"Ależ oczywiście to dzieje się w twojej głowie, (...), tylko skąd, u licha, wniosek, że wobec tego nie dzieje się to naprawdę?"


 

I a n t h e   F a w l e y

Ravenclaw
VII rok 

Heban 10 i 3/4 cala, włókno ze smoczego serca, dość sztywna

Jakiś wrodzony brak taktu, pragnienie odczucia czegoś naprawdę, znalezienia swojego prawdziwego miejsca w świecie i wewnętrzny przymus bycia szczerą za wszelką cenę połączony z wręcz patologiczną nieumiejętnością skłamania sprawiał, że na tle rodu Fawleyów Ianthe wypadała aż nazbyt jaskrawo - to wykazując się wręcz nieprawdopodobną błyskotliwością i sprytem, by pół sekundy później wpakować się w tak głupią i żenującą sytuację, na myśl o której pragnęła już na zawsze wyprowadzić  się gdzieś w okolice Saturna. 
Już na początku szkoły coś zdało się nie zagrać, kiedy jako pierwsza od wielu pokoleń została przyjęta do Ravenclawu. Nie, żeby to było czynnikiem szczególnie mocno obniżającym prestiż rodziny, ale było... nietypowe. A wszystko, co było "nietypowe" jakoś zawsze budziło wśród jej najbliższych co najmniej lekki niepokój. Być może była to uzasadniona obawa, bo rzeczywiście - choć przez całe sześć lat nauka szła jej ogólnie dobrze (z nierównym podziałem na przedmioty, w których okazywała się genialna i takie, które z wielkim wysiłkiem udawało się jej zdać), Ianthe gdzieś w okolicach piątej klasy oświadczyła, że OWUTEMy będzie zdawała tylko dla przyzwoitości i wcale nie zamierza zrobić kariery w Ministerstwie, jak większość rodziny i pomimo faktu, że wśród przodków miała samego ministra magii.*  Co więcej, nie planuje nawet wybrać jakiejś innej dość standardowej ścieżki kariery wykorzystując swój potencjał i możliwości (choćby zaklęcia i transmutacja wychodziły jej o wiele lepiej niż świetnie), tylko pragnie zająć się różdżkarstwem - rzemiosłem o tyle trudnym, co z marnymi szansami powodzenia, jeśli zwrócić uwagę na konkurencję w tym fachu, brak ustalonej ścieżki szkoleń i męską dominację.
Trzeba przyznać, że była to dość śmiała deklaracja jak na kogoś, kto ma w sobie tyleż głębokie pokłady indywidualizmu, co tak samo silne przywiązanie do luksusu i wygodnego życia. 
Ianthe uważa się za tradycjonalistkę, która jednak ma za nic przynależność do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki zadając się zazwyczaj z kimś, kto według niej ma dostatecznie barwną osobowość, aniżeli godne niej pochodzenie. Zresztą, w ogóle słabo orientuje się w genealogiach rodów z "wyższych sfer", choć tę wiedzę próbowano jej przyswoić na długo przed przybyciem do Hogwartu. Tutaj możliwym czynnikiem wpływającym na taki stan rzeczy może być też dość wybiórczo działająca pamięć, która jednymi sprawami opiekuje się wręcz drobnostkowo, by inne, nierzadko ważne zupełnie ignorować.  
Jest maksymalistką - zarówno pod kątem posiadania jak i relacji z otoczeniem. Twierdzi, że jeśli są do wyboru dwie opcje, to nic nie stoi na przeszkodzie, by wybrać obie. Marzy o głębokich i silnych relacjach, niezniszczalnych przyjaźniach i szalonej miłości, choć przez jej wychowanie i niepokorną naturę trudno jej takie nawiązać.  
Przeważnie głośna, gadatliwa, lubiąca być w centrum uwagi, towarzyska, a jednocześnie o dość trudnym charakterze, nieznosząca kompromisów  (bo to przecież sytuacja, w której obie strony są po prostu po równo niezadowolone), nijakości i nudy, by w którymś momencie stać się na jakiś czas wycofaną, milczącą i zupełnie niepodobną do siebie. Jest skłonna do dramatyzowania i teatralizowania swoich zachowań - przewrotnie żyje bardziej w swojej głowie, niż w rzeczywistości, która wydaje się coraz bardziej obca i odległa im mocniej zbliża się ku niej czas na podjęcie wyborów, i im bardziej Ianthe zaczyna rozumieć, że nie ma ani silnej osobowości, ani zwyczajnie nie stać jej na odcięcie się od krewnych.  Teraz, kiedy szczęśliwe szkolne lata się kończą, kiedy nikt już jej nie będzie wybaczał, bo "przecież już nie jest dzieckiem", kiedy rodzinny prestiż w końcu domaga się zapłaty w dojrzałej i zgodniej z utartym zwyczajem postawy, poczucie zagubienia i niepewności jest silniejsze niż kiedykolwiek.


Koło Transmutacji   Klub Pojedynków


Witajcie w mojej bieda-karcie rodem z bardzo... dawnych czasów na blogspocie.
Totalnie już nie pamiętam, jak to się robi, ale zapraszam serdecznie do nawiązywania wątków.
Jak się z czymś wstydzicie uzewnętrzniać, to można mi pisać na maila: tylkoswietliki@gmail.com
Wizerunek: Sui He
*Hector Fawley, minister magii w latach 1925-1939, pradziadek


14 komentarzy:

  1. ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    [Anyway,
    oficjalnie witam Ianthe w naszym skromnym gronie Krukonów!
    Ta cudowna istotka nawet w klasycznym wydaniu karty postaci utrzymuje swój poziom, więc o nic się więcej nie martw!
    Poza tym wydaje się być odmienna w każdej sferze, w tym również tym domie. Z pewnością zabarwi szarą rzeczywistość mojej panny Monroe samą swoją obecnością, bo przecież wszędzie będzie tej dziewczyny pełno, wszyscy ją usłyszą i raczej nie zapomną zbyt szybko. Alister podczas tłumaczenia czegoś na lekcji raczej też będzie mógł mieć z nią sporo styczności, wystarczy jak to ona podniesie rękę, żeby zalać otoczenie potokiem informacji. Może nawet zbierze się na jakiś mały bunt i doprowadzi swoimi szalonymi do wybuchów w lochach (chociażby w młodszych latach, za co będzie mógł na nią narzekać)? Teraz ma ten sam problem, co Ingrid - musi sprostać wymaganiom rodziny, nawet jeśli ma jakiś swój własny pomysł na siebie. Uda się jej dopiąć swego? Może zrezygnuje po wbiciu kilku przysłowiowych szpil, po czym grzecznie się dostosuje?

    Mimo znaczących różnic i dwóch lat różnicy, ta sama problematyka może zdecydowanie zawiązać między nimi jakąś relację, na co po cichu mam nadzieję. A ty co uważasz?

    Zapraszam do siebie u obu postaci na wątki ^^]

    Ingrid | Alister

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szalonymi pomysłami* - aż zapomniałam dodać słowa.

      Usuń
  2. [Hej! Witaj w naszym gronie, pamiętam rozmowę z shoutboxa i naprawdę fajnie, że odważyłaś się zapisać. Karta, choć bez kodów, wygląda dobrze, poza tym - treść. Kupuje mnie konkretny, ale bardzo ładny opis. No i postać, która zapowiada się ciekawie :)]

    ~ Lavo nCarrow

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Och, ależ się cieszę na widok kolejnej osóbki w błękitno – brązowych barwach. Krukoni rosną w siłę :) Jestem wielką fanką przejmowania nazwisk należących do kanonu, ale takich zdecydowanie marginalizowanych w serii, i wkomponowywanie swojej postaci na tym tle – co w sumie widać po mojej aktualnej postaci, więc taka drobna zbieżność :) Kartę czytało się bardzo przyjemnie i odnoszę wrażenie, że Twoja Ianthe (nie wiem jak ja się nie pomylę przy pisaniu tego imienia…) to taki pozytywny promyczek, więc mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić w Hogwarcie. I oby ten ostatni rok trwał jak najdłużej, żeby dorosłość nie nadeszła wcale aż tak prędko, o! Jeżeli masz ochotę coś wspólnie napisać to oczywiście zapraszam do siebie. ]

    Urquhart

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Zgadzam się z tym, że interakcja więcej niż pewna, nie unikną się, nie ma innej opcji :) Pojawia mi się tu pytanie, w którym kierunku chcesz iść. Można założyć, że ich rodziny się znały – niekoniecznie jakaś bliska zażyłość, ale po prostu czasem w jednym gronie się minęli. Tak samo jeżeli chodzi o element tych samych kółek, mogli albo robić wspólny projekt, albo sobie wyjątkowo podpaść w klubie pojedynków… Och, opcji jest mnóstwo i pytanie tylko na co masz chęć. Jeżeli zaś chodzi o pozytywny odbiór Ianthe to najpewniej wynikał on z fragmentu o podejściu do własnej (i innych) czystości krwi, a już w ogóle miałam miłe obrazki przed oczami przy wspomnianych żenujących sytuacjach, bo to taki element bardzo rozbawiający :) Plus, prowadzę osobiście wredną bestyjkę, to mi nieco zaburza obraz… Ale dobrze, zgodnie z zaleceniami, już potulnie zmieniam zdanie! :)

    Urquhart

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hm, to właściwie faktycznie mogłoby się wydarzyć, że znałyby się jeszcze sprzed szkoły. Rodzice Ingrid zapewnili jej guwernantów, ale właściwie oznacza to zdobycie nauczycieli na wyłączność. Być może rodzina Ianthe pragnęła jej zapewnić tych samych w jej wczesnym dzieciństwie, skoro stawiali na jak najlepszy rozwój córki? Myślę, że wtedy część lekcji mogły mieć u siebie w rezydencjach, co doprowadziłoby do zapoznania się między dziewczętami oraz wizyt koniecznych. Potem mogły już w nieco lżejszych celach, chociażby na przejażdżki, o ile twoja panna Fawley kiedykolwiek uczyła się jeździć konno i (co najważniejsze) się jej to podobało ^^ Ewentualnie po prostu na herbatkę po spacerze w rozległych ogrodach, zdobionych wielkimi fontannami, a dookoła niezliczonymi kwietnikami. Co rzadko spotykane, ale Ingrid faktycznie zlecano spotkania towarzyskie z jak najbardziej wpływowymi dziećmi z różnych rodów, żeby zawiązać sojusznicze relacje na przyszłość. Zatem w grę wchodziły nawet wystawne bankiety oraz bale. Mamy mnóstwo opcji, więc serdecznie zapraszam do główkowania ^^

    Dzięki tej przeszłości ich aktualna relacja mogłaby się jeszcze mocniej związać!❤

    Ingrid | Alister

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Dziwnie mi myśleć o Potterze na tym stanowisku, choć ja w ogóle mam dość negatywny stosunek do tego, co według Rowling miało się dziać po zakończeniu VII części :)
    Tak, miewałam kilka wątków związanych z wilkołactwem Alexandra i to w sumie w momencie gdy dana osoba nie wie, że on cierpi na lykantropię nie daje tak dobrego pola do wątkowania. A nie zamierzam ujawniać jego statusu dla wszystkich w szkole.
    Podoba mi się pomysł z chęcią vendetty, pojawia mi się tutaj tylko zgrzyt na jakim polu. Bo to nie jest tak, że z jakiegoś powodu Ianthe i Alex byli w jednym gronie, tzn. łatwo byłoby mi uzasadnić jakiś atak na drużynę quidditcha, ale tu nie ma tego elementu. Twoja panna Fawley ma jakieś zwierzątko chociażby? ]

    Urquhart

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Tak mi się wydaje, że większość fanów HP dostaje lekkich drgawek na myśl o wydarzeniach opisanych w Przeklętym dziecku :)
    Kuguchara? Wow, takiej odpowiedzi się nie spodziewałam :) Fajnie, że udało Ci się uzyskać zgodę Dyrekcji na magiczne zwierzątko jako pupila. Myślałam, że można mieć tylko te, które zostały wskazane w Kamieniu Filozoficznym.
    No ale tak czy siak, nie ułatwiło mi to absolutnie niczego niestety… Bo jednak w takiej kombinacji ich zwierzaki nie mają ze sobą nic wspólnego. Choć tak, pierwotny zamysł był taki, że gdyby ktoś poranił ich ukochane zwierzątka, byłby to więcej niż dobry pomysł do zemsty. Nie mam żadnego pomysłu kto mógłby im podpaść, bo o ile dałabym radę pokombinować z wątkiem dotyczącym któregokolwiek z klubów, mam kompletną pustkę w głowie gdy chodzi o motyw zemsty. Tobie może się coś urodziło w głowie? ]

    Urquhart

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Dobra, to żeby zbytnio nie przedłużać – przyjmijmy, że nasza dwójka miała to szczęście i zostało im zlecone w ramach Koła Transmutacji przygotowanie jakiegoś projektu do przedstawienia. Ot, w ramach dopilnowania aktywności członków koła. Zebrali książki potrzebne do zrobienia opracowania i poszli na błonia, korzystać z ostatnich ładnych dni, nim na dobre utkną w murach zamku… I tu stawiam, że wydarzy się coś. Krążę myślami przy jakimś rannym zwierzaku wyłaniającym się z Zakazanego Lasu, kimś kto ewidentnie miał ślady brzydkiego uroku, może nawet czarnomagicznego i musieli pomóc… A może znaleźli przypadkiem jakiś przedmiot, ich oderwie od naukowych kwestii. Nie wiem, coś takiego. Aktualnie naprawdę paskudnie się czuję kolejny dzień z rzędu i kiepsko mi się myśli, a nie chcę Cię zostawiać z porzuconym wątkiem na czas nieokreślony, więc proponowałabym zacząć coś takiego i dać się ponieść fantazji w trakcie… Co Ty na to? ]

    Urquhart

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Dzięki, jestem bardzo wdzięczna! W tym czasie pokombinuję czym ich zaskoczyć :) ]

    Urquhart

    OdpowiedzUsuń
  10. [Cześć! Węgierskie wątki to trochę motywacyjny kopniak dla samej siebie, żeby cokolwiek związanego z językiem ruszyć ;)
    Myślę, jakby je tu ewentualnie połączyć, ale na razie nie mam konkretnych pomysłów. Zakładam, że raczej Ianthe nie kontynuuje astronomii na poziomie owutemów (bo kto kontynuuje?), więc pozostawałoby coś na linii uczennica - opiekun domu. Kontynuacja doradztwa zawodowego czy coś.]

    Kati

    OdpowiedzUsuń
  11. [Jeśli coś sensownego uda nam się znaleźć, to jasne.]

    Kati

    OdpowiedzUsuń
  12. [Pod inną kartą mi mignęło, że ojciec Ianthe pracuje w Departamencie Przestrzegania Prawa. To tylko luźno rzucę, że w takim razie musi znać ojca Katherine i jej braci - wszyscy trzej są aurorami - i w związku z tym może mieć na jej temat wyrobione zdanie. Niekoniecznie najlepsze ;)]

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie przepadał za pracą w grupie i na sam dźwięk takiej sugestii podczas zajęć dostawał nieprzyjemnych ciarek. Alexander zawsze był typem indywidualisty, niezbyt skorym do pokładania ufności w przekonaniu, że być może jego kompan w przygotowaniu projektu nie spieprzy sprawy. Nic więc dziwnego, że ledwo padło na Kole Transmutacji o tym, że zadanie miał do wykonania z kimś, w pierwszej chwili miał minę jakby przegryzł dopiero co wyjątkowo soczystą cytrynę. Szczęście w nieszczęściu, że przynajmniej nie miał powodów do gderania na to, z kim został przydzielony. Mógł trafić zdecydowanie gorzej, a praca z Ianthe nie wydawała się aż tak uciążliwa,, jak mogłaby być z kimś innym. Znał pannę Fawley na tyle dobrze, by mieć pewność, że ich wspólny projekt będzie na wysokim poziomie. Do tego nie zwykli skakać sobie do gardła, dzięki czemu sprawnie zapadła decyzja o przeniesieniu się z zatęchłej biblioteki na hogwarckie błonia skąpane w ostatnich promieniach letniego słońca.
    — Dobry pomysł, ale nie ryzykowałbym z tym, żeby część praktyczną robić spontanicznie na zajęciach — odparł, przerzucając kartki opasłego tomiszcza zawierającego kompleksowo wyjaśnione zagadnienia z zagrożeń płynących z nieumiejętnej transmutacji organizmów żywych. Co prawda nie wątpił, że pozostali członkowie koła będą z zainteresowaniem słuchać wykładu (a spróbowaliby nie…), ale istniała stanowczo za duża szansa, że mimo najszczerszych chęci nie uda im się popisowo spieprzyć danego zaklęcia, które potem mogliby w ramach prezentacji naprawiać. — Chyba, że zaprezentujemy na jakimś ochotniku — mruknął, uśmiechając się nieco złośliwie pod nosem. Znalazłoby się kilka osób, które chętnie potraktowałby nieudanym czarem, nawet jeżeli potem musiałby to odkręcać w ramach zaprezentowania przyswojonych umiejętności.
    Z cichym trzaskiem zamknął obszerną księgę trzymaną na kolanach, na moment unosząc spojrzenie na jedną z pokaźnych masek kałamarnicy. Wiedział, że magiczny stwór był niegroźny dla uczniów, ale doskonale pamiętał jak sam był podekscytowany na samym początku przygody w Hogwarcie, gdy dostrzegali macki wygrzewające się w promieniach słońca… Nic więc dziwnego, że grupka drugoklasistów pokrzykiwała z zachwytem, dyskutując kto był dość odważny by szturchnąć jedną z macek choćby sporym kijem.
    — Zobacz, zaznaczyłem tutaj kilka opisanych wypadków, które można spróbować odtworzyć — dodał, przesuwając do koleżanki książkę z której wystawało kilka kolorowych karteczek wepchniętych by zaznaczyć odpowiednie fragmenty. Podobnie jak Ianthe zdziwił się, że takie zagadnienie przypadło akurat im, ale nie zamierzał narzekać. Już i tak odnosił wrażenie, że wszystko na czym się skupiał, krążyło wokół zagadnień bezpośrednio związanych z perspektywą szkolenia aurorskiego. A jak się jakiś czas temu boleśnie przekonał, nie należało zapominać o innych dziedzinach nauki, gdyż mogły się okazać wyjątkowo potrzebne pewnego dnia… — Wydaje mi się, że szczególnie ten o nieudanej transformacji w zwierzę mógłby być wyjątkowo popisowy. To chyba czwarty z zaznaczonych — wskazał, już oczyma wyobraźni mając perspektywę co najmniej dwóch osób z szczurzymi uszami i ogonem…

    Urquhart

    OdpowiedzUsuń