Priszła bieda, otworjaj worota


Аня Екатерина Falcon 

- Jestem Anja Falcon, przeniosłam się ze szkoły Koldovstoretz - zaczęła skromnie i niepewnie, lecz niemalże natychmiast obarczona niezrozumiałymi spojrzeniami, przerwała. Warga jej wzdęła się w kapryśnym, jakże pasującym do tej marudnej buźki uśmiechu. Przerzuciła oczami na około i z ciężkim odetchnięciem, zdając sobie sprawę z niedorzeczności tej sytuacji, przykryła swe czoło dłonią. - Z Rosji, ludzie, R u s s i a leży na wschód, o tam - lewa ręka jej zatoczyła półkolisty łuk, obrazując bardzo dosłownie stronę tamtego świata. - Nigdzie indziej mnie nie przyjęli, no to cześć - machnęła do ogółu od niechcenia i zeszła szybciutko z podestu. Nie widziała sensu, by dalej marnować czas każdemu z obserwujących uczniów jej jakże elokwentną, pierwszą prezentacją. Jeśli naprawdę będą chcieli ją poznać, to łatwo dostrzegą, kim jest. Jeśli nie, to przecież wciąż ma wielu przyjaciół, gdzieś daleko tam, we wspomnianej krainie wschodu słońca. 







Anja Jekaterina Falcon


Niewdzięczna, pyskata dziewucho, wszystko Ci oddałem, co miałem, a ty i tak to zniszczyłaś. Może i po części to moja wina, bo jesteś rozpieszczona. Zaprzepaściłaś każdą szansę, niczego się nie nauczyłaś, niczego nie doceniłaś. Teraz będzie inaczej, teraz nie dopuszczę, żebyś pociągnęła mnie za sobą w konsekwencjach. 


Kto tak powiedział? Mój staruszek? Przecież to zdrewniały mizantrop. To był jego pomysł, żeby mnie tu zaimportować. Prawie się z matką pozabijali, gdy po dziesięciu latach przyszło im debatować wspólnie nad moim losem. O tak, wiele lat temu czar zakochania prysł i chwała, że nikt nie karmił mnie bajkami o księciach i nieprzemijającej miłości. Nie wiem, jakim szaleńcem trzeba być, by uwierzyć, że związek z Wilą ma jakiekolwiek perspektywy na przyszłość. Wykluje się mały bobo i razem będą szczęśliwie biegać nago po lasach, taaaaaa... Owszem, tak to było na samym początku. Miłość odfrunęła a życie toczyło się dalej. Starszy wrócił do pracy a mnie zabrał z lasu ze sobą, bo, o przykry losie, biznes rodzinny matki (czyt. uwodzenie bogatych starców) wcale nie uwzględniał zasilania budżetu na moje wychowanie.
Mieszkaliśmy w magicznym, rosyjskim miasteczku na wschodzie. Jedynie raz na jakiś czas pozwalał mi chodzić na wycieczki do puszczy, jakby bał się, że kiedyś ucieknę gdzieś daleko i nigdy nie wrócę (albo zostawię go jak matka).
W Rosji popularne są nauki domowe, ale ja, córka pracownika departamentu, miałam ten niezwykły przywilej, by korzystać z nauk szkoły dla czarodziejów i czarodziejek Koldovstoretz (ros. Колдовстворец). Niesłychane miejsce, zbudowane w przepięknych okolicznościach natury. Dane mi było korzystać z uroków tego przybytku niespełna pięć lat, potem historia obrała niespodziewane tory. Zabawa była przednia, ale jak powszechnie wiadomo, wszystko co dobre, szybko się kończy. I wtedy też ja, Anja Falcon, swoim skrajnie nieodpowiedzialnym zachowaniem sprowokowałam nagłą rodzinną naradę. Piękne było to zebranie, wspominam z łezką w oku. Najbardziej moment, w którym matka cisnęła krzesłem przez okno, a potem zmieniwszy się w harpię, wyleciała przez dziurę i więcej nie wróciła. Najchętniej podążyłabym jej śladem, gdybym tylko znała takie sztuczki. Uciec w pizdziet i nie wracać, brzmi pięknie, prawda?
Pomyłki zdarzają się każdemu. Młodość ma tak swoisty urok, że się jej zawsze wybacza. Wtedy każdy powód jest wystarczająco dobry, by poczynić kroki, byle by poczuć niezależność dorosłości. Dlaczego wszyscy wokół myślą, że wiedzą lepiej, co jest dla mnie dobre?
Nad moim losem głosował każdy, rzecz jasna tylko nie ja sama. Padło na to, że nie zostajemy dłużej w Rosji, że nic nas tu dłużej nie trzyma. Powiedział ojciec, pamiętam jak dziś, “wracamy do domu”, choć anglię odwiedziłam w życiu zaledwie kilka razy. Nic nie wiązało mnie z tym krajem, prócz dziwacznego nazwiska. Przede wszystkim mnie oszukał, bo wcale nie zabrał mnie do siebie, tylko do tej szkoły z internatem w jakimś wielkim, starym zamku jak w horrorze klasy C. Może to i lepiej, w końcu gdy rozlał się ten cały gnój, ledwo wytrzymywaliśmy własne towarzystwo.
Proshchay Rossiya! Hello, England!

 VI rok    |    Slytherin   |   w ½ Wila   |   nowa szkoła  -  nowy start   |   nielegalny imigrant

Uwielbiam tańczyć tak długo, aż gwiazdy na mnie spadną. Zapadnę się wtedy razem z nimi pod ziemię i będziemy tam razem mieszkać do końca czasów. Lecz nie to miałam na myśli, marząc o podziemnych zakamarkach, by koniec końców wylądować w piwnicy, zwanej domem dla niektórych zielonych (Ślizgonów). My, Rosjanie, latamy na drzewach, jak ptaki porywamy je do lotu. Nie pisałam się na latanie na miotle jak skrzat domowy, na nowy język, tak bardzo różny od mojego, na tą rozpaczliwą tęsknotę za przyjaciółmi, na chaos w mojej głowie i kolejny dzień zagubioną drogę do pokoju. Nie zasłużyłam na ten żal, bo tej życiowej niedoli, to właśnie tylko te przebłyski szczęścia były mi potrzebne, by trwać. Wszystko się popieprzyło, ale jedziemy dalej.



[Karta długa jak stopięćdziesiąt, ale przynajmniej odsłania skrawek tej szalonej historii. Witam ponownie i zapraszam do zabawy :)]

12 komentarzy:

  1. [Доброе утро! (Tak, googlowy tłumacz jak zwykle w akcji. xD)
    Also, Anja wydaje się być przyjaznym lekkoduchem, choć po tym, co zdradziłaś w karcie, nie miała łatwo... Ale miejmy nadzieję, że Hogwart okaże się dla niej nowym domem i nie będzie żałować, że tutaj trafiła! :D
    No i, GRYFFINDOR! Super, świetnie, fajnie, bo nas mało trochę, co nie!
    PS. Oby radziła sobie z byciem pół-wilą lepiej niż Wynn. xD]

    Wynn Burkes

    OdpowiedzUsuń
  2. [W porównaniu z drzewami lot na miotle rzeczywiście musi przypominać zabawę rozpieszczonych dzieci. ;D Cześć! Co ta Anja przeskrobała z Rosji, że ją musieli przenieść do Hogwartu? Mam nadzieję, że w tej szkole przynajmniej niczego nie zniszczy!]

    Edgar Fawley & Ethan Rosenblum

    OdpowiedzUsuń
  3. [Och, jak najbardziej, byłoby mi bardzo miło. ;>]

    Edgar Fawley

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ah, szkoda, już myślałam, że Gryffindor zyska nową duszyczkę! :D]

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć, witamy w Slytherinie. :) Wątek chętnie, tylko pytanie w jakich okolicznościach, bo Felix nie należy do osób, które zdecydowałyby się oprowadzić nową koleżankę po szkole.]

    Felix White

    OdpowiedzUsuń
  6. To, że ktoś do niej podchodził, nie było dziwne, ale już naprawdę popieprzone było, że właśnie w tym momencie podeszła do Wynn jakaś dziewczyna, której nigdy wcześniej nie widziała, i rzuciła jej bezpośrednim — dość drażliwym — pytaniem prosto w twarz.
    Burkes dopiero niedawno pogodziła się z tym, że była pół-wilą i nie podchodziła do tego tematu zbyt luźno. Właściwie do tej pory odcinała się od tego, twierdząc, że to wszystko jedno wielkie utrapienie. Poza tym bała się tego, że nigdy nie będzie wiedzieć, czy faktycznie ktoś lubi ją za to, jaka jest, a nie — kim jest. No i, nikt nie miał pojęcia, że Wynn Burkes jest pół-wilą. Drobna, niska, zawsze ubrana w coś za dużego, krótko ścięte włosy i nieznośny uśmiech, to nie przyciągało mężczyzn, a jedynie kłopoty.
    — Jasne. Najlepiej nago. Zawsze o tym marzyłam — rzuciła z przekąsem i posłała dziewczynie spojrzenie, mówiące o tym, żeby nie mówiła o tym zbyt głośno.
    Zmierzyła blondynkę spojrzeniem, a potem zerknęła w stronę Olafa, który się zagapił. Cóż, tak właśnie działał urok wili, więc klepnęła go w ramię, żeby się ogarnął, a potem uniosła brwi, słysząc niepochlebny komentarz o swoim najlepszym przyjacielu. Jasne, może i Wood nie wyglądał teraz zbyt mądrze i pewnie gdyby popatrzył się jeszcze chwilę, to poleciałby mu z ust ślina, to jednak nie dawało prawa mówić dziewczynie w ten sposób o Woodzie.
    — Naprawdę przyjemna z Ciebie osóbka, co? — stwierdziła, przechylając głowę w bok. — Teraz naprawdę zastanówmy się nad tym, kto jest w tym towarzystwie opóźniony: Wood, który się gapi, Ty bo podchodzisz do mnie z pytaniem o coś, co właściwie mógł usłyszeć każdy czy ja, bo nie zdążyłam wbić Ci różdżki w oko?
    Wzruszyła ramieniem, mierząc dziewczynę spojrzeniem. Zauważyła, że jest z Slytherinu, bo zieleń przyciągała wzrok, i w jakiś sposób ten kolor pasował do Falcon.
    — Wynn Burkes — dodała, nie spuszczając wzroku z twarzy Anji.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  7. [Myślę, że skoro Anja jest nowa w szkole, a wcześniej przez cały czas mieszkała w Rosji, bez sensu jest na siłę wymyślać jakieś powiązanie między nią a Felixem, a lepiej po prostu zacząć ich znajomość od zera. Wątek, w którym dziewczyna najpierw dosiada się do niego na jakiejś lekcji, a potem spotykają się w klubie pojedynków jak najbardziej mi odpowiada, więc śmiało możesz pisać. :) Zawsze możemy dodać jakiś zwrot akcji w trakcie, zależy, jak to wszystko się potoczy.]

    Felix White

    OdpowiedzUsuń
  8. Wychodził właśnie z biblioteki – z zamiarem powędrowania już do dormitorium, by zająć się cichą lekturą wypożyczonych książek – kiedy zasłyszał rozmowę dwóch Krukonów o tym, jakoby stan punktów Slytherinu nagle, z minuty na minutę, znacząco się podwyższył. Najchętniej byłby to zignorował, ale wiedział, że jeśli nie zmienił planów, to sumienie nie da mu upragnionego spokoju. Kroki skierował więc ku Wielkiej Sali, gdzie znajdowały się klepsydry wskazujące na stan rywalizacji o Puchar Domów.
    Uczniów już praktycznie nie było, każdy najwyraźniej spieszył ku własnym sprawom. Kiedy więc Edgar przyglądał się w zamyśleniu konstrukcji, nikt nie naruszał jego skupienia. Rzeczywiście – wychowankowie Ravenclaw mieli rację, zaszła jakaś anomalia. Co prawda Hufflepuff wciąż radził sobie najlepiej, ale Ślizgoni, którzy jeszcze przed chwilą dołowali, niespodziewanie mocno podskoczyli. Teoretycznie mogło się zdarzyć tak, że kilku(nastu) uczniów w czasie dnia nazbierało sporo nagród od nauczycieli, ale w praktyce wydawało się to co najmniej podejrzane. W myślach wyrecytował imiona i nazwiska wszystkich prefektów z tego domu, zastanawiając się, kto z wskazanego grona mógł dopuścić się przewinienia – przewinienia w postaci dodania mnóstwa bynajmniej niezasłużonych punktów. Miał pewne przypuszczenie, ale zanim wyciągnąłby jakiekolwiek konsekwencje, zamierzał ze wszystkimi Ślizgonami z odznakami porozmawiać. Jeśli żadne z nich się nie przyzna i nie naprawi błędu, Edgar uda się do wicedyrektora, który sprawuje piecze nad klepsydrami, i poprosi o sprawdzenie, kto w ostatnim czasie punktacją mógł manipulować.
    Gdy tak stał, dumając, nagle ktoś go zaskoczył. Ocknął się natychmiast i spojrzał uważnie na dziewczynę, która, jak mu się wydawała, nagle zmaterializowała się tuż obok. Przez krótką chwilę trwał w niezrozumieniu, nie potrafiąc przypomnieć sobie, kim ona jest. Starał się kojarzyć wszystkich z Hogwartu i choć oczywiście było tutaj zbyt dużo ludzi, by jego wysiłki przyniosły pożądany efekt, to jednak zdążył poznać naprawdę wielu. Jej jednak – nie. Nad czym dałoby się przejść do porządku dziennego, gdyby nie to, że wyglądała bardzo charakterystycznie z tymi niemal białymi włosami i jasnymi brwiami, których na pierwszy rzut oka nawet nie widać.
    Prędko jednak zrozumiał, że to musiała być ta nowa, o której mówiła dyrekcja, Anja z Rosji, no, tak, a więc to ona stoi tuż przed nim. I nie jest, co skonstatował z niezadowoleniem, którego jednak w żaden sposób nie dał po sobie poznać, zbyt kulturalna. Nie chodziło o osobiste poczucie się urażonym, bo Edgara dość prymitywne jednak teksty nie mogły obrazić, ale o ogólne uchybienia etykiecie. Po co? Dlaczego? Nie rozumiał.
    Niezrozumienie było dobrym słowem na określenie jego aktualnego stanu – gdyby było to możliwe, nad jego głową z pewnością wyświetliłby się pytajnik. O czym ona mówi? To nie miało żadnego kontekstu.
    – Przepraszam…? – powiedział uprzejmie. – Pardon?
    Nawet nie robił nic konkretnego, więc nie potrafił dojść, dlaczego ni stąd, ni zowąd postanowiła rzucić takim pytaniem. I wtedy zauważył, że wskazuje na jego odznakę; to wciąż było dość, hm, osobliwe połączenie faktów, ale udało się nadążyć za jej logiką.
    – Ach! W Hogwarcie prefekci noszą takie odznaki – wytłumaczył. – Prefekci czyli starości domów, tych ze swojego powinnaś była już poznać. Jestem Edgar Fawley, dobry wieczór – przywitał się i skinął głową w formie ukłonu przy przedstawianiu się. – Ty, jak rozumiem, przybyłaś do nas niedawno, Anja, tak? Potrzebujesz jakiejś pomocy?

    Edgar Fawley

    OdpowiedzUsuń
  9. [Cześć!
    Co za niesamowita historia! Anja to lekko nie miała w życiu, oj nie!
    Skierowała mnie do Ciebie inna osoba... I już wiem, że Anja jest po prostu idealną koleżanką dla mojej outsiderki Zoe! ;) Z nieba... To znaczy z Rosji!... mi Anja spadła!
    Może ich historie są bardzo różne, ale w gruncie rzeczy jednak podobne- bo całe życie im ktoś ułożył, a tu się okazało, że klops i nic z tego nie będzie.
    Czy masz ochotę na wątek? I czy Anja ma ochotę na kontakt z Zoe (i nie przeraża ją ta paskuda)? ]

    Z pozdrowieniami,
    Zoe C. Crouch

    OdpowiedzUsuń
  10. Wynn westchnęła ciężko, przewracając oczami. Zignorowała też tekst dziewczyny o tym, że jest dziewczyną swojego najlepszego przyjaciela, bo to akurat była pomyłka, ale zgadzała się z tym, że broniła Olafa, jak lwica. Był jej najlepszym przyjacielem i mogłaby się dla niego pobić, gdyby ktoś powiedział o nim coś złego. Wynn już taka była. Broniła i dbała o swoich przyjaciół, ale Anja — Anja wydawał się żyć we własnym świecie, nie dostrzegając tego, że jej słowa są dość wymowne i wcale nie dodają jej uroku. Bycie wilą to jedno, ale bycie wredną pindą to drugie.
    — Załatwię to — rzuca w stronę Olafa, klepie go w ramię, a potem dogania dziewczynę, wyprzedzając ją.
    Omiata beznamiętnym spojrzeniem jej twarz. Dostrzega w niej coś z pół-wili, jest w niej coś takiego, że przyjemnie się patrzy w jej stronę, ale Wynn marszczy się mimowolnie, gdy przypomina sobie przytyk blondynki.
    — Może gdybyś spróbowała być milsza dla mojego najlepszego przyjaciela, nie musiałabym Ci grozić wbiciem różdżki w oko — oznajmiła, wbijając spojrzenie prosto w oczy dziewczyny.
    Uśmiecha się do niej krzywo i przekręca się tak, żeby iść przy jej boku.
    — Mówiłaś, że więc co niego o tych sprawach — zaczęła. — Co takiego niby wiesz? Może i mam w sobie krew wili, ale to tak naprawdę nic dla mnie nie znaczy… nie znaczyło.
    Jeszcze jakiś czas temu chciała wypić eliksir, który miałby osłabić urok, i dopiero niedawno zaakceptowała swoje pochodzenie. Nie wiedziała, jak się zachowywać i co robić, szczególnie że dorastała pod opieką ojca i te wszystkie rzeczy, które robiły dziewczyny były dla niej dziwne. Nie wiedziała, jak się malować, jak się stroić, i mimo że była ładną dziewczyną chowała się za dużymi ubraniami i roztrzepanymi włosami. Tak było jej dobrze, choć coraz częściej chciała, żeby i ja zapraszano na randki, żeby ktoś zainteresował się nią w inny sposób, niż bycie koleżanką od szlabanów, picia piwa i kłopotów.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwsza lekcja eliksirów. Nie bał się tego przedmiotu, bowiem był to jego konik. Często przyrządzał eliksiry w ukryciu i trzymał większość z nich na wszelki wypadek. Zdawał sobie sprawę z tego, że w wielu przypadkach nie przydadzą mu się i będa jedynie leżały w kufrze bezcelowo, ale nie dopuszczał tego do myśli. Szczerze mówiąc nawet ucieszył się, kiedy przeczytał, że dzisiejszy dzień zaczyna się właśnie od eliksirów. Nie chciał rozmawiać z nikim, nie miał na to ochoty. Miał nadzieję, że dzisiejszego dnia będzie mógł pracować sam, chociaż wiedział, że są na to nikłe szanse. Kiedy specyficznie wyglądająca dziewczyna usiadła obok niego w dość niezdarny sposób nie zwracał na nią uwagi. Widać, że nie była z tych stron. Kiedy zrzuciła książkę na jego stopę nawet by nie jęknął, ale niestety zahaczyła o jego udo, gdzie widniał ogromny siniak zafundowany przez ojca. Syknął, a kiedy usłyszał jej wytłumaczenie o tym, że jest nowa uśmiechnął się pod nosem. Nie był typem osoby, która utrudniałaby komuś nowy start zważywszy na to, że sam tak naprawdę zaczynał wszystko od nowa.
    — Sam dopiero wróciłem. Byłem na dosyć ważnej misji, która mogła uratować niejedno życie.— wzruszył ramionami. Dobre kłamstwo zawierało część prawdy. Chociaż w tym przypadku powiedział całą prawdę. Mógł uratować Veronicę i siebie. Niestety nie uratował nikogo. Nie wiedział czy ma z nią rozmawiać, czy olać ale postawa białowłosej dziewczyny zagubionej i niezdarnej wydała mu się urocza. Może udałoby mu się chociaż w małym stopniu pomóc jej się zaaklimatyzować. Uśmiechnął się w duchu. O czym Ty myślisz w ogóle debilu. Odezwał się głos w jego głowie. Podniósł jej grubą księgę i zerknął na okładkę mrużąc oczy.
    — Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest odpowiednia książka?— stwierdził wyciągając własną książkę dla porównania. — Chyba niestety będę na Ciebie skazany na dzisiejszych zajęciach z eliksirów. Jeśli będziemy pracować w parach, PROSZĘ Cię staraj się mnie słuchać. — wypalił bardzo mocno akcentując słowo proszę.

    Jace

    OdpowiedzUsuń
  12. Słysząc pytanie nowej koleżanki podtrzymujące temat utrzymującyjego kłamstwo, zrobiło mu się niedobrze. Zaczął się zastanawiać czy to może dlatego, że już męczyły go wszystkie kłamstwa, niestabilność osobowości i zakłamanie życiowe. Od dłuższego czasu zaczął rozważać taką myśl i starając się być szczerym ze samym sobą nie umiał tego wykluczyć. Poczuł swego rodzaju drażliwość, że nowa uczennica jest osobą tak bardzo łatwowierną. Jak można było zachowywać się w ten sposób, nawet jeśli to nie było zależne od niej. W jego głowie pojawiły się dwie myśli. Jedna skłaniała go do wyjawienia całkowitej prawdy Ślizgonce, a druga zabawienia się jej kosztem zagłębiając ją w ogromne kłamstwo, co byłoby dla niej należytą nauczką. Na sekundę zamknął oczy, żeby ułożyć w głowie strategię i otworzył je spoglądając na dziewczynę przejrzystymi zielonymi tęczówkami. Uśmiechnął się lekko cynicznie.
    —Ta szkoła — prychnął rozglądając się po murach klasy przy tym samym jednym uchem wsłuchując się w wykład Profesora na temat Eliksiru spokoju, który oczywiście nie był mu obcy, ale wolał mimo wszystko wyłapywać niektóre wskazówki— jest totalnie bezużyteczna, jeśli chodzi o polepszanie sytuacji na świecie. — spojrzał w stronę nauczyciela, który kontynuował swój monolog nie zwracając uwagi na uczniów. — Ja należę do prywatnego stowarzyszenia czarodziejów biorących udział w tajnej misji związanej z unicestwianianiem, bądź nawracaniem zagubionych wilkołaków. — powiedział dziewczynie szeptem nachylony w jej stronę. Niektóre spojrzenia kolegów z Slytherinu spoglądały w jego stronę z ciekawością, ale wolał to zignorować. W końcu rok nieobecności odbił się na jego reputacji i ogólnym zdaniu na jego temat, ale nie przejmował się tym w nawet najmniejszym stopniu. Biorąc pod uwagę jego kłamstwo, jak wcześniej już ułożył sobie w głowie pewną zasadę nadal starał się jej trzymać. Dobre kłamstwo zawiera w sobie część prawdy. — Jeśli masz ochotę mogę Ciebie w to wprowadzić, jeśli jesteś zainteresowana tematem. Wyglądasz na osobę godną zaufania, dlatego postanowiłem Ci wyjawić ten sekret.— W jego głowie zrodził się pewien pomysł, który nie był zbyt przyjemny, jeśli było się po tej drugiej stronie. Czuł się w pewnej mierze odpowiedzialny za nową koleżankę, która jak było widać na pierwszy rzut oka była podatna na wszelkie wpływy, a to do jakiego domu trafiła nie poprawiało jej sytuacji. A jak najlepiej nauczyć się pewnej lekcji jak nie na własnym przypadku? Według Bandury oczywiście modelowanie, czyli postrzeganie zachowań, które prowadzą do uzyskania gratyfikacji również wpływała na budowanie osobowości człowieka, natomiast Jonathan uważał, że najbardziej dosadnie można zyskać pewną lekcję, jeśli doświadczy się jej na własnej skórze.
    Ułożył wszystkie myśli gładząc się po ramieniu, na którym także nadal widniały wielkie siniaki, które zostawił mu ojciec jako prezent powitalny po powrocie z jego podróży. Ból fizyczny sprawiał, że intensywniej skupiał myśli.

    {Wybacz, że tak długo, ale ten okres końca roku szkolnego jest ciężki dla każdego, sesja mnie przytłacza -.- Ale jestem! ]
    Jace

    OdpowiedzUsuń