JAMES SYRIUSZ POTTER
VII – GRYFFINDOR – KAPITAN I ŚCIGAJĄCY – OPCM, HISTORIA MAGII, MUGOLOZNAWSTWO, TRANSMUTACJA, ELIKSIRY – KLUB POJEDYNKÓW – KOŁO ASTRONOMICZNE
Trudno jest być pierwszym synem kogoś,
kto dosłownie uratował świat. Wszyscy
oczekują od ciebie podobnych czynów – ale co jeśli świat akurat nie potrzebuje
ratowania? Co jeśli żyjesz w czasach pokoju i choćbyś bardzo tego pragnął, nie
jesteś w stanie pójść w ślady swojego sławnego ojca i, nie wiem, wygrać wojny? Bo chyba tego wszyscy od
ciebie oczekują, prawda? Powinieneś być kimś innym. Nie jesteś ani trochę
podobny do Harry’ego Pottera – nie jesteś wystarczająco odważny, nie potrafisz
wygłaszać podniosłych przemówień ku pokrzepieniu serc, nie jesteś nawet zbyt
miły. Jesteś znudzony i obojętny, czasami nawet bezczelny, nie bronisz
słabszych, jeśli czegoś z tego nie masz, i robisz to, na co masz ochotę. Nie jesteś
zły. Nie do szpiku kości – tylko na tyle, na ile pozwala ci nazwisko. Nie
kopniesz nikogo bez powodu, nie wejdziesz nikomu w drogę, bo masz taki kaprys. Często
unosisz się jednak typową gryfońską dumą, i nie potrafisz niektórych rzeczy
puścić płazem. Cały czas pakujesz się w kłopoty, ale nie dlatego, że próbujesz
uratować świat przed potężnym czarnoksiężnikiem. Nie, pakujesz się w kłopoty,
bo nie możesz usiedzieć w miejscu i nie masz szacunku do zasad. Wcale nie
obchodzi cię fakt, że wszyscy są tobą zawiedzeni – nie masz ochoty bawić się w
bohatera i zbawiciela ludzkości. Wyolbrzymiasz więc wszystko, co w jakikolwiek
sposób odróżnia cię od Harry’ego Pottera, chociaż w głębi ducha wiesz, że
jesteś do niego bardziej podobny, niż byś chciał. Ale nie przyznasz się do
tego, ani przed światem, ani przed samym sobą, bo przecież nikt nie chce być
kopią kogoś innego.
witam się z Jamesem i zapraszam do wątków! gg: 68608579; tytuł - Don't Rain On My Parade - Barbra Streisand.
[Bardzo podoba mi się sposób, w jaki przedstawiłaś Jamesa, który bez dwóch zdań jest oceniany przez pryzmat ojca. Bardzo chętnie bym z tobą popisała. Leo nie darzy zbytnią sympatią Gryfonów, więc możemy im wyczarować mały konflikt lub sprawić, że zmieni on zdanie co do Gryfindoru. Jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam do mnie lub na maila :)]
OdpowiedzUsuńLєσ Ɓσηνєятяє
[Henlo! Mogę zacząć jutro lub pojutrze, bo mam nawet pomysł na to rozpoczęcie. Chciałabyś jeszcze stworzyć dla Jamesa i Lyalla jakąś nabudowaną relację, zanim przejdziemy do pisania, czy rzucimy ich sobie na głęboką wodę? ;)]
OdpowiedzUsuńLyall
[Dzień dobry, jako że Cię przysłoniłam, to przyszłam się przywitać i zaproponować jakiś wątek. James i Blue są w pewnym sensie podobni, więc myślę, że uda nam się coś wykombinować.]
OdpowiedzUsuńBlue Ross
[Takie relacje są najlepsze pod słońcem! Musimy już tylko wymyślić koncept i możemy zaczynać ich love-hate relationship. Coś mi się zdaje, że zgotujemy jakieś piekło naszym chłopcom. Szczegóły możemy omówić przez maila.]
OdpowiedzUsuńLєσ Ɓσηνєятяє
[Hej! Zgłosiłam się na gg]/ kiedyś Nila (robocze)
OdpowiedzUsuńNigdy nie uważała się za osobę, która umiałaby bezinteresownie pomagać innym, ale nie lubiła obojętności. Nie podchodziła do zwracania komuś uwagi, czy odpyskowania w cudzym imieniu, jak do podawania pomocnej dłoni, ale raczej jak do swojego obowiązku. Wychodziła z założenia, że ludzie są dostatecznie źli sami w sobie, źli na pogodę, źli na złamany paznokieć, źli na cały świat, więc po co było jeszcze dodawać swoje pięć groszy do tego ogólnie obecnego zła?
OdpowiedzUsuńDlatego też poczuła, jak krew w jej żyłach się gotuje, kiedy młody Gryfon wycierał ukradkiem nos, opowiadając chwile przeżytego poniżenia. Czerwona ciecz zdawała się wręcz bulgotać w momencie, w którym dowiedziała się, że całej konfrontacji przyglądał się James i w żaden sposób nie zareagował. Inwektywy same nasuwały się jej na myśl, zwłaszcza w trakcie treningu, w trakcie którego utrudniała Potterowi pracę w każdy możliwy sposób.
Oczywistym było, że nie przyznała sama przed sobą, że wcale nie chodziło o samo zajście. Gdyby dowolny inny Gryfon przyglądał się temu zdarzeniu, nie czekałaby na konfrontację całego dnia, tylko w ciągu następnej godziny zapragnęłaby się dowiedzieć, czym spowodowana była taka obojętność. Tutaj chodziło jednak o Pottera. Tego samego, któremu miała ochotę złamać kciuk każdego dnia i tego samego, w którego ramionach chciałaby się kiedyś znaleźć, jakkolwiek ckliwie by to nie brzmiało. Brak zainteresowania przemocą starszych uczniów względem młodszych nie zgadzał się z jej wyobrażeniem o jego osobie, stanowił swoisty „zimny prysznic”, który w żadnym stopniu nie był przyjemny. W końcu nikt nie jest idealny.
Widząc, jak kroczy z miotłą w jej stronę, zapaliło jej się w głowie czerwone światło. Czyli to był ten moment, dokładnie ten, w którym miała mu powiedzieć wszystko, co dla niego wymyśliła w ciągu dnia, całe stosy słów, które opisywałyby jej pogardę dla jego zachowania. Zamiast tego jednak, założyła ręce na piersi, miotłę trzymając pod pachą.
– Nawet nie próbuj zwracać mi uwagi na cokolwiek, bo najpierw to ty masz mnie posłuchać – zaczęła dzielnie, sama zaskoczona siłą swojego głosu i pewnością siebie, jaką on osiągnął. – Zachowałeś się dzisiaj jak ostatni dupek i nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. Jak można tak zostawić dzieciaka na pastwę Ślizgonów, które dobrze wiesz, że potrafią być zwyczajnie podłe, co?
Stała wyprostowana, jakby od tej postawy zależało znacznie więcej, niż wygrana sprzeczka.
/Anilla
Leo nigdy nie pomyślałby, że prosząc nauczyciela o pomoc, zostanie tak potraktowany. Oczywiście, że nie spodziewał się, że otrzyma dodatkowe lekcje z tego przedmiotu, ale nie wierzył w taki obrót sytuacji. Po zakończeniu swojej ostatniej lekcji, jaką było zielarstwo, wolnym krokiem zmierzał do sali 72 na trzecim piętrze, w której odbywały się zajęcia z historii magii. Pogoda była dzisiaj wyjątkowo paskudna. Powietrze było gorące oraz wilgotne i sprawiało, że koszula przyklejała mu się do torsu, powodując jeszcze większe zirytowanie tą sytuacją. Słońce świeciło przeraźliwie w oczy i sprawiało, że miał ochotę zamknąć się w ciemnym dormitorium i nie wychodzić, póki nie zajdzie za horyzont. Nie wiedział, jakim cudem znalazł się w sytuacji, w której udaje się do nauczyciela po pomoc w jego ulubionym przedmiocie. Jeszcze bardziej irytowało go to, że miał problemy z materiałem z czwartego roku. Ten dział miał mieć opanowany dawno temu, a jednak informacje jakie posiadał na ten temat były znikome. Westchnął cicho i wszedł do klasy, z której właśnie wychodzili uczniowie po skończonej lekcji. Wyraźnie zawstydzony całą sytuacją podszedł do biurka pana Binnsa. Odchrząknął cicho chcąc zwrócić uwagą nauczyciela.
OdpowiedzUsuń- Przepraszam bardzo, mam problem z materiałem, który przerabialiśmy na czwartym roku, z Buntami Goblinów - powiedział starając się brzmieć jak najpewniej. - Wiem, że omawialiśmy to dosyć dawno - dodał.
Binns spojrzał tylko przelotnie na chłopaka, po czym zaczął wpatrywać się w jakiś punkt do ścianie, wyraźnie zamyślony. Był on osobą strasznie wolną i monotonną, a Leo zaczynał bać się, że nie uzyska odpowiedzi. W pewnym momencie historyk ocknął się i spojrzał na Krukona.
- Tak się składa, że mam wspaniałego ucznia, który z chęcią ci pomoże - uśmiechnął się, machając do siódmoklasisty pakującego swoje rzeczy do torby. - Potter! Podejdź do nas! - krzyknął do chłopaka.
W tym momencie Leo zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy. Pierwszą z nich było to, że został on właśnie wmieszany w korepetycje z udziałem Jamesa Pottera. Drugą, że był to właśnie ten cholerny James Potter. Była to chyba najgorsza rzecz, jaka mogła go spotkać. Na myśl o tym, że miałby spędzać godzinę sam na sam z tym samolubnym egoistą sprawiała, że robiło mu się słabo. W jego głowie zabrzmiały wszystkie obraźliwe teksty jakimi obdarował go Gryfon w młodszych klasach. Przypomniał sobie o tym, jak bardzo nienawidził być w jego towarzystwie i jak bardzo nie chciał go już więcej widzieć na oczy. Obaj wyraźnie nie pałali do siebie sympatią. Nie mógł jednak odmówić nauczycielowi. Ze sztucznym uśmiechem kiwał głową, gdy Binns przedstawiał plan korepetycji, w ogóle nie słuchając tego, co miał do powiedzenia. Leo stwierdził, że przecież prędzej czy później ich spotkania będą musiały się skończyć, a właściwie to Potter wcale nie musiał mu ich udzielać. Samemu też uda mu się dojść do tego, czego nie rozumie. Po wyjściu z sali, z której wyszedł razem z Jamesem, pewnie dlatego, że korepetycje miały zacząć się od razu, przystanął na moment, opierając się o ścianę i starając się wyglądać pewnie. Popatrzył Gryfonowi prosto w oczy i westchnął cicho.
- Słuchaj Potter - powiedział przeczesując palcami włosy. - Wcale nie musimy bawić się w te korepetycje. Sam dam sobie z tym radę, poza tym wątpię, żebyś miał jakąkolwiek wiedzę na tematy, które mnie interesują.
ℓєσ
Kiedy jego stopa znalazła się w końcu na trawie, odetchnął z ulgą. Zmierzał prosto w kierunku Zakazanego Lasu z o wiele mniejszym dreszczykiem emocji ciągnącym się wzdłuż pleców. Poza śniącym zamkiem i jego mieszkańcami prawdopodobieństwo nakrycia na gorącym uczynku malało znacząco. Lyall zostawił swój stres i ostrożnie stawiane kroki na korytarzach w zamku. Na zewnątrz po pokonaniu dziedzińca, czuł się o wiele swobodniej i pewniej. Nie miał co prawda na sobie szkolnej szaty, a zamiast tego wygodne spodnie i koszulkę. Wyglądał tak, jak w większości przypadków wyjść do Hogsmeade. W dormitorium stojąc przed kufrem przy akompaniamencie pochrapywania i spokojnych oddechów współlokatorów, rozważał przez krótką chwilę zabranie ze sobą koszuli w kratę, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Noc okazała się ciepła, niemal bezwietrzna, a księżyc zbliżający się powoli do pełni, rzucał wszędzie kojące, srebrzyste światło.
OdpowiedzUsuńI wszystko aż do chwili, kiedy spojrzenie Lyalla spoczęło na gęsto rosnącej trawie, a raczej swoim przydługim cieniu, który rzucała jego osoba, wydawało się być na swoim miejscu. Ot, już nie było. Przystanął, palce lewej ręki mocniej zaciskając na osikowym drewnie. Rozejrzał się dokoła, ale wrażenie powielonego schematu nie zniknęło. Powoli ruszył w stronę mrocznej ściany Zakazanego Lasu i próbował wyłowić z pamięci, choćby mglistą wizję czy na wpół zapomniany sen, w którym mógłby to dostrzec. Pokręcił jednak głową, kiedy nic z tego nie wyszło. Jasnowidzenie nie było czymś, co na obecnym etapie potrafił przywoływać na zawołanie. Lyall w dalszym ciągu znajdował się na poziomie poznawania tej zdolności, która nie zawsze okazywała się wdzięczna i przyjemna.
Oparł rękę o korę jednego z drzew, na moment przymykając oczy i rozkoszując się dźwiękami nocnego życia. Niedługo potem ruszył wprost jedną z ścieżek, oświetlając sobie drogę krańcem różdżki. Zakazany Las zdawał się go przyciągać za każdym razem nieznanym, dzikością i niepokojącym spokojem. Lyallowi jednak nie zależało za każdym razem na tym, by czerpać jak najwięcej wrażeń ze spacerów. Bardzo często zabierał stamtąd rośliny i obserwował tutejsze stworzenia z dystansu. Panującą względną ciszę przerywaną jego oddechem i krokami, przecięło trzaśnięcie gałęzi. Rowle wiedziony swoją ciekawością zrobił to, co wcale nie musiało być domeną jego domu — skierował się w stronę, z której dobiegł dźwięk. Można powiedzieć, że przez swoje samotne eskapady był na tyle zżyty z tym miejscem, że wręcz czuł się w obowiązku to sprawdzić. Szedł w taki sposób, aby nie narobić żadnego większego hałasu, a już tym bardziej nie nadepnąć na coś i nie zdradzić swojej obecności. Różdżkę opuścił wzdłuż tułowia i nieco ukrył za sobą, unosząc ją dopiero, gdy dostrzegł coraz bliższy zarys jakiejś osoby.
— Potter? — rzucił zaskoczony własnym odkryciem, celując już w chłopaka rozświetlonym końcem osikowej różdżki. Lyall podszedł do chłopaka powoli, zmniejszając odległość między nimi stopniowo i uważając, by nie nadepnąć na nic po drodze. Zmrużył oczy, przyglądając mu się uważnie. — Co ty tu w ogóle robisz? — dodał wkrótce takim tonem, jakby miał do niego pretensje, że w ogóle go tu zastał. Nie tyle, że nie spodziewał się tutaj żadnego z uczniów, ale jakikolwiek Potter był ostatnią osobą, jaką w ogóle chciał oglądać.
Lyall
-Powód do złości i zrzucania Cię z miotły zawsze się znajdzie, James- uniosła wysoko głowę do góry, udając, że nie poczuła jego zaczepki. Zamiast tego zarzuciła włosami tuż przed jego twarzą, obróciła się na pięcie i zaczęła kierować w stronę zamku, z trudem powstrzymując unoszące się ku górze kąciki ust.
OdpowiedzUsuń-Do zobaczenia w dormitorium!- zawołała na odchodnym i puściła się biegiem przed siebie, jakby trening nie stanowił dla niej najmniejszego wyzwania, a energia nigdy jej nie opuszczała.
Jako średnie dziecko, nie zwracała na siebie niczyjej uwagi. Jej najmłodsza siostra była zwyczajnie najmłodsza, więc w oczach wszystkich potrzebowała najwięcej opieki. Starsze rodzeństwo przecierało z kolei nowe ścieżki, ucząc rodziców jak postępować z dziećmi. A ona? Ona zwyczajnie była. Siedziała gdzieś pośrodku stołu, zajmowała środkowe łóżko, była średniego wzrostu i średnio mówiła cokolwiek. Zasadniczo, długi czas nie była przez nikogo zauważana, co nawet trochę jej odpowiadało kiedy była małym dzieckiem, bo mogła jeść więcej słodyczy, bawić się dłużej po zmierzchu i grzebać w nosie, bo przecież i tak nikt nie patrzył.
Właśnie ze względu na to, że zawsze stała gdzieś obok, trochę jakby z tyłu, po śmierci matki poczuła się obrzydliwie samotna, bo tylko ona starała się o niej zawsze pamiętać. Starsze rodzeństwo miało siebie wzajemnie, najmłodsza dostawała opiekę od Ilony i Edmunda, ojciec miał swoją butelkę, a ona… Ona miała siebie samą, swoje książki i swojego kota, który jak pies ciągle dotrzymywał jej towarzystwa. Dlatego też właśnie, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja, została jedną ze szkolnych łobuziar, która nigdy nie odmawiała psot. Zmuszała się do każdego wybryku, w rzeczywistości uważając, że połowa z nich nie jest warta konsekwencji, ale robiła to dla kilku minut krzyków ojca, długich wywodów ciotki i pukania się w głowę starszego rodzeństwa.
Teraz jednak nie planowała psot. Chodziła nerwowo po Pokoju Wspólnym, obijając się o ściany jak pranie w pralce. Była trzecia nad ranem, a ona nie mogła zlokalizować Nali pomimo specjalnej obroży, którą kotka dostała na ostatnie, kocie urodziny. To nie było tak, że Nila była zupełnie trzaśnięta na punkcie tego kota, tylko czuła się za niego za bardzo odpowiedzialna, by nie wiedzieć, gdzie kotka aktualnie się znajduje. Obecność w Jamesa Pottera w tej chwili absolutnie jej nie pomagała, w szczególności, że zamierzała wymknąć się z komnat i udać na poszukiwania domowego zwierzątka, dlatego prócz niemego cześć nie odezwała się do niego ani jednym słowem, żeby przypadkiem nie zachęcić go do konwersacji.
Zmęczona chodzeniem w kółko usiadła obok niego na kanapie, podciągnęła kolana pod brodę i nakryła nogi zbyt dużym swetrem, czując nieprzyjemne podmuchy zimna, idące na nich prosto od nieszczelnego okna. Wzdrygnęła się lekko, ale nawet to nie oderwało jej spojrzenia od płonących w kominku polan.
-Nie możesz spać?- spytała cicho, tnąc tym samym gęstą, jak zsiadłe mleko, atmosferę.
/Nila
[Lily mówi nie, a ja stanowcze tak!, bo takiego brata mi potrzeba. Cześć, witam serdecznie, możemy myśleć nad wątkiem! <3]
OdpowiedzUsuńLily Potter
Leo prychnął tylko w odpowiedzi i ruszył dalej w stronę biblioteki. Nie wierzył w szczerość słów Gryfona i w to, że naprawdę będzie musiał z nim przesiedzieć tą godzinę. Bądź co bądź, dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że przecież mógł po prostu zaczepić losowego Krukona, który pomógłby mu z ochotą. Był prawdziwym idiotą, że na to nie wpadł i poprosił o pomoc Binnsa licząc na to, że ten wytłumaczy mu rozdział. Westchnął na tyle cicho, by nie usłyszał go Potter i przyśpieszył kroku. Im szybciej tam dojdą, tym szybciej stamtąd wyjdą. Gdy dotarli na miejsce, obaj usiedli w cichszym rogu biblioteki i otworzyli podręczniki. Pomimo tego, że widział niechęć w oczach Jamesa, zdał sobie sprawę z tego, że jego również pasjonował ten przedmiot. W szybkim tempie tłumaczył mu konkretne akapity tekstu, akcentując najważniejsze słowa. Mógł mu wiele zarzucić, ale korepetytorem był akturat dobrym. Uważnie słuchał tego, co ten miał do powiedzenia, ale powoli zaczynał myśleć o czymś kompletnie innym. Wrócił pamięcią do czasów, w których Potter miał ochotę jeszcze dręczyć innych. Wtedy nazywanie innych ciotami było dla niego czystą rozrywką. Niestety nie wszystkich to jednak bawiło. Doskonale pamiętał jak rozważał wtedy przepisanie się do Ilvermorny. Musiałby się przenieść na inny kontynent, ale przynajmniej byłby z dala od Pottera. Gdy wybiła godzina siedemnastą, Leo spakował szybko swoje książki i podręczniki i bez słowa wyszedł z biblioteki. Nie próbował nawet ukryć ulgi, że lekcja dobiegła końca. Powoli zaczynał rozumieć omawiane tematy, więc sądził, że będzie się z nim musiał spotkać jeszcze jeden, czy dwa razy. Przerzucił torbę na drugie ramię i poszedł w stronę swojego dormitorium.
OdpowiedzUsuńNastępnego dnia, gdy spotkał się z Potterem w bibliotece, ten był czymś zdecydowanie poruszony. Co chwila puszczał chłopakowi poirytowane spojrzenia, wyraźnie czymś wkurzany. Nie wiedział, czy będzie mu dane dowiedzieć się o co chodziło, ale nie mógł skupić się na tekście, gdy ten zachowywał się jak tykająca bomba.
- Wiem, że naprawdę nie masz ochoty tu siedzieć - zaczął. - Ale jak mam się czegokolwiek nauczyć gdy wyglądasz jakbyś miał mnie zabić? - zapytał odchylając się na krześle.
Lєσ Ɓσηνєятяє