Surprise, bitch - I bet you thought you'd seen the last of me

Priscilla Grindelwald
dwadzieścia pięć lat ✘ stażystka Alchemii ✘ wychowanka Domu Węża ✘ pupilewięcej

Wystarczy jedno magnetyzujące spojrzenie, by świat podarował jej to, czego pragnie. Błękit morskiej toni, równie niebezpiecznej i zdradliwej, co ona. Doprowadza do szału licznych adoratorów, przyciąga nieświadome niczego ofiary, przyprawia o dreszcze nawet najbardziej pewne siebie jednostki. Chcesz tylko zamoczyć koniec palca u stopy, nic więcej. Sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak lodowata. Nim się obejrzysz, twoje płuca ściska skurcz w żałosnej walce o niezbędną dawkę powietrza. Ostatnie, co udaje ci się dostrzec przed niechybnym końcem to zadowolony z siebie, jadowity uśmiech twojej zguby.



Od autorki:
To moje pierwsze podejście do blogosfery, jak również tworzenia w świecie pani Rowling, dlatego z góry przepraszam za ewentualne błędy lub niedociągnięcia. Kartę sponsorują American Horror Story, Emma Roberts oraz nawrót potterowskiej obsesji. 
Poszukiwani listem gończym: 
#1 partner zbrodni, czyli ktoś posiadający równie czarną duszę, co Pris. Wzajemne przyciąganie na przemian z odpychaniem, niezdrowa fiksacja i szaleństwo. Relacja ta może przybrać romantyczny obrót (na swój własny, popaprany sposób oczywiście), aczkolwiek nie jest to wymagane. Wszystko zależy od preferencji współautora oraz rozwoju wątku. Nauczyciel/stażysta, płeć dowolna.
#2 tytułowa bitch, czyli ktoś, z kim blondynka miała na pieńku jeszcze za czasów swojej nauki w Hogwarcie, a co za tym idzie musiałby to być członek grona pedagogicznego, czy też pracownik szkoły. Jako, że Grindelwald nie jest z tych, którzy łatwo odpuszczają, spodziewać się można prawdziwego pola minowego. Nauczyciel/pracownik, płeć dowolna.
#3 zbłąkana owieczka, czyli ktoś, kto świadomie lub nie wpadnie w jej szpony. Relacja pełna wyrzeczeń (przede wszystkim ze strony ofiary), manipulacji i współuzależnienia. Krótko mówiąc: ktoś do spełniania egoistycznych celów, testowania wytrzymałości etc. Uczeń/nauczyciel/stażysta/pracownik, płeć dowolna.
#4 szczeniaczek, czyli ktoś, w kim dziewczyna upatrzy sobie sojusznika. Słabość, którą jest w stanie bronić za wszelką cenę. Wspólne nakręcanie się, przyklaskiwanie sobie, dobra zabawa. Uczeń, płeć dowolna. 
Kontakt mailowy — itwouldlastforever@gmail.com. Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego :)

10 komentarzy:

  1. [Cześć. Gratuluję blogowego debiutu i życzę Ci dobrej zabawy. :D Wierzę, że Priscilla dokona wielkich rzeczy, jak nie w Hogwarcie, to poza nim. W razie chęci i/lub pomysłu na wątek, zapraszam do siebie.]

    Felix White

    OdpowiedzUsuń
  2. [Czemu zatrudniają w Hogwarckie takie podłe osoby! ;D Mam nadzieję, że w trakcie stażu Priscilla nabędzie odpowiednich umiejętności pedagogicznych, hehe, żeby potem mogła dobrze nauczać. Cześć, oby pierwsze podejście było świetna, a zabawa na blogu doskonała!]

    Edgar & Ethan

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć!
    American Horror Story <3
    No i imię mi się kojarzy z Cirillą, którą również uwielbiam :D
    Bardzo fajnie, że ktoś tutaj specjalizuje się w alchemii. Chyba jeszcze nie spotkałam się z tym na hogwarckich blogach, a przynajmniej nie zauważyłam.
    Jak masz ochotę możemy coś pomyśleć nad wspólnym wątkiem :)]
    Jonathan Brew

    OdpowiedzUsuń
  4. [Mam słabość do takich postaci, więc po prostu musiałam przyjść się przywitać. Gratuluję blogowego debiutu i to w takim stylu!
    Chętnie wplątałabym się z nią w jakieś zawiłe powiązanie - takie uwielbiam najbardziej. Jeśli więc miałabyś ochotę na coś skomplikowanego, przepełnionego emocjami i dobrą akcją, zapraszam do siebie. Karty postaci nie są może moją mocną stroną, ale staram się wynagradzać to w wątkach :)
    Życzę Ci dużo czasu na pisanie i niekończącej się weny!

    Koniec psot.]

    Freddie Weasley

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawdopodobnie profesor przystał na jego prośby z przyczyn dość oczywistych - Lazarus zawsze pokazywał swe starania w efektach nauki i ocenach. Był skrupulatny, punktualny i zorganizowany. Następstwa jego zachowań zostały wyniesione wraz z ciężką ręką dyscypliny domu, musiał być zawsze przygotowany i pokornie dążyć do światłych celów, w innym przypadku wiedział, jaka czeka go kara.
    Jego ojciec z roku na rok popadał w coraz większe szaleństwo i mury Hogwartu, w których odnalazł się towarzysko, zdołały uchronić go od tej presji i ukształtować na w miarę normalnego chłopaka. Wszystko jednak zupełnie skomplikowało się kilka miesięcy wcześniej podczas aresztowania jego ojca i ten kamień zapoczątkował lawinę, która do teraz, przy nawet najmniejszym potknięciu, waliła mu się na głowę. Kiedy pogodził się ze stanem rzeczy, ułożył sobie nowy plan, w którym doczekanie wyzwolił się spod opresji i paranoidalnego dążenia do sukcesu. Prawdopodobnie stąd nastąpiła w nim tak radykalna, by zamiast wciąż uwodzić pewne siebie ślizgonki, zaangażował się w niedorzeczną relację z jedną z Weasleyów.
    Na nic mu były te wszystkie starania, jeśli budowane latami zachowania wciąż mocno trzymały go w ryzach, a tę niewinną dziewczynę potrafił jedynie zwodzić pięknymi słowami, a później ranić niekontrolowanie dumą. Cała ta historia wpłynęła na niego tak mocno, zasklepiając jego wspomnienia o zdominowanej psychicznie matce, że zrezygnował z zajęć Zielarstwa, które z ów dziewczyną dzielił i zastąpił tą lukę w terminarzu alchemią.

    Na początku dodawał sobie trunków do eliksiru, który przepisała mu pielęgniarka na jego połamane w tajemniczym pojedynku kości. Zalecana mikstura była w smaku obrzydliwą mieszanką przypominającą kompot z ziemi, także bez problemu usprawiedliwiał to częste sięganie za procenty. Dziś mija siódmy dzień, od kiedy wypisano go ze skrzydła szpitalnego, nie potrzebował więcej medykamentów, jednak nieprzyjemny kłucie w gardle przekroczyło granicę rozsądku i w momencie największego zamieszania w sali, opróżnił naprędce jeden z flakonów ze spirytusem. Ot tak, w ramach eksperymentu. Natychmiastowa ulga zalała jego ciało. Rozluźnienie mięśni przeniosło się na jego umysł i więcej nie kłopotał się już z wynikiem zaliczającego go testu.
    Faktycznie zdezorientowała go Priscilla swoim niecodziennym, podejrzanym zachowaniem. Zerknął na nią niezrozumiale znad kociołka i uważnie wsłuchał się w jej propozycję, jednocześnie wzrokiem wodząc po ostrym jak szpikulec obcasie, którego końcówka skierowana była na wprost jego twarzy.
    Gdy swoim kocim krokiem drapieżcy przysunęła się do jego stolika, poczuł jak dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa, gdy tylko znalazła się za jego plecami. Był to niepewny moment, zważywszy uprzednie zaryglowanie przez nią drzwi. Obrócił swą twarz, by znaleźć wzrokiem jej osobę i wtedy spotkał się z jej rażącym pewnością siebie spojrzeniem.
    Sekret? - pomyślał wtedy, zdając sobie sprawę, że nosił ich na całe mnóstwo, jakby jego jestestwo od samego początku narastała warstwami kolejnych płatów tajemnic.
    Przyjrzał się dokładniej asystentce i w chwilowym milczeniu zastanowił się nad jej zamiarami. Od kilku dni borykał się jednak z chronicznym zmęczeniem i ten ubytek energii w jego organizmie zaburzał jego przebiegłość i cięty język.
    Zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie przy zmniejszonym dystansie, mogłaby bez trudu wyczuć od niego woń alkoholu. Nie warto było kłamać.
    - Ja nie mam sekr… - zaczął szybko, lecz przerwał po chwili, zmieniając ton odpowiedzi - Ze mną wszystko w porządku - dodał uciekając wzrokiem od jej drążących tęczówek. Spojrzał na swoje dłonie, na nierówność kamienia w podłodze, zlustrował kątem oka zatrzaśnięte drzwi i dopiero wtedy ponownie złapał kontakt z jej twarzą, uśmiechając się sztucznie. - Jutro na pewno zdam ten egzamin - zapewnił w nadziei, że jego słowa wystarczą, by nie pociągnęła go dalej za język.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaszklone od łez niebieskie oczy młodszej o kilka lat Puchonki, jej palce jeszcze do niedawna zaciskające się na twardej oprawie podręcznika przyciskanego do drobnego ciała w obronnym geście, zaciśnięte usta w próbie ukrycie drżenia warg od płaczu i niewypowiedzianego lęku, żałosna prośba, by przestał i ją wypuścił, szept w naiwnych słowach układający się w kłamliwe stwierdzenie, że przecież nie jest od niego gorsza i jego różdżka, którą dla wzbudzenia strachu przesuwał po jej szyi i przedramionach, jakby w leniwym zastanowieniu, co mógłby jej zrobić – upojna całość, karmiąca jego ego wspaniałym poczuciem władzy, w niezastąpiony sposób rozwiewając choć chwilowo panującą w życiu Bastiana nudę. Nie wiedział nawet jak dziewczyna ma na imię, nie był nawet pewien, czy rzeczywiście należała do Hufflepuffu – nie miało to i tak znaczenia, kiedy jedynym słowem, które opisywało ją w dosadny i szczegółowy sposób była szlama - brudna i nic nie warta, nie wnosząca do Hogwartu żadnej wartości, przynosząc czarodziejskiemu światu jedynie wstyd – choć nikt w swoim oślepieniu zdawał się tego nie dostrzegać, co Lestrange’a doprowadzało do osadzającej mu się w umyśle złości, której wystarczył tylko niewielki impuls, by z świadomości przenieść się do żył i przemknąć wraz z magicznym impulsem po cisowym drewnie, karząc tych, którzy na karę i pogardę zasługiwali.
    Zirytowała go swoim uśmiechem, delikatnym rumieńcem na słowa idącego z nią chłopaka. Zirytowała swoim spojrzeniem, które zatrzymała na nim o wiele za długo niż powinna, bo przecież gdyby znała swoje miejsce spłoszony wzrok zawsze wbijałaby w kamienną podłogę.
    Bastian z łatwością ją dopadł, zapędzając do ściany, ręką opartą o kamienną powierzchnię skutecznie uniemożliwiając jej ucieczkę. Zignorował chłopaka, który z pewnością pobiegł już po profesora, całkowicie skupiając się na szlamie.
    - Tyle lat i wciąż nie wiesz jak się zachowywać… - Pokręcił głową w teatralnym zawodzie, po czym jednym ruchem zerwał z szyi dziewczyny łańcuszek. Zręcznie otworzył zawieszkę, unosząc brew, gdy zobaczył zdjęcie kilkuletniego chłopca. – Jakże uroczy, mały mugol. Może gdybym się nim zajął, nareszcie zapamiętałabyś panujące tu zasady? A może, jeśli trafi do Hogwartu zaopiekuję się nim, wprowadzając go w mój świat? – Bastian pozwolił, by z jego gardła wydarł się chłodny śmiech. Zacisnął mocno palce na nadgarstku dziewczyny, wbijając różdżkę w delikatną skórę, będąc pewnym, że zostawi na niej brzydkie siniaki. – A może powinienem wyryć ci raz na zawsze kim jesteś, byś w każdym momencie mogła sobie o tym przypomnieć? – I już, nie zważając na wyrywającą się dziewczynę, miał wypalić różdżką litery dobitnie określającego ją słowa, gdy mocna, męska dłoń złapała go za rękę, odciągając go od Puchonki. Wściekły profesor mugoloznastwa zarzucił go lawiną oskarżeń. Lestrange prychnął zirytowany.
    - Nic jeszcze nie zrobiłem, profesor nie ma mnie za co ukarać. Poza tym, to była zwykła przyjacielska rozmowa, prawda? – Bastian z bijącą od niego bezczelnością zwrócił się do wciąż przestraszonej dziewczyny.
    - Minus dziesięć punktów dla Slytherinu, Lestrange, i szykuj się na szlaban, dzisiaj o siódmej pod moim gabinetem i…
    - Czyżby znowu toalety, profesorze? – Bastian przerwał mężczyźnie, z ironią unosząc brew. Typowe odjęcie punktów, standardowy szlaban, który już od paru lat, stał się nużącym, stałym elementem jego życia. Bardziej lub mniej męczącym, w zależności od finezji profesora, który akurat go złapał, choć i tak przyjemnie gładząc go otaczającą go aurą bezkarności. Bo czymże był szlaban przy posiedzeniu Wizengamotu? Czym przy procesach i Azkabanie? Nic nie mogli mu zrobić i Bastian nieustannie z tego korzystał, z każdym rokiem spędzonym w Hogwarcie pozwalając sobie na większą i większą arogancję i okrucieństwo.
    Lestrange nie spodziewał się, że jego rozmowę z profesorem ktoś przerwie, jednak ostra wymiana zdań pomiędzy mężczyzną a stażystką – Priscillą Grindelwald, sprawiła, że zachichotał na swój złośliwy, ślizgoński sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przejęcie jego szlabanu przez kobietę ani odrobinę go nie zmartwiło, rozlewając po jego umyśle macki zainteresowania. Z Grindelwald już niejednokrotnie spotykał się na zajęciach z alchemii, które ta czasem prowadziła. Kobieta, jej styl bycia – a może tylko nazwisko, przyciągały go i fascynowały w próbach dowiedzenia się, czy ta zamierza pójść w ślady swoich przodków. Wizja ich pierwszego, samotnego spotkania zapowiadała się niezwykle... ciekawie. Pozwolił poprowadzić się Grindelwald, na pożegnanie posyłając profesorowi złośliwy uśmiech.
      Kiedy Bastian przekroczył próg drzwi prowadzących do gabinetu kobiety, rozejrzał się, próbując dojrzeć jak najwięcej szczegółów, mówiących mu więcej o stażystce. Przerwał jednak po usłyszeniu ryglowanego zamka. Spojrzał na Grindelwald unosząc w zaskoczeniu brew, które szybko ustąpiło miejsca rosnącemu zainteresowaniu. Pozwolił, by kącik jego ust uniósł się w prawie niezauważalnym uśmiechu.
      - Czy mam się spodziewać nieco bardziej… dosadnej kary? – Spojrzał na kobietę wyzywająco, jakby testując dzielące ich granice, zastanawiając się, jak bardzo może je nagiąć lub całkowicie przekroczyć. Bastian nawet chciał, by Grindelwald coś zrobiła, coś, czego nie powinna robić nauczycielka w stosunku do ucznia – brutalniejszego, gwałtowniejszego i gorszego niż wszystkie te szlabany, z którymi do tej pory się spotykał. Ot dla zapewniania mu większej rozrywki.
      Kiedy kobieta wyjęła z szuflady biurka paczkę papierosów – tak odstręczająco mugolskich – i zapaliła jednak z nich, uprzednio proponując mu jeden, Bastian prychnął tylko pogardliwie.
      - Zdecydowanie odmówię. Nie spodziewałem się, że ktoś z takim nazwiskiem będzie sięgał po przedmioty mugolskich ścierw. Jakie to rozczarowujące… Nałogi ograniczają umysł, nie sądzisz? – Bezczelnie zignorował wszelkie grzecznościowe tytuły, którymi powinien ją nazwać.
      Rozsiadł się wygodnie na krześle, nie spuszczając wzroku z palącej Grindelwald, uważnie obserwując każdy jej ruch – przepełnione gracją uniesienie dłoni z papierosem, rozchylenie warg, okalający jej twarz dym leniwie wypływający przez otwarte okno. Pozwolił, by wystukiwany przez jego palce rytm rozniósł się po pomieszczeniu, jasno wskazując na jego obecność.
      Lestrange nie odpowiedział od razu na słowa stażystki, samemu nie wiedząc, czy bardziej go nimi zaintrygowała czy zirytowała jawnym niedocenieniem i brutalnym zniżeniem do roli ucznia, który czegoś nie potrafił. A Bastian wyjątkowo nie lubił, gdy ktoś mówił mu, że robi coś źle lub niewystarczająco, próbując narzucić mu swoje metody. Zmrużył lekko oczy, milcząc przez moment, w czasie, którego Grindelwald zdążyła nalać do dwóch kieliszków ognistej i usiąść na fotelu za biurkiem. Lestrange w żaden sposób nie reagując na kokieteryjny ton głosu kobiety, ujął w palce kieliszek, uprzednio przyglądając się bursztynowej whisky.
      - Zaklęcie natychmiastowego oskalpowania z pewnością byłoby satysfakcjonujące, choć preferuję nieco bardziej… drastyczne metody. Wyrycie w skórze napisów, przypalenie, może jakieś złamanie lub Sectumsempra... – Mówiąc to, przyglądał się uważnie Grindelwald, nie chcąc przegapić jej żadnej reakcji. – Choć te słowne rany również bywają interesujące. Zwłaszcza reakcje na nie. – Na samą myśl o wszystkich jękach bólu i strachu, płaczu i kwileniach, które wydarł już z gardeł, Lestrange zaśmiał się cicho, lodowato. Upił łyk ognistej, z zadowoleniem odczuwając znajome uczucie palenia, odsuwając od siebie myśl, że napój ten nieustannie kojarzył mu się z ojcem. Odstawił kieliszek na blat biurka, po czym oparł się na nim łokciami, przysuwając swoją twarz do kobiety.
      - To nie ja robię coś źle. To Hogwart i wspaniałomyślni profesorowie nie potrafią odpowiednio spojrzeć na świat zakazując nie tego co trzeba. – Bastian postanowił się nie ograniczać, korzystając z okazji, chcąc przetestować na ile może sobie pozwolić w towarzystwie kobiety.

      Usuń
    2. - Nie uważasz, że to co robisz jest trochę ryzykowne? Niektórym mogłoby się to nie spodobać, mogłabyś stracić posadę, może też zostać ukarana… - Lestrange odsłonił zęby w drapieżnym uśmiechu. Chciał ją sprowokować, wydrzeć na powierzchnię czające się w niej skłonności, na których obecność tak liczył. Sprowokować lub zyskać kontrolę.

      Arogancki dupek, którego i tak kochacie

      Usuń
  7. [Żyję, i jeszcze raz przepraszam! <3]

    Bezwiednie grzebała widelcem w kolacji – myślami była zupełnie gdzieś indziej. Zacisnęła gniewnie dłoń na sztućcu, przypominając sobie ostatnie słowa ciotki, którymi uraczyła ją na peronie. Nienawidziła jej poczucia wyższości – całkowicie zresztą bezpodstawnego – i tego mdlącego, kwiatowego zapachu, który zawsze jej towarzyszył. Tych syczących słów i oczekiwań, że będzie jej wdzięczna za to, że wciąż i wciąż próbuje wyrwać Alhenie to, kim jest naprawdę.
    Odetchnęła głęboko i upuściła z brzdękiem widelec. Siedząca obok Ślizgonka spojrzała na nią pytająco.
    — Potrzebuję odetchnąć świeżym powietrzem, trochę tu zbyt duszno. — Uśmiechnęła się słabo i poluźniła krawat na potwierdzenie swoich słów. — W razie czego znam już hasło do Pokoju Wspólnego, poradzę sobie.
    Wiedziała, że wychodzenie w trakcie uczty, pod uważnymi spojrzeniami nauczycieli nie jest specjalnie rozsądne, ale nie mogła już dłużej znieść narastającego hałasu i paskudnych uśmiechów tych, którzy uważali się za lepszych. Bez względu na liczne nauki wujostwa – a może właśnie z ich powodu – nigdy nie pozbyła się ciągot do czarnej magii, a czarodziejów ograniczających się jedynie do tej jasnej uważała za godnych pożałowania głupców.
    Ocknęła się z zamyślenia, gdy dotarła do drzwi biblioteki szkolnej. Zamrugała, zaskoczona. Nie myślała nad tym, dokąd zmierza, chciała znaleźć się po prostu jak najdalej od innych. Była to jednak doskonała okazja, jako że wszyscy byli w Wielkiej Sali, a ona wciąż nie uzyskała oficjalnego dostępu do Działu Ksiąg Zakazanych.
    Wślizgnęła się dyskretnie do środka i ruszyła po ciemku przed siebie. Bibliotekę znała jak własną kieszeń i bez problemu dotarła do odpowiedniej części. Zamarła. Z ciemności dobiegły do niej coraz bardziej zbliżające się kroki. Wyciągnęła różdżkę, gotowa odpowiednio zareagować. Źle jednak oszacowała kierunek, z którego nadciągał intruz i po chwili ktoś boleśnie na nią wpadł.
    Syknęła. Odskoczyła, unosząc przed siebie różdżkę i niemal od razu ją opuściła. Kojarzyła tę kobietę. Co ona robiła w Hogwarcie?
    — Black. Alhena Black — odpowiedziała nieco podejrzliwie.
    Czyżby była nową nauczycielką? Alhena skarciła się w myślach – powinna była bardziej uważać na uczcie. Nigdy wcześniej nie pozwoliła sobie na przeoczenie czegokolwiek, a przecież nie pierwszy raz ciotka próbowała ją urobić według własnego widzimisię.
    Gabinet? Czyli jednak nauczycielka. Westchnęła i skinęła głową. Nie miała zbyt wielkiego wyboru. Wyszły z biblioteki i Alhena pozwoliła się poprowadzić korytarzami Hogwartu.
    — Po prostu potrzebowałam się przejść. Do biblioteki trafiłam przypadkiem — zaczęła obojętnym tonem. Jakby nie było, nie kłamała. — To chyba nie przestępstwo?
    Nie, żeby popełnienie przestępstwa jej w czymś przeszkadzało.
    — Zresztą to nie ja uciekałam z Działu Ksiąg Zakazanych podczas powitalnej uczty.
    Pewnie nie powinna była tego mówić, ale nie zdążyła ugryźć się w język. To zdecydowanie nie był jej dzień.

    Alhena

    OdpowiedzUsuń
  8. Oczywiście, że jego kłamstwo było tak słabe, że pożal się Merlinie. Jednakże niewyspanie dawało mu się we znaki i nie mógł wytężyć się na nic lepszego. Szybko odkryta ściema zamieniła się w niepowołaną w jego życiu groźbę zdradzenia nieregulaminowego zachowania profesorowi. A to było ostatnią rzeczą, jakiej by sobie teraz zażyczył. Zwłaszcza, że ostatnio został prefektem
    Cholera
    Jej słowa mimowolnie zmroziły jego krew w żyłach. Mimo wszystko, że Lazarus zgrywał kolesia bez emocji, gdy wyobraził sobie taką scenę, wcale przyjemnie na duchu mu się nie zrobiło.
    - Jeśli mamy lecieć w otwarte karty, to ja jednak się skuszę na ten dostęp do twojego barku - mruknął, zawieszając na chwilę spojrzenie w swoim stole. Wzrokiem starał się znaleźć butelkę wody, lecz znajdowała się już w jego plecaku. By ugasić pragnienie, pochylił się pod stół. Przez alkohol i zmęczenie był wystarczająco otumaniony, by przypadkiem uderzyć brzeg swojej ławki. W efekcie tego nieporadnego zachowania, jedna ze stojących na stole fiolet przewróciła się na blat i jej zawartość wąskim strumieniem powędrowała na jego plecy. Niefortunnie substancja okazała się być żrącym specyfikiem i zaledwie chwilę później zmoczyła materiał jego szaty, rozpalając jego skórę. Lazarus syknął z bólu i gwałtownie odsunął od swojego miejsca pracy. Niemalże natychmiast zrzucił z siebie pelerynę, jednakże mocno reagująca substancja zdążyła przeciągnąć przez materiał i podrażniać skórę w formie wielkiej, czerwonej plamy. Bez zastanowienia Nott zrzucił z siebie warstwy ubrań i w towarzystwie asystentki jawił się teraz w pół-negliżu. To zajście odsłoniło jego bladą, graniczącą z odcieniami zieleni skórą, a także pojawiające się gdzieniegdzie świeże siniaki na żebrach, najpewniej powstałe w wyniku jakiejś bójki. Było to zachowane na skórze wspomnienie po tygodniowym pobycie w szpitalu. Opinia publiczna, czyli prawdopodobnie także informacje rozsiane pośród profesorów, opowiadały o tym, że Nott się dotkliwie poślizgnął niedaleko biblioteki. Było to kolejne, ciężkie do zaakceptowania kłamstwo, rozsiane wokół Larrego. Te nieudolne próby ściemniania bardzo łatwo zdradzały targające nim ostatnimi czasy słabości.
    Ta sytuacja przerwała całkowicie prowadzoną wcześniej przez Priscillę rozmowę, a Larry szybkim krokiem pomaszerował do lustra zawieszonego w drugim końcu sali. W odbiciu desperacko próbował on dopatrzyć się powstałej rany, żeby w jakiś sposób zarazić intensywnemu pieczeniu skóry. Mógł oczywiście zwrócić się o pomoc do asystentki, ale na początku zawahał się w obawie, że kolejny błąd mogłaby wykorzystać przeciwko niemu.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń