistość natury.
Piąty rok w Hogwarcie. Powinnam się martwić, że ktoś mnie rozgryzie, przyłapie, zrozumie jakim małym potworkiem jestem... Ale nikt mnie nie zna, nikt poznać nie chce, nikomu nie pozwalam. Więc kto miałby to zrobić?
Była sobie kiedyś mała dziewczynka. Wielkie zielone oczy, długie, miodowo-szare włosy, okrągły nos, jaśniutkie usta, twarz trochę zbyt okrągła. Nazywała się Martha. I bardzo kochała kłopoty. Zresztą nie takie zwyczajne kłopoty, bo widzicie, Martha była czarownicą. Może tylko w połowie, ale jednak. To natomiast dawało jej wiele możliwości, których wstyd jej było nie wykorzystać. Więc psociła do upadłego, przed dorosłymi zgrywając aniołka. Zawsze grzeczna, zawsze posłuszna. W mgnieniu oka wykonywała polecenia rodziców. Posprzątaj, poucz się, poczytaj książkę, nakarm kota, nie przeszkadzaj, wyjdź na dwór. Wszyscy dookoła bardzo to doceniali. Nazywali ją złotym dzieckiem. Nawet nie podejrzewając, co mała Martel wyczynia po kryjomu.
Widzicie, Martha bardzo umiłowała sobie opowieści o piratach. Zawsze ciągnęło ją do słonego bezkresu wód, do starych żaglowców, do walki na rapiery, do krwi, do grzechu, do wolności. Naczytała się o tym wiele, a z każdą kolejną opowieścią w jej sercu przez słowa rozkwitał mrok. Jej mała tajemnica. Tak jak wszystkie zatłuczone zwierzątka, jak krzywda wyrządzona w bójkach
Lecz sielanka nie może trwać wiecznie. Sekrety mają to do siebie, że z czasem wychodzą na wierzch. Tajemnica Marthy wypłynęła na światło dzienne po śmierci jej ojca. I wtedy zrobiło się trudniej. Rozchodziło się bowiem o jej matkę, która dowiedziała się o ciemnej stronie własnej córeczki. Matkę, która dbała o rozwój Marthy, o jej przyszłość, wychowanie, edukację. Lecz nie o uczucia i bliskość. Nie żeby ich stosunki kiedykolwiek były złe. Martha bardzo mamie była wdzięczna za wszystko. Zwłaszcza za to, że starsza wiedźma nie znienawidziła jej zrozumiawszy, że wychowała małego szubrawca. Zamiast tego sama podjęła jej grę. Nieprzerwanie nazywając córkę swoją księżniczką, starała się maskować jej wybryki przed światem. Nawet jeśli nie dla Marthy, a przez wzgląd na reputację... To wciąż było coś.
Chciałabym tutaj wstawić jakąś puentę. Lecz tej niestety nie ma. Bo widzicie... Ta dziewczynka o zielonych oczach i zamiłowaniu do piractwa, to właśnie ja. Z każdym dniem starsza. Uczucia uważająca za słabość, innych ludzi za intrygujące trudności, wciąż rozkochana w mroku. Twarz anioła, dusza diabła. Niespotykana dwoistość natury.
Piąty rok w Hogwarcie. Powinnam się martwić, że ktoś mnie rozgryzie, przyłapie, zrozumie jakim małym potworkiem jestem... Ale nikt mnie nie zna, nikt poznać nie chce, nikomu nie pozwalam. Więc kto miałby to zrobić?
I AM NOT CUTE - I AM PSYCHO
--------------------------------------------------------------
Ledwie zaczęłam, a już zmieniam kartę. Wybaczcie. Tamta po prostu bardzo, bardzo mi się nie podobała :<
A w kodowanie zupełnie nie umiem i przytulę bardzo jak mi ktoś pomoże to coś estetycznie ogarnąć. Choćby imię i nazwisko, częściowo na dół zdjęcia wrzucić...
Martha jest... Skomplikowana. Z czasem postaram się to lepiej pokazać! Obiecuje.
Szukamy wszystkiego! Szalone, proste, skomplikowane, emocjonalne, wrogie, przyjacielskie.
Zatęskniło mi się za grupowcami i za Hogwartem. Mam nadzieje, że trafiłam w dobre miejsce ;)
Bużka Shailene Woodley <3
Bużka Shailene Woodley <3
[Trafiłaś w bardzo dobre miejsce! Kroniki to jedno z najbardziej magicznych miejsc w Internecie, zapewniam.
OdpowiedzUsuńCoś w tej Twojej Marcie strasznie intrygującego. Jeszcze nie wiem, co konkretnie mnie tak w niej ciekawi, ale z chęcią bym to odkryła. Może jakaś szalona Ślizgońsko-Puchońska przygoda?]
I. I. Finnigan
[Cześć! Ja bym z Marthą chętnie jakąś spinę ugrała. Jak chcesz, to wpadaj! Miłej zabawy. :D]
OdpowiedzUsuńM. Marrow
[Cześć! Martha, widzę ma iście ślizgońską naturę, takie postaci zawsze mają swój urok. Karta z pozoru mówi dużo o postaci, a jednak równie sporo pozostawia do odkrycia, co pobudza zaintrygowanie. Poza tym, muszę pochwalić za wybór wizerunku - uwielbiam Shailene!
OdpowiedzUsuńWitamy znów na grupowcach, Kroniki to - jak powiedziano już wyżej - jedno z najbardziej magicznych miejsc w Internecie. Naprawdę ciężko stąd odejść, zatem życzę owocnej weny i wielu udanych wątków! <3
A jeśli potrzebujesz pomocy przy html, w mojej karcie podany mail. Zapraszam. :)]
Charlie Livingstone
[Na spokojnie, napisz, kiedy będziesz miała czas. :D
OdpowiedzUsuńZ zaproszenia skorzystam, pewnie, bo trochę nam cicho pod kartą. :) Charlie to nie jest wprawdzie konfliktowa postać, ale to Gryfon z krwi i kości, więc to zawsze idzie o konflikt z Ślizgonami. Tutaj jednak poszłabym w pozytywną relację, w każdym razie nie w konflikt. Co sądzisz? :)
Możemy nawet zacząć od przysłowiowego zera. :D]
Charlie Livingstone
[Co powiesz na to, że dziewczyny pożarły się na jakiejś lekcji - eliksirów, zaklęć, latania na miotle daaawno temu. I nadal nie kryją do siebie urazy, niemal cały ich rok wie, że mają dramę (bo Marrow nie odpuści, będzie dumnie czekać aż Martha ją przeprosi :D). I teraz zostały zmuszone do robienia czegoś razem w ramach jakichś zajęć dodatkowych/kary. Np. na ostatniej lekcji eliksirów niemal wydłubały sobie różdżkami oczy, bo zabrakło im składników, a chciały obie być najlepsze i za karę muszą razem pomóc pierwszakom w odrabianiu zadań w bibliotece? Biblioteka to będzie takie perfekcyjne miejsce na dramę XD Już widzę jak się sztyletują spojrzeniami i te pierwszaczki nie wiedzą, co się dzieje XD]
OdpowiedzUsuńM. Marrow
[Dzień dobry, cześć. :D Jako lis Elphie może wydaje się urocza, ale tak naprawdę bliższe spotkanie z nią udowadnia, jak bardzo można się pomylić. Nie to, żeby była wstrętną paskudą, ale...
OdpowiedzUsuńDziękujemy za powitanie!]
Delphine Langdon
:O
OdpowiedzUsuń[Jestem jestem, ale jak widzisz mam jedynie pana Lenarda w nowej odsłonie. Stary dobry Kapitan Cortez się postarzał. Lenard zaprasza do chóru, haha!]
OdpowiedzUsuńLenard
[Oj, ona się nie wydaje, tylko po prostu taka jest. :) Przynajmniej względem innych osób, spoza swojej rodziny. Na jej zaufanie ciężko sobie zasłużyć.
OdpowiedzUsuńW zasadzie można nad czymś pomyśleć, masz jakieś marzenia? :)]
Dinah Thorton
[Marzeń do spełnienia w sumie nie mam, ale możemy iść w motyw z podkochiwaniem. Ja sama seksualności Dinah nie określałam, założyłam, że nie robi jej to różnicy, jak większości (przynajmniej mi znanych, ale może to ja mam dziwne towarzystwo) dziewcząt w tym wieku. :D Toteż może by i nawet też coś poczuła, aczkolwiek na pewno by się przed tym wzbraniała, bo przecież tylko czysta krew i już, koniec, kropka. (Nie to, żeby dyskryminowała półkrwistych czarodziejów tak, jak mugolaki; ma do nich raczej ambiwalentny stosunek.) :D Wobec tego nie byłaby to raczej zbyt pozytywna relacja – Dinah mogłaby z jednej strony z Marthą rozmawiać i zachowywać się względnie normalnie, a za chwilę warczeć i wzbraniać się przed jakimkolwiek kontaktem. O ile coś takiego Ci pasuje, oczywiście. :) Jeśli tak, można zacząć na gruncie neutralnym, już się znają, jest póki co normalnie, jak między uczennicami tego samego roku i Domu, są razem w parze na Eliksirach/jakichkolwiek innych zajęciach, mogłyby dostać wspólny szlaban, z czystego przypadku.]
OdpowiedzUsuńDinah Thorton
[Wybacz za to, że musiałaś czekać. Chęci są wielkie, jeśli tylko starczy Ci weny, to mogę zacząć, z twojego pomysłu. A jeśli nie to możemy coś pokombinować.]
OdpowiedzUsuńJoe Revolt
[Buźka Marthy sprawiła, że po dość niełatwym dniu na mojej twarzy pojawił się delikatny zarys uśmiechu. Jest urocza <3 Mam nawet zalążek pomysłu, więc zapraszam w swe skromne progi na hangouts po więcej szczegółów avangarda177@gmail.com
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję również za powitanie <3 ]
Nicholas L.
OdpowiedzUsuńSą ludzie uprzejmi i nieuprzejmi. Oczywistą oczywistością jest to, do której grupy przypisuje się Joe'go Revolta. Wielu mówiło wiele na jego temat. Czasem to nawet zabawne co można usłyszeć na swój własny temat. Joe czerpał satysfakcję, gdy tylko było o nim głośno. Po prostu to lubił.
Mała, chuda i złośliwa Martel, córeczka swojej mamusi. Joe nie od razu ją polubił, najpierw jej nie znosił. Zresztą chyba nadal jej nie znosi. W każdym razie ta znajomość wyklarowała się samoistnie. Wspólne szlabany, wypady do Zakazanego Lasu, rozmowy w miejscach, w których nie powinni się znajdować, i alkohol. Nie ma jak kielich dobrej Ognistej, wypijany czasem i nawet przy stole z matkami. Martha również przypisuje się do nieuprzejmych, choć nie za wielu by to potwierdziło. Bo nie za wielu zna ją naprawdę. Joe poznał i nie wie, czy powinien żałować, czy się z tego cieszyć.
Godzina dwudziesta, kolacja z panią Martel i jej córką Marthą. Powód? Ojciec za kratkami. Dla Joego było to żałosne. Jego matka jedyne czego potrzebuje po stracie ojca to towarzystwo baby, której może się wyżalić.
— Witaj, kochana — przywitały się w drzwiach. Matka Ann, widocznie była równie nienormalna, jak jego własna matka. Joe podpierał się ściany jak najdalej od całej tej szopki. Nick stał u boku matki, z miną idealnego człowieka, syna, mężczyzny, przyszłego ministra? Cokolwiek. — Buziak, buziak — Joe prawie zwymiotował. Zza ramienia matki wyłoniła się Martha. Spojrzał na nią i za symulował wymioty. Jej uśmiech czynił cuda. — Oo, jaka piękna dama! — po słowach swojej mamy, Joe wybuchnął śmiechem. Martha mogła być wszystkim, ale zdecydowanie nie damą. Przynajmniej on tak na nią nie patrzył, wiadomo, że Ślizgoni gadają o dziewczynach, ale dla Joego Martel zawsze będzie jak siostra. Ładna, ale wciąż siostra.
Nick przywitał się z Marthą serdecznie. Wszystko to, co robił jego brat, zaczęło go obrzydzać. Byli dla siebie obcy. Już przestał być dla niego przyjacielem, a zaczął być wrogiem. Jak mógł opuścić ojca? Sama myśl o jego wyroku wywoływała u Ślizgona spięcie. Oczyma wyobraźni widział ojca, w celi, cierpiącego, samotnego. Nie mógł tego wytrzymać. To było zbyt bolesne. Miał nadzieję przegadać sprawę z przyjaciółką. Miał nadzieję, że ona jeszcze nie powariowała. Wszyscy zaczęli być jacyś dziwni. Dawni koledzy przestali się odzywać, a rodzina przestała się wspierać. Joe potrzebował normalności, cholernie mocno.
— Chodź — westchnął, ciągnąc ją w stronę swojego pokoju. Nim zaczną cyrk przy stole, musi się nią nacieszyć sam. Dawno nie było tu w pełni normalnego towarzystwa. Każdą sekundę chłonął.
Joe Revolt
— Oczywiście, że się nie znasz. Jestem w szoku, że nie zauważyłaś, z jakim trudem hamują łzy — prychnął, strącając z policzka niewidzialną łzę. Usiadł obok Marthy, na swoim łóżku. Brązowe ściany stały się dla niego jak klatka lub jaskinia, z której nie mógł się wydostać. Odkąd brat zmienił nazwisko na rodowe matki, Eyel, siedział tylko w swoim pokoju. Otoczony plakatami Fatalnych Jędz i drużyn Qudditcha, nie dawał sobie rady. Pewnego dnia potargał je wszystkie. Frustracja to na nim wymusiła. Czuł, że musi pozbyć się tego, kim był kiedyś. Słysząc jego krzyki i przekleństwa, weszła matka i poskładała wszystkie pogniecione i zniszczone plakaty. Następnie za pomocą machnięcia różdżki, wróciły na swoje dawne miejsce. Robiła to za każdym razem. A on za każdym razem tracił nerwy. Joe przestał się kontrolować, bardzo tego żałował, ale zdarzało mu się powiedzieć o parę słów za dużo. Na brata, na matkę. Nie powinien, ale w chwili szału, wydawało mu się, że na to zasługują. Nie obchodziło go ich zdanie, nawet gdy mówili, że robi się złym człowiekiem. W jego oczach to oni byli złymi ludźmi. — Cholera dzięki Martel. Wchodzisz tu, z tą swoją miną, i z tymi swoimi włosami, i sprawiasz, że robi się dobrze — mówił, kręcąc głową. Samą swoją obecnością mogła go naprawić. Ich relacja była tak nieprzeciętna, jak nieprzeciętne są lody ogórkowe. Choć lody ogórkowe są niesmaczne, a ich relacja smakowała tortem czekoladowym. — Nie wiem, jak to robisz, ale rób to. Cały czas, błagam — wychrypiał błagalnie. Ten stary, twardy i wesoły Joe zniknął. Zrobił się słaby i zapomniał, czym jest prawdziwe poczucie humoru. Stracił nawet swój dawny wygląd. Znacznie zbladł, i już nie uśmiechał się ironicznie. Poprawił swoją białą koszulę i wyciągnął rękę w stronę Marthy, musieli zejść już na dół. Matka wołała na kolację. Przygotowała swój specjał, którego nie zamierzał tknąć. Jedzenie było ostatnią rzeczą, jakiej mu było trzeba. Stracił około dwóch kilogramów i nie była to zauważalna zmiana, ale bystre oko dopatrzyłoby się tych kilogramów, które poleciały w dół.
OdpowiedzUsuń— Siadajcie, dzieciaki.
Mama wskazała krzesła po swojej lewej. Nick krzątał się po kuchni i zaklęciami przestawiał talerze, aby było idealnie. Joe nigdy nie zwracał uwagi na takie duperele. Blondyn uśmiechnął się serdecznie do Marthy, Ślizgonowi zaschło w gardle. Nigdy nie chciał się dzielić z bratem swoimi znajomymi, a z Marthą w szczególności. Nick wyglądał jak Alexander, ich ojciec. Miał tak samo jasne włosy i niepowtarzalny uśmiech. Był ideałem, dla każdej dziewczyny i dla matki, co denerwowało Joe'go zdecydowanie najbardziej.
— Jak Twoje stopnie, Martho? — zapytała matka, gdy wgramolili się już na swoje krzesła. Joe zaśmiał się pod nosem. Mama zawsze była największą nudziarą przy stole. Nick już otwierał usta, aby odpowiedzieć za Martel. I odpowiedział.
— Jestem przekonany, że Martha zbiera same wybitne — mrugnął do dziewczyny. Joe zacisnął pięści na kolanach. Brat posłał mu krótkie rozpromienione spojrzenie. To była satysfakcja. Był wyrafinowanym graczem. Ale Joe także.
Joe Revolt
Uporczywa suchość w gardle nie dawała o sobie zapomnieć, co jedynie dowodziło temu jak bardzo Nicholas denerwował się powrotem do Hogwartu. Owe zdenerwowanie określał, jako mieszankę naprawdę sporej ilości pozytywnych emocji, przez które dość intensywnie przebijała się ekscytacja. Wizja nowych umiejętności, przygód oraz znajomości nie pozwalała mu usiedzieć na miejscu. Dobre trzy razy przeszedł cały zamek, poszukując w nim najmniejszych zmian, które mogły zajść podczas jego dwuletniej nieobecności. Uśmiechał się niemal do każdego, kogo mijał na szkolnym korytarzu. Serce w szaleńczym rytmie obijało się w jego piersi, zaś jego oddech znacznie przyśpieszył, gdy stanął przy jednej z klas i wygodnie oparł się o chłodną ścianę zamku w momencie, gdy drzwi klasy otworzyły się, a ze środka Sali zaczęły wysypywać się uczniowskie sylwetki. Uważnie obserwował każdego ucznia, wyczekując tej jednej szczególnej osoby. Gdy jego wzrok wreszcie padł na drobną osóbkę, jeszcze przez dosłownie kilka sekund stał w miejscu, chcąc, by ta przeszła kilka kroków w głąb korytarza. Dopiero wtedy jak najciszej, szybkim krokiem pokonał odległość dzielącą go od Marthy. Zatrzymał ją, układając swoje dłonie na jej oczach, zaś wargi przybliżył do jej ucha.
OdpowiedzUsuń— Nadal liczę na obiecane w liście kremowe piwo. — rzekł niskim tonem głosu, by zabrać dłonie z jej twarzy i śmiało chwycić ją w pasie, by unosząc delikatnie do góry obrócić wokół własnej osi, finalnie zamykając w braterskim uścisku. Nie dał jej nawet szansy na to, aby w jakikolwiek sposób zareagowała. Przygniótł ją własną tęsknotą i radością w jednym. — A no tak… Niespodzianka! — rzucił w końcu, odsuwając od siebie dziewczynę na długość swoich ramion. Przyjrzał się jej dokładnie. Już dawno zapomniał jak wiele uroku i niewinności dodawały jej delikatne rumieńce. Zmieniła się. Wyglądała znacznie bardziej dojrzale, zaś miękkie włosy, którymi zwykł się bawić, delikatnie ściemniały. Raz jeszcze zamknął ją w swoich ramionach, nie mogąc się nią nacieszyć.
— Wróciłem, wreszcie wróciłem. — oznajmił dumnie i wziął głęboki wdech. — No i zgłodniałem. — dodał i parsknął cicho. Cóż nie było to nic nowego. Od zawsze jadł więcej niż przeciętny człowiek, do czego Martha za pewne zdążyła się już przyzwyczaić. Nie czekając na odpowiedź dziewczyny, ujął jej dłoń i pociągnął prędko w stronę Wielkiej Sali, gdzie odnalazł najbardziej oddalone od wszystkich miejsce, by mogli swobodnie porozmawiać. Ze swojej torby wyciągnął dwie butelki soku dyniowego wraz z bułeczkami z czekoladą, czym poczęstował również przyjaciółkę.
— Za pewne masz mi wiele do opowiedzenia. Jakieś plotki? Coś się pozmieniało? — zapytał, naprawdę łaknąc nowej dawki opowieści. Chwyciwszy w dłoń słodką bułeczkę, wgryzł się w jej miękką fakturę, spoglądając wyczekująco w stronę brunetki.
Nicholas
Było mu miło. Poczuł się doceniony. Martha często chwaliła jego grę, mówiła, że ma dobre ruchy o świetnie broni. Przez pewien czas czuł, że jest o to zazdrosna. Uwielbiała Qudditch. Chciała być dobrym graczem.
OdpowiedzUsuńJoe spojrzał na matkę i na swojego brata. Nick nie zwracał uwagi na niego, tak jakby niczego nie usłyszał. A mama przez krótką chwilę uśmiechnęła się do niego. Tylko przez chwilę. Wiedział, że nie zasługuje na więcej, zrobił za dużo złych rzeczy. Poza tym niczego od niej nie chciał, wściekłość na nią nie ustępowała ani na chwilę. Bał się, że nigdy nie minie.
- Zrezygnowałem z Qudditcha. Myślałem o tym i nie chce tego robić — warknął, zbyt ostro. Widział to po minie Marthy. Była w szoku, ale nie była wystraszona. Jest twardą sztuką, byle napad złości Joego na nią nie zadziała. Za to był jej wdzięczny, za to ja szanował. Uspokoił się nieco, mina Marthy sprawiała mu chorą satysfakcję. Nie chciała, aby opuszczał drużynę, chciała dla niego dobrze. Miał to za jej słabość i bawiła go. Cieszył się, widząc jakikolwiek smutek u kogokolwiek. Dawało mu to radość. I wstydził się przez chwilę siebie samego, ale potem przypomniał sobie same kłótnie z Marthą. Jak pożarli się na jego trzecim roku, o paczkę papierosów, którą ktoś mu podłożył. Był pewien, że to Martha, ale to nie była ona. W tym momencie pamiętał tylko swoją wściekłość na nią, a nie jej niewinność.
- W dupie mam Qudditcha. Może ty spróbuj Martho? Skoro jesteś taka zajebista? I daruj sobie te oczka — wstał od stołu, tłukąc się z krzesłem, które matka za pomocą zaklęcia popychała do stołu, z każdym jego ruchem. Opadł na miejsce, jej silne zaklęcia, które wypowiadały uniemożliwiły mu cokolwiek. Wściekły na siebie za swoje słowa. Nic z tego, co powiedział, nie było prawdą. Uwielbiała Marthę i nigdy źle o niej nie myślał. Ale teraz.
Nick śmiał się pod nosem, nie odrywając oczu od Marthy. Patrzył na nią ze zmartwieniem. Joe był rozwścieczony.
- Co się z tobą dzieje?! - wykrzyczała mama. Joe spojrzał na nią z pustką w oczach i korzystając z jej skupienia, wyszarpał się, wstając z krzesła. Nawet nie spojrzał na Marthę, wstydził się jak cholera. Drzwi do wyjścia otworzyły się bez problemu. Mama pozwoliła mu uciec. Gdy wyszedł z domu, natychmiast się uspokoił. Minęła może minuta, a już nie był zły. Świadomość swoich słów do niego doszła, z całą swoją mocą. Pobiegł do baru obok swojego domu. Musiał się napić.
Joe Revolt